Autor |
Wiadomość |
Hebamme
Dołączył(a): N paź 17, 2004 15:47 Posty: 342
|
O ekologii łona wielokrotnie pisał śp. prof.Włodzimierz Fijałkowski - człowiek, który zaszczepił w Polsce nurt szkół rodzenia.
Jeżeli ktoś pali papierosy, nadużywa alkoholu, stosuje antykoncepcję hormonalną to działa na szkodę swojemu zdrowiu, co jest wykroczeniem przeciw V przykazaniu.
_________________ www.pro-life.org.pl
|
Pn lip 23, 2007 8:02 |
|
|
|
 |
Emil
Dołączył(a): Wt sty 17, 2006 14:41 Posty: 471
|
Hebamme, mówimy o ODPOWIEDZIALNYM stosowaniu AK. Czyli z oczywistych powodów nieporonnym i dodatkowo nie szkodzącym zdrowiu. Takie warunki spełnia AK barierowa, np. prezerwatywa.
Powinno się to odbywać tak samo, jak odpowiedzialne użycie alkoholu.
|
Pn lip 23, 2007 8:13 |
|
 |
monika001
Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22 Posty: 1324
|
Emil napisał(a): Hebamme, mówimy o ODPOWIEDZIALNYM stosowaniu AK. Czyli z oczywistych powodów nieporonnym i dodatkowo nie szkodzącym zdrowiu. Takie warunki spełnia AK barierowa, np. prezerwatywa....
Znalazłam coś takiego odnośnie AK barierowej: xxx napisał(a): Dlaczego przyjmowanie środków antykoncepcyjnych jest grzechem? czy jest to grzech ciężki, czy lekki,? czy trzeba się z tego spowiadać?
Odpowiedź: ... Jeśli chodzi o stosowanie środków rzeczywiście antykoncepcyjnych Kościół uczy, że ich stosowanie: a) sprzeciwia się ustanowionym przez Boga prawom natury b) stawia małżonków – rodziców w roli właścicieli, a nie sług życia c) niszczy międzyosobową więź między małżonkami
To ostatnie wymaga chyba paru słów wyjaśnienia. Naturalne metody regulacji poczęć wymagają okresowej wstrzemięźliwości. To ogromny skarb, gdyż pomaga małżonkom nie ograniczać miłości tylko i wyłącznie do seksu. Stosowanie tych środków odbiera im tę możliwość. Gorzej, że uczy „seksu na życzenie”. Dla kogoś, kto nie potrafi sobie tej przyjemności od czasu do czasu odmówić seks łatwo może stać się wartością samą w sobie, w oderwaniu od miłości. W sytuacji, gdy któreś z małżonków nie będzie mogło z jakiegoś powodu współżyć, będzie to sprzyjało zdradzie. W dalszej konsekwencji może to doprowadzić także do innych wynaturzeń życia seksualnego...
J.
Chyba nie powiesz , że stosowanie AK barierowej to nie jest seks na życzenie?
Jest, bo rodzi się taka postawa: mamy lub mam ochotę, chcę i zrobię/zrobimy to właśnie teraz. Obopólny lub jednostronny egoizm. Lekceważymy naturalny cykl płodności.
A to jest wg mnie bardzo niebezpieczna postawa. W mojej ocenie nie prowadzi do wzrostu wzajemnej miłości i szacunku dla partnera.
I jeszcze jedno: napisałam niebezpieczna postawa, bo skutki takich zachowań nie są widoczne od razu, natychmiast. To przychodzi bardzo powoli, wkrada się niepostrzeżenie i zanim zauważysz, że to co piękne, prysło w waszym związku, że wzajemne zbliżenia nie przyprawiają cię już o taki dreszcz, jak kiedyś, może być zbyt późno, aby tę więź na nowo odbudować i posklejać.
Jestem wiele lat w związku i każdy akt jest dla nas niesamowitym zjednoczeniem, przeżyciem, graniczącym z ekstazą. Pragniemy siebie wzajemnie co najmniej tak samo bardzo, jak na początku naszego małżeństwa. Myślę, że nawet bardziej, dojrzalej, lepiej. Zero znudzenia. To dziwne, prawda? W wielu związkach, po latach seks powszednieje. Staje się często rutyną.
I jestem pewna, że gdyby AK barierowa stała się naszym wyborem życiowym - gdybyśmy dokładnie sami ustalali kiedy "to" zrobimy - nie byłoby tego czaru i tych niesamowitych przeżyć, których doświadczamy.
|
So sie 04, 2007 9:21 |
|
|
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
monika001 napisał(a): Jest, bo rodzi się taka postawa: mamy lub mam ochotę, chcę i zrobię/zrobimy to właśnie teraz. Obopólny lub jednostronny egoizm. Lekceważymy naturalny cykl płodności. A to jest wg mnie bardzo niebezpieczna postawa. W mojej ocenie nie prowadzi do wzrostu wzajemnej miłości i szacunku dla partnera. I jeszcze jedno: napisałam niebezpieczna postawa, bo skutki takich zachowań nie są widoczne od razu, natychmiast. To przychodzi bardzo powoli, wkrada się niepostrzeżenie i zanim zauważysz, że to co piękne, prysło w waszym związku, że wzajemne zbliżenia nie przyprawiają cię już o taki dreszcz, jak kiedyś, może być zbyt późno, aby tę więź na nowo odbudować i posklejać. Moniko...
Zanim wymyślono kalendarzyk, seks w małżeństwie tak właśnie wyglądał...
chcemy - to robimy właśnie teraz.
Nie wiem, czy w dobrym małżeństwie komukolwiek przyszłoby do głowy nazywać to egoizmem, czy ktokolwiek wpadłby na pomysł, by okresowa wstrzemięźliwość była niezbędna dla okazywania wzajemnego szacunku i miłości dla partnera...
|
So sie 04, 2007 15:19 |
|
 |
monika001
Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22 Posty: 1324
|
Po pierwsze kalendarzyk nigdy nie był dobrą metodą zapobiegania ciąży, a raczej wysoce zawodną.
Po drugie KK nie dawał nigdy żadnej alternatywy oprócz godziwego współżycia i rozmnażania.
W dobrym małżeństwie nie trzeba tego nazywać egoizmem, można miłością czy jak kto chce, co nie zmienia faktu, że jest to seks na życzenie.
Ja piszę o sobie i o moim małżeństwie. I wiem, że relacja nasza nie byłaby tak głęboka i silna, gdybyśmy zawsze sami wyznaczali sobie czas, kiedy chcemy współżyć. Problem w tym, że przy podejściu chcemy - robimy teraz, często następuje zachwianie i osłabienie małżeńskiej więzi, myślę, że po jakimś dłuższym czasie - również znudzenie.
Wstrzemięźliwość to dla mnie też taki czas, w którym dane nam wzrastać i doskonalić się duchowo i tęsknić za sobą. Pomimo minusów, bo już wielokrotnie pisałam, że nie zawsze radzimy sobie z tym "czekaniem", widzę naprawdę sporo zalet tego trudnego czasu panowania nad sobą.
To takie inne przeżywanie miłości, nie napiszę jakie, bo chcę, aby pozostało to tajemnicą, ale bardzo, bardzo fajne. A seks po takim czekaniu jest po prostu dziki i zachłanny. 
|
So sie 04, 2007 15:58 |
|
|
|
 |
monika001
Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22 Posty: 1324
|
monika001 napisał(a): Problem w tym, że przy podejściu chcemy - robimy teraz, często następuje zachwianie i osłabienie małżeńskiej więzi, myślę, że po jakimś dłuższym czasie - również znudzenie.
Chodziło mi oczywiście o zachwianie i osłabienie tej więzi na przestrzeni dłuższego okresu trwania małżeństwa. To nie jest proces, który następuje z dnia na dzień. Dlatego jest trudno uchwytny.
Nikogo nie oceniam, nikomu nic nie próbuję narzucić. Nie wnikam, kto co stosuje i komu z czym lepiej. To są moje osobiste przemyślenia i mój osobisty pogląd. 
|
So sie 04, 2007 16:28 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Moniko, ale ja sie wcale nie odnoszę do Twoich doświadczeń.
monika001 napisał(a): Po pierwsze kalendarzyk nigdy nie był dobrą metodą zapobiegania ciąży, a raczej wysoce zawodną. Ale to on pierwszy wprowadził okresy cyklicznej wstrzemięźliwości. Po HV zyskały one nowy wymiar - stały się czymś wręcz niezbędnym dla budowania jedności małżeńskiej. Przedtem czegoś takiego świat nie znał. Jednośc budowało się współżyjąc z taką częstotliwością, z jaka dana para tego chciała. monika001 napisał(a): W dobrym małżeństwie nie trzeba tego nazywać egoizmem, można miłością czy jak kto chce, co nie zmienia faktu, że jest to seks na życzenie. Jeśli życzenie jest obopólne, to co w tym złego? Ostatecznie w fazie niepłodniej przy npr mamy to samo - chcemy - to współżyjemy. Podobnie w ciąży - nie słyszałam, by ktoś sobie ustalał "okresy płodne" w celu abstynencji seksualnej dla ożywienia więzi. Podobnie po menopauzie. monika001 napisał(a): Chodziło mi oczywiście o zachwianie i osłabienie tej więzi na przestrzeni dłuższego okresu trwania małżeństwa. To nie jest proces, który następuje z dnia na dzień. Dlatego jest trudno uchwytny. Czy Twoim zdaniem w epoce przedkalendarzykowej nie było długotrwałych, szczęśliwych, nieznudzonych sobą małżeństw?
|
So sie 04, 2007 16:50 |
|
 |
monika001
Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22 Posty: 1324
|
mateola napisał(a): ...Przedtem czegoś takiego świat nie znał. Jednośc budowało się współżyjąc z taką częstotliwością, z jaka dana para tego chciała. Pod warunkiem, że było to pełne współżycie. O żadnej antykoncepcji nigdy nie było mowy. Jedność budowało się w zaufaniu do Boga i jednoczesnym powiększaniu rodziny o kolejne dzieci. Zawsze tylko takie współżycie wg KK miało godziwy wymiar. A obraz ówczesnej rodziny to rodzice + naścioro dzieci. mateola napisał(a): ...Jeśli życzenie jest obopólne, to co w tym złego? Ostatecznie w fazie niepłodniej przy npr mamy to samo - chcemy - to współżyjemy. Podobnie w ciąży - nie słyszałam, by ktoś sobie ustalał "okresy płodne" w celu abstynencji seksualnej dla ożywienia więzi. Podobnie po menopauzie. Ale to obopólne życzenie jest brakiem uszanowania naturalnego cyklu płodności, danego przez Boga po to, aby go respektować. W świetle tego, o czym pisałaś gdzieś wcześniej, świadomie czynisz niepłodnym akt (stosujesz AK), który w swojej istocie - gdy nastąpi w okresie płodnym, mógłby skutkować z dużym prawdopodobieństwem poczęciem dziecka, którego nie masz, ale które być może już istnieje w Bożym planie dla ciebie.  Co do innych sytuacji typu ciąża, menopauza itp. - są naturalną konsekwencją cyklu kobiety i nie ma w nich działania człowieka prowadzącego do świadomego sprzeniewierzenia się planom Boga, po prostu naturalnie, Bóg nie daje w tym czasie ani ewentualnej, ani żadnej możliwości poczęcia. Więc mamy pewność, że nie działamy niezgodnie z Jego wolą. Ten czas jest nam dany niejako "odgórnie", aby cieszyć się sobą. mateola napisał(a): Czy Twoim zdaniem w epoce przedkalendarzykowej nie było długotrwałych, szczęśliwych, nieznudzonych sobą małżeństw?
W tamtej epoce było powszechne posiadanie liczebnej rodziny. Nie wiem, czy były to małżeństwa szczęśliwe czy nie i nie mnie to oceniać.
Wiem natomiast, że wtedy istniały trochę inne priorytety i cele życiowe niż teraz. I szczęście nie było aż tak wysuwane na pierwszy plan jak obecnie. Celem i zadaniem rodziny było przede wszystkim zrodzenie i wychowywanie potomstwa - to było ich szczęście.
A teraz mamy trochę inne priorytety i pokus znacznie więcej i może więcej wymagamy od Pana Boga. Uważamy, że szczęście nam się należy, a mniej przyjmujemy Jego wolę.

|
So sie 04, 2007 19:21 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
monika001 napisał(a): Pomimo minusów, bo już wielokrotnie pisałam, że nie zawsze radzimy sobie z tym "czekaniem", widzę naprawdę sporo zalet tego trudnego czasu panowania nad sobą. To takie inne przeżywanie miłości, nie napiszę jakie, bo chcę, aby pozostało to tajemnicą, ale bardzo, bardzo fajne. A seks po takim czekaniu jest po prostu dziki i zachłanny. 
Nie zgadzam sie z Toba.
Jak kilka dziesiat lat temu uzywalem gumek (zanim wiedzialem ze jestem bezplodnym) seks nigdy nie stal sie czyms na "zawolanie".
Wrecz przeciwnie. Uprawialem seks z malzonka bo oboje chcielismy, bo oboje mielismy taka potrzebe zblizenia sie do siebie.
Nic mniej. Nic wiecej.
Wiec blagam Cie, nie nazywaj gumek "wygodnosicom" lub "chodzeniem na skroty" bo sama z tego nie korzystalas wiec nie maz zielonego pojecia.
|
N sie 05, 2007 3:02 |
|
 |
monika001
Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22 Posty: 1324
|
Zlemijest1 napisał(a): ... Wiec blagam Cie, nie nazywaj gumek "wygodnosicom" lub "chodzeniem na skroty" bo sama z tego nie korzystalas wiec nie maz zielonego pojecia.
A widzisz i tu się mylisz. Bywało, że korzystałam. I mi jakoś to nie leży.
A propos, prawo kościelne dla wszystkich jest jednakowe. I nie dopuszcza gumek i innych form AK. Jeśli chcesz żyć w zgodzie ze swoją wiarą i przystępować do sakramentów musisz stanowisko KK przyjąć, a nie negować i
niestety!!! zrezygnować ze sztucznej antykoncepcji. Co do stosowania naturalnej - każdy również rozważa we własnym sumieniu, czy korzysta z niej w sposób prawidłowy.
Odnosząc się jeszcze do użytego pzrez ciebie sformułowania "chodzenie na skróty": dla mnie jest to chodzenie na bardzo duże skróty i popadanie w niewolę własnej namiętności, nad którą przestajesz mieć kontrolę. Każdy może to odbierać inaczej. Ja odbieram tak. Mam prawo, prawda?
|
N sie 05, 2007 5:12 |
|
 |
monika001
Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22 Posty: 1324
|
Zlemijest1 napisał(a): Nie zgadzam sie z Toba. Jak kilka dziesiat lat temu uzywalem gumek....
Zgadzać się ze mną nie musisz. Masz prawo mieć swoją opinię.
[...] To już podpadało pod uwagi personalne - mimo emotikonów... angua
|
N sie 05, 2007 5:18 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Moniko, mnie w tym momencie chodzi o to, że okresowa wstrzemięźliwość jako czynnik konieczny do budowania więzi małżeńskiej jest pomysłem dość współczesnym... bo z Twoich wypowiedzi wnioskuję, że małżeństwo, które nie wporwadza do swojego życie cyklicznych przerw we współżyciu (na przykląd chce miec dużo dzieci i sumiennei sie o to stara  ) ulega stopniowej degradacji.
I tylko o to.
monika001 napisał(a): Ale to obopólne życzenie jest brakiem uszanowania naturalnego cyklu płodności, danego przez Boga po to, aby go respektować. Rzecz w tym, że Bóg nigdzie nie powiedział, że małżeństwo ma respektować naturalny cykl płodności. On wręcz dokładnie ukrył go przed człowiekiem, pozwalając go poznać dopiero w XX wieku. Dalej - Bóg w żaden sposób nie sugeruje, by wprowadzać przerwy we współżyciu - poza tymi na modlitwę. Małżeństwo miało po porstu współżyć. monika001 napisał(a): Co do innych sytuacji typu ciąża, menopauza itp. (...) czas jest nam dany niejako "odgórnie", aby cieszyć się sobą. A widzisz... czyli okresy cyklicznej wstrzemięźliwości w małżeństwie nie są konieczne dla jego dobra  Czy małżeństwo trwale niepłodne (np. menopauza, wycięta macica) powinno dla swojego dobra wprowadzać sobie cyklicznie okresy milczenia seksualnego, czy ma uznać, że może bez ograniczeń "cieszyć sie sobą" a mimo to się nie rozpadnie?
|
N sie 05, 2007 7:41 |
|
 |
monika001
Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22 Posty: 1324
|
mateola napisał(a): Moniko, mnie w tym momencie chodzi o to, że okresowa wstrzemięźliwość jako czynnik konieczny do budowania więzi małżeńskiej jest pomysłem dość współczesnym... bo z Twoich wypowiedzi wnioskuję, że małżeństwo, które nie wporwadza do swojego życie cyklicznych przerw we współżyciu (na przykląd chce miec dużo dzieci i sumiennei sie o to stara  ) ulega stopniowej degradacji. W moim przekonaniu stopniowej i bardzo powolnej, ale jednak degradacji podlega więź małżonków sprzeniewierzających się prawom Stwórcy, tych, którzy sami dla siebie chcą stanowić prawo przyjmując AK jako wybór życiowy. Co do małżonków starających się usilnie o dużą ilość dzieci? Myślę, że jeśli nie jest to jakaś patologia typu pijany mąż... to raczej stawiałabym takich ludzi w kategoriach świętości. Dla mnie - niewiem czy osiągalnej w tym sensie, że ja nie potrafiłabym chyba aż tak otworzyć się na życie i aż tak zaufać Bogu, co do dzietności mojej rodziny, pomimo wszelkich przeciwności życiowych. Może zbyt słaba wiara, a może zbyt duże asekuranctwo.... mateola napisał(a): Rzecz w tym, że Bóg nigdzie nie powiedział, że małżeństwo ma respektować naturalny cykl płodności. On wręcz dokładnie ukrył go przed człowiekiem, pozwalając go poznać dopiero w XX wieku. Dalej - Bóg w żaden sposób nie sugeruje, by wprowadzać przerwy we współżyciu - poza tymi na modlitwę. Małżeństwo miało po porstu współżyć. Bóg się nie wypowiedział, ale wyraźnie wypowiedział się Kościól. A Chrystus ten Kościól ustanowił i dał mu moc stanowienia prawa. Choćby wynika to z poniższego: [/i]...Ty jesteś Piotr i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go.I dam ci klucze Królestwa Niebios; i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie Mt (18-19) Następcą Sw Piotra jest papież. I ma moc stanowienia prawa. To prawo jest dokładnie sprecyzowane w dokumentach KK i póki co, nie zmienione. W kontekście zacytowanych przeze mnie słów, to jest prawo Boże, choć ustanowione przez człowieka. A z prawem Bożym nie ma dyskusji. Można je przyjąć lub odrzucić.
mateola napisał(a): .. A widzisz... czyli okresy cyklicznej wstrzemięźliwości w małżeństwie nie są konieczne dla jego dobra  Czy małżeństwo trwale niepłodne (np. menopauza, wycięta macica) powinno dla swojego dobra wprowadzać sobie cyklicznie okresy milczenia seksualnego, czy ma uznać, że może bez ograniczeń "cieszyć sie sobą" a mimo to się nie rozpadnie?
Zadajesz mi trudne pytania. Myślę, że rzecz polega na nieodrzucaniu Boga w swoim życiu. Jeśli trwale przyjmujesz antykoncepcję jako swój wybór, niszczysz żywą obecność Boga w swoim życiu - nie możesz przystępować do Sakramentów. Wtedy nie dajesz Mu szansy, aby w tobie, w was, w waszym związku działał i go umacniał. Jeśli staramy się żyć zgodnie z Jego wolą, grzeszymy, ale przystępujemy często do Sakramentów, aby nie zrywać więzi z Bogiem, to On nas na tyle prowadzi, na tyle wchodzi w nasze relacje, na tyle nas umacnia i wzbogaca, że wtedy takie pytania stają się nieistotne. Wtedy w tych relacjach jest obecny Bóg. A On niczego nie niszczy. On daje piękną miłość zawsze - nie ma znaczenia czy to będzie menopauza, czy inne sytuacje... Piękna miłość jest z pewnością wielkim darem Bożym. Jeśli jest ta piękna miłość - nie ma możliwości, aby małżeństwo się rozpadło.
|
N sie 05, 2007 11:28 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Moniko...
Nie mówimy o antykoncepcji, ani o wypełnianiu, czy nie wypełnianiu woli Boga, (przynajmniej ja nie o tym), ale o tym, czy okresowa wstrzemięźliwość jest elementem niezbędnym dla dobra małżeństwa.
|
N sie 05, 2007 14:45 |
|
 |
vesper
Dołączył(a): Pt cze 08, 2007 19:55 Posty: 452
|
Moniko -> Tak, jednak nieomylność Kościoła dotyczy wyłącznie spraw najważniejszych - doktryny wiary.. Przepisy na temat seksu zmieniły się i tak 180 stopni. Pewne rzeczy, jak choćby NPR były grzechami, teraz nie są - bo nigdy nimi nie były, tylko Kościół wmawiał ludziom, że są grzechami. Kościół nie ma mocy ustanowienia czegoś grzechem, lub nie. Może jedynie rozeznawać wolę Bożą, i kierować swoją wspólnotą. Powiedzmy wprost - gdyby sprawa antykoncepcji była jasna, to komisja soborowa nie wydała by takiego werdyktu:
- 9 kardynałów orzekło, że antykoncepcja nie jest moralnie zła, i należy ją dopuścić.
- 4 opowiedziało się za utrzymaniem starego nauczania (Casti Connubi)
- 3 wstrzymało się od głosu, wojtyła nie dotarł na obrady.
Paweł VI jednak utrzymał stare nauczanie ,prawdopodobnie dlatego, że bał się efektów nagłego przewrotu, zdjęcia ciężaru grzechu - jak to zostanie odebrane, skoro i tak zmieniono wiele, pozwolono na NPR ?
Ja np. tych przepisów nie uznaję, mimo tego, że mam tradycjonalistyczny pogląd na większość spraw Kościoła, z liturgią włącznie. I szczerze powiem, że nie wiem co zrobię w swoim przyszłym małżeństwie. Jeśli wybierzemy na pewien czas antykoncepcję, to raczej nie będę się z tego spowiadał - bowiem moje sumienie nie uznaje tego za grzech, zaś orzeczenie Kościoła nie ma podstaw w źródłach nieomylnych: Piśmie, Tradycji Objawionej, Nauczaniu ex cathedra. Bo petting też jest zakazany, a już wielu spowiedników nie widzi w nim problemu...
Pozdr.
_________________ Respexit orationem humilium, non sprevit preces eorum...
|
N sie 05, 2007 14:55 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|