Rabarbar
Dołączył(a): N gru 14, 2008 18:56 Posty: 892
|
Zapewne słyszeliście o geometrach i ich śmiesznych poglądach. Otóż usiłują oni wmówić innym, że posiedli pewną wiedzę, której nie mają wszyscy ludzie. Ich całkowicie błędne przesądy opierają się na takich pojęciach jak punkt, prosta i płaszczyzna. Z powodu dużego znaczenia, jakie przypisują prostej, będę zamiennie nazywał ich prostakami.
Jeśli pytalibyście, o co prostakom właściwie chodzi, zgubią się w sprzecznościach. Ich rzekoma nauka wywodzi się od niejakiego Euklidesa (który podobno zmarł ok. 300 roku pne), ale on prawdopodobnie zaczerpnął swoje idee od Talesa z Miletu, Pitagorasa, kapłanów egipskich, magów z Mezopotamii, a może nawet od Chińczyków.
Euklides znany jest jako autor "Elementów". Przez kilkanaście wieków na całym świecie uczono geometrii według "Elementów" Euklidesa. Dzieło to składa się z trzynastu ksiąg. Księgi czternasta i piętnasta są późniejszymi uzupełnieniami. Autorem czternastej jest Hipsikles z Aleksandrii (około 200 r. p.n.e.), a piętnastą dołączono dopiero w szóstym wieku naszej ery. W IV wieku nowej redakcji tekstu dokonał niejaki Teon, włączając do treści te dodatki, wniesione przez wcześniejszych kopistów, które uważał za potrzebne. Widać więc, że to dzieło zbiorowe, noszące wyraźne piętno rozwijającego się z czasem tego zgubnego zabobonu. Muszę dodać, że najstarsze manuskrypty „Elementów” powstały w kilkaset lat po domniemanej śmierci Euklidesa, więc w ogóle nie mamy pewności, czy działo to napisał Euklides, czy tylko na niego się powołano.
Okazuje się, że chociaż Euklides wprowadza pojęcia: punkt, prosta i płaszczyzna, wcale ich nie definiuje!. Traktuje je jako pojęcia pierwotne, nie wymagające definicji. Można byłoby pomyśleć, że są to rzeczy ogólnie znane, dostępne zmysłom i doświadczeniu wszystkich ludzi. Jest wręcz przeciwnie, gdyż nie spotkałem jeszcze nigdy człowieka, który mógłby odpowiedzialnie powiedzieć, że widział kiedykolwiek te obiekty. Gdyby nawet to powiedziałby, naraziłby się na śmieszność, bo cechy jakie prostacy przypisują tym rzeczom, są wewnętrznie sprzeczne.
Według nich punkt jest całkowicie pozbawiony rozmiarów, co jak uczy doświadczenie, jest niemożliwe. W przyrodzie bowiem cokolwiek istnieje, jest rozciągłe, posiada rozmiary. To wyraźny dowód, że punkt nie istnieje, a gdyby nawet istniał, nie można byłoby go zobaczyć i byłby pozbawiony znaczenia.
W swoim szaleństwie prostacy popełniają kolejny błąd, opisując prostą jako pozbawioną grubości linię nie mającą początku ani końca i w dodatku w żadnym miejscu nie zakrzywioną. Jak jednoznacznie stwierdziła nauka, w przyrodzie nie ma nic prostego. Krzywe są nawet papiaki, a promienie światła zakrzywiają się w polu grawitacyjnym. Proste (jeśli poważnie brać bajki prostaków) bez problemu przekraczają obszar znanego nam wszechświata i to z obu stron!
Bezczelność prostaków sięga zenitu, gdy określają płaszczyznę jako pozbawioną grubości, nieograniczoną, doskonale gładką i nie pofałdowaną powierzchnię (nie wiadomo czego). Wiadomo, że wszystko co na pozór wydaje się gładkie, jeśli się temu przyjrzeć z bliska, a jeszcze lepiej przez mikroskop, okazuje się szorstkie. Tak też niewątpliwie byłoby z płaszczyznami, gdyby takie w ogóle istniały.
To, że proste i płaszczyzny nie są widoczne przez najlepsze teleskopy pokazuje, że one nie istnieją (punkty, jak wykazaliśmy wcześniej, nie istnieją z natury rzeczy). Mogli w nie wierzyć ludzie przed wiekami, gdy nie było jeszcze współczesnych urządzeń technicznych, wszędzie zaś panowała ciemnota i zacofanie. Obecnie jest to nie do pomyślenia, by inteligentny człowiek trwał przy tym zabobonie.
Dlaczego jednak prostacy wierzą w prostactwo? Powód jest prosty. Wikipedia (odnośnie płaszczyzny) ujmuje to następująco: Intuicja płaszczyzny wpajana jest człowiekowi kultury zachodniej od dziecka poprzez obrazowanie płaszczyzny jako karty papieru, powierzchni stołu, czy płaskiego pola rozciągających się "w nieskończoność".
Widać więc, że kłamliwy mem infekuje umysły prostaków już w dzieciństwie, gdy nie są oni zdolni ani do własnych, a tym bardziej do naukowych osądów. Wzrastając w środowisku podobnych sobie prostaków, już nie potrafią wyzwolić się z sideł błędu. Jaki jest w tym cel? Oczywiście, gdy nie wiadomo o co chodzi, musi chodzić o pieniądze. Na urojeniach tych bezpośrednio korzystają geodeci i wytwórcy przyrządów geometrycznych, a podejrzewamy, że do tej grupy zaliczyć też można architektów projektujących punktowce, producentów prostowników, a także krawców szyjących płaszcze.
Przekonania prostaków są wiarą opartą o niepewną co do treści starą księgę Euklidesa. Na ich uzasadnienie prostactwo nie ma innych argumentów, pochodzących chociażby z osobistego doświadczenia. Nie twierdzą oni bowiem, że kiedykolwiek widzieli (na jawie bądź we śnie) twory, które skupiają ich uwagę. Powołują się jednak na swoją wyobraźnię (ten rodzaj złudzeń należałoby prawdopodobnie leczyć farmakologicznie). Byle krawędź - kojarzy im się z prostą, byle jeziorko - oni już wyobrażają sobie płaszczyznę, byle g... muchy - a oni dostrzegają w tym punkt. Wiadomo, że krawędzie - chociażby stołu - są naprawdę krzywe, i z całą pewnością nie wychodzą poza obręb pomieszczenia. Powierzchnia jeziora, nie dość że pofalowana, ograniczona, to jeszcze zakrzywiona (ale co oni wiedzą o swobodnej powierzchni cieczy w polu grawitacyjnym ziemi). O trzecim obiekcie - ze względu na kulturalne towarzystwo - nie będę się już wypowiadał. Ustaliliśmy więc, że nauka dowodzi, że świat nie jest prostacki, ale pokrętny.
Nauka niezbicie dowodzi, że twierdzenia prostaków nie trzymają się rzeczywistości. Ich wiara jest oparta na niesprawdzalnym, a ogromnym i bardzo konkretnym założeniu o istnieniu obiektów, co do których nauka dowiodła, że one nie istnieją. Budowany na fałszywych założeniach światopogląd - z natury rzeczy - też jest fałszywy.
Nie wierzcie, że może istnieć coś, czego nie można zobaczyć i dotknąć!
|