Lucius napisał(a):
Biologiczną funkcją aktu seksualnego jest płodzenie potomstwa. Odczuwana w ten sposób przyjemność jest zachętą do podjęcia tego aktu, swoistą nagrodą. Nie jest jednakże tak, że akt został stworzony, zaplanowany bezpośrednio po to, aby dostarczać przyjemność. Humanae Vitae tego nie podważa, a jedynie traktuje o miłości małżeńskiej. Bardziej o miłości niż o samym akcie. Zwłaszcza cytowany przez Ciebie fragment. Pozwolę sobie zauważyć, iż on również skupia się na dzieleniu życia i przekazywaniu go dalej.
Ale funkcję prokreacyjną wymienia dopiero na końcu. Na początku jest miłość zmysłowa i duchowa, która ma trwać i wzrastać. W końcu człowiek nie jest zwierzęciem, które kieruje się jedynie zrywami natury.
Tu masz fragment KKK:
Cytuj:
2363 Przez zjednoczenie małżonków urzeczywistnia się podwójny cel małżeństwa: dobro samych małżonków i przekazywanie życia. Nie można rozdzielać tych dwóch znaczeń, czyli wartości małżeństwa, bez naruszenia życia duchowego małżonków i narażenia dobra małżeństwa oraz przyszłości rodziny.
Miłość małżeńska mężczyzny i kobiety powinna więc spełniać podwójne wymaganie: wierności i płodności.
Jak rozumieć dobro małżonków, jeśli np. lekceważy się orgazm kobiety? Która kobieta będzie chciała współżyć, jeśli jej mężczyzna nie będzie o nią dbał? "Dobro", którego doświadczy będzie ubogie...
Cytuj:
To godzenie sie na ewentualnego potomka nie jest niemożliwe przy niektórych rodzajach antykoncepcji: jeśli to stosunek przerywany, to możliwość poczęcia jest całkiem spora... wiele razy większa, niż przy współżyciu z npr. Być może małżeństwu wystarczy PI =30 - wiedzą, że przyjmą dziecko, gdyby się pojawiło.
Lucius napisał(a):
To już jest coś, to prawda, ale wydaje mi się, że wciąż jest to za mało. Poza tym mamy celowe i aktywne działanie skierowanie przeciwko możliwości poczęcia, a nie tylko wykorzystanie okresów, w których z naturalnych przyczyn ta możliwość jest ograniczona. Wciąż jednak, przyznam Ci, jest sporo miejsca na nadużycia, a dużo zależy od mentalności.
„Celowo i aktywnie” działam przeciwko możliwości poczęcia, skrupulatnie obserwując objawy płodności, interpretując je z uwagą i współżyjąc jedynie w fazie niepłodności poowulacyjnej (to nie jest „ograniczenie” płodności jak piszesz, tylko niepłodność w 100%, niepłodność bezwzględna)– i mam do tego prawo, choćby ze względu na mój wiek.
Cytuj:
Dlaczego tak brutalnie? Czy małżeństwo wykorzystujace prezerwatywy, współzyjące systematycznie co 2-3 dni "wrzuca w siebie jakiekolwiek jedzenie, zamiast przyrządzać i spożywać posiłek"? Sądzisz, że stosujący antykoncepcję nic innego nie robią, tylko na okrągło współżyją?
Lucius napisał(a):
Nie. Ale jednym z celów antykoncepcji przeciwstawionej NPR jest możliwość podjęcia współżycia w dowolnie wybranym momencie, nie licząc się z uwarunkowaniami organizmu kobiety. Mimo wszystko jest to wyraz dążenia do natychmiastowego, dowolnego zaspokojenia. Ewentualnie możliwości tegoż.
Poza tym, gdybym był kobietą, traktowałbym prezerwatywę jako obelgę. W moim odczuciu jest w niej coś upokarzającego dla kobiety. Na pewno w mniejszym stopniu, ale pigułka też może być upokarzająca dla mężczyzny.
Ja
jestem kobietą i prezerwatywa jest dla mnie jedynie kawałkiem cieniutkiej gumy, odpowiednio uformowanej. Nigdy natomiast nie przyjmowałabym pigułek, bo mają skutki uboczne, czasem bardzo przykre. Masz jednak prawo do własnych odczuć. Co do „nie liczenia się z uwarunkowaniami organizmu kobiety” – to właśnie domena npr – możliwość współżycia (o ile nie planuje się dziecka, a przez większość życia się nie planuje) w okresie, gdy (pozostańmy w konwencji spożywania posiłków) jeść się właściwie nie bardzo chce, w ogóle trochę mdli… to pms – zespół napięcia przedmiesiaczkowego, który potrafi zatruć życie npr-ki… ... wystarczy poczytać na jakimkolwiek forum dla npr-owców.
Lucius napisał(a):
Tak... okropna perspektywa, to najadanie się na zapas. Poza tym takie zaplanowanie życia i współżycie z tabeli to nie jest chyba to, o co w miłości małżeńskiej chodziło. Są oczywiście pozytywne strony, np. takie, że siłą rzeczy następuje dowartościowanie pozaseksualnych aspektów tejże miłości małżeńskiej i w ogóle małżeństwa. Ewentualnie, w szerszym rozumieniu ludzkiej seksualności, pozagenitalnych zachowań o charakterze seksualnym sensu largo. Starałbym się nie przeakcentowywać tego postu i zmuszenia, ale fakt jest faktem: NPR nie jest cudownym lekarstwem na wszystkie problemy i nie jest ideałem. Ideałem byłaby sytuacja, w której nie musielibyśmy się martwić o utrzymanie rodziny, własną przyszłość, przeludnienie itd. Niestety, mało ludzi może sobie na coś takiego pozwolić.
Bo ja wiem, czy to taki ideał… nie chciałabym być w ciąży 10 razy… Wolę już od czasu do czasu zjeść coś na zapas

Ale przyznam: wizja - npr jako mniejsze zło - to oryginalne stanowisko

Lucius napisał(a):
Nie wiem. W życiu "gumy" do ręki nie wziąłem, a na myśl, że kobieta mogłaby łykać piguły przed pójściem ze mną do łóżka, robi mi się cokolwiek smutno. Takie "uwalnianie" od ludzkiej natury do niczego dobrego człowieka nie prowadzi. Tylko autonomizuje przyjemność i przejaskrawia jej znaczenie... Czasem.
Skoro nie wiesz… to skąd stwierdzenie „już nawet nie tylko przyjemność, ale wręcz zaspokojenie popędów”? Czy ludzie, którzy znajdują się po obu stronach tej gumy nie mają w ogóle znaczenia?
Lucius napisał(a):
Nie do końca. Ale czy zaspokojanie popędów to jest seks, czy może masturbacja z użyciem drugiej osoby jako narzędzia?
Seks polega także na zaspokajaniu popędu.
Lucius napisał(a):
Przy antykoncepcji mamy za dużo warunków, zastrzeżeń, obliczeń, egoistycznych kalkulacji.
O wiele więcej ich przy npr, niestety..
Lucius napisał(a):
Załącza się liberalno-moralny imperatyw unikania ciąży i bycia dobrym w łóżku.
Co złego w byciu dobrym w łóżku? Dobre małżeństwo rozwija tę cechę w trakcie pożycia.
Pozdrawiam
