jakoś tak mi lżej, czytając te słowa
napiszę coś, aby nie zostawić wątku bez happy-end'u (choć to nie koniec, życie przede mną ;D )
byłam u Spowiedzi św
twarzą w twarz
nie, sama bym nie prosiła, to była Lednica i taka forma była naturalna
w pewnym momencie chcialam się wycofać ale myślę sobie "nie ma!"
i właśnie w pewnym momencie, po grzechach (udało się wyznać je dokładnie... dzięki odwadze od Ducha św!), otworzyłam się i powiedziałam , co mi lezy na sercu... moze nie wszystko tak, jakbym chciała, ale zrobilam to, skorzystalam z możliwości!
pierwszy raz w życiu doświadczyłam, jaka może być spowiedź! pierwszy raz ksiądz rozmawiał ze mną, pierwszy raz to był dialog, nie wyzywał mnie i nie odpowiadal z ironią, nie wysyłał z tą pustką, co zawsze (rozgrzeszenie bylo zawsze, ale pustka czasem też
) spytał, jak mam na imię i traktował... jak dziecko boże
niestety, boję się już dzis tego czasu, gdy bedzie musiała przyjśc kolejna spowiedź... gdzie będzie tłum ludzi, duszno, kraty, szept, strach przed reakcją księdza (teraz nie bałam się, po prostu mówiłam jak dopytywał jeszcze o coś!)... i myśl o końcu...
żałuję, ze nie mam w życiu znajomego księdza, nie jestem w żadnej Wspólnocie, zebym kogoś znala... bo nowe pytania już się piętszą po rozważeniu tamtych usłyszanych przeze mnie słów... jest jeszcze większa potrzeba rozwoju...
Przepraszam za to moje rozpisanie ale nie chciałam zostawić tak smutno tego wątku
Pozdrawiam, napiszcie coś czasem jeszcze
kochani jesteście!