Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N kwi 28, 2024 0:44



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 26 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Nauczanie Jana Pawła II 
Autor Wiadomość
Post Nauczanie Jana Pawła II
Wiele mówimy o osobie Jana Pawła Wielkiego.
Chętnie zastanawiamy się nad Jego życiorysem, nad Jego posługą, nad Jego charyzmatem.
A tak mało mówimy o Jego nauczaniu ... :(
Cieszymy sie z Jego Osoby, z Jego świętości. Z każdgo sukcesu Kościoła którego był Autorem.
Chętnie też stawiamy Mu pomniki - zarówno te z kamienia jak i "na papierze" opisując Jego życiorys...
A - tymczasem - uważam, ze największym Jego sukcesem jest prowadzone przez Niego nauczanie wprowadzające Kościół w III Tysiąclecie Chrześcijaństwa.
Uważam również, że zapominamu o tym, co najważniejsze - nad zastanowieniem się i wcielaniem w życie Jego dzieł ...
Proponowałbym zatem - zastanowić się nad tym nauczniem.


N paź 16, 2005 20:14
Post 
Dla mnie jako niewierzacego najwieksza nauka tego Czlowieka byl ekumenizm i tolerancja, jego zdolnosc do przeproszenia za bledy i uszanowania kultury i religii innych (calowanie Koranu w dowod szacunku dla islamu, wspolne modlitwy i innowiercami). Nawet na mnie jako niewierzacego postawa Jana Pawla II wplznela bardzo mocno, szczegolnie jego otwartosc i tolerancja oraz starania sie o pokoj na swiecie.

Pokoj milosc i tolerancja byly dla mnie sensem i przeslaniem Jego pontyfikatu.. i faktycznie, niewiele z tego jest w zycie wprowadzane. Ale coz, tak to juz bywa.


Nie zgodze sie tylko z Toba ddv - wg mnie mowi sie o tym wystarczajaco duzo.


Crosis


N paź 16, 2005 20:23
Post 
Nauczanie Jana Pawłą Wielkiego to przede wszystkim:
14 Encyklik:
Centesimus Annus (1991)
Dives in Misericordia (1980)
Dominum et Vivificantem (1986)
Ecclesia de Eucharistia (2003)
Evangelium Vitae (1995)
Fides et ratio (1998)
Laborem Exercens (1981)
Redemptor Hominis (1979)
Redemptoris Mater (1987)
Redemptoris Missio (1990)
Slavorum Apostoli (1985)
Sollicitudo Rei Socialis (1987)
Ut Unum Sint (1995)
Veritatis Splendor (1993)
http://www.opoka.org.pl/nauczanie/papie ... kliki.html
14 adhortacji:
Adhortacje
Catechesi Tradendae (1979)
Christifideles Laici (1988)
Ecclesia in Africa (1995)
Ecclesia in America (1999)
Ecclesia in Asia (1999)
Ecclesia in Europa (2003)
Ecclesia in Oceania (2001)
Familiaris Consortio (1981)
Pastores Dabo Vobis (1992)
Pastores gregis (2003)
Reconciliatio et Paenitentia (1984)
Redemptoris Custos (1989)
Redemptionis Donum (1984)
Vita Consecrata (1996)
Program wprowadzający Chrześcijaństwo w III Tysiąclecie.

Ogółem tematyka Jego nauczania obejmuje problematykę:
Cytuj:

NAUCZANIE JANA PAWŁA II
Bibliografia tematyczna 1978-2002

Życie ludzkie

O ochronie życia ludzkiego
O kobiecie
O rodzinie
Chrześcijański sens cierpienia, starości i umierania
Eros i agape

Prawa człowieka i narodu

Prawa człowieka
Wojna i pokój
Etyka a polityka
Człowiek w strukturach zniewolenia
Solidarność
Sprawiedliwość gospodarcza
Cierpiący i ubogi
Chrześcijańskie wartości w życiu narodu
Jedność Europy
Moralne aspekty globalizacji

Magisterium

O problemach teologii moralnej
Problemy bioetyki

Nauka - kultura - media

O odpowiedzialności naukowców
Artysta - sztuka - kultura
O środkach masowego przekazu
Prawda jako zobowiązanie

Autorytet

Wzory osobowe
Świadectwo chrześcijańskich męczenników
O Matce Bożej
Kapłaństwo
Ethos młodzieży

Jedność chrześcijaństwa

Chrześcijańskie korzenie Europy
Dialog ekumeniczny
Chrześcijaństwo u progu trzeciego tysiąclecia

Przesłanie dla Polski

Bibliografia adnotowana wypowiedzi Jana Pawła II podczas podróży apostolskich do Polski

http://www.kul.lublin.pl/ijp2/papiez/nauczanie/
Tak więc - jest to bardzo szeroka tematyka ... ;)


N paź 16, 2005 21:08
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 17, 2005 21:43
Posty: 528
Post 
Cytuj:
Evangelium Vitae (1995)
To akurat po częsci wpadka , ale cóż, nikt nie jest doskonały.

_________________
Słów parę o religii


Wt paź 18, 2005 15:06
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt lis 23, 2004 16:10
Posty: 552
Post 
Cytuj:
calowanie Koranu w dowod szacunku dla islamu, wspolne modlitwy z innowiercami


Ja natomiast uważam ten element za największy minus pontyfikatu Jana Pawła II.

_________________
http://www.ksiega-starcow.blogspot.com
http://www.orthphoto.net


Wt paź 18, 2005 15:57
Zobacz profil
Post 
No ja nie. Ale kazdy jest inny i kazdy ma prawo oceniac cos wg siebie. Dla mnie podstawowa wartoscia jest tolerancja i w sumie ten gest jest nia przepelniony. Jak zreszta wiele innych gestow i wypowiedzi poprzedniego papieza.

Tylko roznimy sie pewnie jeszcze tym, ze dla mnie wszystkie religie swiata sa rowne ;)

Crosis


Wt paź 18, 2005 22:21

Dołączył(a): Wt lis 23, 2004 16:10
Posty: 552
Post 
Cytuj:
Tylko roznimy sie pewnie jeszcze tym, ze dla mnie wszystkie religie swiata sa rowne


No właśnie :) Dlatego te gesty dla Ciebie są plusem, a dla mnie minusem ;)

_________________
http://www.ksiega-starcow.blogspot.com
http://www.orthphoto.net


Śr paź 19, 2005 10:29
Zobacz profil
Post 
Ale dogadac sie mozemy ;) Czyli jednak te gesty i dla Ciebie maja jakies znaczenie ;) (nic nie sugeruje, po prostu sam fakt ze akceptujesz moj poglad jest plusem :) )

Crosis


Śr paź 19, 2005 12:12
Post 
A czy was zainteresuje poważne rozważanie papieskiego nauczania? [...]
Ciekawe kogo poruszy moje rozważanie na temat Listu Apostolskiego "DIES DOMINI" czyli O ŚWIĘTOWANIU NIEDZIELI. Załaczam i proszę choć raz pokażcie, że jesteście intelektualnie dojrzali.
Teofil SZEJA

NIEDZIELA - WYZNACZNIK UPŁYWU CZASU
I OBJAWIENIE JEGO SENSU

Przemyślenia przy lekturze
Listu Apostolskiego Jana Pawła II «DIES DOMINI» – cz. I

Wielu z nas pamięta swoistego rodzaju „wojnę o niedzielę”, jaką przez długi okres czasu władze PRL-u toczyły z Kościołem. Pamiętamy „czyny społeczne”, „czterobrygadowy system pracy” w przemyśle ciężkim, pamiętamy górnicze „dwustuprocentowe dniówki” za pracę niedzielną i specjalne książeczki oszczędnościowe, na które należności za owe „niedzielne dniówki” wpłacano. Wyłącznie bowiem na podstawie tych książeczek można było nabywać tzw. atrakcyjne towary, czyli pralki automatyczne, odkurzacze, telewizory kolorowe itp. Byliśmy wówczas przekonani, że wszystkie te działania podejmowane były po to, aby pozbawić niedzielę jej sakralnego charakteru i tym samym pozbawić Kościół wpływu na społeczeństwo. Komunistom nie powiódł się ich plan. Dochodzę jednak do wniosku, że powód ich niepowodzenia w walce z Kościołem nie wynikał z siły katolickości polskiego społeczeństwa, ale raczej z braku sensu komunistycznej doktryny gospodarczej. Bagatelizowanie przez komunistów wszelkich praw naturalnych, w tym także ekonomicznych, musiało się skończyć wielce niechlubnym upadkiem ich ideologii.
Napisał Papież w Liście apostolskim "DIES DOMINI", że wiele spośród jego refleksji i przemyśleń ... zapisanych w tym „Liście”, to owoc jego doświadczeń z lat posługi biskupiej w Krakowie. Osobiście uważam, że większość tych doświadczeń zdobywał on w Piekarach, w czasie dorocznych męskich pielgrzymek. Przypomnijmy sobie, jak bardzo kardynał Wojtyła wspierał zawołanie śp. biskupa Bednorza: „NIEDZIELA JEST BOŻA I NASZA”. To przecież tu, na Górnym Śląsku toczyła się największa batalia o świętowanie niedzieli.
Pisze Ojciec Święty w omawianym „Liście”:
Od uczniów Chrystusa oczekuje się ..., by nie mylili świętowania niedzieli, które powinno być prawdziwym uświęceniem dnia Pańskiego, z „zakończeniem tygodnia”, rozumianym zasadniczo jako czas odpoczynku i rozrywki. ... Wymaga to ... głębszego zrozumienia niedzieli, aby nawet w trudnych okolicznościach można ją było przeżywać w postawie pełnego posłuszeństwa Duchowi Świętemu.
Postawmy zatem pytanie: Czy ogółowi Polaków, zwłaszcza tych żyjących na Górnym Śląsku i pracujących w tutejszym przemyśle ciężkim, tak jak polskim biskupom, zależało kiedyś na świętowaniu niedzieli?
Moje życie potoczyło się tak, iż w pierwszych dziesięciu latach po zdaniu matury, zanim podjąłem wieczorowe studia w Politechnice Śląskiej, półtora roku spędziłem w wojsku, a pozostałe osiem i pół roku przepracowałem jako mistrz w chorzowskich „Azotach” i w hutach metali nieżelaznych w Szopienicach i Brzezinach Śl. Była to praca w „ruchu ciągłym”, czyli niedziela była obowiązkowym dniem pracy, odpowiednio wyżej wynagradzanym (100% dodatku). Ta niedzielna praca była jednak koniecznością, gdyż nie było i nadal nie jest możliwym wygaszenie pieca lub wyłączenie z ruchu aparatu kontaktowego. Były jednak w tych zakładach stanowiska pracy, na których praca niedzielna nie była potrzebna, np. obecność kierownictwa wydziałów była w niedzielę niepotrzebna. Mistrzowie zmianowi doskonale sobie radzili bez kierownika wydziału.
Jak już zaznaczyłem, płaca za przepracowaną, niedzielną „szychtę” była w części zasadniczej dwukrotnie wyższa od płacy w dni powszednie. Toteż pod pozorem dania dnia wolnego od pracy mistrzowi, kierownicy – można powiedzieć – degradowali siebie do jego rangi i podejmowali na tych stanowiskach niedzielną pracę. Dające do myślenia było jednak to, że owi kierownicy nigdy nie podejmowali niedzielnej pracy na zmianie popołudniowej lub nocnej. Podobnie zresztą bywało na stanowiskach robotniczych. Bardzo niechętnie brano wolne w tą niedzielę, w którą przypadała ranna zmiana. „Świętowanie” rozumiane jako uczestnictwo w różnego rodzaju rozrywkach, zaczynało się bowiem „po łobiedzie” czyli popołudniu. Niedzielne popołudnia spędzało się na różnego rodzaju festynach, spacerach, w kawiarniach i restauracjach. I dlatego niechętnie podejmowano w niedzielę pracę na popołudniowej lub nocnej zmianie, tak samo, jak niechętnie „brano wolne”, gdy w niedzielę przypadała szychta „na dzień”.
Czy można było takie świętowanie określić jako „świętowanie w postawie pełnego posłuszeństwa Duchowi Świętemu”?
Jeszcze gorzej z owym posłuszeństwem Duchowi Świętemu było za Rakowskiego i Jaruzelskiego, którzy górnikom płacili trzykrotną stawkę i dostęp do towarów ogólnie wówczas niedostępnych. Osobiście znam niemało górników, regularnie pielgrzymujących w ostatnią niedzielę maja do Piekar, którzy uważali się za „prześladowanych za wiarę”. „Dyskryminacja” ta zaś, często polegała na nie wyznaczaniu ich przez „sztajgra” do pracy w niedzielę. A przecież oni także chcieli zarobić za osiem godzin pracy tyle, ile się zarabiało za dwadzieścia cztery.
Nie mogę tych górników potępiać, bo sam swoją pokusą posiadania podsycałem ową chęć niedzielnej pracy. Za pewną bowiem prowizją odkupiłem od znajomego górnika – co było dość powszechnie praktykowane – „książeczkę z wkładem”, za który kupiłem synom skromny sprzęt narciarski.
W deklaracji ogłoszonej na zakończenie Synodu Biskupów dla Europy (obradował w Rzymie w dniach od 28 listopada do 14 grudnia 1991r.) mogliśmy przeczytać takie zdania:
Podczas gdy marksizm narzucony siłą upadł, rozprzestrzenił się bardzo w całej Europie materializm praktyczny. Mimo, że nie przymusza się ludzi do niego, ani im się go wprost nie proponuje, prowadzi on wielu z nich do myślenia i postępowania tak, „jakby Boga nie było”.
Myślę, że ów sposób myślenia i postępowania „tak, jakby Boga nie było”, od czasu Synodu jeszcze bardziej się w naszym kraju rozpowszechnił. Byłoby jednak nieprawdą stwierdzenie, że kościoły w Polsce pustoszeją. Niemniej dość radykalnie zmieniają się u nas obyczaje. Coraz powszechniejszy staje się u nas zwyczaj robienia zakupów w coraz liczniej otwieranych „supermarketach”. Ktoś, kto miałby kaprys przespacerowania się po rejonie garażów, zauważy coraz więcej osób, które w niedzielę dokonują różnych napraw w swoich samochodach, albo je po prostu myją (a czynią to zwłaszcza w godzinach przedpołudniowych tradycyjnie zarezerwowanych dla Boga). W bloku, w którym mieszkam coraz częściej słychać wiercenia w ścianach i stukania. Ludzie wykorzystują niedzielny czas wolny od pracy na robienie remontów we własnych mieszkaniach. Cisza, która niegdyś była niejako akcentem uroczystego charakteru niedzieli, ustępuje dzisiaj zwyczajnemu, codziennemu hałasowi, wywołanemu nie tylko przez pracujących, ale także przez wszechobecną, wrzaskliwą i przeraźliwą „muzykę” młodzieżową. Tej modzie wrzaskliwej, obcej polskiej tradycji i kulturze ulega także i „Radio Maryja”, nadając udziwnione polskie, wywrzeszczane, a przecież normalnie bardzo piękne kolędy.
W Liście "DIES DOMINI" Ojciec Święty napisał:
Niestety, gdy niedziela zatraca pierwotny sens i staje się jedynie „zakończeniem tygodnia” (weekend), zdarza się czasem, że horyzont człowieka stał się tak ciasny, że nie pozwala mu dojrzeć „nieba”. Nawet odświętnie ubrany nie potrafi już świętować. [4]
Zadałem sobie w związku z tym pytanie: Czy w naszych rodzinach, w gronie naszych krewnych i znajomych, w naszych parafiach funkcjonuje jeszcze coś takiego jak „odświętny ubiór”? Pamiętam jeszcze z lat dziecinnych pewną zasadę bardzo rygorystycznie przestrzeganą w naszej rodzinie. Otóż używanie każdego nowego elementu ubioru, nawet bielizny czy skarpetek trzeba było rozpoczynać od wdziania go na siebie w niedzielę: „do kościoła” . Niedzielnego garnituru, butów i koszul nie używało się na „bez tydzień” , chyba, że w ciągu tygodnia wypadała jakaś uroczystość, w której należało uczestniczyć.
Odświętny ubiór narzucał określoną postawę i zachowanie. Określiłbym tę postawę jako uroczystą, taką „radosną powagę”. Tę „radosną powagę” zauważyć było można niemal na każdym kroku: na ulicy, w parku, na boisku sportowym a nawet w karczmie, którą na Górnym Śląsku nazywano „szynk”. W szynku panował inny nastrój w ciągu tygodnia a inny w niedzielę. O ile w dni powszednie dochodziły stamtąd wrzaski pijaków a często i awantury, to w niedziele panował tam gwar rozmów „przi piwie”. A i sam „szynk” inaczej wyglądał w niedziele i święta, aniżeli w dni powszednie. Było tam o wiele bardziej schludnie.
Demonstrowanie radości miało swoje granice wymuszone zarówno uroczystym charakterem niedzieli, jak i koniecznością uszanowania odświętnego stroju, na zakup którego w rodzinach robotniczych odkładano pieniądze przez wiele miesięcy. Bywało często, że w tzw. „ślubnym ancugu”, jego właściciela kładziono do trumny, czyli że odświętne ubranie sprawione z okazji zawarcia związku małżeńskiego służyło przez całe życie (o ile właściciel zanadto w tym czasie nie przytył). Takie zwyczaje obowiązywały także w sferach rzemieślniczych i urzędniczych, mimo że zaliczane były do środowisk o wiele zamożniejszych niż robotnicze.
Czy w czasach obecnych kultywuje się jeszcze praktykę „niedzielnego ancuga”. Przyglądam się ludziom i mam co do tego wątpliwości.
Wstępną część „Listu” Papież kończy słowami:
Wydaje się, że w obliczu ... nowych sytuacji i związanych z nimi problemów konieczne jest ponowne odkrycie głębokich uzasadnień doktrynalnych, które stanowią podstawę przykazania kościelnego, aby wszyscy wierni uświadomili sobie wyraźnie, jak nieodzowną wartością jest niedziela w życiu chrześcijańskim.
...
Obowiązek świętowania niedzieli zwłaszcza przez udział w Eucharystii i przez odpoczynek w duchu chrześcijańskiej radości i braterstwa staje się bowiem w pełni zrozumiały, jeśli pamiętamy o różnorakich wymiarach tego dnia, na które zwrócimy uwagę w niniejszym Liście. Dzień ten stanowi samo centrum chrześcijańskiego życia. Jeśli od początku pontyfikatu niestrudzenie powtarzam słowa: „Nie lękajcie się! Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!”[9], to dziś chciałbym z mocą wezwać wszystkich do ponownego odkrycia niedzieli: Nie lękajcie się ofiarować waszego czasu Chrystusowi! Tak, otwórzmy Chrystusowi nasz czas, aby On mógł go rozjaśnić i nadać mu kierunek. On jest Tym, który zna tajemnicę czasu i tajemnicę wieczności i ofiarowuje nam "swój dzień" jako zawsze nowy dar swojej miłości. Ponowne odkrycie sensu tego „dnia” jest łaską, o którą należy prosić nie tylko po to, aby wypełniać w życiu nakazy wiary, ale także by dać konkretną odpowiedź na prawdziwe i głębokie pragnienia każdego człowieka. Czas ofiarowany Chrystusowi nigdy nie jest czasem straconym, ale raczej czasem, który zyskujemy, aby nadać głęboko ludzki charakter naszym relacjom z innymi i naszemu życiu.
Tym cytatem zakończę moje refleksje związane ze wstępną częścią „Listu”.

Tytuł pierwszego rozdziału Listu Apostolskiego jest powtórzeniem tytułu głównego „Listu”, czyli DIES DOMINI; ma jednak podtytuł: „Świętowanie dzieła Stwórcy”. Już pierwsze zdania tego rozdziału wymagają od czytelnika wielkiego trudu myślowego, aby względnie dobrze zrozumiał sens zapisanych przez Papieża słów. Na ten wysiłek musi się zdobyć zwłaszcza ktoś, kto w dziedzinie teologii jest takim jak ja ignorantem.
Papież pisze:
W doświadczeniu chrześcijańskim niedziela jest przede wszystkim świętem paschalnym, całkowicie opromienionym przez blask zmartwychwstałego Chrystusa. Jest świętowaniem "nowego stworzenia". Ale ten jej charakter, jeśli rozumiemy całą jego głębię, wskazuje na nierozerwalną więź niedzieli z tym, co Pismo Święte już na pierwszych stronicach mówi nam o Bożym zamyśle wyrażonym w stworzeniu świata.
Ja usiłuję zrozumieć tę „głębię” i dlatego zadałem sobie pytanie: Co to znaczy „święto paschalne”? Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że na ogół posługujemy się określeniami, popularnie brzmiącymi, do których dźwięku zdążyliśmy się przyzwyczaić, lecz których znaczenia nie zawsze rozumiemy, albo o tym znaczeniu już zapomnieliśmy, przez co często zdarza się nam posługiwać wyrażeniami, będące w kontekście wypowiadanej kwestii zwykłymi idiotyzmami, powszechnie jednak stosowanymi . Dlatego też, aby dobrze zrozumieć pojęcie święto paschalne sięgnąłem po „SŁOWNIK BIBLIJNY”, z którego się dowiedziałem, że Pascha to święto żydowskie, obchodzone na pamiątkę ostatniej wieczerzy spożytej przez Izraelitów przed ich wyprowadzeniem z Egiptu przez Mojżesza oraz na pamiątkę ich przejścia przez Morze Czerwone (bo słowo pascha oznacza także „przejście”). Czytam w SŁOWNIKU, że w Nowym Testamencie do uczty paschalnej nawiązują opisy ustanowienia Eucharystii w czasie Ostatniej Wieczerzy Jezusa. Przyznaję, że do tej pory na znaczenie określenia „Pascha”, „paschalny” nie zwracałem uwagi.
Pierwszy akapit tego rozdziału „Listu” Ojciec Święty kończy zdaniem: Trzeba zatem odczytać na nowo wspaniały opis stworzenia i pogłębić teologię "szabatu", aby wejść na drogę wiodącą do pełnego zrozumienia niedzieli. Kolejna część pierwszego rozdziału „Listu” jest właśnie przykładem „nowego odczytania opisu stworzenia”. Papież dostrzega w Księdze Rodzaju, rozpoczynającej się tym opisem poetycki styl narracji. Sięgnąłem więc po Pismo Święte, usiłując odkryć w tekście pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju te elementy, które wskazywałyby na ów poetycki styl narracji. Nie odkryłem. W dziedzinie rozpoznawania gatunków literackich jestem wyraźnie niedouczony. Nie mniej nie przeszkadza mi to dojść do takich samych konkluzji, do których dochodzi Papież o duszy poety.
Lektura „Listu” potwierdza jeszcze jedną moją obserwację i wzmaga mój niepokój: Od czasu Soboru Watykańskiego II, w działalności duszpasterskiej Kościoła daje się zauważyć pewnego rodzaju marginalizację przestróg przed grzechem. Zanika nauczanie o grzechu. Natomiast akcentuje się prawie wyłącznie dobroć Bożą. Przykład tego znajdujemy także w omawianym „Liście”. Czytamy tam bowiem:
... świat jest dobry w takiej mierze, w jakiej pozostaje złączony ze swoim źródłem, a gdy oszpeci go grzech, staje się na powrót dobry, jeżeli z pomocą łaski powraca do Tego, który go stworzył.

Papież zastrzega się jednak od razu, że:

... ta dialektyka nie dotyczy bezpośrednio rzeczy nieożywionych ani zwierząt, lecz istot ludzkich, które otrzymały niezrównany dar wolności, ale zarazem ponoszą ryzyko z nią związane.

Wynika z tego, że to jednak człowiek, a nie świat, musi wracać do Stwórcy. A nie musiałby wracać, gdyby się człowiek nie był oddalił. Zdawać by się mogło, że niejednokrotnie ziemia zostaje przez człowieka zeszpecona bezpowrotnie, a jednak Bóg sprawia, że natura odnawia się. Szczególnie zaś bez udziału człowieka odnawia się zwykle piękniejsza niż dawniej – o ile tylko człowiek zaprzestaje ją szpecić i niszczyć. A szpecenia i niszczenia nie można przecież inaczej określić jak tylko jako grzech.
Pisze Papież:
Wszechświat jest dziełem rąk Boga, nosi zatem znamię Jego dobroci. Jest piękny i godny podziwu, zasługuje na to, byśmy się nim cieszyli, ale istnieje też po to, abyśmy go uprawiali i rozwijali.
Człowiek poprzez pracę poświadcza niejako swoje podobieństwo do swojego Stwórcy. Bo – jak zapisano w Księdze Rodzaju, a co w „Liście” Ojciec Święty cytuje – „Bóg ukończył w szóstym dniu dzieło, nad którym pracował ...” [Rdz 2,2]. Praca Boga – jak zaznacza Papież – jest przykładem dla człowieka.
Skoro „praca” Boga ... jest przykładem dla człowieka, to jest nim również Boży „odpoczynek” – konkluduje Papież. Bóg bowiem „Odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie jaki podjął” [Rdz 2,2].
Jednak „Odpoczynku” Boga nie należy rozumieć powierzchownie jako swego rodzaju „braku działania” – pisze dalej Papież – Akt stwórczy, stanowiący fundament świata, jest bowiem ze swej natury nieustanny. Bóg nigdy nie przestaje działać, o czym sam Jezus z naciskiem przypomina, mówiąc właśnie o nakazie świętowania szabatu. Odpoczynek w siódmym dniu nie wskazuje zatem na Boga, który przestał pracować, ale podkreśla doskonałość wykonanej pracy i ma raczej oznaczać, że zatrzymał się On przed dziełem swoich rąk, kierując ku niemu spojrzenie pełne radości i zadowolenia, gdyż wszystko było „bardzo dobre” [Rdz 1,31]. Jest to więc spojrzenie „kontemplacyjne”, które nie zwraca się ku następnym dziełom, lecz pozwala raczej zachwycić się pięknem tego, co już zostało dokonane.
Ostatnie zdanie przyprawia mnie o poczucie wstydu a jednocześnie i żalu. Jakże brak mi wytrwałości, by podjęte dzieła do końca doprowadzić. Więc mi wstyd, bo jakąż muszę się cechować brzydotą niepodobieństwa do swego Stwórcy. Żal mi natomiast tych wielu radości wypływających z kontemplacji wykonanego dzieła, których sam siebie pozbawiam podejmując wciąż nowe zadania, nie dokończywszy poprzednich. Myślę jednak, że nie ja jeden mam przywarę nie kończenia rozpoczętych zadań. Czyż nie obserwujemy tej cechy także w sferach rządzących naszym krajem?!
Nakaz świętowania szabatu ... sięga korzeniami do samej istoty Bożego zamysłu. Właśnie dlatego nie został umieszczony wśród zwykłych przepisów kultowych, ... ale jest częścią Dekalogu „dziesięciu słów” stanowiących filary życia moralnego... – czytamy w „Liście”, a należałoby do tego dodać, że Dekalog, owe filary życia moralnego stanowi jednocześnie fundament na którym zbudowany ład społeczny gwarantuje optymalny rozwój ludzkich społeczności. Społeczności zbudowane na fundamencie Dekalogu nie mogą nie zapewniać godnego bytu każdemu członkowi takiej wspólnoty.
Tak więc – pisze Papież – dzień odpoczynku zawdzięcza swój charakter przede wszystkim temu, że Bóg go „pobłogosławił” i „uświęcił”, to znaczy oddzielił od pozostałych dni, aby był pośród nich „dniem Pańskim”.
...
W rzeczywistości całe życie człowieka i cały ludzki czas powinien być przeżywany jako akt uwielbienia i dziękczynienia składanego Stwórcy. ... „Dzień Pański” jest ... najbardziej odpowiednim dniem wyrażającym więź człowieka z Bogiem. Dlatego jest to dzień odpoczynku, oderwania się od codziennych zajęć by na nowo uznać własną zależność od Boga.
Dzień ten przypomina, że wszechświat i historia należą do Boga, a człowiek nie może wypełniać swojej misji współpracownika Stwórcy w świecie jeżeli wciąż na nowo nie uświadamia sobie tej prawdy.
W kolejnej części „Listu” Papież zwraca uwagę na wymowny charakter sformułowania trzeciego przykazania w Księdze Wyjścia:
„Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić”
I w związku z tym pisze tak:
Przykazanie wskazuje najpierw na fakt, o którym należy pamiętać, a dopiero potem nakazuje coś czynić.
Mamy zatem mieć udział w odpoczynku Boga i tak jak On, uświadamiając sobie owych „sześć dni Bożego trudu” związanego ze stworzeniem, umieli spojrzeć i zachwycić się Bożym dziełem.
W tym miejscu pozwolę sobie przypomnieć, że taką postawę „odwrócenia się za siebie” i przyjrzenia się nie tyle światu i jego pięknu jako dzieła Bożego, ale spojrzenia na własne dokonania minionego tygodnia, dokonania swego rodzaju bilansu wyświadczonego dobra, ale i krzywd, sugerowałem przy okazji dzielenia się z Państwem refleksjami z lektury EWANGELII PRACY, którą Papież głosił w czasie pierwszej i drugiej pielgrzymki do Ojczyzny w 1979 i 83 roku w Częstochowie i Katowicach.
Pan Bóg sam stwierdził, że wszystko co stworzył było bardzo dobre. A jednak nie sposób się opędzić od myśli, że u początku czasu istniało już także zło, czyli Szatan. I zapewne jest on – pod pewnym względem, np. pod względem wiedzy – bardziej Bogu podobny niż człowiek. Wiedział zatem, jakim uczynił człowieka Bóg. Wiedział, że pomiędzy wielkim darem Bożym: godnością a wielkim grzechem: pychą jest bardzo delikatna granica, którą bez trudu można przekroczyć. I człowiek tę granicę za namową Szatana przekroczył. Ale już wtedy, gdy człowiek musiał opuścić „ogród w Eden”, pomiędzy słowami przekleństwa Bóg formułuje obietnicę zbawienia, mówiąc do węża:
„Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” [Rdz 3,15].
Ta zapowiedź spełniła się blisko 2 tyś lat temu, gdy ukrzyżowany Jezus Chrystus powstał z martwych. Dlatego my, chrześcijanie musimy pamiętać zarówno o szabacie, jak i o pierwszym dniu po szabacie, w którym Pan nasz Jezus Chrystus pokonawszy śmierć i szatana zmartwychwstał.


Rozdział II – DIES CHRISTI.
Dzień zmartwychwstania Pana i daru Ducha Świętego

Ten rozdział papieskiego „Listu” jest poświęcony przebiegowi procesu odchodzenia od świętowania szabatu i formowania się obyczaju świętowania niedzieli. Jeżeli jednak świętowanie szabatu było nakazane w Dekalogu, ponieważ był to dzień przez Stwórcę pobłogosławiony, to o niedzieli, czyli pierwszym dniu „po szabacie” tego powiedzieć nie można. Nie ma bowiem żadnego nakazu Pana Jezusa, aby przejść od świętowania szabatu do świętowania niedzieli. Chrystus sam przestrzegał szabatu, aczkolwiek – przypomina Ojciec Święty:
Wedle zgodnego świadectwa Ewangelii zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa nastąpiło »pierwszego dnia po szabacie«. Tego samego dnia Zmartwychwstały ukazał się dwóm uczniom na drodze do Emaus i objawił się jedenastu Apostołom jednocześnie. Osiem dni później – jak zaświadcza Ewangelia Janowa – gdy uczniowie znów byli zgromadzeni, Jezus przyszedł do nich i dał się poznać Tomaszowi. Była niedziela, dzień Pięćdziesiątnicy, pierwszy dzień ósmego tygodnia po żydowskim święcie Paschy, kiedy przez zesłanie Ducha Świętego wypełniła się obietnica, jaką Jezus dał Apostołom po zmartwychwstaniu. Był to dzień pierwszego przepowiadania i pierwszych chrztów. Była to epifania Kościoła objawionego jako lud.
A więc wszystkie ważne sprawy brały swój początek w „w pierwszy dzień tygodnia”, czyli „w pierwszy dzień po szabacie”.
Z tych właśnie przyczyn już w czasach apostolskich "pierwszy dzień po szabacie", czyli pierwszy dzień tygodnia zaczął wyznaczać cały rytm życia uczniów Chrystusa – podkreśla Ojciec Święty.
W przypadku szabatu, nakaz jego świętowania wyrażony był wprost, w przypadku niedzieli, świętowania tego dnia wynika z nagromadzenia się zdarzeń, dziejących się w tym właśnie dniu, odczytanych jako symbolicznych, sugerujących jego wyjątkowość pomiędzy innymi dniami tygodnia.
Interpretacja symboliki niedzieli nie poprzestaje na tym, co się wydarzyło. Ojciec Święty pisze o tym tak:
... fakt, że szabat jest siódmym dniem tygodnia, stał się podstawą dla interpretacji dnia Pańskiego według innego jeszcze klucza symbolicznego ... niedziela jest nie tylko dniem pierwszym, ale także „dniem ósmym”, to znaczy, że ... symbolizuje zarazem początek czasu i jego kres w „przyszłym wieku”.
Świętowanie niedzieli, dnia „pierwszego” i zarazem „ósmego”, wprowadza chrześcijanina na drogę ku życiu wiecznemu. Symbolizuje bowiem początek wieczności, początek nowej ziemi i nowego nieba
Papież zaznacza dalej, że podział dni na cykle tygodniowe nie był powszechnie stosowany w regionach, gdzie szerzyła się Ewangelia i dlatego regularne świętowanie dnia Pańskiego co tydzień nastręczało chrześcijanom znaczne trudności.
Ja pamiętam, że w pierwszych latach pięćdziesiątych, w gimnazjum, nauczano nas przedmiotu, który się nazywał "Nauka o Polsce i świecie współczesnym". W rzeczywistości było to wychowywanie w duchu ideologii marksistowskiej. W czasie tych lekcji roztaczano przed nami wspaniałe wizje życia w socjalizmie. Między innymi, jednym z celów socjalizmu miał być nowy podział dni – nowe tygodnie. Miały to być tygodnie pięciodniowe, czyli co piąty dzień miał być dniem wolnym od pracy.
Zastanawiałem się nieraz, czy ta idea, była jedynie mrzonką naszego nauczyciela (typowy politruk), czy też była rozważana przez gremia ideologów, jako pewien program. Oficjalnie, o niczym takim nie mówiono. Tak czy owak, pięciodniowy tydzień na pewno skutecznie utrudniłby chrześcijanom świętowanie niedzieli.
Świętowanie szabatu było w Starym Testamencie nakazane w Dekalogu. Natomiast uzasadnieniem świętowania niedzieli – jak to Papież wykazuje – są wydarzenia dziejące się właśnie w „w pierwszym dniu po szabacie”. Przejście od świętowania szabatu do świętowania niedzieli nie ma charakteru nakazu, ale jest pewnego rodzaju odczytaniem symboliki dziejących się wydarzeń. Takich symboli-kluczy Papież wymienia więcej. Wystarczy przytoczyć śródtytuły tego rozdziału LISTU, aby wykazać bogactwo znaczeniowe niedzieli. Oto te śród tytuły:
Dzień nowego stworzenia
Dzień ósmy zapowiedź wieczności
Dzień Chrystusa Światłości
Dzień Daru Ducha Świętego
Dzień wiary
Dzień niezastąpiony
Nie będę przytaczał papieskiego uzasadnienia tych tytułów, bo moje omówienie musiało by się przekształcić w głośną lekturę LISTU, co – na dobrą sprawę – mogłoby być i pożyteczne i pożądane, np. w naszych kościołach, po zakończeniu jednej ze Mszy św. Wymagałoby to jednak zaangażowania odpowiedniego lektora, który potrafiłby tekst LISTU odpowiednio podać. Kabotyn potrafi zanudzić słuchaczy nawet najbardziej interesującym tekstem.
Z przytoczonych tytułów niedzieli warto byłoby zwrócić uwagę na ten, który mówi o dniu „Chrystusa Światłości”. Papież napisał tak:
... perspektywa chrystocentryczna pozwala zrozumieć inne jeszcze znaczenie symboliczne jakie refleksja chrześcijańska i praktyka duszpasterska wiąże z dniem Pańskim. Idąc bowiem za trafną intuicją duszpasterską Kościół nadał chrześcijański sens określeniu „dzień słońca”, używanemu przez Rzymian na oznaczenie niedzieli i do dziś obecnemu w niektórych językach europejskich. (niedziela po niemiecku to Sonntag, Sonne – słońce, Tag – dzień).
W ostatniej części tego rozdziału Papież napisał:
Wszystko to pozwala zrozumieć, dlaczego w obliczu trudności, jakie stwarza nasza epoka, należy chronić tożsamość tego dnia, a nade wszystko głęboko ją przeżywać. ... Praktyka ukształtowana spontanicznie stała się potem regułą zatwierdzoną przez prawo: dzień Pański wyznaczał rytm całej dwutysiącletniej historii Kościoła. Czyż jest do pomyślenia, by nie odmierzał także jego przyszłości?
Tym mocnym pytaniem Papieża pozwolę sobie zakończyć pierwszą część mojego omówienia Listu Apostolskiego Jana Pawła II DIES DOMINI.


Omówienie Listu Apostolskiego Jana Pawła II «DIES DOMINI» [cz. II]


Rozdział III - DIES ECCLESIAE
Zgromadzenie eucharystyczne sercem niedzieli

„Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” [Mt 28,20]. ... Jeżeli niedziela jest dniem zmartwychwstania, to nie tylko jako pamiątka wydarzenia z przeszłości, ale jako świętowanie żywej obecności Zmartwychwstałego pośród wierzących.
Nieraz się zastanawiam nad tym, czy ja naprawdę wierzę w rzeczywistą obecność Zmartwychwstałego Pana pośród nas, uczestników niedzielnej Mszy św.? A przecież On zapewniał, że jest obecny pośród swoich uczniów nie tylko wtedy, gdy oni gromadzą się „na łamaniu chleba”. Powiedział przecież: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” [Mt 18,20]. I myślę sobie: Czy my zdajemy sobie sprawę, że także teraz Chrystus jest wśród nas. I że był także wśród nas w czasie naszych licznych spotkań. Bo przecież gromadziliśmy się zawsze „w imię Jezusa Chrystusa”, niezależnie od tego na jakie tematy prowadziliśmy rozmowy. Cofając się wspomnieniami w przeszłość, zauważam coś znamiennego: Niekoniecznie byliśmy we wszystkim jednomyślni, ale ja sobie nie przypominam, abyśmy kiedykolwiek rozstawali się jak skłóceni nieprzyjaciele. Czyż choćby tylko to nie dowodzi obecności Chrystusa? Czyż to nie obecność Jego miłości sprawia, iż mamy to przedziwne poczucie wspólnoty? A przecież my się spotykamy „w imię Jezusa Chrystusa” w innym celu, aniżeli „na łamanie chleba”.
Papież pisze:
Ważne jest, by (uczniowie Chrystusa) gromadząc się wyrażali w pełni tożsamość Kościoła jako zgromadzenia zwołanego przez zmartwychwstałego Pana, który oddał życie w ofierze „by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno” [J 11,52]. Ta jedność staje się widoczna, gdy chrześcijanie gromadzą się we wspólnocie: uświadamiają sobie wówczas i świadczą wobec świata, że są ludem odkupionych, złożonym z „[ludzi] z każdego pokolenia, języka ludu i narodu” [Ap 5,9]
Jakże zatem dobitniej zaznaczać się w naszej świadomości powinna obecność Chrystusa, gdy gromadzimy się na Eucharystii, w której – jak podkreśla Papież:
Wspólnotowa rzeczywistość życia Kościoła nie tylko w sposób szczególnie głęboki się wyraża, ale w pewnym sensie z niej się wywodzi. Eucharystia karmi i kształtuje Kościół.
Przypomnijmy sobie, że Pan Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy, dając Apostołom do spożywania Chleb i Wino, i zapewniając ich, że to Jego Ciało i Krew, nakazał im – a poprzez nich powstającemu Kościołowi – aby „to czynili na Jego Pamiątkę”. Toteż kiedy zbieramy się na sprawowaniu Eucharystii, Chrystus wraz z nami uczestniczy w tej ponawianej wciąż Uczcie.
To prawda – pisze Ojciec Święty – że Eucharystia niedzielna, sama w sobie, ma takie samo znaczenie jak sprawowana w dowolny inny dzień oraz że nie można jej oddzielać od całości życia liturgicznego i sakramentalnego. Życie to jest ze swej natury epifanią Kościoła, której najbardziej znamienny moment następuje wówczas, gdy wspólnota diecezjalna gromadzi się na modlitwie wraz ze swoim pasterzem. ... Więź z biskupem i z całą kościelną wspólnotą jest wpisana w każdą liturgię eucharystyczną, niezależnie od tego, czy przewodniczy jej biskup i w jakim dniu tygodnia zostaje odprawiona. ... Nie mniej Eucharystia niedzielna, która wiąże się z obowiązkiem uczestnictwa całej wspólnoty i odznacza się szczególnie uroczystym charakterem, właśnie dlatego, że jest sprawowana w „dniu, w którym Chrystus zwyciężył śmierć i dał nam udział w życiu wiecznym”, ukazuje szczególnie wyraziście swój wymiar eklezjalny i jawi się jako pierwowzór innych liturgii eucharystycznych. Każda wspólnota, gromadząc wszystkich swoich członków na „łamaniu chleba”, uświadamia sobie, że jest miejscem, w którym urzeczywistnia się konkretnie tajemnica Kościoła. W tej samej liturgii wspólnota otwiera się także na komunię z Kościołem powszechnym.
Tak więc dies Domini jawi się także jako dies Ecclesiae – konkluduje Papież.

Nie potrafię tych słów papieskich skomentować. Myślę, że są one wykładem, który po prostu należy przyjąć do wiadomości. Sądzę natomiast, że słowa zapisane w kolejnym punkcie listu (36) należy nie tylko zacytować, ale i opatrzyć stosownym komentarzem, ze względu na ich praktyczne znaczenie. Papież pisze mianowicie tak:
W zgromadzeniu niedzielnym najpełniej urzeczywistnia się jedność: w nim bowiem sprawowane jest sakramentum unitatis. ... Chrześcijańskie rodziny znajdują w nim jeden z najbardziej wyrazistych znaków swej tożsamości i „posługi” jako „kościoły domowe”, gdy rodzice przystępują wraz z dziećmi do jednego stołu słowa i Chleba życia.
Już niegdyś zostałem zbesztany za to, że niby zamiast się modlić w czasie Mszy św. przyglądam się ludziom. No cóż, ja taką mam naturę, która nie pozwala mi stać się nieobecnym duchowo tam, gdzie jestem obecny ciałem i dlatego wszystko, co się wokół mnie dzieje dociera do mej świadomości. A dzieją się często rzeczy przeróżne i najczęściej niepożądane. Nie będę ich wyliczał, bo zapewne każdy je także zauważa, ale z niezrozumiałych dla mnie powodów woli udawać, że nie zauważa niczego, albo też jest przekonany, że wszystko jest w porządku. W każdym razie to, co można zobaczyć w naszych kościołach w czasie odprawiania Mszy św. wskazuje, że większość uczestników niedzielnej Eucharystii nie bardzo sobie zdaje sprawę z tego w czym uczestniczy.
Przypomina Ojciec Święty, że przede wszystkim sami rodzice mają wychowywać swoje dzieci do udziału we Mszy św. niedzielnej. A jak to mają robić? Tego rodziców nikt nie uczy. A też można przypuszczać, że sami rodzice nie bardzo rozumieją sens mszalnej celebracji, bo im go dotąd nikt nie wyłożył (dobrze, że ja w dzieciństwie byłem ministrantem i w celebrze Mszy św. co nieco się orientowałem, a ponadto mój ojciec kupił sobie „MSZALIK NIEDZIELNY” opracowany przez ks. Tomanka i wydany przez Księgarnię św. Jacka w 1948r, w którym obrzęd Mszy św. – w prawdzie wg rytu trydenckiego – jest dobrze objaśniony, toteż tę wiedzę byłem w stanie przekazać swoim synom i to od momentu, gdy możliwa była z nimi rozumna komunikacja). Ojciec Święty chyba doskonale sobie z tego zdaje sprawę i skoro zaleca rodzicom korzystać z pomocy katechetów, którzy winni zadbać o to, aby program formacji dzieci powierzonych ich opiece obejmował przygotowanie do uczestnictwa we Mszy św., oraz wyjaśnić im, jakie jest istotne uzasadnienie obowiązku niedzielnego.
Myślę, że to szczególnie ważne słowa, bo Papież jakby przypominał o pewnych zwyczajach niegdyś praktykowanych, a dziś jakby zapomnianych. Chodzi mianowicie o to, ze niegdyś w czasie odprawianej Mszy św. dla dzieci i młodzieży, zaangażowane były przynajmniej dwie osoby: celebrans oraz ktoś drugi – ksiądz lub diakon – kto objaśniał wszystko, co działo się na i przy ołtarzu. Pilnował on także, aby młodociani uczestnicy we właściwym momencie wstawali, klękali czy też siadali, aby klękając przyjmowali właściwą postawę; żeby to nie było jedynie przycupnięcie, co niestety obecnie staje się coraz powszechniejszą praktyką nawet wśród pań w średnim wieku. A że nasze panie – także te powiedzmy: dojrzałe – do kościoła na Mszę świętą przychodzą w spódniczkach „mini”, to takie przycupnięcie sprawia, że widok bywa – jakby to powiedział Zagłoba – „zgoła niepolityczny”.
Po tych niejako praktycznych zaleceniach dotyczących przygotowania wiernych na świętowanie niedzieli i przeżycie Eucharystii, Papież omawia wielorakie aspekty niedzieli, jako „dnia Pańskiego”. Pisze:
Z kolei w perspektywie wędrówki Kościoła przez czas, związek niedzieli ze zmartwychwstaniem Chrystusa i uroczyste sprawowanie jego pamiątki co tydzień, umacnia w nas świadomość, że Lud Boży ma charakter wspólnoty pielgrzymującej oraz wymiar eschatologiczny. W kolejne niedziele Kościół podąża bowiem drogą wiodącą do ostatecznego „dnia Pańskiego”, do niedzieli, która nigdy się nie kończy.
...
Z tego punktu widzenia niedziela jest nie tylko dniem wiary, ale w takiej samej mierze dniem nadziei chrześcijańskiej.
Szkoda, że na tą cechę niedzielnej Eucharystii, na nadzieję chrześcijańską, celebransi w ogóle nie zwracają uwagi zgromadzonemu w kościele ludowi.
W zgromadzeniu niedzielnym, jak zresztą w każdej liturgii eucharystycznej, spotkanie ze Zmartwychwstałym dokonuje się poprzez udział w dwojakiej uczcie: słowa i Chleba życia. Dzięki pierwszej wierni zyskują zrozumienie historii zbawienia i jak podkreśla Papież: to sam zmartwychwstały Chrystus przemawia, gdyż jest obecny w swoim słowie, ”gdy w Kościele czyta się Pismo Święte.
Przypominając postanowienia, jakie w tej materii podjął Sobór Watykański II, Papież oświadcza, że po upływie ponad trzydziestu lat od jego zakończenia:
... w naszych rozważaniach o niedzielnej Eucharystii musimy się zastanowić, w jaki sposób jest głoszone słowo Boże oraz w jakiej mierze rzeczywiście wzrosło wśród Ludu Bożego poznanie i umiłowanie Pisma Świętego
Ten akapit kończy Ojciec Święty trzema bardzo ważnymi zdaniami:
Należy dążyć do tego – pisze Papież – aby cała celebracja, a wiec także modlitwa, słuchanie słowa i śpiew, a nie tylko homilia, wyrażała w jakiś sposób przesłanie niedzielnej liturgii, tak, aby mogło ono mocniej przemówić do jej uczestników. Wielka odpowiedzialność spoczywa oczywiście na tych, którzy pełnią posługę słowa. Ich obowiązkiem jest staranne przygotowanie – przez studium świętego tekstu i modlitwę – komentarza do słów Pańskich, który będzie wiernie oddawał ich treść, nawiązując do aktualnych problemów i do życia współczesnych ludzi.
Co to znaczy: Tak komentować słowo Pańskie, aby z jednej strony wiernie oddać jego treść, z drugiej zaś nawiązać do aktualnych problemów i życia współczesnych ludzi? Myślę, że aby ten postulat papieski realizować, należy sobie uświadomić po co zostało spisane „słowo Pańskie”. Mam na ten temat swoje zdanie, jako że na to pytanie w rozprawach teologicznych odpowiedzi raczej nie znajdziemy. W ramach naszej sekcji, aczkolwiek w innym nieco składzie osobowym, to zdanie niegdyś wypowiadałem w prelekcji zatytułowanej „Problem własności w Piśmie Świętym.”
Otóż z lektury Pisma Świętego wynika mi, że wskutek grzechu pierworodnego ludzkość utraciła zdolność harmonijnego opanowywania świata, toteż ludzie ziemię ustawicznie „psuli”, tak iż Bóg niejako był zmuszony unicestwić wszystko, co na niej żyło, aby ziemię niejako odrodzić. Warto zwrócić uwagę, że do czasu potopu – jak to wynika z Biblii – Bóg pozostawił człowiekowi całkowitą swobodę postępowania. Dopiero po potopie, począwszy od Noego, widzimy, że Bóg interweniuje w postępowanie ludzi, ganiąc postępki złe i podpowiadając to co jest dobre. Nie na darmo Autor „Listu do Hebrajczyków” rozpoczyna swój list słowami: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna [Hbr 1,1-2]. A nie dlatego Bóg przemawiał tyle, że był w przeciwieństwie do milczących bożków pogańskich Bogiem gadatliwym, lecz dlatego, aby ludzi wciąż uczyć wypełniania ich elementarnego zadania: czynienia sobie ziemi poddanej i to w jak najszerszym znaczeniu tego stwierdzenia. Jeżeli zatem Papież postuluje przygotowywania komentarza, który z jednej strony ma oddawać wiernie treść słów Panśkich, a z drugiej będzie nawiązywał do aktualnych problemów i życia współczesnych ludzi, to ja to rozumiem właśnie jako przekazywanie ludziom Bożej nauki o tym, jak prawidłowo czynić sobie ziemię poddaną obecnie, na przełomie tysiącleci. Nie jest to zadanie łatwe. Niełatwo bowiem kojarzyć słowa Pisma Świętego z tym, co w danym momencie jest społecznie aktualne.
Uczta słowa prowadzi w naturalny sposób do uczty Chleba eucharystycznego – poucza Papież – i przygotowuje wspólnotę do przeżycia jej wielorakich wymiarów, które w Eucharystii niedzielnej zyskują charakter szczególnie uroczysty. ... To cotygodniowe zgromadzenie jest sposobnością, aby ogarnąć wdzięczną pamięcią wydarzenia ostatnich dni, odczytać je w Bożym świetle, dziękować Stwórcy za niezliczone dary, wielbiąc go „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”.
Co to znaczy „ogarnąć wdzięczna pamięcią wydarzenia ostatnich dni”. To pięknie powiedziane. A przecież, kiedy się wspomina minione dni, to różne temu towarzysza uczucia. Niekoniecznie to musi być wdzięczność. Często jest to uczucie wstydu, uczucie żalu, a nieraz i doznanej krzywdy, i zwyczajnego ludzkiego gniewu.
Kościół – jak przypomina Papież – zaleca wiernym, aby przystępowali do komunii, gdy uczestniczą w Eucharystii, pod warunkiem, że są do tego należycie przygotowani, a jeśli są świadomi popełnionych grzechów ciężkich, uzyskali przebaczenie w sakramencie pojednania, ...
Wspaniała jest logika mszalnej celebry. Przekazujemy sobie »znak pokoju«, a to oznacza, że czujemy się pojednanymi z braćmi, i możemy przystąpić do komunii z nimi. Bo komunia, znaczy wspólnota. Dopiero pojednani z braćmi uzyskujemy niejako upoważnienie do komunii z Chrystusem, poprzez spożycie Jego Ciała pod postacią Chleba eucharystycznego. Wynika z tego, że bracia-katolicy do siebie wrogo nastawieni, nie pojednani z sobą, nie mogą się czuć pojednani z Bogiem, z Chrystusem, i niejako sami siebie wyłączają ze wspólnoty Kościoła. Oczywiście nie może to mieć charakteru ekskomuniki. Zjednoczenie ze wspólnotą Kościoła następuje w wyniku „pojednania się z bratem”. Nie przypominam już sobie, czy to był głos z „Rozmów po katechezie” w „Radio Maryja”, czy też to gdzieś przeczytałem? Chodziło o to, że pewna osoba, chwaląc się swoją pobożnością, oznajmiając, że codziennie uczestniczy we Mszy św. przystępując do Komunii św. nie dostrzega jednak owoców swojej pobożności. Nikt tej osobie nie zwrócił uwagi i nie zapytał o jej komunię z braćmi. Jakże może być owocna komunia z Chrystusem, gdy może nie było komunii choćby z jednym tylko bratem, który miał coś przeciwko tej osobie?! Ale czy ja nie głoszę jakiejś herezji, wkraczając na pole, którego uprawiać nie jestem upoważniony?
Niedzielna Msza św. się kończy.
Uczestnicy niedzielnej Eucharystii, przyjmując Chleb życia, zaczerpnęli mocy ze Zmartwychwstałego i Jego Ducha – poucza Papież – aby przygotować się do podjęcia zadań, które czekają ich w codziennym życiu.
Toteż:
Kiedy po rozejściu się zgromadzenia uczeń Chrystusa powraca do swojego zwykłego środowiska, ma zadanie uczynić z całego swego życia dar, duchową ofiarę miłą Bogu.
W końcowych punktach tego rozdziału, wciąż przypominając o obowiązku świętowania niedzieli, powołując się na wspaniałe wzory z przeszłości, Papież przyznał, iż także w przeszłości odnotowywano zaniedbania uczestnictwa w niedzielnym zgromadzeniu eucharystycznym. I właśnie te zaniedbania zmusiły niejako Kościół do wydania wiążącego przepisu w sprawie obowiązku niedzielnego. Ojciec Święty przytacza także postanowienia Kodeksu Prawa Kanonicznego w tej sprawie, w którym zapisano: „w niedziele oraz święta nakazane, wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej”
Nawiązując do tego, że w wielu regionach świata chrześcijanom utrudnia się życie zgodne z ich wiarą, Papież pisze:
Człowiek wierzący, jeśli nie chce ulec naciskowi środowiska, musi znajdować oparcie w chrześcijańskiej wspólnocie. Jest zatem konieczne, aby sobie uświadomił, jak kluczowe znaczenie dla jego życia wiary ma zgromadzenie niedzielne podczas którego razem z braćmi świętuje Paschę Chrystusa w sakramencie Nowego Przymierza.
Papież omawia też krótko sytuacje, kiedy ktoś znajdzie się poza swoją parafią, wskazuje na wiele ułatwień, wprowadzonych przez Kościół, takich jak możliwość odprawienia obowiązku niedzielnego już w sobotni wieczór, wprowadzenie mszy św. popołudniowych i wieczornych. Wreszcie Papież omawia sytuacje, kiedy brak kapłana w określonych rejonach, a także sytuację tych, którzy z różnych uzasadnionych powodów nie mogą udać się na zgromadzenie niedzielne i uczestniczą w Eucharystii z oddalenia, słuchając radiowych transmisji lub oglądając telewizję.






Rozdział IV – DIES HOMINIS
Niedziela dniem radości, odpoczynku i solidarności – „Pełnia radości” Chrystusa

Ten rozdział listu jest poświęcony już nie uzasadnianiu obowiązku świętowania niedzieli, ale raczej temu, jak owo świętowanie ma wyglądać. Jak to wynika z podtytułu, owo świętowanie ma być zaznaczone radością, odpoczynkiem i solidarnością. Skąd ten postulat radości? Papież pisze tak:
Niezależnie od różnych form liturgicznych, które mogą zmieniać się w czasie stosownie do dyscypliny kościelnej, pozostaje faktem, że niedziela jako cotygodniowe wspomnienie pierwszego spotkania ze Zmartwychwstałym musi być przeniknięta radością, z jaką uczniowie powitali Mistrza: „Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana” [J 20,20]. Na ich oczach urzeczywistniały się – jak później wypełnią się w życiu wszystkich pokoleń chrześcijan słowa wypowiedziane przez Jezusa przed męką: „będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość” [J16,20]. ... Świąteczny charakter niedzielnej Eucharystii wyraża radość, jakiej Chrystus udziela swemu Kościołowi przez dar Ducha. Radość jest przecież jednym z owoców Ducha Świętego.

Trudno byłoby nie zgodzić się z tymi papieskimi słowami. Jednakże, kiedy czytam, że niedziela jest dniem sprzyjającym kształtowaniu w sobie postawy radości przez odkrywanie jej prawdziwych cech, coś w moim umyśle „zgrzyta”. Bo czy można w sobie kształtować postawę radości? Jakoś mi to kształtowanie w sobie postawy radości widzi się jako przybieranie miny stosownej do okoliczności, w czym celują dyplomaci. Ale to jest w moim odczuciu postawa zafałszowana, nie odzwierciedlająca wnętrza człowieka.
A jednak patrząc na mojego syna, i jego zakonnych braci, muszę stwierdzić, że z nich radość po prostu tryska. Mało oni potrafią autentycznie smucić się z tego powodu, gdy ktoś nie rozumie ich radości i zbyt łatwo wpada w gniew, jak to np. mnie się często przydarza. Kiedyś, wściekły – bo mi nie wychodziła robota – warknąłem na swojego chrześniaka, też zakonnika
– I z czego ty się tak cieszysz?
– Z tego, wujku – odpowiedział mi – że żyję i że nade mną czuwa Pan Bóg.
Jakże się jednak cieszyć, gdy – jak się zdaje – wszystko „wokół się wali”? Ale i na to pytanie Papież odpowiada:
Radość rozumiana po chrześcijańsku jest o wiele trwalsza i przynosi głębsze ukojenie: wedle świadectwa świętych potrafi przetrwać nawet ciemną noc cierpienia i w pewnym sensie jest cnotą, którą należy rozwijać.
I znów, ten tekst skłania mnie do cofnięcia się pamięcią, do swoich dość dawnych przeżyć; do czasu, gdy odbywałem służbę wojskową. Jakież wyczerpujące, graniczące z torturą, były ćwiczenia z zakresu taktyki. Człowiek dosłownie przeklinał, że się narodził. A jednak perspektywa, że za kilkanaście minut zrzuci z ramion plecak, umyje się i przez nieco dłuższą chwilę odpocznie, sprawiała, że zdawało się iż przybywa nam sił. I rzeczywiście, młodzieńcy, którzy ćwicząc gotowi byli przekląć cały świat, jak tylko ćwiczenia się skończyły tryskali humorem, by nie powiedzieć radością. Wspominając owe ćwiczenia wojskowe, nie trudno mi zrozumieć słowa papieża Pawła VI, na które papież Jan Paweł II się powołał:
To sam Chrystus ukrzyżowany i uwielbiony przechodzi pośród swoich uczniów (zgromadzonych na niedzielnej Eucharystii), aby ich także ogarnąć odnawiającą mocą zmartwychwstania.. Tu na ziemi jest to ... znak i źródło chrześcijańskiej radości, która nas przygotowuje na wiekuiste święto. (cytat z Adhortacji apostolskiej „Gaudete in Domino).

A więc radość chrześcijanina wynika także z tego, że mając nadzieję ujrzeć zmartwychwstałego Pana, ma on także związaną z tym perspektywę nieskończonego odpoczynku szabatniego. To tak jakby żołnierz oczekiwał owego dnia, kiedy po raz ostatni zrzuci z siebie plecak i całe bojowe oporządzenie. Toteż Papież podkreśla, że:
Niedziela nie jest sprawowana w „zastępstwie” szabatu, ale stanowi jego doskonałe urzeczywistnienie, a w pewnym sensie rozszerza go i w pełni wyraża w perspektywie historii zbawienia, której zwieńczeniem jest Chrystus.

W dalszej części tego rozdziału „Listu” Papież zwraca uwagę na powiązanie siódmego dnia, w którym Bóg odpoczął z dniem szóstym, w którym Bóg stworzył człowieka. Ojciec Święty cytuje w tym miejscu słowa św. Ambrożego: „(Bóg) Stworzył niebo, ale nie jest napisane, iż w nim odpoczął; uczynił gwiazdy księżyc i słońce, ale i tu nie jest napisane, że w nich odpoczął; czytam natomiast, że uczynił człowieka i dopiero wówczas odpoczął, bo znalazł w nim kogoś, komu mógł przebaczać grzechy”. A Papież dodaje do tego: Dlatego »dzień Boży« pozostanie na zawsze związany z »dniem człowieka«.
Jeżeli – jak wykazuje Papież – niedziela jest wypełnieniem szabatu, to pozostają w mocy istotne motywy nakazujące świętowanie „dnia Pańskiego”, a więc także i starotestamentowy nakaz odpoczynku, który jest równoznaczny z zakazem wykonywania pracy. Ów nakaz odpoczynku, związany z nakazem świętowania szabatu, a dla nas chrześcijan – nakazem świętowania niedzieli, nie jest czymś oderwanym od ludzkiej natury.
Odpoczynek jest rzeczą świętą – pisze Ojciec Święty – pozwala bowiem człowiekowi wyrwać się z rytmu ziemskich zajęć, czasem nazbyt go pochłaniających i na nowo sobie uświadomić, że wszystko jest dziełem Bożym. Człowiek, obdarzony przez Boga ogromną władzą nad stworzeniem, mógłby zapomnieć, że to Bóg jest Stwórcą, od którego wszystko zleży.

Ważność potrzeby świętowania „dnia Pańskiego” Papież podkreśla pisząc:
Niezależnie od tego (w jakich okolicznościach żyją chrześcijanie) są oni w sumieniu zobowiązani do takiego zaplanowania odpoczynku niedzielnego, aby mogli uczestniczyć w Eucharystii, powstrzymując się od prac i zajęć nie licujących z nakazem świętowania dnia Pańskiego.

Papież podkreśla przy okazji raz jeszcze, że odpoczynek niedzielny nie może być jałową bezczynnością, wywołującą uczucie nudy.
W kolejnym punkcie Papież wskazuje na niedzielę jako na szczególną okazję dla świadczenia miłosierdzia chrześcijańskiego „Nie ma radości bez miłości”! – woła Papież. Biorąc pod uwagę także miłość i zrodzone z niej miłosierdzie, Papież pisze:
Nie tylko niedzielna Eucharystia, ale cała niedziela jawi się jako wielka szkoła miłości, sprawiedliwości i pokoju. Obecność zmartwychwstałego wśród nas staje się programem solidarnego działania, przynagla do wewnętrznej odnowy, każe zmieniać struktury grzechu, w które są uwikłani ludzie, społeczności, a czasem całe narody.





Rozdział V – DIES DIERUM
Niedziela jako święto nadrzędne, objawiające sens czasu – Chrystus Alfa i Omega czasu

Pozwolę sobie przytoczyć kilka obszernych fragmentów tego rozdziału i skierować Państwa uwagę na te, w których Papież wypowiada się o czasie. Pierwszy fragment pochodzi z Listu apostolskiego „Tercio millenio adveniente”.
„W chrześcijaństwie czas ma podstawowe znaczenie. W czasie zostaje stworzony świat, w czasie dokonuje się historia zbawienia, która osiąga swój szczyt w »pełni czasu« Wcielenia i swój kres w chwalebnym powrocie Syna Bożego na końcu czasów. Czas staje się, w Jezusie Chrystusie Słowie Wcielonym, wymiarem Boga, który jest wieczny sam w sobie”.

Jak widać, Papież wskazuje w nim na to, że wszystko, co się działo i dzieje w historii zbawienia, dzieje się w czasie. Można zatem postawić pytanie: Czym jest czas w kontekście tego stwierdzenia? Odpowiedź narzuca mi się taka:
Czas jest swego rodzaju przestrzenią, w której wszelkie zjawiska i procesy, przebiegają w jednym kierunku: rozpoczynając ruch w przeszłości a zmierzając ku przyszłości, przechodzą przez granicę, którą zwykło się nazywać teraźniejszością, i odchodzą w przeszłość.

W tym miejscu muszę się ukorzyć z powodu pewnej ironii, z jaką się wyrażałem o – można powiedzieć – ulubionym przez Papieża wyrażeniu. Możemy mianowicie często usłyszeć z jego ust słowa: „na przestrzeni lat (wieków), „na przestrzeni czasu jaki upłynął...” iip.
Dlaczego skłaniam się ku uznaniu określenia „przestrzeń czasu” za uzasadnione? Niegdyś bowiem uznawałem czas za linię wektora, zaczepionego w punkcie teraźniejszości i skierowanego od przeszłości ku przyszłości. Ponadto, w chwili, którą nazywamy teraźniejszością, ma miejsce nieskończenie wiele zdarzeń, co raczej uniemożliwia przedstawienia jej jako punktu. Toteż teraźniejszość jest podobna raczej do płaszczyzny. Na upartego można by teraźniejszość nazwać polem wektorowym, charakteryzującym się tym, że wektory wszystkich punktów są jednakowo skierowane i mają ten sam zwrot: ku przyszłości, aczkolwiek raczej mają różne wielkości.
Dochodzę jednak do wniosku, że czas nie biegnie. Czas można sobie bardziej wyobrazić jako pewne środowisko, w którym przebiegają wszystkie procesy. Dlatego nie powinno się mówić o upływie czasu, a raczej o wypełnianiu się czasu. Nie jest to określenie przeze mnie wymyślone, można je bowiem znaleźć w Piśmie Świętym („gdy wypełnił się czas ...” )
Zgodnie z tą koncepcją przestrzeń czasu możemy podzielić na dwie części: zapełnioną zdarzeniami przeszłości, zdarzeniami, które są prawdą i jeszcze pustą, gotową do zapełnienia przyszłość, rozdzielone od siebie granicą teraźniejszości.
Można sobie także czas wyobrazić jako ustawicznie zapisywaną księgę, w której mamy karty już zapisane, kartę w danej chwili zapisywaną i karty puste, czekające na zapisanie. Ile jest jeszcze tej przestrzeni czasu do wypełnienia, kart do „zapisania”? O tym „nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” [Mk 13,32].
Przyjęcie koncepcji czasu jako przestrzeni wypełnionej (i oczywiście ustawicznie wypełnianej) pociąga za sobą konieczność uznania pewnych konsekwencji: Nic się mianowicie nie kończy tak, aby miało przejść w niebyt. Nie istnieje bowiem taka sfera, w której następowałoby wymazywanie zdarzeń. I choć np. człowiek, nie tylko umiera, ale w ciągu pewnego okresu czasu ulega kompletnemu rozkładowi, stając się na ogół pożywieniem dla innych organizmów, to przecież nie znika w nicości. W przestrzeni czasu umieszczone są także zdarzenia, których przyczyną był człowiek, jego działanie, jego dzieła dobre i jego grzechy. Czy wobec tego Bogu, który jest Stwórcą nie tylko bytów, ale i czasu, może być trudno sięgnąć do owej przestrzeni czasu, niby do kufra, albo pamięci komputera i wydobyć stamtąd wszystko, co za przyczyną określonej osoby ludzkiej się wydarzyło, i ukazać to tej osobie po to, aby osądziła swoje własne życie ziemskie?
Gdy pomyślę, że i ja kiedyś zajrzę w przestrzeń czasu, którą wypełniłem swoimi postępkami, to naprawdę się boję. I jakoś nie boję się Bożego gniewu, boję się wstydu, który będzie mnie palił niby piekielne płomienie. Ufam jednak w Boże miłosierdzie. Bóg przecież wie także to, jak niedoskonałym mnie stworzył. Ufam więc, że owe piekielne płomienie wstydu nie będą mnie paliły przez całą wieczność, co byłoby wiekuistym potępieniem. O jednym jestem przekonany, że te płomienie nikogo nie spalą na nicość. Jednych oczyszczą, innych natomiast palić będą zawsze. Człowiek z woli Bożej jest nieśmiertelny i będzie trwał wiecznie w wypełnionej już całkowicie przestrzeni czasu. I przestrzeń czasu przemieni się w przestrzeń trwania: jednych w chwale zmartwychwstałego Pana, drugich w odtrąceniu.
Chrystus jest Panem czasu, jest jego początkiem i jego wypełnieniem; każdy rok i dzień, i każda chwila zostaje ogarnięta Jego wcieleniem i Zmartwychwstaniem, ażeby w ten sposób odnaleźć się w »pełni czasu« - pisze Papież. W pełni czasu, czyli w wypełnionej faktami przestrzeni czasu.

Skoro niedziela jest Paschą tygodnia, która przypomina i uobecnia dzień zmartwychwstania Chrystusa, to jest także dniem , który objawia sens czasu. Nie ma (ten dzień) żadnego związku z cyklami kosmicznymi, do których odwołuje się często religia naturalna i ludzka kultura, aby mierzyć upływ czasu, nawiązując do mitu wiecznego powrotu. Chrześcijańska niedziela to coś innego! Bierze początek ze zmartwychwstania i narzuca własny rytm ludzkim miarom czasu: miesiącom, latom i wiekom; jest jakby wektorem, który je przenika i sprawia, że prowadzą ku drugiemu przyjściu Chrystusa.

Czy może być inny sens czasu, jak tylko pracowite oczekiwanie powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa?
Chrześcijanin wie, że nie musi oczekiwać innego czasu zbawienia, ponieważ świat niezależnie od tego, jak długo będzie trwał, już teraz żyje w czasie ostatecznym – mówi Papież – a ja to jego zdanie w pełni podzielam.
A wcale nie byłoby zbrodnią, gdyby się tym problemem zainteresował ks. Administrator FORUM i zechciał ewentualnie też coś dorzucić. A sprawa nie jest błaha.


Cz paź 20, 2005 10:36
Post 
Teofilu :D
Ciekawa tematyka, słuszne założenia na pewno częśc z nauczania Kościoła dotycząca "etyki społecznej" - jednak coś długo się to czyta ... ;)
Pozdrówka ! :)


Cz paź 20, 2005 16:43

Dołączył(a): N lis 20, 2005 21:19
Posty: 3
Post 
Szkoda tylko,że w Polsce nikt nie śmie mówić o tym, że papież robił również błędy, które kosztowały ludzi życie. Właśnie nauki papież pomogły AIDS rozprzestrzenić się w afryce, cudowne prawda...?


N lis 20, 2005 22:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Nauki papieża zachęcały do seksu pozamałżeńskiego? Jakoś mi się nie wydaje. Również nie wydaje mi się, żeby wszystkie ofiary zostały zakażone przez współmałżonków...

Przypominam - HIV przenosi się przez kontakty seksualne lub z krwią. I jedynym PEWNYM zabezpieczeniem jest brak takowych kontaktów albo wzajemna bezwzględna wierność osób niezakażonych...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


N lis 20, 2005 23:27
Zobacz profil
Post 
NIe slyszalem tez aby papiez potepil akcje rozdawania prezerwatyw w Afryce...


Crosis


N lis 20, 2005 23:40

Dołączył(a): N lis 20, 2005 21:19
Posty: 3
Post 
Bo w Polsce się o tym nie mówi, a co do roznoszenia AIDS to niestety, w Afryce jest tylu zakażonych, że czasem się nie wie, że jest się nosicielem więc jak ostrzec przyszłą żonę czy męża, nie wspomnę o możliwości zakażenia się na każdym kroku w szpitalach. Osobiście widziałam artykół z gazety w Kenji (przetłumaczony prze znajomego) gdzie papież osobiście podpisuje się pod tym, że używanie prezerwatyw jest niemoralne, złe i grzeszne..... no comments


Pn lis 21, 2005 20:53
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Wobec tego należałoby może zainwestować w edukację i testy?
Wtedy nie będzie problemu zakażonych współmałżonków?

O ile pamiętam (choć nie mam pewności) skuteczność ochronna prezerwatywy to około 60%. Ktoś o tym pamięta? I czy ci, co mówią że prezerwatywa chroni przed zakażeniem i z takim komentarzem ją rozdają czują się winni zakażeniu pozostałych 40% osób, które im uwierzyły?

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Pn lis 21, 2005 21:01
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 26 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL