Owszem, ale to przecież zupełnie nie to samo.


Jeżeli nie wierzę, to widać taka jest jego wola. Coś się dzieje wbrew woli Wszechmocnego? W końcu łaska wiary zależy wyłącznie od niego.

Ale Ty nie chcesz dać Bogu sznasy! Dlaczego nie modlisz się o łaskę wiary?

A Ty złożyłeś już Quetzalcoatlowi ofiarę z jeńca? Nie? Czemu nie dasz mu szansy? Wierzę (prawda, że to ładnie z mojej strony, ze wierzę? ) że ta podpowiedź wystarczy.

Czyli porównujesz Boga chrześcijańskiego z Quetzalcoatlem? Ale wystarczy pomyśleć, że niezaleznie jaki jest to jakiś jest i dać Mu szansę. Zresztą mówiłeś że kiedyś wierzyłeś, mógłbyś dac szansę temu Bogu, w którego wierzyłeś albo powiedzieć, nie wiem któy Bóg prawdziwy, nawet czy jest ale jeśli jest, niech da jakiś znak.

I jaki jest wniosek?

Tamten Bóg, jak sam zauważyłeś, dostał swoją szansę i z niej nie skorzystał, więc może powinienem dać ją kolejnemu? Co sądzisz o tej ofierze z jeńca?

Jednak nie załapałeś, o czym pisałem, więc wytłumaczę jak krowie na miedzy:
modlitwa jest efektem wiary. Więc jak ktoś się modli, znaczy że już wierzy, albo klepie bez zaangażowania formułki. Zatem wymagać od niewierzacego aby modlił się o wiarę jest bez sensu. Czego dowodem jest to, że nie modlisz się do Quetzalcoatla. Chyba że uważasz, że modlitwa to forma magii i odpowiednia wyrecytowana formułka czyni cuda.

Masz 100% pewności że _nikogo_ nie ma? Dlaczego nie pomodlisz się o zwiększenie Twojej wiary? Odwróciłeś się od Boga, obraziłeś się?

Zę w swoim przykładzie prawdopodobnie mylisz wiarę z nadzieją.
Ale to w sumie mało istotne, to tylko semantyka.
Istotne, że osoby, które wbrew rozsądkowi wierzą, częściej doświadczają przykrości - np mokną w naszym przypadku. To możemy zmierzyć (np jak często się mylą w ocenie prawdopodobieństwa deszczu) i ocenić.

Zresztą, sam się droczysz i nie sądzisz, że każda wiara jest jednakowo zasadna. Np że są jednakowe szanse na to, ze w lutym będą przymrozki lub że będą upały.

Na 100% to nie jestem pewny, czy sam nie jestem Bogiem.
Czy modlisz się do Quetzalcoatla? Masz 100% pewności, że go nie ma?

Czego nie zrozumiałeś z tego mojego opisu:
modlitwa jest efektem wiary. Więc jak ktoś się modli, znaczy że już wierzy, albo klepie bez zaangażowania formułki. Zatem wymagać od niewierzacego aby modlił się o wiarę jest bez sensu.

Czy takie trudne dla niewierzącego jest ukłęknięcie i przyjęcie (bo na 100% nie jesteś pewien) że jest się słyszanym i powiedzięć by przymnożyć Ci wiary? NIc nie ryzykuesz, bo jeśli Boga nie ma to i tak nie przymnoży Ci wiary.

Czy tak Ci trudno klęknąć i pomodlić się do Quetzalcoatla? Na wszelki wypadek?

Ja modlę sie do Boga

podaj dowód , że jajo było pierwsze...

Do Quetzalcoatla?

Do Boga, jest jeden Bóg