Autor |
Wiadomość |
annaeliasz
Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09 Posty: 40
|
wasze sumienie napisał(a): ty nie rzucaj tu cytatami ktore nie maja zadnego odzwierciedlenia. cytaty, które wrzuciłam mają odzwierciedlenie w moim życiu wasze sumienie napisał(a): napisz o uczuciach swoich dzieci, o ich wstydzie za ojca i matke ktora wykazuje skrajna glupote Spytaj ich a powiedzą Ci, że nigdy się za mnie nie wstydzili, nie mieli powodu! wasze sumienie napisał(a): o dzieciach ktore nie moga zaprosic pzryjaciol do domu, ktore sa stale w szkole obserwowane, ktore nie maja szans na wakacje bo ty wolisz zeby pijak przepil te pieniadze Zapraszają kolegów, koleżanki, sympatię Pijak o którym piszesz przynosi do domu całą wypłatę, przepija lewizny, nigdy nie było żadnych ograniczeń finansowych z powodu jego pijaństwa - pieniądze wpływają na konto i on nie ma praktycznie do nich dostępu. wasze sumienie napisał(a): piszezs o tym ze nie mialas gdzie pojsc. i slusznie. bo to nie ty powinnas pojsc, tylko jego wywalic za drzwi
wiem, tylko nie wiedziałam jak to zrobić i dlatego nie zrobiłam. Sprawy w komisjach trwają miesiącami, nikt nawet z policji nie chciał interweniować, nawet jak zgłosiłam, że jeździ po pijanemu samochodem. Byli tylko raz spisali, zabrali na izbę i koniec. Nie wiem, może ma tam kogoś znajomego mój mąż.
_________________ Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;
|
Pn mar 09, 2009 14:52 |
|
|
|
 |
wasze sumienie
Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37 Posty: 196
|
przepija tylko lewizny....no to fajnie....
to pije nadal czy chodzi trzezwy? bo jakos to sie kloci,
sorry, przychodzi z pracy trzezwy, tzn ze pije w domu....a dorosle dzieci na to patrza....nie napisalas jeszcze czy mu moze towarzysza?
nie zadalas sobie pytania dlaczego syn -stary byk, niezalezny finansowo siedzi kolkiem w domu?
1. boi sie panicznie o ciebie i siostre i wraca jak uwiazany na smyczy
2. juz nauczyl sie na przykladzie ze mozna cie wykorzystywac do woli. po co zyc na wlasny rachunek skoro matka posprzata, upierze, ugotuje....a i tatus imprezowy
sory, ale tak to wyglada wlasnie z boku
|
Pn mar 09, 2009 14:57 |
|
 |
annaeliasz
Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09 Posty: 40
|
sorry, widzę, że chcesz nieźle namieszać... nie czytasz dokładnie, więc nie czuję się w obowiązku odpisywać.
Mam dwóch synów, więc nie wiem o co Ci chodzi z jakąś siostrą...?
Już wielokrotnie pisałam jak wygląda sytuacja w domu obecnie, nie zamierzam tracić czasu na przepisywanie postów powyżej.
...to taki przykład, że wrzeszczysz, a nie wiesz o czym...
Już wielokrotnie pisałam jak wygląda sytuacja w domu obecnie, nie zamierzam tracić czasu na przepisywanie postów powyżej.
Jeśli takie osoby jak Ty prowadzą terapię, to już niczemu się nie dziwię.
serdecznie pozdrawiam.
_________________ Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;
|
Pn mar 09, 2009 15:08 |
|
|
|
 |
wasze sumienie
Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37 Posty: 196
|
to powiem inaczej
mialam kiedys chlopaka. pochodzil wlasnie z takiej rodziny jak twoja. w domu razem 6-ciu synow, doroslych lub prawie doroslych.
wiesz dlaczego sie nie mogli wyprowadzic?
bo wszyscy bali sie o matke. swoje wyjscia ukladali dyzurami...
zaden z tych 6-ciu nie ulozyl sobie do tej pory zycia....choc wszyscy probowali.
zadna dziewczyna, czy zona nie wytrzymywala ciagle obecnego widma ojca pijaka pastwiacego sie nad matka, strachu meza o matke....i widma pijanstwa meza....
wiec wiem o czym pisze...
ps, rzeczywiscie nie wiem skad ta siostra, chyba tak z rozpedu
|
Pn mar 09, 2009 15:14 |
|
 |
annaeliasz
Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09 Posty: 40
|
Rozumiem.
co do tej siostry... nic nie miałabym przeciwko, gdyby kiedyś urodziła się dziewczynka...
Jeśli chodzi o jakieś dyżury... nigdy czegoś takiego u mnie w domu nie było, nikt nie musi dyżurować w domu przy mnie... daję sobie radę sama. Kiedyś dzieci były małe, mąż pił, więc kto miałby mnie chronić? Z resztą mąż nigdy nie stosował przemocy fizycznej wobec mnie czy dzieci.
Jak już wielokrotnie pisałam, mąż nie upija się od kilku miesięcy.
Nie mam nic przeciwko temu, żeby syn zamieszkał sam czy z dziewczyną. Widocznie dobrze czuje się w domu i nie widzi takiej konieczności, żeby się wyprowadzać. Pracuje na trzy zmiany i studiuje zaocznie, więc po co ma sobie utrudniać życie?
_________________ Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;
|
Pn mar 09, 2009 15:30 |
|
|
|
 |
annaeliasz
Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09 Posty: 40
|
Niestety, część uczestników dyskusji skupiło się na alkoholiku, ja w swoim czasie też to robiłam i dlatego nie mogłam znaleźć wyjścia z sytuacji.
Świadectwo nie jest formą chwalenia się, jest dowodem na działanie Bożej Miłosiernej Miłości w życiu mojej rodziny. Zdaję sobie sprawę, że na forum nie ma możliwości prowadzenia jakiejkolwiek terapii, ani podanie cudownego leku, choćby dlatego, że taki nie istnieje.
Mój post miałbyć jedynie sygnałem, że Bóg działa! Że można kochać miłością trudną i dopowiedzialną, że jest alternatywa dla rozwodów - poważne, odpowiedzialne potraktowanie instytucji małżeństwa (niekoniecznie sakramentalnego).
Powtarzam raz jeszcze i niektórzy z Was też to przyznali, że alkoholik pozostanie alkoholikiem bez względu na to co zrobi druga połówka w małżeństwie. Nawet jeśli alkoholik wytrzeźwieje, nie ma żadnej gwarancji na jego trzeźwość w przyszłości. Żaden system terapeutyczny nie jest doskonały, nie każda terapia odpowiada każdemu współuzależnionemu i potrzebne jest indywidualne podejście.
Nie uczestniczyłam w terapii nie ze złej woli czy dumy, że sama wszystko wiem! Nie uczestniczyłam dlatego, że forma terapii mi nie odpowiadała, pisałam już o tym wcześniej.
Uważam, że mało są nagłaśniane ośrodki katolickie czy chcrześcijańskie, prowadzące terapię dla alkoholików czy współuzależnionej rodziny.
Nie wykluczam w katolickim małżeństwie separacji, uważam, że drastycznych przypadkach jest konieczna. Niestety muszą ku temu zaistnieć dogodne warunki, a takie najczęściej są nieosiągalne.
Nie wykluczam udziału w terapii, muszę tylko trafić do odpowiedniego ośrodka, jak już pisałam, choćby z czystej ciekawości.
Wiara, duchowość, religijność nie jest złem! Wiara to światło, w którym widzi się inaczej otaczającą rzeczywistość. Wiara nie odrywa od rzeczywistości ale ją zmienia, wprowadza do życia nowy, nadprzyrodzony wymiar.
Prawdziwa miłość, odpowiedzialna za drugiego człowieka nie jest formą cierpiętnictwa! To twarde życie, ciągła walka z ludzkimi słabościami. Nie zawsze nawet trzeźwego człowieka jest łatwo pokochać, JEŚLI WCZEŚNIEJ SIĘ GO CAŁYM SERCEM NIENAWIDZIŁO. Ale jeśli Bóg obdarza taką miłością, głupotą byłoby ją odrzucić, nie wykorzystać, nie pokochać.
_________________ Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;
|
Pn mar 09, 2009 15:51 |
|
 |
strumyk
Dołączył(a): N sty 11, 2009 9:15 Posty: 327
|
wasze sumienie napisał(a): ty jestes kobieto uzalezniona od jego alkoholozmu. skoro nie chcesz myslec o sobie to pomysl o swoich dzieciach. na co one patrza kazdego dnia? na zapijaczona gebe ojca ktory wszystko ma gdzies. )
wasze sumienie zapomniałaś dopisać,że każdy alkoholik to psychopata, brutal, sadysta,damski bokser , degenerat.
Czasem'' zapijaczona gęba ''może być milsza dla oka, niż twarz trzeżwego człowieka który ma w sobie wiele jadu, i świetnie mu wychodzi, dołowanie innych swoimi refleksjami zyciowymi.
Przeczytałam wiekszość Twoich postów, i zastanawiam się, Kim jesteś byś tak oceniala innych tutaj.
Piszesz tak jakbyś wszystko, wiedziała o zyciu, i wiedziałabyś najlepiej.Masz recepty na wszystkie dramaty ludzi ?
Rozumiem ,że masz odmienne poglądy, ale szanuj swoich rozmówców.
Trudno mi nazwać alkoholika człowiekiem chorym.
Dla mnie pojęcie choroby ma inne znaczene.Prędzej nazwę alkoholika człowiekiem zagubionym,ale zawsze pamiętam,że alkoholik to człowiek.
annaeliasz ..rozumiem Cię, i to co kieruje Tobą,że nadal jesteś z mężem.
Nie uważam Cię za złą matkę,i uwierz nie masz się czego wstydzić.
Tak samo jak nie twierdzę,że temat założony przez Ciebie,jest oznaką pychy, i chwalenia się jaka to Ty jesteś dobra,i wyrozumiała.
Tak masz rację słowa Przysięgi Małżeńskiej....
_________________ Trudno jest dżwigać świadomość własnych porażek.Jeszcze trudniej dżwigać kamienie sumienia.A już najtrudniej dostrzec i dżwignąć człowieka.
|
Wt mar 10, 2009 6:45 |
|
 |
Notburga
Dołączył(a): Wt paź 03, 2006 8:21 Posty: 92
|
strumyk napisał(a): Trudno mi nazwać alkoholika człowiekiem chorym. Dla mnie pojęcie choroby ma inne znaczene.Prędzej nazwę alkoholika człowiekiem zagubionym,ale zawsze pamiętam,że alkoholik to człowiek.
Cóż, alkoholizm jest uznawany za chorobę od ponad 100 lat. Chorobę nieuleczalną, której rozwój można zatrzymać tylko pod warunkiem, że chory zaprzestanie picia. Nie tylko upijania się , ale także 3 piw dziennie, kieliszka dobrego wina przy okazji, nawet syropu przeciwkaszlowego zawierającego śladowe ilości alkoholu. Poza tym każdy chory człowiek jest człowiekiem.
Annaeliasz, wierzę ze Bóg da Ci siłę, żebyś powiedziała mężowi "Musisz przestać pić". Wiem, że to potwornie trudne. Ale jeśli tego nie zrobisz, to tak naprawdę pozwalasz mu zabijać się dalej. Zabijanie siebie jest grzechem. Wychodzi na to, że pozwalasz mężowi tkwić w grzechu. Prawdziwe miłowanie to między innymi zawierzenie Panu. Nie powstaną nagle jakieś "dogodne warunki do separacji". Separacja nigdy nie jest dogodna. Trafienie do odpowiedniego ośrodka to Twoje zadanie do wykonania. Niektórym sprawdza się kombinacja :terapia "cywilna" plus specjalistyczna opieka duszpasterska albo wspólnota.
Mnie niepokoi Twoje przekonanie, że mąż nigdy nie zacznie się leczyć. Bo one tak naprawdę znaczą "pijesz, no trudno, byle nie tak dużo jak kiedyś". No i przypomnę Ci znane słowa "Nie lękajcie się!" one są między innymi skierowane właśnie do Ciebie. Osobiście i indywidualnie.
|
Wt mar 10, 2009 9:31 |
|
 |
wasze sumienie
Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37 Posty: 196
|
Notburga
pieknie powiedziane
alkoholok to alkoholik
autorka pozwala mezowi zabijac siebie samego, ale pozwala tez na zabijanie jej oraz ich dzieci, zabijanie calej rodziny.
nie upija sie na umor....ale popija, i ma na to pelne przyzwolenie w domu
trudno to nazwac miloscia.
ktos kiedys powiedzial "kochac jest latwo, znacznie trudniej jest kochac rozumnie"
a to co prezentuje swoja postawa autorka tematu to po prostu paniczny, histeryczny strach przed podjeciem jakichkolwiek decyzji, przed najmniejsza nawet zmiana,
strach do ktorego dobudowala sobie piekna teorie o milosci i milosierdziu
|
Wt mar 10, 2009 9:36 |
|
 |
Notburga
Dołączył(a): Wt paź 03, 2006 8:21 Posty: 92
|
Wasze sumienie, miłość to słowo bardzo ogólne. Jest też pojęcie miłości chorej, toksycznej. Ona ma różne oblicza. Jedną z miłosci toksycznych jest relacja między uzaleznionym a współuzleżnionym. Podatnośc na wchodzenie w relacje tego typu jest kształtowana w dzieciństwie. Stanięcie w prawdzie o sobie i swoim życiu to dla osoby współuzależnionej zadanie często nad siły. Bo lęk przed prawdą ma bardzo silny. Budowany latami. Historie życia osób współuzaleznionych z zasady zawierają straszliwe krzywdy, których osoby te doznały wcześniej. To jest jak łańcuch koszmaru przekazywany z pokolenia na pokolenie. Tak naprawdę to żeby powiedzieć "swojemu alkoholikowi" że musi przestać pić trzeba mieć bardzo dużo odwagi. Trzeba być bardzo silnym. Bardzo. I czasem postawić na szali całe swoje życie. Czasem łtwiej znosić znany koszmar niż zwalić wszystko do fundamentów i zbudować od nowa. Takich rzeczy nie da się zrobć ot, tak. I nie brak rozumu jest w tym największą przeszkodą. Bo to są problemy w sferze emocjonalnej. Duchowej ewentualnie. Racjonalnie wiele osób współuzaleznionych wie doskonale, co powinno zrobić. Natomiast siła do zrobienia tego co sie powinno to nie z rozumu płynie.
|
Wt mar 10, 2009 10:03 |
|
 |
annaeliasz
Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09 Posty: 40
|
Notburga napisał(a): strumyk napisał(a): Trudno mi nazwać alkoholika człowiekiem chorym. Dla mnie pojęcie choroby ma inne znaczene.Prędzej nazwę alkoholika człowiekiem zagubionym,ale zawsze pamiętam,że alkoholik to człowiek. Cóż, alkoholizm jest uznawany za chorobę od ponad 100 lat. Chorobę nieuleczalną, której rozwój można zatrzymać tylko pod warunkiem, że chory zaprzestanie picia. Nie tylko upijania się , ale także 3 piw dziennie, kieliszka dobrego wina przy okazji, nawet syropu przeciwkaszlowego zawierającego śladowe ilości alkoholu. Poza tym każdy chory człowiek jest człowiekiem. Annaeliasz, wierzę ze Bóg da Ci siłę, żebyś powiedziała mężowi "Musisz przestać pić". Wiem, że to potwornie trudne. Ale jeśli tego nie zrobisz, to tak naprawdę pozwalasz mu zabijać się dalej. Zabijanie siebie jest grzechem. Wychodzi na to, że pozwalasz mężowi tkwić w grzechu. Prawdziwe miłowanie to między innymi zawierzenie Panu. Nie powstaną nagle jakieś "dogodne warunki do separacji". Separacja nigdy nie jest dogodna. Trafienie do odpowiedniego ośrodka to Twoje zadanie do wykonania. Niektórym sprawdza się kombinacja :terapia "cywilna" plus specjalistyczna opieka duszpasterska albo wspólnota. Mnie niepokoi Twoje przekonanie, że mąż nigdy nie zacznie się leczyć. Bo one tak naprawdę znaczą "pijesz, no trudno, byle nie tak dużo jak kiedyś". No i przypomnę Ci znane słowa "Nie lękajcie się!" one są między innymi skierowane właśnie do Ciebie. Osobiście i indywidualnie.
Przyjmuję, że alkoholizm jest chorobą, ale psychiczną... Tylko człowiek chory psychicznie nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest chory i powinien się leczyć. W każdym innym przypadku symptomy pojawiającej się choroby powodują, że pacjent udaje się do lekarza i rozpoczyna terapię, tutaj jest inaczej, niestety.
Gdybym nie zawierzyła wszystkiego Bogu, nie ufała, że da mi siłę do życia z mężem, do walki o niego, nie pisałabym tych postów, nie byłoby świadectwa.
Nie twierdzę, że mąż nigdy nie zechce się leczyć, nigdy nie przestanie pić trzech piw, czy jednego tylko, co się też zdarza. W tej chwili traktuję to jak jakiś etap, mam nadzieję przejściowy.
Nie lękam się być z nim, kochać go i często w różny sposób nakłaniać do tego, aby przestał pić.
Piszecie o rozumnej miłości...
Wielokrotnie byłam świadkiem "małpiej miłości" ... wiem jak to wygląda i jestem pewna, że ja nikogo nie kocham taką głupią miłością i nie ukrywam się w niej przed problemami. Prawdziwa, odpowiedzialna, wymagająca miłość nie oznacza, że jeśli ktoś źle postępuje, jest chory czy zagubiony, to wyrzuca się go z domu, ale próbuje się mu pomóc wszelkimi możliwymi sposobami. Przymusowa terapia nie da żadnych efektów, każdy alkoholik musi dojrzeć do niepicia, do chęci leczenia. Czasem terapia podjęta w wolnej woli, bez przymusu też nie przynosi efektów, a co dopiero taka, do której zostało się przymuszonym.
Wiem, że bywają sytuacje, gdy ludzie zmieniają się natychmiast, jak pod uderzeniem pioruna, znika całe zło, w którym trwali, ale najczęściej przemiany następują etapami, wiem to sama po sobie. Wiem jak trudno nawet latami walczyć z niektórymi słabościami, skłonnościami, wadami. Jestem nałogową palaczką... Mam też kilka innych wad, których być może do śmierci z siebie nie wyplenię. Mąż alkoholik i ja pozostajemy ludźmi, żadna terapia ani praca nad sobą tego nie zmieni, nie uczyni nas aniołami, możemy stawać się tylko coraz lepszymi ludźmi, a to wymaga ciągłej pracy i walki, a tego się nie lękam, widzę na co się porwałam zostając z nim.
Co do terapii dla siebie... wciąż szukam, jak znajdę to dam znać 
_________________ Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;
|
Wt mar 10, 2009 10:51 |
|
 |
Notburga
Dołączył(a): Wt paź 03, 2006 8:21 Posty: 92
|
annaeliasz napisał(a): Co do terapii dla siebie... wciąż szukam, jak znajdę to dam znać 
Super że szukasz  nawet jak wątek "zamrze" daj mi znać, proszę.
Alkoholizm to akurat jest chorobą całego człowieka, ciała, psychiki i duszy, choć nie jest chorobą psychiczną sensu stricte. Z tym dojrzewaniem do terapii masz sporo racji. W alkoholiźmie niestety sugerowanie i namawianie rzadko kiedy dają wyniki. Nie bez powodu mówi się, że żeby zacząć leczenie alkoholik musi osiągnąć "swoje dno" i że jest ostatnią osobą na świecie, któa zobaczy swoje uzależnienie. Bardzo silne zaprzeczenia to jest częsć tej choroby. Powtórzę się: obyś znalazła siłę, by powiedzieć mężowi "Musisz przestać pić" i oby stało się to jak najprędzej.
|
Wt mar 10, 2009 11:36 |
|
 |
wasze sumienie
Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37 Posty: 196
|
madra, rozumna milosc....w przypadku uzaleznien takich jak alkoholozm czy narkomania polega na pomocy w ..... upadku na samo dno. trwanie przy takim czlowieku i wspieranie go jest najglupsza rzecza na swiecie jaka mozna zrobic. i kazdy terapeuta na swiecie zajmujacy sie terapia wspoluzaleznien wlasnie ci to powie: wywal na pysk, niech straci wszystko, - prace, dom, rodzine. albo sie otrzasnie i podda terapii, albo....spadnie w sama otchlan. ale wtedy problem bedzie dotyczyl tylko jego.
robiac to co ty robisz pomagasz mu spadac w przepasc, oraz dajesz pelne przyzwolenie na to zeby ciagnal tam ciebie i wasze dzieci.
wykazujesz sie mega osla glupia miloscia
sory za ostre slowa.
gdybys chciala rzeczywiscie poddac sie terapii wspoluzaleznien, znalazlabys ja w ciagu trzech dni.
ty nie chcesz tego. bo wiesz doskonale ze w kazdym osrodku, kazdy terapeuta powie ci to samo, to czego ty sluchac nie chcesz, to co ty odrzucasz, zupelnie jak osoba uzalezniona
|
Wt mar 10, 2009 11:43 |
|
 |
annaeliasz
Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09 Posty: 40
|
wasze sumienie napisał(a): trwanie przy takim czlowieku i wspieranie go jest najglupsza rzecza na swiecie jaka mozna zrobic. i kazdy terapeuta na swiecie zajmujacy sie terapia wspoluzaleznien wlasnie ci to powie: wywal na pysk, niech straci wszystko, - prace, dom, rodzine. albo sie otrzasnie i podda terapii, albo....spadnie w sama otchlan. ale wtedy problem bedzie dotyczyl tylko jego.
wasze sumienie Nie mamy o czym rozmawiać, nie będzie płaszczyzny porozumienia, nie dogadamy się, mówisz innym językiem...
...a jeśli naprawdę tak wyglądałaby terapia (całe szczęście, że tak nie jest, czytałam trochę) to na pewno nie poddałabym się jej...
_________________ Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane;
|
Wt mar 10, 2009 11:52 |
|
 |
Notburga
Dołączył(a): Wt paź 03, 2006 8:21 Posty: 92
|
Dobra terapia osoby współuzaleznionej to taka, która pomaga znaleźć takiej osobie siłę i umiejętności do zrobienia tego, co zrobione być powinno. Umożliwia znalezienie odpowiedzi na pytanie "dlaczego nie mogę tego zrobić". Innymi słowy pomaga zbudować siebie od nowa. Tego się metodą nakazową nie da zrobić. I jeżeli terapeuta zaczyna od informacji "musisz wywalić na pysk z domu" to kończy się tak, jak u Annaeliasz - urazem do terapii jako takiej. A przecież osoba współuzależniona wcale nie jest współuzależniona ze swego świadomego i dobrowolnego wyboru. To też jest osoba chora (nie sensu stricte, no powiedzmy żargonowo - "osoba z problemem"). "Własnym dnem alkoholika" wcale niekoniecznie musi być akurat wywalenie na pysk. Niejeden otrząśnie się i pójdzie dalej. Własne dno wcale nie zawsze jest tak proste, jest raczej utratą czegoś, na czym alkoholikowi naprawdę zależy, czego utraty naprawdę się boi.
|
Wt mar 10, 2009 12:17 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|