dlaczego nie chodzę do Kościoła
Autor |
Wiadomość |
Anonim (konto usunięte)
|
Temat o Komunii Judasza został wydzielony : viewtopic.php?p=159913#159913
|
Śr maja 24, 2006 23:47 |
|
|
|
 |
teaver
Dołączył(a): Pt maja 26, 2006 18:00 Posty: 3
|
Ja też nie chodzę do kościoła. I to nie dlatego, że miałam kiepskie doświadczenia z kapłanami. Chodzi o to, że nie lubię wspólnot, zgromadzeń i stowarzyszeń jako takich.
Uważam, że nie trzeba być członkiem kościoła, żeby być osobą wierzącą. To, co przeczytałam we wcześniejszych postach- że ciężko się praktykuje wiarę samemu, że wspólnota jest bardzo ważna- to dla mnie puste frazesy, z całym szacunkiem dla autorów wypowiedzi i ich poglądów na Kościół. Parę razy starałam się zbliżyć do tego tworu zwanego Kościołem, ale nigdy na dłuższą metę nie wytrzymałam. Może i są tam gotowe odpowiedzi na moje pytania, ale ja ich wolę szukać sama, bo inaczej moja wiara straciłaby sens. Po co wierzyć i wątpić, jeżeli wszystkiego można się dowiedzieć od jakiegoś wszystkowiedzącego? Poza tym, każdy ma swoją prawdę.
Moim zdaniem fakt, czy chodzę na mszę czy nie, nie określa mnie jako złego czy dobrego chrześcijanina. Uważam, że świadczy o tym raczej mój stosunek do życia i do innych osób w moim otoczeniu - uczciwa praca, pomoc potrzebującym i optymizm, świadczą według mnie o tym, że idziemy ścieżką wytyczoną przez Boga. Do tego nie trzeba wielkich kościołów i ogromnych darowizn. Do tego wystarczy odrobina wiary. 
|
Pt maja 26, 2006 21:48 |
|
 |
Kamyk
Dołączył(a): N lut 19, 2006 17:18 Posty: 7422
|
Ale wiara bez uczynków jest martwa. I nie wystarczą tylko uczynki miłosierdzia, ale potrzeba również uczynków pobożności
|
Pt maja 26, 2006 22:00 |
|
|
|
 |
teaver
Dołączył(a): Pt maja 26, 2006 18:00 Posty: 3
|
A czy dobry uczynek nie jest pobożnością? Mój ojciec całe życie powtarza, że najlepszą modlitwą jest praca, z czym sie całkowicie zgadzam. Co więcej, uważam że każdy dobry czyn jest modlitwą i wpływa na naszą wiarę. I to mimo świadomości, że dobre czyny w dobrej wierze prowadzą czasem do kiepskich rezultatów- czyli jak ktos tu już wspomniał: droga do piekła jest wybrukowana dobrymi intencjami.
Przykro mi, nie jestem już w tym względzie reformowalna. Po prostu całe to grzmienie o ważności Eucharystii dla krzepienia wiary jakoś do mnie nie trafia. Kiedy człowiek patrzy na to co się dzieje na mszy i dobrze wie po co i dlaczego wykonuje się dane gesty i wypowiada się takie a nie inne słowa, to uczestniczenie we mszy robi się bardzo mechaniczne. Może to było dobre kiedyś, kiedy chrześcijanie byli jakąś małą wspólnotą. Kiedy wchodzę do kościoła pełnego ludzi, gdzie ciśnie się z setka albo i dwie ludzi z których nie znam praktycznie nikogo, to jakoś gubi się dla mnie sens wspólnoty. Mówicie, że na mszę idzie się dla Boga, ale gdzie jest ten Bog? Na ołtarzu? Może. Natomiast z pewnością jest on w tym człowieku obok mnie i teoretycznie powinniśmy dzięki temu być sobie wszyscy w jakiś sposób bliscy, ale w praktyce wychodzi inaczej. Jeszcze cię jeden z drugim popchnie, zamiast zachować się jakby naprawdę przyszedł na ten wspólny posiłek duchowy. Nie. Dla mnie msza odpada. Ja wolę praktykować swoją wiarę w rodzinnych pieleszach. Tutaj wspólne siadanie do stołu i dzielenie się chlebem ma większy sens.
|
Pt maja 26, 2006 22:34 |
|
 |
Roszwor
Dołączył(a): Pn lut 14, 2005 20:43 Posty: 682
|
Cytuj: Kiedy człowiek patrzy na to co się dzieje na mszy i dobrze wie po co i dlaczego wykonuje się dane gesty i wypowiada się takie a nie inne słowa, to uczestniczenie we mszy robi się bardzo mechaniczne Ja im bardziej rozumialem co sie dzieje na oltarzu, tym bardziej przezywalem cala liturgie. Cytuj: Jeszcze cię jeden z drugim popchnie, zamiast zachować się jakby naprawdę przyszedł na ten wspólny posiłek duchowy. Wystarczy pokornie pomyslec, ze moze nie zrobil tego zlosliwie, bo niby po co? A w kazdym razie przebaczyc(jesli jest co przebaczac).
_________________ Kto przeczy, że istnieją idee, ten jest poganinem, bo przeczy, że istnieje Syn
|
So maja 27, 2006 5:35 |
|
|
|
 |
Kamyk
Dołączył(a): N lut 19, 2006 17:18 Posty: 7422
|
Cytuj: Kiedy człowiek patrzy na to co się dzieje na mszy i dobrze wie po co i dlaczego wykonuje się dane gesty i wypowiada się takie a nie inne słowa, to uczestniczenie we mszy robi się bardzo mechaniczne. Powiedziałbym że jest wręcz odwrotnie. Wszyscy Ci co nie wiedzą co isę naprawdę dzieje na Mszy, zachowują się na niej mechanicznie Cytuj: Może to było dobre kiedyś, kiedy chrześcijanie byli jakąś małą wspólnotą. Kiedy wchodzę do kościoła pełnego ludzi, gdzie ciśnie się z setka albo i dwie ludzi z których nie znam praktycznie nikogo, to jakoś gubi się dla mnie sens wspólnoty. Niestety musze sie z tym zgodzić - dzsiaj Kościół nie daje poczucia takiej wspólnoty, jak w swych początkach Cytuj: Ja wolę praktykować swoją wiarę w rodzinnych pieleszach. Tutaj wspólne siadanie do stołu i dzielenie się chlebem ma większy sens.
Może dla Ciebie ma większy sens. Ale Jezus powiedział wyraźnie "to czyńcie na moją pamiątkę". Nie możesz sie uważać za chrześcijanke, jeśli odrzucasz słowa Pana i Kościół
|
So maja 27, 2006 8:00 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Kamyk napisał(a): Cytuj: Może to było dobre kiedyś, kiedy chrześcijanie byli jakąś małą wspólnotą. Kiedy wchodzę do kościoła pełnego ludzi, gdzie ciśnie się z setka albo i dwie ludzi z których nie znam praktycznie nikogo, to jakoś gubi się dla mnie sens wspólnoty. Niestety musze sie z tym zgodzić - dzsiaj Kościół nie daje poczucia takiej wspólnoty, jak w swych początkach
Z moich obserwacji wynika, że małe wspólnoty mają tendencję do skupiania się na samych sobie, i o zapominaniu o nadprzyrodzonym celu wspólnoty. Można by to obrazowo przedstawić jako grupę ludzi ustawionych w kółko, wpatrzonych w siebie samych. Tymczasem prawdziwa wspólnota powinna byc grupą bliskich ludzi, patrzących W TYM SAMYM KIERUNKU. Sens wspólnoty może się równie dobrzez zgubić w małej, jak i dużej grupie ludzi.
|
So maja 27, 2006 17:54 |
|
 |
Kamyk
Dołączył(a): N lut 19, 2006 17:18 Posty: 7422
|
Właśnie. Z jednej strony mamy grupy w Kościele, np. oazy, maryjki, itd. Małe wspólnote, wpatrzone w siebie. Jakby oderwane od całości Kościoła. To jest "wspólnota we wspólnocie".
Z drugiej strony mamy niedzielną Mszę w większej parafii, gdzie praktycznie nikt nikogo nie zna - widzi się te same twarze co jakiś czas, tylko przy okazji Mszy. Wspólnota praktycznie zerowa.
|
So maja 27, 2006 21:11 |
|
 |
pedziwiatr
Dołączył(a): Cz paź 02, 2003 20:44 Posty: 3436
|
teaver napisał(a): Kiedy człowiek patrzy na to co się dzieje na mszy i dobrze wie po co i dlaczego wykonuje się dane gesty i wypowiada się takie a nie inne słowa, to uczestniczenie we mszy robi się bardzo mechaniczne. Mysle, ze tu wlasnie tkwi blad, bo czlowiek ma nie tylko patrzec na to co sie dzieje podczas Mszy, ale ma to przezywac, ma w tym uczestniczyc. Msza swieta to nie spektakl teatralny, gdzie sa aktorzy i widzowie, ale misterium wiary, sprawowane i przezywane przez cala wspolnote. W czasie Mszy nic nie dzieje sie automatycznie. Kazdy gest ma swoja wymowe, dlatego nie moze byc wykonywany mechanicznie, kazde slowo jest wazne, dlatego nie moga byc wypowiadane bezmyslnie. I jesli tak sie podejdzie do Mszy swietej, wtedy ona ma sens, wtedy staje sie spotkaniem z zywym Chrystusem w Jego slowie, w Jego Ciele i Krwi, w osobie drugiego czlowieka. Cytuj: Może to było dobre kiedyś, kiedy chrześcijanie byli jakąś małą wspólnotą. Kiedy wchodzę do kościoła pełnego ludzi, gdzie ciśnie się z setka albo i dwie ludzi z których nie znam praktycznie nikogo, to jakoś gubi się dla mnie sens wspólnoty.
Mamy wspolnoty takie, jakie sami budujemy. Jesli bedziesz czekac, ze ktos przyjdzie i zbuduje wspolnote dla Ciebie, to sie mylisz. To kazdy z nas musi chciec budowac wspolnote i czuc sie za nia odpowiedzialny. Nie zaczynac od tego, co ja moge od wspolnoty otrzymac, ale co ja moge wniesc, co moze byc moim osobistym darem dla wspolnoty, a wtedy znika problem anonimowosci i zagubienia w tlumie.
_________________ Oto wyryłem cię na obu dłoniach. *** W swej wszechmocnej miłości BÓG ma zawsze przygotowane dla Ciebie wsparcie i pomoc na tyle, na ile tego potrzebujesz.
|
So maja 27, 2006 23:39 |
|
 |
Ewelinka23
Dołączył(a): Pn kwi 17, 2006 22:04 Posty: 127
|
umnie w parafii kazdy ma swietny samochód, prócz jednego-który samochód przegrał w karty.
Dzis czytałam na interii o księdzu który datki na kosciół przelewał na swoje konto, to nie jest odosobniony przypadek.
Zdejmijcie klapki z oczu
|
Śr maja 31, 2006 21:51 |
|
 |
Ewelinka23
Dołączył(a): Pn kwi 17, 2006 22:04 Posty: 127
|
to co napiosałam powyzej odnosiło się do tego postu: angua napisał(a): Ewelinka23 napisał(a): ale nie dziwcie się, ze ludzie nie daję na tace. Niemal kazdy ksiądz ma nowe auto i to o wartości 60-100tys, skąd na to ma? "Niemal" to bardzo elastyczne pojęcie. Jak "prawie" w matematyce  Wśród księży, których znam, więcej nie ma samochodów niż ma jakikolwiek. Jeżdżą na rowerach  I w przeciwieństwie do Ciebie nie będę uogólniać. Napiszę o tym, o czym wiem. Jeden z moich znajomych księży rzeczywiście ma niezły samochód. Skąd? Ano w czasie miesięcznego urlopu zamiast odpoczywać jeździ na zastępstwo na parafię do Niemiec i tam dostaje niemieckie wynagrodzenie. Kosztem własnych wakacji. Koniec filozofii. Reszta była już nie raz i nie dwa poruszana tak w tym wątku, jak i w innych, więc nie będę powtarzać.
|
Śr maja 31, 2006 21:52 |
|
 |
Ewelinka23
Dołączył(a): Pn kwi 17, 2006 22:04 Posty: 127
|
a ten znajomy ksiądz musiał miec całkiem długi urlop...
|
Śr maja 31, 2006 21:54 |
|
 |
Spragniony
Dołączył(a): So cze 17, 2006 13:23 Posty: 454
|
c odo tej mechaniczności Mszy to się zgadzam.
slowa powinny pochodzi c z serca a nie jakiejs ksiazeczk igdzie ejst napsiane co powinno sie mowic w danej chwili bo to zaprzecza dobrej modlitwie ktora powinna sie opierac na przemysleniach o swoim zyciu, Stwórcy itp. a nie mowieniu tego co trzeba.
np. podczas wyznawania grzechow gdzie się mowi S[owiadam się Bogu ...
to czasem ei zdazy sie rpzemyslec swoich grzechow i pozalowac za nie tylko Msza dalej "leci" i juz sie mowi nastepne "kwestie" itd.
podobnie jest u spowiedzi, mowi sie to co trzeba mowic, nie od serca ale formulke "bo tak trzeba"
jakos w czasach pierwszy chrześcijan I-III wiek n.e. nie bylo konfesjonałow i ludzie zyli o wiele w blizszym kontakcie z Bogiem niz teraz.
|
Wt cze 20, 2006 12:17 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
teaver napisał(a): A czy dobry uczynek nie jest pobożnością? Mój ojciec całe życie powtarza, że najlepszą modlitwą jest praca, z czym sie całkowicie zgadzam. Co więcej, uważam że każdy dobry czyn jest modlitwą i wpływa na naszą wiarę. I to mimo świadomości, że dobre czyny w dobrej wierze prowadzą czasem do kiepskich rezultatów- czyli jak ktos tu już wspomniał: droga do piekła jest wybrukowana dobrymi intencjami.
Przykro mi, nie jestem już w tym względzie reformowalna. Po prostu całe to grzmienie o ważności Eucharystii dla krzepienia wiary jakoś do mnie nie trafia. Kiedy człowiek patrzy na to co się dzieje na mszy i dobrze wie po co i dlaczego wykonuje się dane gesty i wypowiada się takie a nie inne słowa, to uczestniczenie we mszy robi się bardzo mechaniczne. Może to było dobre kiedyś, kiedy chrześcijanie byli jakąś małą wspólnotą. Kiedy wchodzę do kościoła pełnego ludzi, gdzie ciśnie się z setka albo i dwie ludzi z których nie znam praktycznie nikogo, to jakoś gubi się dla mnie sens wspólnoty. Mówicie, że na mszę idzie się dla Boga, ale gdzie jest ten Bog? Na ołtarzu? Może. Natomiast z pewnością jest on w tym człowieku obok mnie i teoretycznie powinniśmy dzięki temu być sobie wszyscy w jakiś sposób bliscy, ale w praktyce wychodzi inaczej. Jeszcze cię jeden z drugim popchnie, zamiast zachować się jakby naprawdę przyszedł na ten wspólny posiłek duchowy. Nie. Dla mnie msza odpada. Ja wolę praktykować swoją wiarę w rodzinnych pieleszach. Tutaj wspólne siadanie do stołu i dzielenie się chlebem ma większy sens.
No to bardzo spłycasz tą wiarę i odsuwasz Jezusa na dalszy plan. Z tego co piszesz wynika, że On przyszedł, dał kilka wskazówek jak należy postępować, poszedł i koniec. Jezus jest w CENTRUM UWAGI. To, że nie rozumiesz do końca (zresztą jak większość) tego co się dokonuje na Mszy to nie powód, żeby powiedzieć, że nie ma tam sensu przychodzić. Właśnie trzeba przychodzić, starać się wniknąć w sens całej liturgii, a nawet jak się nie rozumie to nie przejmować się tym - Bóg błogosławi tym, którzy spotykają się z Nim na Mszy. Napisałaś, że On MOŻE tam jest, ale skoro nie jesteś pewna to zrezygnowałaś. Na tym polega wiara?? NIE. Polega na tym, by wierzyć, że tam jest i być tam z Nim. On jest najważniejszy i On uzdalnia Cię do czynienia tych wszystkich uczynków, które wymieniłaś w sposób głębszy, doskonalszy i jeszcze bardziej podobający się Bogu.
Jezus to nie kolejny mędrzec, co dał ludziom pare fajnych porad jak żyć. On chce by każdy je realizował z Nim, z Niego czerpał siłę, bo On dalej żyje, w przeciwieństwie do innych znanych proroków z przeszłości.
|
Wt cze 20, 2006 12:35 |
|
 |
ToMu
Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49 Posty: 10063 Lokalizacja: Trójmiasto
|
Teaver ma rację.
Ale to nie jest wszystko. To, o czym pisze - tak. Ale czym - jeśli chodzi tylko o pracę, dobroć itp. - różniliby się wierzący od niewierzących  Bo w sumie robiliby to samo - tylko niewierzący ponieważ tak by ich uczono, że tak się powinno zachowywać; a wierzący - bo wierzą, że słowa Jezusa są drogowskazami pozostawionymi przez Boga.
Proponuję, Teaver, bardziej wsłuchać się w mszę, niż w to co robią otaczający nas ludzie
Wielu jest takich, którzy od Kościoła odeszli z powodu zachowania np. księży. Pewnie mieli rację, potępiając je - tylko czy to jest powód aby odchodzić z Kościoła  Nie. No chyba, że do kościoła idziesz dla księdza - a jnie dla Boga.
_________________ Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)
Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www
|
Wt cze 20, 2006 12:45 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|