Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N cze 09, 2024 5:07



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 178 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następna strona
 O języku łacińskim 

Uważam, że
Praktyczne zniknięcie języka łacińskiego jest dla Kościoła korzystne 14%  14%  [ 10 ]
Praktyczne zniknięcie języka łacińskiego nawet jeśli nie jest korzystne to nie przynosi szkody 14%  14%  [ 10 ]
Warto by było zrobić tak, aby w większości parafii przynajmniej raz dziennie Msza była odprawiana w języku łacińskim 51%  51%  [ 36 ]
Że należy na powrót wykopać z liturgii języki narodowe 21%  21%  [ 15 ]
Liczba głosów : 71

 O języku łacińskim 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): So paź 14, 2006 13:17
Posty: 5
Post 
vox de profundis napisał(a):
EMET napisał(a):
Stephanos, ps. EMET


Kojarzę Pana sprzed paru lat z pl.soc.religia

Czy nadal tkwi Pan w jehowickiej sekcie? Czy może Pan Bóg już Pana oświecił i nawrócił się Pan na wiarę katolicką?




EMET:
Sądziłem, że grupa ta jest innego rodzaju...

Jednak, wynika z tego, niczym się nie różni od pl.soc.religia;
mimo, że jest moderowana i pewne tam punkty regulaminu.

Oczywiście: wierzę, ale nie w enigmatycznego 'Pana Boga'...

Wycieczek i aluzyjek wobec nikogo nie kieruję.
Sądziłem, że będzie podejście bez epitetów.
Jednak moja ufność - okazuje się - oscylowała na... naiwność.


Poobserwuję trochę tę grupę; jeśli w istocie nie jest to incydentalne,
a okaże się pewną prawidłowością - kto mnie trzyma na tym forum?

Czy w temacie 'Biblii Hebraica Quinta' ma Pan coś do powiedzenia?
bezwycieczkowo i bezaluzyjnie...?


Stephanos, ps. EMET
Jeśli już, to rzymskokatoliokiem - byłem kiedyś, przed laty; ani myślę tam wracać.[/b]


N paź 15, 2006 9:19
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr paź 11, 2006 19:25
Posty: 21
Post 
prosze bardzo....http://forums.v3v.org/viewforum.php?f=12 Katacheza księdza Tomasza Dawidowskiego FSSP na temat Mszy Świętej w czcigodnym rycie Trydenckim....


N paź 15, 2006 10:17
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt paź 10, 2006 13:26
Posty: 627
Post 
EMET napisał(a):
Wycieczek i aluzyjek wobec nikogo nie kieruję.
Sądziłem, że będzie podejście bez epitetów.


Panie Emecie,

Proszę się nie obrażać. Kojarzę Pana jako człowieka kulturalnego i oczytanego, pozytywnie odstającego od innych Świadków Jehowy z pl.soc.religia. Parę razy nawet potykał się Pan o prawdę, ale zabrakło Panu konsekwencji by przejrzeć na oczy.

Będę się więc modlił o Pańskie nawrócenie, i proszę o to samo innych forumowiczów.


N paź 15, 2006 21:30
Zobacz profil WWW
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt mar 19, 2004 19:24
Posty: 3644
Post 
Proszę o wypowiedzi na temat. Do innych służy opcja PW.

_________________
Co dalej za zakrętem jest?
Kamieni mnóstwo
Pod kamieniami leży szkło
Szło by się długo
Gdyby nie to szkło, to by się szło... ♪


N paź 15, 2006 22:05
Zobacz profil

Dołączył(a): So paź 14, 2006 13:17
Posty: 5
Post 
vox de profundis napisał(a):
EMET napisał(a):
Wycieczek i aluzyjek wobec nikogo nie kieruję.
Sądziłem, że będzie podejście bez epitetów.


Panie Emecie,

Proszę się nie obrażać. Kojarzę Pana jako człowieka kulturalnego i oczytanego, pozytywnie odstającego od innych Świadków Jehowy z pl.soc.religia. Parę razy nawet potykał się Pan o prawdę, ale zabrakło Panu konsekwencji by przejrzeć na oczy.

Będę się więc modlił o Pańskie nawrócenie, i proszę o to samo innych forumowiczów.



EMET:
Jeśli Pan jest przekonany o tym, że zna prawdę i modli się w słusznej, Pana zdaniem, sprawie - to Pańska sprawa.

Szkoda, że nic w sprawie 'Biblii Hebraica Quinta' nie napisał Pan...


Stephanos, ps. EMET


So paź 21, 2006 21:49
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn wrz 12, 2005 7:31
Posty: 314
Post 
matylda_mj napisał(a):
gdy mam wątpliwości / niejasność odnośnie fragmentu Biblii, który czytam, to sprawdzam to w Wulgacie, i to jest dla mnie wiążące, bo Wulgata została uznana za przekład autentyczny przez święty Kościół katolicki. Nie biblia grecka, hebrajska czy jakiś przekład. Tylko Wulgata. Amen.

Jak Kościół rozumie tę autentyczność, wyjaśnił Pius XII w encyklice "Divino Afflante Spiritu":

Cytuj:
Ten górujący autorytet Wulgaty, jej tzw. autentyczność jest więc wysunięta naprzód nie dla względów krytycznych, tylko dla słusznego, tyle stuleci trwającego posługiwania się nią przez Kościoły. Ono dowodzi, jak Kościół rozumiał - i jeszcze rozumie Wulgatę, że w sprawach wiary i obyczajów jest ona wolna od wszelkiego błędu, tak że, jak to Kościół stwierdza i zaświadcza, w rozprawach, wykładach, kazaniach może być używana bez obawy błędu. Autentyczność ta zatem nie jest w pierwszej linii krytyczna, ale raczej prawna. Stąd autorytet Wulgaty w żaden sposób nie zabrania, odnośnie do zagadnień nauki kościelnej, to właśnie naukę uzasadniać na podstawie tekstów pierwotnych, owszem, prawie to zaleca, a tym bardziej nie zabrania posługiwać się pierwotnymi tekstami, by właściwy sens Pisma św. wszędzie coraz bardziej uchwycić i objaśniać.


Cz lis 23, 2006 11:48
Zobacz profil

Dołączył(a): So paź 14, 2006 13:17
Posty: 5
Post 
Bartek napisał(a):
matylda_mj napisał(a):
gdy mam wątpliwości / niejasność odnośnie fragmentu Biblii, który czytam, to sprawdzam to w Wulgacie, i to jest dla mnie wiążące, bo Wulgata została uznana za przekład autentyczny przez święty Kościół katolicki. Nie biblia grecka, hebrajska czy jakiś przekład. Tylko Wulgata. Amen.

Jak Kościół rozumie tę autentyczność, wyjaśnił Pius XII w encyklice "Divino Afflante Spiritu":

Cytuj:
Ten górujący autorytet Wulgaty, jej tzw. autentyczność jest więc wysunięta naprzód nie dla względów krytycznych, tylko dla słusznego, tyle stuleci trwającego posługiwania się nią przez Kościoły. Ono dowodzi, jak Kościół rozumiał - i jeszcze rozumie Wulgatę, że w sprawach wiary i obyczajów jest ona wolna od wszelkiego błędu, tak że, jak to Kościół stwierdza i zaświadcza, w rozprawach, wykładach, kazaniach może być używana bez obawy błędu. Autentyczność ta zatem nie jest w pierwszej linii krytyczna, ale raczej prawna. Stąd autorytet Wulgaty w żaden sposób nie zabrania, odnośnie do zagadnień nauki kościelnej, to właśnie naukę uzasadniać na podstawie tekstów pierwotnych, owszem, prawie to zaleca, a tym bardziej nie zabrania posługiwać się pierwotnymi tekstami, by właściwy sens Pisma św. wszędzie coraz bardziej uchwycić i objaśniać.




EMET:
Przecież pod egidą Kościoła RzK powstają wciąż nowe Przekłady z języków oryginalnych; nie zaś z Vulgaty, czy ew. z NeoVulgaty [bo taka też jest].

A to edycja wielotomowa KUL-Pallottinum, a to edycja św. Pawła [wielotomowa], a to przekład 'Biblii Poznańskiej', a to 'Biblia Jerozolimska'; o samej 'Biblii Tysiąclecia' nie wspominając ze względu na jej użytek liturgiczny - i też nie z Vulgaty.
Owszem, można przywołać Vulgatę, ale jedynie dla tzw. krytyki tekstu,
ze względu na lectiones variantes.
A przecież jest jeszcze Biblia Lubelska i wiele przekładów niecałościowych Biblii, np. Miłosza, Brandstaettera i wielu innych.

Najlepiej sięgać zawsze do Biblii w językach oryginału.
Bowiem każdy przekład z przekładu niesie za sobą też powielenie błędu translatorskiego.
Wielokrotnie bowiem tekst Vulgaty różni się od sensu w 'Biblii Hebraica',
od greckiego Nowego Przymierza - też.

Ciekawie napisał o pewnych rozterkach, powiedzmy, ks. Eugeniusz Dąbrowski w przedmowie do swojego przekładu "NT" z greki na wzór tego, którego dokonał wcześniej z Vulgaty:
"W duszpasterstwie i nauczaniu katechetycznym szczególnie liczyć się trzeba z tym, żeby tekst odpowiadał liturgii Kościoła, a więc i temu, co się słyszy z ambony. Inaczej bowiem - choćby nawet nieznaczne różnice - wywołują zaniepokojenie i prowokują pytania. Otóż według wyraźnych rozporządzeń Kościoła z ambony czytać wolno tylko przekład z Wulgaty (Enchiridion Biblicum, Neapoli-Romae[2] 1954, s. 536-537). I to właśnie powoduje, że w mszalikach czy nawet w katechizmach należy również umieszczać tekst tłumaczony z Wulgaty, jeśli się chce uniknąć zbędnych trudności i nieprzewidywanych pytań. Chodzi zatem o zharmonizowanie akcji Kościoła w zakresie liturgicznym i dydaktycznym, co właśnie przewidywał Sobór Trydencki, pragnąc uniknąć jakiegokolwiek rozdwojenia pod tym względem.
Nie znaczy to, aby dla celów naukowych, czy pozaliturgicznych w ogóle nie można było posługiwać się przekładami z języków oryginalnych. Przeciwnie, Encyklika Divino afflante Spiritu (r. 1943) zaleca to jak najbardziej z zastrzeżeniem, że prerogatywy Wulgaty pozostają nie naruszone, a jej wyłączność liturgiczna i użyteczność dydaktyczna jest nie do zastąpienia. Toteż po wydaniu tej Encykliki wzrosła liczba przekładów z języków oryginalnych niemal we wszystkich krajach. [...]"

Tak pisał, nieżyjący już, znakomity bliblista w przedmowie do swojego Przekładu "NT" z greki; w roku 1959.

A dzisiejsze realia?
Wystarczy prześledzić edycje I do V 'Biblii Tysiąclecia', o 'Biblii Poznańskiej' nie wspominając.
Wiadomo, że tekst 'Biblii Tysiąclecia' stał się oficjalnym testem czytań mszalnych; a to wszak przekład z języków oryginalnych, nie zaś z Vulgaty.
Vulgata stała się jedynie "szacownym Przekładem".

Nastała wręcz MODA na tłumaczenia z języków oryginału.


Stephanos, ps. EMET[/i][/b]


Pt lis 24, 2006 19:10
Zobacz profil
Post 
EMET napisał(a):
Nastała wręcz MODA na tłumaczenia z języków oryginału.


Czyli z francuskiego, jak polecana przez neony Biblia "Jerozolimska"?


N lis 26, 2006 22:07

Dołączył(a): Wt paź 10, 2006 13:26
Posty: 627
Post 
Dextimus napisał(a):
EMET napisał(a):
Nastała wręcz MODA na tłumaczenia z języków oryginału.


Czyli z francuskiego, jak polecana przez neony Biblia "Jerozolimska"?


EMET jako Świadek Jehowy miał zapewne na myśli Chrześcijańskie Pisma Greckie w Przekładzie Nowego Świata, przetłumaczone z oryginału, czyli z angielskiego.


N lis 26, 2006 22:18
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): So paź 14, 2006 13:17
Posty: 5
Post 
vox de profundis napisał(a):
Dextimus napisał(a):
EMET napisał(a):
Nastała wręcz MODA na tłumaczenia z języków oryginału.


Czyli z francuskiego, jak polecana przez neony Biblia "Jerozolimska"?


EMET jako Świadek Jehowy miał zapewne na myśli Chrześcijańskie Pisma Greckie w Przekładzie Nowego Świata, przetłumaczone z oryginału, czyli z angielskiego.



EMET:
Przecież chodzi mnie o Przekłady z języków oryginalnych.

Pisałem juz o tym po wielekroć na grupie pl.soc.religia ---
Jest taka uwaga w 'Przekładzie Nowego Świata', strona 3:
"Przetłumaczono z New World Translation of the Holy Scriptures, wydanie z roku 1984, z uwzględnieniem języków oryginału".
Na czym te 'uwzględnianie języków oryginału' polega - był kiedyś stosowny artykuł w jednej z publikacji ŚJ.

Ale przecież o czym innym mamy mówić: o odchodzeniu praktycznie od Vulagty w KRzK na rzecz tłumaczeń z języków oryginalnych.
Nawet oficjalnie przyjęty tekst czytań mszalnych - V wyd. BT - jest tłumaczeniem z 'Biblii Hebraica' oraz "NT" greckich; do krytyki tekstu uwzględnia się też i inne, np. LXX.
Ostatnio zaczęła się ukazywać edycja 'Biblii Hebraica Quinta' [jak dotąd dwa tomy: "Megilloth" oraz "Ezra&Nehemia"], gdzie mamy: Masorę Małą, Masorę Wielką, także odkrycia w Qumran i nne komentarze krytyczne.



Stephanos, ps. EMET


N lis 26, 2006 22:40
Zobacz profil
Post 
Posty przeniesione z tematu:
viewtopic.php?t=11286&postdays=0&postorder=asc&start=0


custos.fidei napisał(a):
Wydaje mi się że materiał który przedstawiłem poniżej powinien rozwiać wszystkie wątpliwości co do języka łacińskiego:
Cytuj:
Pope John Paul II (1980 letter on the mystery and worship of the Eucharist), praised Latin as an expression of the unity of the Church which, through its dignified character, elicited a profound sense of the Eucharistic mystery. He said it was necessary to show understanding and full respect towards those Catholics who missed the use of the old Latin liturgy, and to accommodate their desires as far as possible. He said the Roman Church has special obligations towards Latin and she must manifest them whenever the occasion presents itself. And at the start of the new millennium, Pope John Paul told an international group of pilgrims in Rome on July 28, 1999: "We strongly encourage you all that, by diligent study and effective teaching, you may pass on like a torch the understanding, love and use of this immortal language in your own countries."

Pope Pius XI (Officiorum Omnium, 1922): "The Church - precisely because it embraces all nations and is destined to endure until the end of time - of its very nature requires a language which is universal, immutable, and non-vernacular."

Pope Pius X (Moto Propio on the Restoration of Church Music, November 22, 1903): “The language of the Roman Church is Latin. It is therefore forbidden to sing anything whatever in the vernacular in solemn liturgical functions—much more to sing in the vernacular the variable or common parts of the Mass and Office.”

Pope Paul VI (encyclical Sacrificium Laudis, 1966): "The Latin language is assuredly worthy of being defended with great care instead of being scorned; for the Latin Church it is the most abundant source of Christian civilization and the richest treasury of piety. We must not hold in low esteem these traditions of our fathers which were our glory for centuries."

Pope Pius XII (Mediator Dei): "The use of the Latin language affords at once an imposing sign of unity and an effective safeguard against the corruption of true doctrine."

+

Encyklika VeterumSapientia - http://www.adoremus.org/VeterumSapientia.html


custos.fidei napisał(a):
Cytuj:
Język polski czy łaciński?

Jedynym dowodem, jakim sekta Hodura stara się usprawiedliwić przywłaszczoną sobie szumnie nazwę kościoła „polsko-narodowego” jest wprowadzenie do liturgii kościelnej języka polskiego. Tą nowością pragną hodurowcy pozyskać sobie sympatię i zwolenników wśród ludu polskiego, Kościołowi zaś katolickiemu zarzucają, że trzyma się uparcie przestarzałego, niezrozumiałego języka łacińskiego, jakgdyby do Boga nie mógł przemawiać każdy swoim ojczystym językiem.

Sprawa tego lub owego języka w obrzędach kościelnych jest w gruncie rzeczy sprawą drugorzędną. Kościół katolicki nie obstawał nigdy bezwzględnie przy używaniu jednego języka w swojej liturgii. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że i dzisiaj istnieje w Kościele katolickim kilka języków liturgicznych, jak staro-słowiański u Rusinów-unitów, ormiański u Ormian, w niektórych kościołach wschodnich syryjski, koptyjski, itd.

W samych początkach chrześcijaństwa odprawiano Najśw. Ofiarę i inne wspólne modły w języku, jakiego używali wierni danej miejscowości, a więc na Wschodzie przeważnie w języku greckim, na Zachodzie w łacińskim. Język łaciński stał się wkrótce językiem urzędowym całego Kościoła zachodniego. W wiekach średnich, owszem dalej jeszcze, bo aż do wieku XVII-go rozumieli ten język wszyscy ludzie wykształceni całego świata. Dlatego zatrzymał go i Kościół katolicki i posługuje się nim przy swoich czynnościach liturgicznych. A czyni to dla słusznych zupełnie powodów.

Przede wszystkim jest jeden język, używany w całym Kościele, widocznym znakiem i zewnętrznym wyrazem tej jedności i powszechności, jaką odznaczać się ma prawdziwy Kościół Chrystusowy. P. Jezus bowiem nie założył jakiś tam osobnych kościołów narodowych czy narodowościowych, niezależnych od siebie i zwalczających się wzajemnie, ale zbudował jeden swój Kościół powszechny dla wszystkich ludów, wszystkich narodów i wszystkich czasów. Do tego swojego Kościoła powołał wszystkich bez wyjątku, bez względu na przekonania polityczne, stanowisko społeczne i przynależność narodową. Posłał bowiem swoich apostołów i ich następców na cały świat, aby nauczali wszystkie narody chować wszystko cokolwiek im przekazał. Dlatego modlił się jeszcze przy ostatniej wieczerzy, ażeby Jego wyznawcy odznaczali się taką jednością, jaka istnieje pomiędzy trzema Osobami Trójcy Przenajśw., dlatego zapowiedział, iż z Jego wyznawców powstanie kiedyś jedna owczarnia i jeden pasterz. A właśnie jednym z zewnętrznych znaków tej jedności pomiędzy wszystkimi owieczkami Chrystusowymi jest jeden i ten sam język, używany w całym Kościele rzymsko-katolickim. W ten sposób mogą się jednoczyć i rozumieć w Kościele katolickim wszyscy wierni bez różnicy miejsca i narodowości, gdyż wszędzie odprawiają się ważniejsze obrzędy liturgiczne i Najśw. Ofiara w ten sam sposób i w tym samym języku. Tym się tłumaczy, że gdy np. Polak zajdzie do któregokolwiek kościoła katolickiego, choćby w najbardziej obcych stronach świata, zobaczy Mszę św. odprawianą w ten sam sposób i w tym samym języku, jak jej słuchał w swoim miejscu rodzinnym, w swoim kościółku parafialnym. Tam, gdzie mu może wszystko obce i nieznane, znajduje przynajmniej w kościele coś swojskiego, co mu przypomina strony ojczyste, gdy usłyszy przy Mszy św. Gloria, Credo, Pater noster, czuje że jest przecież coś, co łączy z obcymi mu zupełnie ludźmi, a to ta sama religia, ta sama św. wiara. W ten sposób czuje się każdy katolik na każdym miejscu członkiem jednej wielkiej rodziny Bożej, jednego Kościoła Chrystusowego, a to poczucie stanowi dla niego wielką pociechę i podnosi jego upadłego ducha.

Używając przy najważniejszych czynnościach liturgicznych języka łacińskiego, unika Kościół katolicki tych rozlicznych trudności, jakieby się wyłoniły, gdyby się posługiwał językiem ludności miejscowej. Trudności takie występują jaskrawo tam zwłaszcza, gdzie mieszka razem ludność różnych narodowości, usposobionych wrogo względem siebie. Spory i zatargi narodowościowe przenoszą się w takim razie i do samego kościoła, który przecież powinien być ostoją jedności i łącznikiem pomiędzy dziećmi tego samego ojca niebieskiego. Wiadomo dobrze, ile nieporozumień i zatargów wynika w takich parafiach mieszanych z powodu tzw. nabożeństw dodatkowych, które się odprawiają w języku ojczystym ludności miejscowej. Wierni jednej narodowości słuchają z największą nieraz niechęcią, jak język ich wrogów rozbrzmiewa w kościele, w którym chwalili przed chwilą Boga w swojej mowie ojczystej. W ten sposób przenoszą się spory i nieporozumienia narodowościowe w sprawy i nieporozumienia narodowościowe w sprawy czysto religijne, a wszystko to wychodzi tylko na szkodę samej religii. Język zaś łaciński, jako język obojętny dzisiaj dla każdej narodowości, nie drażni niczyich uczuć narodowych i w ten sposób chroni Kościół przynajmniej najświętsze dla każdego katolika tajemnice i czynności od zamieszania, jakieby w nie wnieść mogły przeciwne przekonania patriotyczne każdego narodu. Tym sposobem zaznacza również Kościół, że stoi ponad wszystkimi przeciwieństwami narodowościowymi i spełnia swoje posłannictwo bez względu na przynależność narodową swoich dziatek.

Prócz tych powodów natury ogólnej przemawiają za językiem łacińskim, jako liturgicznym i względy praktyczne. Języki nowożytne są językami żywymi, a więc rozwijają się i zmieniają powoli wprawdzie, ale stale. Zmiana ta, niewidoczna w przeciągu krótkiego czasu, uwydatnia się wyraźnie po kilku wiekach i jest tak znaczna, że dzisiaj np. z trudnością tylko i to niedokładnie moglibyśmy zrozumieć język, jakim się posługiwali nasi przodkowie w wieku XII. Lub XIV. Wobec tego trzebaby też ustawicznie zmieniać tekst słów, używanych przy Mszy św. i innych czynnościach liturgicznych, albo też z czasem sam język „narodowy” stałby się dla przyszłych pokoleń prawie tak samo niezrozumiały, jak dzisiaj język łaciński. Każdy zaś uzna, jak niepożądaną a nawet niebezpieczną byłaby ciągła zmiana słów tak świętych i czcigodnych jak np. te, jakich Kościół używa przy sprawowaniu Najśw. Ofiary. Przy takich bowiem zmianach i tłumaczeniach na tysięczne języki i narzecza, mogłyby się łątwo wkraść do świętego tekstu różne niedokładności i niewłaściwości, powstałyby częste kłótni i nieporozumienia, jak przetłumaczyć to lub owo wyrażenie, bo co jednym wydaje się dobrym i właściwym, to drudzy uważają za niesłuszne i błędne. Trzymając się więc stale jednego, martwego języka łacińskiego, który nie podlega żadnym zmianom, unika Kościół tych wszystkich trudności, a przy tym ta stałość i niezmienność językowa odpowiada przedziwnie stałości i niezmienności samych zasad wiary św., jakie głosił i głosi Kościół katolicki.

A zresztą nie czyni przez to Kościół najmniejszej krzywdy żadnej narodowości, ani nie lekceważy żadnego języka. Tam bowiem, gdzie chodziło i chodzi o wytłumaczenie i zrozumienie prawd wiary, nie tylko dopuszcza, ale każe Kościół posługiwać się tym językiem, jakiego używają wierni danej miejscowości. Owszem, kiedy np. nasi zaborcy prześladowali język polski i wprowadzili swój język gwałtem do naszych szkół, Kościół katolicki nie zgodził się nigdy na wprowadzenie języka obcego do nauki religii ani do żadnego nabożeństwa w kościele, stając silnie w obronie języka ojczystego wiernych. Nie ponoszą też wierni żadnego uszczerbku przez używanie języka łacińskiego przy Mszy św., gdyż poza tym mają dosyć sposobności do modlitwy w języku ojczystym. Wszak wiemy, że chociaż Msza św. odprawia się po łacinie, lub wierny modli się i śpiewa po polsku, nie mówiąc nuż o innych nabożeństwach, które odprawiają się całkowicie w języku ojczystym.

Jeżeli wreszcie chodzi o zrozumienie słów Mszy św., istnieją dokładne tłumaczenia wszystkich modlitw, jakie odmawia kapłan przy ołtarzu, może więc z nich korzystać każdy, kto chce brać żywy udział w ofierze Mszy św. A choćby Msza św. odprawiała się w języku polskich, wierni nie mogliby brać bezpośrednio w niej udziału, gdyż całą prawie Mszę św. odprawia kapłan po cichu, a tylko krótkie wyjątki śpiewa głośno.

W ten sposób i ta nowość, jaką wprowadzili hodurowcy w swoim kościele, nie ma bynajmniej takiego znaczenia, jakie chcieliby jej nadać oni sami i dlatego nie zwabi w ich szeregi nikogo rozsądnego. Mogli tym hasłem przez jakiś czas bałamucić naszych uchodźców w Ameryce, ale tutaj nie zdołają nim skusić nikogo, gdyż lud polski modli się nawet w rzymskim Kościele do woli po polsku, a tego, co mu dał i daje Kościół katolicki, nie dadzą mu nowi przybysze zza oceanu, ani żaden kościół niezależny.

"Kościół katolicki czy „narodowy”? Odpowiedź na główniejsze zarzuty hodurowców" napisał Ks. dr. Franciszek Madeja. Kraków 1923, s. 51-57.


stern napisał(a):
Wskażę kilka fragmentów, co jak sądzę będzie dostateczną formą osobistej wypowiedzi, cobym się na łamanie regulaminu nie naraził

custos.fidei napisał(a):
Cytuj:
Język polski czy łaciński?
(...)
Sprawa tego lub owego języka w obrzędach kościelnych jest w gruncie rzeczy sprawą drugorzędną. Kościół katolicki nie obstawał nigdy bezwzględnie przy używaniu jednego języka w swojej liturgii. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że i dzisiaj istnieje w Kościele katolickim kilka języków liturgicznych, jak staro-słowiański u Rusinów-unitów, ormiański u Ormian, w niektórych kościołach wschodnich syryjski, koptyjski, itd.

W samych początkach chrześcijaństwa odprawiano Najśw. Ofiarę i inne wspólne modły w języku, jakiego używali wierni danej miejscowości, a więc na Wschodzie przeważnie w języku greckim, na Zachodzie w łacińskim. Język łaciński stał się wkrótce językiem urzędowym całego Kościoła zachodniego. W wiekach średnich, owszem dalej jeszcze, bo aż do wieku XVII-go rozumieli ten język wszyscy ludzie wykształceni całego świata. Dlatego zatrzymał go i Kościół katolicki i posługuje się nim przy swoich czynnościach liturgicznych. A czyni to dla słusznych zupełnie powodów.


custos.fidei napisał(a):
Jeżeli wreszcie chodzi o zrozumienie słów Mszy św., istnieją dokładne tłumaczenia wszystkich modlitw, jakie odmawia kapłan przy ołtarzu, może więc z nich korzystać każdy, kto chce brać żywy udział w ofierze Mszy św.


a ten fragment jest wyraźnie sprzeczny z tym fragmentem, któren mówi, że tłumaczenia nie są dobre, bo język jest żywy i zmienia się znaczenie słów.
Dziwi nieco, że ksiądz w jednym miejscu krytykuje tłumaczenia a w drugim już uznaje, ze tłumaczenia spełniają swoją rolę.

Albo inaczej: oficjalnie nie wolno, bo można wypaczyć sens, zaś nieoficjalnie wolno. Trochę to pogmatwane.


Cz lip 05, 2007 20:37

Dołączył(a): N lip 08, 2007 11:55
Posty: 17
Post 
Czytam tak sobie te wszystkie wypowiedzi oraz cytaty ze starszych lub nowszych dokumentów kościelnych. Wśród licznych wymienianych dotąd argumentów za liturgią łacińską pojawił się element jedności Kościoła. Wydaje mi się, że argument ten jest mocno naciągany. To, co jednoczy ludzi różnych ras, kontynentów i języków to wiara, a nie język liturgii.

W prefacji o zesłaniu Ducha Świętego czytamy:

"Duch Święty w początkach Kościoła * dał wszystkim narodom poznać prawdziwego Boga * i zjednoczył różne języki w wyznawaniu tej samej wiary."

Przy tej okazji warto też wspomnieć o jednym z darów Ducha Świętego - darze języków. Dzieje Apostolskie przekazując nam relację z Dnia Pięćdziesiątnicy, opisują zdziwienie wszystkich, którzy słyszeli naukę Apostołów w różnych językach, tak, że nawet przybysze z najdalszych stron rozumieli, co było mówione. (Dz 2, 1-11).

Podobnie postąpili Cyryl i Metody. Jakiż cel im przyświecał, gdy tłumaczyli księgi liturgiczne na współczesny im język Słowian, do których przybyli?

Natomiast Sobór Trydencki, będący niejako narzędziem walki z Reformacją sprawę łaciny potraktował jako swoisty oręż, chociaż tak naprawdę to nie język liturgii, ale wiara i współdziałanie z łaską uświęcającą są najistotniejsze.


N lip 08, 2007 14:16
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn maja 28, 2007 16:14
Posty: 117
Post 
Drogi Tomasie!
Odnoszę wrażenie, że lepiej niż papieże, czy nawet Sobory powszechne wiesz lepiej. Papieże, kardynałowie i biskupi (łącznie z pp. Janem XXIII i ojcami Soboru Watykańskiego II) "naciągali" w sprawie łaciny?
Byłeś kiedyś na Mszy Świętej (NOMie) w kraju, którego języka nie znasz? Bo Mszę według Rytu Piusa V - gdziekolwiek nie będziesz - będzie taka sama. Nie wiem jak ty, ale mam w planach zwiedzenie kilku krajów na świecie, jednak wiem, że wszystkich języków z tych krajów sie nie nauczę.

Słowa podawane przez ciebie dotyczą "wyznawania wiary" - nie liturgii. Wyznawać wiarą mogę po polsku i w Surinamie czy Bhutanie, w Chinach i na Madagaskarze, natomiast Msza jest z konieczności czym innym.

Dar języków był (i jest ) po to, aby nauczać, nie aby się modlić. Modlisz się do Boga, nie do ludzi. Ważne abyś ty wiedział jak się modlisz.


Śr lip 11, 2007 13:53
Zobacz profil

Dołączył(a): N lip 08, 2007 11:55
Posty: 17
Post 
vanitas napisał(a):
Drogi Tomasie!
Odnoszę wrażenie, że lepiej niż papieże, czy nawet Sobory powszechne wiesz lepiej. Papieże, kardynałowie i biskupi (łącznie z pp. Janem XXIII i ojcami Soboru Watykańskiego II) "naciągali" w sprawie łaciny?
Byłeś kiedyś na Mszy Świętej (NOMie) w kraju, którego języka nie znasz? Bo Mszę według Rytu Piusa V - gdziekolwiek nie będziesz - będzie taka sama. Nie wiem jak ty, ale mam w planach zwiedzenie kilku krajów na świecie, jednak wiem, że wszystkich języków z tych krajów sie nie nauczę.


Osobiście wolałbym uczestniczyć we Mszy w języku niemieckim lub angielskim (oba znam dobrze) niż po łacinie.

Cytuj:
Słowa podawane przez ciebie dotyczą "wyznawania wiary" - nie liturgii. Wyznawać wiarą mogę po polsku i w Surinamie czy Bhutanie, w Chinach i na Madagaskarze, natomiast Msza jest z konieczności czym innym.


Dlaczego innym? Czyż to nie jest forma modlitwy?

Cytuj:
Dar języków był (i jest ) po to, aby nauczać, nie aby się modlić. Modlisz się do Boga, nie do ludzi. Ważne abyś ty wiedział jak się modlisz.


No właśnie. Skoro modlę się do Boga, to czyż Bóg zna tylko łacinę?


Cz lip 12, 2007 23:35
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 03, 2007 16:42
Posty: 47
Post 
Czy musimy uczyć się łaciny?
Cytuj:

Nastąpił wreszcie dzień oczekiwany przeze mnie od 10 lat – 7 lipca 2007 Ojciec Święty Benedykt XVI Wielki wydał dokument „Summorum Pontificum” znoszący restrykcje dotyczące odprawiania Mszy świętej w rycie trydenckim. Jak można było się spodziewać, fakt opublikowania motu proprio stał się wiadomością dnia, zredukowaną jednak przez dziennikarzy do określenia “po łacinie i tyłem do wiernych”. W podobnym tonie wypowiadał się również dla Polskiej Agencji Prasowej Jego Ekscelencja bp Pieronek, którego fragment wypowiedzi pozwolę sobie zacytować: “Dzisiaj, kiedy znajomość łaciny jest szczątkowa nie sądzę, żeby było wielu amatorów na liturgię po łacinie. Nie widzę tego, żeby mogły powstać parafie z językiem łacińskim. Tradycja posługiwania się językiem łacińskim minęła”.


Przedstawianie sprawy w taki sposób rodzi u osób nieobeznanych z liturgią trydencką przekonanie, że do uczestnictwa w takiej mszy konieczna jest znajomość łaciny, a osoby nie znające tego języka będą się czuły jak na tureckim kazaniu. Obawa taka jest wypadkową kilku czynników: niedoinformowania, nieporozumień, przenoszenia na mszę w rycie przedsoborowym swoich doświadczeń z nowej mszy, a także iluzji, że język narodowy rozwiązał wszystkie problemy z rozumieniem liturgii.
Co więcej, pewną obawę przed łaciną czują chyba również niektórzy tradycjonaliści. Atakowani argumentami lingwistycznymi, zamiast wykazać ich absurdalność, niemrawo bronią się, że modlitewniki, ksera, rzutniki etc. Tymczasem łacina dla rytu trydenckiego jest sprawą drugorzędną, a dla wiernych świeckich może być prawie całkowicie obojętna. Jak to możliwe?

Jak to drzewiej bywało?
Zacznę może od zapomnianego obecnie faktu, że kontakt z językiem łacińskim przeciętnego wiernego był kiedyś dość ograniczony. Msze z chorałem gregoriańskim czy sakralną polifonią były odprawiane głównie w większych miastach. W pozostałych miejscach, zwłaszcza na prowincji, do mszy śpiewano polskie pieśni nabożne, w tym specjalne pieśni mszalne. Zapewne śpiewaliśmy wiele razy w kościele pieśń na wejście “Boże, lud Twój czcią przejęty” a na Ofiarowanie “Z rąk kapłańskich przyjmij Panie”. Czy jednak wiemy, że są to tylko dwie zwrotki z dziewięciozwrotkowej pieśni mszalnej? Na Gloria śpiewano na tę samą melodię “Najwyższemu Panu Chwała”, na Sanctus “Wznieśmy chwały hymn w niebiosy” etc. Pieśni mszalne były rozmaite, w tym dostosowane do rozmaitych okresów liturgicznych – taką pieśnią jest na przykład kolęda “Wśród nocnej ciszy”. Oprócz czterech używanych do dzisiaj zwrotek śpiewanych niegdyś na wejście zawiera ona 13 dalszych na kolejne części mszy.

Do czego zmierzam? Ano do tego, że większość polskich katolików umiała po łacinie odpowiedzieć tylko “Et cum Spiritu tuo” i “Amen” oraz swoje części dialogu przed prefacją. Resztę śpiewano po polsku. Słyszałem wręcz, że polscy żołnierze, którzy w czasie II Wojny Światowej trafili do Wielkiej Brytanii i szli w niedzielę do kościoła, często wychodzili z niego dość szybko myśląc, że są na mszy niekatolickiej. Mylili się jednak, msza była jak najbardziej katolicka, nie była jednak polska.

Można więc bez żadnego problemu odprawić mszę trydencką dla ludzi nie znających języka Cycerona. Mamy w tradycyjnym skarbcu wiele pobożnych polskich pieśni dopasowanych do starożytnej liturgii Kościoła i nie widzę żadnego powodu, by ich nie używać. Co służyło zbudowaniu pobożności naszych ojców i dziadów nie może być złe dla nas.

Jak to bywa obecnie?

Obecna praktyka poszła jednak w innym kierunku. Podczas większości niedzielnych liturgii trydenckich odprawianych w Polsce części stałe mszy śpiewane są po łacinie na modłę gregoriańską przez lud z organami. Fachowym uchem (jestem śpiewakiem ze Schola Gregoriana Silesiensis) mogę dodatkowo ocenić, że na przykład wrocławskie środowisko tradycyjne opanowało mszę De Angelis w stopniu bardzo dobrym, co zadaje kłam popularnej tezie, że chorał jest niesamowicie trudny, wręcz nie do opanowania dla przeciętnego człowieka.

A co wynika z tego, że ludzie, gdy tylko chcą, mogą śpiewać po łacinie? Otóż osoby niechętne tradycyjnej liturgii argumentują, że bariera językowa utrudnia aktywne uczestnictwo we mszy. Pytam się tedy: jaka bariera językowa? Jak to jest? Przeciętny człowiek przez całe życie śpiewa w kościele “Chwała na wysokości” i “Baranku Boży” po polsku i rozumie, to co śpiewa. Jak go wyślemy na mszę trydencką, gdzie z pomocą modlitewnika zaśpiewa to samo po łacinie, to co? Nagle przestanie rozumieć tekst, który zna na pamięć? Gdzie tu logika?

Gdy weźmiemy dodatkowo pod uwagę wrocławską praktykę tłumaczenia Ewangelii na język polski oraz rozkładania na ławkach przekładów części zmiennych liturgii okaże się, że bariera językowa jest sprawą całkowicie wydumaną.

Iluzja aktywnego uczestnictwa

Jak udowodniłem powyżej, wierni mogą obyć się bez łaciny prawie całkowicie i używać pieśni tradycyjnych. Są również w stanie nauczyć się i dobrze zaśpiewać gregoriańskie części stałe mszy w języku łacińskim, rozumiejąc przy tym tekst (polską wersję znają wszak na pamięć). Pozostaje do obalenia jeszcze jeden zarzut osób niechętnych tradycyjnej mszy: „Kiedyś ksiądz coś sobie mamrotał po łacinie, a ja nic nie rozumiałem.”

Należy pamiętać o tym, że wierni nie muszą rozumieć słowo w słowo części mszy, które nie są do nich adresowane. Celem Mszy świętej jest przede wszystkim złożenie Ofiary Bogu, co czyni w imieniu ludu kapłan. Wierni nie muszą nawet słyszeć modlitw zanoszonych przez kapłana, i (o czym niektórzy chyba zapomnieli) w liturgii trydenckiej większości z nich nie słyszą. W wielu miejscach akcja liturgiczna przebiega równolegle (podobnie jak w Novus Ordo podczas Ofiarowania) – lud lub schola śpiewa, a ksiądz po cichu z ministrantami odmawiają odpowiednią część Mszy. Kanon zaś mszy ksiądz mówi cicho, a słowa konsekracji wręcz szeptem!

Nowa msza jest przegadana, lud wysłuchuje wszystkich modlitw kapłana i odpowiada chórem. Przez to wierni nabrali wrażenia, że aktywne uczestnictwo w liturgii polega na mówieniu i śpiewaniu oraz słuchaniu księdza. Tymczasem prawdziwe aktywne uczestnictwo polega na duchowym włączeniu się w Ofiarę składaną Bogu Ojcu przez Jezusa Chrystusa, korzystającego z rąk i głosu kapłana. W tradycyjnej liturgii wierni mają wiele możliwości owego duchowego włączenia się: mogą śpiewać, śledzić przebieg mszy z mszalikiem, odmawiać modlitwy do mszy z modlitewnika, odmawiać różaniec, modlić się po swojemu, jak też kontemplować w ciszy tajemnicę Odkupienia. Nie ma jedynie słusznej formy, każdy może wybrać sobie taką, która najbardziej odpowiada jego pobożności.

Czy rozumiemy polską mszę?

Zaszokuję zapewne wielu, stawiając tezę, że wprowadzenie nowego obrządku Mszy świętej w języku polskim nie miało żadnego istotnego wpływu na zrozumienie treści liturgii, a wręcz przyczyniło się do jego pogorszenia. Dlaczego? Gdyż wychodząc z założenia, że wszyscy wszystko rozumieją (wszak ksiądz mówi po naszemu a wierni takoż chórem odpowiadają) zaniedbano zupełnie katechezę liturgiczną. Jak ktoś nie wierzy, niech zapyta się znajomych co znaczą określenia „hosanna”, „alleluja”, „współistotny Ojcu” albo do czego odnoszą się słowa „Niech Pan przyjmie Ofiarę z rąk twoich”. Zapewniam, że można bardzo ciekawych rzeczy się nasłuchać – co świadczy o tym, że rozumienie poszczególnych słów wcale nie jest równoważne z rozumieniem ich sensu.

Można oczywiście powiedzieć, że należy wziąć pod uwagę rozumienie liturgii jako całości, i że takie czepianie się słówek jak powyżej niczemu nie służy. Też tak myślałem, aż kilkanaście lat temu, będąc jeszcze studentem zrobiłem wśród kolegów i koleżanek z roku (oczywiście praktykujących katolików) ankietę – test wyboru – na tematy mszalne. I cóż się okazało? Prawidłowej definicji Mszy świętej (bezkrwawe uobecnienie Ofiary Krzyżowej Chrystusa Pana) nie podał prawie nikt, dominowały błędne „Uczta Eucharystyczna” i „Pamiątka Ostatniej Wieczerzy”. Z rozumieniem Rzeczywistej Obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie było równie źle. W to, że chleb i wino przestają istnieć i zmieniają się w Ciało i Krew – nie wierzy prawie nikt. Większość moich katolickich znajomych podzielała pogląd Lutra o konsubstancjacji, czyli o pojawieniu się Chrystusa wewnątrz chleba i wina.

Nie mam powodów by przypuszczać, że w ciągu ostatnich lat sytuacja zmieniła się na lepsze. Publikowane od czasu do czasu w mediach raporty na temat stanu wiary Polaków nie napawają optymizmem. Utrzymywanie zaś iluzji, że ruszanie buzią w kościele jest równoważne ze zrozumieniem tego, co się mówi nie doprowadzi do rozwiązania problemu.
Brakująca Tajemnica

Jestem przekonany, że padliśmy ofiarą współczesnego pędu za zrozumiałością. W trosce o to, by wszyscy wszystko rozumieli ogołociliśmy liturgię z tego co w niej najpiękniejsze – Tajemnicy, nie uzyskując nic w zamian, gdyż z rozumieniem rzeczy nawet najbardziej podstawowych jest bardzo źle.

A przecież w liturgii jest miejsce również na Tajemnicę. Bóg jest niepojęty. Przetłumaczenie mszy na żaden język nie wyjaśni nam w jaki sposób Stwórca całego wszechświata ukrywa się pod postacią Hostii. Nie zrozumiemy nigdy jak to jest, że na ołtarzu odbywa się Ofiara Kalwarii. Nie zobaczymy tłumów Aniołów, Archaniołów, Cherubinów i Serafinów tłoczących się wokół ołtarza i śpiewających z nami Sanctus.

Nie dajmy się tedy zwariować argumentami typu „prawie nikt nie zna dzisiaj łaciny”. Oczywiście znajomość świętego języka Kościoła jest rzeczą wielce chwalebną, ale nie jest konieczna. Naprawdę nikt nie musi uczyć się łaciny by w pełni czerpać ze skarbca tradycyjnego bogactwa liturgicznego Kościoła.

Tomasz Dajczak


http://konserwatyzm.pl/content/view/1928/111/


Pt lip 13, 2007 12:18
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 178 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL