Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Autor |
Wiadomość |
kropeczka_ns
Dołączył(a): Wt mar 17, 2009 18:36 Posty: 2041
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Don Mateusz- no tak sprawdzać nie można ale fizjologia fizjologią i chyba każdy dorastający chłopiec wie czy ma erekcję, bo ją miewa czy chce czy nie.
_________________ Ania
|
Pn lut 14, 2011 10:28 |
|
|
|
 |
DonMateusz
Dołączył(a): Wt lip 13, 2010 13:04 Posty: 154
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Jedyną erekcją jakiej może doświadczyć chłopiec chcący z czystością sumienia tkwić w KK jest poranna erekcja. A tą się czasem ma a czasem nie... Co innego poranny wzwód a co innego erekcja w małżeństwie. Fizjologia fizjologią ale seks nie rodzi się między nogami... Czasem wystarczy, że kobieta skrytykuje rozmiar albo coś innego lub np. nie akceptuje ciała męża i już mogą być problemy... A gdzie miała dowiedzieć się czy akceptuje czy nie skoro przed ślubem zabronione?
_________________ [b]Złe termometry mówią mi, Że ty masz ciągle płodne dni[/b]
|
Śr lut 16, 2011 16:49 |
|
 |
lublin33338
Dołączył(a): Pn maja 10, 2010 15:26 Posty: 455
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Jeśli już mówimy o kupowaniu "kota w worku" to nie sprowadzajmy problemu tylko do sfery seksualnej. Dopasowanie seksualne partnerów jest oczywiście istotne i bez tego prawdopodobnie trudno jest w ogóle mówić o udanym związku. Istotne jest również to, aby poznać się jeśli to tylko możliwe pod każdym względem, a więc przyzwyczajenia, hobby, zainteresowania, radzenie sobie z problemami, spędzanie wolnego czasu - w zasadzie to można by jeszcze wymienić kilkanaście innych aspektów. Nawet codzienne spotkania partnerów nie dają gwarancji bliższego poznania się. Wspólne zamieszkanie, wspólne rozwiązywanie problemów, spędzanie ze sobą wolnego czasu, również zaspokajanie potrzeb seksualnych pozwoli odpowiedzieć na pytanie, czy warto budować coś trwałego, czy warto taki związek zalegalizować
|
Śr lut 16, 2011 17:17 |
|
|
|
 |
DonMateusz
Dołączył(a): Wt lip 13, 2010 13:04 Posty: 154
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
lublin33338 napisał(a): Jeśli już mówimy o kupowaniu "kota w worku" to nie sprowadzajmy problemu tylko do sfery seksualnej. Dopasowanie seksualne partnerów jest oczywiście istotne i bez tego prawdopodobnie trudno jest w ogóle mówić o udanym związku. Istotne jest również to, aby poznać się jeśli to tylko możliwe pod każdym względem, a więc przyzwyczajenia, hobby, zainteresowania, radzenie sobie z problemami, spędzanie wolnego czasu - w zasadzie to można by jeszcze wymienić kilkanaście innych aspektów. Nawet codzienne spotkania partnerów nie dają gwarancji bliższego poznania się. Wspólne zamieszkanie, wspólne rozwiązywanie problemów, spędzanie ze sobą wolnego czasu, również zaspokajanie potrzeb seksualnych pozwoli odpowiedzieć na pytanie, czy warto budować coś trwałego, czy warto taki związek zalegalizować Zgadzam się z tym w 100% a nawet bardziej....
_________________ [b]Złe termometry mówią mi, Że ty masz ciągle płodne dni[/b]
|
Śr lut 16, 2011 17:32 |
|
 |
BlueDraco
Dołączył(a): Śr lut 24, 2010 15:30 Posty: 295
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Jeżeli związek nie jest wart legalizacji, to może lepiej, żeby nie było go wcale? No bo właściwie jeśli np. pół roku znajomości, rozmów, spacerów, chodzenia do kina itp. nie daje poczucia "wartości legalizacji", to co ma takie poczucie dać? "Nie wiemy, czy sprawdzimy się jako rodzice, więc nie bierzemy ślubu zanim nie będziemy mieli dziecka." A kiedy już jest dziecko - trzeba sprawdzić, czy związek sprawdzi się przy dwójce dzieci. A potem przy trójce - bo to przecież nowa sytuacja. Na koniec pozostaje sprawdzenie, jak uda się nam przetrwać śmierć małżonka - i wtedy już można ze spokojnym sumieniem legalizować nie popełniając grzechu według ateistycznego dekalogu. Tylko ten paskudny zdewociały Kościół nie przewiduje możliwości legalizacji małżeństwa po śmierci jednego z nupturientów. Zdaje się, że ten problem rozwiązali tylko Mormoni...
|
N lut 27, 2011 12:07 |
|
|
|
 |
kropeczka_ns
Dołączył(a): Wt mar 17, 2009 18:36 Posty: 2041
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
no właśnie bo my chyba cały czas krążymy wokół tego co jest priorytetem. Ja tego nigdy nie mogłam zrozumieć w argumentach o "niedopasowaniu" i "kupowaniu kota w worku". Dla mnie pytanie przed zawarciem małżeńtwa brzmi- kocham tą osobe czy nie? Chce się z nią związać na dobre i na złe czy nie mam pewności? No przecież jeśli kocham nie będe chyba uzależniać mojej miłości od tego czy napewno od razu będziemy idealnie pasować seksualnie? Bo jeśli nie będziemy to ja i tak kocham i i tak chcę z nim (nią ) być, prawda? Znam małżeństwo trochę starsze ode mnie. Pamiętam ich- ona taka bardzo ładna, on bardzo przystojny, taka para która rzucała się w oczy z powodu urody. Slub, urodziło im się dziecko. Ale niedługo po ślubie on chyba w wieku 28 lat miał wypadek, niestety z trwałym uszkodzeniem rdzenia kręgowego . Od tej pory jest na wózku. Jasne że jeśli jest sparaliżowany od pasa w dół to "te kwestie" też mają w 100% "niedopasowane"...... Oni sa dalej razem, kochają się. On radzi sobie jak może w sytuacji inwalidztwa, ona go wspiera. I co w takiej sytuacji, powinna go zostawić? Tego scenariusza nie "wypróbowali" jak zresztą i setek innych możliwych? Czy miłość zależy od dopasowania? Czy to nie jest tak że właśnie miłość powinna zbliżać i pomagać rozwiązywać problemy, radzić sobie z róznicami ? Przed ślubem chodziłam na świetny kurs przedmałzeński w Poznaniu. I na jednym spotkaniu prowadzący dał nam zadanie domowe- wyobraźcie sobie że zaraz po slubie wasz mąż (zona) zostaje inwalidą. I wy macie go na tym wózku inwalidzkim wozić przez całe życie. Macie go pielęgnować w chorobie i nie opuścić. Czy kochacie go tak bardzo że zostaniecie z nim z miłości, nie z litości....? Jasne tego nie można wiedzieć wcześniej jak zachowamy się w takiej sytuacji. Tysiąca innych rzeczy też nie da się wiedzieć wcześniej. Możemy tylko wiedzieć czy kochamy i jak bardzo kochamy. Czy się rozumiemy, czy potrafimy rozmawiać nawet o tym co najtrudniejsze. Czy jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Jeśli tak- nie bójmy się "niedopasowania".... ps jestem 12 lat po ślubie. Nasze życie seksualne zmieniło się wielokrotnie, a napewno pojawiło się wiele nowych aspektów o których nie mieliśmy pojęcia przed ślubem pomimo że długo bylismy razem. Nauczyliśmy się wielu rzeczy i sami tez się zmieniamy, inny jest człowiek mając 20 lat a inny mając 30. A pewnie jeszcze inny później, zobaczymy  Pojawiały się rozmaite problemy których nie mogliśmy wczesniej przewidzieć. Ale jakoś jesteśmy razem, kochamy się i chyba nasz związek jest lepszy i dojrzalszy niż te 12 lat wstecz 
_________________ Ania
|
N lut 27, 2011 19:45 |
|
 |
Wilcza_Jagoda
Dołączył(a): Pt lut 25, 2011 17:59 Posty: 15
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Cytuj: Jeżeli związek nie jest wart legalizacji, to może lepiej, żeby nie było go wcale? No bo właściwie jeśli np. pół roku znajomości, rozmów, spacerów, chodzenia do kina itp. nie daje poczucia "wartości legalizacji", to co ma takie poczucie dać? "Nie wiemy, czy sprawdzimy się jako rodzice, więc nie bierzemy ślubu zanim nie będziemy mieli dziecka." A kiedy już jest dziecko - trzeba sprawdzić, czy związek sprawdzi się przy dwójce dzieci. A potem przy trójce - bo to przecież nowa sytuacja. Na koniec pozostaje sprawdzenie, jak uda się nam przetrwać śmierć małżonka - i wtedy już można ze spokojnym sumieniem legalizować nie popełniając grzechu według ateistycznego dekalogu. Tylko ten paskudny zdewociały Kościół nie przewiduje możliwości legalizacji małżeństwa po śmierci jednego z nupturientów. Zdaje się, że ten problem rozwiązali tylko Mormoni... Podpisuję się obiema rękami i nogami pod tym postem. Mnie osobiście dziwi nastawienie, które każe traktować drugą osobę jak sprzęt AGD na gwarancji - bierzemy na wypróbowanie do domu, a jak "towar" przestał nas nam się podobać albo się zepsuł, to zamiast naprawić, wolimy albo go oddać, albo wyrzucić na śmietnik, nie zastanawiając się na tym, że odrobina wysiłku z naszej strony prowadząca do naprawienia usterki sprawiłaby, że sprzęt posłużyłby nam jeszcze przez wiele lat. Dla mnie człowiek to człowiek - istota czująca, myśląca i zarówno kochająca, jak i godna tego, aby obdarzać ją miłością. Jeżeli kocham, to ufam bezgranicznie i również bezgranicznie akceptuję, nie stawiam warunków, które druga osoba bezwzględnie musi spełnić, aby sobie "zasłużyć" na moją miłość. Dlatego właśnie nie przekonuje mnie w żadnym wypadku argument o konieczności rzekomego "dopasowania się" przed ślubem i czasami mam wrażenie, że został on wymyślony przez tych, którzy chcieliby w ten sposób usprawiedliwić zmienianie swoich partnerów seksualnych i wykazanie, że zmieniając ich robią coś dobrego, postępowego i rozwojowego. Osobiście czułabym się bardzo dziwnie, gdyby mój chłopiec powiedział mi: Słuchaj, musimy koniecznie zacząć uprawiać seks, bo ja nie wiem, czy zaspokoisz mnie na tyle, abym chciał z tobą w ogóle na poważnie być i podejrzewam, że byłyby to ostatnie słowa, które by do mnie wypowiedział  . Nie dziwię się, że tylu młodych ludzi po swoich pierwszych kontaktach seksualnych jest tak zranionych emocjonalnie - w końcu nie sprawdzili się jako "towar" i zostali porzuceni. Tymczasem seks to nie egzamin mający potwierdzić czyjąś wartość w naszych oczach, ale piękny moment, w którym najpełniej wyrażamy akceptację cudzych słabości i uczymy się prawdziwie od siebie dawać i pokazywać, że kochamy kogoś takiego, jakim jest, razem z jego nieporadnością czy wstydem. Nie ma nic piękniejszego, niż wzajemne uczenie się reakcji swoich ciał i sprawiania sobie wzajemnie przyjemności z całym poszanowaniem godności ciała drugiej osoby. Nie sądzę, aby jakakolwiek para żyjąca w czystości do ślubu nastawiała się na to, że noc poślubna wykaże ich idealne "dopasowanie", będą fajerwerki i świat stanie na głowie, bo tak się po prostu nie da - ludzie "dopasowują" się do siebie stopniowo, poznając coraz lepiej własne ciała i seksualność, która je łączy, ucząc się w sypialni zarówno dawać, jak i brać. Mają przy tym wrażenie, że nie mogą zmienić sobie męża czy żony tylko dlatego, że udało się mu/jej wczoraj siebie zaspokoić, dlatego tym bardziej dążą do tego, aby "dotrzeć" się w sposób, który sprawi, że obydwoje będą czerpać ze zbliżeń przyjemność i satysfakcję. Jeżeli nie istnieje naprawdę poważna przeszkoda anatomiczna uniemożliwiająca zbliżenie, to nie istnieje również coś takiego, jak konieczność "dopasowania się" przed ślubem, ponieważ to, czy ktoś się "dopasuje", czy też nie, zależy tylko i wyłącznie od jego egoizmu lub jego braku, od tego, czy jest w stanie się poświęcić (ale poświęcić z przyjemnością z uwagi na dobro drugiej osoby, a nie robiąc z siebie wielkiego męczennika), czy też nie. Jest masa par, które przed ślubem "wypróbowały" się na wszelkie możliwe sposoby, a i tak się rozwiodły, a jest masa, które się nie "wypróbowały" i jednak po ślubie tworzą szczęśliwą, trwałą rodzinę. Dlatego moim zdaniem mit rzekomego "dopasowania się" to żaden argument, ponieważ nie ma realnego pokrycia w rzeczywistości na trwałość małżeństwa. Osobiście nie chciałabym być dla swojego ukochanego kolejną, którą na drodze do swojej szczęśliwości "wypróbował" i która w końcu spełniła jego zachcianki, więc postanowił się z nią ożenić. Podobnie ja nie byłabym w stanie w ten sposób "wypróbowywać" chłopców. Osobiście mam zamiar dochować czystości przedmałżeńskiej, nie tylko dlatego, aby żyć w zgodzie ze swoim sumieniem i religią, ale również dlatego, że chciałabym ofiarować mężowi swoje dziewictwo, niewinność i czystość. Drodzy panowie, czy dla Was nie byłoby przyjemnością usłyszeć od ukochanej słów: Specjalnie dla ciebie odmawiałam wszystkim, którzy wcześniej chcieli "to" ze mną zrobić. Chciałam, abyś to ty był pierwszym i ostatnim? Może wolelibyście zamiast tego usłyszeć: Wiesz, kocham cię, ale Kazik robił to lepiej, mógłbyś się bardziej postarać? Nie sądzę. Poza tym to kolejna kwestia, dla której chcę zachować czystość. Nie chcę porównywać swojego męża z poprzednimi mężczyznami, z którymi sypiałam, a znam siebie na tyle, że wiem, iż zapewne bym to robiła. Nie chcę też, aby moja noc poślubna była tylko "odgrzewanymi kotletami", żeby tylko tradycji stało się zadość. Chcę, aby rzeczywiście była dopełnieniem sakramentu małżeństwa, a nie tylko "odbębnieniem" tego, co robiliśmy już wcześniej. Poza tym nie wyobrażam sobie, aby ktoś, kto przed ślubem posiadał wielu partnerów seksualnych po ślubie nagle potrafił być wierny tylko jednej osobie (co nie oznacza, że automatycznie uważam, że ktoś, kto czystości dochował, w każdym przypadku będzie wierny), bo w końcu "Czym skorupka nasiąknie za młodu...", a jeżeli za młodu nasiąknęła koniecznością "wypróbowywania" kandydatek na żonę (kandydatów na męża) i była przyzwyczajona do różnorodności partnerów we własnym łóżku, to dlaczego by tak nie "skoczyć w bok" i nie "wypróbować" kogoś innego? W końcu skoro przed ślubem nie udało się ograniczyć tylko do jednej osoby, to dlaczego ograniczać się po ślubie? A co, jeżeli w wyniku seksu przed ślubem pojawi się dziecko (pomimo stosowania środków antykoncepcyjnych. Znam już kilka dziecki powstałych "z pigułek")? Albo bierzemy ślub, choć nie jesteśmy do końca pewni, że chcemy być razem (narzeczeństwem na przykład nie jesteśmy), albo rozstajemy się, gdy nam coś nie wychodzi, alimenty i sporadyczne widzenie się z dzieckiem? Ja osobiście dziwnie bym się czuła, gdyby ukochany powiedział mi: Wiesz, mam dwoje dzieci, jedno z Kasią, drugie z Basią, muszę płacić alimenty. Próbowałem te dziewczyny "wypróbować" na moje przyszłe żony, ale nie zdały egzaminu, więc nie miej mi za złe. Moim zdaniem to pokazuje wyraźnie, że seks jest sprawą na tyle poważną, że samo buzowanie hormonów, ciekawość i chęć "pobawienia się w małżeństwo" po kilku miesiącach znajomości nie wystarczą, aby uprawiać go odpowiedzialnie. Bo właśnie z tego rodzą się później największe dramaty.
|
Pn lut 28, 2011 11:02 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
kropeczka_ns napisał(a): no właśnie bo my chyba cały czas krążymy wokół tego co jest priorytetem. Ja tego nigdy nie mogłam zrozumieć w argumentach o "niedopasowaniu" i "kupowaniu kota w worku". Dla mnie pytanie przed zawarciem małżeńtwa brzmi- kocham tą osobe czy nie? Chce się z nią związać na dobre i na złe czy nie mam pewności? No przecież jeśli kocham nie będe chyba uzależniać mojej miłości od tego czy napewno od razu będziemy idealnie pasować seksualnie? Tak można powiedzieć o każdym elemencie tzw. poznawania się. Różnica polega na tym, czy akurat współżycie traktujemy jako wyjątkowy element układanki, czy też jako jeden z wielu (nawet jeśli bardzo istotny). Wilcza_Jagoda napisał(a): Poza tym nie wyobrażam sobie, aby ktoś, kto przed ślubem posiadał wielu partnerów seksualnych po ślubie nagle potrafił być wierny tylko jednej osobie (co nie oznacza, że automatycznie uważam, że ktoś, kto czystości dochował, w każdym przypadku będzie wierny), bo w końcu "Czym skorupka nasiąknie za młodu...", a jeżeli za młodu nasiąknęła koniecznością "wypróbowywania" kandydatek na żonę (kandydatów na męża) i była przyzwyczajona do różnorodności partnerów we własnym łóżku, to dlaczego by tak nie "skoczyć w bok" i nie "wypróbować" kogoś innego? W końcu skoro przed ślubem nie udało się ograniczyć tylko do jednej osoby, to dlaczego ograniczać się po ślubie? Wychodzisz z błędnych założeń ( "skoro przed ślubem nie udało się ograniczyć tylko do jednej osoby") i dlatego wyciągasz błędne wnioski.
|
Pn lut 28, 2011 17:12 |
|
 |
BlueDraco
Dołączył(a): Śr lut 24, 2010 15:30 Posty: 295
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Sweet: Skoro przed ślubem ma się "udać ograniczyć tylko do jednej osoby", to po co ta próba? Chyba po to, żeby w razie negatywnego wyniku próby żyć w celibacie (zakon?).
|
Pn lut 28, 2011 18:30 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Poprzez "nie udało się" zakładamy, że delikwent chciał się ograniczyć, starał się, ale mu się nie udało. Jest to błędne założenie.
Podobnie uważam, że błędne jest założenie, iż jak ktoś podejmuje współżycie przed ślubem, to traktuje je jako próbę. Tymczasem może to być kolejny element układanki zwanej "poznawanie się". Przecież wspólnego wyjścia do kina też nie traktujemy w kategoriach próby. Albo spaceru po parku z trzymaniem się za ręce. Oczywiście nie twierdzę, że współżycie to element tej samej wagi co wyjście do kina, ale po prostu jedni mogą je traktować jako element jakościowo różny od pozostałych, a inni jedynie jako element szczególnej wagi.
Nie mam nic przeciwko czystości przedmałżeńskiej, wręcz przeciwnie, ale mam coś przeciwko promowaniu jej poprzez robienie drani z osób "nieczystych".
|
Pn lut 28, 2011 18:55 |
|
 |
Wilcza_Jagoda
Dołączył(a): Pt lut 25, 2011 17:59 Posty: 15
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Cytuj: Tymczasem może to być kolejny element układanki zwanej "poznawanie się". Z tym, że konsekwencje tego "poznawania się" są zbyt poważne, aby traktować to tak lekko, jak przerywnik między trzymaniem się na spacerze za rączki a wyjściem do kina. Jeżeli wychodzisz do kina z dziewczyną i się potem z jakichś względów rozstaniecie, stracisz tylko kilkadziesiąt złotych za bilety. Jeżeli pójdziesz z dziewczyną do łóżka i w wyniku tego pocznie się dziecko, i z jakichś względów się potem rozstaniecie, to możesz zniszczyć życie sobie (konieczność płacenia alimentów i opinia "dziecioroba"), dziewczynie (ciąża, konieczność zostania samotną panną z dzieckiem) i dziecku (brak rodziny). Moja siostra w podobny sposób "poznawała się" z chłopakiem - jest teraz samotną matką. Cytuj: Nie mam nic przeciwko czystości przedmałżeńskiej, wręcz przeciwnie, ale mam coś przeciwko promowaniu jej poprzez robienie drani z osób "nieczystych". Nie chodzi o "robienie drani z osób nieczystych", ale o wskazanie błędów w ich postępowaniu i sposobie myślenia. Pomijając fakt, że wielu takich ludzi wdrażaniem swoich poglądów w życie rzeczywiście zachowuje się jak dranie.
|
Wt mar 01, 2011 9:19 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Wilcza_Jagoda napisał(a): Z tym, że konsekwencje tego "poznawania się" są zbyt poważne, aby traktować to tak lekko, jak przerywnik między trzymaniem się na spacerze za rączki a wyjściem do kina. Jeżeli wychodzisz do kina z dziewczyną i się potem z jakichś względów rozstaniecie, stracisz tylko kilkadziesiąt złotych za bilety. Jeżeli pójdziesz z dziewczyną do łóżka i w wyniku tego pocznie się dziecko, i z jakichś względów się potem rozstaniecie, to możesz zniszczyć życie sobie (konieczność płacenia alimentów i opinia "dziecioroba"), dziewczynie (ciąża, konieczność zostania samotną panną z dzieckiem) i dziecku (brak rodziny). Moja siostra w podobny sposób "poznawała się" z chłopakiem - jest teraz samotną matką. Zgoda, przecież cały czas zaznaczam, że jest to element szczególnej wagi (a więc w żadnym wypadku przerywnik). Chodzi mi jedynie o pojęcie "próby". Po to się z kimś spotykamy aby w miarę dobrze poznać się wzajemnie. Więc równie dobrze w kategoriach "próby" można by traktować wyjście do kina czy spacer po parku. Zgadzam się też co do daleko idących konsekwencji podjęcia współżycia. Ale jeszcze dalej idące są konsekwencje zawarcia małżeństwa (o ile przysięgę traktujemy poważnie). Jeśli z jakiś względów małżonek potem Cię opuści, albo i nie opuści ale będzie zdradzał, pił, zaciągał długi itp. itd. to masz nie tylko zniszczone życie, ale i związane (węzłem małżeńskim) ręce. Wilcza_Jagoda napisał(a): Nie chodzi o "robienie drani z osób nieczystych", ale o wskazanie błędów w ich postępowaniu i sposobie myślenia. Tylko że Ty wykazujesz błędy w sposobie myślenia, który przypisujesz osobom współżyjącym przed ślubem. A nawet jeśli masz rację i niektórzy faktycznie tak myślą, to czy uważasz, że wszyscy tak myślą? Wilcza_Jagoda napisał(a): Pomijając fakt, że wielu takich ludzi wdrażaniem swoich poglądów w życie rzeczywiście zachowuje się jak dranie. Dlatego ostrożność jest wskazana.
|
Wt mar 01, 2011 9:56 |
|
 |
Wilcza_Jagoda
Dołączył(a): Pt lut 25, 2011 17:59 Posty: 15
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Cytuj: Więc równie dobrze w kategoriach "próby" można by traktować wyjście do kina czy spacer po parku. Zgoda, ale to jest pewnego rodzaju próbą. Wybierając się z ukochanym do kina oczekuję, że będzie zachowywał się kulturalnie i nie ciamkał mi popcornem nad uchem (potraktuj to z przymrużeniem oka  ). Cytuj: Zgadzam się też co do daleko idących konsekwencji podjęcia współżycia. Ale jeszcze dalej idące są konsekwencje zawarcia małżeństwa (o ile przysięgę traktujemy poważnie). Jeśli z jakiś względów małżonek potem Cię opuści, albo i nie opuści ale będzie zdradzał, pił, zaciągał długi itp. itd. to masz nie tylko zniszczone życie, ale i związane (węzłem małżeńskim) ręce. Małżeństwo zawsze jest pewnego rodzaju ryzykiem. Prawdziwa miłość polega jednak na tym, że potrafimy złapać kogoś za rękę i ruszyć w ciemność, ufając, że się nie zgubimy i pomyślnie przejdziemy przez ciemną dolinę. Małżeństwo nie powinno być kwintesencją miłości, a jej prawdziwym początkiem, ale powinno pociągać również za sobą wysiłek i ogrom pracy ze strony samych małżonków. Nigdy nie jest powiedziane, że na pewno się uda, ale nie jest to argument przemawiający przeciwko instytucji małżeństwa. Pomijając fakt, że problemy w małżeństwie (czasem również te bardzo poważne, jak alkoholizm czy zdrady) nie są jednocześnie dowodem na to, że w związku tym nie ma miłości i nie można go uratować. Znam przypadku małżeństw, w których po ludzku wszystko było stracone, a jednak dzięki zaufaniu Bogu i intensywnej pracy (nierzadko tylko jednego ze współmałżonków) udało się nie tylko uratować związek, ale był on również umocniony i bardziej trwały niż przedtem. Jak więc widać, dla jednego pojawienie się problemu w małżeństwie będzie okazją do robienia z siebie ofiary, a dla drugiego motorem do zmian i działania. Cytuj: Tylko że Ty wykazujesz błędy w sposobie myślenia, który przypisujesz osobom współżyjącym przed ślubem. A nawet jeśli masz rację i niektórzy faktycznie tak myślą, to czy uważasz, że wszyscy tak myślą? Nie. Jeżeli prowadzimy dyskusję, to zawsze robimy to na ogólnikach, a to oznacza, że wykluczamy stwierdzenie: "wszyscy". Odnosi się to przy tym nie tylko do osób współżyjących przed ślubem. Można współżyć przed ślubem i jednak wyrosnąć na ludzi, a można nie współżyć i być w przyszłości przyczyną czyjegoś nieszczęścia. Nie zmienia to jednak faktu, że patrząc w kategorii zysków i strat nie-współżycie jest jednak lepszym rozwiązaniem dla przyszłego związku. Cytuj: Dlatego ostrożność jest wskazana. Niestety ciężko jest zachowywać ostrożność, jeżeli jest się drugą osobą zauroczonym. I to jest niestety bardzo często przez tę drugą osobę wykorzystywane.
|
Wt mar 01, 2011 10:12 |
|
 |
Elbrus
Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07 Posty: 8229
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Wilcza_Jagoda napisał(a): Małżeństwo nie powinno być kwintesencją miłości, a jej prawdziwym początkiem, ale powinno pociągać również za sobą wysiłek i ogrom pracy ze strony samych małżonków. Czy małżeństwo bez prawdziwej miłości, to dobre rozwiązanie, bo jak ktoś chce, to sama przyjdzie? Wilcza_Jagoda napisał(a): Moja siostra w podobny sposób "poznawała się" z chłopakiem - jest teraz samotną matką. viewtopic.php?f=26&t=27465&p=586841#p586841 - Mieszkanie,seks a grzech? Wilcza_Jagoda napisał(a): Osobiście wolę, jak dana osoba nie zabezpiecza się i uprawia seks wiedząc, że może zostać rodzicem, niż jak stosuje antykonepcję i wydaje jej się, że na pigułkę czy prezerwatywę można przerzucić całą odpowiedzialność. Czy twoje osobiście wolę i dezaprobata wobec stosunków seksualnych z zabezpieczeniem są uwarunkowane także przez to, że osobiście wolisz mieć siostrzeńca/siostrzenicę, niż nie mieć?
_________________ The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him. (Proverbs 18:17)
Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna. (Weatherby Swann)
Ciemny lut to skupi. (Bardzo Wielki Elektronik)
|
Wt mar 01, 2011 10:33 |
|
 |
Wilcza_Jagoda
Dołączył(a): Pt lut 25, 2011 17:59 Posty: 15
|
 Re: Czystość przedmałżeńska (pewnie po raz n-ty :)
Cytuj: Czy małżeństwo bez prawdziwej miłości, to dobre rozwiązanie, bo jak ktoś chce, to sama przyjdzie? Źle mnie zrozumiałeś. Miłość istnieje wcześniej, ale niestety wielu ludzi uważa, że małżeństwo to jej punktu kulminacyjny, a potem "jakoś się żyje". Często wtedy przestają już tę miłość pielęgnować, bo wydaje im się, że małżeństwo jest etapem końcowym miłości, a nie jedynie początkiem nowego jej etapu. Cytuj: Czy twoje osobiście wolę i dezaprobata wobec stosunków seksualnych z zabezpieczeniem są uwarunkowane także przez to, że osobiście wolisz mieć siostrzeńca/siostrzenicę, niż nie mieć? Nie, mój pogląd w tej kwestii uwarunkował się dużo wcześniej, zanim mój siostrzeniec przyszedł na świat.
|
Wt mar 01, 2011 11:14 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|