Ja nie wiem, czym tam mąż macha, czym macha żona i czy w ogóle to jest jeszcze machanie, czy już sygnały alarmowe, że coś się niedobrego dzieje, ale do końca nie wiadomo co, więc niech ktoś mnie ratuje. Są niestety rzeczy, o których się nie myśli, bo się pomyśleć nie da, póki się samodzielnie nie wyrżnie zębami o bruk.
chmurak1 napisał(a):
Tak niestety to wygląda, że zadaję żonie pytania (na różne życiowe tematy), a żona po prostu milczy lub wzrusza ramionami. Unika kontaktu wzrokowego. Czasami potrafi mi tylko na telefonie napisać, że "jest utrapieniem dla innych" i mi pokazuje ekran z takim tekstem, nie potrafiąc tego wypowiedzieć.
Aha. To trzymasz gatki na sobie, panie Jurny, i natychmiast prowadzisz żonę do lekarza psychiatry, broń Boże psychologa. Zostawiasz ją
samą z lekarzem, tudzież z telefonem, jeśli przez telefon
jeszcze potrafi komunikować swoje stany wewnętrzne światu i wybierasz się na długi spacer, przewietrzyć swoje libido i co tam w mózgu hodujesz (uczucia wyższe może?). Po powrocie do domu przeglądasz zalecenia lekarskie i wdrażasz je bez jednego pruknięcia, z żelazną dyscypliną. Mało prawdopodobne, żeby na jednej wizycie się skończyło. Mało prawdopodobne, żeby w perspektywie był szpital, ale im dłużej będziecie zwlekali, tym szansa na to większa.
Schizofrenik to pisze, co takie objawy z własnego doświadczenia zna. No i zakłada, ze w tym wypadku to jest objaw, a nie zelżywa gra, w którą gra dwójka patałachów, co dużo myśleli, a potem się zorientowali, w co wdepnęli i teraz kombinują, każde z osobna. Zapewniam, że jeśli dalej będziecie w to grali, to smród się za wami powlecze.
chmurak1 napisał(a):
A może jutro zginę nie pozostawiając potomstwa?
To krzyż na drogę, bo skoro nie chce Ci przejść przez myśl, że dzieci to są
ludzie, a nie jakieś tałatajstwo-potomstwo, które należy po sobie zostawić (w krzakach?), żeby wypełnić obowiązek względem tradycyjnego modelu - jeżeli to jest jedyna racja dla powoływania nieistniejących na świat - to może i lepiej, żebyś ojcem nigdy nie został.