Na skutek zamkniecia interesujacego mnie tematu pozwole sobie zalozyc nowy temat w ktorym mam nadzieje pojawia sie i pogodza poglady uzytkownikow takich jak wasze sumienie i tych, ktorzy wiekszosc "sexu" uwazaja za grzech. Jesli temat taki byl juz na forum, chetnie dowiem sie o tym od moderatorow ale rownoczesnie pragne nadmienic, ze nie bede grzebal sie w archiwaliach, bo cenie tylko dyskusje "tu i teraz". To, ze ktos juz o czyms rozmawial nigdy nie przeszkadzalo mi w przezywaniu WLASNYCH doswiadczen. A teraz do rzeczy.
Sex i wiara. Wszyscy wiemy co to jest sex. Wiekszosci z nas wydaje sie, ze wiemy takze co to wiara. Ja nie jestem tego taki pewny; ale nad wiara chetnie zastanowie sie w osobnym temacie a tutaj skupie sie na wzajemnych zaleznosciach pomiedzy sexem a wiara. Rzuce tylko kilka mysli, ktore byc moze nabiora wlasciwszych ksztaltow w trakcie dyskusji. Chodzi nam przeciez o zblizenie sie do prawdy...
Wiara i sex - jedne z najistotniejszych zrodel dzialan czlowieka. Sex - historycznie siegajacy glebiej w historie, starszy od wiary, laczacy ludzi z krolestwem zwierzat - i mlodsza od niego wiara, choc po czesci z niego wyrosla (kulty plodnosci). Tak... Wydaje sie, ze poczatkowo nie bylo wiekszego rozdzialu miedzy sexem a wiara, bo dwa te elementy sluzyly - ZYCIU.
I w naszej religii, NA POCZATKU, ludzie dostali przykazanie, jakze zwiazane z ZYCIEM - rozmnazajcie sie. Abraham dostal obietnice rozmnozenia... Bog zydowski i chrzescijanski byl Bogiem - zywych! Wiara zlaczona byla scisle z sexem... Ale - z sexem prowadzacym do prokreacji. Przypomnijmy sobie chocby historie Lota, jego corek i Sodomy. Nie na tu wyraznej roznicy miedzy nasza religia a wczesnymi kultami plodnosci, kultami przekazywania - ZYCIA.
Cos zmienilo sie na naszym podworku wraz z pojawieniem sie Chrzescijanstwa... W przekazywanie ZYCIA, takiego jakim go znamy, cielesnego, materialnego, wkradl sie element duchowosci. Pojawily sie "duchowe dzieci", pojawil sie zakaz przekazywania ZYCIA przez osoby "duchowne". Zakaz sexu.
Sex i przekazywanie zycia zostalo zepchniete na drugi, co ja mowie, na ostatni plan! Chodza nawet sluchy na tym forum, ze wspolzycie malzenskie nie prowadzace do zaplodnienia jest grzechem!
Taka jest mniej wiecej nasza sytuacja historyczna. I w tak przygotowany swiat wkracza mlode pokolenie. Mlode, ktore dopiero zaczelo odczuwac nowy dla nich intynkt - potrzebe sexu. Oni nie beda w stanie zrozumiec teorii ascetow, zyjacych w celibacie medrcow, ktorzy cale zycie strawili na zabijaniu w sobie instynktu przekazywania cielesnego zycia...
Oj, rozpisalem sie, wiec koncze, bo sam nie lubie czytac dlugachnych postow
Jak pogodzic napalona mlodziez z tymi, ktorzy wrecz pogardzaja przekazywem ZYCIA? Bez pracy tych ostatnich nie bedzie to raczej mozliwe. Mlodziez zawsze byla i bedzie "popedliwa", jesli wiecie co mam na mysli

Nie wydaje mi sie, aby atakowanie ich pieklem, grzechami, karami wywolalo cos innego niz nerwice i przekore. Wyglada na to, ze obie strony stracily potencjalnie wspolna droge... Czy jest jeszcze szansa na pogodzenie...?

Szansa zawsze jest, oby Kosciol jej nie zmarnowal...
PS. Majac do wyboru miedzy watkiem "zyc wiara" a "Wierzyc, nie wierzyc", wybralem ten... Bo niektorzy wyboru miedzy wierzyc a nie wierzyc dokonuja na podstawie: nie miec sexu, miec sex.