[Problem] Urodzony 50 lat za późno...
| Autor |
Wiadomość |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Nattan, zachecam do modlenia sie o dobra zone modlitwa za wstawiennictwem sw. Jozefa.
Cierpliowsci zycze.
http://e-wangelizacja.waw.net.pl/mazzona.html
|
| Cz lis 15, 2007 2:01 |
|
|
|
 |
|
andrea
Dołączył(a): Śr cze 13, 2007 12:14 Posty: 113
|
Nattan  podziwiam twoją postawę  zazwyczaj chłopcy myślą tak poważnie o życiu już po "wyszumieniu się"! życzę ci aby twoje marzenie się spełniło! życzę ci cierpliwości i myślę że napewno znajdziesz tą swoja jedyną 
|
| Cz lis 15, 2007 11:00 |
|
 |
|
Nattan
Dołączył(a): N lis 11, 2007 23:31 Posty: 12
|
Hehe, nie przecze, ze juz sie chyba wyszumialem, gdyz "szumiec" zaczalem bardzo wczesnie  ..
|
| Cz lis 15, 2007 13:25 |
|
|
|
 |
|
Sagittarius
Dołączył(a): N kwi 08, 2007 20:08 Posty: 17
|
Panie Nattanie!
Gdy zobaczyłem ten temat pomyślałem, że warto go przeczytać. Gdy przeczytałem Twój pierwszy post pomyślałem, że muszę odpisać!
Otóż jesteś, Nattanie, do mnie (lub ja do Ciebie) całkiem podobny. A przynajmniej do niedawna (naprawdę niedawna).
Podobnie jak Ty jestem katolikiem, człowiekiem kierującym się (lub starającym się kierować) pewnymi zasadami. Również "szukam" dziewczyny (wytłumaczę skąd cudzysłów). Wytworzyłem sobie pewien jej obraz (nie mam na myśli wyglądu) i wyryłem go w swojej świadomości w sposób tak trwały, że nie potrafiłem przyjąć czegoś innego, czegoś co w najmniejszym stopniu odbiegałoby od tego obrazu. Ustaliłem sobie jej charakter, sposób zachowania, nakreśliłem zakres zainteresowań i wiele innych bzdur, których nie będę wymieniał, bo są śmieszne. Jeśli widziałem jakąś ciekawą dziewczynę przykładałem ją do swojej matrycy i oceniałem (troszeczkę hiperbolizuję oczywiście).
Jako, że jestem osobą raczej spokojną, cichą i nielubiącą rzucać się w oczy i chodzić na imprezy, tego samego oczekiwałem od swojej dziewczyny. Nie powiem, męczyłem (i nadal męczę) się przez swoją samotność.
Sytuacja zmieniła się, jak napisałem wcześniej, niedawno. W październiku rozpocząłem studia na jednym z najbardziej sfeminizowanym kierunku. Poznałem (to za duże jednak słowo) pewną dziewczynę, która chyba w 100% odbiega od mojego "wzoru". Rozmawiałem z nią chyba tylko trzy razy. Fascynuje mnie jako osoba, do tego jest bardzo ładna. Nie wiem o niej wiele, ale z tego czego zdążyłem się dowiedzieć wnioskuję, że jest osobą bardzo żywiołową (zupełnie inaczej niż ja), chętnie się angażującą (zupełnie inaczej niż ja), o mnóstwie zajęć "pozastudenckich" (zupełnie inaczej niż ja), posiadającą taką wewnętrzną energię (ta we mnie przygasła). Jest dziewczyną z takim pazurkiem;) Wcześniej raczej mnie to odrzucało w kobietach. Nie znam jej poglądów, przekonań. Wiem, że mamy podobne zainteresowania i pasje, nawet mieszkamy niedaleko.
Niestety mam wrażenie, że ona raczej mnie "olewa" (jeśli chodzi o jakąś bliską znajomość), traktuje chyba raczej jako kolegę, do tego jeszcze nie za dobrze poznanego. Wydaje mi się, że nie jest mną zainteresowana w kontekście bycia moją dziewczyną. Wiem, że prawie się nie znamy.
Jestem jej jednak wdzięczny za jedno. Za to, że otworzyła mi oczy i wybiła z głowy ten durny "wzór". To coś kretyńskiego. Śmieję się z siebie, że kiedyś tak myślałem. Wiem, że dzięki niej otworzyłem się na nowe znajomości. Być może za sprawą znajomości z nią, przez odrzucenie chorego "wzoru" dziewczyny znajdę tę swoją Jedyną. Dzięki namiastce znajomości z tą koleżanką ze studiów zacząłem się zmieniać - widzę swoje dotychczasowe głupie tkwienie w marazmie, który rzutował na wiele dziedzin mojego życia (to temat na kolejny post) psując mnie i wpychając w bliskie depresji stany. Dziękuję Bogu, że dał mi możliwość spotkania jej, za to, że stała się deską ratunku, kimś, kto dał impuls do zmiany. Wiem już, że należy odrzucić mit o "anielskości kobiet" (taki spadek po romantyzmie) i patrzeć na innych jak na zwyczajnych ludzi i nie oczekiwać cudów. Bo właśnie wtedy ten cud może się przytrafić.
Też kiedyś wydawało mi się, że dziewictwo jest ważne. Teraz mógłbym mieć dziewczynę z dzieckiem. Sam nie jestem święty, nie mogę oczekiwać tego od innych.
Nie wiem co wyniknie ze znajomości z tą koleżanką z roku. Wydaje mi się, że chyba nic. Trochę szkoda... Jestem jej jednak ogromnie wdzięczny za to, co zrobiła nieświadomie dla mnie. Chyba nie będę miał nigdy okazji jej tego powiedzieć, trudno. Modlę się codziennie od dawna o dobrą żonę. Staram się też pamiętać, by modlić bym ja sam był dobrym mężem/chłopakiem. Modląc się o żonę modlę się również za tę dziewczynę ze studiów. Możliwe, że to ta sama osoba. Nie wiem.
Czeka mnie wiele pracy nad sobą, co nie będzie łatwe. Nie chcę po prostu, by kiedy wreszcie spotkam swoją dziewczynę nie był sflaczałym marzycielem, który nic nie robi, tylko czeka (Nattanie, oczywiscie nie uważam Ciebie za kogoś takiego, mówię o sobie  ) aż wszystko samo przyjdzie do niego. Świadomość, że można zmieniać się dla kogoś, kogo będzie się kochało jest mobilizująca. Jeśli chce poznać kogoś z kim ma być mi dobrze, sam muszę być taki.
Wiem, że ta dziewczyna z roku dała mi bardzo dużo.
Pozdrawiam!
Trzymaj się!
PS. Cieszę się, że napisałeś ten temat i cieszę się, że mogłem o tym komuś powiedzieć. Być może komuś to pomoże.
[Ale długi ten post...]
_________________ Moja głowa pełna myśli jest Jak nabrzmiały z ptaków krzew...
|
| Pt lis 16, 2007 20:54 |
|
 |
|
Nattan
Dołączył(a): N lis 11, 2007 23:31 Posty: 12
|
Witaj i dzięki za tego posta, widzę teraz, że z moim problemem nie jestem/nie byłem osamotniony  .
Co do Twej opowieści - trochę mnie zasmuciła. Już tłumaczę czemu -
Otóż podobna historia przydarzyła mi się 2 lata temu, kiedy poznałem naprawdę świetną dziewczynę. Poznałem ją przez swego dobrego znajomego, który swoją drogą właśnie wtedy z nią flirtował, może nawet coś więcej. Pewnego dnia wyjechał na narty od jakiegoś kurortu, gdzie jakby o tej dziewczynie zapomniał - nie odpisywał na jej smsy, nie dzwonił. Owa dziewczyna zaczęła wtedy kontaktować się ze mną licząc, że ja do niego przemówię. No więc próbowałem z nim o tym gadać wieczorami (tak, do mnie dzwonił, a do niej nie..), aż pewnego takiego wieczoru przyznał się, że poznał kogoś nowego, a tamtej dziewczynie nie chce jeszcze o tym powiedzieć, więc ją zwodzi. Ja również nie chciałem łamać jej serca, więc przez kilka dni utrzymywałem to w sekrecie, póki sama się o tym nie dowiedziała od tego kolegi. W efekcie poczuła się odrzucona, była w naprawdę nieciekawej sytuacji psychicznej, bo znała się z mym kumplem od pewnego czasu, świetnie się rozumieli, itp. Pewnego dnia zrozumieliśmy oboje (ona i ja), że tak naprawdę rozmawia się nam świetnie, mamy sporo wspólnego, aż nagle coś "zaiskrzyło". W efekcie rozpoczął się naprawdę fajny okres w mym życiu, naprawdę świetnie było nam razem, do pewnej chwili. Sielanka skończyła się dla mnie, gdy powiedziała mi, że jest ateistką... i to zatwardziałą, taką, która nie tylko bluźni, ale i pluje na całą instytucję Kościoła. Jako katolik próbowałem przybliżyć jej Boga, założenia chrześcijaństwa, jednak bez jakiegokolwiek skutku. Potem było już tylko gorzej, zaczęliśmy oddalać się od siebie, przyprawiałem ją o łzy niemal każdego wieczoru, co chwila miewaliśmy sprzeczki o coraz to bardziej błache sprawy.. aż nagle się skończyło. Ona długo nie mogąc się pozbierać, ostro się załamała. Teraz prowadzi bardzo rozwięzły tryb życia, jej przekonania religijne pozostały bez zmian, zaczęła palić, dużo pić (zanim się poznaliśmy, była abstynentką i stroniła od papierosów). Była, drogi kolego, taką właśnie "dziewczyną z pazurkiem", jednak znajomość z takim typem dziewczyny zakończyła się dla mnie zupełnie odwrotnie niż w Twoim wypadku, Sagittariusie. Po takich przejściach ciężko mi być otwartym na nowe znajomości, bez zastrzeżenia i "przefiltrowania" ich pod kątem poglądów i wyznania...
|
| Pt lis 16, 2007 22:31 |
|
|
|
 |
|
Sagittarius
Dołączył(a): N kwi 08, 2007 20:08 Posty: 17
|
Witaj!
Przywołałeś istotną kwestię - różnice światopoglądowe. To faktycznie trudna do ominięcia przeszkoda. To co powiedziałeś przedstawia Twoją sytuację w innym świetle. doskonale Cię rozumiem, że obawiasz się znów naciąć. Nie znam poglądów na religię tej koleżanki z moich studiów. I powiem Ci, że też czasem o tym myślałem, bo taka sytuacja jaka przydarzyła się Tobie jest bardzo możliwa i ciężka dla obu stron. Jest na pewno przykrym rozczarowaniem...
Wiesz, z drugiej strony nie każda osoba niewierząca czy wyznająca inną religię jest tak skrajna jak tamta dziewczyna z Twojej opowieści. Nie chcę moralizować, bo doskonale wyobrażam sobie jak ta historia była trudna i przykra. Nie można jednak się zamykać, pomimo oporów należy starać się próbować.
Chciałbym jeszcze wyjaśnić jedną sytuację, ta znajomość z "dziewczyną z pazurkiem" nie zakończyła się dobrze, bo nawet dobrze się nie rozpoczęła - to cały czas się dzieje. Oby nie było tak jak w Twoim przypadku...
Myślę że jeszcze więcej ludzi ma podobne problemy. Przyznam, że mi też zrobiło się lepiej kiedy pomyślałem, że nie tylko ja to przerabiam! 
_________________ Moja głowa pełna myśli jest Jak nabrzmiały z ptaków krzew...
|
| Pt lis 16, 2007 23:27 |
|
 |
|
Mroczny Pasażer
Dołączył(a): Cz gru 07, 2006 8:54 Posty: 3956
|
Nattan, a nie pomyślałeś, że to co się stało z tą dziewczyną to może być pośrednio Twoja wina? Widzisz, była ateistką, ale Ty próbowałeś z tego co mówisz "przybliżyć jej Boga". Tylko po co? Po co na siłę kogoś umoralniać i zmieniać jego poglądy? Osobiście wiem, że to bardzo irytuje i prowadzi do kłótni. Wystarczy tylko akceptacja, a nie tłumaczenie "ale zobacz, Bóg naprawdę istnieje" or sth. Zamiast nawracać należałoby znaleźć wspólny język i złoty środek bo wiem też, że małżeństwa wierzących i niewierzących istnieją i mają się dobrze. Przekonywanie do zmiany poglądów nie jest dobre.
_________________ "Problem z cytatami w internecie jest taki, że każdy od razu automatycznie wierzy w ich prawdziwość" - Abraham Lincoln
|
| So lis 17, 2007 7:51 |
|
 |
|
Sagittarius
Dołączył(a): N kwi 08, 2007 20:08 Posty: 17
|
Ale nie wiadomo czy Nattan umoralniał ją i na siłę przybliżał kwestie wiary. Nie można zakładać, że robił to nachalnie i natrętnie.
Zgadzam się z Tobą, że próba nakłaniania kogoś do zmiany poglądów kończy się zazwyczaj niepowodzeniem. Jeśli już, to najlepiej jest jedynie zasygnalizować istnienie innej opcji i starać się swoją postawą i dobrym zachowaniem reprezentować swoją wiarę.
_________________ Moja głowa pełna myśli jest Jak nabrzmiały z ptaków krzew...
|
| So lis 17, 2007 16:00 |
|
 |
|
omyk
Dołączył(a): Pt wrz 23, 2005 20:06 Posty: 84
|
Hihi a może założymy wątek matrymonialny gdzieś w luźniejszych dyskusjach? 
|
| So lis 17, 2007 20:44 |
|
 |
|
Sagittarius
Dołączył(a): N kwi 08, 2007 20:08 Posty: 17
|
omyk napisał(a): Hihi a może założymy wątek matrymonialny gdzieś w luźniejszych dyskusjach? 
Ciekawy pomysł. Nie rozumiem tylko czym umotywowany. Niepotrzebna złośliwość z Twojej strony.
_________________ Moja głowa pełna myśli jest Jak nabrzmiały z ptaków krzew...
|
| So lis 17, 2007 22:03 |
|
 |
|
Nattan
Dołączył(a): N lis 11, 2007 23:31 Posty: 12
|
Nie wyczulem w jej wypowiedzi nutki zlosliwosci  . Co do mej opowiesci, to oczywiscie przyblizalem Boga mej kolezance w sposob jak najbardziej delikatny, nienahalny, jedynie przedstawiajac jej moj swiatopoglad. Dodatkowo staralem sie odpowiedziec na jej pytania, najczesciej atakujace Kosciol, jednak bez skutku.
|
| So lis 17, 2007 22:56 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|