Mój Manifest Niewierzącego
Autor |
Wiadomość |
medieval_man
Moderator
Dołączył(a): Pn gru 13, 2010 16:50 Posty: 7771 Lokalizacja: Kraków, Małopolskie
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Xantris napisał(a): Mam nadzieję, że ty, ewentualny czytelniku nie jesteś nastolatkiem bojącym się tekstów dłuższych niż linijka, ponieważ jest to ważne dla was i dla mnie przesłanie, a jest trochę długie. Chciałbym również, żebyś nie odchodził od czytania tylko dlatego, że z czymś się nie zgadzasz. Mój manifest nie ma na celu atakowania religii, lecz zrozumienie zachowania wierzących i zachowania jakie powinniśmy wszyscy mieć.
A ja z kolei mam nadzieję, że i Ty nie jestes nastolatkiem, który postanowił na forum zabłysnąc swoimi nastoletnimi przemyśleniami. Xantris napisał(a): Podstawą wszystkiego jest samodzielne myślenie, którego większość z nas nie zostało nauczone przez rodziców (ja też tego nie otrzymałem, sam do tego doszedłem). Pewnie już zaczyna państwu coś nie pasować. Odruchowo bronisz się, że przecież samodzielnie doszedłeś do swojej wiary, albo czując się zagrożonym przez moje podważanie waszej samodzielności, źle zrozumiesz ideę samodzielności i porównasz moje wyobrażenie samodzielnego myślenia do bezbożnej wolności jaka panuje na świecie, że podlegamy Bogu i nie możemy robić co chcemy. Samodzielne myślenie jest jednak dozwolone przez chrześcijańskiego Boga i nie ma związku z ogólnie pojętą swawolą więc mam nadzieję, że nie będzie z tym problemu.
Samodzielne myślenie nie rozwiązuje wszystkiego. Choćbyś nie wiem jak pękał od samodzielnego myślenia, sam nie wymyslisz na nowo teorii względności, czy nawet żarówki. Ale, powodzenia... I nie chodzi o to, żebym krytykował samodzielne myślenie. Nie. Bardziej jednak cenię odważne myślenie, w którym odwaga polega na przyznaniu przed sobą, że mogę opierac się na osiągnięciach i doświadczeniach innych osób. Jesli nie, to jestem nastolatkiem, któremu wydaje sie, że od niego zaczyna się naprawe historia ludzkości. Xantris napisał(a): Kolejną podstawą do przemyśleń jest to, że powinniśmy opierać się wyłącznie na osobistym doświadczeniu. Takie myślenie na pewno nie będzie ci pasowało, bo poniekąd niszczy podstawy wiary człowieka. Mogę się założyć, że już zaczynasz chcieć przestać czytać, ale proszę nie rób tego. Ta sprawa zależy od tego jakie masz priorytety. Czy polegasz na wierze czy na wiedzy? Jest to zależne od tego jak nas wychowali rodzice i środowisko. Według mnie w tym jak i we wszystkich dziedzinach życia powinno się stosować zasadę ograniczonego zaufania. Zabawne jest to, że ludzie wierzący stosują ją wszędzie czyli w zwykłych sytuacjach międzyludzkich a nie w dziedzinie poglądów, nie w stosunku do religii. Czemu tak się dzieje? Po pierwsze przez - jakby inaczej - wychowanie rodziców i środowiska. Obserwujemy rodziców (a musimy pamiętać, że dzieci wierzą w słuszność wszystkiego co robią i mówią rodzice) i widzimy że stosują zasadę ograniczonego zaufania wszędzie, ale nie w poglądach, więc uczymy się, że tak jest prawidłowo. Takim sposobem błąd jest powielany przez pokolenia. Drugim powodem przez, który nie opieramy swojej wiedzy na osobistym doświadczeniu i nie stosujemy zasady ograniczonego zaufania jest to, że po prostu chcemy wierzyć. Gdy osobom religijnym które przeczytały o opieraniu się na osobistym, na pewno zapaliła się czerwona lampka. Czemu? Ponieważ kierując się swoim doświadczeniem nikt, by nie miał dowodów na istnienie Boga, a przecież trzeba pamiętać, że chcemy wierzyć. Tutaj dochodzimy do kolejnego problemu, który jest związany z ostatnią częścią tego akapitu.
Jak wyżej. Ale rozumiem, choc tego nie wyraziłeś dosłownie, że w sprawach wiary powinniśmy opierac się wyłącznie na osobistym doswiadczeniu. jakim osobistym doświadczeniu? Doświadczeniu Boga? Spotkaniu z Nim twarzą w twarz? Jednak oprócz doswiadczania zmysłowego istnieją inne rodzaje: intelektualne, rozumowe, emocjonalne czy duchowe. Dla wielu osób takie doświadczenia mogą być ważniejsze od doświadczenia zmysłowego (wzrok, sluch, dotyk....). Czy zakochanie się w drugiej wynika tylko z poznania zmysłowego czy raczej z poznania intuicyjnego i emocjonalnego? Daleki jednak jestem od przyznania Ci racji. Nie tylko prywatne doświadczenie jest czymś na czym powinnismy sie opierać w sprawach wiary. No chyba, ze chcemy uchodzic za schizofreników. W dziedzinie wiary istotne jest także doświadczenie intersubiektywne (bo nie nazwę go obiektywnym, chyba, że w ujęciu logicznym) i pewna, dzielona z innymi przestrzeń doświadczenia wymykająca się regułom naukowym. Xantris napisał(a): Priorytety. Już opisałem odwrócony priorytet "wiara/wiedza" czy inaczej "wiara w doświadczenie innych osób (np proroków)/wiara we własne doświadczenie". Kolejnym odwróconym priorytetem wierzących jest wyższe cenienie osobistych korzyści (na pewno będziecie się zapierali) nad dążenie do prawdy jakąkolwiek ona by była. Znowu pewnie czujecie się oburzeni, "To nie możliwe, że wierzę dla osobistych korzyści?", "Nie jestem przecież egoistą". To wszystko, przez to, że większość ludzi rozumie pejoratywnie słowo "egoizm" np tak "nie chcę się dzielić z innymi, patrzę jedynie na siebie, na swoje dobro". Taki egoizm jest zakazywany w Biblii, ale jak i wiele rzeczy tak i egoizm posiada spektrum szarości. Świat nie jest czarno biały. Wiedząc to zrozumiecie, że wiara ludzi również jest egoistyczna, ale nie w sposób tak zły jaki jest opisywany w Biblii. Egoizm wierzących jest czymś niewinnym, a egoizm nie może być rozumiany jedynie jako grzech i zło. Wracając do tematu, wierzymy bo tego potrzebujemy. Oto jak to wygląda: jesteśmy słabi psychicznie, nie powodzi nam się w życiu, jest nam źle lub po prostu potrzebujemy wiedzy na temat życia. Czego w takiej sytuacji potrzebujemy? Pocieszenia lub wiedzy. Zauważcie słowo "potrzebujemy", czy nie oznacza ono pobudki samolubnej? Dążymy do ulgi w cierpieniu, czy nie jest to pragnieniem wyłącznie skierowanym na naszą osobę? Co robi religia, Bóg? Daje nam ulgę, czyli spełnia naszą potrzebę. Potrzebujemy wiedzy. Co robi Biblia? Daje nam wiedzę, czyli spełnia naszą potrzebę? Jak w takiej sytuacji ma się dążenie do prawdy, nijak. Człowiek zawsze wybierze to co mu służy i jest potrzebne, nie to co jest prawdziwe. Jeśli taki jest państwa priorytet, nic dziwnego, że nie pragniecie zbliżyć się do prawdy. Nie mówię tutaj jakichkolwiek poglądach, mimo że sam jestem ateistą (z 1% agnostyka), ale o samodzielnym dążeniu do prawdy, która nie musi gwarantować spokoju ducha jak religia. Pytanie brzmi: Wyżej cenisz korzyści płynące z religii, czy prawdę, która nic ci nie przyniesie.
To takie nietzcheańskie. Zapewniam Cię, że tak naprawdę wszystko, co robimy wynika z dążeń do zaspokajania podstawowych potrzeb. To truizm i czynienie z tego argumentu na niekorzyść postawy wiary jest, mam nadzieję, nieswiadomą, manipulacją. Podważa bezinteresowność postawy. Tak samo mogę podważyc bezinteresowność Twojego wpisu. Zarejestrowałeś się i wypowiedziałeś po to, by zaspokoic swoją potrzebę - samorealizacji, szacunku, przynależności, bezpieczeństwa? I kolejna Twoja manipulacja: przeciwstawienie a priori religii i prawdy. Co byś powiedział gdybym a priori przeciwstawił religię fałszowi? Xantris napisał(a): Następną ważną rzeczą systemy obronne, które nie dopuszczają do zmiany zdania. Podstawowym powodem powstawania systemów obronnych jest nasza potrzeba myślenia o sobie jak najlepiej czyli podtrzymywanie wysokiej samooceny. Staramy się wierzyć, że nie postępujemy niedorzecznie i niemoralnie ale mądrze i sprawiedliwie. Gdy przekonanie to zostaje zakwestionowane dochodzi do tak zwanego w psychologii dysonansu poznawczego. Jest to nieprzyjemne napięcie spowodowane niezgodnością przekonań lub wiedzy o czymś. Największe prawdopodobieństwo pojawienia się dysonansu jest wtedy gdy zrobimy coś lub dowiemy się czegoś, co zagraża naszemu wyobrażeniu siebie. Mówiąc krótko dysonans poznawczy wystąpi wtedy gdy czujemy się niemądrzy lub niemoralni. Wywołuje on uczucie dyskomfortu, co w konsekwencji pobudza do jego zredukowania. Najprostszym, ale najmniej popularnym sposobem jest zmiana zachowania lub poglądów na zgodne z nową wiedzą, ale jest to równoznaczne z przyznaniem się przed samym sobą do błędu. Nie chcąc tego korzystamy z prostszych i łastwiejszych sposobów nieburzących naszej samooceny, jak wszelkiego rodzaju usprawiedliwiania się lub próby zdyskredytowania nowych wiadomości, a co za tym idzie ludzi głoszących inne poglądy od naszych. A to wszystko przez strach przed poczuciem się głupi. Bardziej dbamy o nasze ego, niż o prawdę.
Ładnie się nauczyłeś o dysonansie. Ale cóż to wnosi do poprzedniego akapitu? Aha. Tylko podbudowuje zaspokojenie Twojej potrzeby szacunku i uznania na forum. Egoizm. Xantris napisał(a): Ludzie gotowi do przyznania się do błedu sprawdziliby najpierw słuszność nowej wiedzy i w razie potwierdzenia tego zmieniliby swój światopogląd. Osoby nie gotowe na to, w ogóle nie podejmują takich działań bojąc się tego że, dowiedzą się że rzeczywiście wykazali się głupotą mając tyle czasu takie poglądy. Nie podejmując ciągle prób zweryfikowania tego co myślimy przyczyniamy się do naszego braku rozwoju. A przecież, kto stoi w miejscu ten się cofa. Jest to najgorsza postawa jaką możemy przyjąć. Najlepszą jest za to, cechująca ludzi odważnych i ciekawych świata, postawa prowadząca do samodzielnego poddawaniu próbom własnych poglądów.
Żeby w końcu stwierdzić, że się żadnych poglądów nie ma? Bo nieustanne wystawianie swoich poglądów na próbę i podważanie ich doprowadza w efekcie do relatywizacji wszystkiego i do stwierdzenia, że każdy pogląd jest dobry. Na chwilę. Dopóki nie znajdzie sie inny, bardziej przystający do aktualnych warunków. Oczywiście, masz rację, jesli to zdanie umieszczasz w kontekście badań empirycznych i postepu nauki. Tam próby falsyfikacji i szukanie coraz to lepszych hipotez są droga postepu. Tak jednak nie jest w sferze światopoglądowej. Xantris napisał(a): Mogę więc dojść do sedna sprawy. Wszystko opiera się na zadaniu samemu sobie pytania: Czy Bóg istnieje? Możecie odpowiedzieć tak lub nie, jeśli chcecie (narazie bez odowadniania tego argumentami). Wracając do nauki życia jaką otrzymujemy to niestety rodzice nie uczą nas bycia ciekawymi świata oraz logicznego dochodzenia do wiedzy. Uczą nas kierować się emocjami, które nadają się tak na prawdę jedynie do miłości, a nie do podejmowania decyzji i wyrabiania sobie poglądów. Mam nadzieję na odpowiedzi Czy Bóg istnieje.
Z mojego doświadczenia wynika, że rodzice uczą nas bycia ciekawymi swiata i dochodzenia do wiedzy. Cały czas jednak mylisz dochodzenie do wiedzy naukowej z dochodzeniem do kształtowania w sobie poglądów ideologicznych. Tu nie tylko ścisła empiria i logika sie liczy, lecz także intuicja, emocje, preferencje, budowanie sądów w oparciu o niepełne przesłanki. Jak w miłości. Masz rację. Z tym, że dla Ciebie jest to spsoób zdyskredytowania tego kształtowania posatwy. Dla innych wręcz przeciwnie. Co do pytania: czy Bóg istnieje? W perspektywie empirycznej: nie wiem. W perspektywie poglądu opierającego się na: - samodzielnym mysleniu - intersubiektywnym i osobistym doświadczeniu - świadomości swoich potrzeb i jednoczesnym stanięciem ponad nimi - doświadczaniu pewnego, naturalnego dysonansu poznawczego, kóry nie burzy lecz rozwija - weryfikacji czy próbie falsyfikowania pewnych podstaw czy aksjomatów (bo poglądów nie można falsyfikować) odpowiadam: Tak, Bóg istnieje. Jakieś pytania?
_________________ Fides non habet osorem nisi ignorantem
|
Pt sie 16, 2013 12:52 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Cytuj: Wcale nie podważyłeś tego co powiedziałem. I nie zapomnieć że "słońce" świeci ale, zapomnieć tego że inni tak mówią lub piszą. Moją metodę oceny rzeczywistości można też użyć do twojego przykładu ze słońcem. Więc zaczynamy.
Tak, zaczynamy. Teraz Ty zapomnij o tym co inni Ci mówią i piszą na temat Boga ale po prostu zamknij oczy i poczuj. Bóg objawia swoją obecność indywidualnie, dla każdego w inny sposób.
Zapominamy o tym, że inni mówią, że słońce istnieje. I dopiero w takiej sytuacji pytamy się skąd wiemy, że istnieje. Wiem ponieważ je widzę, czuję ciepło, nie dlatego, że mówi się tak od tysięcy lat , a ludzie przez te wieki tak sądzili. Długość trwania idei i ilość ludzi w nią wierzących nie jest jej potwierdzeniem.
Kiedy zobaczymy Boga twarzą w twarz to wiara będzie już niepotrzebna, zastąpi ją wiedza. Cytuj: Wiadomo, że w sprawie słońca zapomnienie o danej rzeczy wydaje się bezsensowne bo gołym okiem widać słońce, ale w sprawie Boga jest możliwe zastosowania takiego podejścia, ponieważ tak naprawdę nikt nie wie czy Bóg istnieje. Możemy jedynie sądzić jak jest i w tej metodzie w tym przypadku należy również zapomnieć o istnieniu rzeczy (bo to tylko nasze sądzenie, nie fakt). Zapominacie, że istnienie Boga to nadal idea, którą można ocenić. Ocenić czy jest prawdopodobna, czy też nie. Podałem Ci przykład ślepca, on nie widzi słońca ale czuje na sobie jego ,,dotyk,, czuje ciepło ale nie widzi zrodła tego ciepła. Co więcej , niewidomy od urodzenia nie potrafi sobie dokładnie wyobrazić czym jest i jak wygląda słońce. Nie możesz dotknąć promienia, to jest coś co wymyka się. Tak jak nie możesz dotknąć prądu ale możesz widzieć jego działanie. A także włożyć palce do kontaktu i poczuć zmysłowo. (Nie zalecane) Wszystko można podciągnąć pod miano idei. Nawet całą naszą naukę i cały Wszechświat. Są przecież tacy zapaleńcy którzy wierzą że żyjemy w komputerowej grze.
|
Pt sie 16, 2013 13:21 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Tekst kojarzy mi się z takim młodzieńczym buntem przeciw rodzicom, otoczeniu i co tam jeszcze. Mam go już dawno za sobą i po czasie patrząc wiem że wynika on raczej z głupoty i naiwności, podatności na otoczenie, ja wiem lepiej od rodziców i takie tam. Ogólnie z takim młodzieńczym buntem kojarzy mi się też ateizm. Już w drugim akapicie prztyczek do rodziców. Co tu można zwalać na rodziców, że nie nauczyli Cię samodzielnego myślenia, a jak Ty byś chciał żeby rodzice Cię tego samodzielnego myślenia uczyli  Taki tekst to może i bym napisał mając pietnaście lat kiedy to dziecko wchodzi w wiek młodzieńczy i się buntuje na własnych rodziców. Patrząc wstecz, to kiedy bym powiedział mając 15 lat że rodzice nie uczyli mnie samodzielnego myślenia. Pewnie jak koledzy namawiali do czegoś głupiego a rodzice mnie przed tym przestrzegali. O jaki miałem żal że mnie nie uczą samodzielnego myślenia. Dziś wiem że właśnie to oni mnie uczyli samodzielnego myślenia. Co Ty masz do tych rodziców, nawrót młodzieńczego buntu czy co. Jak byś chciał żeby Twoi rodzice Cię uczyli samodzielnego myślenia 
|
So sie 17, 2013 18:55 |
|
|
|
 |
Seweryn
Dołączył(a): N cze 10, 2007 18:20 Posty: 5517
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Xantris pisze logicznie, ma podstawy do swojego manifestu. Rozum to potężne narzędzie, które zawsze znajdzie potrzebne podstawy aby poprzeć własną tezę. Jednak nie wszystko się tam zgadza, Xantris kieruje się jedynie rozumem, a ten jest ślepy na sferę duchową, to zwykły kalkulator, on nie uwierzy w Boga. Należy zaprzęgnąć jeszcze własne Ja, które obserwuje rozum. Świadomość czyli Ja, obserwuje rozum jakby z dystansu, należy dopuścić ją do głosu , a raczej wsłuchać się co nam podpowiada .
_________________ Jestem po ślubie. Fotograf i kamerzysta z Koszalina których polecam http://www.akcjafilm.pl Videofilmowanie również super. Opinia moja i żony.
|
So sie 17, 2013 21:16 |
|
 |
lokis
Dołączył(a): N sty 13, 2013 4:33 Posty: 1633
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Cytuj: Świadomość czyli Ja, obserwuje rozum jakby z dystansu, Swiadomosc Seweryna nie ma nic wspolnego z rozumem? Tego sie obawialem! 
|
N sie 18, 2013 16:08 |
|
|
|
 |
Askadtowiesz
Dołączył(a): So mar 30, 2013 20:35 Posty: 2751
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Seweryn napisał(a): Należy zaprzęgnąć jeszcze własne Ja, które obserwuje rozum. Świadomość czyli Ja, obserwuje rozum jakby z dystansu, należy dopuścić ją do głosu , a raczej wsłuchać się co nam podpowiada . To własne Ja tez się mieści w "rozumie", ściśle rzecz biorąc - w umyśle. Mamy więc sprzężenie zwrotne a nie głos nie wiadomo skąd.
_________________ Rozsądne, a nie pętające swej wolności umysły są lekkimi ciałami lotnymi, wybiegającymi zawsze naprzód i rozpoznającymi okolice, do których dostojnie kroczący, zwarty korpus ortodoksów w końcu także kiedyś dotrze. G.C. Lichtenberg
|
N sie 18, 2013 19:12 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Askadtowiesz napisał(a): Seweryn napisał(a): Należy zaprzęgnąć jeszcze własne Ja, które obserwuje rozum. Świadomość czyli Ja, obserwuje rozum jakby z dystansu, należy dopuścić ją do głosu , a raczej wsłuchać się co nam podpowiada . To własne Ja tez się mieści w "rozumie", ściśle rzecz biorąc - w umyśle. Mamy więc sprzężenie zwrotne a nie głos nie wiadomo skąd. Seweryn być może miał na myśli duchową stronę człowieka. Można powiedzieć - dusza, duch. Jeśli istnienie i byt utożsamiamy tylko z procesem myślenia i rozum sprowadzamy do istoty człowieczeństwa to dla osoby wierzącej jest jeszcze opcja istnienia po śmierci ciała. Wtedy przecież mózg umiera ale nadal istnieje świadomość, pamięć, wszystko, jednostka ludzka w sensie osoby, w innym wymiarze tegoż istnienia. Patrząc z tej perspektywy świadomość jest czymś innym niż czysty rozum, intelekt.
|
N sie 18, 2013 19:26 |
|
 |
Askadtowiesz
Dołączył(a): So mar 30, 2013 20:35 Posty: 2751
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
equuleuss napisał(a): Można powiedzieć - dusza, duch. Jeśli istnienie i byt utożsamiamy tylko z procesem myślenia i rozum sprowadzamy do istoty człowieczeństwa to dla osoby wierzącej jest jeszcze opcja istnienia po śmierci ciała. Wtedy przecież mózg umiera ale nadal istnieje świadomość, pamięć, wszystko, jednostka ludzka w sensie osoby, w innym wymiarze tegoż istnienia. Patrząc z tej perspektywy świadomość jest czymś innym niż czysty rozum, intelekt. Należałoby więc zadać pytanie czy istnienie po śmierci ciała jest przedłużeniem życia cielesnego (a wszystko w religii na to wskazuje) czy jakimś istnieniem niezależnym. W tym drugim przypadku należałoby zapytać kiedy to równoległe życie sie zaczyna (np. czy w chwili poczęcia czy wczesniej). Watpie czy z jakichkolwoiek załozeń religijnych wynika aby dusza/duch kierowała ciałem czy umysłem. Jaki jest mechanizm funkcjonowania swiadomosci po śmierci mózgu - to niewątpliwie bardzo wazny problem, ale chyba przez religie nie rozwiazany, jak na razie. Nie za bardzo chyba wiadomo czym jest ta świadomość niezależna od intelektu/umysłu i kiedy się rodzi.
_________________ Rozsądne, a nie pętające swej wolności umysły są lekkimi ciałami lotnymi, wybiegającymi zawsze naprzód i rozpoznającymi okolice, do których dostojnie kroczący, zwarty korpus ortodoksów w końcu także kiedyś dotrze. G.C. Lichtenberg
|
N sie 18, 2013 20:11 |
|
 |
Seweryn
Dołączył(a): N cze 10, 2007 18:20 Posty: 5517
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Świadomość to nie rozum można to sprawdzić stosując prosty eksperyment myślowy. Myślimy o danej rzeczy, rozważamy różne możliwości za i przeciw, to proces myślowy naszego rozumu . Jednocześnie w głębi naszego ja zdajemy sobie sprawę z tego, że myślimy o czymś , zdajemy sobie sprawę co rozważamy i jakie emocje ten proces w nas wywołuje, to świadomość, bierny obserwator procesu myślowego. Możemy nakierować proces myślowy na inne tory jednak sam proces jest obserwowany przez nasze Ja, oznacza to, że proces myślowy nie jest naszą świadomością lecz jest obserwowany przez naszą świadomość . My nie możemy być tym co obserwujemy, jesteśmy tym który obserwuje. Czyli my nie jesteśmy naszym rozumem choć posiadamy rozum, my jesteśmy świadomością.
_________________ Jestem po ślubie. Fotograf i kamerzysta z Koszalina których polecam http://www.akcjafilm.pl Videofilmowanie również super. Opinia moja i żony.
|
N sie 18, 2013 21:47 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
ARHIZ napisał(a): Cóż, brzmiało to jak ogólna zasada  Co do doświadczeń ogólnie - człowiek mądry potrafi wyciągnąć wnioski zarówno z doświadczenia innych jak i swoich. Racją jest, że w różnych aspektach będzie przeważać doświadczenie "nasze" lub "cudze", ale ogólnie - myślenie "w kwestii A i B absolutnie nie będę korzystał z cudzego doświadczenia" może prowadzić do ignorancji. A tymczasem, mam dziś wolne i pozwoliłem sobie przeczytać całość i zastanowić się - poniżej rezultaty  Poleganie wyłącznie na własnym doświadczeniu w sprawie istnienia Boga, nie jest znikąd. Jesteśmy zmuszeni do potraktowania tak tej sprawy ponieważ nie mamy całkowitej pewności czy druga osoba mówi prawdę. Z chęcią bym skorzystał z doświadczenia innych gdybym wiedział czy mówią prawdę. Oni sami przecież nie wiedzą czy tak jest, a co tym bardziej ja. Nie wiemy czy wizja Boga jest urojeniem chorego umysłu czy realną sytuacją, a może wynikiem substancji psychoaktywnych jak LSD, MDMA czy chociażby Ayahuasci - naturalnego wywaru indian. Niczego nie jesteśmy pewni więc jak możemy traktować to jako pełnowartościowy dowód. Dlatego nasza wiara z tej perspektywy wynika albo z naiwności, albo z ignorowania tego że nie mamy dowodów oraz tego, że po prostu chcemy wierzyć niezależnie od wszystkiego. Nie posiadam żadnej wiedzy więc nie mam żadnych podstaw wierzyć w cokolwiek. Zresztą wiara jest przeciwieństwem wiedzy i z założenia polega na braku dowodów. Pisałem o tym już na początku: odwrócone priorytet, czynienie z naiwności cnoty (o czym też już pisałem, w trywialnych dziedzinach życia wierzący już nie są naiwni). Zakładam, że nie byłeś dotąd świadom tego że się kręci na czynieniu z wiary cnoty, a przez to umniejszanie słuszności wiedzy. Nikt nie jest winny takiemu postrzeganiu świata, bo tak jesteśmy krzywo kształtowani przez środowisko. Teraz dopiero można komuś zarzucić naiwność, jeśli mimo uświadomienia takiego zachowania, dalej się wierzy. Jeśli mimo uświadomienia dalej się wierzy to jest brak pragnienia do szukania prawdy, wszystko ze względu na siebie ARHIZ napisał(a): Xantris napisał(a): Kolejną podstawą do przemyśleń jest to, że powinniśmy opierać się wyłącznie na osobistym doświadczeniu. Takie myślenie na pewno nie będzie ci pasowało, bo poniekąd niszczy podstawy wiary człowieka. Moja wiara opiera się na moich przemyśleniach o doświadczeniu właśnie... Miałbym co do tego wątpliwości. Zacznę od doświadczeniu: zakładam, że nie posiadasz osobistego doświadczenia Boga osobowego (nie widziałeś go, nie rozmawiałeś) więc polegasz na cudzym doświadczeniu. Napisałem wyżej, że jest to naiwnością, którą sam sobie serwujesz i podtrzymujesz, żeby utrzymać ideę przydatną i pomagającą w życiu. Utrzymywanie naiwności dla własnej korzyści. A co do przemyśleń to czyniłeś je z perspektywy wierzącego (jeśli nie to mnie skoryguj) a to utrudnia sprawę. Ja rozpocząłem punktu "całkowity agnostycyzmy" nie byłem po żadnej stronie więc nie utrudniałem sobie w ewentualnej zmianie zdania. Nie zależało mi na utrzymaniu dotychczasowego zdania na ten temat, ponieważ w ogóle go nie miałem. Żeby móc uznać się za prawdziwie wierzącego musiałbyś być świadom, że wiara to tylko naturalny etap w dziejach ludzkości, który był nam do pewnego czasu potrzebny (na początku żeby wyjaśnić świat, a potem żeby udoskonalać i uwznioślać nasze życie) i dodać do tego wyżej wytłumaczony brak dowodów, a mimo tej wiedzy wierzyć. Cytuj: Cytuj: Ta sprawa zależy od tego jakie masz priorytety. Czy polegasz na wierze czy na wiedzy? Głównie na wiedzy i logice, choć uznaję także transcendencję (która jest zresztą logiczna). Na wiedzy (wiedziałbyś, że wierzymy bo tego potrzebujemy i znałbyś podejście broniące przed zmianą zdania), według logicznego przemyślenia wyżej opisanej kwestii "cudzego doświadczenia jako dowodu" to nie byłbyś tak przekonany. A wszystko przez to że prawdopodobnie prowadziłeś przemyślenia na temat z pozycji wierzącego i pod wpływem swoich przekonań. Cytuj: Cytuj: Zabawne jest to, że ludzie wierzący stosują ją wszędzie czyli w zwykłych sytuacjach międzyludzkich a nie w dziedzinie poglądów, nie w stosunku do religii. Właściwie to nie spotkałem się z czymś takim na szerszą skalę - częściej jest to udawanie zgadzania się z poglądami religii. To o czym piszesz to inna sprawa. Chodziło mi braku naiwności i sprawdzaniu swojej wiedzy w zwykłych sprawach, a w sprawie religii tego stosowanie. Choćby "nie kupowanie kota w worku" bo stosuje się zasadę ograniczonego zaufania, a przez to sprawdzanie swojej wiedzy", w religii za to cechują się naiwnością o czym już napisałem. Cytuj: Ponieważ kierując się swoim doświadczeniem nikt, by nie miał dowodów na istnienie Boga, a przecież trzeba pamiętać, że chcemy wierzyć. Tutaj zależy - ja np. jestem monistą-panteistą, więc niczego nie muszę sobie udowadniać - wystarczy, że wyjdę na łąkę  A tak ogólniej, chyba nieco generalizujesz, doświadczenia ludzi są na prawdę różne - wielu z nich nawrócił się, przekonwertowało, założyło nową sektę właśnie poprzez swoje osobiste doświadczenia.[/quote] Jeśli masz chęć to mógłbyś wytłumaczyć co rozumiesz przez monizm panteistyczny bo nie do końca rozumiem takiego postrzegania, o co chodzi? Cytuj: Cytuj: Priorytety. Już opisałem odwrócony priorytet "wiara/wiedza" czy inaczej "wiara w doświadczenie innych osób (np proroków)/wiara we własne doświadczenie". A to mi się kojarzy akurat z rzemiosłem. Będąc początkującym kowalem, polegam bardziej na radach starego kowala-nauczyciela, niż moich osobistych przemyśleniach na temat kowalstwa. Student będzie polegał na profesorze, młody pracownik na starym itd. Wierząc w jakiegoś mędrca, proroka, boga - zakładamy, że posiada on większą wiedzę/doświadczenie w duchowości niż my, tak jak kowal posiada większą wiedzę i doświadczenie o wykuwaniu niż początkujący czeladnik. Tutaj znowu nie mówię o większym/mniejszym doświadczeniu bo to dotyczy właśnie umiejętności. A mi chodzi o wiedzę czy Bóg istnieje. Już pisałem czemu nie możemy polegać na cudzym doświadczeniu w tej sprawie, a swoje ocenić czy jest prawdziwe. Cytuj: No tak ogólnie, to wiara jest jest przystosowaniem i koniec końców prowadzi do szczęścia. Nie sprowadzałbym jej funkcji tylko do pocieszenia - człowiek potrzebuje ideofixu, ideału do którego dąży. Często znajduje go właśnie w wierze. Poza tym, większość wiar ma na celu zwiększenie siły woli, a dzięki temu jesteśmy odporniejsi i szczęśliwsi (snów przystosowanie). Ideał widzimy w postawach bohaterów opisanych w Biblii, ideału nie można znaleźć w wierze ponieważ wiara to czynność lub inaczej przekonanie na temat istnienie Boga. To wszystko o czym piszesz jest możliwe bez Boga. Tak właśnie działa podtrzymywanie przez wieki jakiejś idei wśród ludzi - połączyć jakąś myśl z rzeczami nam przydatnymi. Obie rzeczy postrzegane jako jedność pozwalają przetrwać jakiemuś poglądowi, który chcieli rozpowszechnić ojcowie założyciele. Oczywiści nikt tego nie zrobił umyślnie, po prostu tak się stało. Osobiści jednak sądzę, że Jezus zrobił to dlatego, żeby ułatwić krzewienie nauk moralnych. Kto by go słuchał gdyby nie połączył tego z czymś co ludzie znali i szanowali. Cytuj: Co rozumiesz w tym przypadku przez określenie "prawda"? Rozumiem jako zgodność naszego sądu z rzeczywistością. W dziedzinie istnienia Boga możemy jednak jedynie sądzić i przychylić szalę prawdopodobieństwa na jedną ze stron pod wpływem poszlak i spostrzeżeń, zupełnie jak detektywi. Jest to podejście jak najbardziej słuszne i użyteczne jeśli na prawdę chcemy ocenić rzeczywistość. Cytuj: No ale przecież to dysonans poznawczy jest przyczyną zmiany wartości - przykładowo: jeżeli jesteś przeciwnikiem palenia i raz zapalisz, to po krótkim czasie stwierdzisz, że od czasu do czasu zapalić można  To porównanie średnio przystaje do sprawy wiary mimo że obie sprawy mają związek z dysonansem. Jeśli potraktować analogicznie pragnienie myślenia o sobie dobrze to wygląda to tak: bycie przeciwnikiem palenia = myślenie o sobie dobrze palenie czyli zachowanie niezgodne z przekonaniami = wykazanie nam przez kogoś naszej niewiedzy, lub naiwności dodanie nowego elementu poznawczego np "palenie uspokaja" = uważanie że "co z tego że głupio myślę" Dlatego możemy w tej sytuacji albo nie podejmować rozważań mogących pokazać, że się myliliśmy lub zmierzyć się z tym co jest równoznaczne. Przewartościowanie dotyczy bardziej zwykłych spraw jak palenie, bo trudno uwierzyć, że człowiek przewartościuje swoją mądrość na mniej ważną. Cytuj: Weź pod uwagę pewne dodatkowe zmienne: - dla wielu ludzi wiara jest sprawą na tyle marginalną, że w ogóle się nad nią nie zastanawiają - wielu ludzi pozoruje swoją wiarę dla: utrzymania się we wspólnocie, braku kłopotów, strachu Jestem tego świadom i nie popieram tego, obie rzeczy są wynikiem wychowania. Pierwsze rodzice powinni uczyć dzieci, że to nie są sprawy marginalne, drugie to postrzeganie przekonań jako osobistych korzyści.
|
Pn sie 19, 2013 14:29 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Xantris Za bardzo zamykasz się w swoim postrzeganiu, swojej własnej wizji. Chciałbyś łączyć wiarę z dowodami, nauką. Do Boga można się zbliżyć przez prostotę i pokorę, a człowiek piszący o Bogu i chcący uzalezniać swoją relacje z Bogiem poprzez naukę, wiedzę naukową, dowody sam buduje sobie mur który go od Boga oddziela. A więc to że nie odnalazłeś Boga wynika z tego że chcesz go znaleźć (no chyba że nie chcesz Boga odnalezć) na drodze która do Boga nie prowadzi, a prowadzi w przeciwnym kierunku. Jest wiele drogowskazów prowadzących do Boga, natomiast Ty idziesz w zupełnie przeciwnym kierunku i będąc na drodze która od Boga oddala, brniesz w nią i dochodzisz do wniosku że Boga może nie być. Tyle że jak możesz odnslezć Boga skoro idziesz drogą Cie od Niego oddalającą. Tutaj trzeba by się zastanowić jaka droga do Boga prowadzi i nią podązać. Na razie zamknąłeś się we własnym postrzeganiu, wszedłeś na drogę oddalającą od Boga i z tego punktu widzenia Twoje osądy są z góry błędne, bo jak ocena człowieka dotycząca wiary i Boga może być prawdziwa i obiektywna skoro człowiek ten wszedł na drogę gdzie Boga nie ma i do Boga nie prowadzi.
Kolejny Twój problem wynikający z tego że może i chciałbyś odnaleźć Boga, ale nieświadomie podązasz drogą która do Boga nie prowadzi, to ocena wiary innych ludzi. Relacja człowieka z Bogiem to relacja miłości. Wiara to nie jest przyjęcie wniosku że gdzieś tam jest sobie Bóg. To że Bóg jest i to uznaję, to nie jest moja wiara. Ty jesteś na drodze z której jeżeli nie zejdziesz nigdy Boga nie odnajdziesz i Twoim dylematem jest czy Bóg istnieje. Dla mnie istnienie Boga jest tak samo pewne jak to że gdy z kimś rozmawiam, widzę go i mogę go dotknąć. Ale prawdziwa wiara i relacja z Bogiem to relacja miłości. I tutaj kolejny przykład jak bardzo nieodpowiednią drogą podązasz, gdzie Boga nigdy nie znajdziesz. Relację miłości chcesz budować na naukowej wiedzy, dowodach, może jeszcze ją mierzyć, ważyć. To tylko pokazuje że Twoja ocena wynika tylko z punktu w którym się znajdujesz, czyli na drodze gdzie Boga się nie znajdzie. To tak jak mężczyzna kocha się z kobietą prawdziwą miłością. To uczucie jest prawdziwe, jest miedzy nimi obojgiem, jest czymś realnym, obecnym, czymś co oboje czują w swoich sercach. Tak samo relacja z Bogiem opiera się na miłości i człowiek szachujący się w miłości hasłami typu naukowe wiedzę, dowody tego nie rozumnie ponieważ idzie w kompletnie złym kierunku.
|
Pn sie 19, 2013 17:09 |
|
 |
Askadtowiesz
Dołączył(a): So mar 30, 2013 20:35 Posty: 2751
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Seweryn napisał(a): Świadomość to nie rozum można to sprawdzić stosując prosty eksperyment myślowy. Myślimy o danej rzeczy, rozważamy różne możliwości za i przeciw, to proces myślowy naszego rozumu . Jednocześnie w głębi naszego ja zdajemy sobie sprawę z tego, że myślimy o czymś , zdajemy sobie sprawę co rozważamy i jakie emocje ten proces w nas wywołuje, to świadomość, bierny obserwator procesu myślowego. Możemy nakierować proces myślowy na inne tory jednak sam proces jest obserwowany przez nasze Ja, oznacza to, że proces myślowy nie jest naszą świadomością lecz jest obserwowany przez naszą świadomość . My nie możemy być tym co obserwujemy, jesteśmy tym który obserwuje. Czyli my nie jesteśmy naszym rozumem choć posiadamy rozum, my jesteśmy świadomością. W psychologii nie ma zwyczaju operowania pojęciem "rozum", aby więc było wiadomo o co chodzi, trzeba byłoby przywołąć jego definicję. Mamy mózg, a mózg w działaniu to umysł. Świadomosc jest funkcją umysłu, nie ma świadomosci bez umysłu. Owszem, mamy możliwosc śledzenia własnego procesu myślowego, ale nie do końca, gdyż jego część moze odbywać się w podświadomosci (nieraz jest to przeważająca częsć). Tak czy owak, wszelkie procesy odbywaja się w naszym umyśle, a swiadomosc nie jest czymś poza nim.
_________________ Rozsądne, a nie pętające swej wolności umysły są lekkimi ciałami lotnymi, wybiegającymi zawsze naprzód i rozpoznającymi okolice, do których dostojnie kroczący, zwarty korpus ortodoksów w końcu także kiedyś dotrze. G.C. Lichtenberg
|
Pn sie 19, 2013 20:00 |
|
 |
Seweryn
Dołączył(a): N cze 10, 2007 18:20 Posty: 5517
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
My nie jesteśmy umysłem lecz posiadamy umysł. Można to sprawdzić przeprowadzając prosty eksperyment , napijmy się alkoholu. Po pewnym czasie alkohol zaczyna działać na nasz umysł , wywołując wiadomy efekt. Rozum nie potrafi złożyć sensownych zdań, mowa nam się plącze, ciało się kiwa, kręci na się w głowie, pamięć zawodzi ,nasz umysł jest pijany. Jednak czy nasza świadomość jest pijana? nie . Nasza świadomość obserwuje wszystkie te efekty zdając sobie z nich sprawę. Zdajemy sobie sprawę z tego że jesteśmy pijani, z tego że kręci nam się w głowie z tego że plącze nam się język . Obserwujemy szwankujące funkcje naszego umysłu i ciała tak jak zazwyczaj . Nie ma różnicy czy obserwujemy trzeźwy umysł czy pijany . Tak więc nie jesteśmy tym co obserwujemy (pijane ciało i szwankujący umysł) , jesteśmy obserwatorem.
_________________ Jestem po ślubie. Fotograf i kamerzysta z Koszalina których polecam http://www.akcjafilm.pl Videofilmowanie również super. Opinia moja i żony.
|
Pn sie 19, 2013 22:04 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
ARHIZ odezwie się diabli wiedzą kiedy, a wypływa tutaj ciekawa sprawa, o której on, jako biolog, prawdopodobnie pojęcia nie ma - no więc odezwę się ja... Xantris napisał(a): Dlatego nasza wiara z tej perspektywy wynika albo z naiwności, albo z ignorowania tego że nie mamy dowodów oraz tego, że po prostu chcemy wierzyć niezależnie od wszystkiego. Xantris napisał(a): Jeśli mimo uświadomienia dalej się wierzy to jest brak pragnienia do szukania prawdy, wszystko ze względu na siebie. Xantris napisał(a): Napisałem wyżej, że jest to naiwnością, którą sam sobie serwujesz i podtrzymujesz, żeby utrzymać ideę przydatną i pomagającą w życiu. Utrzymywanie naiwności dla własnej korzyści. Jeśli my grzeszymy naiwnością (o egoizmie na tę chwilę zamilczę), to Ty grzeszysz ignorancją i to bolesną, ponieważ... Xantris napisał(a): wiara to tylko naturalny etap w dziejach ludzkości, który był nam do pewnego czasu potrzebny (na początku żeby wyjaśnić świat, a potem żeby udoskonalać i uwznioślać nasze życie) ...to jest nieprawda i to zostało udowodnione. Opuścimy teraz rejon słabo skolimowanych pogaduch o Transcendencji i wkroczymy na grunt nauk ścisłych. Mianowicie matematycy znają coś, co się nazywa twierdzeniem Goedla o niezupełności (jest to twierdzenie z dziedziny logiki). Twierdzenie to, z grubsza, orzeka, że w najlepiej skonstruowanej teorii, jeśli tylko używa ona arytmetyki liczb naturalnych (czyli elementarza pierwszoklasisty) będą ciągle pojawiały się twierdzenia, których prawdziwości bądź fałszywości nie będzie się dało dowieść. Będzie można je tylko przyjąć bądź odrzucić na wiarę, posługując się wolną wolą. Przykłady takich twierdzeń są już znane, najsłynniejszym z nich jest hipoteza continuum (problem z teorii zbiorów, czyli podstaw matematyki w ogóle). Innymi słowy: w nauki ścisłe, w najrzetelniejszą wiedzę, jaką nasz gatunek jest w stanie zdobyć, wbudowany jest inherentnie pierwiastek wiary i nie da się go wyrugować. Ty zaś chciałbyś wyrugować go z życia, a przynajmniej zamieść w kąt i pod dywan. Oj, chłopie, chłopie... (Nie wspominając już, że twierdzenie Goedla ma blisko sto lat i bawiąc się w wolnomyślicielstwo wstyd po prostu go nie znać.)
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pn sie 19, 2013 23:32 |
|
 |
Askadtowiesz
Dołączył(a): So mar 30, 2013 20:35 Posty: 2751
|
 Re: Mój Manifest Niewierzącego
Seweryn napisał(a): My nie jesteśmy umysłem lecz posiadamy umysł. Moze to efektownie brzmi, ale jest sądem powierzchownym. Autor jednej z książek dotyczących umysłu napisał odwrotnie: "to nie my mamy mózg, to mózg ma nas". Raczej to jest bliższe prawdy. Raczej ciało sluży umysłowi czy mózgowi, jest-powiedzmy- dla niego glebą. Nie mając mózgu/umysłu, nie bylibyśmy sobą. Tak wiec jestesmy umysłem w obudowie. Cytuj: Można to sprawdzić przeprowadzając prosty eksperyment , napijmy się alkoholu. Po pewnym czasie alkohol zaczyna działać na nasz umysł , wywołując wiadomy efekt. Rozum nie potrafi złożyć sensownych zdań, mowa nam się plącze, ciało się kiwa, kręci na się w głowie, pamięć zawodzi ,nasz umysł jest pijany. Jednak czy nasza świadomość jest pijana? nie Uważam, ze -jak najbardziej- swiadomość jest pijana, ogląd rzeczywistości jest zmieniony (dlatego zabrania się prowadzić auto po alkoholu). Przy mocniejszym upojeniu "urywa się film", swiadomosć nie funkcjonuje. Oczywiście jeśli ktoś jest na lekkim rauszu, to się kontroluje, ale przeciez nie o to chyba chodziło. . Cytuj: Nasza świadomość obserwuje wszystkie te efekty zdając sobie z nich sprawę. Zdajemy sobie sprawę z tego że jesteśmy pijani, z tego że kręci nam się w głowie z tego że plącze nam się język . Obserwujemy szwankujące funkcje naszego umysłu i ciała tak jak zazwyczaj . Nie ma różnicy czy obserwujemy trzeźwy umysł czy pijany . Tak więc nie jesteśmy tym co obserwujemy (pijane ciało i szwankujący umysł) , jesteśmy obserwatorem. Jak wyżej, wszystko do czasu; jest to kwestia dawki (iw pewnym stopniu indywidualnego profilu, indywidualnej odpornosci). Od pewnego momentu samoobserwacja zanika. Jeszcze lepsze byłyby przykłady stosowania narkotyków, które zmieniają świadomosć na tyle, ze człowiek odnajduje sie w całkiem innym świecie.
_________________ Rozsądne, a nie pętające swej wolności umysły są lekkimi ciałami lotnymi, wybiegającymi zawsze naprzód i rozpoznającymi okolice, do których dostojnie kroczący, zwarty korpus ortodoksów w końcu także kiedyś dotrze. G.C. Lichtenberg
|
Wt sie 20, 2013 21:00 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|