Jedyna znana mi częściowa i bezpieczna kontrola losu ludzkiego została zawarta w słowach "Proście, a będzie wam dane".
Pomocne w tym wdawało się błogosławieństwo od właściwego księdza - ziemskiego sługi Bożego.
Znałem księdza, który miał w sobie takie jakieś wyczuwalne dobro i jakby łaskę od Boga.
Stąd bardzo duże poważanie u ludzi, którzy cenili sobie błogosławieństwo od niego.
Znałem też takiego, od którego nigdy nie przyjąłbym żadnej komunii ani sakramentu.
Skrajnie zły człowiek. Jak ludzie zaczęli coraz bardziej pisać do biskupa o interwencje, to przeniósł go do innej parafii.
Stąd też zależy kto i co błogosławi.
Gdy kościół zacznie błogosławić obrzydliwość wskazaną przez Boga jako niedopuszczalną do tego stopnia, że zasługującą nawet na śmierć, to będzie chyba jawne odwrócenie się od Boga.
Wodą święconą z takiego kościoła osobiście nie pokropiłbym raczej domu.
Zabobony i przesądy z Bogiem raczej niewiele mają wspólnego.

To zupełnie normalne, że nie wszyscy ludzie są godni naszego zaufania, ale z perspektywy wiary katolickiej błogosławieństwa i sakramenty są ważne bez względu na to, jaki ksiądz ich udziela.

Natomiast w chrześcijaństwie stwierdzenie, że "grzech powoduje śmierć" odnosi się do śmierci duchowej, od której wyzwala odpuszczenie grzechów. I każdy grzech ciężki ściąga na człowieka śmierć w tym sensie i wymaga odpuszczenia, które jest możliwe dzięki ofierze Chrystusa. Nie można nigdy niczego w chrześcijaństwie interpretować w taki sposób, że ktoś zasługuje na śmierć w sensie dosłownym. Poza tym mówienie czegoś takiego jest nielegalne w każdym normalnym kraju i można za to trafić przed sąd.

Kolejna kwestia jest taka, że prawo mojżeszowe chrześcijan nie obowiązuje. Jest tam wiele rzeczy, które są dla nas niedorzeczne, jak konieczność składania w ofierze zwierząt w różnych okolicznościach. A chyba nigdy w życiu nie widziałeś, aby katolicy składali w ofierze zwierzęta?

Trzeba też wiedzieć, że błogosławieństwo należy się każdemu człowiekowi, który o nie prosi. Według Watykanu nie ma jednak błogosławieństwa związków jednopłciowych i nawet dziś o tym czytałem.

O, nie obowiązuje, więc 10 przykazań też. Fajnie. Bo skoro nie obowiązuje, to nie obowiązuje. Bądźmy konsekwentni. Chyba że wybieramy sobie, co się opłacało głoszącym wiarę. Opłacało się handlować relikwiami, zgodne z biblią, opłacało się wymyślać nowe wymiary czyśćcowe za hajs od szlachty, zgodne z biblią, opłacało się sprzedawać obrazy, rzeźby religijne, zgodne z Biblią. Nie pałam sympatią do chrześcijaństwa, widać zapewne, ale jeśli miałbym obstawiać zgodność z Biblią, to obstawiałbym, że protestanci mają jej niepomiernie więcej, niźli KK

Prawo mojżeszowe to nie 10 przykazań. Poza tym nawet sam Jezus doprecyzował kilka z przykazań, więc nie ma wątpliwości, że obowiązują. Jednak prawa mojżeszowego nie uznają żadni chrześcijanie, z tego, co wiem. Za przykład niech posłuży obrzezanie. Protestanci też tego nie przestrzegają. A Kościół katolicki nigdy nie opierał się wyłącznie na Biblii, więc niczego tu nie odkrywasz.

Nie twierdzę, że coś odkrywam.

No to twierdzenie, że Słońce świeci nic nie wnosi, a odniosłem wrażenie, jakby to była krytyka z założeniem, że opieranie się we wszystkim wyłącznie na Biblii stanowi jakąś obiektywną wyższość - albo przeciwnie, brak oparcia w pełni na Biblii to jakaś hipokryzja. Podczas, gdy wiara katolicka po prostu na tym nie polega. Chociaż można też zauważyć, że w Katechizmie odniesienia do Biblii są wszechobecne, więc Biblia nadal jest bardzo ważna. Tylko nie jest jedynym, co się liczy.