Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N maja 12, 2024 9:10



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 9 ] 
 Tadeusz Kotarbiński - Cel i sens życia 
Autor Wiadomość
Post Tadeusz Kotarbiński - Cel i sens życia
[img][/img]

[img][/img]

Dość często spotyka się osoby, które nęka problem celu życia. Nierzadko tę samą lub zbliżoną troskę wyrażają one, zapytując o sens życia. C6ż można odpowiedzieć na podobne pytania? To przede wszystkim, że poruszone zagadnienia wymagają interpretacji. O co idzie w gruncie rzeczy? Aby spróbować to sobie uświadomić, rozważymy obie kwestie z osobna i ,zajmiemy się zrazu pojęciem celu życia, a później pojęciem sensu życia.

Jeśli kto pyta o cel życia, formułuje swoje zapytanie z pewnością jakoś metaforycznie. Albowiem w rozumieniu nieprzenośnym można mówić tylko o celu jakichś działań, a żyć - to przecież nie to samo, co działać. Na przykład rośliny żyją, lecz nie działają. Ponadto z innego jeszcze względu zasługuje się wyraźna dwuznaczność rozważanego wyrażenia. Pytający może się interesować mianowicie bądź celem życia własnego lub jakiejś innej osoby, bądź celem życia w ogóle, celem tej formy bytu, która odróżnia świat istot żywych od świata natury martwej. Zastanówmy się kolejno nad tymi dwoma rozwidleniami problemu.

Jaki jest cel życia w ogóle? Kto o to pyta, czyni milcząco - jak się domyślać wolno - następujące założenia. Po pierwsze mniema, że niewątpliwa kierunkowość procesów życiowych dowodzi, iż ktoś nimi kieruje: ktoś jeden, Bóg, władca wszechświata, lub jakaś wielość istot działających, zwanych monadami lub entelechiami, lub jeszcze może inaczej. Po drugie tak pytający przenosi kierunkowość procesów życiowych w organizmach na całość życia złożonego z tych procesów, zachodzących od wieków w niezliczonych organizmach, ź znajduje podtrzymanie swej hipotezy w kierunkowości ewolucji gatunków roślinnych i zwierzęcych.

Otóż istnieje pewien związek między przytoczonymi założeniami a troską o cel danego indywiduum. Jedna bowiem z zawartych w tej trosce ,intencji sprowadza się do dążenia, by jakoś własne życie uzgodnić z owym kierowniczym ,zamierzeniem sił rządzących światem. Ale częstokroć, gdy ktoś poszukuje celu życia własnego, dzieje się to na innej zgoła płaszczyźnie. Oddają się temu dociekaniu ludzie, którym nie wystarcza zwykła wegetacja, zwykłe trwanie, zwykłe zabiegi o podtrzymanie egzystencji, albo których nie zadowala tak zwane życie z dnia na dzień, albo którzy pragną, by ich działania przydały się komuś do czegoś, przy tym nie byle komu do byle cnego, lecz komuś wyróżnionemu - do jakichś osiągnięć godnych poświęcenia im prac i wysiłków.

A jeśli mię trafnie ujęło to, o co chodzi poszukiwaczom celu życia, w takim razie bylibyśmy częściowo przynajmniej przygotowani do zajęcia stanowiska względem podobnych zagadnień i niepokojów. Tak, rzeczywiście, istnieje kierunkowość procesów życiowych. Z zarodka rozwija się organizm dojrzały, rośnie, wzmaga się na siłach, produkuje zarodki organizmów potomnych, słabnie, starzeje się, obumiera, a póki żyje, odbywają się w nim procesy kierunkowe, zmierzające ku utrzymaniu jego zdrowia i zdolności produkowania potomstwa. Prawdą jest i to, że świat istot żywych zaludniających powierzchnię globu ziemskiego zmienił się jakoś kierunkowo od czasu swego powstania. Rozwój doprowadził do stopniowego ukształtowania wielkiego bogactwa ustrojów bez porównania bardziej złożonych i funkcjonalnie bardziej zawiłych i urozmaiconych niż ustroje, które istniały w pierwocinach życia na ziemi, a to samo można powtórzyć o zespołach ustrojów żywych i o ich formach współdziałania.

Wszystko to prawda, ale cóż z tego wynika dla problemów nas tutaj teraz interesujących? Stwierdźmy od razu, że skonstatowana kierunkowość procesów życiowych nie stanowi bynajmniej dostatecznego świadectwa ich celowości. Nie mamy powodu wnosić z faktu kierunkowości, jakby działo się tak dzięki czyjemuś zarządzeniu, na drodze dokonywanego przez kogoś doboru środków do celów: podobnie jak z tego, że wszystkie rzeki płyną do morza, 'nikt nie będzie wnioskował rozumnie, że ktoś je w tym kierunku popycha, by w ten sposób urzeczywistnić swoje zamiary. Co więcej, znane są sposoby przekonującego tłumaczenia kierunkowości procesów życiowych narastaniem zmian przygodnych, zagładą mnóstwa nowych form powstających, jeśli są nieprzystosowane do warunków otoczenia, i utrwalaniem się w drodze dziedziczności form okazujących się trwale możliwymi w tych warunkach. Ot, tak w zasadzie jak to widzimy każdej wiosny, gdy kwitną topole: przygodne powiewy powietrza roznoszą nieprzebrane mnóstwo nasionek tam i sam, we wszystkie stromy na rozmaite odległości... Olbrzymia ich większość ginie, padając na wodę, dachy, bruki miejskie, suche skały itp., a niektóre tylko trafiają na ziemię rodzajną, gdzie mogą kiełkować, gdy nadejdzie sposobny czas. A i z tych kiełków ileż przepada, zagłuszonych przez pędy silniejsze lub jako kąsek odżywczy uszczknięty przez takie lub inne stworzenie roślinożerne. Nieliczne tylko nasionka wyrastają w drzewa, tak jak wyrosła z nasiona topola dla nich macierzysta; a współczesna biochemia jest już na tropie wyjaśnienia automatyzmów, wedle których kształtują się procesy reprodukcji form i przemian. Nie widać dostatecznych powodów do przypuszczenia, że te procesy mniej są automatyczne, bardziej związane z jakowymiś celami domyślnych podmiotów działających niż to na przykład, że opary wody powstałej z roztopionych kryształków śniegu przechodzą znowu przy oziębieniu w postać podobnie zbudowanych kryształków.

Ale dość o tych uogólnieniach przyrodoznawczych. Wszak interesujemy się obecnie tym, jak w rzeczywistości jest, dlatego tylko, że dążymy do rozeznania w tym, jak ma być, o ile to, jak ma być, zależy od naszego wyboru. Wszystko jedno zatem, czy mocą czyjegoś zarządzenia, czy też bez czyjegoś zarządzenia, lecz samorzutnie, procesy życiowe przebiegają kierunkowo. Ważne jest, czy człowiek rozumny winien ów kierunek akceptować jako wytyczną własnych działań, czy stany rzeczy, do których dąży niejako przyroda, winien przyjmować jako cele własne, uznać dla siebie za "cel życia", to znaczy przyjąć w charakterze głównego celu własnych działań. Na tak postawione pytanie trudno nie udzielić odpowiedzi przeczącej. Życie w przyrodzie jako wzór naczelny? Dlaczego? Cele i wzory postępowania człowiek rozumny dobiera do własnych potrzeb i. upodobań oraz do potrzeb i upodobań istot kochanych i szerzej - istot, z którymi się solidaryzuje. Tymczasem życie całości przyrody i różnych jej fragmentów przebiega na ogół z zupełną względem tych potrzeb i upodobań obojętnością, a nawet wbrew nim jakże często, jakże pospolicie. Nie po to sieje rolnik, aby jego plony zmarła do cna chmara szarańczy. Nie takiego potrzebujemy prawa w naszych kodeksach, które by naśladowało sławetne prawo dżungli, gdzie równowaga współżycia jest wyznaczona w ten sposób, że poszczególne gatunki dbają o siebie kosztem innych i gdzie niszczenie życia przez życie jest kardynalną życia zasadą.

Hola! Zapędzamy się za daleko, wdajemy się w meritum zagadnienia, a powiedzieliśmy sobie na początku, że się zajmiemy dziś raczej samym jego postawieniem. To już zostało dokonane i pozostaje tylko powtórzyć na zakończenie, że rdzeniem troski o cel życia nie jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, ku czemu zmierzają procesy życiowe przyrody, do której człowiek należy i wśród której żyje, lecz poszukiwanie głównego celu własnych przyszłych działań; takiego celu, który by odpowiadał, jak powiedzieliśmy sobie skrótowo, naszym potrzebom i upodobaniom. Tym samym uzyskuje się odpowiedź też na pytanie o sens życia. Kto szuka sensu życia, szuka tego samego włamie, o to włamie zatroskany, by jego czyny nie były bezcelowe, a ściślej, by jego działalność nie wyczerpywała się w błahych przedsięwzięciach, lecz mogła się legitymować przydatnością do celu godnego poświęcenia mu głównych, najważniejszych wysiłków.

[img][/img]


Pn kwi 12, 2004 13:36

Dołączył(a): N sie 31, 2003 4:32
Posty: 282
Post 
Z tego co wiem, Tadek K. nalezal do organizacji, do ktorej przynaleznosc zostala zakazana przez Kk. Moze dlatego jego twierdzenia traktuje z duzym dystansem.

_________________
Bogu ducha winny


Wt kwi 13, 2004 7:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
A cóż on tu tak kontrowersyjnego napisał, żeby traktować to z dużym dystansem?


Wt kwi 13, 2004 9:05
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 31, 2003 4:32
Posty: 282
Post 
Po nitce do klebka... Rezygnuje z tej nitki a priori.

_________________
Bogu ducha winny


Wt kwi 13, 2004 9:16
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 27, 2003 22:40
Posty: 1707
Post 
Bianka napisał(a):
A cóż on tu tak kontrowersyjnego napisał, żeby traktować to z dużym dystansem?

Gość ciekawie pisywał od taki przykałd poniżej
Dobrze było podrostkowi z tym wszystkim i czuł się on urabianym ku dobru. W letnią słoneczną niedzielę jeździło się do pobliskiego kościoła na sumę... Cóż to za teatr ! Jaki wspaniały teatr ! Księża i ministranci grają sztukę o potężnym napięciu ekspresji, a tłum ludu, zapełniający nawę kościelną, uczestniczy w owym misterium bynajmniej nie jako widz jedynie , lecz jako chór współczynny. Ci ludzie prości nie ujmują pojęciowo teologicznego sensu liturgii, lecz łączą się sercem z ekspresją odwiecznych symboli, wyczuwając, że rozpamiętuje się i uprzytamnia sobie sprawy największej wagi. Nie rozumieją, co znaczy "kyrie elejson", i obce im są wymyślne koncepcje transsubstancji, ale gdy kielich wśród ciszy zupełnej unosi się ponad pochyloną głową duchownego, wzniesiony na rękach ku górze wciągniętych - wówczas dusza zbiorowa zebranych w kościele świadków misterium unosi się wzwyż wraz z rytualnym pucharem w akcie zbiorowej sublimacji... Msza, ujmowana jako dzieło sztuki, jest formą równie uprawnioną jak oratorium, jak pochód z transparentami dla uczczenia publicznej uroczystości, jak symfonia wreszcie lub inny twór muzyki czystej. I tak jest przeżywana przez ogół wiejski zebrany w kościele. Ukończona, przechodzi znajomym i wdrożonym torem w akt wspólnego uniesienia i porywa za sobą każdego z obecnych (jeśli nie wyschło w nim serce do cna), gdy się rozlegnie wstrząsające sklepieniami kościoła unisono prastarej pieśni, której pierwsze słowa brzmią: "Święty Boże, święty, mocny, święty a nieśmiertelny", i która kulminuje w rozpaczliwym wołaniu: "Od powietrza, głodu, ognia, wojny wybaw nas, Panie". Tak, bez wątpienia, najtrzeźwiejszy, najmniej na nastroje podatny sceptyk musi przyznać, że nabożeństwo może być i bywa uczuciowym przygotowaniem psychiki ludzkiej do przeżyć trudnych i czynów ważnych. Czy nie mogłoby - rzucimy już tu nawiasem - pełnić tej funkcji nawet względem ateistów, gdyby je uniezależnić od wszelkich wmówień irracjonalnych, a pozostawić całą jego zawartość ekspresyjną i moralnie symboliczną ?
A spowiedź...Toż to instytucja w zasadzie zbawienna. Człowiek potrzebuje jakiejś techniki katarktycznej, jakiejś metody oczyszczenia swego wnętrza z urazów, więc i z udręki wyrzutów sumienia. Ulgą jest dlań zwierzyć komuś życzliwemu a dyskretnemu gnębiącą tajemnicę własnego złego czynu i naradzić się z nim ufnie, niby z sobą samym, nad tym, jak wyrządzoną krzywdę naprawić, jeśli się da, jak uzyskać z powrotem prawo do moralnego szacunku, jaką wobec siebie samego zastosować dyscyplinę psychiczną, by się utwierdzić w dobrej woli i w oporze przeciwko zdrożnym pokusom i podszeptom. Niepoważne traktowanie instytucji spowiedzi zdołało ją zdyskredytować, a nawet obrócić w narzędzie łatwego wymigiwania się od istotnej odpowiedzialności, jednak obserwuje się również dobroczynne skutki konfesjonału u ludzi wierzących, w zetknięciu ze spowiednikami biorącymi serio swoje zadania i dorastającymi do nich duchowo.

No i za takie tekściki nie był lubiany przez KRK


Wt kwi 13, 2004 20:58
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Przeczytałam całość tekstu "Przykład indywidualny kształtowania się postawy wolnomyślicielskiej". Bardzo ciekawe.
Trudno, żeby KRK lubił ateistę :)
Nawet jeśli tenże ateista lubi KRK.

Teraz nęka mnie tylko, w jakim celu PTRqwerty zamieścił jego tekst :)


Pt kwi 16, 2004 13:54
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So maja 17, 2003 17:34
Posty: 619
Post 
Lubi, nie lubi...
nie ważne - ważne, że kocha!
:)

_________________
"Wielki wstyd dla nas, że święci dokonywali wielkich dzieł,
a my chcemy otrzymać chwałę i cześć, opowiadając o nich"
(św. Franciszek z Asyżu)


Śr kwi 21, 2004 12:56
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 31, 2003 4:32
Posty: 282
Post 
Zgodnie zreszta z tym co pisze ks.Twardowski:

"Jezeli jest przykazanie:
"Kochaj blizniego swego..."
to znaczy,
ze milosc nie jest tylko uczuciem.

Mozna kogos kochac ,
bo nakazuje przykazanie,
ale mozna go nie lubic."

:)

_________________
Bogu ducha winny


Śr kwi 21, 2004 15:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So maja 17, 2003 17:34
Posty: 619
Post 
:-)

_________________
"Wielki wstyd dla nas, że święci dokonywali wielkich dzieł,
a my chcemy otrzymać chwałę i cześć, opowiadając o nich"
(św. Franciszek z Asyżu)


Cz kwi 22, 2004 13:10
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 9 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL