Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Autor |
Wiadomość |
aquarella
Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35 Posty: 100
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Fuchs napisał(a): Małżonkowie (czyli Twój mąż i Ty) nie powinni nawzajem podważać swojego autorytetu. Ale jest niemożliwe, żeby dzieci przez kilkanaście lat nie dowiedziały się o ateizmie swojego ojca! Tak, wiem. I jak to pogodzić? Cytuj: Napisałaś, że poczuł się zdominowany. Może tu tkwi przyczyna? Na pewno i to już było przedyskutowane. Pytanie, jak z tego wszystkiego teraz wyjść, nie tracąc jednocześnie czegoś bardzo istotnego w kwestii wiary przyszłych dzieci. Cytuj: Porozmawiaj z nim dlaczego ateizm przemawia do niego. I zadaj sobie samej też pytanie: co fascynuje mnie w chreścijaństwie? Dlaczego wierzę? Ale do czego to ma doprowadzić? Dyskutowaliśmy o tym w początkach narzeczeństwa. Żadne z nas nie zmieniło stanowiska. Co to ma teraz pomóc? Cytuj: Na początek znajdźcie wspólne zasady dla chrzescijanstwa i ateizmu. Jest ich wiele na przyklad szacunek, milosc, wiernosc, itp. Dla dzieci bedziecie calym swiatem, dlatego nie mozecie zwalczac sie. Nie mamy problemu z tym, czy uczyć miłości i wierności. Mamy problem z tym, co powiedzieć dziecku w kwestiach Boga, Jezusa, zbawienia itd. Cytuj: Ty naprawdę nie rozumiesz skąd to się bierze?? nie umiesz domyślić się, że gdy ktoś w bardzo nachalny sposób próbuje cię do czegoś namówić, tym ostrzej reagujesz? Ja już rozumiem, skąd się to bierze, pytanie brzmi: co dalej? Z powodu niesnasnek na początku małżeństwa mam do końca życia mu odpuścić i mamy żyć po jego woli, dzieci nie ochrzcić, bo on biedny został przez żonę zdominowany w pierwsze Święta? Proszę o rady na przyszłość teraz, nie o dijagnozę przeszłości, bo to już zrobione.
|
N lut 20, 2011 15:52 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Cytuj: Nie mamy problemu z tym, czy uczyć miłości i wierności. Mamy problem z tym, co powiedzieć dziecku w kwestiach Boga, Jezusa, zbawienia itd. Ty powiesz, że wierzysz w Boga, a on powie, że nie wierzy. Ty opowiesz dzieciom o Jezusie, Maryi, itd, a on opowie o ważnych sprawach z jego punktu widzenia. Proste? Cytuj: Ja już rozumiem, skąd się to bierze, pytanie brzmi: co dalej? Z powodu niesnasnek na początku małżeństwa mam do końca życia mu odpuścić i mamy żyć po jego woli, dzieci nie ochrzcić, bo on biedny został przez żonę zdominowany w pierwsze Święta? Proszę o rady na przyszłość teraz, nie o dijagnozę przeszłości, bo to już zrobione. Co to znaczy odpuścić? Chcesz nadal go nękać razem ze swoimi rodzicami? Módl się za niego, chodź na msze i to wystarczy. Dzieci możesz ochrzcić, bo sama tak napisałaś kilka postów wcześniej. Katecheza zacznie się przy dobrych wiatrach dopiero za parę ładnych lat, więc nie ma potrzeby teraz kruszyć o nią kopii. Chyba, że nie masz problemów i uwielbiasz wkurzać męża.
|
N lut 20, 2011 16:10 |
|
 |
zielona
Dołączył(a): Śr paź 19, 2005 15:25 Posty: 581
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Fuchs napisał(a): Cytuj: Nie mamy problemu z tym, czy uczyć miłości i wierności. Mamy problem z tym, co powiedzieć dziecku w kwestiach Boga, Jezusa, zbawienia itd. Ty powiesz, że wierzysz w Boga, a on powie, że nie wierzy. Ty opowiesz dzieciom o Jezusie, Maryi, itd, a on opowie o ważnych sprawach z jego punktu widzenia. Proste? Aquarella, tak właśnie było u nas. Ty chyba masz inne rozumienie słowa "nie przeszkadzać". Mój Tatuś nie chował się ze swoim ateizmem - mówił o nim otwarcie zawsze, a kiedy byłyśmy tylko pod jego opieką (Mamusia wyjechała), nie zabraniał nam iść do kościoła w niedzielę, ale jeśli nie chciałyśmy iść - pozwalał zostać w domu (z nieukrywaną radością). Myślę, że to była kwestia dogadania się między moimi rodzicami. A Tatuś też jest z tych wojujących. Ale dla nas to było po prostu normalne. Nie miałyśmy żadnego mętliku. Nawet wręcz przeciwnie - naprawdę odbieram to jako wartość, bo przez całe życie widziałam, że jeśli ktoś wierzy, to postępuje w określony sposób, a jeśli nie chce w ten sposób postępować, to droga wolna, nikt go na siłę w Kościele nie trzyma. Dlatego nigdy nie rozumiałam zjawiska "niedzielnych katolików", katolików kulturowych, nominalnych. Wiara jest dla mnie żywym duchowym aktem wyboru, a nie częścią tradycji narodowo-kulturowej. Pewnie m. in. dzięki temu nie czuję presji moralności katolickiej ( jakim prawem Kościół mi np. zagląda pod kołdrę!!!) - bo dokonałam wyboru, a jeśli jakoś zmienią mi się poglądy (czego nie podejrzewam, ale na tyle znam siebie, na ile nas sprawdzono), to wiem, że mam WOLNOŚĆ. To daje świetne poczucie tego, że nie robię nic wbrew sobie. I myślę, że to jest jeden z owoców "pluralizmu religijnego" mojej rodziny. A co dalej? Jedyne, co mi przychodzi do głowy: okazać mężowi szacunek, szacunek do tego, co dla niego ważne. To jest po prostu słuszna i konieczna rzecz w każdym małżeństwie - nie tylko Twoim. Jeśli on poczuje, że nie musi walczyć o swoje, bo nikt mu nie zagraża - to przestanie walczyć.
|
Pn lut 21, 2011 7:49 |
|
|
|
 |
aquarella
Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35 Posty: 100
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Fuchs napisał(a): Ty powiesz, że wierzysz w Boga, a on powie, że nie wierzy. Ty opowiesz dzieciom o Jezusie, Maryi, itd, a on opowie o ważnych sprawach z jego punktu widzenia. Proste? A dziecko zapyta "co jest prawdą?", a ja mu na to "to, co ja mówię", tata "nie, to, co ja mówię" i dalej będzie tak głupie, jak było... Problem polega na tym, że aby nie mącić dziecku za dużo, musiałabym przedstawiać mu moją wiarę jako zaledwie jedną z opcji, wcale nie obowiązkową, ot taką sobie religię, w którą możesz wierzyć albo i nie, jak twój tatuś. Nie jako Prawdę i drogę do Zbawienia. Cytuj: Katecheza zacznie się przy dobrych wiatrach dopiero za parę ładnych lat, więc nie ma potrzeby teraz kruszyć o nią kopii. Chyba, że nie masz problemów i uwielbiasz wkurzać męża. Taaa, a jak za kilka lat temat wróci, to mi jakiś mądrala napisze "trzeba było omówić to z mężem wcześniej". Tak wychodzi, na moje oko, że nie ma jednego dobrego momentu, żeby takie rzeczy ustalić. Za wvcześnie - ktoś może zmienić zdanie, jak mój mąż. Za późno - no to właśnie jest za późno. Cytuj: nie zabraniał nam iść do kościoła w niedzielę, ale jeśli nie chciałyśmy iść - pozwalał zostać w domu (z nieukrywaną radością) No i jak ma dziecko się nauczyć, że coś powinno robić, skoro mamusia każe A, a tatuś pozwala na B? Przecie to krecia robota ojca, żeby pdważyć wszystko, o czym matka mówi. Cytuj: okazać mężowi szacunek, szacunek do tego, co dla niego ważne A jeśli ważne jest dla niego, żeby uchronić dzieci przed "indoktrynancją religijną"?
|
Pn lut 21, 2011 16:11 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Cytuj: A dziecko zapyta "co jest prawdą?", a ja mu na to "to, co ja mówię", tata "nie, to, co ja mówię" i dalej będzie tak głupie, jak było... Problem polega na tym, że aby nie mącić dziecku za dużo, musiałabym przedstawiać mu moją wiarę jako zaledwie jedną z opcji, wcale nie obowiązkową, ot taką sobie religię, w którą możesz wierzyć albo i nie, jak twój tatuś. Nie jako Prawdę i drogę do Zbawienia. A jak dziecko w szkole spotka nauczyciela ateistę i antyklerykała, który przytoczy wszystkie przestępstwa ludzi związanych z Kościołem i pod wpływem tego Two dziecko zostanie ateistą, to co zrobisz? Nie chce mi się już więcej pisać, bo mam wrażenie, że  . Przeczytaj jeszcze raz wszystkie posty z tego wątku. Może coś się rozjaśni.
|
Pn lut 21, 2011 16:19 |
|
|
|
 |
Rojza Genendel
Dołączył(a): Cz lip 26, 2007 17:46 Posty: 2030
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a): No i jak ma dziecko się nauczyć, że coś powinno robić, skoro mamusia każe A, a tatuś pozwala na B? Dziewczyno, tak będzie z tysiącem innych spraw. Mamusia nie pozwala jeść słodyczy, a tatuś kupuje czekoladki. Tatuś każe czytać lekturę a mamusia wzrusza ramionami i puszcza ekranizację.
_________________ Jestem panteistką. "Nasze ciała są zbudowane z pyłu pochodzącego z gwiazd (...) Jesteśmy dziećmi gwiazd, a gwiazdy są naszym domem. Może właśnie dlatego zachwycamy się gwiazdami i Drogą Mleczną." (Carl Sagan)
|
Pn lut 21, 2011 16:57 |
|
 |
aquarella
Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35 Posty: 100
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Jak się ma do wyboru lekturę albo ekranizację, to wiadomo, że 90% dzieci wybierze ekranizację. Nie chcę wychować małych ateistów tylko dlatego, że mój mąż musi się na mnie odegrać za kilka kłótni na początku małżeństwa.
|
Pn lut 21, 2011 23:15 |
|
 |
MeneMeneTekelUpharsin
Dołączył(a): Śr kwi 01, 2009 19:33 Posty: 624
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a): Nie chcę wychować małych ateistów tylko dlatego, że mój mąż musi się na mnie odegrać za kilka kłótni na początku małżeństwa. A ty znowu to samo. Po prostu nie dociera do Ciebie że ktoś może myśleć inaczej. Dla Ciebie ateizm męża to takie " na złość mamie odmrożę sobie uszy" jak robią małe dzieci... Prosta porada. Zapomnij o temacie na 2 lata. Uprawiaj z mężem seks codziennie, gotuj mu pyszne potrawy, jedźcie nad ciepłe morze. Na bank minie mu ochota żeby się z Tobą kłócić... Poza tym, kto widział dzieci-ateistów w wieku szkolnym ? Jak cała klasa idzie na religię to i Wasze dzieci będą chciały tam iść żeby nie czuć się izolowane od grupy. Swoją drogą, bardzo odpowiedzialny ten ksiądz który przygotowywał Was (Ciebie ?) do małżeństwa, że nie zainteresował się omówieniem i sprecyzowaniem tak ważnych spraw jak katolickie wychowanie dziecka. No ale dokumenty w komplecie, formularzyk od NPR wypełniony, pytania odbębnione, więc spoko...
|
Wt lut 22, 2011 8:31 |
|
 |
zielona
Dołączył(a): Śr paź 19, 2005 15:25 Posty: 581
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Aquarello, czy Ty przeczytałaś całość mojej wypowiedzi, czy szukasz tylko tego, co potwierdzi Twoje obawy? Chciałam powiedzieć, że w kwestii mojego wychowania w wierze też nie było idealnie (choć było nieźle), ale dostałam dzięki temu coś o większego: ŚWIADOMY I WOLNY WYBÓR. Małe dziecko nie pyta, co jest prawdą. Dla niego prawdą jest zarówno to, co mówi mama, jak i to, co mówi tata. Do pewnego momentu ten pluralizm będzie dla niego czymś ZUPEŁNIE naturalnym, bo nie będzie znało innego świata poza Wami. A kiedy zacznie pytać, zastanawiać się, dostanie od Was coś bezcennego: od najmłodszych lat będzie zmuszone do tego, żeby szukać, nie będzie miało prostych (zbyt prostych) odpowiedzi. Bo przecież kto z nas zna PRAWDĘ? Aquarello - my przecież tylko (i aż) wierzymy, że nasza wiara jest prawdziwa, tylko (i aż) mamy nadzieję na spełnienie obietnic, które za nią idą. Nie mamy pewności. I tak samo możesz powiedzieć dziecku - mama głęboko wierzy, że wiara jest prawdą, tata wierzy inaczej. I wtedy będzie miejsce na Twoje świadectwo: jeśli pokażesz dziecku wiarę jako zbiór niezrozumiałych i bezsensownych zasad, które nic nie dają - nie dziw się, że wybierze "ekranizację" (na marginesie - ja byłam dzieckiem, które wolało książkę niż film  ). Jeśli zaś będzie widziało Twoją wiarę jako żywą, wartościową, wnoszącą do życia nieprzebrane bogactwa i przede wszystkim będącą źródłem Miłości - jest duża szansa, że właśnie za tym pójdzie. I tu jest miejsce na Twoją rolę. Ta rola jest miliard razy ważniejsza niż udział w katechezie. Aha - jeszcze jedno - dziecko nie jest mechaniczną zabawką, którą możecie zaprogramować według własnych ustaleń. Ono też myśli i dokonuje własnych wyborów. Może być tak, że wychowanie przez rodziców w wierze jest idealne, a dziecko i tak wybierze coś innego. Bo jest wolne. PS "A krecia robota ojca" - skutkowała u nas tym, że my intuicyjnie wyczuwałyśmy, że on postępuje nie tak, jak powinien, że my nie idąc do kościoła postępujemy nie tak, jak powinnyśmy i budziło to tym większy szacunek dla Mamusi i dla wartości wyznawanych przez nią. To było oczywiście intuicyjne i podświadome, nie powiedziałybyśmy tego wtedy na głos, dopiero teraz to widzę. Aquarello, zaufaj, Bóg nawet ze zła potrafi wyprowadzić dobro. I czasem nawet zaskoczyć nas rozmiarem tego dobra. A Twoim zadaniem teraz jest wypełnienie przysięgi małżeńskiej (miłość, wierność, uczciwość, oraz że Cię nie opuszczę - że przez całe życie będę Ci towarzyszyć, również w wymiarze duchowym i psychicznym) - tylko i aż tyle 
|
Wt lut 22, 2011 13:52 |
|
 |
gadkaszmatka
Dołączył(a): N lis 07, 2010 13:35 Posty: 128
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Aquarella, mysle, ze powinnas sobie przesluchac te wyklady z przygotowan do malzenstwa : http://www.wodazycia.pl/Po lewej stronie pod 'aktualnosciami' masz 'nagrania audio' Wybierasz 'milosc, narzeczenstwo'- jest tam 17 nagranych spotkan - sama jestem juz na 10tym, nie ze wszystkim sie zgadzam, ale w bardzo wielu rzeczach maja racje (madre malzenstwo z wieloletnim stazem to prowadzi). Wiem, ze jestescie juz malzenstwem, a to jest to narzeczonych, ale mysle, ze nie jest za pozno, zeby sie pewnych rzeczy nauczyc. Ja osobiscie sobie puszczam jak cos w domu robie, takze nie zajmuje mi to za duzo czasu. Moj chlopak nie slucha, ale mnie samej to wiele daje, a moze jeszcze go jakos przekonam, zobaczymy  ) Pozdrawiam!
|
Cz lut 24, 2011 19:06 |
|
 |
ulsulka
Dołączył(a): N lut 27, 2011 12:55 Posty: 32
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Wszystko opiera się na tolerancji, zarówno tolerancji chrześcijanina do ateisty i odwrotnie. Nakłanianie i zachęcanie, albo przymuszanie raczej nie pomoże w przekonywaniu ateisty do zmiany poglądów, działa w obie strony. Podejrzewam, że mąż nie nakłania cię do wiary w jego przekonania.
Mnie jako ateistce w ogóle nie przeszkadza taka rodzinna wigilijka i święta. Jak chcę zjeść mięso, szynkę itp, to sobie sama przygotuję, lecz zazwyczaj robię to tak, aby nie przeszkadzać innym (a dodam, że jest nas piątka i tylko ja jestem ateistką). Co do nakłaniania mnie do postu wydaje mi się, że to już indywidualna sprawa, a niech sobie je mięso, ale niech go sobie sam przyrządzi. Mnie tam w ogóle nie przeszkadza, że moja rodzina nie je mięsa w wigilię, raz w roku głowy mi nie urwie jak nie zjem mięsa w wigilię, co mi szkodzi? Poza tym jest tyle różnych potraw, że nie da się wszystkiego zjeść. Na pasterce też byłam cztery lata temu, z ciekawości, fajnie tak wyjść przed północą i sobie popatrzyć jak wszystko ładnie w święta wygląda, sama radość. Widocznie to kwestia chęci.
Swoją drogą, gdy wiesz, że nie będzie cię w domu podczas koędy, w parafi do której uczęszczają moi bliscy jest tak, że wizytę można przełożyć na jakiś inny termin i po problemie. A męża olać. Po co się aż tak zadręczać i przejmować, tracić nerwy a może zdrowie?
W sprawie chrztu, moim zdaniem logiczne powinno być nauczenie dziecka argumentów za i przeciw każdej waszej religi czy przekonaniu i pozostawić dziecku własny wybór, to jedyne pokojowe rozwiązanie, zmuszanie do wiary jest złe.
|
Cz mar 03, 2011 13:51 |
|
 |
coccinelle
Dołączył(a): Pt paź 08, 2010 12:15 Posty: 15
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Przepraszam bardzo.. ale czy Wy wierzycie w Boga? aquarello: myślę, że będąc na Twoim miejscu, miałabym taki sam problem. Zastanawiam się jak to jest nie mieć Świąt, nie chodzić do kościoła, wstydzić się uklęknąć wieczorem przy łóżku. Zastanawiam się, dlaczego to wszystko miałoby zniknąć, bo świat idzie w złym kierunku? Bo człowiek, z którym wiążemy życie ma inne poglądy? Może za mało w nas odwagi... Nie wyobrażam sobie Świąt bez rodzinnego śpiewania kolęd. W mojej rodzinie zawsze była muzyka i zawsze będzie. Może teraz patrzę oczyma nastolatki, ale wiem, że inaczej bym nie potrafiła. Zostałam wychowana z Bogiem. Środowisko z czasem mnie od Niego oddalało i oddala nadal... Ale mimo wszystkiego wiem, że sie nie poddam. Wiara jest ciężka. Niezrozumiała dla ludzi, którzy nie wierzą. Dla nich wszytko jest proste i banalne. Brak im ograniczeń, dystansu, brak zasad... Wiara uczy, poprzez przykazania, post, pokutę. Uczy cierpliwości, zobowiązań, pewnych wyrzeczeń... aquarello, albo Ty go zmienisz, albo on Ciebie. Wybieraj. I módl się. On Ci pomoże. Mnie pomógł  Nie poddawaj się. Rozmawiaj z nim aż do skutku. Powiedz, że to dla Ciebie ważne... Trzymam kciuki;)
_________________ pozwól mi spróbować jeszcze raz niepewność mą wyleczyć, wyleczyć mi za pychę i kłamstwa, same nałogi za wszystko co związane z tym za świństwa duże i małe za mą niewiarę...
|
N mar 06, 2011 21:32 |
|
 |
MeneMeneTekelUpharsin
Dołączył(a): Śr kwi 01, 2009 19:33 Posty: 624
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
coccinelle napisał(a): Zastanawiam się jak to jest nie mieć Świąt, nie chodzić do kościoła, wstydzić się uklęknąć wieczorem przy łóżku. Zastanawiam się, dlaczego to wszystko miałoby zniknąć, bo świat idzie w złym kierunku? Bo człowiek, z którym wiążemy życie ma inne poglądy? Mąż Aquarelli wcale tego od niej nie wymaga. coccinelle napisał(a): aquarello, albo Ty go zmienisz, albo on Ciebie. Wybieraj. Bzdura. Można żyć w tolerancji i wzajemnym szacunku. Tylko trzeba włożyć minimalny wysiłek w próbę zrozumienia drugiej osoby, spojrzenia na świat jej oczami, do czego Aquarella najwidoczniej nie jest zdolna. coccinelle napisał(a): Rozmawiaj z nim aż do skutku. Powiedz, że to dla Ciebie ważne... Taaa, powtarzanie w kółko zniecierpliwionemu mężowi żeby grzecznie zaczął chodzić do kościółka na pewno przyniesie fantastyczny rezultat...
|
N mar 06, 2011 22:39 |
|
 |
Elbrus
Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07 Posty: 8229
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
coccinelle napisał(a): Nie wyobrażam sobie Świąt bez rodzinnego śpiewania kolęd. To już sprawa twojej wyobraźni i twojej rodziny. coccinelle napisał(a): Wiara jest ciężka. Niezrozumiała dla ludzi, którzy nie wierzą. Czasem niezrozumiała, czasem zrozumiała. coccinelle napisał(a): Dla nich wszytko jest proste i banalne. Brak im ograniczeń, dystansu, brak zasad... Z taką właśnie otwartością powinno się rozmawiać z niewierzącym małżonkiem (mężu: choć nie masz zasad, to ja i tak cię kocham, bo wierzę, że twoje upośledzenie duchowe zostanie uleczone). coccinelle napisał(a): Wiara uczy, poprzez przykazania, post, pokutę. Uczy cierpliwości, zobowiązań, pewnych wyrzeczeń... Uczy cierpliwości i wyrzeczeń... ale niech no tylko ktoś będzie zatwardziałym bezbożnikiem, to... ! coccinelle napisał(a): aquarello, albo Ty go zmienisz, albo on Ciebie. Wybieraj. Boże - broń nas od twoich fanatycznych apostołów.
_________________ The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him. (Proverbs 18:17)
Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna. (Weatherby Swann)
Ciemny lut to skupi. (Bardzo Wielki Elektronik)
|
N mar 06, 2011 23:07 |
|
 |
aquarella
Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35 Posty: 100
|
 Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
coccinelle napisał(a): aquarello: myślę, że będąc na Twoim miejscu, miałabym taki sam problem. Zastanawiam się jak to jest nie mieć Świąt, nie chodzić do kościoła, wstydzić się uklęknąć wieczorem przy łóżku. Chyba trochę dramatyzujesz, Święta się odbyły przecież. Do kościoła chodzę, a klękać się nie wstydzę (nie robię tego przy mężu - on wychodzi do innego pokoju, żeby mi nie przeszkadzać). Cytuj: Nie wyobrażam sobie Świąt bez rodzinnego śpiewania kolęd. Ja też sobie nie wyobrażałam, ale życie zweryfikowało moje wyobrażenia, jak widać po tym wątku. Cytuj: Wiara jest ciężka. Niezrozumiała dla ludzi, którzy nie wierzą. Dla nich wszytko jest proste i banalne. Brak im ograniczeń, dystansu, brak zasad... Przepraszam najmocniej, ale mój mąż jest bardzo porządnym, uczciwym człowiekiem, który ciężko pracuje na mnie i na nasz wspólny dom i nie pozwolę nikomu opowiadać, że to jest człowiek bez zasad!!! Owszem, brakuje mu wiary, ale to nie przekreśla innych jego przymiotów. Być może masz rację, że on tej wiary nie rozumie. Ale też ja nie rozumiem jego niewiary, co wyszło boleśnie podczas ostatnich Świąt. I nie wydaje mi się, żeby wszystko było proste i banalne, bo jak ateista chce żyć z katolikiem, to napotyka całą masę trudności, co widać bardzo na naszym przykładzie... Cytuj: Wiara uczy, poprzez przykazania, post, pokutę. Uczy cierpliwości, zobowiązań, pewnych wyrzeczeń...
Sugerujesz, że jak ktoś nie wierzy, to nie jest cierpliwy, nie umie podjąć zobowiązań ani wyrzeczeń? To jak wytłumaczysz fakt, że on czekał na mnie do ślubu, że zaakceptował wiele moich warunków, które być może innego by odstraszyły? To nie były jego zasady, a jednak nigdy się nie skarżył, że seks tylko w niektóre dni (a jak się dużo pracuje, to jest na co narzekać, bo nie zawsze się da nawet w te "dowzolone" dni) albo że nie chciałam z nim mieszkać przed ślubem. Pewnie teraz to zabrzmi okropnie, ale jak borykam się z tyloma problemami teraz to czasem myślę (Boże, przebacz), że może wspólne mieszkanie ujawniłoby pewne problemy przed zawarciem sakramentu. A na pewno, gdyby np. moi rodzice postanowili zaprosić narzeczonego córki chociaż raz na Wigilię, a nie tak jak było, że oni powiedzieli, że zaproszą tylko zięcia, a narzeczony to dziś ten, jutro tamten, a Wigilia jest dla rodziny. Cytuj: aquarello, albo Ty go zmienisz, albo on Ciebie. Wybieraj. Tak, wydawało mi się na początku, że ja go zmienię. Że jak się pomodlę, a on ze mną, to Duch św. do niego też przyjdzie i Łaska na niego spłynie tak jak na mnie. Rodzina mówiła mi to, co Ty - pracuj nad nim, on się zmieni. i wiesz co? Doprowadziło mnie to do poważnego konfliktu, w obecnej chwili mój mąż siedzi na stronach o apostazji i chce tego dokonać, bo jak twierdzi, chce w sposób ostateczny uciąć dyskusje o swoim rzekomym nawróceniu. Nie masz pojhęcia, jak mi okropnie przykro. Ale nie chcę już z nim walczyć. Mogę mu tylko podawać argumenty przeciw. Jednak im bardziej wczytuję się w temat, tym bardziej widzę, że to kolejna sprawa, w której nic nie jest banalne i proste. Podobno apostazja to tylko taki wytrych, co ma oszukać ateistów, że wolno im odejść, a naprawdę wcale tak nie jest. Jak mu to powiem, to chyba już straci resztki szacunku do mojej wiary, a ja nie będę umiała nawet nic mu na to odpowiedzieć. Im bardziej chcemy kogoś na siłę zatrzymać, zmienić, tym bardziej ten ktoś się wymyka, odsuwa. Przekonałam się o tym bardzo gorzko. Nie chcę już nic psuć - niech robi, co chce. Cytuj: Nie poddawaj się. Rozmawiaj z nim aż do skutku. Powiedz, że to dla Ciebie ważne... Tak, nie raz mu powiedziałam, że to dla mnie ważne. Różne rzeczy. Zapytał, czy jego uczucia nie są dla mnie ważne, czy jego myśli nie są dla mnie ważne, czy ważne jest dla mnie tylko to, żeby był taki jak ja czy też ważny jest on sam, taki jaki jest. Nie oszukujmy się, przed ołtarzem bierzemy sobie małżonka takiego, jakim jest i nie mamy prawa stawiać warunków "akceptuję cię, o ile będziesz...". Teraz co? Pójdę i mu powiem "nie dokonuj apostazji, bo to dla mnie ważne" A gdyby on powiedział "oddaj mi się przed ślubem, bo to dla mnie ważne? Nie chrzcijmy dzieci, bo to dla mnie ważne? Przestań się modlić, bo to dla mnie ważne? Co byś na moim miejscu odpowiedziała? Pewnie zaraz mi ktoś napiszę, że tracę wiarę w moc modlitwy, w działanie Ducha św., ale ja naprawdę jestem zmęczona już tą sytuacją, a najbardziej tym, że sama ją zaogniłam, może nie doprowadziłam, bo przecież nie jest ateistą przeze mnie, ale wiem, że go zraziłam, chociaż wydawało mi się, że idę za wskazówkami miłości i zbawienia. Pisałam wam o moim przyjacielu i jego żonie ateistce? Rozmawiałam z nią ostatnio przy okazji wspólnej imprezy. Wiecie co robiła, żeby mąż przestał się modlić, spowiadać i chodzić do kościoła? Nic. Kompletnie nic. Gdyby cokolwiek zrobiła, tym gorliwiej by się modlił. Wolała poczekać, aż sam zobojętnięje. Nie trwało to długo. Może i jego błąd. Ale ona miała tyle rozumu, żeby nie wywoływać wojny w domu, nie zmieniać go. Tak, pewnie to i szkoda, bo może wtedy by otrzeźwiał. Mnie zabrakło tego rozsądku. Muszę przyznać, że wielu z was miało rację. Sytuacja potoczyła się tak, jak mi pisaliście. Ale ja nie słuchałam, myślałam, że taka mądra jestem. Nie zależy mi już na tym, żeby wymuszać na nim obietnice ochrzczenia dzieci czy wychowania religijnego. Chcę tylko, żeby było jak kiedyś, żeby ta sprawa nie stała ością w gardle między nami. PS. Znalazłam ostatnio taką stronę http://www.wiatr.media.pl/naucz/jarzmo1.htmlMoże efekt nieodpowiedzialnego szukania w internecie (wpisałam "jak żyć z niewierzącym" czy coś takiego), może znak od Boga? Popłakałam się, czytając to. A gdzie św Paweł i nauczanie o tym, jak niewierzącego małżonka uświęca jego żona? Jak mam wybierać między Bogiem a miłością, skoro to Bóg jest miłością?
|
N mar 06, 2011 23:13 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|