.A, rozumiem. Dziękuję.
Co zaś do tego, że piszę jak mi się wydaje że byłoby sprawiedliwie, to tak właśnie jest. I nie rozumiem, dlaczego to ma być zarzut... Zdaje mi się, że Jumik mnie nie zrozumiał - ja napisałem, że nie zamierzam dyskutować o interpretacji Pisma Św. Nie interesuje mnie udowadnianie kto ma rację i dlaczego. Wyrażam po prostu swoje zdanie.
A jest ono takie, że może mądrze byłoby by pewne sprawy przemyśleć. Zamiast poszerzać możliwości uznawania sakramentu małżeństwa za nieważny - co czasami prowadzi do absurdu - dać ludziom drugą szansę. Sądy biskupie mogłyby przestać zajmować się tym, czy kościół był poprawnie konsekrowany, a skupić na tym, jaka była relacja w małżeństwie. Coś na wzór orzekania o winie w sądzie państwowym, tylko z głębszym rozeznaniem. I wówczas winnych rozpadu pozostawić jak teraz, w samotności lub bez sakramentów, a niewinnych uwolnić od zobowiązań.
Przy czym zdaję sobie sprawę, że jednak większość małżeństw rozpada się z winy obu stron, i sam być może też nic bym na tym nie "zyskał". Nawet jeśli nadal 95% rozwodników byłoby w takiej samej sytuacji jak teraz, to jednak te pozostałe 5% miałoby jeszcze szansę. Ja osobiście uważam takie podejście za uczciwsze i bardziej otwarte wobec Boga, a także mniej zachęcające ludzi do kombinowania. Bo nawet jeśli te przypadki kombinowania są jednostkowe, to się o nich słyszy i mają działanie demoralizujące. Mnie samego pewien kapłan do tego namawiał, twierdząc, że "zawsze coś się znajdzie" i bardzo był zdziwiony kiedy mu powiedziałem, że wcale mnie nie interesuje takie szukanie.
Naturalnie Kościół to nie demokracja i ja nie zamierzam zacząć zbierać podpisów pod petycją, coby takie ustalenia wprowadzić.

Tak sobie tylko gadam. Może kiedyś coś do kogoś dotrze...