Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn sie 18, 2025 22:56



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 115 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna strona
 Miłość jest największa 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09
Posty: 40
Post 
Notburga napisał(a):
Szczerze - tam gdzie wpisałaś "już nie" niestety należałoby wpisać "obecnie nie", ze świadomością, że wszystko to najprawdopodobniej powróci. Ja szczerze wierzę, że może być lepiej, ale wiem też, że w tej chwili na podstawie tego co piszesz wcale dobrze nie jest, jest tylko mniej źle. I tak może być latami w cyklu lepiej-gorzej.


Rozumiem, że to "lepiej-gorzej" będzie zależeć od tego, czy mąż będzie pił mniej lub więcej? W takim razie, to co się dokonało w moim życiu, można nazwać chwilową euforią, a nie bożym działaniem? Wynika z tego również i to, że skoro mój mąż jest alkoholikiem, to ja pozostając z nim, na zawsze jestem skazana na współuzależnienie i ryzyko, że znów zacznie pić. Osobiście znam osoby, które po przebytym leczeniu odwykowym, po wielu latach niepicia, wróciły do alkoholu. Wniosek dla mnie jest prosty, trzeba za wszelką cenę uwolnić się od alkoholika, więc rozwód, tylko i wyłącznie! Rozwieść się i zapomnieć, że on istnieje. Inaczej zawsze pozostanę w kręgu ryzyka.
Niestety, ale tą wersję wydarzeń już przerabiałam i nie odpowiada mi ona.
Cóż tutaj może pomóc moja terapia, skoro on nie będzie mógł wyleczyć się zupełnie i skutecznie? Moja terapia nie może przecież w żaden sposób wpłynąć na jego niepicie w przyszłości.
Może separacja? To byłoby w skrajnych okolicznościach najlepsze rozwiązanie, gdyby nie ...warunki finansowe i ekonomiczne, które całkowicie ją wykluczają...
Pozostanę jednak przy moim świadectwie, przy terapii, którą zastosował Bóg. Po wielu latach całkowicie niespodziewanie uleczył nasze relacje obdarzając mnie miłością do tego człowieka, który zadał mi tyle bólu.

Padło tutaj wielokrotnie słowo terapia... cóż ja jestem otwarta na terapię, na wiedzę o uzależnieniu, współuzależnieniu, owszem... tylko ja takiej pomocy nie znalazłam, nie znalazłam terapeuty, choć kilka lat temu usilnie szukałam. Trafiłam do poradni dla osób współuzależnionych, wyznaczono mi spotkanie z "terapeutą" ok 20 lat młodszym ode mnie, który wiedzę może i posiadał ale czysto teoretyczną, wyglądał jakby do pokoju terapeuty przesiadł się ze szkolnej ławki... Widziałam i słyszałam, że on nie wie o czym ja mówię... nie znał życia ten człowiek, pewnie byłam pierwszą z jego pacjentek... Słyszałam kiedyś od jednego trzeźwego alkoholika (kilkakrotnie poddawał się leczeniu odwykowemu), że to normalne, że 1 na 10 terapeutów jest w stanie pomóc, jest prawdziwym fachowcem w swojej dziedzinie!
Więc cóż, chętnie skorzystam z terapii, tylko nie wiem gdzie i u kogo. Naprawdę, chętnie skorzystam, choćby z czystej ciekawości na czym polega taka terapia i jakie mogą być jej efekty.

_________________
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;


So mar 07, 2009 0:24
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46
Posty: 1207
Post 
annaeliasz napisał(a):
Słyszałam kiedyś od jednego trzeźwego alkoholika (kilkakrotnie poddawał się leczeniu odwykowemu), że to normalne, że 1 na 10 terapeutów jest w stanie pomóc, jest prawdziwym fachowcem w swojej dziedzinie!
Więc cóż, chętnie skorzystam z terapii, tylko nie wiem gdzie i u kogo. Naprawdę, chętnie skorzystam, choćby z czystej ciekawości na czym polega taka terapia i jakie mogą być jej efekty.


na początku polecam udać się do chrześcijańskiego psychologa, często są tacy przy Diecezjach a jeśli nie to znajdziesz na internecie na nich namiary, potem możesz skorzystać z terapii dla współuzależnionych w ośrodku NFZ-utu (w każdym większym mieście są takie ośrodki) choćby poto aby poznać mechanizmy współuzależnienia, oczywiście wszystko w międzyczasie musi spinać gotowość do pogłębiania więzi z JEZUSEM CHRYSTUSEM poprzez pogłębione życie modlitewne, Sakramenty Święte oraz realizowanie punktów Kerygmatu (zwłaszcza dotyczącego wspólnoty) ale również chwil samotności odejścia i pozostawienia wszystkiego tak jak pustelnicy (kilka dni w kompletnej w ciszy, na początek może być jeden dzień:P). Z Bogiem.:)

_________________
.--- . --.. ..- ... // --..-. -.-- .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__
www.teologia.pl www.pro-life.pl
Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi.


So mar 07, 2009 13:47
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09
Posty: 40
Post 
AHAWA napisał(a):
na początku polecam udać się do chrześcijańskiego psychologa, często są tacy przy Diecezjach a jeśli nie to znajdziesz na internecie na nich namiary, potem możesz skorzystać z terapii dla współuzależnionych w ośrodku NFZ-utu (w każdym większym mieście są takie ośrodki) choćby poto aby poznać mechanizmy współuzależnienia


Dziękuję za informację.
Właśnie takich ogólników się obawiam, bo wiem jak trudno znaleźć kogoś kto budzi zaufanie i jest kompetentny. Mam złe doświadczenia, niestety.

AHAWA napisał(a):
oczywiście wszystko w międzyczasie musi spinać gotowość do pogłębiania więzi z JEZUSEM CHRYSTUSEM poprzez pogłębione życie modlitewne, Sakramenty Święte oraz realizowanie punktów Kerygmatu (zwłaszcza dotyczącego wspólnoty) ale również chwil samotności odejścia i pozostawienia wszystkiego tak jak pustelnicy (kilka dni w kompletnej w ciszy, na początek może być jeden dzień:P)


To akurat nie jest mi obce :-D 36 lat staram się żyć według duchowości karmelitańskiej :-D

_________________
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;


So mar 07, 2009 14:09
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt paź 03, 2006 8:21
Posty: 92
Post 
annaeliasz napisał(a):
zawsze pozostanę w kręgu ryzyka .


Tak. Bo alkoholikiem się zostaje do końca życia. Do końca nieraz długiego i owocnego życia można być alkoholikiem trzeźwym, ale alkoholizm jest chorobą nieuleczalną.

annaeliasz napisał(a):
Cóż tutaj może pomóc moja terapia, skoro on nie będzie mógł wyleczyć się zupełnie i skutecznie? Moja terapia nie może przecież w żaden sposób wpłynąć na jego niepicie w przyszłości.


Uzależnienie a współuzależnienie to dwie różne sprawy. Tak jak Ty i mąż jesteście odrębnymi osobami. Twoja terapia może Cię nauczyć jak mądrze miłować chorego męża. Tak, aby swoją miłością wspierać go w walce z chorobą.

annaeliasz napisał(a):
Więc cóż, chętnie skorzystam z terapii, tylko nie wiem gdzie i u kogo. Naprawdę, chętnie skorzystam, choćby z czystej ciekawości na czym polega taka terapia i jakie mogą być jej efekty.


Z tego co piszesz masz niedobre doświadczenia w próbach podjęcia terapii. Niestety tu nie ma recepty "gdzie i u kogo". Doskonale rozumiem, że znalazłszy się naprzeciwko osoby młodszej od siebie o 20 lat miałaś tej osobie chęć powiedzieć coś w stylu "A cóż ty, dziecko, wiesz o życiu".
Trudno powierzyć swoje problemy osobie, któa mogłaby być naszym dzieckiem. Ale gdybyś na przykład usiadła przed kobietą w mniej więcej Twoim wieku, która powiedziałaby Ci na początek, że była współuzależniona, od lat żyje z mężem trzeźwym alkoholikiem i jest gotowa Ci pomóc, to pewnie byłaby bardziej wiarygodna. A są i tacy terapeuci, którzy pomógłszy sobie pomagają innym.
Tu na forum nie da się napisać nic prócz ogólników typu poszukaj terapii. Bo niby jak? Polska jest duża... Terapeutów w niej sporo... Mogę Ci najwyżej zasugerować, że są terapie prowadzone przez księży-psychologów, są przy zakonach, są duszpasterstwa dla osób współuzależnionych. Ty najlepiej wiesz, jakiej osobie byłabyś gotowa zaufać: świeckiej czy duchownej, kobiecie czy mężczyźnie, w Twoim wieku czy starszej. Masz prawo szukać aż znajdziesz kogoś, kto Ci odpowiada. I takie szukanie może potrwać. Ale nie oczekuj, że ktokolwiek z nas, forumowiczów, pod wpływem iluminacji wskaże Ci konkretną osobę w konkretnym miejscu i zagwarantuje, że to jest dla Ciebie dobry terapeuta. Choćby dlatego, że dla jednego dobry, a dla drugiego nie - treapia to obdarzenie konkretnego człowieka zaufaniem, a to, że ja jestem skłonna komuś zaufać wcale nie znaczy, że Ty też.
Jeżeli mogłabym jakoś bardziej pomóc, zapraszam na priv. Pozdrawiam.


So mar 07, 2009 16:35
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09
Posty: 40
Post 
Najważniejsze jest to, że nienawiść zamieniła się w miłość i niesamowite jest to, że stało się to tak całkiem nagle i jakby bez mojego udziału. Wiele lat chciałam aby tak się stało i po to szukałam pomocy i nie znalazłam... Dla mnie największą sprawą jest uleczenie naszych relacji, a to już jest i trwa, dzieje się. Stało się to przez miłość, która jest wielkim darem.
Szczerze mówiąc ja już nie szukam pomocy, owszem chciałabym więcej wiedzieć, poczytać. To jest chyba najbardziej bezpieczne :) nie wprowadza zamieszania, jak kiedyś al-anon. Terapia, cóż myślę, że gdybym się jej kiedyś poddała, nie byłabym już żoną swego męża, ponieważ nie trafiłam na dobrego terapeutę. Terapia nie odbierze mi całkowicie troski o to, że on w każdej chwili może wrócić do tego co było, może mnie tylko nauczyć jak żyć z alkoholikiem i nie pozwolić mu mnie zniszczyć, a to już wiem.

Nie boję się, umiem i chcę otoczyć go miłością. Nie mylę i nigdy nie myliłam miłości z litością dla biednego pijaka i chronieniem go przez skutkami picia. Jedyną rzeczą, błędem jaki można mi zarzucić to to, że go nie zostawiłam, nie zdecydowałam się na separację czy rozwód, to jest jedyny "komfort picia" jaki mu zagwarantowałam. W momencie gdy byłam gotowa na odejście od niego, nie miałam ekonomicznych i finansowych możliwości aby to zrobić. I dobrze! ...przecież nie ma pewności, że gdyby pozostał sam to ograniczyłby picie... Pozostałam na miejscu niejako z przymusu, ale nie żałuję, nie traktuję tego jako cierpiętnictwo, ale dar. Przez to, że zostałam zostałam ubogacona miłością, a on mniej pije.
Chcę zaznaczyć, że nigdy nie ukrywałam przed nikim tego, że on pije. W domu nie ma okazji do picia, nigdy podczas uroczystości nie podaje się alkoholu, może czasem lampkę dobrego wina, bardzo rzadko, kilka razy do roku, a było kilka lat, że w domu nawet na sylwestra nie było szampana - ja nie potrzebuję tego.
Zdarzyło się, że klika razy ryzykowałam jego zwolnienie z pracy dzwoniąc do szefa, z informacją, że w pracy znowu odbywa się impreza (mają dobre warunki w pracy do organizowania takich rzeczy). Przez całe 20 lat małżeństwa nigdy nie podałam mu posiłku, gdy przyszedł pijany. Nigdy go nie szukam, nie sprawdzam gdzie i z kim jest i pije, choć wielokrotnie nie było go w domu kilka dni i nocy. Mogę mnożyć przykłady na to, że nie daję mu komfortu picia.
Według mnie terapia wymaga od człowieka udawania w pewnym sensie... ...bo jak terapia może mnie nauczyć tego, że alkoholik nie może popsuć świąt?! Myślę, że to jest obłuda. Bo cóż, gdy jest dzień Wigilii, od wielu dni trwają przygotowania do świąt, a ja kilka godzin przed kolacją wiem, że on jest pijany, bo ma wigilię w pracy.... Która terapia znieczuli mnie na taką sytuację?! Mogę tylko przed samą sobą udawać, że jest ok i usiąść do stołu sama z dziećmi... smakuje? ...nie sądzę...

Chcę zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz... z całym tym bagnem od początku praktycznie jestem sama. Moja rodzina składa się na co dzień z czterech osób mąż dwóch synów i ja. Mam trzy znajome (nawet nie koleżanki), z którymi na pewno nie mogę pogadać o problemie, o czymkolwiek poważnym bo nie ma sensu... to tylko zwykłe znajome i nie pomogą w niczym. Od kilku lat mam jedyną przyjaciółkę, ale tylko przez telefon, bo mieszka daleko... Od krótkiego czasu mam spowiednika i korzystam z jego pomocy od niedawna. Nie jest to co prawda osoba, do której mam zupełne zaufanie, ale bardzo pomaga kontakt z nim.
Tak to wygląda, może teraz mam pomoc, ale kiedyś nie było nawet tego, byłam zupełnie sama.
... a wiedziałam, że mam prawo do pomocy, tak, wiedziałam... tylko nie zawsze miałam siłę by jej szukać... gdy znalazłam okazało się, że ta pomoc nie jest dla mnie... i zamknięte koło...

_________________
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;


N mar 08, 2009 10:27
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37
Posty: 196
Post 
ty jestes kobieto uzalezniona od jego alkoholozmu.
skoro nie chcesz myslec o sobie to pomysl o swoich dzieciach. na co one patrza kazdego dnia? na zapijaczona gebe ojca ktory wszystko ma gdzies. kochaja go? pewnie tak, ale mysle ze bardziej nienawidza. ciekawe kiedy zaczna nienawidziec ciebie za zycie jakie im serwuyjesz poprzez swoja niemoznosc zadbania o swoje i ich dobro. moze dopiero wtedy gdy okaze sie ze zeby normalnie zyc beda musialy placic slona kase terapeucie ktory bedzie mial ogrom roboty z ich umeczonymi psyche
tobie nie jest potrzebny spowiednik, ale dobry terapeuta ktory pomoze ci podjac powazna decyzje o wprowadzeniu w zycie nowych lporzadkow.
albo tez poczekaj az ktoregos dnia zapijaczony tatus tak poprzestawia twoje kosci i kosci dzieciakow ze sad rodzinny znajdzie im inny, lepszy dom. pelen ciszy i spokoju i bezpieczenstwa, bo ty im dac tego nie potrafisz jak widac.
postaw ultimatum mezusiowie wtedy gdy jest trzezwy. wynocha z domu i wroc jak zaliczysz przynajmniej pol roku terapii od uzaleznien i przyniesiesz zaswiadzcenie o trzezwosci od terapeuty. i niech wybiera kogo bardziej kocha. was czy wodke (obstawiam to drugie.)


Pn mar 09, 2009 12:33
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09
Posty: 40
Post 
wasze sumienie napisał(a):
ty jestes kobieto uzalezniona od jego alkoholozmu.
tobie nie jest potrzebny spowiednik, ale dobry terapeuta ktory pomoze ci podjac powazna decyzje o wprowadzeniu w zycie nowych lporzadkow.


Zdecydowanie lepiej wiesz co jest mi potrzebne, dzięki za radę, pozdrawiam serdecznie.

_________________
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;


Pn mar 09, 2009 12:49
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr kwi 12, 2006 11:04
Posty: 911
Post 
Annaeliasz, ale on ma, niestety, rację.
Przepraszam wszystkich za tak ostre słowa.

Tak się upoiłaś swoją miłością do miłości (tak, do samej miłości, a nie uczucia do męża, dzieci czy nawet do samej siebie), tak bardzo jesteś z siebie dumna, że umiałaś sobie przetłumaczyć całe poświęcenie dla podtrzymania tego chorego związku, ze aż poddałaś się, przestałaś dbać o życie swoje, swoich dzieci i swojego męża, woląc żyć złudzeniami, ze to w cudowny sposób Bóg natchnie Twojego męża chlającego 3 piwska dziennie, żeby przestał pić.

Przykro to czytać. A gdzie tu są Twoje dzieci? Co one o tym sądzą? Cieszy ich życie w patologicznej rodzinie z pijakiem ojcem i upojoną własną dobrocią matką?
Co wreszcie z Twoim mężem? Kilka osób już Ci tu delikatnie napisało o tym, jak powinno się postępować z pijakami. Tylko silny wstrząs może gagatka uleczyć. Co dla niego robisz? Próbujesz go kochać i w ten sposób stwarzasz mu kapitalne warunki do popadania w coraz większą chorobę. Nie wychodzi? A po co, jak ma melinę w domku? A żona jeszcze kapcie poda i obiad zrobi.

Myślę że jesteś zaślepiona jakąś dziwaczną wizją chorej miłości, która krzywdzi wszystkich naokoło. Masz egoistyczne podejście - chcesz ratować rodzinę, a tak naprawdę schlebiasz swojemu egoizmowi oraz dumie z tego, jaka to z Ciebie pełna poświęcenia wzorowa Katoliczka.

Stworzyłaś ten temat nie w poszukiwaniu pomocy, ale aby pochwalić się swoim poświęceniem i wmawiać innym, że w zadaniem Katolika jest w imię dla mnie niezrozumiałych zasad podtrzymywania trupa, jakim jest obecnie Twoje małżeństwo, zaprzeć się życia i szczęścia dla siebie i najbliższych Ci osób (dzieci, które mają doprawdy cudownego tatusia i ciepły dom). OK - Twoja wola, dzieci Cię kiedyś z tego pewnie rozliczą. Ale, proszę, nie wmawiaj innym że to co robisz jest czymś dobrym. Jakbym była tak głęboko wierząca jak niektóre tu osoby zaryzykowałabym tu działanie złego... gdybym była psychologiem próbowałabym wytłumaczyć Twoją postawę wynikiem rozpaczy i niemocy, która nakazała zbudować wokół siebie tarcze ochronną w postaci ucieczki w bardzo restrykcyjną wiarę i podejście do pojęcia miłości, aby móc wytłumaczyć sobie ową niemoc, sens tego wszystkiego i mieć w co wierzyć... ale napiszę tylko tyle - zastanów się nad sobą i popatrz dalej, niż czubek własnego uduchowionego nosa.[/b]


Pn mar 09, 2009 13:23
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37
Posty: 196
Post 
latami dzieki takim kobietom jak ty dzieci zyja w patologii, wyrastajac na ludzi tak samo chorych, lub pokancerowanych psychicznie do tego stopnia ze nie sa zdolni do funkcjonowania w spoleczenstwie i tworzenia wlasnej rodziny.
przejrzyj na oczy w koncu kobieto zamiast robic z siebie swiętą ktora i tak nie jestes i nie bedziesz
przestan krzywdzic swoje dzieci


Pn mar 09, 2009 13:28
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09
Posty: 40
Post 
Ukyo napisał(a):
Annaeliasz, ale on ma, niestety, rację.
Przepraszam wszystkich za tak ostre słowa.

Tak się upoiłaś swoją miłością do miłości (tak, do samej miłości, a nie uczucia do męża, dzieci czy nawet do samej siebie), tak bardzo jesteś z siebie dumna, że umiałaś sobie przetłumaczyć całe poświęcenie dla podtrzymania tego chorego związku, ze aż poddałaś się, przestałaś dbać o życie swoje, swoich dzieci i swojego męża, woląc żyć złudzeniami, ze to w cudowny sposób Bóg natchnie Twojego męża chlającego 3 piwska dziennie, żeby przestał pić.


O czym piszesz? O dumie, chwaleniu się, poświęcaniu, złudzeniach...?! Żal mi Ciebie... nie umiesz czytać ze zrozumieniem. Nie rozumiesz tego co napisałam.
Trzy- cztery lata temu bywałam na wielu forach, pisałam o problemie, depresji, o gotowości odejścia od męża, bo do tego mnie namawiano i już prawie byłam zdecydowana... i jak już wcześniej napisałam, gdybym miała dokąd i za co, to bym odeszła... gdzie wtedy byłaś ze swoją ludzką mądrością i niesamowitym wsparciem pełnym agresji?!
Chcesz mną wstrząsnąć, zdołować, chcesz, żebym napisała, że to co się dzieje teraz jest moją kolejną ucieczką? Widziałaś? Czy po prostu osądziłaś?
Życzę Ci, abyś poznała PRAWDZIWĄ MIŁOŚĆ, która nie ucieka, ale walczy, nie poddaje się, ale wspiera, nie osądza ale stara się zrozumieć, miłość, która jest zdolna zrobić wszystko, dosłownie wszystko, aby uratować drugiego człowieka.
Poza tym... ja znam dokładnie przysięgę małżeńską:
Ja ... biorę sobie Ciebie ... za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
Słyszałaś kiedyś o doskonałej miłości, wierności i uczciwości starałeś się kiedyś taką miłość praktykować? Spróbuj, a zobaczysz jakie to twarde!

_________________
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;


Pn mar 09, 2009 13:51
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr kwi 12, 2006 11:04
Posty: 911
Post 
Kobieto, ale jaką miłość?

Ja tu widzę tylko Twoją miłość do samej miłości, a jedynie do wyobrażenia o niej.

I tak, przyszłaś się chwalić. Bo jaki inny cel miało założenie tego tematu skoro sama piszesz, ze pomocy już nie potrzeba bo już jest dobrze a resztę "załatwi" dobry Bóg?

Ostro piszę - to prawda. Ale zbulwersowała mnie Twoja postawa.
Napisz może coś o swoich dzieciach bo na razie jest tylko "ja, ja, ja, moja wspaniała dobroć i poświęcenie". Jak one znoszą sytuację, w której ojciec jest pijakiem a matka wmawia sobie, że go kocha (a dzieci świetnie wyczuwają uczucia dorosłych).


Pn mar 09, 2009 13:58
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09
Posty: 40
Post 
Ukyo napisał(a):
Kobieto, ale jaką miłość?

Ja tu widzę tylko Twoją miłość do samej miłości, a jedynie do wyobrażenia o niej.

"ja, ja, ja, moja wspaniała dobroć i poświęcenie"


Tyle tylko zrozumiałaś? To tylko zobaczyłaś?

O takiej miłości piszę:
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów a miłości bym nie miał,... Miłość cierpliwa jest, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.”

Mój post jest świadectwem, że było tak:

"wielokrotnie myślałam o tym, aby się od niego uwolnić... za wszelką cenę... Zaczynałam rozumieć ludzi, którzy w afekcie popełniają zbrodnię – morderstwo. Czasem, gdy mąż spał, miałam ochotę... wziąć nóż i... naprawdę... Teraz, gdy o tym myślę, ogarnia mnie przerażenie, ale kiedyś to było wielkie pragnienie...
W grudniu ubiegłego roku, gdy mąż pojechał na kilkudniową imprezę organizowaną przez pracodawcę, kładąc się spać, pomyślałam jak to fajnie, gdy go nie ma, jak wiele bym dała, aby już nigdy nie wrócił! "

a teraz jest tak:

"Żyjemy normalnie, bez awantur, psychicznego znęcania, złości, gniewu, nienawiści... nareszcie normalnie. To kosztuje, to prawda, pozostałam słabym człowiekiem i czasem trzeba uczynić ogromny wysiłek, ponieważ Zły czuwa. Zależy mu na tym aby miłość spowszedniała i z czasem wypaliła się. Nie wystarcza więc czynić cokolwiek z obowiązku, ale wciąż więcej i więcej, z miłości, wszystko tylko z miłości, bo Miłość jest największa!"

A ja naprawdę nie mam się czym chwalić, bo nie zrobiłam prawie nic, aby sytuacja się zmieniła (i tu masz rację), ja tylko pozostałam na miejscu, nie odeszłam od męża, nie zostawiłam go samego.

_________________
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;


Pn mar 09, 2009 14:12
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr kwi 12, 2006 11:04
Posty: 911
Post 
Nadal nie rozumiesz. OK.

A dzieci?


Pn mar 09, 2009 14:19
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37
Posty: 196
Post 
ty nie rzucaj tu cytatami ktore nie maja zadnego odzwierciedlenia.
napisz o uczuciach swoich dzieci, o ich wstydzie za ojca i matke ktora wykazuje skrajna glupote
o dzieciach ktore nie moga zaprosic pzryjaciol do domu, ktore sa stale w szkole obserwowane, ktore nie maja szans na wakacje bo ty wolisz zeby pijak przepil te pieniadze

piszezs o tym ze nie mialas gdzie pojsc. i slusznie. bo to nie ty powinnas pojsc, tylko jego wywalic za drzwi


Pn mar 09, 2009 14:31
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09
Posty: 40
Post 
Dzieci są praktycznie dorosłe (18 i 20lat).
W momencie, gdy była rozważana sprawa rozwodu, były tak samo za i jak i przeciw... podobnie jak ja...
Nie dlatego, że ja byłam niezdecydowana, owszem wiosek rozwodowy był przygotowany a ja byłam umówiona w kancelarii, aby go złożyć. Szczegóły ekonomiczne (piszę to już enty raz) i finansowe sprawiły, że okazało się to niemożliwe - nie wpłynęło na to moje niezdecydowanie, ale twarde szare życie, no chyba, że w imię dobra dzieci zamieszkałabym z nimi pod mostem i zaczęlibyśmy zbierać puszki... Ale może takie podejście niektórym na forum bardziej by się podobało...
Praktycznie sytuacja była bez wyjścia, jak z resztą często w takich przypadkach.
Wiem, że dzieci czują się bezpieczne, gdy jestem w domu. Wiem też, że nie chcą, żyć bez ojca, choć wcale nie akceptują jego picia. Dowodem dla mnie jest to również, że starszy syn pracuje i studiuje i nie zamierza się wyprowadzać, choć jego sytuacja finansowa wcale nie wyklucza takiej możliwości.
Cóż oni też zauważają zmianę w naszej rodzinie. Zauważają, że ojciec nie przychodzi pijany, doceniają to, są nawet zdziwieni. A o mojej metamorfozie wewnętrznej nawet nie wiedzą... nie widzą więc "czubka mojego uduchowionego nosa." Wiedzą, że kiedyś 3-4 lata temu siedziałam w domu, nie byłam chwilowo praktykującą katoliczką, a teraz widzą, że chodzę do świątyni... na zewnątrz moja przemiana tylko tak się objawia, niczym więcej. Oczywiście oprócz zmiany relacji do mojego męża, bo to na pewno jest widoczne. No i może to, że do świątyni w niedzielę uczęszczam razem z mężem, więcej religijności nie widać i nie potrzeba...

_________________
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;


Pn mar 09, 2009 14:40
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 115 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL