ja odpisze z troszke innego punktu widzenia. Z punktu widzenie emigranta
W Polsce mam przyjaciela, ktory jest ksiedzem. Ale przyjaznimy sie ze wzgledu na nasze osobowosci, nie ze wzgledu na jego "ksiezowanie".
Tu, na emigracji staramy sie jak najczesciej uczestniczyc we Mszy Sw w kosciele polskim.
I moje, zreszta nie tylko moje, zdanie jest takie, ze ksiezy pracujacych u nas w kraju, a ksiezy pracujacych na emigracji dzieli ogromna przepasc. Tu ksieza sa dla nas. Nie ma pory dnia, zebysmy nie mogli zwrocic sie z problemem, troska czy pytaniem. Jesli nie mozemy zjawic sie u nich osobiscie (bo odleglosc znaczna), mamy ich numery telefonow komorkowych czy adresy mailowe. Oni sa dla nas. Sa na prawde cudownymi, gleboko przezywajacymi swoja wiare ludzmi. Ludzmi bardzo madrymi i delikatnymi.
Chociaz moze to tak kolorowo wyglada, bo laczy nas jeden wspolny mianownik- tesknota za krajem, i tu jakos tak latwiej wierzyc w Boga i w Kosciol.
Z pozdrowieniami. Mallys.