Pisałem Zbigniewie o naturalnych konfiturach - i o tym, że jak się je akceptuje, to trzeba zaakceptować i skutki.


Pozwolę sobie na cytat:
Media pokazują zdjęcia głodujących mieszkańców Afryki i obwiniają o to przeludnienie. Pewien publicysta, zaniepokojony losem Nigru, stwierdził, że "musimy drastycznie zredukować liczbę urodzeń, bo w przeciwnym razie permanentny głód (...) stanie się normą". Ale gęstość zaludnienia w Nigrze wynosi 9 osób na kilometr kwadratowy, czyli bardzo niewiele w porównaniu z bogatymi krajami, takimi jak Stany Zjednoczone (28 osób/km2), Japonia (340), Holandia (484) czy Hongkong (6621).To nie liczba ludności stanowi problem.

Głód wywołują takie zjawiska, jak wojny domowe i korupcja w rządzie, ingerujące w dystrybucję żywności. Sudan głodował, kiedy rządowe siły milicyjne ogołociły kraj z bydła i zboża. W Nigrze 2,5 miliona ludzi głoduje, bo produkcją żywności zarządza państwo. Z powodu braku praw własności, kontrolowania cen i innych okrutnych eksperymentów socjalistycznych, przeprowadzanych w Malawi, Mozambiku, Suazi i Lesoto, głodują kolejne miliony. W Zimbabwe mieszkańcy cierpią z powodu kleptokracji Roberta Mugabe.
To nie liczba ludności jest problemem. Udoskonalone technologie umożliwiają obecnie hodowanie większej ilości żywności na mniejszym obszarze. Według ONZ na świecie mamy dziś do czynienia z nadprodukcją żywności.
(...)
Więcej ludzi to więcej umysłów, które mogą wynaleźć lekarstwo na raka, więcej rąk, które będą stawiać budowle i więcej głosów do tworzenia pięknej muzyki.
Dyletanckie media w pogoni za sensacją dnia wyświadczają nam niedźwiedzią przysługę, koncentrując się na niewłaściwych problemach. Z powodu mnożących się bez przerwy przerażających relacji wydaje się krocie i poświęca mnóstwo energii za zapobieganie nieistotnym zagrożeniom. Tymczasem miliony ludzi umierają na malarię, tysiące z powodu zakażeń bakteryjnych, nauczyciele idą do więzienia, ojcowie nie widują swoich dzieci, a prawie wszyscy są niepotrzebnie straszeni.
Na świecie istnieją prawdziwe problemy. To na nich powinny się skupić media.
/(John Stossel Mity, kłamstwa i zwykła głupota, Wydawnictwo Laurum 2010)

Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Ojej Zbigniewie - jesli napisałem w kontekście współżycia i posiadania dzieci "wskazuję na niekonsekwentne podejście, zakładające "naturalne" konfitury bez równie "naturalnych" skutków." to przecież jasne że pisze o postawach które przyjmują przyjemność ze współżycia ("konfitury") ale nie chcą zaakceptować naturalnego skutku tego współzycia - tj. potencjalnie mozliwości spłodzenia dzieci.

A co to ma do konfitur? Zjedzenie konfitur jest przyjemnością. A co jest konsekwencją zjedzenia konfitur? Można odrzucić konsekwencje zjedzenia konfitur? Na czym polegałoby nieakceptowanie konsekwencji wynikających ze zjedzenia konfitur? To, że dostarczę sobie witamin? To, że przytyję?

Wyluzuj.

Moja żona ma też ciężkie miesiączki, ale jest wierząca i ich nie bierze. Nigdy antykoncepcji nie brała. Dla niej często dzień z życia wyrwany. Współżycie po ślubie mam wrażenie pomaga w tym temacie, ale najwięcej pomaga modlitwa, łączność z Bogiem. Kiedyś było dużo gorzej, teraz jest lepiej, ale bez anty.
Jeśli mówi tak i faktycznie tak jest, no to prochy trzeba brać, ale jeśli jest inaczej to słabo.

Każdy ma indywidualną sytuację. Cieszę się, że Twojej żonie pomaga seks i modlitwa, ale niektórym mogą pomagać dopiero leki hormonalne.

Pewnie tak, z tym że lekarze je wciskają nawet wtedy gdy są zbędne. Mają parcie na wypisywanie recept.

No jak to lekarze - jeden mówi jedno, drugi ma inne zdanie...