Wierzący a niewierzący...(?)
Autor |
Wiadomość |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
Mysle ze osoby nie wierzace chca wierzyc, i wiele razy bylem zapraszany na rozne przyjatka na ktorych okazja do grzechu byla podawana na srebrnej tacy. Ale czesto odnosilem wrazenie ze mnie tam zapraszaja tylko po to bym odmowil, by mieli podstawe do myslenia ze jednak wiara jest mozliwa.
Mam kilkoro znajomych i przyjaciol niewierzacych i czesto sa to osoby najbardziej szczere, ktore nie tylko mi pokazuja moje bledy w rozumowaniu, ale tez napominaja jesli widza jakas niezgodnosc w tym co robie i tym co wyznaje.
|
Wt gru 14, 2004 10:26 |
|
|
|
 |
zwierze
Dołączył(a): Wt gru 14, 2004 9:22 Posty: 228
|
Moja dygresja w tej sprawie:
Jezeli jest dwoje dobrych ludzi, ktorzy nie krzywdza innych, pomagaja im itd.
Jeden z nich jest katolikiem a drugi ateista, to szanuje ich obu, ale bardziej ateiste.
Bo on jest dobry mimo tego, ze (jak uwaza) smierc to koniec.
To sie nazywa brak egoizmu.
Pozdrawiam,
Grzesiek.
_________________ Żyć tak, aby cierpienia bylo jak najmniej.
|
Wt gru 14, 2004 11:31 |
|
 |
Tyrael
Dołączył(a): Śr gru 08, 2004 23:56 Posty: 573
|
zwierze napisał(a): Moja dygresja w tej sprawie:
Jezeli jest dwoje dobrych ludzi, ktorzy nie krzywdza innych, pomagaja im itd. Jeden z nich jest katolikiem a drugi ateista, to szanuje ich obu, ale bardziej ateiste. Bo on jest dobry mimo tego, ze (jak uwaza) smierc to koniec. To sie nazywa brak egoizmu.
Pozdrawiam, Grzesiek.
Troche splyciles - czlowiek ktory czyni dobro z reguly robi to z potrzeby serca a nie dla jakiegos zysku, innaczej taka ofiara nie jest do konca szczera. To ze jestesmy dobrzi powinno wynikac z glebi naszego serca a nie z kalkulacji "zimno rozumowych". Nie chce sie wypowiedac za innych katolikow ale przynajmniej u mnie dobro wyplywa z serca.
_________________
|
Wt gru 14, 2004 11:46 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
No więc właśnie... Traktujesz zwierze ateistę jako człowieka dla którego liczy się tylko rozum, a jeśli tak, to ten człowiek dokonując wyborów dokonuje wyborów dobrych tylko ze względu na chłodną kalkulację. Oczywiście ateiści wcale niie muszą postępować tak jak to ujmujesz - tak wygląda, że tak to ujmujesz.
|
Wt gru 14, 2004 13:44 |
|
 |
zwierze
Dołączył(a): Wt gru 14, 2004 9:22 Posty: 228
|
PTRqwerty napisał(a): No więc właśnie... Traktujesz zwierze ateistę jako człowieka dla którego liczy się tylko rozum, a jeśli tak, to ten człowiek dokonując wyborów dokonuje wyborów dobrych tylko ze względu na chłodną kalkulację. Nazwij to jak chcesz, chlodna kalkulacja, goraca kalkulacja, zimna... I nie "tylko" ze wszgledu na kalkulacje. Powinienes byl napisac "pomimo" tej kalkulacji. Cytuj: Oczywiście ateiści wcale niie muszą postępować tak jak to ujmujesz - tak wygląda, że tak to ujmujesz.
Nie bardzo rozumiem o co w tym zdaniu chodzi, moglbys przeredagowac?
_________________ Żyć tak, aby cierpienia bylo jak najmniej.
|
Wt gru 14, 2004 13:50 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Chodzi mi o to, że jeżeli ateistę rozumieć jako osobę, która kieruje się tylko rozumem i empirią i z faktu, że Boga nie ma dla wiedzy, nie uznaje go, to jest to jedynie chłodna kalkulacja. Jeśli imputujesz teistom, np. katolikom, że czynią dobro tylko z myśli o nagrodzie, czyli że kalkulują sobie, czyli że są wyrachowani, to rozumiem, że uważasz, że ateiści czynią dobro z tzw. altruizmu, a więc bez spodziewanych korzyści. Zatem, że kierują się rozumem i oceniają na chłodno co jest zgodne ze wzorcem dobra, które przyjęli, a co nie. Tymczasem niezwykle często człowiek, i teista i ateista, czyni dobro z tzw. potrzeby serca. Bardzo często tak postępujemy. To ma dla osób, którym czynimy dobro chyba większe znaczenie, niźli tylko gdy widzą osobę, która czyni dobro, bo tak nakazuje jej w danej chwili rozum.
|
Wt gru 14, 2004 14:23 |
|
 |
zwierze
Dołączył(a): Wt gru 14, 2004 9:22 Posty: 228
|
PTRqwerty napisał(a): Chodzi mi o to, że jeżeli ateistę rozumieć jako osobę, która kieruje się tylko rozumem i empirią i z faktu, że Boga nie ma dla wiedzy, nie uznaje go, to jest to jedynie chłodna kalkulacja. Jeśli imputujesz teistom, np. katolikom, że czynią dobro tylko z myśli o nagrodzie, czyli że kalkulują sobie, czyli że są wyrachowani, to rozumiem, że uważasz, że ateiści czynią dobro z tzw. altruizmu, a więc bez spodziewanych korzyści. Zatem, że kierują się rozumem i oceniają na chłodno co jest zgodne ze wzorcem dobra, które przyjęli, a co nie. Teraz zrozumialem o co Ci chodzilo. Tez nie od razu, ale zrozumialem. PTRqwerty napisał(a): Tymczasem niezwykle często człowiek, i teista i ateista, czyni dobro z tzw. potrzeby serca. To ma dla osób, którym czynimy dobro chyba większe znaczenie, niźli tylko gdy widzą osobę, która czyni dobro, bo tak nakazuje jej w danej chwili rozum.
Rozpatrzmy bardzo banalny przyklad dobra i zla. Rozterka, z ktora mam do czynienia prawie codziennie:
Mam sie dostac do pracy, za oknem pada deszcz. Mam wybor - albo wezme samochod, ktory przyczyni sie do zwiekszenia korkow, halasu i zatruje kawalek atmosfery - czyli (nie takie znowu banalne) zlo. Albo pojade na rowerze - zmecze sie i zmokne ale nikogo nie skrzywdze - czyli dobro.
Jesli moj rozum zwyciezy nad instynktem (niestety nie zawsze tak jest) - pojade na rowerze. Czy bedzie to spowodowane potrzeba serca? Chyba jednak swiadomoscia, ze moja wygoda sprawi, ze ktos bedzie cierpial.
Czyli wspolczucie. Jesli dla Ciebie to jest to samo, co "potrzeba serca" to sie zgadzamy, tylko inaczej to nazywamy.
Pozdrawiam,
Grzesiek.
_________________ Żyć tak, aby cierpienia bylo jak najmniej.
|
Wt gru 14, 2004 14:53 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
ba! Tyle, że to jest raczej problem organizacyjny. Faktycznie jest tu jakieś tam dobro, ale ja raczej myślę o bezpośrednich relacjach międzyludzkich. Wtedy osoba, której zrobisz coś dobrego naturalnie, z potrzeby serca, w sposób naturalny odwazejmni Ci, szczerze, z uśmiechem albo i nie, ale przynajmniej odczuje te Twoje dobro. Natomiast jeśli ktoś Cię o coś poprosi, a Ty to zrobisz jedynie po chłodnej kalkulacji, bez zaangażowania uczuć, to w sumie uzyska ta osoba jakieś tam dobro, ale będzie załatwiona zupełnie na chłodno, jak przez urzędnika.
Istnieją różne, powiedzmy dwie, postawy. Dla jednych ludzi z jakiegoś zespołu liczy się jedynie cel, który mają zrobić. Dla innych zaś ma wartość sam drugi człowiek i wchodząc w relację z kimś nie myślą tylko o robocie, która jest do wykonania, która jest jakimś tam dobrem, ale rozmowę z drugą osobą traktują jako potencjalną przyjemność.
Źle to wyraziłem. Jeśli nie zrozumiesz spróbuję inaczej 
|
Wt gru 14, 2004 15:00 |
|
 |
Nala
Dołączył(a): Pt gru 17, 2004 16:48 Posty: 4
|
To moze ja odpowiem na pytanie z pierwszego posta
Osobiście nie znam żadnych osób niewierzących, pomijając koleżanki z internetu... Czuję się trochę nieswojo rozmawiając z taką osoba właśnie na temat wiary..hmmm...czuję się jak istota z innej planety...nie wiem dlaczego, mówię jak jest. Czuję że do tego kogoś nie pasuję  Chociaż jeśli np. rozmawiamy o rzeczach nie związanych z wiarą to wszystko jest w porządku 
_________________
|
Pt gru 17, 2004 18:06 |
|
 |
hiob
Dołączył(a): Cz cze 19, 2003 22:45 Posty: 274
|
Ja z tego powodu, że mam swoją stronkę, http://www.polon.us że tak powiem, apologetyczno-teologiczną, mam bez przerwy do czynienia z osobami niewierzącymi. Ale nic tu się nie da uogólnić, bo są i takie, które rzeczywiście szczerze poszukują i takie, które się nie mogą nadziwić, że ktoś może wierzyć i takie, które aktywnie mi się starają przeszkodzić. Co prawda wychodzi mi to na dobre, jak myślę. Gdy bowiem ktoś zamieści na stronach porno link do mojej strony, opowiadając jakieś niestworzone historie, to nie bardzo widzę, jak to ma mnie przeszkodzić, a stronka dociera tam, gdzie inaczej by na pewno nie dotarła. Oczywiście nie jestem naiwny i wiem, że nie każdy, kto z porno strony wskoczy na moją zaraz poleci do kościoła i się zacznie spowiadać. Nawrócenie to łaska, a ja tylko informuję. Ale każdy z nas ma jakąś rolę w dziele Bożym. Nigdy nie wiadomo, jak nas Pan wykorzysta.
Wracając jeszcze do pierwszych wpisów, konkretnie Sowizdrzalka. Historia jest pełna przykładów ludzi naprawdę genialnych i głęboko wierzących. Choćby człowiek z tej opowiastki:
Ponad sto lat temu pewien student siedział w pociągu obok mężczyzny, wyglądającego na bogatego chłopa. Mężczyzna ten modlił się na różańcu, którego paciorki przesuwał między palcami. -Panie, czy pan ciągle wierzy w takie staromodne rzeczy? - zapytał student. - Tak, wierzę. A pan nie? - zdziwił się mężczyzna. Student wybuchnął śmiechem i odparł: - Nie wierzę w takie głupoty. Niech i pan przyjmie moją radę: wyrzuć pan ten różaniec przez okno a ucz się, co nauka ma dziś do powiedzenia o świecie. - Nauka? Nie rozumiem nauki. Może pan by mi ją trochę wyjaśnił? - poprosił pokornie mężczyzna. Student widząc łzy w oczach towarzysza podróży zrozumiał, że jest poruszony do głębi. Aby uniknąć dalszego ranienia jego uczuć powiedział: - Proszę dać mi pański adres, a ja przyślę trochę literatury, która pomoże panu w wyjaśnieniu tych spraw. Mężczyzna z wewnętrznej kieszeni swego płaszcza wyjął swoją kartę wizytową. Spojrzawszy na nią student spuścił głowę zawstydzony i zamilkł. Na wizytówce było napisane: „Ludwik Pasteur, Dyrektor Instytutu Badań Naukowych, Paryż”.
Pasteur, Pascal, Einstein, to nazwiska, które od razu przychodzą do głowy. A jest ich dużo, dużo więcej.
Ale wracając do tematu, ja uwielbiam dyskusje z niewierzącymi. Bo są takimi wdzięcznymi rozmówcami. Wydaje się im, że mają na wszystko odpowiedź, a wystarczy choćby ich zapytać skąd się wzięła materia. Zresztą argumentów na to, że Bóg istnieje nie brakuje, sam mam zamiar podać 20. Doszedłem już do szóstego, ale to piąty jest moim ulubionym.
To chyba G K Chesterton powiedział, że człowiek, który przestaje wierzyć w Boga nie staje się niewierzącym, ale zaczyna wierzyć w każdą niedorzeczność. I taka jest prawda. Pozdrawiam.
_________________ Zapraszam na swoje forum, gdzie można przeczytać wszystkie moje felietony, pooglądać zdjęcia z niekończącej się podróży dookoła USA i nawet zobaczyć na żywo obraz z kamery na moim trucku: www.katolik.us
|
So gru 18, 2004 4:02 |
|
 |
Jawnogrzesznica Maga
Dołączył(a): Pn gru 06, 2004 22:00 Posty: 261
|
Cytuj: Zresztą argumentów na to, że Bóg istnieje nie brakuje, sam mam zamiar podać 20. Doszedłem już do szóstego, ale to piąty jest moim ulubionym.
Tylko, że z argumentów na istnienie Boga nie wynika wcale, że ten Bóg odpowiada katolickiej wizji.....czyż nie?
_________________ http://maga-prostak.blog.onet.pl
Bóg jest feministką.
|
So gru 18, 2004 19:30 |
|
 |
hiob
Dołączył(a): Cz cze 19, 2003 22:45 Posty: 274
|
Argumenty na istnienie Boga mają za zadanie wykazać tylko to, że jakaś Inteligentna Istota musi istnieć i musiała istnieć zanim powstał świat materialny. Nie zajmują się one istnieniem Judeo-chrześcijańskiego Boga. Tym raczej zająłem się w Rozważaniach o Biblii na mojej stronce. Ale filozoficzny argument, czy dowód, że Jezus musiał być Bogiem też istnieje i zapewne pojawi się kiedyś na mojej stronce. Wszystko w swoim czasie. W międzyczasie polecam Ci ostatnią część rozważań o Biblii. Pozdrawiam.
_________________ Zapraszam na swoje forum, gdzie można przeczytać wszystkie moje felietony, pooglądać zdjęcia z niekończącej się podróży dookoła USA i nawet zobaczyć na żywo obraz z kamery na moim trucku: www.katolik.us
|
So gru 18, 2004 19:54 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Zapomniałaś Mago, że Jezus był postacią historyczną,(nikt tego nie neguje), a On powiedział: "Ojciec, który mnie posłał, nakazał mi, co mam mówić i głosić" J 7,16
|
So gru 18, 2004 20:02 |
|
 |
Jawnogrzesznica Maga
Dołączył(a): Pn gru 06, 2004 22:00 Posty: 261
|
Cytuj: Argumenty na istnienie Boga mają za zadanie wykazać tylko to, że jakaś Inteligentna Istota musi istnieć i musiała istnieć zanim powstał świat materialny. No właśnie, i tu się zgadzamy........ Cytuj: Zapomniałaś Mago, że Jezus był postacią historyczną,(nikt tego nie neguje), a On powiedział: "Ojciec, który mnie posłał, nakazał mi, co mam mówić i głosić" J 7,16
Odnosilam sie do konkretnych arkumentów hioba.
A to, czy Jezus był synem bożym nie jest faktem historycznym, tylko kwestią wiary. Są wszak Ci, którzy wierzą w jego istnienie a uważają go za proroka....
_________________ http://maga-prostak.blog.onet.pl
Bóg jest feministką.
|
N gru 19, 2004 1:35 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
"Są wszak ci, którzy wierzą w Jego istnienie a uważają Go za proroka" ... i tu wychodzi cała niekonsekwncja człowieka:
- nie wiara decyduje, czy On istniał, to fakt historyczny - nikt tego nie kwestionuje,
- głosił miłość Boga, miłość bliźniego - ludzie niezależnie od wyznawanej religii, uważają miłość za najwyższą wartość,
- zapowiedział swoją ofiarę - śmierć na krzyżu - też nie jest to negowane,
- mówił, że jest Synem Boga - i to człowiek podważa... no jeśli już, to ewentualnie prorok.
Niekonsekwencja: -bo albo wszystko jest prawdą, albo wszystko kłamstwem.
Fakt, że nie było i nie ma religii, czy systemu filozoficznego, który by ośmielił się myśleć, lub głosić coś podobnego o Bogu, człowieku i świecie, powoduje, że do osoby Chrystusa nie można dokonywac żadnej analogii.
"Żaden nie wie, kto jest Ojciec, jeno Syn;"Ja i Ojciec jedno jesteśmy".
|
N gru 19, 2004 12:45 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|