Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz sie 07, 2025 16:10



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 673 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 38, 39, 40, 41, 42, 43, 44, 45  Następna strona
 Antykoncepcja i planowanie rodziny 
Autor Wiadomość
Post 
Incognito - zakaz antykoncepcji dotyczy przede wszystkim Katolików - a nie Protestantów (choć i tak zdarza się, że "nie-katolicy" wybierają ten sposób życia ze względu na jego "ekologiczny" charakter).
2. Antykoncepcja do życia wcale nie jest potrzebna - a niesie ze soba wiele poważnych zagrożeń.
Dlatego też atak na czysto katolicki" sposób życia jest absolutnie nie uzasadniony


N lip 10, 2005 10:32

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
ddv163 napisał(a):
Incognito - zakaz antykoncepcji dotyczy przede wszystkim Katolików - a nie Protestantów (choć i tak zdarza się, że "nie-katolicy" wybierają ten sposób życia ze względu na jego "ekologiczny" charakter).

Prawda, ale chyba Kościół Katolicki kieruje swoje "orędzie" do wszystkich ludzi, jako że jest apostolski, hmm?

Seks też nie jest do życia potrzebny a niesie ze sobą wiele poważnych zagrożeń, więc cóż to za argument? :wink:
Ja rówież uważam, że NPR jest dobry, mam nadzieję, że w przyszłości okaże sie idealny dla mnie i mojej żony, ale jestem świadomy tego, że niekoniecznie musi tak być. Zrozum Ddv, że dla niektórych ludzi stosowanie się do nprowego cyklu to katorga, bo albo muszą się powstrzymywać gdy pragną się kochać, albo muszą się zmuszać, gdy nie mają ochoty - to wcale nie służy więzi małżeńskiej. Jestem zwolennikiem NPR bo jest zdrowy i nie ma w nim żadnych sztucznych barier (takich jak lateks), czyli jak sama nazwa wskazuje - jest naturalnie :-) Jednak jestem świadom, że są różni ludzie, którzy mają różne potrzeby i uważam odmawianie im używania prezerwatyw za niesprawiedliwe.


N lip 10, 2005 10:52
Zobacz profil

Dołączył(a): N lip 10, 2005 21:37
Posty: 3
Post 
Witam wszystkich serdecznie. Jeśli można, chciałabym zadać kilka pytań dotyczące metod naturalnych.

Jakie postępowanie proponuje NPR parom, w których jedna osoba jest zarażona wirusem HCV? (można też jako przykład podać HIV, ale wobec ogromnego rozpowszechnienia infekcji wirusem zapalenia wątroby typu C /HCV/ jest to chyba bardziej "życiowy" przykład...) Jest wówczas oczywiste, że jedyna metodą uchronienia drugiego partnera przed zarażeniem jest stosowanie prezerwatyw.
Para taka stosuje więc prezerwatywy zawsze (poza okresem starania się o dziecko, jeśli oczywiście taką decyzję podejmie, narażając się wówczas oczywiście na zarażenie drugiej osoby oraz ew. dziecka. Dodam, że jest to ryzyko niewielkie, ale obecne i kumulujące się w czasie).
Czy w takiej sytuacji NPR daje "dyspensę" od stosowania się do schematu dni płodnych i niepłodnych oraz od bezwzględnego zakazu stosowania prezerwatyw? Czy np należałoby współżyć jedynie w dni niepłodne, wprawdzie z prezerwatywą, ale zachowując naczelną zasadę NPR?
Jak sie ma taka sytuacja do ideologii NPR?

Zaintrygowała mnie opinia, jaką usłyszałam na swoich własnych naukach przedmałżeńskich: para, która je prowadziła, wyznała, że przez pewien czas (ponad rok) owa kobieta z powodu choroby musiała przyjmować leki, które w wypadku ew. poczęcia mogłyby spowodować wady płodu. W związku z tym zaprzestali na ten czas współżycia.
Co mają zrobić pary, w których kobieta lub mężczyzna zażywają przewlekle leki teratogenne - czyli w ich przypadku poczęcie równałoby się narażeniu dziecka na wady rozwojowe? Jakią mają przyjąć opcję? Niestety żaden lekarz nie zaleci im wóczas NPRu, tak samo jak żaden lekarz nie zaleci im pojedynczej metody antykoncepcji (należałoby zastosować dwie naraz).
Takich osób (z chorobami przewlekłymi, przyjmujących niebezpieczne dla płodu leki, ale płodnych i mających ochotę na współżycie) jest naprawdę wiele.

Ostatnia wątpliwość - co z wyjściowo płodnymi kobietami, które przyjmują na stałe leki hormonalne np z powodu ciężkiego trądziku, mające oczywiście równoczesne działanie antykoncepcyjne? Czy mają uznać to wskazanie za zbyt błahe (mam na myśli trądzik) i zaprzestać przyjmowania leków, czy po prostu korzystać z tego działania ubocznego? Myślę, że dla niektórych będzie to punkt wyjścia do dyskusji, ale trądzik bywa nie tylko problemem kosmetycznym, ale również poważnymi schodzeniem, z bardzo negatywnymi konsekwencjami. Oczywiście w konkretnym przypadku (trądziku u konkretnej dziewczyny) zawsze będzie oceną subiektywną, jakiego rodzaju jest on problemem :-)

Jako nowa na tym forum - jeszcze raz pozdrawiam wszystkich serdecznie. Może ktoś zainteresuje się moim pytaniami,
Joanna


Pn lip 11, 2005 0:06
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Cytuj:
czy po prostu korzystać z tego działania ubocznego?

No i tu jeden - być może najprostszy do odpowiedzenia problem... Jeśli kobieta przyjmuje leki hormonalne działające antykoncepcyjnie z powodów medycznych, to nie musi powstrzymywać się od współżycia (chyba, że lek ma "przy okazji" działanie wczesnoporonne, ale to już dygresja). Kwestia ważności problemu i ewentualnych innych sposobów leczenia - myślę - jest w pewnych granicach płynna i do rozwiązania we własnym sumieniu, może po rozmowie ze spowiednikiem. Ale w momencie, gdy mówisz o "korzystaniu" - mówisz o nastawieniu, w którym działanie antykoncepcyjne leku jest wprawdzie nie jedynym - ale chcianym skutkiem...

Myślę że nie chodzi o "schemat" czy o okresową wstrzemięźliwość dla samej wstrzemięźliwości, a o nastawienie, które akceptuje możliwość ciąży, nawet jeśli jej nie planuje. O nastawienie, które kocha to dziecko, które może się począć, nawet jeśli wydaje się, że w danym momencie to najgłupsza decyzja na świecie. O zaufanie.

Cytuj:
poczęcie równałoby się narażeniu dziecka na wady rozwojowe

Lepiej nie istnieć, niż urodzić się z wadą?
Wiem, że są wady straszne. Wiem, że takie życie jest trudne. I dziecka i rodziny. Ale czy nie ma sensu?
Wiem również, że niektóre wady są letalne - tzn dochodzi do wczesnego samoistnego poronienia - które boli tak samo, jest stratą dziecka...
Wiem również, że część leków można zmienić na mniej teratogenne. Że można "zaplanować" ciążę. Z drugiej strony - bywa, że sama choroba miałaby szansę zabić dziecko skuteczniej, więc nie sposób ich całkiem odstawić. Z trzeciej - nie jest powiedziane, że dziecko MUSI się urodzić uszkodzone...
Łatwo się to piszę, gdy problem mnie nie dotyczy - nie mówię, że to proste... Ale jednak życie ma sens, nawet takie okaleczone............

I pytanie o zabezpieczenie przed zakażeniem HCV i HIV w małżeństwie (na HBV czyli WZW typu B można się zaszczepić)...
Gdzieś z pół roku temu może przy jakiejś okazji padło pytanie, czy żona ma moralne prawo zabezpieczać się prezerwatywą w sytuacji gdy mąż jest zakażony wirusem HIV. Padła odpowiedź, że tak... Nie wiem, czy i jaki był dalej los tego pytania. Ale jest to znów sytuacja, gdy nie chodzi o działanie antykoncepcyjne, a o zachowanie zdrowia drugiej strony, myślę że podobna do leczenia hormonalnego, które "przy okazji" działa antykoncepcyjnie.

I jeśli rzecz w postawie, a nie w schemacie - nie wiem, czy jest konieczność pilnowania dni płodnych i niepłodnych...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Pn lip 11, 2005 6:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt mar 09, 2004 21:33
Posty: 732
Post 
ddv163 napisał(a):
Nadal nie rozumiem dlaczego :
1.usiłujesz bronić antykoncepcji


bo poza mnóstwem wyssanych z palca oszczerstw nie zdołałeś powiedzieć co jest w niej złego - przeciwnie - jeśli jakaś idea musi być broniona poprzez wprowadzanie w bąd, to znaczy, że nie jest zbyt wiele warta

Powtarzam - chodzi o antykoncepcje, a nie ośrodki wczesnoporonne. Nie próbuj znowu kłamać, że bronię tych drugich!



Cytuj:
2.atakujesz nauczanie Kościoła w tej sprawie ...

a Ty atakujesz nauczanie kościoła w tej sprawie (protestanckiego) :D

po prostu mam inne zdanie i o tym piszę - atakujesz Ty ddv

czy ja zarzuciem komukolwiek grzech? czy ja kogokolwiek oczerniałem, tak jak Ty?

NIE!

więc nie pisz o atakowanku tylko sam przestań atakować swymi brutalnymi oszczerstwami!


Cytuj:
Tymczasem - niezależnie od tych wszystkich brudów jakie w tych sprawach są na Kościól wylewane Kościół Katolicki dzięki swym działaniom bardzo skutecznie broni życia od momentu narodzin aż do naturalnej śmierci

nie wiem czy "bardzo" skutecznie, ale gdybyś nie był tak uprzedzony, to byś umiał doceniić, że kościoły protestanckie (ewangelikalne) są sojusznikiem KK w obronie życia.


Obawiam sie jednak, że KK swoim odstręczaniem ludzi od antykoncepcji doprowadził do tego, że poczęło się bardzo wiele istnień ludzkich, które zostały zabite - to sa tysiące borcji, do których mogłoby nie dojść, gdyby nie surowe i nielitościwe nauczanie KK na temat antykoncepcji.


Pn lip 11, 2005 16:30
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt mar 09, 2004 21:33
Posty: 732
Post 
jo_tka napisał(a):
Cytuj:
poczęcie równałoby się narażeniu dziecka na wady rozwojowe

Lepiej nie istnieć, niż urodzić się z wadą?


przesadziłaś!

i to mocno przesadziłaś!

przeciez teoretycznie każde jajeczkowanie u kobiety nie zkończone zapodnieniem to jest byt ludzki, który mógłby istnieć, ale nie istnieje!

W tym momencie sam Kościół przyczynia się do "nieistnienia" milionów dzieci poprzez śluby zakonne, zakaz seksu przedmałżeńskiego, nawet metodę naturalną...

albo coś strasznie namotałaś, albo ten "kompleksowy program" osiągnął poziom jekiegoś totalnego obłędu...


Pn lip 11, 2005 16:43
Zobacz profil

Dołączył(a): N lip 10, 2005 21:37
Posty: 3
Post 
Jo_tka, bardzo dziękuję za Twoją odpowiedź.
Masz rację, problem sprowadza się do nastawienia, to jest sedno całej sprawy. Nastawienie jest jednak sprawą bardzo delikatną. Nie sądzę, aby większość z nas mogła określić swoje nastawienie jako zupełnie "czystą intencję" i przeciwstawić ją całkowicie chęci korzystania czy "używania". Jesteśmy raczej gdzieś pośrodku, albo wręcz: nie zawsze możemy określić swoje prawdziwe motywy. To tak, jak w odwiecznym problemie: czy pomagam bliźniemu z czystej i niczym niezakłóconej woli niesienia mu pomocy, czy też choć trochę powoduje mną pragnienie postawienia się w szczytnej roli "niosącego pomoc" lub też nadzieja nie to, że delikwent kiedyś mi się odwdzięczy? Myślę, że tak jak natura ludzka nie jest doskonała, tak i nie zawsze są doskonałe nasze intencje.
Moje przydługie wywody wynikają z tego, w co sama wplątałam się w moim mailu, a co mi wytknęłaś, mianowicie określenia "korzystać z okazji" w tamtym kontekście.
Skoro mamy oboje ochotę kochać się w danym dniu i wiemy, że jest to dzień bezpłodny (na podstawie cyklu lub na skutek zażywanych przeze mnie leków), to po prostu korzystamy z okazji i to robimy, bo za kilka dni np. sytuacja się zmieni i mimo takiej chęci będziemy musieli wybrać wstrzemięźliwość (np dzień będzie płodny, będę mieć miesiączkę, wyjadę itp). To może trochę tak, jak korzystanie z okazji, że dzieci nie ma w domu ;-)) Czy to źle? Nie wiem... Przecież jeśli jesteśmy razem, pragniemy się, mamy ochotę się kochać, to nawet stosując metody NPR wyczekujemy dni niepłodnych i wtedy "korzystamy z okazji". czyż nie tak? Człowiek jest przecież osobą silnie seksualną i wyraża również w ten sposób swoje najpiękniejsze uczucia - miłość, bliskość, czułość.
Jeśli lek działa antykoncepcyjnie, ale nie było moim celem wywołanie takiego działania (tylko leczenie choroby), ale fakt jest faktem - raczej nie zajdę wówczas w ciążę - to czy nie można mi się cieszyć z tego, że możemy współżyć w tych dniach, w których mamy na to ochotę? Czy to oznacza, że powinnam powstrzymywać swoje zadowolenie z tego, że akurat przypadkiem mogę tego konkretnego dnia współżyć z mężczyzną, którego kocham? Przepraszam, wpadam w patos ;-)
Nastawienie przyjazne życiu jest moim zdaniem czymś innym. Stosując dowolną metodę antykoncepcji lub NPR każdy rozsądny człowiek wie, że nie grawantuje sobie 100% pewności, że nie dojdzie do poczęcia. Jest to oczywiste. Podejmując współżycie jest oczywiste, że można w konsekwencji począć dziecko, niezależnie od stosowanych metod planowania koncepcji. Postawa "otwarta na życie" to taka, gdy niezależnie od stosowanej metody planowania rodziny wiemy, że możemy powołać (mając na to mniejszą lub większą szansę) nowe życie i wiemy, że jeśli się pojawi, przyjmiemy je z miłością, jako owoc naszej miłości - może w danej chwili nieplanowany, ale przecież "brany pod uwagę" (choćby tylko na podstawie zdrowego rozsądku).
Podobnie niezależnie od stosowanych metod planowania rodziny można prezentować postawę "zamkniętą na życie": - czyli panicznie bać się ciąży lub po prostu zachowywać się tak, jakby ta zależność nie istniała - nieodpowiedzialnie podchodzić do daru, jakim jesteśmy obdarzeni (mam na myśli płodność).
Co o tym myślicie? Zdaję sobie sprawę, że jest to rozumowanie dla wielu osób bardzo gorszące, wręcz ryzykowne, ponieważ pomija rozdział "sztucznych" i naturalnych metod planowania koncepcji. Ale ja tak to widzę i nie bardzo mogę znaleźć jakikolwiek punkt styczny między postawą człowieka (akceptacją możliwości ciązy) a metodą planowania rodziny. podnosi się tu często argument "prawdopodobieństwa" - tzn tezę, że więcej osób stosujących antykoncepcję prezentuje postawę zamkniętą na życie, ale sami przyznacie, że nie może to być przecież argument w tej duskusji. Nie rozmawiamy o tym, co robi większość, ale o naszych poglądach i przekonaniach.
Przepraszam Cię jo_tka, ale nie mogę absulutnie zgodzić się z tezą, sugerowaną w Twoim pytaniu "lepiej nie istnieć, niż urodzić się z wadą?". uważam za skrajną nieodpowiedzialność świadome narażanie dziecka na możliwość urodzenia się z obciążeniem wadami. Troszkę w tym demagogii, bo Twoje pytanie powinno brzmieć "lepiej urodzić dziecko nienarażone na podwyższone ryzyko wad lub je adoptować, czy stwarzać ryzyko urodzenia dziecka z wadami wrodzonymi?". To jest alternatywa, przed którą staje się w sytuacji opisanej w naszej rozmowie (zażywania przewlekle leków teratogennych). Oczywiście, jeśli można je na jakiś czas odstawić, zmienić na nieszkodliwe - problem znika na ten właśnie czas, Czy nie wydaje Wam się, że za mało promuje się adopcję? Myślę, że wiele kobiet cierpi ogromne rozterki, które można byłoby rozwiązać właśnie na tej drodze - nie narażając matki na konsekwencje zmiany lub odstawienia leczenia, ani jej biologicznego dziecka na wady.
Oczywiście, że każde życie ma sens, nawet - tak jak piszesz - okaleczone, ale nie uważałabym tego za usprawiedliwienie dla świadomego narażania potomka na wady (nawet, jeśli ryzyko jest małe i chciałoby się powiedzieć " a nuż się uda").
Hmmm, myślę, że pozostaje nam mieć nadzieję, że nigdy nie staniemy w obliczu takich problemów. ja jednak spotykam takich ludzi bardzo dużo, stąd moje uparte drążenie tematu..

Jeszcze raz dzięki za podjęcie tamatu,
pozdrawiam wszystkich,
joanna


Pn lip 11, 2005 17:02
Zobacz profil
Post 
Motek !
Niezależnie od tego, jakie ty sobie przyjąłeś własne zasady - reszta świata kieruje się i tak własnymi ... Sprawę różnic pojeciowych tłumaczyłem już w tym temacie - w poście:
viewtopic.php?p=66531#66531
ddv163 napisał(a):

Znaczenie "słownikowe" znaczeniem słownikowym - jednak w powszechnie pojętym znaczeniu "antykoncepcja" to sztuczna ingerencja w płodność, tymczasem "regulacją poczęć" lub "planowaniem rodziny" (nie do końca zresztą słusznie) przyjęło się nazywać metody naturalne.
Zarówno "planowanie rodziny"; "regulację poczęć" jak i "antykoncepcję" można zastosować bowiem jako Metody planowania rodziny.

Zasadniczym zadaniem metod - zarówno naturalnych jak i tych "ingerencyjnych" jest po prostu ... planowanie rodziny.
Lecz w tym miejscu podobieństwo się już kończy - bowiem różnią się te metody sposobem dojścia do celu - jakim jest reglulacja poczęć.
-O ile zatem zastosowanie metod naturalnych, polegających na niedopuszczeniu do poczęcia poprzez obserwację naturalnego cyklu płodności kobiety kończy się w momencie poczęcia (ogranicza te metody pojęcie "otwartości na życie")
- o tyle "metody ingerencyjne" dają nieco więcej możliwości - bowiem do metod ingerencyjnych (antykoncepcji) zalicza się również środki wczesnoporonne - takie jak np. spirala czy też "pigułka po" oraz - dalszym rozwinięciem pojęcia "antykoncepcji" i związanej z nią "nieotwartości na życie" ( słusznie nazywanej również nieco inaczej - "strachu przed poczęciem") - może być aborcja.

A nauczanie papieskie podtrzymujące zakaz antykoncepcji mówi wyraźnie:
Cytuj:
Już Sobór Watykański II w jednej z wypowiedzi, która do dziś zachowała swą dramatyczną aktualność, potępił stanowczo liczne zbrodnie i zamachy wymierzone przeciw życiu ludzkiemu. Przypominając po trzydziestu latach słowa Soboru, raz jeszcze i równie stanowczo potępiam w imieniu całego Kościoła te przestępstwa, w przekonaniu, że wyrażam w ten sposób autentyczne odczucia każdego prawego sumienia: „Wszystko, co godzi w samo życie, jak wszelkiego rodzaju zabójstwa, ludobójstwa, spędzanie płodu, eutanazja i dobrowolne samobójstwo; wszystko, cokolwiek narusza całość osoby ludzkiej, jak okaleczenia, tortury zadawane ciału i duszy, próby wywierania przymusu psychicznego; wszystko, co ubliża godności ludzkiej, jak nieludzkie warunki życia, arbitralne aresztowania, deportacje, niewolnictwo, prostytucja, handel kobietami i młodzieżą; a także nieludzkie warunki pracy, w których traktuje się pracowników jak zwykłe narzędzia zysku, a nie jak wolne, odpowiedzialne osoby: wszystkie te i tym podobne sprawy i praktyki są czymś haniebnym; zakażając cywilizację ludzką bardziej hańbią tych, którzy się ich dopuszczają, niż tych, którzy doznają krzywdy, i są jak najbardziej sprzeczne z czcią należną Stwórcy”5.

4. Niestety, te niepokojące zjawiska bynajmniej nie zanikają, przeciwnie, ich zasięg staje się raczej coraz szerszy: nowe perspektywy otwarte przez postęp nauki i techniki dają początek nowym formom zamachów na godność ludzkiej istoty, jednocześnie zaś kształtuje się i utrwala nowa sytuacja kulturowa, w której przestępstwa przeciw życiu zyskują aspekt dotąd nieznany i — rzec można — jeszcze bardziej niegodziwy, wzbudzając głęboki niepokój; znaczna część opinii publicznej usprawiedliwia przestępstwa przeciw życiu w imię prawa do indywidualnej wolności i wychodząc z tej przesłanki domaga się nie tylko ich niekaralności, ale wręcz aprobaty państwa dla nich, aby móc ich dokonywać z całkowitą swobodą, a nawet korzystając z bezpłatnej pomocy służby zdrowia.

(...)
13. Aby ułatwić rozpowszechnianie stosowania aborcji, zainwestowano i nadal inwestuje się ogromne fundusze w produkcję środków farmaceutycznych, pozwalających na zabicie płodu w łonie matki w taki sposób, że nie jest konieczna pomoc lekarza. Wydaje się, że prawie wyłącznym celem badań naukowych w tej dziedzinie jest uzyskiwanie produktów coraz prostszych w użyciu i coraz skuteczniej niszczących życie, a zarazem pozwalających na wykonywanie przerywania ciąży bez żadnej społecznej kontroli i odpowiedzialności.
[dodam - np. "postinor", metoda youzpego, niektóre ze środków zawierające gestageny - ddv ]

Twierdzi się często, że antykoncepcja, jeśli jest bezpieczna i dostępna dla wszystkich, stanowi najskuteczniejszy środek przeciw aborcji. Zarzuca się też Kościołowi katolickiemu, że w rzeczywistości sprzyja rozpowszechnieniu się przerywania ciąży, ponieważ uparcie obstaje przy swojej nauce o moralnej niegodziwości antykoncepcji. Taka argumentacja okazuje się w rzeczywistości zwodnicza. Być może wielu ludzi rzeczywiście stosuje środki antykoncepcyjne po to, aby nie narażać się później na pokusę aborcji. Jednakże antywartości wszczepione w „mentalność antykoncepcyjną” która jest czymś zupełnie odmiennym od odpowiedzialnego ojcostwa i macierzyństwa, przeżywanego w poszanowaniu pełnej prawdy aktu małżeńskiego — sprawiają, że ta właśnie pokusa staje się jeszcze silniejsza, jeżeli dojdzie do poczęcia „nie chcianego” życia.
W istocie, kultura proaborcyjna jest najbardziej rozpowszechniona właśnie w środowiskach, które odrzucają nauczanie Kościoła o antykoncepcji. Z pewnością antykoncepcja i przerywanie ciąży, z moralnego punktu widzenia, to dwa zasadniczo różne rodzaje zła: jedno jest sprzeczne z pełną prawdą aktu płciowego jako właściwego wyrazu miłości małżeńskiej, drugie niszczy życie ludzkiej istoty; pierwsze sprzeciwia się cnocie czystości małżeńskiej, drugie zaś jest sprzeczne z cnotą sprawiedliwości i bezpośrednio łamie Boże przykazanie „nie zabijaj”.

Mimo tej odmiennej natury i ciężaru moralnego pozostają one bardzo często w ścisłym związku, niczym owoce jednej rośliny. To prawda, że nie brak przypadków, w których człowiek ucieka się do antykoncepcji lub nawet do aborcji pod wpływem licznych trudności egzystencjalnych, które jednak nikogo nie zwalniają z obowiązku pełnego zachowywania prawa Bożego. W bardzo wielu przypadkach korzenie tych praktyk tkwią w hedonistycznej i nieodpowiedzialnej postawie wobec życia płciowego i oparte są na egoistycznej koncepcji wolności, która widzi w prokreacji przeszkodę dla pełnego rozwoju osobowości człowieka. Życie, które może się począć ze współżycia mężczyzny i kobiety, staje się zatem wrogiem, którego trzeba bezwzględnie unikać, zaś przerwanie ciąży jest jedyną możliwością w przypadku niepowodzenia antykoncepcji.

Niestety, ścisła więź łącząca na płaszczyźnie mentalności praktykę antykoncepcji z przerywaniem ciąży staje się coraz bardziej oczywista, czego wysoce niepokojącym dowodem jest produkcja środków chemicznych, wkładek wewnątrzmacicznych oraz szczepionek, które są równie łatwo dostępne jak środki antykoncepcyjne, ale w rzeczywistości doprowadzają do przerwania ciąży w najwcześniejszych stadiach rozwoju życia nowej istoty ludzkiej.

(cytaty z "Evangelium Vitae")

Wzrost sprzedaży środków antykoncepcyjnych również nie zahamował fali aborcji na świecie - wręcz przeciwnie...
Jedynym praktycznym skutecznym środkiem okazał się ... nakaz prawny zakazujący aborcji.
To są własnie realne efekty działania Kościoła Katolickiego.
Możesz się zatem obrażać - ile chcesz. Na cały świat - bo nie jest zgodny z Twoimi wyobrażeniami. Mozesz obrażać się na mnie, na Katolików, na Papieża - Twoja sprawa. Niezależnie od tego - nauczanie papieskie mówi prawdę o antykoncepcji i jej skutkach .
Tak, Motku - zakaz antykoncepcji to cząstka z programu walki o życie w ogóle - i o godne życie dla człowieka w szczególności.
Godne - to wcale nie znaczy "superłatwe" lub też dające pozory łatwego ...
Często - jest to życie pozornie trudniejsze - jednak o wiele piękniejsze ...

Niezależnie od tego, czy się obrazisz, czy nie - to właśnie jedynie Katolicy opracowali kompleksowy program walki o życie - pocżąwszy od momentu narodzin - aż do naturalnej śmierci.
I to właśnie oni konsekwentnie walczą o życie ludzkie - niezależnie od tego, ile "łatek" zostanie nam przyklejonych niezależnie tego, ile paszkwili bądź niewłaściwych ocen zostanie Kościołowi przypisanych, niezależnie od tego, ile Wiernych zostanie odciągnietych od Kościoła propozycją "łatwego życia" bez Wiary (bądź na skutek negowania zasadności nauczania Koscioła).


Pn lip 11, 2005 23:16
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
A propos tego zdania o wadach.
Anowa, nie ja decyduję o poczęciu się życia. Nie ode mnie ono zależy. Jeśli to dziecko nie będzie miało zaistnieć, to nie zaistnieje nawet, jeśli będę współżyła w dni płodne i bez zabezpieczeń. Natomiast jeśli się pocznie, to jest ważne i potrzebne nawet, jeśli się urodzi z wadą.

Przecież nie mówię, żeby kwestii leków teratogennych nie uwzględniać w swoich planach. Czasem można je nie tyle odstawić co zamienić - ale to już dygresja, i na pewno nie wszystkie.

Ale różnica - wydaje mi się - jest w tym - porównaj stwierdzenia:
"nie planuję w żaden sposób, uważam, że to nie byłoby dobre i zgodnie z tym działam, ale nie moja, a Twoja wola niech się stanie"

"uważam że to nie byłoby dobre, więc zrobię wszystko, żeby temu zapobiec, a jeśli Ty uznasz mimo wszystko, że tak ma być, to już Twoja wola"


Różnica jest bardzo subtelna - w spojrzeniu na wolę Boga. Jedno jest zgodą na jej prymat, drugie - w przerysowaniu może, takim stwierdzeniem - "jeśli się uprzesz to i tak będzie jak Ty chcesz, i wtedy się z tym zgodzę, ale na razie to się będę upierać przy swoim"...

O narażaniu dziecka na wady można mówić, jeśli matka decyduje się na leki teratogenne będąc w ciąży. Czasem jest to konieczne. Jeśli naraża się na kontakt z czynnikami teratogennymi (a co ma np zrobić, jeśli jej starsze dziecko zachoruje na różyczkę, a ona dotąd nie chorowała, a jest w pierwszym trymestrze?)

Ale jeśli mówimy o stanie przed poczęciem, to mówimy o narażanie dziecka na istnienie, które może być "niepełnosprawne".

Anowa - myślę, że powstrzymywanie zadowolenia z tego, że możesz się kochać ze swoim mężem jest: a) niemożliwe; b) absurdalne. Jakim cudem miałabyś się nie cieszyć? Jedyne co możesz to próbować sobie wmówić że nie czujesz przyjemności i radości (tylko po co?). W ten sposób należałoby wymagać od kobiety bezpłodnej, żeby: a) nie współżyła w dni potencjalnie dla innych płodne lub b) nie cieszyła się z możliwości współżycia z mężem w dni zazwyczaj dla innych płodne...

Wiem, że to wszystko na poziomie doznań jest bardzo wymieszane, ale nie o doznania chodzi, a o intencję. Znów - może przerysowując - trochę czym innym są stwierdzenia:
"cieszę się, że możemy być razem, nawet jeśli możliwość tę stwarza nam lek, który przy okazji działa antykoncepcyjnie",

"jak wspaniale że akurat muszę to brać, bo możemy być razem, a normalnie byśmy nie mogli"

"fajnie - leczę się, więc mogę nie czuć się winna, a mam problem z głowy, w ciążę nie zajdę"


Cytuj:
niezależnie od stosowanych metod planowania rodziny można prezentować postawę "zamkniętą na życie" - czyli panicznie bać się ciąży lub po prostu zachowywać się tak, jakby ta zależność nie istniała - nieodpowiedzialnie podchodzić do daru, jakim jesteśmy obdarzeni

Z pewnością. Można być zamkniętym na życie stosując NPR i nie jest dobre bezrefleksyjne korzystanie z własnej płodności.

Ale rzecz chyba leży w podejściu do woli Boga - pisałam to przy lekach teratogennych. Gdzie w tym wszystkim jest Bóg i fakt, że to On ostatecznie daje życie? Czy - wybierając jakąś drogę, zostawiam (w sercu) miejsce na Jego działanie, czy stwierdzam, że przyjmę Jego wolę, jak się uprze, ale na razie to moja wola mnie interesuje?

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Wt lip 12, 2005 5:59
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz sie 12, 2004 10:25
Posty: 254
Post 
jo_tka napisał(a):
Ale rzecz chyba leży w podejściu do woli Boga - pisałam to przy lekach teratogennych. Gdzie w tym wszystkim jest Bóg i fakt, że to On ostatecznie daje życie? Czy - wybierając jakąś drogę, zostawiam (w sercu) miejsce na Jego działanie, czy stwierdzam, że przyjmę Jego wolę, jak się uprze, ale na razie to moja wola mnie interesuje?

Zgadzam się dziewczyny ze wszystkim o czym piszecie! Bardzo ładnie to ujęłaś jo_tko!
Jest jednak pewien mały "zgryz": gdzie przebiega granica między rodzicielską odpowiedzialnością a całkowitym poddaniem się woli Boga (czyt. wypełnianiem kościelnych nakazów)? Wiem, że jedno drugiego nie wyklucza, może (a nawet powinno) się uzupełniać, no ale pytanie istnieje, przynajmniej dla mnie.
Przerysowując (jak mówi jo_tka :) ) można rozpatrzyć dwie sytuacje:
- małżeństwo, np. ze wspólnoty neokatechumenalnej - całkowite poddanie się woli Bożej, brak jakichkolwiek metod regulacji poczęć, pełna otwartość na nowe życie - czy o nich można powiedzieć, że są nieodpowiedzialni? Skoro są w pełni świadomi swoich działań to oczywiście, że nie! Tak może to wyglądać tylko z boku, dla kogoś kto nie rozumie czym ci rodzice są motywowani - pełną wiary ufnością w Bożą dobroć;
- małżeństwo stosujące nowoczesne wieloobjawowe metody naturalne - powstrzymują się od współżycia w okresie płodnym, notorycznie odwlekając poczęcie na późniejszy okres, tłumacząc się np. "niezadowalającymi" warunkami (materialnymi, socjalnymi itp.).

Czy to drugie małżeństwo nie ufa Bogu? Przecież to On jest dawcą życia. Mogliby zdecydować się na dziecko, ale tego nie chcą, odwołując się do swojej odpowiedzialności rodzicielskiej.
Czy robią źle?

Anowa, słusznie zauważyłaś, że często nie jesteśmy w stanie w sposób jasny i obiektywny ustalić swojej motywacji, swojego nastawienia. Zgadzam się też, że postawa "otwarcia na życie" nie musi być wcale determinowana określoną metodą regulacji poczęć. To przecież nie jest kwestia techniki tylko nastawienia!


Wt lip 12, 2005 9:15
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
motek napisał(a):
Bo Ty lepiej niż ja wiesz jak wyglada moje życie? - nie ośmieszaj sie ddv - za kogo sie uważasz, za Ducha Świętego?


Nie bezpośrednio, ale pośrednio, głosząc nauki KK, w którym jest Duch Święty, można zakładać, że lepiej od samego podmiotu wie się, co jest dla niego dobre a co nie. Oczywiście to konsekwencja wiary w świętość KK i obecność w nim Ducha Świętego, ale to chyba dogmat?


Wt lip 12, 2005 14:33
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt mar 09, 2004 21:33
Posty: 732
Post 
jo_tka napisał(a):
Cytuj:
niezależnie od stosowanych metod planowania rodziny można prezentować postawę "zamkniętą na życie" - czyli panicznie bać się ciąży lub po prostu zachowywać się tak, jakby ta zależność nie istniała - nieodpowiedzialnie podchodzić do daru, jakim jesteśmy obdarzeni

Z pewnością. Można być zamkniętym na życie stosując NPR i nie jest dobre bezrefleksyjne korzystanie z własnej płodności.

Ale rzecz chyba leży w podejściu do woli Boga

wyłącznie

Równiez w przypadku małzęństw, które korzystaja z antykoncepcji!

Przyjęta metoda planowania o niczym nie przesądza.


Cytuj:
pisałam to przy lekach teratogennych. Gdzie w tym wszystkim jest Bóg i fakt, że to On ostatecznie daje życie?

czy umiecie nie mieszac antykoncepcji z aborcją?

ja rozumiem, że wtedy trudniej jest wam antykoncpecje krytykowac, ale sa pewne normy uczciwej dyskusji.


Cytuj:
Czy - wybierając jakąś drogę, zostawiam (w sercu) miejsce na Jego działanie, czy stwierdzam, że przyjmę Jego wolę, jak się uprze, ale na razie to moja wola mnie interesuje?


jesli, jak gorliwie zapewnia ddv, NPR jest skuteczniejsza od np. kondoma, to kto jest mniej otwarty?
Ten kto decyduje sie na metode mniej zawodną, to oczywiste.



Color napisał(a):
Jest jednak pewien mały "zgryz": gdzie przebiega granica między rodzicielską odpowiedzialnością a całkowitym poddaniem się woli Boga (czyt. wypełnianiem kościelnych nakazów)? Wiem, że jedno drugiego nie wyklucza, może (a nawet powinno) się uzupełniać, no ale pytanie istnieje, przynajmniej dla mnie.
Przerysowując (jak mówi jo_tka :) ) można rozpatrzyć dwie sytuacje:
- małżeństwo, np. ze wspólnoty neokatechumenalnej - całkowite poddanie się woli Bożej, brak jakichkolwiek metod regulacji poczęć, pełna otwartość na nowe życie - czy o nich można powiedzieć, że są nieodpowiedzialni? Skoro są w pełni świadomi swoich działań to oczywiście, że nie! Tak może to wyglądać tylko z boku, dla kogoś kto nie rozumie czym ci rodzice są motywowani - pełną wiary ufnością w Bożą dobroć;
- małżeństwo stosujące nowoczesne wieloobjawowe metody naturalne - powstrzymują się od współżycia w okresie płodnym, notorycznie odwlekając poczęcie na późniejszy okres, tłumacząc się np. "niezadowalającymi" warunkami (materialnymi, socjalnymi itp.).


skomplikuje tą sytuację trzecim przykładem (bynajmniej wcale nie przerysowanym):

bogobojne małżeństwo np. protestanckie, stosujące antykoncepcję. Średnio raz na półtora roku decydują się odstawić środki zapobiegające ciąży i w ten sposób dorobili sie juz czwórki dzieci i myślą o co najmniej jeszcze jednym.

Otwarci na życie, czy nie?

poprosze o krótka odpowiedź.


Wt lip 12, 2005 14:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
motek napisał(a):
Ale ddv nie mówi o tm, co jest dla mnie lepsze - on sugeruje co ja rzekomo robię

on sugeruje, że ja traktuję żone przedmiotowo, że nie umiem panowac nad popędami, że nie lubię dzieci itd.


Niczego takiego nie mogę się doczytać, przynajmniej w ostatnich postach ddv z tego wątku.

motek napisał(a):
mówiac bez ogródek on po porostu kłamie!

Wierzę, że Duch Święty nie kłamie, pozostaje więc tylko jedno: KK kłamie twiedząc, że jest prowadzony przez Ducha Świętego.


Trochę słaby ten dowód, bo w końcu ddv to nie KK, ani nawet nie papież. Nawet jeśli ddv kłamie, to nie wynika z tego, że KK nie jest prowadzony przez Ducha Świętego.


Wt lip 12, 2005 14:51
Zobacz profil

Dołączył(a): N lip 10, 2005 21:37
Posty: 3
Post 
jo_tka napisał(a):
A propos tego zdania o wadach.
Anowa, nie ja decyduję o poczęciu się życia. Nie ode mnie ono zależy. Jeśli to dziecko nie będzie miało zaistnieć, to nie zaistnieje nawet, jeśli będę współżyła w dni płodne i bez zabezpieczeń. Natomiast jeśli się pocznie, to jest ważne i potrzebne nawet, jeśli się urodzi z wadą.


Hmmm, myślę, że niewiele osób podziela taki determinizm, choć bez wątpienia jest on wynikiem głębokiej wiary i we mnie osobiście budzi duży szacunek.
Ja nie zdobyłabym się na takie podejście, jest to dla mnie po prostu dzieło przypadku (którym oczywiście może sterować Bóg, jeśli taka jest w danym momencie Jego wola), czy współżyjąc z dużą szansą zapłodnienia, rzeczywiście do niego dojdzie, a współżyjąc przy małej szansie - czy jednak nie zajdę w ciążę. Dzieło biologii i fizjologii, które są jak najbardziej tworem Boga i całkowicie od niego zależne. Bóg stworzył dawno temu doskonałe mechanizmy, kierujące naszą biologią i nie sądzę, by teraz sterował nimi w każdym szczególe. Stworzył też nasz rozum i wolną wolę, byśmy te mechanizmy w toku historii świata poznali i "uczynili sobie poddanymi".


Cytuj:
Ale różnica - wydaje mi się - jest w tym - porównaj stwierdzenia:
"nie planuję w żaden sposób, uważam, że to nie byłoby dobre i zgodnie z tym działam, ale nie moja, a Twoja wola niech się stanie"

"uważam że to nie byłoby dobre, więc zrobię wszystko, żeby temu zapobiec, a jeśli Ty uznasz mimo wszystko, że tak ma być, to już Twoja wola"


Różnica jest bardzo subtelna - w spojrzeniu na wolę Boga. Jedno jest zgodą na jej prymat, drugie - w przerysowaniu może, takim stwierdzeniem - "jeśli się uprzesz to i tak będzie jak Ty chcesz, i wtedy się z tym zgodzę, ale na razie to się będę upierać przy swoim"...


Jest to subtelna, ale oczywista różnica w nastawieniu człowieka. Rozumiem, że dla Ciebie jest ona kluczowa - ponownie mogę wyrazić tylko swój szacunek.
Bardoz mi się spodobało porównanie z "upieraniem się", dobrze oddaje, co masz na myśli. Ja osobiście myślę sobie, że często (nie tylko w tej kwestii) tak właśnie się upieram przy swojej wizji różnych rzeczy. Taka "walka Jakuba"? Pytanie, czy powinna być uznana za złą. O ile przyświeca jej Dobro, które przecież też jest przez nas wszystkich różnie pojmowane... I ciężko powiedzieć, która jego "wersja" jest właściwa 8)
Historia i rozwój ludzkości, a zwłaszcza rozwój świadomości i wiedzy człowieka pokazują, jak bardzo rozwój ten kształtuje rzeczywistość, zmienia ją i ingeruję w naturę, która jest przecież doskonałym dziełem Boga. Myślę, że każdy z nas ma jakąś swoją wizję Boga - od surowego, ojca litery prawa, do dobrotliwego, patrzącego z dumą (lub niepokojem) na poczynania swego Stworzenia. Ta nasza wizja determinuje nasze postępowanie, tak myślę i utwierdzam się w tym czytając niektóre starsze wiadomości z tego wątku.
Konkludując, myślę że jednym z owoców tego procesu jest nieuchronna, szeroka i długotrwała dyskusja na temat antykoncepcji :)


Cytuj:
O narażaniu dziecka na wady można mówić, jeśli matka decyduje się na leki teratogenne będąc w ciąży. Czasem jest to konieczne. Jeśli naraża się na kontakt z czynnikami teratogennymi (a co ma np zrobić, jeśli jej starsze dziecko zachoruje na różyczkę, a ona dotąd nie chorowała, a jest w pierwszym trymestrze?)


Cóż, tu nie miałabym wątpliwości - matka powinna zrobić wszystko, żeby odizolować się od chorej pociechy na czas choroby.. Skoro nie zaszczepiła się na różyczkę, zanim zaczęłą planować rodzinę, teraz powinna "stanąć na głowie", by nie narazić nienarodzonego jeszcze dziecna na głuchotę/ślepotę/ małogłowie, bo o tym przecież w tym konkretnym przypadku mówimy.

Cytuj:
"cieszę się, że możemy być razem, nawet jeśli możliwość tę stwarza nam lek, który przy okazji działa antykoncepcyjnie",

"jak wspaniale że akurat muszę to brać, bo możemy być razem, a normalnie byśmy nie mogli"

"fajnie - leczę się, więc mogę nie czuć się winna, a mam problem z głowy, w ciążę nie zajdę"


Hmmm, myslę że w opisanej sytuacji (która jest przecież długotrwała, nie chodzi o jeden raz, lecz o lata, wszystkie te myśli przeszłyby mi przez głowę. i to niejeden raz.

Cytuj:
Ale rzecz chyba leży w podejściu do woli Boga - pisałam to przy lekach teratogennych. Gdzie w tym wszystkim jest Bóg i fakt, że to On ostatecznie daje życie? Czy - wybierając jakąś drogę, zostawiam (w sercu) miejsce na Jego działanie, czy stwierdzam, że przyjmę Jego wolę, jak się uprze, ale na razie to moja wola mnie interesuje?


Czasem myślę, że prościej i uczciwiej byłoby stwierdzić, że antykoncepcja jest niedozwolona przez naukę Kościoła, ponieważ arbitralnie w ten właśnie sposób interpretuje on zamysł Boga - i już. Katolik, które chce trzymać się zasad, powinien przyjąć i tę. Przecież wiele osób stosuje NPR właśnie z takim nastawieniem - zaufania do Kościoła, zawierzenia jego interpretacji Pisma. I jest to piękna postawa osoby, która zawierza Kościołowi jako wyrazicielowi woli Boga na ziemii. Bez szukania dziesiatków argumentów, które w gruncie rzeczy przyjmowane są przecież głównie przez osoby właśnie ufające nauce Kościoła, a odrzucane przez tych, którzy mają swą własną, "zmodyfikowaną" lub zupełnie inną wizję w tej kwestii.
A niestety często nieumiejętne lub bardzo zajadłe bronienie tychże argumentów zniechęca ludzi do nauki Kościoła.

I tutaj znów nie można postawić ścisłego rozdziału i znaku równości pomiędzy osobą uważającą się za członka Kościoła a osobą stosującą NPR (oczywiście nie z teoretycznego, ale praktycznego punktu widzenia). Wielu niekatolików stosuje NPR ze względu na jego ekologiczny i absolutnie bezpieczny dla zdrowia charakter, podobnie wielu zdeklarowanych katolików stosuje antykoncepcję, nie widząc w tym (po zastanowieniu się nas sprawą dłużej niż tylko pobieżnie :D ) nic niestosownego. Rozumiem, że niektóre z tych postaw mogą budziś głęboki sprzeciw, ale apewne jest to po prostu kolejne pole dla rozwijania naszej tolerancji (niezależnie po której stronie się w danej chwili staje), o której chyba często w zajadłych dyskusjach się zapomina.

Chwilowo to byłoby tyle z moich przemyśleń .. :lol:
Pozdrawiam serdecznie forumowiczów
Joanna


Wt lip 12, 2005 20:09
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Cytuj:
Bóg stworzył dawno temu doskonałe mechanizmy, kierujące naszą biologią i nie sądzę, by teraz sterował nimi w każdym szczególe. Stworzył też nasz rozum i wolną wolę, byśmy te mechanizmy w toku historii świata poznali i "uczynili sobie poddanymi".


Z tym się zgadzam. Gdyby miałobyć inaczej, powinna być zakazana wszelka regulacja - na zasadzie "Bóg dał dzieci, da i na dzieci". Nie mówię, że chodzi o to by nie myśleć. Nie mówię, żeby nie planować. Ale żeby zawsze pamiętać, że nie ode mnie - przynajmniej nie do końca - to zależy. I zgodzić się, że w końcu może się okazać że się mylę...

Cytuj:
Cóż, tu nie miałabym wątpliwości - matka powinna zrobić wszystko, żeby odizolować się od chorej pociechy na czas choroby..

Jasne - jeśli może. Ale bywa, że kilkuletniego dziecka nie ma z kim zostawić. Najzwyczajniej w świecie. Ono też potrzebuje jej opieki... Ale to dygresja.

Cytuj:
Hmmm, myslę że w opisanej sytuacji (która jest przecież długotrwała, nie chodzi o jeden raz, lecz o lata, wszystkie te myśli przeszłyby mi przez głowę. i to niejeden raz.

A ja myślę, że nie chodzi o myśli, które przelatują, tylko o te na które się decydujemy... Bo to co czasem przelatuje przez głowę w ogóle do niczego się nie nadaje, a już na pewno nie do opanowania, zwłaszcza wcześniej...

Pozdrawiam :)

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Wt lip 12, 2005 20:24
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 673 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 38, 39, 40, 41, 42, 43, 44, 45  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL