Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn lis 17, 2025 0:35



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 61 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
 Co sądzicie o tworzeniu się par wśród młodzieży? 
Autor Wiadomość
Post 
Mroczny bylam w takiej samej sytuacji ,a moze jeszcze w gorszej.My widywalismy sie srednio raz w miesiacu przez 2 dni.Teraz jestesmy blizej siebie odleglosciowo,ale nie mieszkamy razem a co szokujace i niewiarygodne nasz zwiazek rowniez sie umacnia??Niewiarygodne prawda?Bo wedlug Was nie powinien! :o
P.S. Powodzenia!bo to wielki krok i zwiazek nie zawsze musi sie umacniac,ale rowniez rozpadac.


Pt lut 22, 2008 21:07

Dołączył(a): Cz gru 07, 2006 8:54
Posty: 3956
Post 
Cytuj:
Mroczny bylam w takiej samej sytuacji ,a moze jeszcze w gorszej.My widywalismy sie srednio raz w miesiacu przez 2 dni.Teraz jestesmy blizej siebie odleglosciowo,ale nie mieszkamy razem a co szokujace i niewiarygodne nasz zwiazek rowniez sie umacnia??Niewiarygodne prawda?Bo wedlug Was nie powinien!


I teraz pokaż mi w którym miejscu napisałem, że wg mnie Wasz związek nie powinien się umacniać? No śmiało.

Problem jest w tym, że to właśnie Wy, katolicy przeważnie, twierdzicie, że skoro ktoś żyje pod jednym dachem bez ślubu to ich związek nie powinien rzeczywiście istnieć bo to niemożliwe or sth. Ja nic takiego nie powiedziałem, że związek bez mieszkania razem powinien się rozpaść, to właśnie Wy twierdzicie, że powinno być odwrotnie.

Ja uważam, że mieszkanie razem jednym może pomóc innym nie. Wy twierdzicie, że zawsze szkodzi. Tym się różnimy.

_________________
"Problem z cytatami w internecie jest taki, że każdy od razu automatycznie wierzy w ich prawdziwość" - Abraham Lincoln


Pt lut 22, 2008 21:25
Zobacz profil
Post 
Czeresniowa sugerowała:)
Cytuj:
Ja uważam, że mieszkanie razem jednym może pomóc innym nie. Wy twierdzicie, że zawsze szkodzi. Tym się różnimy.

Przepychanka slowna.teraz pokaz mi gdzie ja napisalam.ze ZAWSZE szkodzi?
Demonizujecie katolikow,choc dobrze kazdmu zdrowo myslacemu ze co -jednemu szkodzi drugiego leczy-.


Pt lut 22, 2008 21:55
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 28, 2008 19:25
Posty: 731
Post 
Podejmuję dyskusję, zuco.

Cytuj:
Taa cos w stylu "Chodz sie zareczymy to Ci dam...":mruga:

Wyciągnęłaś jedno zdanie, albo nawet pół z całej wypowiedzi ;) Jeśli ktoś uważa, że akurat zaręczyny są dla niego odpowiednim momentem na seks, to dlaczego nie. Jeśli ktoś uważa że odpowiednim momentem jest pierwsza/druga/piąta rocznica związku (nie małżeństwa :P) to też ok, jego sprawa. Jeśli ktoś uważa że tylko i wyłącznie po ślubie - subiektywnie nie popieram [w tym sensie, że się nie zgadzam z takim ograniczeniem] - ale też jego sprawa i też ma prawo tak żyć jak chce. Mogę go nie namawiać na zmianę zdania i szanować z zasady ze tak postanowił. Ale jak mnie zapyta o zdanie, to je wypowiem, bo znaczy że chce wiedzieć... a jak już wypowiem to on tez ma dwa wyjścia... przyjąć bądź olać. Może też zacząć mi opowiadać o swojej wizji, którą ja też mogę przyjąć bądź olać. Jak to zwykle bywa między ludźmi...

Cytuj:
Cytuj:
śmiejąc im się w twarz

Przejaw kultury...


Przejaw kultury jak przejaw kultury. To że olewamy coś i śmiejemy się w twarz, wcale nie musi oznaczać szyderczego śmiechu, czy przerywania wypowiedzi drugiej strony ośmieszającymi komentarzami (bo pewnie tak to sobie wyobraziłaś, zresztą "śmianie się w twarz" mogło być też określeniem, które bywa tak odbierane - mój błąd w wypowiedzi, w precyzyjnym określeniu, emocje mnie poniosły, tak jak i Mrocznego z kilkoma zabawnymi, emocjonalnymi stwierdzeniami... u niego wyszło fajnie, u mnie wyszła nie do końca udana metafora). Po prostu wysłuchujemy drugiej strony, a im bardziej jest zapalona, zaślepiona i uparta w swoich tezach, tym bardziej nam to jednym uchem wlatuje a drugim wylatuje. Taka, powiedziałabym uprzejma bierność, choć trudno nie przyznać racji, że to często zakrawa na całkowite lekceważenie ale raczej jest to lekceważenie zdania, wypowiedzi, niż człowieka (co już pewnie miłe i kulturalne i tak nie jest... ale rozmówca jeśli się mu tego nie daje wyraźnie odczuć, nie powinien się czuć osobiście dotknięty... wiesz to jest raczej relacja na zasadzie... że wysłuchać (z pobłażliwym uśmiechem, bądź nie) to jedno - i właściwie każdemu się na tyle szacunku należy, a brać sobie głęboko do serca czyjeś zdanie, to drugie).

Cytuj:
Znaczy,nie do konca rozumiem?Zachecacie ludzi do tego,zeby mieszkali ze soba przed slubem? I co i oni nie "smieja sie Wam w twarz" Jesli dobrze zrozumialam to zdanie,to wybacz jestes rowniez w bledzie. twierdzenie,ze trzeba ze soba pomieszkac zeby sie poznac jest rowniez bezzasadne Szczerze mowiac nie widze rowniez powodu dla ktorego mozna byc przez to szczesliwszym niz nie meszkajac :shock:


1. Tak, zachęcamy ludzi do tego by mieszkali razem. Nie na siłę, ale przedstawiamy im tego zalety (jeśli chcą je poznać), nie jesteśmy świadkami Jehowy (też z całym szacunkiem) żeby agitować niezależnie od woli, ale jak ktoś pyta to jak najbardziej wyrażamy swoje zdanie, może i nawet w taki sposób by zachęcić.
2. Nie wiem czy "śmieją się w twarz". Może stosują tą samą technikę co my (jak wyżej). Wysłuchają, ale pozostają przy swoim, mają do tego prawo. A "pyskówek" się zasadniczo nie prowadzi, bo są szkodliwe dla obu stron, niezależnie od tego jakie stanowiska reprezentują.
3. Nie powiedziałam że trzeba ze sobą pomieszkać by sie poznać :) Jestem zdania, że można i że owszem, umacnia to związek partnerski. Ale chyba w ogóle nic takiego nie powiedziałam wcześniej - dopiero teraz mówię, więc trochę nie wiem nad czym się uniosłaś, do czego odwołałaś.
4. Jest wiele powodów dla których człowiek bywa szczęśliwszy mieszkając razem z partnerem. Nie twierdzę że od razu każdy, ale większość i to znaczna woli miec ukochaną osobę blisko. Niech będzie choćby ten jeden powód, skoro niby nie ma żadnych.

Cytuj:
Bo dla katolika i nie tylko Malzenstwo nie jest tylko formalnoscia.I to jest fakt,ktorego Ty nie potrafisz zrozumiec, i skoro jest tylko formalnoscia to czemu go bierzesz?:)


No fakt, znowu przepychanka słowna trochę niepotrzebna. Fakt, powiedziałam "formalność"... aczkolwiek raczej miałam na myśli to, że w porównaniu z miłością, z uczuciami... to zawsze będzie tylko ceremonia/papier. Może byc ważny, powinien być ważny, powinien mieć znaczenie... ale są ludzie którzy potrafią życ jak małżeństwa, a nawet lepiej niż niektóre małżeństwa w ogóle nie mając ślubu. A czemu zamierzam formalizować związek? Bo oboje chcemy dać dziecku to samo nazwisko. A pod wolą posiadania tego samego nazwiska istnieje też wola stworzenia rodziny w pełnym tego słowa znaczeniu w rozumieniu polskiego prawa. Oczywiście przesłanką ku temu jest miłość - ale chodzi mi o to, że gdybyśmy nawet ślubu nie wzięli, kochalibyśmy się dalej, bo jedno nie jest warunkiem drugiego

Cytuj:
Cytuj:
Katolik Ci jeszcze wyjedzie po drodze z argumentem, że prawdziwa miłość, taka w pełni godna miana miłości to powinna byc tylko do boga. Oczywiście nie twierdzę że wszyscy tacy są,

Czy to ze tak uwazaja jest czyms złym?kazdy katolik powinien tak uwazac i byc o tym przekonany:)


Tak, uważam, że to nie jest nic złego, ze katolicy takie mają zdanie i wierzą w to, i są przekonani i w ogóle. Tylko nie lubię jak mi (niektórzy, podkreślam - niektórzy) wyjeżdżają ze swoją miłością do boga, w momencie kiedy rozmowa się toczy o Miłości do bliźniego. Dla każdego Miłość przez duże "M" może byc skierowana w tą stronę w którą sam tego chce/jest do tego zdolny/czuje. I nie ma zasady, że bóg... wiem, że Wam tak nakazano, potrafię jak się wysilę zrozumieć że tak musicie, a nawet że chcecie, ale to nie są zasady obowiązujące cały świat, a wyłącznie wyznawców katolicyzmu... i nie należy tego mieszać z innymi dyskusjami o miłości. I jeszcze jedno, bo też ważne - uważam, że owszem, miłość do boga (obojętnie jakiego) może istnieć, a nawet być silna - bo są na to dowody w ludzkich postawach, ale dla mnie zawsze głupie będzie "z góry" stopniowanie tej miłości i zastrzeganie że ta do boga ma być największa, ale nikomu tego nie zabraniam, po prostu skoro dla mnie głupie, to ja się nie podporządkowuję tej zasadzie. Miłość do boga, jeśli już o niej mowa - na pewno ma mieć inny charakter niż do bliźniego... ale inny, nie zawsze znaczy lepszy, może znaczyć po prostu inny (i nie da się tego bliżej okreslić), może znaczyć w pewnym sensie - równy (rozważamy tu tylko ludzi którzy w ogóle choć trochę w niego wierzą, choć trochę kochają). Choć znowu - smutne że w tym przypadku odpowiedzią boga będzie znany już cytat o ciężkim uczuleniu i niestrawności jaką wywołują u katolickiego boga ludzie "letni".

Cytuj:
Zapytam ponownie jesli nie sa nic warte to dlaczego bierzesz pod uwage slub koscielny??Dla scislosci Te argumenty sa COS WARTE.


Dobra, każdy argument jest coś wart (ma ładunek emocjonalny, czas poświęcony na wymyślenie tych mądrości też się liczy). Przynajmniej dla wypowiadającego. Ale nie zawsze dla słuchającego... A dlaczego biorę pod uwagę ślub kościelny? Czysta tradycja. Pochodzimy z rodzin formalnie katolickich, więc jednak przenikły takie zwyczaje trochę do tradycji świeckiej nawet w przypadku osób nieszczególnie zaangażowanych religijnie. Ale jak sama powiedziałaś - tylko rozważamy, jeszcze spokojnie możemy się nie zdecydować, i pozostawić tego typu ceremonie tylko tym katolikom którzy we własnym rozumieniu spełniają kryteria pozwalające im wziąć taki ślub bez obrazy dla nikogo. Zobaczymy.

Cytuj:
Czy Ty masz kontakt tylko z tzw."babciami moherowymi".Z mojego otoczenia kazdy rozumie pozytywne.Poza tym nie kazdy ma od razu Milosc swojego zycia.W wieku lat nastu bywa tak ze to po prostu zadurzenie i po 20 mija;)Czeresniowa demonizujesz aaaaaaa :)


Ojej :) Zaraz moherowe baby. No nie... ale powinnaś wiedziec jak (nawet trochę niedorzecznie) zagorzali w swojej wierze potrafią być młodzi ludzie. Masz nawet tu na forum ze 2-3 przykłady. Nieliczne to na szczęście, ale jak widzisz nie dotyczy tylko moherowych bab. Poza tym... czy ja o coś wojuję... temat jest do wyrażania zdania. To wyrażam, a po prostu łatwiej mi wyrażać opierając się na przykładach tego co sama przeżywam, bądź z czym się spotkałam w życiu.
Chcesz przykładu odwrotnego dla zobrazowania? "Nie lubię jak ateiści nazywają ogół wierzących durniami". To nie znaczy, że wszyscy ateiści tak robią, albo że mam kontakt tylko z takimi. Nie znaczy to też że mają rację, ani że jej nie mają. Znaczy to tylko i dokładnie tyle - że nie podoba mi się jeśli ktoś tak mówi. Bo po pierwsze uogólnia, po drugie zachowuje się niewłaściwie w relacji człowiek-człowiek. O religii może sobie myśleć co chce, ale mi się może nie spodobać wyrażenie tego w taki sposób, w takiej formie... a gdyby już z kolei powiedział "Moim subiektywnym zdaniem religia taka a taka jest durna" - nie zakwestionowałabym tego, ewentualnie gdyby powiedział "Niektórzy wyznawcy takiej a takiej religii są durni". Niektórzy ateiści też mogą byc durni, i co z tego, niektórzy, nie znaczy wszyscy, a "moje subiektywne zdanie" to niekoniecznie zawsze obiektywna prawda. [koniec tej przydługiej dygresji]

Cytuj:
Poszukiwania.Ja osobiscie tego slowa nie lubie.Kojarzy mi sie to tylko z bezuczuciowym doborem by "jak najlepiej sie ustawic".Czas na bledy hm co racja to racja bywa i tak,ale nie trzeba miec rowniez kilku partnerow by stworzyc idealny zwiazek[czasami moze sie to zamienic w wyuczony koncert]Zreszta w KAZDYM zwiazku by byl ok powinna funkcjonowac przde wszystkim rozmowa.Bez tego ani rusza i ani mieszkanie przed slubem anie sex ani inne cudawianki tego nie zastapia


No... tu się z Tobą zgadzam. Ale tylko subiektywnie :) JA uważam, że do Miłości potrzebna jest rozmowa (niekoniecznie zawsze w postaci gadania, ale chodzi mi tu o ogół zaufania, zrozumienia, wspólnych tematów, wsparcia, zdolności do szczerości, trochę zgodności charakterów... itd.itd.). Bo oczywiście, związek wg mnie buduje się na podłożu psychicznym. Najpierw nam się czyjaś buźka podoba (zazwyczaj), ale potem i tak następuje weryfikacja, czy sie z tym kimś da w ogóle pogadać. Dalsze etapy, jak sama nazwa wskazuje, są przynajmniej dla mnie na dalsze etapy...
Słowo poszukiwania jest z wielu względów nietrafione. Ale wybacz, nie znajduję innego. Masz inne? Chodzi mi po prostu o to, że żyje sobie człowiek... który w sensie czynnym może szukać, albo w ogóle nie szukać miłości... ale i tak naprawdę pewien etap jest "szukaniem", a to szukanie może się szczęśliwie zakończyć (zacząć) pięknym związkiem już przy pierwszym podejściu, jak i dopiero za 10, czy 20. To nie chodzi o dobór, odrzucanie, chłodne kryteria, szaleńcze poszukiwania po serwisach randkowych na zasadzie rozsyłania cv i przeprowadzania kilkutygodniowomiesięcznych rozmów kwalifikacyjnych :) Rozumiesz, wiem że rozumiesz, więc nie mów że nie rozumiesz, bo nie wierzę :D

Cytuj:
P.S. Przepraszam za wypowiedz bez ladu i skladu,ale jakos niespecjalnie lubie odchylki,wole umiar gdzie jedna strona akceptuje druga i nie "smieje sie w twarz".

Wyjaśniłam z tym śmianiem się w twarz. Wyjaśniłam tez kilka innych kwestii. Mój poprzedni post był pisany trochę w emocjach... trochę mnie poniosło, a trochę nie miałam czasu na właściwy dobór słów. Jeśli chodzi o samą istotę sprawy, wątpię, że się ze mną zgodzisz, ale też nie namawiam do tego. Pozdrawiam :)

_________________
Prof. dr hab. Joanna Senyszyn:
"Gdyby głupota miała skrzydła, minister Kopacz fruwałaby niczym gołębica."
http://powiedz-nie.c0.pl/


So lut 23, 2008 10:08
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt gru 23, 2003 0:41
Posty: 4103
Post 
czeresniowa napisał(a):
W wieku 18, 20 lat większość ludzi jest już w pełni dojrzała i zdolna podejmować dobre decyzje odnośnie rozpoczęcia współżycia.


Dojrzała - w jakim sensie?

_________________
Mądremu tłumaczyć nie trzeba, głupi i tak nie zrozumie.


So lut 23, 2008 11:20
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz gru 07, 2006 8:54
Posty: 3956
Post 
Fizycznym i często psychicznym podejrzewam.

_________________
"Problem z cytatami w internecie jest taki, że każdy od razu automatycznie wierzy w ich prawdziwość" - Abraham Lincoln


So lut 23, 2008 11:49
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 28, 2008 19:25
Posty: 731
Post 
Asienko,
Mniej więcej tak jak powiedział Mroczny :) Nie twierdzę że wszyscy od razu mamy tak samo. Ale skoro ustawodawca na podstawie (między innymi) badań socjologicznych ustanowił dla Polaków wiek 18 lat na odpowiedni do osiągnięcia pełnoletności (co się wiąże w szczegółach z różnymi konsekwencjami - i przyjemnymi i nie), to znaczy że chyba ktoś wie lepiej niż my, jednostki, jaka jest przeciętna wieku odpowiednia do podejmowania w miare już odpowiedzialnych decyzji, nie ma sensu tego wieku dla ogółu sztucznie obniżać czy podwyższać.... no a jednostki to i tak zawsze będą jednostkami, mogą się zdarzyć odbiegania od tej normy, to też oczywiste (są ludzie niegotowi na stały związek po 30, są tacy którzy związali się na stałe [może i wiążąc to z seksem z czasem] w wieku 15 lat, przetrzymali w tym związku 5 lat do ślubu a później do końca zycia - ergo ci właśnie widocznie byli gotowi już w wieku lat 15).

_________________
Prof. dr hab. Joanna Senyszyn:
"Gdyby głupota miała skrzydła, minister Kopacz fruwałaby niczym gołębica."
http://powiedz-nie.c0.pl/


So lut 23, 2008 12:49
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt mar 19, 2004 19:24
Posty: 3644
Post 
Uwielbiam teksty w stylu "wy, katolicy". Może warto w przyszłości zamienić to nieszczęsne sformułowanie na "niektórzy ludzie"? ;)

Jest miłość i Miłość. Nie wiem jak inni katolicy ;), ale ja myślę, że Bóg jest Dawcą miłości. Tej do mojego męża też. Nie umiałabym kochać go i przebaczać mu (on mi też), gdybym nie miała tej miłości od Boga. Po 1,5 roku małżeństwa (wiem, że to niewiele) piszę to z pełną odpowiedzialnością.
Ślub kościelny to sakrament. Oczywiście "działa", kiedy ci, którzy sobie ślubują przyjmują go z wiarą. Dzięki temu każdego dnia bycia we dwoje można czerpać z tego sakramentu siłę i moc. To tak jak z Eucharystią, a przynajmniej ja tak to rozumiem. Natomiast ci, którzy się kochają "bez Boga" mają jedynie swoje własne możliwości. Nie twierdzę, że ich miłość jest gorsza. Jest po prostu inna. Dla mnie, wybaczcie, troszkę bardziej ograniczona, bo człowiek sam z siebie jest ograniczony. Ma granice cierpliwości, wyrozumiałości, poświęcania się dla drugiego, znoszenia zranień itp. Wierzę w to, że Pan Bóg daje łaskę, by te granice troszke przesunąć, kiedy trzeba, by wybaczyć nawet i 78 raz ;)

A co do tematu, to dla mnie dojrzałość do podjęcia współżycia jest ściśle związana z możliwością przyjęcia i wychowania ewentualnego potomstwa, a sorry, nie sądze, by 18 latka była do tego zdolna. Oczywiście nie rozmawiamy o wyjątkach.

I jeszcze odnośnie mieszkania przed ślubem, to nie wiem jak to jest, ale ja widzę same tego wady :D

_________________
Co dalej za zakrętem jest?
Kamieni mnóstwo
Pod kamieniami leży szkło
Szło by się długo
Gdyby nie to szkło, to by się szło... ♪


So lut 23, 2008 14:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt gru 23, 2003 0:41
Posty: 4103
Post 
Niestety, chyba nie bardzo wie ten ustawodawca ;)
Pod względem fizycznym dojrzałość zapewne już raczej ma miejsce, ale pod względem psychicznym nie koniecznie. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie, gdzie młodzi ludzie dojrzewają emocjonalnie, psychicznie później.
Zgadzam się z rozalką:
Cytuj:
...to dla mnie dojrzałość do podjęcia współżycia jest ściśle związana z możliwością przyjęcia i wychowania ewentualnego potomstwa, a sorry, nie sądze, by 18 latka była do tego zdolna. Oczywiście nie rozmawiamy o wyjątkach.

_________________
Mądremu tłumaczyć nie trzeba, głupi i tak nie zrozumie.


So lut 23, 2008 15:09
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 28, 2008 19:25
Posty: 731
Post 
I racja, i nie racja.
Bycie 18latką w niezbyt chcianej ciąży (jeśli ma się stałego partnera i w miare dobre relacje z rodzicami, tym bardziej) to tylko jedna z wielu niekomfortowych sytuacji, z których jednak jest jakieś wyjście. (Pomijam już fakt, że te osiemnastki jak tylko będą używały solidnych zabezpieczeń to tak od razu w te ciąże nie pozachodzą).
Innym przykładem niezbyt komfortowej sytuacji jest gdy w np. katolickiej wielodzietnej rodzinie pojawia się kolejne (już niezbyt chciane) dziecko. Z katolickiego punktu widzenia jak najbardziej miało prawo się pojawić, bo małżeństwo, bo normalne współżycie, bo co najwyżej npr. Piętnować ich "niedojrzałość" tak samo jak osiemnastkę w ciąży, czy nie?
Człowiek w wielu sytuacjach życiowych nie jest w stanie przyjąć na siebie "ciężaru" posiadania i wychowania dziecka. I nie zawsze jest to dowodem na niedojrzałość. Oczywiście na szczęście też zazwyczaj nie jest to ciężar nie do udźwignięcia.

Cytuj:
I jeszcze odnośnie mieszkania przed ślubem, to nie wiem jak to jest, ale ja widzę same tego wady

Podaj kilka :) Ja też jakieś widziałam na samym początku... Ale ponoc jest tak, że takie właśnie odczucia mają nawet małżonkowie wprowadzający sie do wspólnego mieszkania po ślubie. To jest kwestia "zatrybienia" kilku kwestii, przyzwyczajenia sie do nieco nowej rzeczywistości.

_________________
Prof. dr hab. Joanna Senyszyn:
"Gdyby głupota miała skrzydła, minister Kopacz fruwałaby niczym gołębica."
http://powiedz-nie.c0.pl/


So lut 23, 2008 15:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 28, 2008 19:25
Posty: 731
Post 
Asienkka napisał(a):
Zwłaszcza w dzisiejszym świecie, gdzie młodzi ludzie dojrzewają emocjonalnie, psychicznie później.

Odpowiedziałabym Ci od razu, ale nie odpowiem :) Bo ciekawa jestem Twojego poglądu na ten temat. Kiedy więc wg Ciebie człowiek osiąga dojrzałość psychiczną odpowiednią do świadomej decyzji dot. rozpoczęcia współżycia.

_________________
Prof. dr hab. Joanna Senyszyn:
"Gdyby głupota miała skrzydła, minister Kopacz fruwałaby niczym gołębica."
http://powiedz-nie.c0.pl/


So lut 23, 2008 15:38
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23
Posty: 1814
Post 
Asienkka napisał(a):
czeresniowa napisał(a):
W wieku 18, 20 lat większość ludzi jest już w pełni dojrzała i zdolna podejmować dobre decyzje odnośnie rozpoczęcia współżycia.


Dojrzała - w jakim sensie?
Jedna moja Babcia miała 16 lat, gdy wychodziła za mąż. I babcia mojego męża też :)


So lut 23, 2008 15:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt gru 23, 2003 0:41
Posty: 4103
Post 
czeresniowa napisał(a):
I racja, i nie racja.
Bycie 18latką w niezbyt chcianej ciąży (jeśli ma się stałego partnera i w miare dobre relacje z rodzicami, tym bardziej) to tylko jedna z wielu niekomfortowych sytuacji, z których jednak jest jakieś wyjście. (Pomijam już fakt, że te osiemnastki jak tylko będą używały solidnych zabezpieczeń to tak od razu w te ciąże nie pozachodzą).
Innym przykładem niezbyt komfortowej sytuacji jest gdy w np. katolickiej wielodzietnej rodzinie pojawia się kolejne (już niezbyt chciane) dziecko. Z katolickiego punktu widzenia jak najbardziej miało prawo się pojawić, bo małżeństwo, bo normalne współżycie, bo co najwyżej npr. Piętnować ich "niedojrzałość" tak samo jak osiemnastkę w ciąży, czy nie?

Chyba nie rozumiem :)
Niedojrzałe - moim zdaniem - byłoby nie przyjęcie dziecka w danej rodzinie, o której wspomniałaś :) A to, że akurat się decydyją na urodzenie tego dziecka, świadczy właśnie o ich dojrzałości. Nie uciekają przed odpowiedzialnością za swoje czyny. Ale nie o tym w sumie jest ten temat ;)

czeresniowa napisał(a):
Asienkka napisał(a):
Zwłaszcza w dzisiejszym świecie, gdzie młodzi ludzie dojrzewają emocjonalnie, psychicznie później.

Odpowiedziałabym Ci od razu, ale nie odpowiem :) Bo ciekawa jestem Twojego poglądu na ten temat. Kiedy więc wg Ciebie człowiek osiąga dojrzałość psychiczną odpowiednią do świadomej decyzji dot. rozpoczęcia współżycia.

Wtedy - kiedy liczę się z możliwymi konsekwencjami rozpoczęcia współżycia - czyli z pojawieniem się dziecka :) Kiedy jestem gotowa/gotowy do podjęcia odpowiedzialności za nowe życie, kiedy możliwość pojawienia się małej istoty nie napawa mnie wielkim lękiem i strachem - w sensie, że będzie to tylko jeden, wielki problem.

mateola napisał(a):
Asienkka napisał(a):
czeresniowa napisał(a):
W wieku 18, 20 lat większość ludzi jest już w pełni dojrzała i zdolna podejmować dobre decyzje odnośnie rozpoczęcia współżycia.


Dojrzała - w jakim sensie?
Jedna moja Babcia miała 16 lat, gdy wychodziła za mąż. I babcia mojego męża też :)

A moja miała 17, tylko co w związku z tym? ;)

_________________
Mądremu tłumaczyć nie trzeba, głupi i tak nie zrozumie.


So lut 23, 2008 19:11
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 28, 2008 19:25
Posty: 731
Post 
Asienkka napisał(a):
Wtedy - kiedy liczę się z możliwymi konsekwencjami rozpoczęcia współżycia - czyli z pojawieniem się dziecka :) Kiedy jestem gotowa/gotowy do podjęcia odpowiedzialności za nowe życie, kiedy możliwość pojawienia się małej istoty nie napawa mnie wielkim lękiem i strachem - w sensie, że będzie to tylko jeden, wielki problem.


No to w takim razie nie odpowiem, a przynajmniej nie polemiką.
Ja też uważam, że powinno się rozpocząć współżycie w wieku i okolicznościach w których ewentualne pojawienie się dziecka byłoby co najmniej dopuszczalne. Ale to że ktoś dopuszcza taką myśl, akceptuje jako naturalną kolej rzeczy i nie ma planów aborcyjnych nie znaczy od razu że będzie (obojętnie czy mając wtedy 18 lat czy 25) od razu a) brał ślub, b) starał się o to dziecko, c) ryzykował zabezpieczając się kiepsko bądź wcale. Dopuszczanie myśli, ewentualności, przekonanie że jak już dziecko się pojawi to się je będzie kochać, to nie to samo co chęć, lekkomyślność, czy dążenie do jego posiadania. Generalnie więc - aby w sposób odpowiedzialny rozpocząć współżycie nie jest potrzebne ani zawarcie małżeństwa, ani przekonanie, że już teraz dziecko chcę mieć... tylko, że poradzimy sobie (we troje) w przypadku takiej ewentualności i że będzie ok.
Mimo wszystko ja się skłaniam ku tezie, że ludzie są w stanie osiągnąć taki etap w wieku około 20 lat, plus minus 2. Może zanadto kieruję się własnym przykładem w tym względzie... ale ok, powiedzmy że kwestia wieku wyrażonego liczbą, to moje prywatne obserwacje, a okreslenie wieku poprzez kryterium "gotowości" na dziecko w razie nagłego przypadku ;) jest nieco bardziej uniwersalne i da się odnieść do (niemal?) każdej jednostki.
A w przypadku rodziny którą opisałam - nieodpowiedzialnością jest w pewnym sensie również współżycie (prawie zawsze niosące ryzyko), w momencie w którym wiedzą że kolejnego dziecka nie chcą, że nie zapewnią mu chocby tego co zapewnili wcześniejszym. To taki sam stopień (choć nie ten sam sposób) nieodpowiedzialności jak u tej nastki w ciąży. W obu przypadkach jeśli się jednak podejmą, jeśli sprostają - to się chwali... ale nieodpowiedzialność małżeńska nie jest wiele różna od nieodpowiedzialności przedmałżeńskiej (o tym miał być ten przykład).

_________________
Prof. dr hab. Joanna Senyszyn:
"Gdyby głupota miała skrzydła, minister Kopacz fruwałaby niczym gołębica."
http://powiedz-nie.c0.pl/


So lut 23, 2008 19:35
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lut 09, 2008 16:40
Posty: 2603
Post 
Młodzi biorą przykład z tego co ich otacza...

Dzisiaj widziałem reklamę filmu w telewizji.

Cybremiłość czy jakoś tak - komedia. Film chyba o 20 leci.
(reklama filmu) Zaczyna się słowami dziewczyny.
Mam już 17 lat i jeszcze jestem dziewicą, muszę znaleźć kogoś kto to zmieni.

A potem się dziwimy skąd te dzieci tak szybko wpadają na takie pomysły.
Przykre. :(

_________________
I pomyśleć, że na początku był tylko chaos... i komu to przeszkadzało?...
Tomasz Olbratowski.


N lut 24, 2008 0:16
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 61 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL