Co do pytania otwierającego - dyskusja oczywiście jest możliwa, choć zasadniczo
niesłychanie trudna.
Oczywiście wytłumaczę to z punktu widzenia osoby niewierzącej.
Dla mnie, osoby niewierzącej, nie ma zbyt wielkiej różnicy między chrześcijaninem a powiedzmy... osobą święcie wierzącą w to, że jeśli będzie chodzić w czapce z folii aluminiowej na głowie to przylecą do niego kosmici i zaproszą go na swoją planetę.
Z mojego punktu widzenia zarówno chrześcijanin, jak i wspomniana osoba, nie mają absolutnie niczego na poparcie swoich zaskakujących teorii. Mamy jedynie ich słowa - zapewnienia, że "jest tak, ponieważ moje niesłychanie ważne źródła tak mówią". Oczywiście ich źródła zaś nie spełniają naszych wymogów - w jednym przypadku to mające 2000 albo i więcej lat teksty pochodzące z jakiejś tam starożytnej kultury, w drugim - na przykład serial "Z archiwum X".
Inny przykład. Ktoś mówi - "przynieś mi jakąś poduszkę, bo mi niewygodnie, a jak to zrobisz to niezwłocznie dam ci sztabkę złota którą mam w kieszeni". Osobę wierzącą można przyrównać do kogoś, kto bez wątpliwości (a nawet jeśli je ma, to musi je zwalczać!) pójdzie i przyniesie tej drugiej osobie rzeczoną poduszkę a potem będzie cierpliwie czekać, choćby i latami, na obiecaną sztabkę. Ja zaś wolałbym najpierw upewnić się, że dana osoba w ogóle posiada ową sztabkę. Dopiero po jej pokazaniu, a potem spisaniu umowy (

) mogłaby być jakakolwiek mowa o przyniesieniu poduszki (oczywiście to tylko przykład, normalnie nie jestem taki nieużyteczny

).
Dlatego już sama podstawa nie daje zbyt wielkich szans na wspólne pole do popisu.
Druga sprawa - osoba wierząca musi uznawać autorytet Biblii. Musi wierzyć, że zawiera prawdziwe przesłanie od Boga. Niewierzący zaś nie uznaje takiego autorytetu, bo nie znajduje niczego, co mogłoby go potwierdzać. Samo stwierdzenie "Bóg natchnął autorów" nie wystarcza. Przecież autorzy innych (niechrześcijańskich) ksiąg mówią podobnie, dlaczego więc mamy uważać, że to chrześcijanie mają akurat rację, a oni nie? Tylko dlatego, że moi rodzice byli akurat chrześcijanami a ja wychowałem się w tej a nie innej kulturze? To nieco zbyt mało aby oceniać prawdziwość danej księgi.
To zaś już z góry stwarza konflikt:
- Jest tak, jak mówię, bo tak tu jest napisane.
- No ale co z tego, że tak tu napisano?
- Jak to - co z tego? Tak napisano, a więc to prawda.
- Ale skąd wiesz, że to prawda?
- No bo tak tu napisano.
Dla osoby niewierzącej Biblia zawiera tyle samo prawdy o Wszechświecie, Bogu i innych tego typu rzeczach co na przykład Silmarillion Tolkiena. Oczywiście o twórczości Tolkiena nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że to zapis autentycznego stworzenia świata (Eru, Ainurowie, Muzyka itp), bo wiemy kiedy on to napisał i dlaczego. Ale gdyby ten tekst miał 2000 lat i stała za nim wieloletnia i potężna organizacja od wielu stuleci broniąca swojego stanowiska nierzadko przy pomocy siły oręża i tortur...?
No ale pobawmy się - oto staje się osobą wierzącą. Ale za wzór nie stawiam sobie Biblii, a Silmarillion właśnie.
- Dziękujmy Eru, że nas stworzył.
- Skąd wiesz, że na pewno to on zrobił?
- Przecież tak zapisano w Świętym Silmarillionie (i radośnie uważam, że właśnie pozamiatałem wszystko).
- Och, wielki Manwe! Chroń mnie przed zakusami Melkora...
- Jaką masz pewność, że kiedykolwiek cię ochroni? A jeśli nie istnieje?
- Jestem wierzący, i
wiem że istnieje. Poza tym ciągle doświadczam jego obecności. I wiem też, że kocha on wszystkie dzieci Iluvatara.
- Ewolucja? To bzdury. Przecież napisane jest, że to Eru wraz z Ainurami wszystko stworzył. Śpiewali, aż nagle z pustki wyłoniła się Arda.
- Nie wierzę w to.
- Wątpisz w autorytet Silmarillionu?
- Owszem, ewolucja istnieje, ale to nijak nie stoi w sprzeczności z Silmarillionem. Nie można bowiem patrzeć na niego bezpośrednio, to tylko przenośnie - faktem jednak jest, że ukryte przesłanie jest jak najbardziej słuszne i wszystko zawdzięczamy Eru Iluvatarowi.
- No ale skoro świat stworzył dobry Eru, który kocha wszystkie swoje dzieci, to czemu na świecie jest tyle zła?
- To proste - ponieważ stworzył je Melkor.
- No ale Melkora już dawno pokonano i wtrącono do więzienia.
- Ale wciąż panoszy się po Śródziemiu jego sługa - Sauron.
- Ale Sauron to zaledwie Majar, Manwe i reszta zaś to wielcy Valarowie. Czemu nie pokonają go i nie zakończą zła na świecie?
- Bo nie chcą otwarcie z nim walczyć. Dlatego właśnie wysłali Istarich.
- Aha, no przecież.
- Nie bój się śmierci, przecież Luthien powróciła z hal Mandosa, gdzie duchy zmarłych oczekują na powrót!
I takie przykłady można powielać do woli. Oczywiście budzą one jedynie uśmiech politowania, no ale tak naprawdę
nie różnią się niczym od wiary w "prawdy biblijne". Jedyna różnica jest taka, że Biblię napisali starożytni Żydzi (i Grecy - częściowo) piszący księgę religijną, a Silmarilion powstał przy pomocy pióra Tolkiena jako powieść fantasy. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę tylko treść i wiarę w tę treść - to nie ma żadnej różnicy. Na poparcie bowiem i jednej i drugiej wersji mamy jedynie słowa tych ksiąg i wiarę w ich prawdziwość.
- Wierzę w prawdziwość Biblii, bo choć spisali ją zwykli ludzie, to wierzę też, że są to natchnione słowa samego Boga.
- Wierzę w prawdziwość Silmaillionu, bo choć spisał go Tolkien, to wierzę też, że był on natchniony przez samego Manwego. Wszelkie bajania o tym, że napisał go jaką zwykłą powieść to bzdurne herezje niewiernych, tych, którym nie dana została łaska wiary i nie przejrzeli jeszcze na oczy.
No i jeszcze jedno. Od wielu lat zajmuję się teoriami spiskowymi, dlatego też dość dużo o nich wiem. I widzę ich niesamowicie silne związki z religią.
W teoriach spiskowych chodzi w skrócie o to, że znajduje się pewna grupa osób (stosunkowo nieliczna w porównaniu do ogółu), która nagle uznaje, że dane wydarzenie miało inny powód i przebieg niż się zazwyczaj uważa (niż sugerują dowody i logiczne argumenty). Grupa ta uważa, że oto "posiadła prawdę". Niestety nie potrafi uzasadnić dlaczego ta ich "prawda" jest lepsza od "oficjalnej prawdy". Zazwyczaj uzasadnienie sprowadza się do:
"No to przecież oczywiste"
"Bo zawsze tak jest"
"No, chyba nie wierzysz, że wersja oficjalna jest prawdziwa?"
Innymi słowy - wierzę w teorię spiskową, choć absolutnie żaden logiczny argument za nią nie przemawia. Ba - wszystkie nawet przemawiają przeciw niej, no ale to nikogo nie powstrzymuje.
I teraz jak wygląda taka dyskusja? Wiem to z doświadczenia, bo przerabiałem to w ciągu ostatnich 6 lat wielokrotnie.
Pan X pisze, że wierzy w jakąś teorię spiskową. Podaje swoje argumenty dlaczego uważa, że ona jest prawdziwa.
Pan Y wykazuje, że argumenty pana X są bezsensowne a często nawet i świadomie zakłamane.
Pan X denerwuje się, że ktoś atakuje jego "najprawdziwsze argumenty" i podaje nowe.
Pan Y znowu z łatwością obala jego argumenty i wykazuje ich fałszywość.
Pan X pomija milczeniem odpowiedź pana Y i dalej pisze swoje równie pewnym tonem - pewien tego, że wciąż pisze "samą prawdę".
Pan Y w dalszym ciągu rozbija jego argumenty wykazując ich fałszywość.
Pan X denerwuje się i zaczyna nazywać pana Y "agentem CIA, który specjalnie atakuje jego osobę by dalej siać dezinformację wśród ludzi"
Opisana tu historia jest jak najbardziej prawdziwa. Pan Y to ja.
W ciągu tych kilku lat zauważyłem i zrozumiałem, że dyskusja z najbardziej zagorzałymi zwolennikami teorii spiskowych jest niesamowicie trudna, z wieloma zaś - wręcz niemożliwa.
Zwolennik teorii spiskowej bazuje na kompletnie nieprawdziwych argumentach, których nijak nie da się potwierdzić. Utrzymuje go jedynie wiara w to, że jest tak, jak on mówi. Bazuje on na rozmaitych "nagraniach", "artykułach prasowych" i tego typu rzeczach, ale przeważnie ich nie rozumie, pomija niewygodne fragmenty czy też opacznie intepretuje. Często jego "nagrania i artykuły" są zwyczajnie sfałszowane aby tylko pasowały do jego teorii (wykryliśmy kilka takich zdjęć, które niby miały potwierdzać jakąś teorię spiskową, a okazały się zwykłymi zdjęciami znalezionymi w sieci i lekko "podrasowanymi" za pomocą photoshopa). Ale mimo to jego wiara w teorię spiskowa jest silna i niezachwiana. Żaden argument nie jest w stanie odwieść go od swojej teorii, nawet te, które jasno, wyraźnie i bezbłędnie wykazują, że jego teoria to bzdura. Zaś jeżeli ktoś zbyt długo zajmuje się wykazywaniem błędów jego teorii, to dość szybko osoba taka awansuje do grona "agentów", którzy są wynajmowani przez CIA aby siedzieć na forach i walczyć z takimi "głosicielami prawdy" jak on sam. I to też prawda - dostawałem już pełne nienawiści emaile w których wierzący w teorie spiskowe ludzie życzyli mi, abym "udławił się tymi dolarami od CIA".
Jaki jest tu związek z religią?
Osoba wierząca w boskie autorstwo Biblii nie da się przekonać w żaden sposób, że tak nie jest. Każde wytknięcie nielogiczności czy nawet zaprzeczenia jego wiary zostanie pominięte - spłynie jak po kaczce. Opisy Boga emanującego nienawiścią do danej grupy ludzi czy zlecającego wymordowanie kobiet i dzieci nijak nie sprawią, że wierzący przestaną postrzegać go jako "nieskończenie miłosiernego Boga, kochającego nas wszystkich". Żadne argumenty przeczące autentyczności Biblii nie zostaną w ogóle wzięte pod uwagę, mimo że logicznie wskazują na nieprawdziwość wielu biblijnych opowieści i wydarzeń. A jeżeli ktoś będzie zbyt mocno i zbyt długo działał jako "ateista", to z pewnością będzie miało to jakiś związek z maczaniem palców przez szatana (w teoriach spiskowych - z "CIA").
W przypadku teorii spiskowych sytuacja jest prosta - "jeśli dowody są przeciwko nam, to tym gorzej dla nich!"
W przypadku religii - tak samo. Domyślam się, że dla wielu wiernych nawet kamera w wehikule czasu, która nagrałaby śmierć Jezusa i jego powolny i wielodniowy rozkład w miejscu pozostawienia ciała nie odciągnęłaby od wiary. No bo to dowód na nieprawdziwość dokrtyn chrześcijańskich - więc tym gorzej dla niego! Na pewno jest sfałszowany przez satanistów aby nas zwieść!
Dlatego dyskusja i zrozumienie jest niesamowicie trudna, choć możliwa do zrealizowania - przy czym większe są szanse powodzenia im mniej fanatyczni są obaj rozmówcy. Niestety w kwestii fanatyzmu to wierzący wiodą prym - wszak od nich wymaga się "zawierzenia jak najmocniej nauczaniu Kościoła".
Niemniej poczytać zawsze warto, a od czasu do czasu wtrącić swoje trzy grosze, bo nawet sama obsewacja dużo daje.
PS.
pilaster - jesteś trollem. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś.