Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N paź 05, 2025 11:04



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 369 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21 ... 25  Następna strona
 Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy? 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25
Posty: 975
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Określenie "religia" faktycznie nie do końca pasuje. Ale ateizm to też wiara. W coś, czego nie da się sprawdzić, ani udowodnić. Ty wierzysz w brak Boga, my w Jego istnienie, Ty wierzysz, że po śmierci znikamy, my, że coś tam jednak jest. Jedna z tych grup się myli. Nie bądź taki pewny, że akurat nasza...


Pn kwi 18, 2011 19:30
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17
Posty: 8674
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Nie rozumiem, skąd ludziom na tym forum (nie wiem, jak na innych) wziął się pomysł, że brak wiary to jakaś wiara. Jest nieskończona ilość rzeczy, w które się nie wierzy, obojętnie czy ktoś jest religijny czy nie. No i co z tego?

_________________
Don't tell me there's no hope at all
Together we stand, divided we fall

~ Pink Floyd, "Hey you"


Pn kwi 18, 2011 19:51
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 03, 2006 17:17
Posty: 1479
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Soul33 napisał(a):
Nie rozumiem, skąd ludziom na tym forum (nie wiem, jak na innych) wziął się pomysł, że brak wiary to jakaś wiara. Jest nieskończona ilość rzeczy, w które się nie wierzy, obojętnie czy ktoś jest religijny czy nie. No i co z tego?

Według mnie jest to forma obrony. "Niemożliwe, że ludzie są inni od nas... przecież musimy mieć rację. oni na pewno też wierzą, tylko inaczej! No bo jak to!"

EDIT: sorki za offtop. Przez te wszystkie lata nie zdołałem soę jeszcze uodpornić na prowokację, bądź zwykły brak wiedzy.

_________________
"Mówią, że niepełna wiedza jest rzeczą niebezpieczną, ale jednak nie tak złą, jak całkowita ignorancja."
T. Pratchett


Pn kwi 18, 2011 20:08
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25
Posty: 975
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Wiem, że Wam to nie pasuje, ale faktu nie zmienicie. Ateizm to brak wiary w Boga, ale jak najbardziej wiara w słuszność pewnego światopoglądu. Czyż nie? Wy to wiecie (a jeśli tak, to na jakiej podstawie, przecież niczego nie udowodniliście), czy w to wierzycie?


Wt kwi 19, 2011 9:09
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr gru 16, 2009 11:42
Posty: 45
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
agvis napisał(a):
Wiem, że Wam to nie pasuje, ale faktu nie zmienicie. Ateizm to brak wiary w Boga, ale jak najbardziej wiara w słuszność pewnego światopoglądu. Czyż nie?

Wiara w słuszność swoich przekonań, a wiara religijna typu: cześć jak błąkałem się po pustyni to gadał do mnie sam Jahwe, macie mi uwierzyć, bo inaczej macie przerąbane, nie są tożsame.
Ludzie wierzący (w sensie religijnym) często wrzucają to do jednego worka aby dowieść swoich racji.

agvis napisał(a):
Wy to wiecie (a jeśli tak, to na jakiej podstawie, przecież niczego nie udowodniliście), czy w to wierzycie?

Tak, wiem że Bóg nie istnieje, bo przedstawiane dowody na jego istnienie są ze sobą sprzeczne. Oczywiście można tu się bawić i konstruować Boga na wiele sposobów i korzystać na przykład z koncepcji Boga-zapchajdziury, ale to tylko prowadzi do większych absurdów.


Wt kwi 19, 2011 11:20
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25
Posty: 975
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Vento, przemyśl jeszcze raz to, co powiedziałeś. Tak na logikę i sens.


Wt kwi 19, 2011 12:01
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr gru 16, 2009 11:42
Posty: 45
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Co konkretnie masz na myśli?


Wt kwi 19, 2011 12:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25
Posty: 975
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Wiesz, że nie istnieje, bo dowody są sprzeczne. Jakie dowody? Nie ma dowodów na istnienie Boga. Jakby były, wszyscy by w Niego uwierzyli, a wiara byłaby wiedzą.

A wiara w Boga to właśnie wiara w słuszność swoich przekonań, doświadczenia, itd.


Wt kwi 19, 2011 14:45
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17
Posty: 8674
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
agvis napisał(a):
Wiem, że Wam to nie pasuje, ale faktu nie zmienicie. Ateizm to brak wiary w Boga, ale jak najbardziej wiara w słuszność pewnego światopoglądu. Czyż nie? Wy to wiecie (a jeśli tak, to na jakiej podstawie, przecież niczego nie udowodniliście), czy w to wierzycie?
Jesli o mnie chodzi to nie jestem niewierzący, tylko raczej poważnie wątpiący :) Natomiast w kwestii ateizmu masz trochę racji. Ateista zakłada, że Boga nie ma, choć tezy o jego istnieniu nie da się ani udowodnić ani obalić. Ale w zasadzie to nie ma konkretnego powodu, aby wierzyć w coś, czego nie można dowieść (ponieważ czemu by w takim razie nie wierzyć we wróżki zębuszki?).

_________________
Don't tell me there's no hope at all
Together we stand, divided we fall

~ Pink Floyd, "Hey you"


Wt kwi 19, 2011 15:12
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25
Posty: 975
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
A to Ty nigdy nie widziałeś Wróżki Zębuszki? ;)

Ja np. jestem wierząca. W istnienie Boga nie wątpię nigdy, czuję, że Go doświadczam przez całe życie (a czym starsza jestem i czym głębiej drąże, moja pewność wzrasta), choć wątpiąca jestem w kwestii Marii lub świętych, przynaję (ale to juz inna bajka). Ale nie będę nikomu wmawiać, że tak jest na pewno, tylko dlatego, że ja jestem o tym przekonana. Szanuję zdanie ateistów, zakładając, że oni po prostu Boga jeszcze nie odkryli, a ten moment przyjdzie na pewno (choćby po śmierci). Ale ni epodoba mi się w ich postawie jedna rzecz - kpiarstwo typu: "cześć jak błąkałem się po pustyni to gadał do mnie sam Jahwe, macie mi uwierzyć, bo inaczej macie przerąbane".
Ja osobiście spotykam się z wieloma negatywnymi postawami ateistów, którzy nas wyśmiewają i uważają za jakichś ciemnych w stosunku do ich światłego umysłu. Wierzący raczej tego nie robią, choć może zbyt mocno starają się przekonywać, a nie tędy droga do Boga...


Wt kwi 19, 2011 15:21
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17
Posty: 8674
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Owszem, mi też nie podoba się brak szacunku dla wiary innych. Jednakże widzę też wiele w niczym nie lepszych zachowań osób wierzących. Aby daleko nie szukać, w wątku obok mamy przykład, gdy ktoś uznaje apostazję jako wynik kompleksu małego ptaszka. Brak szacunku dla odmiennych poglądów, a nawet wyśmiewanie i pogarda niestety jest także dziełem wierzących (nawet wobec innych wierzących, jak niedawno widać było na forum wielodzietnych), choć najczęściej można spotykać się po prostu z narzucaniem swoich poglądów.

_________________
Don't tell me there's no hope at all
Together we stand, divided we fall

~ Pink Floyd, "Hey you"


Wt kwi 19, 2011 15:43
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 25, 2009 18:29
Posty: 265
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Aquarella,
powinnaś budować swoje osądy na faktach. Fakty są takie, że ok. ~3 miliardy lat temu na Ziemi rozpoczął się proces doboru naturalnego. W związku z tym wszystko co dzieje się na Ziemi, absolutnie wszystko co dotyczy organizmów żywych, jest wynikiem doboru naturalnego. To co nas podnieca, to że w ogóle coś nas podnieca, to w jaki sposób coś nas podnieca i to co wywołuje w nas odrazę, a także wszelkie emocje jest takie a takie bo w grze ewolucyjnej okazało się to przez jakiś czas skuteczne. To jest fakt.
W zakresie rozwoju religii, a zapewne znasz historię religii na tyle by wiedzieć, że wielokrotnie religie powstawały, upadały i się przeobrażały ten proces również występuje. W starożytności Europy miał miejsce cały tygiel różnych religii. Z tego tygla przetrwały dwie (judaizm i chrześcijaństwo). Nie te, które zostały dowiedzione przez naukę, religia nie stosuje naukowego poznania. Przetrwały te, które większość ludzi ZAAKCEPTOWAŁA. Zadziałała więc ewolucja religii. Wiara którą znasz, którą Tobie przekazano jest taka a taka nie dlatego, że jest dowiedziona ale dlatego, że była najbardziej żywotna, najskuteczniej się przenosiła, najszybciej replikowała się pomiędzy jenostkami i pokonała konkurencję. I to też jest fakt.

Frustracja, którą odczuwasz jest wynikiem tego, że mem religii bardzo chce się przenieść na najbliższą jednostkę (Twojego męża) i zmusza Ciebie do działania. Jeżeli się przeniesie, otrzymasz ogromną nagrodę behawioralną. Jeżeli się nie przeniesie, otrzymasz behawioralną karę. Jest tak ponieważ jesteśmy na Ziemi, a tu wszystko jest wynikiem doboru naturalnego.

Wszystko powyższe nie są to interpretacje ani filozoficzne poglądy. Są to fakty.

Live long & prosper

_________________
>>>>>>>>>> link <<<<<<<<<<<


Pn kwi 25, 2011 15:40
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr lut 24, 2010 15:30
Posty: 295
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Roy:

Ile jest na Ziemi gatunków biologicznych? Jakie jest średnie tempo powstawania nowych gatunków? Ilu gatunków powstanie zaobserwowano na przestrzenie czasu od sformułowania teorii ewolucji? O ilu gatunkach wiadomo, że powstały na przestrzeni ostatnich np. 10000 lat? Czy wykopaliska potwierdzają ciągłość procesu kształtowania gatunków zgodną z teorią ewolucji?

To garść pytań dla wierzących w podaną do wierzenia teorię - rzekomo naukową.
Ja sam daleki jestem od negowania wyników badań, w tym do negowania doboru naturalnego, który dla mnie jest oczywistością. Problem w tym, że dobór naturalny ma się niestety w praktyce nijak do kształtowania gatunków. Teoria ewolucji jest tak piękna i logiczna, że aż żal, że fakty jej przeczą.

Ale to oczywiście nie na temat w tym wątku.


Pn kwi 25, 2011 21:24
Zobacz profil

Dołączył(a): So lip 03, 2010 21:56
Posty: 60
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
aquarella napisał(a):
Z mamą nie wiem, jak rozmawiać. Dla niej wszytsko, co nie po jej, to na pewno on mi tak wmówił. Jakieś rady, eby kolejne święta nie były koszmarem?

Ojejku jejku. Już po świętach więc ewentualne rady przydadzą się najwyżej na następne...

Późno już więc tak w skrócie. Przede wszystkim, może Ci się to nie spodoba ale to prawda, że wiedziałaś na co się decydujesz. Ale nie piszę tego po to żeby Cię dobić ale żeby spróbować Ci uświadomić, że... powinnaś się z tego cieszyć. Tak, cieszyć. Są pary, które mniej się w tym temacie dogadały przed ślubem i później do tych wszystkich bieżących żalów i pretensji dochodzą jeszcze takie większe, że Ty coś tam udawałeś/aś przed, oszukałeś/aś mnie. Znam osobiście takie przykłady. Ty wiedziałaś więc się ciesz, że mogłaś podjąć tę decyzję świadomie.

Moje zdanie jest takie, że powinnaś.... przestać męża zmieniać w tym temacie. Jak to szło... kobieta wychodzi za mąż za swój ideał a zaraz po ślubie zaczyna go zmieniać.... ;-)
Wyluzuj z tym. To nie ma sensu. Piszesz, że zakochałaś się w mężu, że uważałaś go za dobrego człowieka więc się ciesz, że masz za męża dobrego człowieka. Bo on nadal jest dobrym człowiekiem. Tylko ateistą. A że pojawia się tęsknota za wspólnymi bardziej religijnymi świętami, za wspólnymi wyjściami do kościoła - ja to nawet rozumiem ale uważam, że w tym punkcie powinnaś zdecydowanie przestać męża do czegokolwiek namawiać a najlepiej, dla siebie samej, też przestać tu czegokolwiek oczekiwać. Sorki, ze tak może trochę brutalnie. Ale chyba im szybciej przestaniesz tym lepiej.

Myślę, że najważniejsze żebyście przestali się teraz w tym temacie kłócić. Tak męża na pewno nie zmienisz. Czym jest Twoja wiara możesz mu i tak tylko pokazać swoim zachowaniem, słowami go i tak nie przekonasz. Może kiedyś zechce się tym zainteresować ale to on sam musi, a do tego najpierw musi się poczuć w tym wolny. Daj mu szansę poczuć się wolnym. Bo, jeśli to kiedyś nastąpi, to musi być jego chęć, jego decyzja. A małżeństwo jest ogromną wartością samą w sobie, czy z ateistą czy z buddystą czy z katolikiem. Ty jako katoliczka powinnaś znać wartość małżeństwa, nie wolno Ci więc go niszczyć z byle powodu. Tym bardziej nie pozwól żeby Twoje małżeństwo się rozpadało przez kłótnie o religię. I ja nie mówię, że temat wiary nie jest ważny ani że wymyślasz problemy bo tak nie uważam. Pisze tylko, że rozwalanie małżeństwa z powodu religii nie jest raczej fajnym pomysłem. Od męża możesz i powinnaś IMHO wymagać tylko szacunku dla Ciebie wierzącej i Twoich praktyk. A pomocy tylko w niezbędnych sprawach gdy sama nie dajesz rady itp. Czyli np możesz poprosić np o odprowadzenie na Pasterkę bo w nocy niebezpiecznie samej spacerować i przyjście po Ciebie po tej Pasterce ale już nie powinnaś natomiast wymagać ani namawiać żeby tam z Tobą wszedł i w tej Pasterce uczestniczył. Jak mu się nie będzie chciało w tę i z powrotem latać po nocy i zdecyduje że woli przeczekać z Tobą w kościele, przed kościołem paląc papierochy czy jakoś tak, jego wybór. Nie powinnaś też proponować żeby pościł w Wigilię czy Wielki Piątek. To nie są jego praktyki, on nie musi. Jeśli to Ty gotujesz obiad tego dnia, przygotuj coś postnego, ale jeśli chce na śniadanko wędlinę, niech je. Tak samo w Wigilię, powiedz, że Ty przygotujesz Wigilię bezmięsną ale jeśli w ciągu dnia chce zjeść mięcho, niech je (choć tu akurat nie musisz powołać się na religię a na tradycję tylko bo w Wigilię nie jest to już nakaz religijny). Z tym jedzeniem, przynajmniej dopóki nie macie większych dzieci, takich jedzących już kanapeczki i mięso. W ogóle z dziećmi będziesz miała pewnie większy problem ale znów nie piszę żeby straszyć ale właśnie dlatego że uważam, że powinniście już teraz się dogadać porządnie w temacie zanim te dzieci się pojawią. Ale najpierw między sobą. Najpierw przestańcie się kłócić o te święta (bo jeśli dobrze rozumiem to te kłótnie to tylko w święta a tak na co dzień to raczej ok), potem będzie czas pogadać o tym jak to będzie z dziećmi. Tu też uważam, że od męża możesz niestety wymagać tylko nieprzeszkadzania w wychowaniu w wierze (takie coś tylko on zresztą deklarował przy ślubie mieszanym) a pomocy tylko ewentualnie gdy sama nie dajesz rady. Ale też takiego raczej wsparcia a nie uczestniczenia w waszym, Twoim i dzieci życiu religijnym.


A z mamą cóż... Rodzice nie zawsze akceptują wybory dorosłych dzieci, czasem można spróbować pogadać a czasem... nie pozostaje nic innego jak pogodzić się z tym... ;-( Jeśli chcesz przyjąć radę jakiejś nieznajomej laski z forum, która na dodatek ma całkiem mało postów na koncie, to... dogadaj się najpierw z mężem. Jak mama zobaczy (a zobaczy to na pewno), że jesteś z nim serio szczęśliwa... może nie całkiem ale trochę odpuści...
A to dogadywanie z mężem zacznij od zaakceptowania go jako ateisty.

p.s.
Nie wiem czy tu na tym forum nie ma jakichś ateistów/ateistek, które są w związkach z katolikami/katoliczkami (bo wydaje mi się, że dobrze by Ci zrobiło pogadanie z kimś takim) ale w razie co napisz na pv podpowiem gdzie możesz takie, całkiem imho do rzeczy, osoby spotkać (tu nie mogę napisać bo tak nie bardzo wypada wpadać gościnnie i reklamować inne miejsca w necie a poza tym moderacja pewnie by mnie pogoniła ;-) )

Powodzonka i pozdrawiam j.


Wt kwi 26, 2011 2:08
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sty 19, 2011 15:35
Posty: 100
Post Re: Życie z niewierzącym - czy ja wymyślam problemy?
Cytuj:
Ojejku jejku. Już po świętach więc ewentualne rady przydadzą się najwyżej na następne...


Nie kłopocz się. W tym wątku mój problem jurz dawno przestał być istotny i stał się polem do walki na temat "jest ateizm religią czy nie jest". To i dałam se spokój z opisywaniem, bo chyba to już nikogo nie interesuje.

No ale ponieważ odpisałaś to należy ci się odpowiedź jak to wyglądało:

Wielki Piątek cóż... zrobiłam naleśniki ze szpinakiem, zjadł jednego i poszedł z kolegami na piwo i pizzę. Wrócił śmierdzący pubem, ale nic nie powiedziałam w imię świętego spokoju i nie czepiania się go. Pomógł mi malować pisanki, bo jak twierdzi to pogański zwyczaj i jemu nie przeszkadza. Posprzątaliśmy mieszkanie, było hmmm miło, trochę napięty był przed wizytą u rodziców, ale jakoś poszło. Modlitwy oczywiście nie zmówił, przy życzeniach darów Ducha Św. wznosił oczy do sufitu. Udawałam,że nie widzę. W Niedzielę byliśmy u jego mamy, oczywiście mowy nie było o rezurekcji itd., poszłam sama i znowu się nie odzewałam. Ogólnie było znośnie, chociaż takie napięcie się wyczuwało. Czułam, że go moja rodzina obserwuje, jak się zachowuje, mama się krzywiła, pewnie znowu przy okazji jak będziemy same mi nagada, ale już staram się to też ignorować. Jest mi przykro że ona go obgaduje ale nie będę kłócę się z nią. Bo co ja mam jej powiedzieć. Ona wie swoje.

Takie mnie trochę zniechęcenie ogarnia jak o tym myślę. Nie mam siły ani ochoty z nikim walczyć, a nni z nią, ani z nim. Omijamy temat generalnie. Może to niedobrze, powinno się rozmawiać. Ale o czym tu rozmawiać. Nikt nie ustąpi.

Nie wiem jak na forum z ateistami, jeszcze nie odróżniam, bywam tu też sporadycznie, ale jak chcesz to wyślij mi coś na PW.
Z góry dzięki.


Wt kwi 26, 2011 18:23
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 369 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21 ... 25  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL