Zgoda proboszcza na pierwszą Komunię Świętą poza parafią
Uzyskanie zgody proboszcza na przystąpienie dziecka do Pierwszej Komunii Świętej poza parafią zamieszkania bywa drogą przez mękę. Taki właśnie proceder funduje okolicznym mieszkańcom jedna z podmiejskich parafii niedaleko Sochaczewa. Proboszcz systematycznie odsyła rodziców z kwitkiem. Wszystko odbywa się w atmosferze absurdu i poniżenia rodem z filmów Stanisława Barei. Podobnie było w przypadku naszej córki, która chciała przystąpić do Komunii Świętej razem z klasą.
Szkoła naszej córki znajduje się tuż za administracyjną granicą parafii. W roku 2018/2019 połowę dzieci komunijnych w klasie III stanowią dzieci z innych parafii, dla których zgodnie z przepisami kanonicznymi, konieczne jest uzyskanie zgody od proboszcza właściwego miejscu zamieszkania. Nie każdy ksiądz interpretuje rolę pasterza w ten sposób, jak tutejszy proboszcz, jednak tutaj rodzice traktowani są niczym chłopi pańszczyźniani przywiązani do ziemi.
Gdy miesiąc temu zadzwoniłem na komórkę proboszcza z prośbą o spotkanie w sprawie Komunii córki otrzymałem odpowiedź odmowną. Ksiądz nie chciał się spotkać. Powiedział, że sprawa nie podlega dyskusji, ponieważ Synod Biskupów Łowickich postanowił, że dzieci muszą przystępować do Sakramentów w parafii zamieszkania. Opryskliwie dodał również, że „nic mu po takich parafianach”.
Od tamtej rozmowy minęło prawie 40 dni, a ja otrzymałem już rzeczoną zgodę.
Jej kopia w załączniku. W jaki sposób przekonałem proboszcza do swoich racji? Za wydanie zgody ksiądz nie wziął ode mnie ani grosza, co zaprzecza stereotypom rozsiewanym przez ignorantów. Proboszcz zwyczajnie nie chce tracić parafian.
Ja jednak byłem konsekwentny. Po niedzielnej Mszy Świętej wręczyłem księdzu podanie, w którym bez tłumaczenia się oznajmiłem jaka jest nasza decyzja. Proboszcz początkowo uniósł się mówiąc, że „nie przyjmuje tego” i „nie po to chrzcił naszą córkę, żeby szła do Komunii w innej parafii”. Ja jednak nalegałem na odpowiedź na piśmie. Proboszcz wyprosił mnie z zakrystii, ale pismo zostało na biurku.
Tydzień później po raz kolejny poszliśmy po Mszy na zakrystię, z której ponownie zostaliśmy wyproszeni gestem wskazującym, że „tam są drzwi”. Dowiedzieliśmy się również, że łamiemy „rozporządzenie biskupów”. Rozmowa odbywała się w atmosferze krzyku i lamentu. Gdy nieustępliwie żądałem odpowiedzi na piśmie ksiądz proboszcz zarzucił mi arogancję i pretensjonalnie powiedział, że „wie z kim rozmawia”. Dodał również, że wyrządzamy „wielką krzywdę” dziecku rozłączając je z rodzimą parafią. Wygląda na to, że na pismo jednak musiał odpowiedzieć. W kolejną niedzielę czekała na mnie koperta.
Jego odpowiedź załączam do posta. Osoby zainteresowane proszę o zwrócenie uwagi na nieudolność argumentacji. Treść pisma potwierdza tylko, że Kościół Katolicki nie wprowadził do tej pory żadnego przymusu przystępowania do Sakramentów w parafii zamieszkania! Wszystko zależy od dobrej woli proboszcza, a takiej na pewno nie ma w naszej parafii. Zdecydowanie brakuje tu marchewki. Dużo jest za to kija i negatywnej motywacji.