Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu młodzi?
Autor |
Wiadomość |
kropeczka_ns
Dołączył(a): Wt mar 17, 2009 18:36 Posty: 2041
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
No właśnie. Powszechnie używanym argumentem odwlekania ślubu osób które nie mają przeszkód i są niby wierzące jest argument o .... braku pieniędzy. Tylko.... na co?  to jest niestety u nas (i pewnie nie tylko w Polsce) jedna wielka hipokryzja. Warunkiem ślubu nie jest sukienka za dwa tysiące albo więcej, ani przyjęcie na 100 osób. W mojej poprzedniej parafii ksiądz proboszcz komentując ten temat powiedział kiedyś- ale ja im udzielę ślubu za darmo. W dowolny dzień, kiedy chcą, może być w kaplicy, może być bez rozgłosu, skromnie, tylko ze świadkami. Przecież ksiądz nie patrzy czy panna młoda ma suknię za ciężką kasę czy zwykłą sukienkę. Na co nie mają pieniędzy? Ksiądz nawet pewnie by z tej ofiary zrezygnował jakby trzeba było... A jeśli nie mają w tej chwili pieniędzy na utrzymanie dzieci, kto powiedział że mają planować dziecko zaraz po ślubie? Nie ma takiego obowiązku. Czyli reasumując- wolę żyć w grzechu ciężkim i ryzykować swoją wieczność bo nie mam pieniędzy na suknię/limuzynę/wesele itp.Wow. Dla mnie to nieporozumienie jeżeli mówimy o osobach wierzących. Ale niestety powszechne.
_________________ Ania
|
Pn maja 19, 2014 12:08 |
|
|
|
 |
mareta
Dołączył(a): Pt cze 03, 2011 8:17 Posty: 3502
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
kropeczka_ns napisał(a): No właśnie. Powszechnie używanym argumentem odwlekania ślubu osób które nie mają przeszkód i są niby wierzące jest argument o .... braku pieniędzy. Tylko.... na co?  to jest niestety u nas (i pewnie nie tylko w Polsce) jedna wielka hipokryzja. W mojej poprzedniej parafii ksiądz proboszcz komentując ten temat powiedział kiedyś- ale ja im udzielę ślubu za darmo. W dowolny dzień, kiedy chcą, może być w kaplicy, może być bez rozgłosu, skromnie, tylko ze świadkami. Przecież ksiądz nie patrzy czy panna młoda ma suknię za ciężką kasę czy zwykłą sukienkę. Ale niestety powszechne. Ksiądz nie patrzy, ale plotkary tak. W mojej parafii ksiądz zrobił dokładnie tak jak mówisz. Niestety w innej, za posługę księdza, organisty i tzw całość siostra w kancelarii powiedziała ...500zł, (To już nie jest mała kwota) przy czym para miała własnego celebransa. Smutne
|
Pn maja 19, 2014 12:41 |
|
 |
brunero
Dołączył(a): Pt cze 28, 2013 13:05 Posty: 469
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
mareta napisał(a): kropeczka_ns napisał(a): No właśnie. Powszechnie używanym argumentem odwlekania ślubu osób które nie mają przeszkód i są niby wierzące jest argument o .... braku pieniędzy. Tylko.... na co?  to jest niestety u nas (i pewnie nie tylko w Polsce) jedna wielka hipokryzja. W mojej poprzedniej parafii ksiądz proboszcz komentując ten temat powiedział kiedyś- ale ja im udzielę ślubu za darmo. W dowolny dzień, kiedy chcą, może być w kaplicy, może być bez rozgłosu, skromnie, tylko ze świadkami. Przecież ksiądz nie patrzy czy panna młoda ma suknię za ciężką kasę czy zwykłą sukienkę. Ale niestety powszechne. Ksiądz nie patrzy, ale plotkary tak. W mojej parafii ksiądz zrobił dokładnie tak jak mówisz. Niestety w innej, za posługę księdza, organisty i tzw całość siostra w kancelarii powiedziała ...500zł, (To już nie jest mała kwota) przy czym para miała własnego celebransa. Smutne Mój Boże, to już życie na "kocią łapę" nie jest tematem do plotek, tylko taka czy inna sukienka? Wszystko upada, nawet plotkarstwo.
_________________ laudare benedicere praedicare
|
Pn maja 19, 2014 13:00 |
|
|
|
 |
Otodox
Dołączył(a): Pn mar 03, 2014 16:14 Posty: 240 Lokalizacja: nieciekawa
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
kropeczka_ns napisał(a): No właśnie. Powszechnie używanym argumentem odwlekania ślubu osób które nie mają przeszkód i są niby wierzące jest argument o .... braku pieniędzy. Tylko.... na co?  to jest niestety u nas (i pewnie nie tylko w Polsce) jedna wielka hipokryzja. Warunkiem ślubu nie jest sukienka za dwa tysiące albo więcej, ani przyjęcie na 100 osób. W mojej poprzedniej parafii ksiądz proboszcz komentując ten temat powiedział kiedyś- ale ja im udzielę ślubu za darmo. W dowolny dzień, kiedy chcą, może być w kaplicy, może być bez rozgłosu, skromnie, tylko ze świadkami. Przecież ksiądz nie patrzy czy panna młoda ma suknię za ciężką kasę czy zwykłą sukienkę. Na co nie mają pieniędzy? Ksiądz nawet pewnie by z tej ofiary zrezygnował jakby trzeba było... A jeśli nie mają w tej chwili pieniędzy na utrzymanie dzieci, kto powiedział że mają planować dziecko zaraz po ślubie? Nie ma takiego obowiązku. Czyli reasumując- wolę żyć w grzechu ciężkim i ryzykować swoją wieczność bo nie mam pieniędzy na suknię/limuzynę/wesele itp.Wow. Dla mnie to nieporozumienie jeżeli mówimy o osobach wierzących. Ale niestety powszechne. Tyle, że ty piszesz o ludziach, którzy nie do końca rozumieją co to jest sakrament i po się go bierze. Wcale mnie to nie dziwi że papież Franciszek powtarza słowa kardynała Quarracino, który mówił, że według niego połowa małżeństw jest nieważna. Świadomych, dojrzałych, naprawdę wierzących ludzi nie jest tak wiele jak mam się wydaje. Większość (niestety) to dziadowscy katolicy, chodzą do kościoła bo: ojcowie, dziadowie i pradziadowie, chodzili więc i my, jak te dziady chodzimy. TRADYCJA i niewiele ponad nią.
_________________ Na forach dyscyplina intelektualna jest sztuką raczej nieznaną.
|
Pn maja 19, 2014 13:07 |
|
 |
mr_fuchs
Dołączył(a): Cz maja 12, 2011 15:12 Posty: 322
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Otodox napisał(a): Wcale mnie to nie dziwi że papież Franciszek powtarza słowa kardynała Quarracino, który mówił, że według niego połowa małżeństw jest nieważna. Świadomych, dojrzałych, naprawdę wierzących ludzi nie jest tak wiele jak mam się wydaje.
Większość (niestety) to dziadowscy katolicy, chodzą do kościoła bo: ojcowie, dziadowie i pradziadowie, chodzili więc i my, jak te dziady chodzimy. TRADYCJA i niewiele ponad nią. hahah, dokładnie to co pisałem w poście wyżej, ale ja bym ten odsetek jeszcze bardziej podkręcił może nawet do 80%;) co do przyczyn finansowych.. w pewnym sensie rozumiem takie osoby, które z jednej strony naprawdę uważają się za wierzące z drugiej jednak.. szczególnie myślę dla kobiet, wyrzeczenie się uroczystości i tej całej oprawy jest bardzo ciężkie i smutne. Poza tym w wypadku wielu ludzi wymiar publicznego zawarcia małżeństwa wobec społeczności też jest bardzo ważny i może mieć przyczynek do jego trwałości jako takiej. Oczywiście z punktu widzenia doktryny nie usprawiedliwia to życia w grzechu ciężkim - takie jednak są ludzkie motywacje nawet wśród tych naprawdę starających się na co dzień przestrzegać zaleceń kościoła. Dodajmy do tego presję rodziny czasem bardzo silną... ('jak to bez wesela, na studiach ? poczekajcie parę lat zróbcie to jak ludzie'). No i to że wszystko co krąży wokół szóstego przykazania jest chyba najczęściej kwestionowane, nie rozumiane i uważane ze wręcz złe w doktrynie kościoła, nawet wśród tych zaangażowanych (wcale się im nie dziwię:P) Ponadto w pewnych okolicznościach z tego co wiem 'grzech' nie zawsze się liczy jako grzech popełniony (sprawy typu brak pełnej kontroli nad sobą działanie pod wpływem strachu etc.). Nikogo nie usprawiedliwiam - ale obserwuję z boku 
|
Pn maja 19, 2014 15:22 |
|
|
|
 |
Otodox
Dołączył(a): Pn mar 03, 2014 16:14 Posty: 240 Lokalizacja: nieciekawa
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
mr_fuchs napisał(a): Nikogo nie usprawiedliwiam - ale obserwuję z boku  Oczywiście. Zastanawiałem się kiedyś, czy ta niechęć może wiązać się z obawami konsekwencji rozpadu związku? Jak wiadomo, w Kościele Zachodnim nie ma drugiej szansy jak coś się nie uda (no chyba że możliwość uznania małżeństwa za nieważne potraktujemy jako tą drugą szansę). Można by się w ten sposób usprawiedliwiać opieszałość i odwlekanie w czasie ślubu kościelnego. To nawet logiczne tłumaczenie, tylko że trochę bez sensu. W momencie wiązania się z inną osobą, nikt przy zdrowych zmysłach, nie zakłada że się z nim rozstanie. Mało tego,każdy jest święcie przekonany że związek będzie trwały. Tak że uważam, że tłumaczenie się obawą rozpadu raczej odpada. @mr_fuchsCo do tych 80% to osobiście myślę że to może być niestety bliskie prawdy. Zastanawiałem się, dlaczego ankietę przed-synodalną zrobiono w krajach w których w których niewiele osób chodzi do kościoła (Luksemburg, Niemcy, Belgia, Szwajcaria)? Ale to ma sens. Tam głównie chodzą tylko ci którzy naprawdę chcą, a nie "podtrzymywacze kościelnej tradycji" jakich wielu w Polsce. Dzięki temu ta ankieta ma jakąś wartość.
_________________ Na forach dyscyplina intelektualna jest sztuką raczej nieznaną.
|
Pn maja 19, 2014 16:37 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Otodox napisał(a): Zastanawiałem się kiedyś, czy ta niechęć może wiązać się z obawami konsekwencji rozpadu związku? Jak wiadomo, w Kościele Zachodnim nie ma drugiej szansy jak coś się nie uda (no chyba że możliwość uznania małżeństwa za nieważne potraktujemy jako tą drugą szansę). Można by się w ten sposób usprawiedliwiać opieszałość i odwlekanie w czasie ślubu kościelnego. Ja bym tu raczej widziała rodzaj "poważniejszego" podejścia do małżeństwa, ale nie w sposób jaki nam się od razu rzuca na myśl. Sposób w jaki dziś w 2014 roku młode osoby, pragnące "iść razem przez życie" (o jak ładnie  ) dobierają się i decydują na związek jest nieco inny niż choćby 50 lat temu, a o wcześniejszych latach nie wspomnę. Można tu zastanawiać się na ile kwestia dobrowolności i pełni wolności w doborze osoby/czasie/okolicznościach itd. ma tu kluczowe znaczenie, ale ciężko tu na 100% wyrokować, bo z jednej strony mamy opozycję małżeństwa z miłości/z rozsądku (tu m.in. w taki czy inny sposób swatane czy aranżowane, w zasadzie wszystko o dobra materialne się też obijało), z drugiej strony rozbieżne dane na temat miast i wsi w czasach przedwojennych, dane na temat ożenku "ciążowego" też gdzieś w innej kolumnie. Zależy do którego pokolenia współczesne przykładamy. Do tych urodzonych w latach 50 (moi rodzice), czy jeszcze 1-2 pokolenia wcześniej? Z moich obserwacji - coraz mniej w nas hipokryzji, która kiedyś kazała patrzyć na małżeństwo jak na stałe małżeństwo o ile nie zostało prawnie rozwiązane. Teraz bardziej patrzymy na sprawy bardzo osobiście - jeżeli drogi dwojga osób się rozeszły w jakimś względzie (emocjonalnym, mentalnym, fizycznym) bardziej jesteśmy skłonni uznać to za stan faktyczny i mówić o "małżeństwu na papierze" - czyli bardziej uznajemy faktyczny stan związku niż stan prawny. O wiele uczciwsze nawiasem mówiąc. Ludziom bliższa jest też świadomość, że życie jest teraz też mniej "pewne" niż życie ich rodziców (moi nie mieli możliwości np. wyjazdów za granicę, żyli w zupełnie innej rzeczywistości, żyjąc we dwójkę nie stawali przed tyloma wyborami przed którymi staje moje pokolenie, jak musieli zmienić pracę to był straszny stres, trzy przeprowadzki w życiu to wg nich okropnie dużo <ha, ha, ironia moja> itd.). Być może - chciałabym, żeby tak było - uznają też, że w związku są jednak odrębnymi bytami i nie jest już takie częste, że np. żona podąży "za mężem" (wyjazd, zmiana rzeczywistości, jakieś inne zmiany; i odwrotnie oczywiście), a czasem decyzje jednostek nie muszą się zgadzać. Kolejna sprawa - ludzie, którzy planują ślub gdzieś w przyszłości, też pewnie nie chcą podejmować tej decyzji (w kościelnej rzeczywistości - na całe życie) w pewnym sensie pochopnie. I to się chwali. Być może też chcą najpierw pewnej płaszczyzny stabilizacji (życie od zlecenia do zlecenia, od projektu do projektu, bez pewności na choćby najbliższe 3 lata - nie każdemu w smak małżeństwo z takim obciążeniem), a o takową często trudno. Być może fajnie się na to patrzy jak się ma już dzieci trochę odchowane i jakiś etat, ale większość moich znajomych rzadko widuje przed sobą umowy na czas nieokreślony, a własny biznes ma u nas wysoki współczynnik ryzyka (albo niedochodowe hobby podobno). Nikt z moich znajomych nie wie tak naprawdę co będzie za 5 lat, choć w ankietkach oczywiście trzeba nazmyślać o sobie za 10 lat, żeby dobrze wypaść. Ta tymczasowość jest już u niektórych tak naturalna (u mnie np.), że czasem nawet trudno sobie wyobrazić inne życie - takie z jakimiś stałymi, kiedy wiesz, że za 5 lat życie nie wywróci się do góry nogami. To wchodzi w krew, a rzeczywistość prawna i polityczna też wszystko potęgują. Być może osoby wierzące będą bardziej skłonne do ożenku przez pewną stałość w swoim życiu? Nie wiem i najgorsze nie mam pojęcia czy to dobrze czy źle Unieważnienia są w moim otoczeniu traktowane.... z dużą rezerwą. To ta sama kwestia, która pojawiła się i wcześniej - bardziej rozważnego i przemyślanego podejścia do kwestii sakramentalnego małżeństwa. Bardzo chciałaby wierzyć w to, że każdy przypadek "unieważnienia" jest taki wyjątkowy i w ogóle, ale niestety praktyka, doświadczenia i rozmowy z ludźmi bardziej mi wskazują na rodzaj wytrychu. Niedojrzałość psychiczną to na dobrą sprawę każdy może wyciągnąć, tak samo pewne kwestie nieświadomości. A w papierach czysto. Mój znajomy z dawnych czasów, wykorzystał możliwości kształcenia się w Polsce również w zakresie prawa kanonicznego i zyskał już pewną renomę w zakresie takich spraw. Nie wiem wszystkiego, bo to by było nieetyczne z jego strony, ale to co wiem w zupełności mi wystarcza. Spraw zwykle ma na 2-3 lata do przodu - nie wszystkie dochodzą do skutku (z tego co wiem jest to człowiek bezpośrednio szczery i czasem wprost informuje jak trudne i jak kłamliwe będzie wydobycie decyzji o unieważnieniu od stosownego sądu), spora część jednak też zostaje rozpatrzona negatywnie. Moi znajomi uważają, że większość unieważnień o których słyszą, byłoby poniżej ich godności. Są pewne granice mentalnej i emocjonalnej prostutucji (a czasem to nawet gorzej, znam przypadek młodego człowieka, który pragnął unieważnienia - w papierach miał dużo, ale prywatnie mi się przyznał, że żona się zmieniła, a on by chciał taką "prawdziwą kobietę" i to jej wina, oszukała go, zataiła przed owym młodzieniaszkiem, że nie gardzi feminizmem ( i wszyztsko w pakiecie jak się łatwo domyślić);-) - ta sprawa na szczęście nie dotarła nawet do sądu biskupiego, tylko została na etapie dokumentacji). Otodox napisał(a): To nawet logiczne tłumaczenie, tylko że trochę bez sensu. W momencie wiązania się z inną osobą, nikt przy zdrowych zmysłach, nie zakłada że się z nim rozstanie. Mało tego,każdy jest święcie przekonany że związek będzie trwały. Ja bym powiedziała, że nikt przy zdrowych zmysłach nie jest święcie przekonany, że związek będzie trwały na bank. Mieć nadzieję -ok, obiecać sobie, że się nie będzie leniuchowało, będzie się pracowało nad związkiem (ilu ludzi o tym zapomina...) - ok. Natomiast pewność jest wyrafinowaną formą samooszukiwania siebie i kogoś i oby dobrze się to skończyło, bo w przypadku jakichkolwiek rozstań (przypominam o statystykach rozwodów w Polsce i podnoszonej ostatnio kwestii osób po rozwodzie i w nowych związkach w KK) im wyższa pewność tym boleśniejsze rozstanie. A ból i zawód (też w przypadku osobistej porażki - pamiętasz ten wątek o rozwodach, gdzie mnie tak ładnie pochwaliłeś  - do niego nawiązuję) niestety często ludzie przekuwają na inne negatywne emocje i wtedy o już mamy rzeź. Postawa, którą niestety mocno się propaguje medialnie w formie romantycznej papki, która brzmi "to prawdziwa miłość i dlatego połączeni nią razem się zestarzejemy w oparach tej cudownej miłości" czy w innej wersji "to tej jedyny/ta jedyna" niestety moim zdaniem sprawia, że terapeuci maja pełne ręce roboty. Ludzie tkwią w - niezwykle przyjemnych, przyznaję - schematach i wygrywają tylko wtedy, gdy wszystko inne im sprzyja - fajnie, tylko co z tymi, którzy nie uskładali pokera  . Dla mnie zupełnym brakiem dojrzałości w związku jest nie przemyślenie kwestii ewentualnego rozstania. Ludzie telewizor ubezpieczają (bo to przecież ciężkie tysiące), ale kiedy stają w obliczu sytuacji w której wszystkie możliwości się wyczerpały i trzeba w końcu przyznać, że może po prostu sztucznie pompujemy krew i powietrze w małżeństwo, które swoją śmierć mózgową ma już za sobą, stają się strasznie bezradni. To nie jest tak, że dobrzy dostaną prezent, a źli rózgę z papierami do podpisania w sądzie. Różnie bywa. Czasem można mówić o jakiejś winie, czasem o zaniedbaniach, czasem nie ma świętych, a czasem tak bywa. Możesz mnie nazwać zapobiegliwą wariatką, ale z moim obecnym partnerem mamy pewne ustalenia w zakresie ewentualnych problemów. Obejmują one zarówno kwestie zupełnie przyziemne, jak i pewne zobowiązania uczuciowe - np. nasze uczucie nie stanie się zarzewiem egoistycznej walki "bo ja", ale spróbujemy (bo to trudne) przekuć je raczej na taką miłość, która dąży do szczęścia drugiej osoby nawet za cenę rozstania. Wolałabym na sobie wypróbować różne tortury z filmów z serii "Piła", niż tkwić w jakiejś protezie związku, w której mój partner nie byłby szczęśliwy, a ja żyłabym iluzją, że "przecież jesteśmy razem", a w konsekwencji tylko byśmy się maltretowali emocjonalnie nawzajem. Mamy nadzieję na powodzenie naszego związku "do popiołu" (bo wolimy krematorium niż grobowe deski), chcielibyśmy tak, bardzo dużo pracujemy nad tym związkiem (bo z racji okoliczności zewnętrznych i rodzinnych nie wszystko jest takie proste), ale skrajną nieodpowiedzialnością jest wg nas nie pomyślenie o tym. Jak piorunochron na niskim budynku - prawdopodobieństwo małe, nikt by nie chciał, ale lepiej go mieć nie używanego, niż nie mieć uziemienia na wypadek tego momentu. Otodox napisał(a): Tak że uważam, że tłumaczenie się obawą rozpadu raczej odpada. Rozpad związku wliczony w cenę życia jest wg mnie o wiele uczciwszą formą, nawet wobec siebie. Być może w tych okolicznościach to rozwiązania formalne (też kościelne) nie do końca odzwierciedlają rzeczywistość i oczekiwania jednostek? Ludzie chcą mieć prawo do szczęścia i w nie-pierwszych związkach, a my tu ciągle starą, ubitą drogą idziemy, gdzie wdowy mają najwięcej i wiedzy i wolności  To nie do końca fajna droga, a w pewnych sytuacjach obarczona ... hm... dużym ryzykiem 
|
Pn maja 19, 2014 22:48 |
|
 |
Otodox
Dołączył(a): Pn mar 03, 2014 16:14 Posty: 240 Lokalizacja: nieciekawa
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Breta napisał(a): Unieważnienia są w moim otoczeniu traktowane.... z dużą rezerwą. To ta sama kwestia, która pojawiła się i wcześniej - bardziej rozważnego i przemyślanego podejścia do kwestii sakramentalnego małżeństwa. Bardzo chciałaby wierzyć w to, że każdy przypadek "unieważnienia" jest taki wyjątkowy i w ogóle, ale niestety praktyka, doświadczenia i rozmowy z ludźmi bardziej mi wskazują na rodzaj wytrychu. Niedojrzałość psychiczną to na dobrą sprawę każdy może wyciągnąć, tak samo pewne kwestie nieświadomości. A w papierach czysto. Mój znajomy z dawnych czasów, wykorzystał możliwości kształcenia się w Polsce również w zakresie prawa kanonicznego i zyskał już pewną renomę w zakresie takich spraw. Nie wiem wszystkiego, bo to by było nieetyczne z jego strony, ale to co wiem w zupełności mi wystarcza. Spraw zwykle ma na 2-3 lata do przodu - nie wszystkie dochodzą do skutku (z tego co wiem jest to człowiek bezpośrednio szczery i czasem wprost informuje jak trudne i jak kłamliwe będzie wydobycie decyzji o unieważnieniu od stosownego sądu), spora część jednak też zostaje rozpatrzona negatywnie. Moi znajomi uważają, że większość unieważnień o których słyszą, byłoby poniżej ich godności. Są pewne granice mentalnej i emocjonalnej prostutucji (a czasem to nawet gorzej, znam przypadek młodego człowieka, który pragnął unieważnienia - w papierach miał dużo, ale prywatnie mi się przyznał, że żona się zmieniła, a on by chciał taką "prawdziwą kobietę" i to jej wina, oszukała go, zataiła przed owym młodzieniaszkiem, że nie gardzi feminizmem ( i wszyztsko w pakiecie jak się łatwo domyślić);-) - ta sprawa na szczęście nie dotarła nawet do sądu biskupiego, tylko została na etapie dokumentacji).
Tylko dla przypomnienia, masz oczywiście na myśli stwierdzenie nieważności małżeństwa (SNM) czyli które nigdy nie było ważne z pewnych względów, a nie unieważnienie (było ważne a już nie jest). Sprawa uznania nieważności oczywiście budzi czasem mieszane uczucia i się wcale nie dziwię. Po części mają na takie, a nie inne, postrzeganie SNM historie celebrytów które są przedstawiane w mediach. Można po takich doniesieniach odnieść wrażenie, że pewni ludzie mogą praktycznie wszystko, nawet w majestacie prawa kanonicznego "oszukać" Boga. I do tego krążące opowieści, że wszystko jest kwestią znajomości i pieniędzy. Pewnie czasem się i tak zdarza, ale sądzę że we większości przypadków skarga powodowa rozpatrywana jest uczciwie a wyrok jest sprawiedliwy i zgodny z wolą Bożą. Niedojrzałość do małżeństwa jest najczęstszym powodem orzekania o nieważności, a żeby było zabawniej, to przeważnie niedojrzałość powoda/powódki.  Czyli, im gorzej na siebie nagadam, tym większe prawdopodobieństwo osiągnięcia celu. Trochę to dziwne, i zupełnie inne niż w procesie rozwodowym cywilnym. Osoby składające zeznania przez sądem przysięgają przed Bogiem mówić prawdę i jeżeli tak jest, to sąd może sprawiedliwie wydać wyrok. Jeżeli nie będzie prawdy, to może nam się uda oszukać urząd Kościoła, ale Boga .... P.S. Osobiście bardziej do mnie przemawia zdjęcie błogosławieństwa stosowane w Kościele wschodnim, małżeństwo trwa też do śmierci (z tym że śmierć nie jest rozumiana tylko i wyłącznie dosłownie), ale to już osobny temat.
_________________ Na forach dyscyplina intelektualna jest sztuką raczej nieznaną.
|
Wt maja 20, 2014 8:33 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Otodox napisał(a): Tylko dla przypomnienia, masz oczywiście na myśli stwierdzenie nieważności małżeństwa (SNM) czyli które nigdy nie było ważne z pewnych względów, a nie unieważnienie (było ważne a już nie jest). Tak, oczywiście, piszę z rozpędu, ale mam nadzieję, że każdy rozumie o co chodzi. Mówiłam o kościelnej procedurze stwierdzenia nieważności Otodox napisał(a): Sprawa uznania nieważności oczywiście budzi czasem mieszane uczucia i się wcale nie dziwię. Po części mają na takie, a nie inne, postrzeganie SNM historie celebrytów które są przedstawiane w mediach. Można po takich doniesieniach odnieść wrażenie, że pewni ludzie mogą praktycznie wszystko, nawet w majestacie prawa kanonicznego "oszukać" Boga. I do tego krążące opowieści, że wszystko jest kwestią znajomości i pieniędzy. Pewnie czasem się i tak zdarza, ale sądzę że we większości przypadków skarga powodowa rozpatrywana jest uczciwie a wyrok jest sprawiedliwy i zgodny z wolą Bożą. Niedojrzałość do małżeństwa jest najczęstszym powodem orzekania o nieważności, a żeby było zabawniej, to przeważnie niedojrzałość powoda/powódki.  Czyli, im gorzej na siebie nagadam, tym większe prawdopodobieństwo osiągnięcia celu. Trochę to dziwne, i zupełnie inne niż w procesie rozwodowym cywilnym. Osoby składające zeznania przez sądem przysięgają przed Bogiem mówić prawdę i jeżeli tak jest, to sąd może sprawiedliwie wydać wyrok. Jeżeli nie będzie prawdy, to może nam się uda oszukać urząd Kościoła, ale Boga .... Też bym chciała widzieć wszystko jako faktyczne bardzo trudne sytuacje, ale niestety trudno mi zapomnieć o tym o czym wiem  Mnie osobiście nie przekonują pewne tłumaczenia. Co do mediów. Swego czasu na tapecie medialnej był pan, którego nie bardzo lubię  , W.C., który z panią B.P. zawarł związek małżeński w KK (ale nie konkordatowy, więc w świetle prawa nie byli małżeństwem). Teraz ów pan jest formalnym mężem pani J.N. (ale jestem na bieżąco... aż mi wstyd  ), zaś poprzednie małżeństwo zyskało miano nieważnego. Patrzę na to i oczom nie wierzę, mamy hard katola (jak się sam określa), który najpierw naciska na partnerkę, która się godzi na kościelny, ale jako strona mało zainteresowana, potem jakieś machinacje. I naprawdę nie obchodzą mnie ich sprawy łóżkowe czy inne konsumpcje. Dla mnie to trochę absurdalne tak z boku, ale może nie rozumiem środowiska... Chętnie bym podzieliła się też moją wiedzą, ale są to dane wrażliwe, więc byłoby to conajmniej nieetyczne. Otodox napisał(a): Osobiście bardziej do mnie przemawia zdjęcie błogosławieństwa stosowane w Kościele wschodnim, małżeństwo trwa też do śmierci (z tym że śmierć nie jest rozumiana tylko i wyłącznie dosłownie), ale to już osobny temat. A możesz uchylić rąbka? Muszę się przyznać do własnego lenistwa - tyle czasu mieszkałam z ludźmi, którzy aprobowali ww obrządki (prawosławie, ale ludzie z różnych stron świata, więc nie zawsze wychodził na jedno), tyle rozmów, tyle nocy przegadanych, a tej kwestii jakoś nie poruszyłam  Mógłbyś trochę napisać?
|
Wt maja 20, 2014 10:07 |
|
 |
Otodox
Dołączył(a): Pn mar 03, 2014 16:14 Posty: 240 Lokalizacja: nieciekawa
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Breta napisał(a): Otodox napisał(a): Osobiście bardziej do mnie przemawia zdjęcie błogosławieństwa stosowane w Kościele wschodnim, małżeństwo trwa też do śmierci (z tym że śmierć nie jest rozumiana tylko i wyłącznie dosłownie), ale to już osobny temat. A możesz uchylić rąbka? Muszę się przyznać do własnego lenistwa - tyle czasu mieszkałam z ludźmi, którzy aprobowali ww obrządki (prawosławie, ale ludzie z różnych stron świata, więc nie zawsze wychodził na jedno), tyle rozmów, tyle nocy przegadanych, a tej kwestii jakoś nie poruszyłam  Mógłbyś trochę napisać? Nie jestem znawcą Prawosławia wiec zapodam link do wykładu o małżeństwie link. -------------------------------------------------- Cytat z artykułu "Oni też są Kościołem" ks. Adama Błyszcza: W Kościele zachodnim, w odniesieniu do sakramentu małżeństwa, śmierć interpretuje się dosłownie (w znaczeniu fizycznym), natomiast w tradycji prawosławnej śmierci przypisuje się jej także znaczenie przenośne:moralne (kiedy małżeństwo niem ma w sobie już żadnej mocy odkupieńczej, a jego wymiar ludzki został totalnie zanegowany). -------------------------------------------------- Kwestia rozwodu w Cerkwi. Kościół udzielając „rozwodu kościelnego”—„zdejmując błogosławieństwo”— odwołuje się do wyjątku, jaki uczynił Chrystus w generalnym zakazie tej praktyki. Kościół niejednokrotnie ubolewa nad zaistnieniem rozpadu związku małżeńskiego i ogólnie rzecz ujmując postrzega rozwód jako tragiczną pomyłkę.
Zdarzają się jednak sytuacje, w których Kościół prawosławny dochodzi do przekonania, że czasami duchowe dobro chrześcijanina, naruszone w zniszczonym i właściwie nie istniejącym małżeństwie, usprawiedliwia rozwód z prawem do powtórnego małżeństwa dla jednego lub obojgu małżonków. Każdy duchowny w parafii jest obowiązany czynić wszystko, by pomóc parom małżeńskim rozwiązać ich problemy. Jeżeli to się nie uda i małżonkowie otrzymają rozwód cywilny, wówczas mogą również ubiegać się o „rozwód kościelny” w niektórych jurysdykcjach Kościoła prawosławnego.
Jurysdykcje prawosławne, które orzekają „rozwody kościelne”, żądają gruntownej oceny sytuacji i pojawienia się cywilnie rozwiedzionej pary przed lokalnym sądem kościelnym, gdzie przeprowadza się kolejne badanie. Dopiero, gdy orzeczony zostaje „rozwód kościelny” przez przewodzącego biskupa, byli małżonkowie mogą ubiegać się o kościelne pozwolenie na powtórne małżeństwo. źródło
_________________ Na forach dyscyplina intelektualna jest sztuką raczej nieznaną.
|
Wt maja 20, 2014 11:19 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Otodox napisał(a): Zdarzają się jednak sytuacje, w których Kościół prawosławny dochodzi do przekonania, że czasami duchowe dobro chrześcijanina, naruszone w zniszczonym i właściwie nie istniejącym małżeństwie, usprawiedliwia rozwód z prawem do powtórnego małżeństwa dla jednego lub obojgu małżonków. Każdy duchowny w parafii jest obowiązany czynić wszystko, by pomóc parom małżeńskim rozwiązać ich problemy. Jeżeli to się nie uda i małżonkowie otrzymają rozwód cywilny, wówczas mogą również ubiegać się o „rozwód kościelny” w niektórych jurysdykcjach Kościoła prawosławnego. Jurysdykcje prawosławne, które orzekają „rozwody kościelne”, żądają gruntownej oceny sytuacji i pojawienia się cywilnie rozwiedzionej pary przed lokalnym sądem kościelnym, gdzie przeprowadza się kolejne badanie. Dopiero, gdy orzeczony zostaje „rozwód kościelny” przez przewodzącego biskupa, byli małżonkowie mogą ubiegać się o kościelne pozwolenie na powtórne małżeństwo.[/i] źródłoTrochę dużo biurokracji i mnie osobiście nieco mierzi ten rodzaj "proszenia o zgodę", ale mierzi mnie to w ogólności w kwestiach tego typu. Ale faktycznie, wydaje mi się to chyba bardziej uczciwym postawieniem sprawy, choć każde wyznanie - ich zasady.
|
Wt maja 20, 2014 11:28 |
|
 |
Otodox
Dołączył(a): Pn mar 03, 2014 16:14 Posty: 240 Lokalizacja: nieciekawa
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Breta napisał(a): Trochę dużo biurokracji i mnie osobiście nieco mierzi ten rodzaj "proszenia o zgodę", ale mierzi mnie to w ogólności w kwestiach tego typu. Ale faktycznie, wydaje mi się to chyba bardziej uczciwym postawieniem sprawy, choć każde wyznanie - ich zasady. Skoro jest "urząd Kościoła" to i od biurokracji się nie ucieknie, czy w Kościele Wschodnim, czy Zachodnim. Nie wiem jak to faktycznie w Cerkwi wygląda pod tym względem, ale wątpię żeby było więcej biurokracji niż przy stwierdzaniu nieważności w KrK.
_________________ Na forach dyscyplina intelektualna jest sztuką raczej nieznaną.
|
Wt maja 20, 2014 11:50 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Zgadzam się. Mnie tak mierzi w ogólności, może dlatego, że do żadnego w ww nie należę i nie podlegam 
|
Wt maja 20, 2014 11:57 |
|
 |
romulus
Dołączył(a): Cz mar 13, 2008 8:19 Posty: 290
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
WIST napisał(a): mr_fuchs Oczywiście z punktu widzenia ludzi wierzących to jest zawsze strata że ktoś nie ma w sercu wiary w Boga i przez to nie bierze sakramentu,. Nie ma co się dziwić w społeczeństwie gdzie ok.60 księży deklaruje że ma stosunki z kobietami ,30 procent jest orientacji homoseksualnej daje to nam razem 90 procent i z tego 15 procent ma dzieci Czyżby ci księża nie mieli wiary w Boga.Przykład idzie z góry. A Bóg wyraźnie mówi przez natchnione słowo. 1Tym.3/1) Prawdziwa to mowa: Kto o biskupstwo się ubiega, pięknej pracy pragnie. (2) Biskup zaś ma być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, umiarkowany, przyzwoity, gościnny, dobry nauczyciel, (3) nie oddający się pijaństwu, nie zadzierzysty, lecz łagodny, nie swarliwy, nie chciwy na grosz, (4) który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości, (5) bo jeżeli ktoś nie potrafi własnym domem zarządzać, jakże będzie mógł mieć na pieczy Kościół Boży? (6) Nie może to być dopiero co nawrócony, gdyż mógłby wzbić się w pychę i popaść w potępienie diabelskie. (7) A powinien też cieszyć się dobrym imieniem u tych, którzy do nas nie należą, aby nie narazić się na zarzuty i nie popaść w sidła diabelskie.
_________________ Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie.1Tes.5.21
|
Wt maja 20, 2014 21:40 |
|
 |
kropeczka_ns
Dołączył(a): Wt mar 17, 2009 18:36 Posty: 2041
|
 Re: Rodzina tak, małżeństwo nie, dlaczego nie chcą ślubu mło
Breta. Ty porównujesz czasy sprzed 50 lat, a to nie jest tak. Ja kończyłam studia 12 lat temu. Jestem 15 lat po ślubie. To niedawno. W moim pokoleniu normalne były małżeństwa na studiach, małżeństwa w wieku powiedzmy 22-26 lat. Było nas w grupie studenckiej pod koniec 4 mężatki - wszystkie te pary są ze sobą do dzisiaj i są trwałymi małzęństwami. (na chyba 8 dziewczyn, więc połowa). Jeśli para była ze sobą i chciała być ze sobą , powaznie myślała o związku, nie czekało się latami niewiadomo na co i wcale nie było wtedy popularne życie na kocią łapę. I to w dużym mieście w którym studiowałam, nie mówię o mniejszych miastach. Dziewczyny mojego pokolenia majace teraz 35-40 lat wychodziły jeszcze za mąż w wieku prawie wszystkie poniżej 30 tki, nieraz poniżej 25 lat. Wśród wielu moich przyjaciół i znajomych z tamtego okresu do tej pory rozpadły się odpukać, niech policzę... 3 małżeństwa. Tzn jedno jeszcze nie całkiem, dwa wzięły rozwód. To o czym piszesz dla mnie jest nie do końca wogóle zrozumiałe. Bo my jako małżeństwo wierzące wogóle nie rozumujemy w kategoriach że nam się mogą jak to określiłaś "rozejść drogi" (??????) CO? Przecież my złożyliśmy przed Bogiem przysięgę małżeńską. Całe życie pracujemy nad związkiem w kategoriach wiary, to jest absolutny priorytet. Jeździmy na rekolekcje, chodzimy do wspólnoty małżeństw, każdy problem (bo były, pewnie, niejeden) staramy się rozwiązać w oparciu o modlitwę i rozmowę ze sobą. Nie jesteśmy związkiem idealnym, mamy różne swoje takie czy inne kłopoty. Ale nie bierzemy wogóle pod uwagę takiej opcji że "jak nam się odniechciało albo znudziło to się rozejdziemy" . Kosmos dla mnie. Małżeństwo rozumiem w kategoriach zobowiązania świadomie podjętego na całe życie, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami.
_________________ Ania
|
Śr maja 21, 2014 9:14 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|