Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So sie 09, 2025 12:11



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 112 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna strona
 Aborcja oczami maskulistki 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Cz sty 03, 2008 16:28
Posty: 421
Post Aborcja oczami maskulistki
Jedna z forumowiczek maskulizm.org zapoznała nas ze swoim niedawnym tekstem na wiadomości24

Pejzaż post(nie)aborcyjny z Rumunem w tle

Uprawianie seksu bez zabezpieczenia jest jak pozowanie do wylotu lufy na poligonie wojskowym. I choć ze świecą szukać takiego, który chciałby na ochotnika zostać kaczką do odstrzału, wielu kocha się, ryzykując trafienie.
Warto przeczytać:


Nawet pozornie oczywista korelacja wieku i rozumu w sferze miłosnych uniesień często nie występuje. Różnica między tokiem myślenia 17-latków i 25-latków jest nieraz żadna, a czasem nawet młodszy osobnik wykazuje się większą odpowiedzialnością. Bo mimo że w kwestii niechcianych ciąż cała nagonka skierowana jest tradycyjnie na bardzo młode niewiasty, problem ten jest także aktualny w środowisku 20- i 30-latek.

Moja jak najbardziej nie planowana ciąża przytrafiła mi się w wieku lat 24. Z samego faktu, że byłam wtedy studentką zagranicznej uczelni, można byłoby wywnioskować, że posiadam co najmniej średni poziom inteligencji, a w związku i z czym - roztropności. Teoretycznie. Dałam się porwać w miłosny tan w charakterze tej nieszczęsnej kaczki. No i cóż, oberwałam.

Co ciekawe, absolutnie nie podejrzewałam, że jestem w stanie błogosławionym. Dopiero dwie wyraźnie zarysowane kreski testu, który zrobiłam raczej w celu uspokojenia mojego ówczesnego chłopaka niż po to, by uspokoić samą siebie, dały mi do myślenia. A było to myślenie chaotyczne i pełne paniki. Byłam niedoszłą panią inżynier produkcji, mieszkającą w duńskim akademiku, utrzymującą się z dorywczej pracy i zakochaną w rumuńskim studencie. Niedługo miałam wkroczyć w już drugie ćwierćwiecze swojego życia, ale tak naprawdę nie miałam nic stabilnego.

„Rozregulowana gospodarka hormonalna organizmu”

Umówiłam się na wizytę do lekarza rodzinnego, modląc się w duchu, że moja ciąża to pomyłka. Przed wizytą obsesyjnie szusowałam po internecie sprawdzając, jakie są szanse, że test mógł się mylić. Pokrzepiałam się w myślach opowieściami moich koleżanek, które słyszały od kogoś, że ktoś słyszał od kogoś, że jednej dziewczynie test wykazał stan błogosławiony, a okazało się, że miała po prostu rozregulowaną gospodarkę hormonalną organizmu. Tak więc „Rozregulowana gospodarka hormonalna organizmu” stała się moim nowym orężem w walce przeciwko popadnięciu w szaleństwo.

Przydzielonego mi duńskiego lekarza (każdy student zagraniczny dostaje w Danii prawo do lekarza i do darmowej opieki medycznej), sympatycznego pana po 50., nie widziałam nigdy wcześniej na oczy. Tym bardziej krępowała mnie cała wizyta. Posłusznie przyniosłam do analizy produkt mojej porannej łazienkowej aktywności, a pan doktor wykorzystał go w sobie znany sposób i po minucie ogłosił werdykt. Pozytywny. - Ale może rozregulowana gospodarka hormonalna organizmu - próbowałam wymamrotać, lecz lekarz był bezlitosny. Ciąża.

Zaczęłam się zbierać do wyjścia próbując uspokoić moje walące histerycznie jak gołąb w klatce serce i równocześnie zastanawiając się, w jaki sposób oznajmić nie radosną nowinę mojemu chłopakowi, czekającemu na korytarzu, kiedy lekarz zatrzymał mnie zdziwiony. Wizyta wcale nie dobiegła końca, bo przecież miałam oznajmić, co zamierzam zrobić. - A cóż mogę zrobić? - spytałam niemal filozoficznie. Byłam przecież Polką, a w Polsce można tylko urodzić. Jak się jednak okazuje, Dania, to nie Polska. Pan doktor, głosem czysto urzędowym oznajmił mi, że jeżeli chcę dokonać aborcji to prawdopodobnie może się to odbyć już w następnym tygodniu. Zostanie mi zaaplikowana tabletka. Widząc moja zdezorientowana minę, dodał, że jeżeli potrzebuję więcej czasu na decyzję, to ostatecznym terminem jest styczeń, gdyż w Danii zabieg aborcyjny można przeprowadzać do momentu, gdy płód nie ukończył 12 tygodni. I mam do niego zadzwonić, to mi zarezerwuje miejsce w szpitalu. Wiem, że wiele dziewcząt w takiej sytuacji marzyłoby o zamianie ze mną na miejsca. Ale ja… no właśnie, tu tkwiła cała ironia zaistniałego zdarzenia. Ja całe życie byłam zdecydowaną przeciwniczką aborcji…

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...

Stara prawda dźwięczy mi teraz w uszach, tak jak dźwięczała w tamte długie październikowe dni – nie bądź stuprocentowo pewien siebie i swojego zachowania, dopóki sam nie znajdziesz się w sytuacji, której ta pewność dotyczy. Zawsze byłam pewna, że w sytuacji kolokwialnie mówiąc „wpadki”, nawet przez myśl mi nie przejdzie możliwość wykonania zabiegu. Jak się jednak okazało, będąc w obcym kraju, gdzie aborcja jest nie tylko legalna, ale i moralnie akceptowana, zostałam wystawiona na pokuszenie. Nie chciałam dziecka. Mój ówczesny chłopak pozostawił mi podjęcie decyzji, ale nie ukrywał, że jest za zabiegiem. Dla niego płód nie był człowiekiem, więc nie posiadł dylematów natury etycznej. Przez trzy dni biłam się z myślami, przeżywając największe psychiczne tortury w swoim życiu, gdzie do walki przystąpiły moja moralność i mój ludzki egoizm. Czytałam dużo w Internecie, ostrożnie omijając strony antyaborcyjne i dokształcając się w czysto technicznych kwestiach zabiegu. Wiedziałam, że jeżeli się zdecyduję na aborcję, to tylko do czasu, kiedy możliwe jest jej przeprowadzenie za pomocą tabletki. Na jakiekolwiek inne metody nie wystarczyłoby mi nerwów.

„Naturalna aborcja”

Czym jest ta osławiona tabletka? Symbolem tzw.”naturalnej” aborcji, gdyż powoduje sztuczne poronienie. Nie jest metodą inwazyjną, tylko farmakologiczną. Kobieta po wszystkich koniecznych badaniach, które wykażą, że nie ma medycznych przeciwwskazań, przyjmuje na początek u lekarza jedną tabletkę, a po trzech dniach (już w domu) drugą. W około 88 proc. - 96 proc. przypadków (zależnie od typu pigułki) dochodzi do poronienia, jeśli tak się nie dzieje, zabieg trzeba dokończyć metodą próżniową. Ryzyko długotrwałych powikłań jest niewielkie. Metoda może być stosowana do 9 tygodnia ciąży. W Danii jest to metoda bardzo popularna i oczywiście finansowana przez tutejszy urząd zdrowia.

A w Rumunii...

Opcja „Naturalnej aborcji” na wyciągniecie ręki trzymała mnie w impasie. Mimo swoich poglądów nie byłam w stanie kategorycznie odrzucić tego wariantu. Oliwy do ognia dolewał mój partner, który nie widział w zabiegu problemu, bardzo możliwe, że przez aborcyjną historię jego własnego kraju. Za czasów komunizmu, kiedy Rumunią władał Nicolae Ceauşescu, aborcja była nielegalna. Ba, nawet antykoncepcja była nielegalna! Kobietom pozostawało pilne wyliczanie dni niepłodnych, mierzenie temperatury, albo obserwacja śluzu. Jako że skuteczność wymienionych wyżej metod jest relatywnie niska, epidemia ciąż szalała na dużą skale.

Efekt ten cieszył niezwykle “Wodza” (tak kazał się mianować Ceauşescu), gdyż ograniczenie kontroli programu urodzeń miało przyczynić się do zwiększenia liczebności populacji kraju (był to jeden z punktów planu, który miał uczynić z Rumunii samowystarczalne mocarstwo). Warunki do rodzenia i wychowywania dzieci – to już była inna historia. Dlatego kobieta w ciąży miała trzy opcje – urodzić i wychować, urodzić i oddać do domu dziecka, albo usunąć. A jako że trzecie wyjście było nielegalne, było też wysoce niebezpieczne. W głowie utkwiła mi szczególnie jedna historia, opowiedziana przez mojego partnera. Mianowicie, jego ojciec uczył się w szkole podstawowej z chłopcem, którego mama zaszła w ciążę. Czwartą ciążę. Jako, że ich sytuacja materialna była już tragiczna (o ile się nie mylę, pokój z kuchnią), nie mieli absolutnie żadnych warunków na przyjęcie jeszcze jednego członka rodziny. Kobieta poszła do szpitala poprosić o wykonanie zabiegu, gdyż w tamtych czasach można było przeprowadzać aborcje, gdy dziecko miało być już piątym z potomstwa. Nie pomogły jednak próby przekonywania i płacze. Do zabiegu “brakowało” jej jednego dziecka.

/ Fot. Paweł Nowak/Dziennik Łódzki/PolskaZdecydowała się więc na zabieg w nielegalnym, aborcyjnym podziemiu, i jak to często się zdarzało, coś poszło nie tak. I tu rozegrał się prawdziwy dramat, gdyż prawo nie tylko zabraniało aborcji, ale także i opieki medycznej dla tych, które przeprowadziły nielegalny zabieg. Dlatego też, przywiezionej do szpitala, wykrwawiającej się na śmierć kobiecie nikt nie mógł pomóc. Należy tu dodać, że każdy szpital miał przydzielonego tzw. policjanta politycznego, który odgórnie kontrolował takie przypadki (przykładowo, narzędzia do wykonywania aborcji były zapieczętowane w specjalnych torbach, które można było otworzyć tylko w jego obecności. W wypadku otwarcia torby bez jego wiedzy, lekarzowi groziło więzienie). Tak więc kobieta umarła w szpitalu, pozostawiona sama sobie i w ten sposób zostawiła męża, i osierociła trójkę dzieci.

Ten przypadek to tylko kropla w morzu dramatów, które rozegrały się w Rumunii w związku z propagowaną karykaturą prorodzinnej polityki. Dzieci, które z kolei przychodziły na świat niechciane, zapełniały domy dziecka, które standardem dorównywały tym, które dziś możemy oglądać w Bagdadzie (od ilości dzieci i warunków w sierocińcach wzięło się przecież pojęcie “rumuńskie sieroty”). Dlatego też po upadku komunizmu, kraj przyjął z ulgą nie tylko legalizację antykoncepcji, ale także i aborcji. W opinii wielu Rumunek (i Rumunów) w wypadku niechcianej ciąży aborcja jest najlepszym wyjściem. Biorąc pod uwagę to, czego doświadczył w tej kwestii ich naród - trudno im się dziwić.

Decyzja

Po trzech dniach decyzja została w końcu podjęta. Na rozwiązanie dylematu wpłynęła zmiana stanowiska mojego ówczesnego chłopaka, który po wielu przemyśleniach stwierdził, że skoro mam się tak męczyć to on już woli żebym urodziła to dziecko. Mentalne kajdany, które sama na siebie nałożyłam, pękły. Wtedy to zdałam sobie sprawę z tego, że dużo wątpliwości miało swoje źródło w obiekcjach mojego partnera. I wbrew pozorom nie chodziło o to, że decydując się na donoszenie ciąży, mój chłopak może mnie opuścić, ale o to, że moją decyzją mogę zmienić diametralnie czyjeś życie. Życie przyszłego ojca.

Zdecydowanie za mało uwagi poświęca się w dyskusji o aborcji ojcom poczętych dzieci, wychodząc z założenia, że są to chodzące kontenery na spermę, które zajmują się na co dzień zapładnianiem i zwijaniem manatek gdy do owego zapłodnienia w końcu dojdzie. Mój partner nie chciał być ojcem. To, że w razie mojej decyzji o urodzeniu dziecka, mógłby odejść, wcale nie należało do meritum sprawy. Zachowanie dziecka, oznaczało bowiem uczynienie go ojcem bez jego własnej woli, niezależnie od tego gdzie w przyszłości rzuciłby go los. Ta moc, niechciana władza nad kształtem życia mężczyzny, którego dodatkowo przecież kochałam, ubezwłasnowolniła mnie w kwestii podjęcia decyzji. Kiedy jednak w końcu otrzymałam "błogosławieństwo" mogłam już z czystym sumieniem podjąć decyzję o utrzymaniu ciąży.

Oczywiście kwestia ojcostwa to dylemat działający w obie strony. Co z mężczyznami, którzy chcą zachować dziecko, a ich partnerki mimo wszystko poddają się zabiegowi aborcji? W Polsce dużo mówi się o tym, że o kobietach i ich "macicach" decyduje grupa tzw. "urzędasów" w garniturach i to do tego płci męskiej. I jest to rzeczywiście smutna prawda. Z drugiej jednak strony, w krajach takich jak Dania, o losie ciąży ma prawo decydować tylko kobieta, gdyż to ona wybiera zabieg lub poród. W przypadku aborcji, zgoda ojca nie jest wymagana. Dochodzi więc do pewnego paradoksu - z jednej strony domagamy się, by mężczyźni brali większą odpowiedzialność za swoje "niecne" czyny, a z drugiej - pozbawiani są głosu w kwestii swojego przyszłego ojcostwa. I nie odnoszę się tutaj do głosu polityków, lekarzy czy księży, ale indywidualnego głosu w indywidualnej sprawie.

Aftermach

Dziś moja córka ma już prawie dwa lata. Mój chłopak został moim mężem i jest obecnie najszczęśliwszym ojcem na świecie. Tak, ta historia skończyła się szczęśliwie. Ale wcale nie musiała.

Obserwuję debaty na temat aborcji w naszym kraju, oraz rozwiązania zastosowane w innych państwach i do dziś nie jestem w stanie osądzić, kto ma w rękach monopol na sukces. Mimo że dalej w sercu uważam, iż poczęte dziecko to człowiek mający prawo do życia, rozwiązania rumuńskich władz wydają mi się jak najbardziej słuszne. Rumunia zdaje sobie sprawę z tego ile krzywd i cierpienia sprawił całemu narodowi Ceauşescu swoją "prorodzinną polityką" - a jeśli zawodzi ich pamięć, mogą tylko zajrzeć w raporty dotyczące sierocińców z początku lat 90. Dziś także nie są w stanie zapewnić świetnych warunków przyszłym matkom, więc jedyne co mogą zrobić to dać im wolny wybór. Na drugim biegunie stoi Polska, ze swoim prawem antyaborcyjnym i intensywną prorodzinną kampanią społeczną, która - niestety - wygląda ładnie tylko na papierze. Warunki socjalne mamy porównywalne z Rumunią, ale decydujemy się na przymuszanie kobiet w niekiedy tragicznych sytuacjach materialnych do rodzenia dzieci, które skazane są od pierwszych chwil na nędzę.

A pośrodku stoi Dania - kraj, który byłby z pewnością przez wielu księży i przeciwników aborcji potępiony za legalizację tegoż zabiegu. Ale też i kraj, który otacza przyszłą matkę troską i opieką, zapewniając pomoc materialną, finansową i psychologiczną. Kraj w którym studenci, samotne matki i ludzie biedni nie boją się mieć dzieci, gdyż wiedzą, że ich własne państwo zrobi wszystko, by im pomóc to dziecko nie tylko dobrze wychować, ale i godnie wychowywać. Kraj w którym miałam szczęście przebywać, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.


Anna Motreanu

http://www.wiadomosci24.pl/artykul/pejz ... -narzedzia

Co sądzicie o prawie ojca do niewyrażenia zgody na aborcję?

A co o prawie ojca do zdecydowania się na aborcję?

_________________
http://www.maskulizm.blog.onet.pl http://religiabezwiary.blog.onet.pl/ http://politykaspoleczenstwo.blog.onet.pl/ http://www.wolnafilozofia.blog.onet.pl http://www.maskulizm.pl http://www.maskulizm.org


So gru 27, 2008 23:19
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 12, 2008 18:56
Posty: 1927
Post 
Ojciec nie ma żadnego prawa. To nie on będzie rodził to dziecko. Ile razy się zdarzało, że kobieta rodzi dziecko, a ojciec znika, bo ma np. 19 lat?

_________________
...lecz kiedy Jedyny opuścił swych czcicieli, jego Słowo pozostało...

...i nadejdzie dzień, kiedy powróci Jedyny. I znów rozlegnie się dźwięk Sarenetha...


N gru 28, 2008 11:59
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz sty 03, 2008 16:28
Posty: 421
Post 
Ale on będzie wychowywał i utrzymywał.

No ile razy się zdarza? A ile razy się zdarza, że kobieta usuwa? A ile że porzuca? A ile że zostawia z ojcem?

Z resztą, skoro tak często nie chcą dziecka, to sugerujesz, że powinni mieć takie prawo do aborcji jak kobieta? W końcu częściej nie chcą, więc to im bardziej na takim prawie zależy?

A inna sprawa, co mnie obchodzi, kto co częściej, mnie i każdą inną osobę, każdego innego mężczyznę, obchodzi moje zdanie a nie statystyczny rozkład w grupie ludzi z wąsami czy wielbicieli marchewek...

_________________
http://www.maskulizm.blog.onet.pl http://religiabezwiary.blog.onet.pl/ http://politykaspoleczenstwo.blog.onet.pl/ http://www.wolnafilozofia.blog.onet.pl http://www.maskulizm.pl http://www.maskulizm.org


N gru 28, 2008 13:36
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): N maja 20, 2007 8:57
Posty: 937
Post Re: Aborcja oczami maskulistki
HajdukAdam napisał(a):

Co sądzicie o prawie ojca do niewyrażenia zgody na aborcję?

A co o prawie ojca do zdecydowania się na aborcję?


1. Uważam, że jeśli ciąża nie zagraża życiu matki, to jego zdanie powinno być rozpatrzone.

2. Uważam, że nie ma takiego prawa. Nie może zmusić kobiety do poddania się aborcji.


N gru 28, 2008 14:17
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09
Posty: 3852
Post 
W tym temacie zabrakło miejsca dla jeszcze jednej strony tego sporu , więc ja bedę je reprezentować . Wszyscy martią się o matkę o ojca , myślimy o ich prawach , ale zapominamy co o tym wszystkim myśli poczęte dziecko , dlaczego jego nie pytamy o zdanie , czy chce żyć , czy nie ? Nie ma głosu - czy to ma być argument ?


N gru 28, 2008 15:19
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz sty 03, 2008 16:28
Posty: 421
Post 
Obaj słusznie prawicie. :-)

_________________
http://www.maskulizm.blog.onet.pl http://religiabezwiary.blog.onet.pl/ http://politykaspoleczenstwo.blog.onet.pl/ http://www.wolnafilozofia.blog.onet.pl http://www.maskulizm.pl http://www.maskulizm.org


N gru 28, 2008 16:35
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 12, 2008 18:56
Posty: 1927
Post 
to jest wybór jedynie matki. Ojciec jedynie może się sprzeciwić, ale decyzja należy do matki.


jeżeli oczywiście małżeństwo ma np. 30 lat, to inna sprawa niż jak oboje mają po 18 lat.


Dlaczego kobieta porzuca dziecko? Może dlatego, że jest biedna i jej nie stać na wychowanie dziecka? A gdzie wtedy, Hajduku, jest ten "dobry" ojciec?

_________________
...lecz kiedy Jedyny opuścił swych czcicieli, jego Słowo pozostało...

...i nadejdzie dzień, kiedy powróci Jedyny. I znów rozlegnie się dźwięk Sarenetha...


N gru 28, 2008 17:34
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz sty 03, 2008 16:28
Posty: 421
Post 
Sareneth napisał(a):
to jest wybór jedynie matki. Ojciec jedynie może się sprzeciwić, ale decyzja należy do matki.
Znam już twoje zdanie, więc z deklaracjami daj sobie spokój. Mogę na nie odpowiedzieć jedynie:to jest wybór jedynie ojca. Matka jedynie może się sprzeciwić, ale decyzja należy do ojca.Nie na tym polega dyskusja.

Dlaczego kobieta porzuca dziecko? Może dlatego, że jest biedna i jej nie stać na wychowanie dziecka? A gdzie wtedy, Hajduku, jest ten "dobry" ojciec?
A dlaczego mężczyzna porzuca dziecko?Może dlatego, że jest biedny i go nie stać na wychowanie dziecka? A gdzie wtedy jest ta "dobra" matka?

Daruj sobie, zakładam takie tematy właśnie po to, aby skończyło się jednostronne szczucie na ojców. Może byś się wysilił na cokolwiek, czego nie da się odwrócić...?

_________________
http://www.maskulizm.blog.onet.pl http://religiabezwiary.blog.onet.pl/ http://politykaspoleczenstwo.blog.onet.pl/ http://www.wolnafilozofia.blog.onet.pl http://www.maskulizm.pl http://www.maskulizm.org


N gru 28, 2008 17:51
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 12, 2008 18:56
Posty: 1927
Post 
Ojciec porzuca dziecko? Ojciec rodzi dziecko, a następnie wyrzuca je do śmietnika? Matka, jak dowiaduje się, że ojciec jest w ciąży porzuca do i wyjedża do stanów?

Nie ma usprawiedliwienia a porzucenie dziecka/matki/ojca.
Jeżeli ojca nie stać na wychowanie dziecka, to po co je "robił"? Człowiek nie jest wiatropylny, więc można się domyślać co może doprowadzić do narodzin dziecka. A porzucający ojciec (i matka) dają prosty przykład swojej odpowiedzialności. I potwierdzają tezę, że niektórzy nie powinni się rozmnażać...

_________________
...lecz kiedy Jedyny opuścił swych czcicieli, jego Słowo pozostało...

...i nadejdzie dzień, kiedy powróci Jedyny. I znów rozlegnie się dźwięk Sarenetha...


Pn gru 29, 2008 10:12
Zobacz profil
Post 
A wg mnie ten artykuł jest przede wszystkim ukazaniem tego, jak dojrzałe społeczeństwo podchodzi do aborcji. Nie neguje jej absolutnie. Nie zabrania. Udostępnia.

Ale z drugiej strony, tak jak napisała autorka:
Cytuj:
Ale też i kraj, który otacza przyszłą matkę troską i opieką, zapewniając pomoc materialną, finansową i psychologiczną. Kraj w którym studenci, samotne matki i ludzie biedni nie boją się mieć dzieci, gdyż wiedzą, że ich własne państwo zrobi wszystko, by im pomóc to dziecko nie tylko dobrze wychować, ale i godnie wychowywać. Kraj w którym miałam szczęście przebywać, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.


Coś, czego nie daje nasz kraj. Kompletne przeciwieństwo, ale to u nas rozmawia się o ograniczeniu prawa do aborcji. Dostrzegacie paradoks?


Crosis


Pn gru 29, 2008 14:21

Dołączył(a): Cz sty 03, 2008 16:28
Posty: 421
Post 
Sareneth napisał(a):
Matka, jak dowiaduje się, że ojciec jest w ciąży porzuca do i wyjedża do stanów?

Matka wyjeżdża jak zostawi dziecko ojcu.

Sareneth napisał(a):
Jeżeli ojca nie stać na wychowanie dziecka, to po co je "robił"?

A po co matka robiła?

Nudzą mnie już te zabawy w kotka i myszkę... Jeżeli można coś odwrócić i powiedzieć o matce, to darujcie sobie, nie chce mi się na takie rzeczy odpisywać...

_________________
http://www.maskulizm.blog.onet.pl http://religiabezwiary.blog.onet.pl/ http://politykaspoleczenstwo.blog.onet.pl/ http://www.wolnafilozofia.blog.onet.pl http://www.maskulizm.pl http://www.maskulizm.org


Pn gru 29, 2008 16:26
Zobacz profil WWW
Post 
Adam:
ja Ci odpowiem tak: oczywiście, zdanie ojca na temat aborcji jest istotne. Nawet bardzo. Ale nie może być w żaden sposób decydujące, ponieważ oznaczałoby, że mężczyzna w majestacie prawa może zadecydować o ciele/zdrowiu/życiu kobiety nawet bez jej zgody. Co wydarzyć się nie może, bo byłoby sprowadzeniem kobiety do roli inkubatora.

Pytania: po co robił/po co robiła - faktycznie nie mają sensu. Dziecko "robi się razem" (sorki za to wyrażenie). Jak żadne z nich nie jest dość dojrzałe żeby się zabezpieczyć, to lepiej niech się za to nie zabierają.

Cytuj:
2. Uważam, że nie ma takiego prawa. Nie może zmusić kobiety do poddania się aborcji.


A jaki jest w ogóle sens tego pytania? Co to ma być? Ojciec może się zrzec ojcostwa i tyle. Nie może zmusić kobiety do pozbycia się ciąży, ale skoro mu tak przeszkadza przyszła wizja bycia ojcem - cóż. Niech się zrzeka i tyle.

Już widzę takie coś, połowa baranów, która nie wiedziała do czego służy kondom starałaby się skłonić kobiety do aborcji, żeby broń Boże nie płacić potem alimentów.

Crosis


Pn gru 29, 2008 16:39

Dołączył(a): Pn lis 03, 2008 15:39
Posty: 81
Post 
Jeśli nie są dojrzali, żeby się zabezpieczyć??? Hmmm... to podaj mi proszę taką 100% pewną metodę.

Moim zdaniem dopóki nie są w stanie przyjąć dziecka, jako efektu swoich działań niech się do nich nie zabierają. Bo ono i tak może zaistnieć... i wtedy są niepotrzebne dylematy i rozważania...

A tak ku wywołaniu większej dyskusji ;)
http://fronda.pl/news/czytaj/brytyjska_szkola_aborcji


Pn gru 29, 2008 19:20
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz sty 03, 2008 16:28
Posty: 421
Post 
Corsis, idiotki też nie chcą płacić alimentów, i gdyby musiały, to pewnie żadne dzieci by się nie rodziły.

Ty sprowadzasz ojca do roli rozpłodowego konia. Co w tym lepszego niż inkubator. O zdrowiu kobiety nikt by nie decydował, tylko o płodzie. Jakoś teraz o płodzie decyduje kobieta i nikt się nie bulwersuje decydowaniem o mężczyznach.

Jak ktoś ma coś twojego i nie chce oddać, to się ją/go doprowadza przed sąd albo do wiezienia i nikt nic dziwnego w tym nie widzi. A czemu nie doprowadzić kobity do lekarza?

_________________
http://www.maskulizm.blog.onet.pl http://religiabezwiary.blog.onet.pl/ http://politykaspoleczenstwo.blog.onet.pl/ http://www.wolnafilozofia.blog.onet.pl http://www.maskulizm.pl http://www.maskulizm.org


Pn gru 29, 2008 19:21
Zobacz profil WWW
Post 
Widzisz Adamie, generalnie masz rację. Ale w swoim wywodzie zapominasz o jednym: to kobieta przez 9 miesięcy chodzi z brzuchem, to kobieta jest narażona na żylaki, na przeróżne dolegliwości, to kobieta nie może w tym czasie na przykład pracować. Ciąża to nie jest majówka.

Cóż, tak to już w naturze jest - tego nie zmienisz.

I właśnie to, te 9 nie nałatwiejszych miesięcy w życiu kobiety przemawia do mnie i kieruje mnie do przedstawionego wyżej stanowiska.

Oczywiście możesz się z tym nie zgadzać, możesz to zbagatelizować. Ale nie zmienisz faktu, że jeśli ojciec dziecka zmusi kobietę do utrzymania ciąży, to zmusi ją do tych 9-ciu miesięcy a potem do porodu, który też łatwy nie jest.

Dlatego napisałem to co napisałem.


Crosis


Pn gru 29, 2008 21:01
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 112 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL