Dawno już nie pisałam...
Otóż tuż po ostatnim poscie Dowiedziałam się, że Adam ożenił sie z ta kobietą 1 maja
Dowiedziałam sie od niego, bo zadzwonił do mnie. Pwoiedział, że nie chce mnie stracic, że brakuje jemu mnie...i poczatkowo nie mówił nic o swoim ślubie. Porozmawiałam z nim chwilę, po czym powiedział mi, że jest nieszczęśliwy...., bo podjął decyzję w której nie kierował się sercem...i wtedy powiedział o ślubie. ...
Jak to usłysząłam rozłączyłam się. Od tamtej pory (prawie 2 mies) nie mamy zadnego kontaktu. Zanim się dowiedziałam o ślubie chciałam się jeszcze z nim spotkać-on także nalegał, a ja chciałam usłyszec prawdę...ale po tym, jak dowiedziałam sie, że złożył przysięgę małżenską innej kobiecie....nie miałam sił z nim rozmawiać.
Napisałam mu tylko maila o tym co czuję , co myślę...
Wiedziałam, że spotkanie byłoby zbyt emocjonalne.
Zabroniłam mu kontaktowac się ze mną.
Nie czyni tego.
Sama już nawet nie mam jego numer tel.
Nie ukrywam -jest ciężko. Staram się nie myślec.., ale za każdym razem, gdy jestem w kościele i gdy słyszę , jak on wypowiada słowa przysięgi...nie wytrzymuję...
Kocham Go, ale wiem, że skoro Bóg dopuścił do takiej sytuacji-jest w tym jakis sens. Wiem, że ja nie mogę się mieszać w ich małżeństwo.
Najbardziej boli mnie to, że tak bardzo mu zaufałam, a On nie miał odwagi, aby przyjechac do mnie i prosto w oczy pwoiedziec, że zdecydował się na ślub z Nią, a mnie zostawia w spokoju i chce, abym ułożyła sobie życie...
A on tego nie zrobił...po miesiącu mówi mi o ślubie...i prosi o to, abym utrzymywała z nim kontakt...
Zapomniał, że w moim życiu nie chodzi tylko o to, aby go nie stracić...Ja chciałam mieć z nim rodzine. A utrzymując z nim kontakt- będe zyła w grzechu, będę rozchwiana emocjonalnie i nigdy nie będę miała rodziny...
Ciężkie to okrutnie...
Najbardziej dręczy mnie to, że na pewnoe nie znam wielu faktów-bardzo mnie kusi, aby z nim sie spotkac, ale silniejsze jest świadomość, że to juz nie ma sensu-On podjął decyzję i czas, abym się wycoafała definitywnie.
Dezyderio przeczytałam książkę- trafiła do mnie w odpowiednim momencie, kiedy musiałam wyznaczyc sobie jasno granicę, której nie powinnam przekroczyć.
Czuję, że dobrze robię, że to była jedyna słuszna decyzja....
Boję się jendak tego , jak będzie dalej, czy nie zranię kogoś w przysżłosci tylko dlatego, że etap z Adamem nie będzie tak naparwdę zamknięty do końca-tylko taki urwany, bez poznania do końca prawdy.
Nie jestem teraz gotowa na żaden związek- choć akurat jest w moim pobliżu mężczyzna, któremu się podobam...Nie chcę jendak robić mu nadzeiii, bo nie chcę nikogo ranić...wiem co to znaczy...
Wierzę, że będe miała szczęśliwą a anade wsyztsko prawdziwą rodzinę..., ale boję się powrotu tego nie zamknietego 'rozdziału'.