Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N lis 23, 2025 10:15



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 28 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 I jak tu nie być feministką? 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 14, 2004 19:35
Posty: 796
Post I jak tu nie być feministką?
Być kobietą
Przeczytałam i jestem przerażona :( tym, co przeczytalam.

Okazuje się, ze 12-latki mają bardzo silnie wpisane w swe umysły stereotypy dotyczace płci. Dowiedziałam się, że:

Cytuj:
Kobieta w niektórych polskich domach jest dosłownie kurą domową, ponieważ musi sprzątać, prać, prasować i robić tego typu rzeczy. Ale w innych domach mężczyźni nie pozwalają kobietom pracować i wtedy mogą one robić, co chcą (ale bez przesady). Kobiety w domu zazwyczaj zajmują się dziećmi... Żaden chłop nie musi też robić zakupów i potem dźwigać ich do domu.


Cytuj:
Mężczyźni w pewnych kwestiach wykorzystują kobiety, np. każą im sprzątać, gotować, a sami nie mogą albo raczej nie chcą. Tymczasem kobiety są bardziej wrażliwe. Muszą też bardziej dbać o swoją higienę, bardziej skupiać się na swoim ciele i je pielęgnować. Mężczyźni dziwią się, że wydajemy dużo pieniędzy w sklepach, ale jak tu się dziwić, skoro musimy kupować np. podpaski, tampony, waciki, bieliznę itp. A kto kupuje rzeczy do jedzenia? Jedzenie jest drogie i na to idzie nasza wypłata, a potem na ubrania musimy brać od mężczyzn. My, kobiety, przeżywamy też duży ból, kiedy rodzimy i mamy miesiączkę. Musimy się opiekować dziećmi. No bo kto wstaje w nocy, kiedy dzieci płaczą? Kobieta na szczęście ma też swoje dobre chwile, na przykład kiedy jest w ciąży albo ma swój pierwszy raz. Wtedy czuje się w 100 procentach kobietą.


Cytuj:
Myślę, że rola kobiety jest trudna. Mąż kładzie na partnerkę dużo obowiązków, jak np. gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie i inne prace domowe. Kobieta ma w życiu ciężko. Nie dość, że mąż ciągle krzyczy: "Dawaj obiad, Kryśka" lub "Upierz coś wreszcie, bo nie mam co założyć do pracy", to ma jeszcze problemy związane z okresem... Kobieta ma też dobre chwile w życiu, gdy płeć przeciwna zabiega o jej względy. Dobrze jest być kobietą, zwłaszcza gdy jest się zgrabną i ma się spory biust (miło jest wtedy chodzić na plażę) - cieszę się, że nią jestem.


Cytuj:
Kobieta stworzona jest przez Boga i naturę tak, że ma do spełnienia wiele odpowiedzialnych, pięknych i miłych ról społecznych - bycie żoną, matką, gospodynią. Kobieta jest często zwana płcią piękną, mam nadzieję jednak, że chodzi tu nie tylko o wygląd, ale też o naszą rolę w społeczeństwie, a zwłaszcza o macierzyństwo. My, kobiety, powinnyśmy się cieszyć, że możemy przedłużać nasze pokolenie, zostać matkami, nosić w sobie dziecko.


itd...

Generalnie, jestem przerażona. Kobieta według 12-latków to przede wszystkim matka, żona i gosposia. Interesuje się modą, urodą i gotowaniem. "kobiety muszą rodzić dzieci", "kobieta siedzi sobie w domu, opiekuje się dziećmi albo robi obiad dla swojej rodziny".

Nic dziewnego, skoro już nawet podręczniki szkolne utrwalają zakorzenione w młodych główkach stereotypy. Kobieta w książkach dla uczniów klas I - III pokazywana jest:

Cytuj:
Jako córka, żona, matka. Kobiety nie pełnią funkcji publicznych, nie pracują w zawodach związanych z władzą i prestiżem. W jednej z książek dwukrotnie zamieszczono lekcje o różnych zawodach i wszystkie wykonywali mężczyźni. Przez trzy lata nie pojawiła się nawet wzmianka o pracy zawodowej kobiet. Podkreśla się takie ich cechy jak opiekuńczość, skłonność do poświęceń, zależność od innych.


Podręczniki szkolne

I jak tu nie być feministką? No jak? Skoro już od najmłodszych lat wmawia się dzieciakom, że kobieta jest stworzona tylko do 3 rzeczy?:

-rodzenia
-wychowywania
-dbania o dom

_________________
Oszukać diabła nie grzech...


Pn cze 27, 2005 14:18
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz sie 05, 2004 17:05
Posty: 1914
Post 
Między tym co twierdzą dwunastoletnie dziewczynki, a obiektywną prawdą bywa subtelna różnica. Można jest wypytać, czy Ken i Barbie naprawdę istnieją - sporo odpowiedzi może być pozytywnych.


Pn cze 27, 2005 14:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 14, 2004 19:35
Posty: 796
Post 
No więc chodzi o to, by owa "prawdę obiektywną" wydobyć, gdyż te stereotypy w tych dzieciach skądś się wzięły i śmiem twierdzić, że przenieśli je dorośli...

_________________
Oszukać diabła nie grzech...


Pn cze 27, 2005 14:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz sie 05, 2004 17:05
Posty: 1914
Post 
Widzę trzy przyczyny ze swojej strony:
- u dziecka istnieje ideał matki, widziany najczęściej wciąż w domu, w rodzinie
- 12-latka jeszcze może nie znać pozadomowych zajęć rodziców w sposób dokładniejszy
- 12-latka może czytać Bravo


Pn cze 27, 2005 14:40
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
wando, owszem, dyżo jest w tym stereotypów, ale prawdą też jest, że w części w tych stereotypach zawarte są obserwacje zachowań kobiet :) i nikt mi nie wmówi, że gdyby nie mężczyzni, to kobiety zachowałyby się inaczej - pewnie pod niektórymi względami tak, ale nie zawsze :)


Cytuj:
Mężczyzn i kobiety różnią skłonności, zdolności, wartości, potrzeby, interesy i ambicje - inaczej ukształtowane w toku ewolucji biologicznej. Te właśnie odmienne preferencje, a nie bezmyślne dążenie do "równych proporcji", powinna odzwierciedlać rozumna polityka społeczna

Ostatnio zastanawiam się sporo nad związkiem między dwiema kwestiami. Z jednej strony mamy to, co nauka mówi nam o różnicach między mężczyznami a kobietami, jakie wyłoniły się w toku ewolucji - czyli współczesny darwinizm. Z drugiej - publiczną percepcję nauki, krytyczną i podszytą całkowitym niezrozumieniem. Oczywiście, próby zastosowania teorii ewolucji do naszego własnego gatunku zawsze budziły opór, ale gdy natrafiamy na kwestie różnic płciowych, przeradza się on wręcz we wrogość.

Problem tkwi jednak w mieszaniu nauki i polityki. Wydaje się, że ludzie uznali, iż jeśli nie podobają im się ideologiczne implikacje odkryć naukowych, to wolno odrzucić naukę, a w jej miejsce podstawić własną wersję prawdy. A przecież nauka nie upoważnia do formułowania wniosków ideologicznych. Nauka mówi o tym, co jest, a nie o tym, co powinno być. Jeśli więc z naukowych przesłanek wywodzone są oceny moralne, należy zakwestionować tok rozumowania, a nie przesłanki. Tymczasem ludzie tak niechętnie przyjmują owe wnioski, że odrzucają naukę, zamiast szukać błędów w rozumowaniu.

Geny i środowisko

Dobrym przykładem jest tzw. determinizm genetyczny, czyli przekonanie, że skoro natura ludzka została ukształtowana przez ewolucję, to jest niezmienna i po prostu jesteśmy na nią skazani. W tej sytuacji nic się nie da zrobić - nie zmienimy świata, nie stworzymy lepszego społeczeństwa, a jakakolwiek polityka społeczna nie ma sensu.

Otóż twierdzenie to jest kompletnym nieporozumieniem wynikającym z braku rozróżnienia pomiędzy naturą ludzką - psychologicznym dziedzictwem ewolucji - a zachowaniem, które jest jej efektem. Oczywiście, istnieje natura ludzka. Jest uniwersalna i niezmienna, objawia się u każdego nowo narodzonego dziecka od początków historii naszego gatunku. Lecz ludzkie zachowanie, które z niej się wywodzi, jest nieskończenie zmienne i zróżnicowane. Przecież nawet przy ustalonych regułach gry może się pojawić praktycznie nieskończona liczba wariantów. Dobór naturalny wyposaża każdego człowieka w określone reguły - to one konstytuują naszą naturę. Ale ewolucja sprawiła też, że ludzie są podatni na bodźce środowiskowe. Odpowiedź na genetyczny determinizm jest zatem prosta: chcesz zmienić zachowania - modyfikuj środowisko. A żeby wiedzieć, jakie zmiany mogą być sensowne i pożyteczne, trzeba znać prawa darwinizmu. Musimy po prostu zrozumieć naturę ludzką, a nie zmieniać ją.

Świetnie ilustruje to klasyczna już praca Margo Wilson i Martina Daly'ego o zabójstwach. W latach 70. i 80. XX wieku, gdy w Chicago popełniano 900 morderstw na milion mieszkańców, ten sam wskaźnik dla Anglii i Walii wynosił 30, a dla Islandii - niewiele powyżej zera. Tymczasem pod względem genów i natury ludzkiej mieszkańcy owych miejsc niezbyt się różnią. Widać to wyraźnie, gdy przyjrzymy się suchym statystykom. Otóż jeśli sporządzimy odpowiedni wykres dla Chicago i nałożymy na analogiczny wykres dla Anglii i Walii, okaże się, że krzywe doskonale pasują do siebie. Za każdym razem i wśród zabójców, i wśród ofiar dominują młodzi mężczyźni - początek krzywej, jej wierzchołek i spadek wypadają dokładnie w tym samym miejscu. Natomiast za trzydziestokrotnie większą liczbę zabójstw odpowiada już środowisko.

I to właśnie jest kluczowe dla polityki. Wiemy już, co takiego w naszych ukształtowanych w toku ewolucji mózgach wywołuje określone zachowania - to uniwersalna skłonność mężczyzn do konkurencji, która w krańcowej sytuacji może prowadzić do zabójstwa. Teraz możemy się zastanowić, jakie czynniki środowiskowe należałoby zmienić, aby obniżyć częstotliwość morderstw.

Wiemy też, dlaczego podejście darwinowskie, dalekie od genetycznego determinizmu, nazywane bywa niekiedy - z pewną dozą ironii - „teorią enwironmentalistyczną” [ang. environment - środowisko]. Determinizm genetyczny kojarzony bywa z koncepcją, że skoro geny stanowią część łańcucha relacji przyczynowo-skutkowych, to aby zmienić rezultat, musisz majstrować w genach, musisz ingerować w tę właśnie przyczynę. A to dość dziwny pomysł. Tak naprawdę nie ma powodu, by grzebać w przyczynach - nic przecież nie nakazuje, by właśnie geny traktować jako najważniejsze. Na przykładzie statystyki zabójstw mogliśmy się przekonać, że kiedy mamy do czynienia z uniwersaliami kondycji ludzkiej, naturalnym polem interwencji jest środowisko.

Tak samo bywa również wtedy, gdy mamy do czynienia z genetycznym zróżnicowaniem między ludźmi - jak choćby w przypadku podatności na cukrzycę. Tam, gdzie ludzie odżywiają się w sposób tradycyjny - niskokaloryczna dieta, dużo błonnika, mało tłuszczu i cukrów - cukrzyca praktycznie nie występuje. Natomiast sposób odżywiania właściwy dla współczesnych społeczeństw sprawia, że u tych, którzy wykazują większą podatność dziedziczną na te chorobę, rozwija się ona niemal natychmiast. Zapewne istnieją też podobne różnice w natężeniu męskiej skłonności do konkurencji. Tyle tylko, że w odpowiednim środowisku - w Islandii, ale nie w Chicago - nie muszą one prowadzić do morderstw.

Do worka z metką "genetyczny determinizm" wpycha się całe mnóstwo rzeczy - wraz z wolną wolą, odpowiedzialnością, kontrolą nad własnym życiem itd. Ja jednak nie znam żadnej koncepcji biologicznego determinizmu, która uzasadniałaby obawy tak często żywione przez ludzi. Przeciwnie - wszystko, co odnosi się do genów, odnosi się też do środowiska. Zatem, jeśli ludzie tak bardzo boją się genetyki, równie mocno powinni się lękać uwarunkowań środowiskowych.

Odmienne skłonności, zdolności, ambicje

Z największą chyba wrogością spotyka się idea, że istnieją - powstałe w toku ewolucji - różnice między mężczyznami a kobietami. Sprzeciwiają się jej zwłaszcza feministki. Oczywiście, feminizm to bardzo szerokie pojęcie. W rzeczywistości niewiele łączy niereformowalne brytyjskie marksistki, "intelektualistki" pisujące postmodernistycznym żargonem i bizneswoman, która usiłuje walczyć z dyskryminacją w korporacji. Lecz w jednym wszystkie niemal nurty feminizmu są zgodne - są antydarwinowskie. Nawet te, które odwołują się do różnic płciowych, przeciwstawiając "nas" - "im", wolą same wynajdywać owe różnice, niż odwoływać się do dorobku nauki. Bardzo mnie to martwi, a jako darwinistkę i feministkę martwi mnie to podwójnie.

Wydaje mi się, że u źródeł feminizmu tkwi nie do końca uświadamiane przekonanie, że nie można domagać się równego traktowania, jeśli kobiety i mężczyźni nie są identyczni. Piszę "nie do końca uświadamiane", gdyż jeśli tylko zostanie wyartykułowane wprost, widać, że jest fałszywe. Większość nurtów feminizmu najwyraźniej jednak zżyła się z myślą, że jeśli rzeczywiście istnieją fundamentalne różnice między płciami, to walka o uczciwe i egalitarne społeczeństwo musi być skazana na porażkę.

Tym, co niegdyś zainspirowało feminizm, był sprzeciw wobec dyskryminacji kobiet z tego tylko tytułu, że są kobietami - poprzez zakaz wstępu na uniwersytety, zakaz posiadania własności czy pozbawienie praw wyborczych. Ten pierwotny cel uległ jednak zatarciu, gdy ruch kobiecy zaczął negować istnienie wrodzonych różnic między płciami i domagać się powszechnego respektowania zasady "pół na pół" - na uczelni, w zakładzie pracy, w polityce, sporcie, opiece nad dzieckiem. Jeśli gdzieś kobiety nie stanowią równo połowy - o, to już seksizm!

Otóż, niestety, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z seksizmem, czy nie, różnice między płciami - a mówię tu o zróżnicowaniu w toku genezy ewolucyjnej - istnieją. Obie płcie mają odmienne skłonności, zdolności, wartości, potrzeby, interesy i ambicje, a kobiety zwykle dokonują innych wyborów niż mężczyźni. I właśnie te odmienne preferencje, a nie bezmyślne dążenie do "równych proporcji", winna odzwierciedlać uczciwa polityka społeczna.

Rodzimy się wraz ze swą płcią

Nikt nie twierdzi, że różnice pomiędzy płciami prowadzą do podziału rasy ludzkiej na dwie części. Jednak antydarwiniści często przytaczają argument odwołujący się do takiej koncepcji. Mówią: "Przecież zróżnicowanie w obrębie danej płci jest większe niż między płciami". Miałoby z tego wynikać, że ewolucjoniści podążają błędnym tropem, wskazując na zróżnicowanie międzypłciowe.

Czy rzeczywiście? Gdy przyjrzymy się nieco dokładniej temu rozumowaniu, zobaczymy, jak bardzo jest wadliwe. Po pierwsze - to, czy różnice są istotne, zależy od tego, czym się interesujemy, jakie pytania stawiamy. Jeśli ktoś chce zbić majątek, na pewno nie powinien sprzedawać pornograficznych pisemek kobietom, a romansów mężczyznom. Nie jest też dobrym pomysłem wchodzenie na rynek dla dziewcząt z krwawymi grami komputerowymi...

Po drugie - jeśli przeprowadzimy badania dotyczące np. umiejętności rzucania, to okaże się, że wyniki chłopców i dziewcząt praktycznie nie "nakładają się" na siebie. To chłopcy wygrywają - w zasadzie za każdym razem. Z kolei analiza płynności wypowiedzi w dziewięciu przypadkach na dziesięć pokaże wyższość kobiet. I jeszcze jedno: otóż nawet gdy średnie w określonej sferze różnią się niewiele, wyniki ekstremalne zwykle bardzo od siebie odbiegają. Średni wzrost mężczyzn to tylko kilka centymetrów więcej niż u kobiet, ale wszyscy najwyżsi ludzie są mężczyznami. Statystyka jest nieubłagana.

To zresztą bardzo interesujące odkrycie biologii ewolucyjnej - kształt krzywych rozkładu niemal wszystkich cech jest dla obu płci wyraźnie odmienny. Dostrzegł to zresztą już Darwin - i to w odniesieniu do innych gatunków niż homo sapiens. Mężczyźni (samce) są znacznie silniej zróżnicowani niż kobiety (samice) - na obu krańcach kontinuum jest ich wyraźnie więcej. W przypadku większości cech zapewne nie ma to wielkiego znaczenia. Ale co począć z faktem, że wśród kobiet znacznie trudniej trafić zarówno na osobę z matołectwem, jak i na geniusza? Kiedy wspomniałam o tym na seminarium w jednym z amerykańskich uniwersytetów, obecne na sali feministki natychmiast rzuciły się na mnie: „Przecież nie ma czegoś takiego jak geniusz!”. (Później dowiedziałam się, że to obiegowa teza gender studies. Bardzo bym chciała wiedzieć, czy pomysł na odrzucenie pojęcia geniuszu wziął się stąd, że tak niewiele kobiet zasłużyło na to miano?).
Teoria darwinowska nakazuje też zwracać baczną uwagę na różnice motywacji i interesów. Czy zdolny uczeń konserwatorium zostanie gwiazdą? Czy będzie skłonny do konkurencji, do ryzyka, walki o status, czy w pełni poświęci się własnej karierze, co może zadecydować o jego sukcesie? Otóż takie cechy, statystycznie rzecz biorąc, zdecydowanie częściej wykazują mężczyźni - niekiedy w nadmiarze.

Choć argument, że różnice wewnątrz płci są większe od międzypłciowych, jest chętnie przytaczany przez feministki, nie do końca bywa spójny z innymi ich tezami. Skoro bowiem kobiety tak bardzo różnią się między sobą, to nie powinno brakować pań, które mają duże osiągnięcia w tradycyjnie "męskich" profesjach czy zajęciach - od inżynierii po himalaizm. Feministki odpowiadają, że jedynie męskie uprzedzenia i brak wiary w siebie uniemożliwiają przedstawicielkom płci pięknej odnoszenie sukcesów w tych dziedzinach. Czy rzeczywiście? A może mamy do czynienia właśnie ze "zróżnicowaniem wewnątrzpłciowym" - może panie, które notują sukcesy, są kobietami z krańca kontinuum, które różnią się od innych reprezentantek swojej płci pod pewnym określonym względem? Tylko co wówczas zrobić z obwinianiem o wszelkie niepowodzenia męskich uprzedzeń?

To nie wszystko. Jak bowiem można uznawać takie przypadki (a tego chciałyby antydarwinistki) za dowód na nieistnienie ewolucyjnie ukształtowanych różnic między płciami? Jest przecież dokładnie przeciwnie - kobiety odnoszące sukcesy w "męskich" dziedzinach to wręcz dowód na prawdziwość reguł darwinowskich. Wiadomo na przykład, że wyobraźnia przestrzenna dużo lepiej - praktycznie równie dobrze jak u mężczyzn - rozwija się u kobiet, które w życiu płodowym zetknęły się z wysoką dawką androgenów. Podobnie z motywacjami i skłonnościami. Kobiety w zmaskulinizowanych profesjach reagują na wyzwania identycznie jak mężczyźni - podwyższonym poziomem adrenaliny. Wszystko wskazuje, że droga życiowa, jaką obrały, była konsekwencją ich skłonności, a nie - jak nawet ja początkowo błędnie sadziłam - konsekwencją dokonanego przez nie wyboru.

Argumentacja dotycząca "różnic wewnątrzpłciowych" wytaczana bywa zwykle po to, by przypomnieć, że statystyczne uogólnienia nie mówią nic o jednostkach. To oczywiście prawda. Ale czy mówienie o barierach w karierze zawodowej i awansie kobiet też nie jest tylko "statystycznym uogólnieniem"? Rzeczywiście, zwłaszcza na średnim szczeblu zarządzania (bardziej niż na najwyższych stanowiskach) kobiet jest statystycznie mniej. Czy to oznacza, że problem barier mamy lekceważyć, gdyż jest tylko faktem statystycznym? Przecież to właśnie o statystyczne szanse toczy się wiele batalii feministycznych.

Społeczna lekcja Darwina

Gdy podejmuje się kwestie polityki społecznej, często pojawia się pytanie: po co mieszać do tego Darwina?. Tymczasem należałoby zadać pytanie odwrotne: jak w ogóle można sobie wyobrazić odpowiedzialną politykę nieopartą na wiedzy o ewolucyjnych różnicach między płciami? Przecież decyzje polityczne muszą bazować na rozumieniu natury ludzkiej - męskiej i żeńskiej. Jak wspomniałam, najlepszą metodą zmiany zachowań jest wprowadzenie właściwych zmian w środowisku. A "właściwe" może oznaczać coś zupełnie innego dla kobiet i dla mężczyzn. Te różnice wskazuje nam właśnie teoria Darwina.

Niedawno byłam na występie jakiegoś komika. Chcąc najwyraźniej wykpić „pełzający neodarwinizm”, raczył publiczność takimi oto mądrościami: „Nie wierzę w gen przestępczości. A jeśli już taki istnieje, to na pewno leży bardzo blisko genu »bycia wyrzuconym z pracy «”.

Bardzo poprawne politycznie - lecz całkowicie błędne! Wystarczy uświadomić sobie, jak różnie wpływa bezrobocie na kobiety i mężczyzn. Dla kobiety zwolnienie oznacza po prostu utratę pracy, dla mężczyzny - to utrata statusu. A to, w połączeniu z innymi różnicami płciowymi, sprawia, że on i ona podążają zazwyczaj zupełnie innymi drogami. Na przykład - mężczyzna o niskim statusie to partner o niskim statusie. Trudniej mu znaleźć kobietę, a gdy już ją znajdzie, trudniej ją zatrzymać. Małżeństwa, w których mężczyzna zarabia mniej od kobiety, częściej się rozwodzą. Rośnie również ryzyko niewierności małżeńskiej - wśród amerykańskich klas wyższych szansa, że to "nie on" był ojcem, jest mniejsza od 1 proc. Wśród bezrobotnych mieszkańców slumsów wzrasta do 30 proc. To z kolei wiąże się z natężeniem przemocy domowej - niski status społeczny mężczyzny sprawia, że zazdrość bardzo często przekłada się na brutalność.

Co więcej, tak jak u wielu gatunków zwierząt, obniżenie statusu ma wyraźny negatywny wpływ (wśród mężczyzn, nie wśród kobiet!) na stan zdrowia i długość życia. Zarazem - i tu znów widać podobieństwo z innymi gatunkami - mężczyźni (ale nie kobiety) są bardziej skłonni podejmować ryzyko, gdy przyszłość rysuje się niepewnie.

Jeśli zatem, jak twierdził ów komik, gen zbrodni sąsiaduje z genem utraty pracy, dzieje się tak za sprawą ewolucyjnej przeszłości męskiej połowy gatunku ludzkiego. Każdy, kto zajmuje się bezrobociem, jego uwarunkowaniami i konsekwencjami społecznymi, powinien być tego świadom. Teoria ewolucji jest absolutnie niezbędna, gdy chcemy analizować relacje przyczynowo-skutkowe.

Polityka społeczna nieuwzględniająca różnic płciowych nie jest ani bezstronna, ani uczciwa. Dlaczego np. zakładać, że chłopcy i dziewczęta uczą się w identyczny sposób? Jeśli spojrzymy na matematykę (gdzie różnice osiągnięć na poziomie akademickim są najbardziej uderzające), okazuje się, że przewaga chłopców wynika z ich wrodzonej, lepiej rozwiniętej wyobraźni przestrzennej. Są przesłanki empiryczne, by twierdzić, że jeśli wobec dziewcząt zastosujemy pewne techniki uczenia, które pozwalają ominąć to ograniczenie, osiągniemy dużo lepsze efekty. Tak właśnie powinna być kształtowana uczciwa polityka edukacyjna. To samo dotyczy prawodawstwa, stosunków w miejscu pracy, planowania gospodarczego...

Polityka społeczna musi sobie radzić ze światem, który gwałtownie się zmienia. Te przemiany obejmują również relacje między płciami. Obserwujemy dziś wzrost bezrobocia wśród mężczyzn, a jednocześnie rośnie liczba kobiet, które stać na samodzielne wychowywanie dzieci. I okazuje się, że im wyższy status kobiety, tym szybciej maleje pula potencjalnych partnerów.

Nierówności rosną i równie szybko rośnie liczba mężczyzn o permanentnie obniżonym statusie. Zarazem coraz powszechniejsze staje się przekonanie, że system prawny nie może traktować kobiety jako własności mężczyzny. Jak z tym wszystkim poradzi sobie nasza ewolucyjnie ukształtowana psychika, nasze umysły z epoki kamienia łupanego? Jak reagować będą kobiety, jak mężczyźni?

Bronię nauki

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że moje poglądy mogą się wydać kontrowersyjne. Ale nie powinny! Ja po prostu uprawiam standardową naukę, przyjmując przy tym dość skromne założenie, iż polityka społeczna powinna być oparta na wiedzy. Tak naprawdę to poglądy ludzi, którzy wypowiadają się na tematy społeczne, nie wiedząc nic o naturze człowieka, powinny uchodzić za kontrowersyjne.

Niestety, nauka wciąż nie jest doceniana. Jednym z powodów, dla których tak się dzieje, jest dobrze nam znana choroba relatywizmu (zwłaszcza w jego najnowszym wcieleniu - postmodernizmu w różnych odmianach). Z wyjątkiem nauk ścisłych i przyrodniczych, które dysponują wrodzoną odpornością, relatywizm króluje dziś na uniwersytetach edukujących wpływowe elity przyszłości. W efekcie rozpowszechnia się godny ubolewania stosunek do nauki - wiara, że nie istnieją uniwersalne kryteria pozwalające ocenić, co jest prawdą, a co fałszem, że nauka nie czyni postępów, że nie ma żadnego szczególnego wyróżnika wiedzy naukowej. Jednym z powodów, dla których taką popularność zdobyły liczne krytyki teorii ewolucji - oderwane od faktów, logiki i statystyk - jest właśnie przekonanie, że skoro podejście naukowe jest tylko jednym z możliwych, to nie ma obowiązku, by się doń odwoływać. Równie dobrze można przyjąć inny punkt widzenia - np. własne widzimisię.

Co gorsza, taka postawa uznawana jest za oznakę otwartości umysłu i postępowości, prawdziwą naukę uważa się zaś za autorytarną i triumfalistyczną. Tymczasem naukę wyróżnia przede wszystkim metoda krytyki. Gdy uczeni nie zgadzają się ze sobą, istnieją obiektywne metody sprawdzenia, kto ma racje. Konkurencyjne teorie są testowane i wygrywa ta, która sprawdzi się podczas testu. Oczywiście, zazwyczaj nie jest to takie proste. Nauka nie działa natychmiast, nie jest też nieomylna. Ale - przynajmniej do tej pory - jest najlepszą rzeczą, jaką mamy, poczyniła też olbrzymie postępy. Gdy ludzie zrozumieją, czym jest metoda naukowa i jakie jest źródło jej siły, dostrzegą też wreszcie, że jednak istnieje różnica między wiedzą naukową i nienaukową.

Zresztą potęga teorii ewolucji nie do końca doceniana jest też przez samą wspólnotę naukową. Minęło już półtora wieku od ukazania się dzieła Darwina "O pochodzeniu gatunków", a nadal istnieją obszary biologii nieskażone myśleniem ewolucyjnym. Nawet wśród tych, którzy odwołują się do Darwina, pomysł, by spojrzeć na nasz własny gatunek przez pryzmat ewolucji, wywołuje pewien opór - zwłaszcza gdy wgłębiamy się w problematykę różnic płciowych. Przypomina to w pewien sposób antydarwinowskie nastawienie z XIX i pierwszych lat XX wieku - czarnego okresu w dziejach teorii ewolucji, gdy w biologii dominował wulgarny empiryzm, a wyjaśnienia adaptacjonistyczne były odrzucane jako teleologiczne, wykraczające poza materiał dowodowy, a przez to nienaukowe.

Problem zatem tkwi nie tylko w publicznej percepcji darwinizmu. Trzeba też przekonać do tej teorii wielu przedstawicieli świata nauki. Ale, podczas gdy niegdysiejsze odrzucenie Darwina było niemal tragedią, dzisiejsze przypomina farsę. I nie ma wątpliwości, dokąd podąży nauka.

*Helena Cronin - współdyrektor Centre for Philosophy of Natural and Social Sciences w London School of Economics, gdzie prowadzi też projekt Darwin@LSE promujący badania z obszaru teorii ewolucji. Autorka książki „The Ant and the Peacock”

Powyższy esej zostanie opublikowany w książce „Nowy renesans. Granice nauki” pod redakcją Johna Brockmana, która ukaże się jesienią nakładem Wydawnictwa CiS. Tytuł i śródtytuły od redakcji

Tłum.: Piotr J. Szwajcer

http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,345 ... as=1&ias=2

:)

_________________
Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]


Pn cze 27, 2005 14:43
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
problem polega, moim zdaniem mniej więcej na tym:

Cytuj:
Czemu wartosc osoby ktora angazuje sie w prowadzenie domu i wychowanie dzieci JEST (w obecnym świecie) mniejsza niz dyrektora jakiejs korporacji?

to problem z dyskusji, jaka sie wywiązała po artykule na forum gazety

_________________
Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]


Pn cze 27, 2005 14:47
Zobacz profil
Post 
elka napisał(a):
problem polega, moim zdaniem mniej więcej na tym:

Cytuj:
Czemu wartosc osoby ktora angazuje sie w prowadzenie domu i wychowanie dzieci JEST (w obecnym świecie) mniejsza niz dyrektora jakiejs korporacji?

to problem z dyskusji, jaka sie wywiązała po artykule na forum gazety
Bo tym swiatem, niestety, rzadza pieniadze.


Pn cze 27, 2005 16:23
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 15, 2005 15:36
Posty: 100
Post 
Dlaczego tak jest? Pewnie dlatego, że oprócz pieniędzy w dzisiejszym świecie liczy się także władza i odniesienie tzw. sukcesu (cokolwiek to miałoby oznaczać). I rzadko kiedy ktoś doceni kobietę, która wychowała swoej dzieci na porządnych ludzi, potrafiłą być dobrą matką i żoną. A wydaje mi się, że pogodzenie tych ról z absorbującą pracą zawodową może być bardzo trudne i doprowadzić do sytuacji, gdy któraś sfera będzie zaniedbywana. Ale przede wszystkim nie należy stosować uogólnień i stereotypów właśnie. Jeśli kobieta realizuje sie będąc "kurą domową" i sprawia jej to satysfakcję, to może nie "uszczęśliwiajmy" jej na siłę wysyłając do pracy zawodowej... I na odwrót: jeśli inna realizuje się zawodowo, nie zadawajmy pytań w stylu: kiedy zamierzasz mieć dzieci albo wyjśc za mąż? Bo do tej pory funkcjonuje przekonanie, że kobieta bezdzietna jest jakby "niepełnowartościowa", a niezamężna przynajmniej "podejrzana" (a wiadomo, może lesbijka albo niemoralnie czyhająca na cudzych mężów? albo nikt jej nie chciał? albo jest tak wybredna, że żaden jej nie pasował?) Uważam, że każdy człowiek jest wartością samą w sobie, a nie ze względu na coś, np. na fakt posiadania potomstwa.


Śr cze 29, 2005 10:16
Zobacz profil
Post 
Jakoś nie bardzo wierzę w takie stereotypy, w stylu: Kobieta musi cerować skarpety, prać, sprzątać, robić zakupy, pilnować dzieci, itp.

Jeżeli kobieta nauczy się i polubi wymianę oleju silnikowego w samochodzie, naprawy samochodu, budowanie i remontowanie mieszkania (np. noszenie cegieł albo malowanie caponem parkietów), naprawy domowe, itp - to ja nie mam nic przeciwko robieniu zakupów, cerowaniu skarpet, itp...

Z tego co zaobserwowałem, to kobiety raczej lubią mieć dzieci i lubią się nimi opiekować. Jeżeli kobieta opiekując się dziećmi, przy okazji zrobi o jeden obiad więcej dla męża to chyba nie tragedia. Chyba, że Drogie Panie, nie kochacie swoich dzieci...

A zakupy. Niech mi ktoś pokaże kobietę, która nie lubi robić zakupów.

Skarpet nik już nie ceruje. Kupuje się nowe. Jak się ma dużo kasy to u Armaniego a jak się ma niewiele, to tak jak ja na kilogramy w Ciucholandzie.

Niemożliwe, żeby każdy zajmował się wszystkim, to znaczy, żeby kobiety były górnikami a faceci niańkami do dzieci, chociaż takie dewiacje fundował nam już najrówniejszy z ustrojów (polsko-sowiecki PZPRowski socjalizm) wsadzając kobiety na ciągniki.

Chyba w przysiędze małżeńskiej nie ma, że facet będzie pracował zawodowo a kobieta będzie kurą domową. Jak się poddajecie Moje Panie takiemu schematowi, to chyba wam to odpowiada?

Sprawa wygląda gorzej, bo Panie często jeszcze kupują mężusiowi piwko, żeby się zrąbał do wieczora i zasnął, a potem jest tragedia, bo alkoholik.

Nie żyjemy w kraju islamskim, gdzie przepisy narzucają kobietom takie a nie inne zachowanie. W Polsce obecnie nie ma problemu: chcesz być dyrektorką - składaj podanie. Szanse są równe.

Najpier spróbujcie się same uwolnić od własnych podświadomie zakorzenionych obaw i ograniczeń. Zróbcie porządek u siebie w domu.


Śr cze 29, 2005 12:44
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 25, 2004 16:51
Posty: 49
Post 
funeral napisał(a):

W Polsce obecnie nie ma problemu: chcesz być dyrektorką - składaj podanie. Szanse są równe.


bzdura,
wcale nie są.
niestety faworyzuje się mężczyzn, ze względu na ich rzekomo większe "zdolności przywódcze", a także z wielu innych powodów, np. takiego iż kobiecie się może nagle przytrafić kaprys w postaci chęci posiadania dziecka- a wtedy wiadomo, urlopy macierzyńskie itd. taki pracownik jest kłopotliwy, nie to co mężczyzna!

nikt mi nie wmówi że w tym kraju (przynajmniej na razie) kobiety i mężczyźni mają równe szanse na rynku pracy. pomalutku do tego dążymy, ale daleka droga jeszcze przed nami:(

_________________
"Mały świat pełen wielkich słów
tysiąc mądrych głów mówi mi, że
moje słowa bez znaczenia
życie nic nie zmienia, boję się..."

---"Dzisiaj Płaczę"---CREW


Cz cze 30, 2005 13:19
Zobacz profil
Post 
Na razie, w Rywinlandzie niestety nie ma rynku pracy. O przyjęciu do pracy decydują wyłącznie koneksje. Jeżeli je masz, płeć nie jest istotna. Nic nie jest istotne. Tylko koneksje.


Cz cze 30, 2005 13:38
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 25, 2004 16:51
Posty: 49
Post 
ok weźmy pod lupę dwie osoby- kobietę i mężczyznę. załóżmy, że starają się o przyjęcie do jakieś niewielkiej firmy, gdzie nie liczą się koneksje (bo wtedy pracodawca zatrudniłby swoich znajomych a nie np. zamieszczał ogłoszenie w gazecie;)). oboje skończyli tą samą uczelnię, są w tym samym wieku, mają dokładnie te same kwalifikacje. ale okazuje się, że posada wymaga, dajmy na to, "silnego charakteru" i "zdolności przywódczych". czy pracodawca, dokonując wyboru między nimi będzie się bawił np. w wysyłanie ich na tesy psychologiczne czy inne takie bajery? NIE! wybierze mężczyznę!! a dlaczego? bo w tej sytuacji na korzyść mężczyzny przemawiają STEREOTYPY!! i zatrudni tego mężczyznę bez wahania, nawet gdyby okazało się że to jakiś nieśmiały ślamazarny człowieczek, a ta kobieta natomiast była silna, wygadana itd.

_________________
"Mały świat pełen wielkich słów
tysiąc mądrych głów mówi mi, że
moje słowa bez znaczenia
życie nic nie zmienia, boję się..."

---"Dzisiaj Płaczę"---CREW


Cz cze 30, 2005 13:56
Zobacz profil
Post 
A jeśli pracodwaca bedzie poszukiwał osoby DELIKATNEJ, TAKTOWNEJ i dobrze wychowanej, stonowanej i eleganckiej, oczywiście wybierze KOBIETĘ.

Tak, to możemy teoretyzować do końca życia. Problem, że teraz faceci chcieliby być delikatni a kobiety przywódcze i bezwzględne.

A tak na prawdę, to pracodawca daje ogłoszenia do prasy by być "krytym" a potem i tak zatrudnia kolesia.


Pt lip 01, 2005 6:38

Dołączył(a): Wt mar 09, 2004 21:33
Posty: 732
Post Re: I jak tu nie być feministką?
Wanda napisał(a):
Okazuje się, ze 12-latki mają bardzo silnie wpisane w swe umysły stereotypy dotyczace płci.


A może to tobie Wandziu, gdy wyszłaś z wieku nastoletniego, ktoś wmówił stereotyp feministyczny?

Wuchowuje córkę i n podstawie obserwacji jestem absolutnie przekonany, że tzw. tradycyjny podział jest jak najbarziej naturalny. Moja zona jest aktywna zawodowo (w pewnym sensie bardziej aktywna niz ja, gdyz odkad mamy dziecko nie zaliczyła ani tygodnia bezrobocia w przeciwieństwie do mnie), dzielimy sie obowiązkami domowymi - zatem nie moze byc mowy o przekazywaniu jakichkolwiek stereotypów - a jednak od najwcześniejszych lat jej zabawy oscylowały w okół takich spraw, jak dom, względnie opiekowanie sie dzieckiem. Jeśli były jakies zabawy "zawodowe" to albo w:
- lekarza (zawsze pediatrę!) na zasadzie, że jedna z uczestniczek zabawy (jako mama) przychodzi do drugiej (lekarka) z chora lalka,
- przedszkolankę
- nauczycielkę
- sklepową

Zawsze zabawy dziewczynek tocza się wokół życia domowo - rodzinnego. To jest naturalny ich żywioł. Trudno je nawet namówić na inne zabawy.


A co do feministek, to uważam, że są największymi wrogami kobiet, gdyż to one własnie najgośniej i najbrutalniej dyskredytują tradycyjne role kobiece, a powinny je nobilitować


Pt lip 01, 2005 8:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 12, 2004 11:58
Posty: 247
Post Re: I jak tu nie być feministką?
motek napisał(a):
od najwcześniejszych lat jej zabawy oscylowały w okół takich spraw, jak dom, względnie opiekowanie sie dzieckiem. Jeśli były jakies zabawy "zawodowe" to albo w:
- lekarza (zawsze pediatrę!) na zasadzie, że jedna z uczestniczek zabawy (jako mama) przychodzi do drugiej (lekarka) z chora lalka,
- przedszkolankę
- nauczycielkę
- sklepową

Zawsze zabawy dziewczynek tocza się wokół życia domowo - rodzinnego. To jest naturalny ich żywioł. Trudno je nawet namówić na inne zabawy.

a masz synka, motku? bo ja obserwuje kuzyna i kuzynke mojego chlopaka i na pewnym etapie te dzieci najchetniej bawią sie w osobe ktora sie nimi zajmuje - w dom w gotowanie, czasem w szkole i sklep. dopiero troche potem facetom zaczyna sie niezwykły pociąg do mechanizmów. muj braciszek rozwalil kilka kalkulatorów rzeby sprawdzic co jest w srodku. mnie tez zawsze to interesowalo, ale do rozwalania sie nigduy nie posunełam :) z drugiej strony brat chetnie sie bawil w gotowanie z gliny i inne babskie zabawy, bo byl biedak skazany na dwie siostry, a wokol zadbnych rowiesnikow :)

_________________
Akcja "Gwiazdka2007"
Zgłoszenia mikołajów


Pt lip 01, 2005 10:55
Zobacz profil WWW
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 28 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL