Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Autor |
Wiadomość |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Dziecko, które rodzice po prostu prowadzą do kościoła, będzie siedziało przez tę godzinę jak na tureckim kazaniu i, być może, starało się rozrabiać. Bez grama komentarza (a powiedzmy sobie szczerze, jakiego komentarza mogą udzielić rodzice świeccy, prości, sami nie będący biegłymi w doktrynie?) być może wyczuje rytm narracji celebransa i wyłapie w ten sposób momenty kulminacyjne liturgii. Co z tego jednak, skoro dalej nie będzie wiedziało, dlaczego dany moment jest kulminacyjny. Ale przecież tutaj nie chodzi o jakąś analizę mszy. Dzieci inaczej funkcjonują, więc i chodzi raczej o przekaz emocjonalny. Moja żona potrafi tak ładnie mówić o Bogu w serduszku i o miłości. I tyle a resztę zrobi już sam Bóg jeśli się mu na to pozwoli. Do dziecka bardziej przemawia dobry przykład a nie wykład o doktrynach. Lurker napisał(a): Żadnego kombinowania mającego załatać lukę pt. silentium Domini. Jest Bóg, do Boga się mówi, Bóg odpowiada - jak to w rozmowie z kimś, kogo On, jak twierdzi, miłuje. Do czego bowiem dojdziemy w przeciwnym razie, do stwierdzenia, że Pan Bóg może być niegrzeczny? A może po prostu trzeba uświadomić dzieciom, że są różne sposoby komunikowania się, poza zwykłą paplaniną? Lurker napisał(a): Albo w ogóle dać sobie spokój z chrześcijańskim (?) wynalazkiem: modlitwa == rozmowa i nawrócić się na pogaństwo, Zawsze tak łatwo odpuszczasz, jak natrafiasz na trudności? Ucieczka w świat pogańskich fantazji nie jest krokiem naprzód. Lurker napisał(a): W każdym razie teologia chrześcijańska uzasadnia Prawdę, a teologia, dajmy na to, dyskordiańska (nie ma takiej) stanowi zestaw wymówek, wybiegów oraz wykrętów. Otóż zaprawdę, zaprawdę powiadam Ci: gdybyś (jakimś cudem) przestał być chrześcijaninem, zobaczyłbyś w teologii swojego byłego już Kościoła dokładnie to samo. Początkiem wszystkiego jest nasza wola. Tylko to możemy dać Bogu - naszą wolę a reszta z tego wynika, także mój sposób życia i myślenia. Jeśli więc odwrócę swoją wolę od Boga stracę to wszystko, co teraz widzę. Stracę wiarę i światło, które powoduję, że widzę to, co mnie otacza z perspektywy Prawdy. Wszyscy mają zawsze swoją perspektywę - to oczywiste, ale czy jest ona oświetlona poprzez Prawdę? Nie twierdzę, że musisz rozumieć to, co piszę, bo to pewnie dla Ciebie religijna paplanina nawiedzonego katola. Chcę tylko przekazać Ci, że pewne rzeczy są możliwe do zrozumienia tylko za pomocą wiary. I chodzi o to co rozumie moja dusza a nie tylko rozum. Bo to rozumienie odbywa się na jakby wyższym, niż rozumowe, poziomie. Lurker napisał(a): w religii rzeczy świadomi są tylko biegli w doktrynie, a i to pod warunkiem, że nie przysypiali na studiach. Natomiast szaraczkowie-prostaczkowie mogą tylko liczyć na swoje wyczucie, że nie wdepną z rozpędu w dowodzenie prawd wiary - na przykład, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, bo jego dotychczasowe osądy wyglądały tak a tak, a były one sprawiedliwe, bo to Bóg ich dokonał... i tak w kółeczko. : ) No i co z tego? Przecież po to jest życie, żeby wznosić się do Prawdy. I nierzadko okaże się, że ślusarz Kowalski dużo lepiej pojmie prawdę o Bogu od doktora teologii. Znów musiałbym Cię prosić o spojrzenie na sprawę z punktu widzenia "rozumu duszy" a nie tylko mózgu i intelektu. Co więcej, okazuje się, że zbytnio rozumowe podchodzenie do wiary może być przeszkodą w jej pojęciu. Dlaczego? Wśród intelektualistów religijnych może dochodzić do pychy, która zamyka na Boga ("już tyle o Bogu czytałem, wiem naprawdę dużo, wiem lepiej od innych"). Nie bez powodu objawienia częściej zdarzają się osobom niewykształconym, ale za to pokorniejszym, bardziej otwartym na prawdy ponadnaturalne, niezamkniętym w swojej intelektualnej klatce. Lurker napisał(a): Dziecka nie traktuje się jak równorzędnego partnera w dyskusji problemowej. Stąd wprost wynika, że dziecko jest posiadane. Niektóre co bystrzejsze dzieci o tym wiedzą, inne nie, ale mało które tego nie wyczuwa. To ma być dobre dla ich rozwoju? Ale dziecko nie jest partnerem dla swojego rodzica. Jest osobom, zasługującą zewsząd na szacunek i tylko poprzez w swoje człowieczeństwo jest równe rodzicom. Dzisiaj dzieci wychowuje się w źle rozumianym partnerstwie, zamiast w poczuciu szacunku wobec własnej osoby. To naprawdę nie to samo. Lurker napisał(a): ponieważ zwierzę posiada instynkty, a nie żądze Oczywiście, myślałem o instynkcie. Człowiek spełniający swe instynkty w sposób nieuporządkowany, ulega żądzom. Lurker napisał(a): Obiektywną prawdą jest silentium Domini. Proszę Cię bardzo, zrób coś z tym. Bóg jest rozgadany jak mało kto o czym świadczą setki tysięcy stron zapisanych objawień publicznych i prywatnych a do tego niezapisane odczucia duchowe miliardów ludzi na całym świecie od tysięcy lat. Oczywiście nie przekonam Cię do tego, że tak jest. To możesz zrobić tylko Ty sam poprzez wiarę a za tym idzie pomoc z góry. Bez wiary - wiadomo jest to zawsze bla-bla. Ale tak jak wspomniałem wcześniej - to musi być prawdziwa wiara, gorąca, pełna twórczego niepokoju i zapału a nie jakaś tam święconka na Wielkanoc. I nie mówię, że już taką mam, ale czuję w jaka stronę to u mnie powinno iść. Wydajesz mi się porządnym gościem i tak się zastanawiam, co tam w środku przeszkadza Ci, żeby pójść za absolutną Dobrocią. To wiesz tylko Ty a ja w to nie wnikam. Piszesz, że masz nadzieję, więc do kompletu brakuje tylko wiary i miłości, szczególnie miłości. 
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Pn lip 08, 2013 12:23 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Alus napisał(a): Magdalena_i napisał(a): Lurker - zwróciłam uwagę na " papierówkę " i muszę przyznać , że jak mało kto na tym forum, Jesteś bliżej Prawdy niż pozostali. Czytając ten post mam wrażenie - że ważniejszą rzeczą jest dla ludzi " wiara książkowa" A przecież o prawdziwe ziarno ma chodzić - o prawdę rzeczywistości istnienia . Nieświadome dziecko jak to tutaj ktoś określił więcej swoim małym umysłem i świadomością może pokazać niż nie jeden dorosły człowiek.Prawda Jest PROSTA - by zrozumieć prostotę Prawdy trzeba ją odbierać właśnie jak dziecko. Dziecko ufa , jest szczere , naturalne i bardzo "rzeczywiste". Prawda jest dla dziecka " oczywista" - dla dorosłego człowieka prawda oczywistą już nie jest - dorosły człowieka rozbiera prawdę na "części drobne" i dzieli na "zdania złożone" . Bóg Jest Wielki - ponieważ droga którą idziemy w ciągu całego naszego życia jest szlakiem który nas prowadzi do prawdziwego poznania Prawdy. Czy przechodzimy przez Satanizm , Dyskordianizm, Okultyzm, Ateizm itp - często słyszymy , że czegoś jednak brakuje - Katolicyzm też jest formą religii w której bardzo często " czegoś " ludziom brakuje. Każdy człowiek jednak który " poznaje" świadomie czy też nieświadomie - dochodzi w pewnym momencie do punktu w którym może stwierdzić - sam szczerze przed sobą - kiedy na prawdę w życiu czuł się " dobrze" .Pisząc " dobrze" nie mam na myśli zewnętrznego życia lecz życie wewnętrzne - wewnętrzne zgodne z swoim własnym szczerym wyznaniem przed samym sobą - nie przed ludźmi .Wtedy można poważnie odpowiedzieć sobie - jak jest moja wiara. Czyli gdy ktoś poczuje się "dobrze" w sataniźmie, okultyźmie, też należy mu przyznać: masz rację, to twoja wiara? Alus - w tym właśnie problem ,że w taki sposób jest to odbierane jak właśnie zapytałaś. W takiej sytuacji jak napisałaś nie odbierze się prawdziwego znaczenia słowa " dobrze"
|
Pn lip 08, 2013 13:28 |
|
 |
Drixer
Dołączył(a): Pn lip 01, 2013 13:06 Posty: 4
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
A ja chciałabym się zapytać was, czy też czasami macie takie chwile kiedy zaczynacie wątpić? Jestem osobą religijną itd., jednak czasem mam takie okresy, że nagle już sama nie wiem jak to jest naprawdę. Czytam pismo święte i modlę się, starając się wszystko zrozumieć, co mi Bóg mówi, ale czasem nie daje rady i wtedy dotyka mnie zwątpienie. Zwątpienie pojawia się też kiedy coś zaczyna mi nie wychodzić lub coś złego zaczyna się dziać. Wiem, że czasem tak musi być, ale niekiedy jest to silniejsze ode mnie i zaczynam wątpić. Boję się tego, że pewnego dnia mogą zwątpić bardzo poważnie i odejść za daleko od Boga, żeby później do niego wrócić.
|
Wt lip 09, 2013 17:39 |
|
|
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Skoro i do samego Chrystusa należą słowa: "Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił" to i my czasami też tego doświadczamy. Jeśli odpowiedzią jest modlitwa i trwanie na dobrej ścieżce, to chyba wszystko w porządku. 
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Wt lip 09, 2013 17:43 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Drixer napisał(a): Boję się tego, że pewnego dnia mogą zwątpić bardzo poważnie i odejść za daleko od Boga, żeby później do niego wrócić. Ja najbardziej boję się tego, że, kiedy będzie się ze mną dziać coś bardzo złego (np. będę leżeć całymi dniami w łóżku szpitalnym z powodu paraliżu), nie dam rady pozostać wiernym Panu Bogu. Ale mam nadzieję, że Pan Bóg wspomoże mnie i uda mi się przezwycięzyć najgorsze. Jednak obawa jest. Trzeba być ufnym.
|
Wt lip 09, 2013 19:19 |
|
|
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): Ale przecież tutaj nie chodzi o jakąś analizę mszy. Dzieci inaczej funkcjonują, więc i chodzi raczej o przekaz emocjonalny. Moja żona potrafi tak ładnie mówić o Bogu w serduszku i o miłości. I tyle a resztę zrobi już sam Bóg jeśli się mu na to pozwoli. Do dziecka bardziej przemawia dobry przykład a nie wykład o doktrynach. Wiesz, opieram się na moich osobistych wspomnieniach, więc nie wiem za bardzo, jak funkcjonują inne dzieci. Moja Mama np. przygotowując się do roli matki zakupiła sporo książek o wychowaniu dzieci, pasożytach itd. Wyczytałem tę jej biblioteczkę w całości, co chyba nie jest rzeczą często spotykaną wśród dzieci. : ) Niemniej podtrzymuję, że dziecko powinno wiedzieć, dlaczego prowadza się je do kościoła co niedziela na setne nudy, inaczej wyrośnie z niego letni katolik, a może wręcz ateista. Ze mnie wyrósł człowiek który uważa, że przykazania kościelne można olać bez szkody dla zbawienia, jeśli tylko wypełnia się przykazania Boże. Kwestia pierwszego wrażenia. Qwerty2011 napisał(a): A może po prostu trzeba uświadomić dzieciom, że są różne sposoby komunikowania się, poza zwykłą paplaniną? Co masz na myśli przez "zwykłą paplaninę"? Qwerty2011 napisał(a): Zawsze tak łatwo odpuszczasz, jak natrafiasz na trudności? Ucieczka w świat pogańskich fantazji nie jest krokiem naprzód. A jeśli chrześcijańskie fantazje były krokiem wstecz? Qwerty2011 napisał(a): Początkiem wszystkiego jest nasza wola. Tylko to możemy dać Bogu - naszą wolę a reszta z tego wynika, także mój sposób życia i myślenia.
Jeśli więc odwrócę swoją wolę od Boga stracę to wszystko, co teraz widzę. Stracę wiarę i światło, które powoduję, że widzę to, co mnie otacza z perspektywy Prawdy. A ja, gdybym się nawrócił, straciłbym to co mam najcenniejszego, czyli wolność żywienia myśli i koncepcji rozmaitych. Chrześcijaństwo polega przecież m.in. na wystrzeganiu się grzechów (a nie tylko wyznawaniu ich co tydzień), których jest cała masa. A zgrzeszyć można nawet myślą. Qwerty2011 napisał(a): Wszyscy mają zawsze swoją perspektywę - to oczywiste, ale czy jest ona oświetlona poprzez Prawdę? Och, opowiedz mi o Prawdzie, proszę Cię. To jedno słowo, podejrzewam, każdy kojarzy sobie z czym chce. Qwerty2011 napisał(a): Nie twierdzę, że musisz rozumieć to, co piszę, bo to pewnie dla Ciebie religijna paplanina nawiedzonego katola. Nie poniżaj się. Jest pewna subtelna różnica między zdrową pokorą (uznaniem swoich ograniczeń), a totalnym zaprzeczaniem swojej wartości. Qwerty2011 napisał(a): Chcę tylko przekazać Ci, że pewne rzeczy są możliwe do zrozumienia tylko za pomocą wiary. I chodzi o to co rozumie moja dusza a nie tylko rozum. Bo to rozumienie odbywa się na jakby wyższym, niż rozumowe, poziomie. To dotyczy dowolnego światopoglądu. Nawet ateista (ale uczciwy ateista) mógłby się podpisać pod tym stwierdzeniem: pewne rzeczy są do zrozumienia tylko we właściwym kontekście. Np. mówi się o zbawieniu w hinduizmie. Nie ma czegoś takiego! Jest samadhi. A żeby dobrze zrozumieć, czym jest samadhi, trzeba przegryźć się przez masę innych obcych kulturowo pojęć, od samsary poczynając. Zbudować sobie obraz tego, jak hinduiści myślą i czują. Qwerty2011 napisał(a): No i co z tego? Przecież po to jest życie, żeby wznosić się do Prawdy. I nierzadko okaże się, że ślusarz Kowalski dużo lepiej pojmie prawdę o Bogu od doktora teologii. Znów musiałbym Cię prosić o spojrzenie na sprawę z punktu widzenia "rozumu duszy" a nie tylko mózgu i intelektu. Znów: różni ludzie rozmaicie pojmują sens życia. Nie ma jednego, uniwersalnego wzorca. Natknąłem się wręcz na stwierdzenie, że tylko ludzie młodzi traktują kwestie światopoglądowe poważnie, a ludzie dojrzali "żyją jak popadnie". Qwerty2011 napisał(a): Co więcej, okazuje się, że zbytnio rozumowe podchodzenie do wiary może być przeszkodą w jej pojęciu. Dlaczego? Wśród intelektualistów religijnych może dochodzić do pychy, która zamyka na Boga ("już tyle o Bogu czytałem, wiem naprawdę dużo, wiem lepiej od innych"). Nie bez powodu objawienia częściej zdarzają się osobom niewykształconym, ale za to pokorniejszym, bardziej otwartym na prawdy ponadnaturalne, niezamkniętym w swojej intelektualnej klatce. Pycha ma wiele obliczy i niektóre z nich są dobroczynne. Np. trudno wyobrazić sobie kogoś w pozycji autorytetu nie rozporządzającego pychą - do tego trzeba mieć tupet, a tupet bez pychy jest swoją parodią. Natomiast owo "intelektualne zamknięcie na Boga" dobrze znają buddyści, choć Bogów traktują olewczo. Jest taka powiastka zen o arystokracie, który przez dwadzieścia lat praktykował uważność, bo mistrz go zawstydził (jakby w buddyzmie chodziło o praktykę - celem jest oświecenie przecież!). Jest też i taka powiastka o głupim mnichu, który zwątpił już totalnie w sens swojej praktyki, ale pewnego dnia poślizgnął się błocie, upadł i upadłszy doznał oświecenia (co nie każdemu się zdarza, o nie!). Qwerty2011 napisał(a): Ale dziecko nie jest partnerem dla swojego rodzica. Jest osobą, zasługującą zewsząd na szacunek i tylko poprzez w swoje człowieczeństwo jest równe rodzicom. Dzisiaj dzieci wychowuje się w źle rozumianym partnerstwie, zamiast w poczuciu szacunku wobec własnej osoby. To naprawdę nie to samo. Na czym polega to "źle rozumiane partnerstwo"? Bo moim wrogiem od samego początku było traktowanie małego dziecka jak małego dziecka. Zabaweczki takiej, która i tak nic nie zrozumie, więc mówi się do niej jak do idioty, czerpiąc z tego w dodatku egoistyczną przyjemność. Qwerty2011 napisał(a): Oczywiście, myślałem o instynkcie. Człowiek spełniający swe instynkty w sposób nieuporządkowany, ulega żądzom. To prawda. Teraz możemy podyskutować o tym, co to znaczy nieuporządkowany... och nie, nie możemy. Odeślesz mnie do Katechizmu. Qwerty2011 napisał(a): Bóg jest rozgadany jak mało kto o czym świadczą setki tysięcy stron zapisanych objawień publicznych i prywatnych a do tego niezapisane odczucia duchowe miliardów ludzi na całym świecie od tysięcy lat. Ale to jest subiektywne. Od biedy do obiektywności mogą pretendować objawienia grupowe, kiedy masy ludzi widzą i czują to samo. Problem w tym, że w ten sposób objawia się nie Chrystus, a Matka Boska. Qwerty2011 napisał(a): Oczywiście nie przekonam Cię do tego, że tak jest. To możesz zrobić tylko Ty sam poprzez wiarę a za tym idzie pomoc z góry. Bez wiary - wiadomo jest to zawsze bla-bla. Ale tak jak wspomniałem wcześniej - to musi być prawdziwa wiara, gorąca, pełna twórczego niepokoju i zapału a nie jakaś tam święconka na Wielkanoc. I nie mówię, że już taką mam, ale czuję w jaka stronę to u mnie powinno iść. Bla-bla może mieć wartość samo w sobie jako ćwiczenie umysłu. Więcej, powinno mieć taką wartość. Ostatecznie nawracać winno się przez dysputy, a nie po krzyżacku. Natomiast z wiarą jest chyba tak, że jedni ją mają, inni nie i nic się z tym nie da zrobić. To jest rzecz biologiczna, medyczna. Taki quirk w budowie mózgu delikwenta. Przy czym wiara, jako taka, jest ślepa, nieukierunkowana. Jeśli już się wierzy, uwierzyć można w cokolwiek, jak Cię życie pchnie. Dlatego ja przyjąłem strategię odwrotną do chrześcijańskiej: Prawda jest we mnie, a religia jest sposobem wyrażania tej Prawdy. Nalezy więc znaleźć taką, w której ta Prawda wyrazi się najpełniej i możliwie bez zgrzytów. Qwerty2011 napisał(a): Wydajesz mi się porządnym gościem i tak się zastanawiam, co tam w środku przeszkadza Ci, żeby pójść za absolutną Dobrocią. To wiesz tylko Ty a ja w to nie wnikam. Piszesz, że masz nadzieję, więc do kompletu brakuje tylko wiary i miłości, szczególnie miłości.  Pisałem przecież: odrzuciłem katolickę naukę, że każdy ma swój krzyż, który powinien dźwigać i błogosławić tym, którzy np. się z niego śmieją. Konsekwencją tego było wzmocnienie w mojej osobowości składnika oporu dla samego oporu, sprzeciwiania się ustalonym poglądom, status quo. Natomiast Dobroć przychodzi w pakiecie z pojęciami typu "ogrom moich grzechów", "jestem samą nędzą" itp. Ja takiego kota w worku kupować po prostu nie chcę. Jestem zbyt prostolinijny, żeby mnie to nie zniszczyło.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Śr lip 10, 2013 10:11 |
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Wyczytałem tę jej biblioteczkę w całości, co chyba nie jest rzeczą często spotykaną wśród dzieci. : ) Też tak miałem Mój młodszy synek lubi drążyć i analizować tematy (ma 5 lat), ale w kwestie religii na razie jakoś szczególnie się nie angażuje. Lurker napisał(a): Niemniej podtrzymuję, że dziecko powinno wiedzieć, dlaczego prowadza się je do kościoła co niedziela na setne nudy, inaczej wyrośnie z niego letni katolik, a może wręcz ateista. To prawda, ale wszystko stosownie do wieku i możliwości. Jeśli 10-latek nadal nie wie, po co chodzi się do kościoła, czyli zatrzymał się na poziomie dwulatka, to może świadczyć o zaniedbaniach rodziców. W sprawy religii wprowadza się wg mnie na wyczucie a czasami życie prowokuje naukę. Lurker napisał(a): Co masz na myśli przez "zwykłą paplaninę"? Osobnik A rozmawia z B używając klasycznych środków komunikacji werbalnej. Lurker napisał(a): A jeśli chrześcijańskie fantazje były krokiem wstecz? Nie wydaje mi się możliwe, żeby nauka, głoszona przez Kościół mogła być fantazją. Prymitywizm wyznań pogańskich jest oczywisty a wzniosłość i uniwersalizm chrześcijański - oczywisty. Lurker napisał(a): A ja, gdybym się nawrócił, straciłbym to co mam najcenniejszego, czyli wolność żywienia myśli i koncepcji rozmaitych. Jeśli są szkodliwe, to nie ma czego żałować. Osobiście nie żałuję, że nie próbuję smaku muchomorów sromotnikowych. Dzięki temu moja wolność nie jest mniejsza a większa niż gdybym leżał w szpitalu z rozwaloną wątrobą. Na razie kończę Wrócę za chwilę 
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Śr lip 10, 2013 11:35 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Drixer napisał(a): A ja chciałabym się zapytać was, czy też czasami macie takie chwile kiedy zaczynacie wątpić? Jestem osobą religijną itd., jednak czasem mam takie okresy, że nagle już sama nie wiem jak to jest naprawdę. Czytam pismo święte i modlę się, starając się wszystko zrozumieć, co mi Bóg mówi, ale czasem nie daje rady i wtedy dotyka mnie zwątpienie. Zwątpienie pojawia się też kiedy coś zaczyna mi nie wychodzić lub coś złego zaczyna się dziać. To kwestia zaufania Bogu, jakby odpowiedział chrzescijanin. Ufamy nawet wtedy, kiedy wątpimy. A ja powiem tak: te momenty zwątpienia przemijają, tak? Bądź więc pewna, że tak będzie do samego końca. Jesli rzeczywiście wierzysz i jesteś pewna, że ziarno Twojej wiary jest żywotne. Kiedy następnym razem najdzie Cię zwątpienie, po prostu je przeczekaj. : ) Drixer napisał(a): Wiem, że czasem tak musi być, ale niekiedy jest to silniejsze ode mnie i zaczynam wątpić. Myślisz, że grzeszysz w ten sposób? Drixer napisał(a): Boję się tego, że pewnego dnia mogą zwątpić bardzo poważnie i odejść za daleko od Boga, żeby później do niego wrócić. Zależy, dokąd dojdziesz. Bo możesz wyjść na takie manowce gdzie "święty Boże nie pomoże", a możesz znaleźć schronienie bezpieczne i wygodne. Zależy jaki "diabeł" w Tobie siedzi. ; )
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Śr lip 10, 2013 11:38 |
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Och, opowiedz mi o Prawdzie, proszę Cię. To jedno słowo, podejrzewam, każdy kojarzy sobie z czym chce. Prawdą jest Chrystus i Jego nauka. Proste i piękne. Lurker napisał(a): Nie poniżaj się. Jest pewna subtelna różnica między zdrową pokorą (uznaniem swoich ograniczeń), a totalnym zaprzeczaniem swojej wartości. Chodziło mi o odczucia niewierzącego człowieka, który czyta o wynurzeniach religijnych. Piszę raczej ze swojej perspektywy. W czasach swoich dołów religijnych nieustannie śmieszyły mnie teksty, które teraz sam piszę. Myślałem właśnie: "Co za nawiedzone brednie, paplanina o niczym ubrana we wzniosłe słowa". Właściwie dopiero teraz rozumiem, co może się kryć za takimi wypowiedziami. Mogą one (nie mówię, że moje) sięgać innej rzeczywistości - rzeczywistości ducha. Ich treść to miłość a nie racjonalne dowodzenia. Lurker napisał(a): To dotyczy dowolnego światopoglądu. Nawet ateista (ale uczciwy ateista) mógłby się podpisać pod tym stwierdzeniem: pewne rzeczy są do zrozumienia tylko we właściwym kontekście. Nie. Chodzi zdecydowanie o wiarę a nie kontekst. Zrozumienie w wierzę to czucie tego w co się wierzy. Nie to, że znam jakieś prawdy religijne, ale czuję ich prawdziwość, boską doskonałość, sens, przyczyny, skutki. Czuję a nie tylko znam. To trudne do wyjaśnienia... Lurker napisał(a): Zbudować sobie obraz tego, jak hinduiści myślą i czują. Ale budowanie obrazu, to jeszcze nie wiara. Lurker napisał(a): różni ludzie rozmaicie pojmują sens życia. Nie ma jednego, uniwersalnego wzorca. No ale, co z tego? Czy sens jaki nadają życiu ludzie musi mieć zawsze związek z Prawdą? Lurker napisał(a): Pycha ma wiele obliczy i niektóre z nich są dobroczynne. Np. trudno wyobrazić sobie kogoś w pozycji autorytetu nie rozporządzającego pychą - do tego trzeba mieć tupet, a tupet bez pychy jest swoją parodią. Nie ma dobrego skutku pychy (no chyba tylko w założeniu, że nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło). To, co w autorytecie rozpoznajesz jako pychę, może być miłością. Może gdybyś podał jakiś przykład byłoby łatwiej stwierdzić. Może korzystasz ze świeckiej definicji pychy, jako po prostu nadmiernej wiary w swoje możliwości. W kontekście religijnym wygląda to jednak inaczej (jak chcesz zajrzyj: http://adonai.pl/sakramenty/spowiedz/?id=53) Jezus był i "dobroczynny" i pokorny. Więc można osiągnąć ogromne dobro bez pychy. Pycha jest zaprzeczeniem miłości i pierwszym grzechem z którego wynikają wszystkie inne. Lurker napisał(a): Na czym polega to "źle rozumiane partnerstwo"?
O dużo by mówić. Będziesz traktował dziecko po partnersku i pytał, czy zechce wziąć lekarstwo, czy też nie? Gdy postanowi w wieku 8 lat wybrać się samotnie rowerem na wycieczkę przez ruchliwe centrum miasta - pozwolisz? Dziecko nie jest partnerem dorosłego, choćby z powodu tego, że nie ponosi odpowiedzialności dorosłego. Często dzisiaj rodzice popełniają błąd polegający na ciągłym negocjowaniu ze swoimi dziećmi granic postępowania. Wynik jest taki, że wkrótce to dzieci te normy wyznaczają i narzucają je rodzicom. I tak "partnerstwo" zamienia się w nieposłuszeństwo a nawet tyraństwo dzieci. Autorytetu rodzica nie buduje się w ten sposób. Co innego szacunek - dzieci świetnie wyczuwają, czy są szanowane, czy nie. Mogę powiedzieć dziecku: nie, ale to nie oznacza, że nie będzie czuło się szanowane i kochane. Z dziećmi się rozmawia, rozumie ich potrzeby, rozwija zainteresowania, spędza czas itd. Ale to nie jest partnerstwo. Lurker napisał(a): Ale to jest subiektywne. Nawet gdyby ktoś podsunął Ci pod nos wyniki badań naukowych o prawdziwości objawień, nawet gdyby tobie objawił się ktoś z tamtego świata, a Ty nie chciałbyś uwierzyć - NIE UWIERZYŁBYŚ. Co więcej mogłoby to być źródłem Twojej nienawiści i tym większego sprzeciwu wobec spraw wiary. Jeśliby nawet Jezus objawił się wszystkim na ziemi, to i tak wywołałby falę nienawiści oraz zaprzeczenia wśród tych, którzy nie chcą Go w swoim życiu. Lurker napisał(a): Problem w tym, że w ten sposób objawia się nie Chrystus, a Matka Boska. No jak to? A Ewangelia to nie objawienie? I to grupowe! Lurker napisał(a): Natomiast z wiarą jest chyba tak, że jedni ją mają, inni nie i nic się z tym nie da zrobić. To jest rzecz biologiczna, medyczna. Taki quirk w budowie mózgu delikwenta. Ciała bym w to nie mieszał, bo to nie jest sprawa fizjologiczna. Do wiary trzeba Bożej Łaski. Nie wydaje mi się jednak, żeby Bóg odrzucił tych, którzy o nią proszą. Więc wracamy do aktu woli: CHCĘ lub NIE CHCĘ WIERZYĆ. I tylko to możemy Bogu dać: akt naszej woli i stałość w decyzji. Lurker napisał(a): Jeśli już się wierzy, uwierzyć można w cokolwiek, jak Cię życie pchnie. Dlatego ja przyjąłem strategię odwrotną do chrześcijańskiej: Prawda jest we mnie, a religia jest sposobem wyrażania tej Prawdy. Nalezy więc znaleźć taką, w której ta Prawda wyrazi się najpełniej i możliwie bez zgrzytów. Ale to jest łażenie po manowcach a skutek tego łażenia jest niepewny. Nie ma w życiu pójścia na łatwiznę, bo inaczej trzeba byłoby się zgodzić z tym, że nie ma sprawiedliwości. Ja wierzę w to, że ona jednak jest i się zrealizuje jako suma tego, co jest w tym i będzie w przyszłym życiu. Lurker napisał(a): Natomiast Dobroć przychodzi w pakiecie z pojęciami typu "ogrom moich grzechów", "jestem samą nędzą" itp. Ja takiego kota w worku kupować po prostu nie chcę. Jestem zbyt prostolinijny, żeby mnie to nie zniszczyło. Bo to dlatego, że nie zrozumiałeś Miłosierdzia Bożego. Chętnie katowałbyś się swoimi grzechami nawet jeśli są już odpuszczone. A może po prostu jest ci ze swoimi wadami dobrze i nie chcesz tego zmieniać? Prawdziwą ulgę daje jednak walka ze swoimi słabościami i życie w stanie lekkiego sumienia. Ja sam nie daję sobie ze sobą rady - uwierz mi jestem strasznie słaby. Ale wsparcie z góry jest potężne. Częsta Eucharystia dokonuje tego, czego sam nigdy nie osiągnąłbym. To jest oczywiście praca na lata... Lurker napisał(a): Konsekwencją tego było wzmocnienie w mojej osobowości składnika oporu dla samego oporu, sprzeciwiania się ustalonym poglądom, status quo. A ja dorastam do absolutnego posłuszeństwa. To dla mnie ogromne wyzwanie - powiedzieć Bogu - "zrób ze mną, co zechcesz a ja godzę się na wszystko, bo wiem, że chcesz tylko dobra. Wykorzystaj mnie tak, jak tego potrzebujesz dla realizacji Swojego planu, bo chcę budować z Tobą Twoje Królestwo i dla siebie i dla wszystkich."
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Śr lip 10, 2013 12:51 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): A ja dorastam do absolutnego posłuszeństwa. To dla mnie ogromne wyzwanie - powiedzieć Bogu - "zrób ze mną, co zechcesz a ja godzę się na wszystko, bo wiem, że chcesz tylko dobra. Wykorzystaj mnie tak, jak tego potrzebujesz dla realizacji Swojego planu, bo chcę budować z Tobą Twoje Królestwo i dla siebie i dla wszystkich." Zatem - chcieć zrobić to a to, mieć takie a takie plany, projekty, ambicje, to jest postawa... hmmm... nieoptymalna? Należy przyjąć - Oto ja sam już nic nie chcę, nic nie planuję, nie decyduję np że idę na studia, że wybieram taki to a taki kierunek; nie chcę wziąć ślubu z tą a tą kobietą/mężczyzną, bo ją/go kocham, bo on(a) mnie też, bo uważamy się wzajemnie za wartościowych ludzi; nie mam takich to a takich pasji, hobby, upodobań, nawet nie myślę o tym, co chcę w życiu robić, nic nie planuję, nic nie rozważam - nic nie przedsiębiorę, póki się nie upewnię, że taka jest Twoja Boże wola? Boże, co mam robić? Czy Twoja wola jest, żebym poszedł do seminarium - idę, na studia - idę, do zawodówki - idę, ani tam ani tam ani tam - nie idę, pracował w tym a tym przedsiębiorstwie - pracuję, zajmował się tym a tym - zajmuję się, pojechał tam a tam - jadę? Nie patrzę na mapę, gdzie chcę jechać na wakacje? Przyjąć, że kłamstwem jest, że człowiek ma zapytać siebie, co sprawia mu największą satysfakcję i to w życiu robić, że kłamstwem jest, że "każdy jest kowalem swojego losu", bo należy przyjąć, że Bóg jest kowalem mojego losu, a ja mam nawet nie starać się walić młotem o kowadło, tylko opuścić kuźnię i zaprosić Boga? Czy jedynym optymalnym aktem woli jest zrzeczenie się jakiejkolwiek woli, na rzecz Boga? Pytam całkowicie szczerze, bez żadnej ironii. Naprawdę nurtują mnie podobne wątpliwości.
|
Śr lip 10, 2013 14:15 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): Mój młodszy synek lubi drążyć i analizować tematy (ma 5 lat), ale w kwestie religii na razie jakoś szczególnie się nie angażuje. A umie już liczyć? Bo może naukowiec Ci rośnie. : ) Qwerty2011 napisał(a): To prawda, ale wszystko stosownie do wieku i możliwości. Jeśli 10-latek nadal nie wie, po co chodzi się do kościoła, czyli zatrzymał się na poziomie dwulatka, to może świadczyć o zaniedbaniach rodziców. W sprawy religii wprowadza się wg mnie na wyczucie a czasami życie prowokuje naukę. Tutaj nie widzę żadnej zahaczki do poniezgadzania się, więc zamilknę. Qwerty2011 napisał(a): Osobnik A rozmawia z B używając klasycznych środków komunikacji werbalnej. Znaczy plotkowanie? Plotkowanie spaja społeczność lokalną. : ) Qwerty2011 napisał(a): Nie wydaje mi się możliwe, żeby nauka, głoszona przez Kościół mogła być fantazją. Prymitywizm wyznań pogańskich jest oczywisty a wzniosłość i uniwersalizm chrześcijański - oczywisty. Prymitywizm, o którym mówisz, nie wynika z religii, a z faktu, że na chrześcijaństwo, koniec końców, "rzucili się" pogańscy filozofowie i zaadoptowali je do swoich potrzeb intelektualnych. Filozofia Zachodu rzeczywiście nie ma konkurencji (choć straszliwie zwyrodniała w ostatnich stuleciach). Natomiast w wymiarze ludowym różnica między chrześcijaństwem a pogaństwem jest niewielka - mało tego, wpływy chrześcijaństwa i pogaństwa przenikają się tam wzajemnie. Wzniosłość dla jednego może być argumentem pro a dla innego contra - to nie dla mnie, ten Bóg jest zbyt oddalony od zwykłego człowieka, zagradza drogę do siebie wzniosłością właśnie. Nie można się z Nim zaprzyjaźnić. Pretensje do uniwersalizmu falsyfikują Hindusi, Chińczycy, Japończycy, a nawet muzułmanie czy Indianie Amazońscy. Żadnego z tych ludów nie udało się skutecznie nawrócić. Qwerty2011 napisał(a): Jeśli są szkodliwe, to nie ma czego żałować. Osobiście nie żałuję, że nie próbuję smaku muchomorów sromotnikowych. Dzięki temu moja wolność nie jest mniejsza a większa niż gdybym leżał w szpitalu z rozwaloną wątrobą. Natomiast muchomora czerwonego mógłbyś już spróbować, aby doświadczyć wizji, jak to czynią syberyjscy szamani. Co ciekawe, zawarty w nim halucynogen nie metabolizuje się i jest w całości wydalany z moczem. Tak, wiem: prymitywizm. Qwerty2011 napisał(a): Prawdą jest Chrystus i Jego nauka. Proste i piękne. Co to znaczy, że człowiek jest Prawdą? Qwerty2011 napisał(a): Chodziło mi o odczucia niewierzącego człowieka, który czyta o wynurzeniach religijnych. Piszę raczej ze swojej perspektywy. Odczucia to jedna sprawa, a - nie obraź się - różnica klasy to co innego. Qwerty2011 napisał(a): W czasach swoich dołów religijnych nieustannie śmieszyły mnie teksty, które teraz sam piszę. Myślałem właśnie: "Co za nawiedzone brednie, paplanina o niczym ubrana we wzniosłe słowa". Właściwie dopiero teraz rozumiem, co może się kryć za takimi wypowiedziami. Mogą one (nie mówię, że moje) sięgać innej rzeczywistości - rzeczywistości ducha. Ich treść to miłość a nie racjonalne dowodzenia. Tutaj dotykasz ważnej sprawy: na skutek ześwieczczenia naszej kultury będącej skutkiem Oświecenia utraciliśmy pewną część bogactwa naszego języka i co za tym idzie, zdolność do wyrażania pewnych treści. Dlatego ci, którzy mimo wszystko próbują, naprawdę bełkoczą. Albo w końcu opadają im ręce: tego nie da się wysłowić. Otóż drzewiej się dało. Qwerty2011 napisał(a): Nie. Chodzi zdecydowanie o wiarę a nie kontekst. Zrozumienie w wierze to czucie tego w co się wierzy. Nie to, że znam jakieś prawdy religijne, ale czuję ich prawdziwość, boską doskonałość, sens, przyczyny, skutki. Czuję a nie tylko znam. To trudne do wyjaśnienia... Ależ właśnie ci się perfekcyjnie udało. : ) Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Zbudować sobie obraz tego, jak hinduiści myślą i czują. Ale budowanie obrazu, to jeszcze nie wiara. Oczywiście. Przecież nie chodzi o to, żeby na hinduizm się nawrócić. Qwerty2011 napisał(a): No ale, co z tego? Czy sens jaki nadają życiu ludzie musi mieć zawsze związek z Prawdą? No, skoro to jest Prawda przez duże P, to raczej bym się spodziewał tutaj pewnego absolutyzmu... Qwerty2011 napisał(a): Nie ma dobrego skutku pychy (no chyba tylko w założeniu, że nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło). To, co w autorytecie rozpoznajesz jako pychę, może być miłością. Może gdybyś podał jakiś przykład byłoby łatwiej stwierdzić. Jezus Chrystus wywracający stoły przekupniom pod Świątynią. Jakie miał prawo wtrącać się kapłanom do ich polityki? Oczywiście: był Bogiem. Ale Bogiem Uniżonym. Jako wedrowny rabbi winien był się raczej dostosować do konwencji wędrownego rabbiego. Qwerty2011 napisał(a): Może korzystasz ze świeckiej definicji pychy, jako po prostu nadmiernej wiary w swoje możliwości. W kontekście religijnym wygląda to jednak inaczej (jak chcesz zajrzyj: http://adonai.pl/sakramenty/spowiedz/?id=53) Jezus był i "dobroczynny" i pokorny. Więc można osiągnąć ogromne dobro bez pychy. Pycha jest zaprzeczeniem miłości i pierwszym grzechem z którego wynikają wszystkie inne. Być może masz na myśli megalomanię? Megalomania rzeczywiście potrafi być szkodliwa, jeśli człowiek oddaje się jej bez świadomości tego, co czyni. Generalnie trzymam się intuicji prostego człowieka. Kiedy słyszę: pycha, myślę: pycha, nie wertując uczonych rozpraw teologicznych redefiniujących to słowo tak, aby przyprawić mu gębę Zła Absolutnego. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Na czym polega to "źle rozumiane partnerstwo"? O dużo by mówić. Będziesz traktował dziecko po partnersku i pytał, czy zechce wziąć lekarstwo, czy też nie? Gdy postanowi w wieku 8 lat wybrać się samotnie rowerem na wycieczkę przez ruchliwe centrum miasta - pozwolisz? Z lekarstwami to jest tak, że nie leczony katar trwa tydzień, a leczony - siedem dni. Naprawdę więc "leczą się" rodzice. No, chyba żeby zapalenie płuc czy choroba zakaźna. Osiem lat to już po postrzyżynach, więc posadziłbym dzieciakowi na głowie starszego kuzyna i kazał zdać egzamin z praw ruchu drogowego. Teoretyczny i praktyczny. Jeśli kuzyn zaraportowałby zdanie, puściłbym. Życie ryzykujemy każdego dnia, wszyscy. Qwerty2011 napisał(a): Dziecko nie jest partnerem dorosłego, choćby z powodu tego, że nie ponosi odpowiedzialności dorosłego. A dlaczego nie ponosi? Ponieważ nie jest partnerem. Więc dlaczego nie jest partnerem? Qwerty2011 napisał(a): Często dzisiaj rodzice popełniają błąd polegający na ciągłym negocjowaniu ze swoimi dziećmi granic postępowania. Wynik jest taki, że wkrótce to dzieci te normy wyznaczają i narzucają je rodzicom. I tak "partnerstwo" zamienia się w nieposłuszeństwo a nawet tyraństwo dzieci. O skutkach czego już Korczak w "Królu Maciusiu" pisał. Qwerty2011 napisał(a): Autorytetu rodzica nie buduje się w ten sposób. Co innego szacunek - dzieci świetnie wyczuwają, czy są szanowane, czy nie. Mogę powiedzieć dziecku: nie, ale to nie oznacza, że nie będzie czuło się szanowane i kochane. Z dziećmi się rozmawia, rozumie ich potrzeby, rozwija zainteresowania, spędza czas itd. Ale to nie jest partnerstwo. Co więc zrobisz, kiedy okaże się, że powiedziałeś "nie" z pozycji autorytetu, kiedy akurat to dziecko miało rację? Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Ale to jest subiektywne. Nawet gdyby ktoś podsunął Ci pod nos wyniki badań naukowych o prawdziwości objawień, nawet gdyby tobie objawił się ktoś z tamtego świata, a Ty nie chciałbyś uwierzyć - NIE UWIERZYŁBYŚ. Oho. Gdyby ktoś mi podsunął rzetelne opracowanie naukowe... stary, takie opracowanie to przede wszystkim byłaby bomba wywracająca światową cywilizację na nice. Z problemu religijnego zrobiłby się nagle problem polityczny: pokój czy wojna? Qwerty2011 napisał(a): Co więcej mogłoby to być źródłem Twojej nienawiści i tym większego sprzeciwu wobec spraw wiary. Jeśliby nawet Jezus objawił się wszystkim na ziemi, to i tak wywołałby falę nienawiści oraz zaprzeczenia wśród tych, którzy nie chcą Go w swoim życiu. Stereotypy rozsiewasz. Można przyjąć do wiadomości istnienie Jezusa i Jego oferty, a i tak ją odrzucić, ponieważ (następuje lista argumentów) człowiek czuje się lepiej BEZ Jezusa. Są tacy, są. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Problem w tym, że w ten sposób objawia się nie Chrystus, a Matka Boska. No jak to? A Ewangelia to nie objawienie? I to grupowe! Właśnie jeden współgracz we FreeCiv zarzucił mi temat swojego kuzyna-historyka, który doszukał się jakichś fragmentów Ewangelii, które wypadły po drodze. Pociągnąć za język? Poza tym Nowy Testament to było dawno i... załóżmy, że prawda. Po czym zaczęły się objawiać hordy Gosp. Z czego trzeźwy, pogański umysł wysnułby natychmiast wniosek: rewolucja w Niebie się nie udała, Jahwe został strącony, światem nadal rządzą nasze Boginie. Allelujasz! Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Natomiast z wiarą jest chyba tak, że jedni ją mają, inni nie i nic się z tym nie da zrobić. To jest rzecz biologiczna, medyczna. Taki quirk w budowie mózgu delikwenta. Ciała bym w to nie mieszał, bo to nie jest sprawa fizjologiczna. Do wiary trzeba Bożej Łaski. Nie wydaje mi się jednak, żeby Bóg odrzucił tych, którzy o nią proszą. Więc wracamy do aktu woli: CHCĘ lub NIE CHCĘ WIERZYĆ. I tylko to możemy Bogu dać: akt naszej woli i stałość w decyzji. Cokolwiek dzieje się z umysłem, jest funkcją mózgu, a więc rzeczą fizjologiczną. Innymi słowy, nawet przyjmując teorię Bożej Łaski, bylibysmy w stanie określić materialny korelat aktu wiary i, teoretycznie przynajmnije, uchwycić Pana Boga w działaniu. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Jeśli już się wierzy, uwierzyć można w cokolwiek, jak Cię życie pchnie. Dlatego ja przyjąłem strategię odwrotną do chrześcijańskiej: Prawda jest we mnie, a religia jest sposobem wyrażania tej Prawdy. Nalezy więc znaleźć taką, w której ta Prawda wyrazi się najpełniej i możliwie bez zgrzytów. Ale to jest łażenie po manowcach a skutek tego łażenia jest niepewny. Stary: są ludzie do orki i ludzie - potworki. Jeden woli siedzieć spokojnie w domu i bawić dzieci, a inny wspina się w górach ryzykując własnym życiem. Dlaczego w te góry chodzi? Bo są. Qwerty2011 napisał(a): Nie ma w życiu pójścia na łatwiznę, bo inaczej trzeba byłoby się zgodzić z tym, że nie ma sprawiedliwości. Ja wierzę w to, że ona jednak jest i się zrealizuje jako suma tego, co jest w tym i będzie w przyszłym życiu. Otóż łażenie po manowcach zdecydowanie pójścia na łatwiznę nie stanowi. Qwerty2011 napisał(a): Bo to dlatego, że nie zrozumiałeś Miłosierdzia Bożego. Chętnie katowałbyś się swoimi grzechami nawet jeśli są już odpuszczone. Ależ ja to właśnie widzę widzę u paru katolików wypowiadających się na tym forum. Qwerty2011 napisał(a): A może po prostu jest ci ze swoimi wadami dobrze i nie chcesz tego zmieniać? Bardzo możliwe. Nie roztrząsałem za bardzo tematu, co jest moją wadą, a co zaletą. Nie chcę wdawać się w jakąś "inżynierię duszy", bo dusza ta działa w miarę dobrze, a Pierwsze Przykazanie Inżyniera brzmi: działa - nie naprawiaj. Qwerty2011 napisał(a): Prawdziwą ulgę daje jednak walka ze swoimi słabościami i życie w stanie lekkiego sumienia. Ja sam nie daję sobie ze sobą rady - uwierz mi jestem strasznie słaby. Ale wsparcie z góry jest potężne. Częsta Eucharystia dokonuje tego, czego sam nigdy nie osiągnąłbym. To jest oczywiście praca na lata... Kiedybomnie nic w sumienie nie uwiera. Ani trochę. Oczywiście: wszyscy popełniamy omyłki. Czasami krzywdzimy siebie nawzajem. Czasami wręcz nie mamy wyjścia i musimy kogoś np. opieprzyć doprowadzając do płaczu. Ale od takich nieprzyjemności do odczuwania grzechu droga daleka. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Konsekwencją tego było wzmocnienie w mojej osobowości składnika oporu dla samego oporu, sprzeciwiania się ustalonym poglądom, status quo. A ja dorastam do absolutnego posłuszeństwa. To dla mnie ogromne wyzwanie - powiedzieć Bogu - "zrób ze mną, co zechcesz a ja godzę się na wszystko, bo wiem, że chcesz tylko dobra. Wykorzystaj mnie tak, jak tego potrzebujesz dla realizacji Swojego planu, bo chcę budować z Tobą Twoje Królestwo i dla siebie i dla wszystkich." Mam dziwne wrażenie, że obaj jesteśmy naszej kulturze potrzebni.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Śr lip 10, 2013 15:07 |
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
gaazkam napisał(a): Zatem - chcieć zrobić to a to, mieć takie a takie plany, projekty, ambicje, to jest postawa... hmmm... nieoptymalna? Jak najbardziej jest to postawa pożądana. Chodzi o to, żeby moje plany nie były najważniejsze, że istotniejsze jest to, czego chce Bóg, tak jak to wyraził w Ewangelii. Jeśli więc w realizacji moich planów trzeba byłoby naruszyć nakaz miłości Boga i bliźniego, to z takich planów trzeba zrezygnować lub zmodyfikować je tak, żeby były zgodne z Prawem Bożym. gaazkam napisał(a): Nie patrzę na mapę, gdzie chcę jechać na wakacje? Nie, to zupełnie nie o to chodzi To byłby może i grzech - wystawiania Boga na próbę. Sam stosuję w życiu to co twierdził Loyola: ,,Módl się tak jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj tak, jakby wszystko zależało od Ciebie". Nie mogę też rezygnować z moich zdolności i realizowania ich w życiu bo... i tutaj trzeba przypomnieć sobie przypowieść o talentach. Chodzi więc o przyjęcie tego, co przynosi życie a także wdzięczność za to Bogu. To łatwe, gdy ma się sukcesy a bardzo trudne, gdy przychodzą nieszczęścia. Jeśli Bóg chce dla nas tylko dobra (przede wszystkim w wymiarze wiecznym), to znaczy, że wszystko, co nas spotyka, ma przynieść dla nas zbawienne skutki. Bez zgody Boga nic się nie dzieje na świecie i nawet zło jest dopustem bożym. Nie należy się więc w obliczu zła, które nas dotyka, buntować się przeciwko Bogu, ale przyjąć je z pokorą, jak krzyż i wykorzystać dla wzrostu dobra. Tak samo sukcesy - też mogą być wyzwaniem. Jak to zrobić, żeby nie zamieniły nas w egoistów, ale stały się czynnikiem uświęcającym. Lurker napisał(a): A umie już liczyć? Bo może naukowiec Ci rośnie. : ) Liczy i czyta. Może i będzie z niego naukowiec Nie zadowala się byle czym. Pamiętam jak miał przyjść zajączek wielkanocny z prezentami. Dla mojego 4 letniego wówczas synka fakt przynoszenia prezentów przez zajączka był na tyle dziwny, że w końcu trzeba było mu wytłumaczyć, że to taki zwyczaj a prezenty podrzucają rodzice. Dopiero wtedy poczuł się usatysfakcjonowany. Lurker napisał(a): Pretensje do uniwersalizmu falsyfikują Hindusi, Chińczycy, Japończycy, a nawet muzułmanie czy Indianie Amazońscy. Żadnego z tych ludów nie udało się skutecznie nawrócić.
Ale uniwersalizm oznacza coś innego. Chrześcijaństwo od początku jest skrojone na religię powszechną, ponadkulturową, ponadetniczną, ponadnarodową itd. Został stworzony dla ludzi, bez podziałów na lepszych i gorszych. Judaizm był (jest) tylko dla Żydów, hinduizm dla Hindusów (do tej pory dziwią się Europejczykom, że wtrącają się do ich religii, skoro mają własną). No a islam, to w dużej mierze "zrzynka" z chrześcijaństwa. Lurker napisał(a): Co to znaczy, że człowiek jest Prawdą? Istnieje realnie jako dziecko boże Lurker napisał(a): No, skoro to jest Prawda przez duże P, to raczej bym się spodziewał tutaj pewnego absolutyzmu...
Bo on istnieje, ale ludzie wolą tworzyć sobie swoje mikroświaty na własne potrzeby. Lurker napisał(a): Jezus Chrystus wywracający stoły przekupniom pod Świątynią. Jakie miał prawo wtrącać się kapłanom do ich polityki?
Oczywiście: był Bogiem. Ale Bogiem Uniżonym. Jako wedrowny rabbi winien był się raczej dostosować do konwencji wędrownego rabbiego. A gdzie tu pycha? Lurker napisał(a): A dlaczego nie ponosi? Ponieważ nie jest partnerem. Więc dlaczego nie jest partnerem? Nie może być partnerem, bo nie posiada do tego kompetencji (wiek, poczucie odpowiedzialności, rola, wiedza, doświadczenie, status prawny, itd.) Lurker napisał(a): Co więc zrobisz, kiedy okaże się, że powiedziałeś "nie" z pozycji autorytetu, kiedy akurat to dziecko miało rację?
Zachował się normalnie i po ludzku. To, że popełniam błędy, w niczym nie umniejsza mojej roli rodzica. Lurker napisał(a): Gdyby ktoś mi podsunął rzetelne opracowanie naukowe... stary, takie opracowanie to przede wszystkim byłaby bomba wywracająca światową cywilizację na nice. Z problemu religijnego zrobiłby się nagle problem polityczny: pokój czy wojna? Optymista. Zaraz tabun ateistów z pianą na ustach sformułowałby swoje wnioski i to zupełnie przeciwne. A to byłby dopiero początek. Lurker napisał(a): Można przyjąć do wiadomości istnienie Jezusa i Jego oferty, a i tak ją odrzucić, ponieważ (następuje lista argumentów) człowiek czuje się lepiej BEZ Jezusa. Zgadzam się, ale zauważ, że ludzie najczęściej nie odrzucają chrześcijaństwa, nauki Jezusa, tak po prostu. Towarzyszy temu z reguły nienawiść, pretensje i zrzucanie odpowiedzialności za swoje niepowodzenia. Całemu złu świata jest wtedy winny Jezus (mniej lub bardziej dosłownie) Lurker napisał(a): Właśnie jeden współgracz we FreeCiv zarzucił mi temat swojego kuzyna-historyka, który doszukał się jakichś fragmentów Ewangelii, które wypadły po drodze. Pociągnąć za język? A nie dziękuję....Już się naczytałem. To pewnie znów te "złe klechy" dla "wyssania kasy z durnych owieczek" pozmieniały wszystko a jedynie słuszna jest Ewangelia Tomasza Lurker napisał(a): Cokolwiek dzieje się z umysłem, jest funkcją mózgu, a więc rzeczą fizjologiczną. Innymi słowy, nawet przyjmując teorię Bożej Łaski, bylibysmy w stanie określić materialny korelat aktu wiary i, teoretycznie przynajmnije, uchwycić Pana Boga w działaniu. Oczywiście, że nasz mózg ma jakieś tam obszary odpowiedzialne za wiarę, tak jak i za uczucie głodu i poruszanie się. Stwórca przygotował nas do życia w każdym wymiarze. Ale o zaniku wiary z powodów fizjologicznych nie czytałem (może choroba psychiczna? biedna duszyczka, Bóg jest sprawiedliwy i weźmie ułomność pod uwagę pod warunkiem, że to nie są zwykłe wykręty) Lurker napisał(a): Otóż łażenie po manowcach zdecydowanie pójścia na łatwiznę nie stanowi. Zejście na manowce bywał łatwe a i bezmyślne. A potem to już jakoś tak zostaje i nawet potykanie o kamienie nie przeszkadza. Lurker napisał(a): Kiedybomnie nic w sumienie nie uwiera. Ani trochę. Znam to. Ale czasami tak coś ściśnie w dołku, taka myśl w deszczowy poranek... Lurker napisał(a): Mam dziwne wrażenie, że obaj jesteśmy naszej kulturze potrzebni. Wolę być potrzebny Bogu niż jakiejś bezosobowej kulturze. 
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Cz lip 11, 2013 8:18 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): A umie już liczyć? Bo może naukowiec Ci rośnie. : ) Liczy i czyta. Może i będzie z niego naukowiec Nie zadowala się byle czym. Pamiętam jak miał przyjść zajączek wielkanocny z prezentami. Dla mojego 4 letniego wówczas synka fakt przynoszenia prezentów przez zajączka był na tyle dziwny, że w końcu trzeba było mu wytłumaczyć, że to taki zwyczaj a prezenty podrzucają rodzice. Dopiero wtedy poczuł się usatysfakcjonowany. Pilnuj go dobrze i podsuwaj mu pokarm dla dociekliwego umysłu. : ) Qwerty2011 napisał(a): Ale uniwersalizm oznacza coś innego. Chrześcijaństwo od początku jest skrojone na religię powszechną, ponadkulturową, ponadetniczną, ponadnarodową itd. Został stworzony dla ludzi, bez podziałów na lepszych i gorszych. Judaizm był (jest) tylko dla Żydów, hinduizm dla Hindusów (do tej pory dziwią się Europejczykom, że wtrącają się do ich religii, skoro mają własną). No a islam, to w dużej mierze "zrzynka" z chrześcijaństwa. Judaizm był też dla Chazarów. No i z tą ponadkulturowością jest raczej średnio, przynajmniej dla mnie to stwierdzenie nie ma sensu, uważam bowiem religię za część kultury. Nawrócisz pastwo - zmienisz kulturę jego narodów. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Co to znaczy, że człowiek jest Prawdą? Istnieje realnie jako dziecko boże Wszyscy ochrzczeni są Prawdami? Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): No, skoro to jest Prawda przez duże P, to raczej bym się spodziewał tutaj pewnego absolutyzmu...
Bo on istnieje, ale ludzie wolą tworzyć sobie swoje mikroświaty na własne potrzeby. Cóż, być może właśnie ludzie najlepiej te swoje potrzeby znają. Poza tym tak jest ciekawiej. ^_^ Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Jezus Chrystus wywracający stoły przekupniom pod Świątynią. Jakie miał prawo wtrącać się kapłanom do ich polityki?
Oczywiście: był Bogiem. Ale Bogiem Uniżonym. Jako wedrowny rabbi winien był się raczej dostosować do konwencji wędrownego rabbiego. A gdzie tu pycha? Że uznał, że może wszystko na cudzym terenie. Jakby był królem całego świata (a przynajmniej żydowskim). Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): A dlaczego nie ponosi? Ponieważ nie jest partnerem. Więc dlaczego nie jest partnerem? Nie może być partnerem, bo nie posiada do tego kompetencji (wiek, poczucie odpowiedzialności, rola, wiedza, doświadczenie, status prawny, itd.) No dobra, masz mnie. : ) Ale status prawny jest tylko pochodną pozostałych przyczyn. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Gdyby ktoś mi podsunął rzetelne opracowanie naukowe... stary, takie opracowanie to przede wszystkim byłaby bomba wywracająca światową cywilizację na nice. Z problemu religijnego zrobiłby się nagle problem polityczny: pokój czy wojna? Optymista. Zaraz tabun ateistów z pianą na ustach sformułowałby swoje wnioski i to zupełnie przeciwne. A to byłby dopiero początek. Nie no: jeśli Bóg by zademonstrował obiektywnie Swoje istnienie, ateiści mogliby się cmoknąć. Sporo ateistów zresztą to rozumie. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Można przyjąć do wiadomości istnienie Jezusa i Jego oferty, a i tak ją odrzucić, ponieważ (następuje lista argumentów) człowiek czuje się lepiej BEZ Jezusa. Zgadzam się, ale zauważ, że ludzie najczęściej nie odrzucają chrześcijaństwa, nauki Jezusa, tak po prostu. Towarzyszy temu z reguły nienawiść, pretensje i zrzucanie odpowiedzialności za swoje niepowodzenia. Całemu złu świata jest wtedy winny Jezus (mniej lub bardziej dosłownie) Przyznam szczerze, że ciężko mi w to uwierzyć. To znaczy: być może tak jest zrazu i być może jest to konieczne, bo więzy religijne są mocno wpojone, ale przecież człowiek powinien wyrastać z takich rzeczy, dojrzewać do pokoju ze światem i samym sobą. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Właśnie jeden współgracz we FreeCiv zarzucił mi temat swojego kuzyna-historyka, który doszukał się jakichś fragmentów Ewangelii, które wypadły po drodze. Pociągnąć za język? A nie dziękuję....Już się naczytałem. To pewnie znów te "złe klechy" dla "wyssania kasy z durnych owieczek" pozmieniały wszystko a jedynie słuszna jest Ewangelia Tomasza Tya, w której Jezus testuje uczniów, który mu się najbardziej podliże, a zwycięskiego Tomasza nagradza nauką przeznaczoną wyłącznie dla jego uszu. : ))) Nie, to jest człowiek neutralny wobec problemu Boga. Żaden tam klerożerca. Qwerty2011 napisał(a): Oczywiście, że nasz mózg ma jakieś tam obszary odpowiedzialne za wiarę, tak jak i za uczucie głodu i poruszanie się. Stwórca przygotował nas do życia w każdym wymiarze. Ale o zaniku wiary z powodów fizjologicznych nie czytałem (może choroba psychiczna? biedna duszyczka, Bóg jest sprawiedliwy i weźmie ułomność pod uwagę pod warunkiem, że to nie są zwykłe wykręty) Mam nadzieję. A słyszałeś o drgawkach Dostojewskiego? Qwerty2011 napisał(a): Zejście na manowce bywał łatwe a i bezmyślne. A potem to już jakoś tak zostaje i nawet potykanie o kamienie nie przeszkadza. Taki, który zejdzie na manowce łatwo i bezmyślnie, skończy jako dobra karma albo szybciutko wróci na uczęszczane szlaki. : ) Do włóczęgi po wertepach trzeba mieć serce. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Kiedybomnie nic w sumienie nie uwiera. Ani trochę. Znam to. Ale czasami tak coś ściśnie w dołku, taka myśl w deszczowy poranek... No to ze mną jest coś nie w porządku. Pamiętam, jak w dzieciństwie czytałem taką książeczkę, w której był Herakles rozpaczający nad swoimi złymi czynami wynikającymi z własnej popędliwości. Nie rozumiałem tego ni w ząb. Nie pasował mi po prostu taki charakter postaci do jej heroicznych dokonań. No i nie pojmowałem, po co takie wstawki w książeczce o przygodach dzielnych herosów. Oczywiście dzisiaj rozumiem, o co kaman: biedny poganin nie wiedział, co to Boże przebaczenie i męczył się sam ze sobą. Ale nadal widzę w tym tylko średnio udane moralizatorstwo wciśnięte na siłę. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Mam dziwne wrażenie, że obaj jesteśmy naszej kulturze potrzebni. Wolę być potrzebny Bogu niż jakiejś bezosobowej kulturze.  Ze mojego świeckiego punktu widzenia Bóg (wiara w niego z konsekwencjami) jest częścią kultury. : )
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Cz lip 11, 2013 10:18 |
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): No i z tą ponadkulturowością jest raczej średnio, przynajmniej dla mnie to stwierdzenie nie ma sensu, uważam bowiem religię za część kultury. Nawrócisz pastwo - zmienisz kulturę jego narodów. Ale wpływ religii na kulturę jest wtórny. Nie po to są religie, żeby zmieniać kulturę. Celem chrześcijanina jest osiągnąć zbawienie. Powtórzę więc - nie znam drugiej tak uniwersalnej religii. Jezus wysyła uczniów, żeby głosili Ewangelię wszystkim narodom (nie mylić z islamskim dżihadem), łamie żydowską niechęć (nawet obrzydzenie) wobec pogan, nie ocenia ich z góry, daje wszystkim szansę. Chrześcijaństwo jest ponadczasowe - doskonale czuje się w każdej epoce. Także i w każdym miejscu - jest atrakcyjne tak dla hinduistów jak i dla buddystów, dając wizję Boga osobowego. To oczywiście nie oznacza automatycznego nawrócenia wszystkich na świecie. Lurker napisał(a): Wszyscy ochrzczeni są Prawdami? Nie rozumiem... Lurker napisał(a): Cóż, być może właśnie ludzie najlepiej te swoje potrzeby znają. Poza tym tak jest ciekawiej. ^_^ Ale chrześcijaństwo nie jest zamknięte na ludzkie potrzeby. To fałszywy stereotyp - będziesz wierzący - zero przyjemności z życia. Tylko zakazy i nakazy. Lurker napisał(a): Że uznał, że może wszystko na cudzym terenie. Jakby był królem całego świata (a przynajmniej żydowskim). Jezus w Świątyni był na swoim terenie. Był w swoim domu - domu Boga. Był i jest Królem Świata. Jakie jeszcze uprawnienia były Mu potrzebne? Lurker napisał(a): Nie no: jeśli Bóg by zademonstrował obiektywnie Swoje istnienie, ateiści mogliby się cmoknąć. Sporo ateistów zresztą to rozumie. A jak się objawia w cudzie eucharystycznym, choćby i sto razy przebadanym to jakoś się ateiści hurtem nie nawracają. Jakby się Chrystus wszystkim naraz objawił, to orzekliby, że to zbiorowa halucynacja, atak zbiorowej histerii, czy autosugestii a może i testowanie nowej broni telepatycznej. Lurker napisał(a): Przyznam szczerze, że ciężko mi w to uwierzyć. To znaczy: być może tak jest zrazu i być może jest to konieczne, bo więzy religijne są mocno wpojone, ale przecież człowiek powinien wyrastać z takich rzeczy, dojrzewać do pokoju ze światem i samym sobą. A kto powiedział, że odchodzenie od chrześcijaństwa jest oznaką dojrzałości? Wydaje mi się, że raczej wynika z chęcią życia w zgodzie ze swoim dobrym samopoczuciem. Czyli: grzeszę -> mam wyrzuty sumienia (ew. moje zachowanie jest nieakceptowane społecznie) -> chcę poczuć się lepiej -> odrzucam to, co wywołuje mój dyskomfort (kiedyś byłoby częściej: idę do spowiedzi). Dalej to idzie już różnymi drogami, np: - tworzę sobie swój świat - obrzucam błotem wszystko, co wiąże się z chrześcijaństwem - coś tam jeszcze innego (nie chce mi się myśleć co) Lurker napisał(a): Tya, w której Jezus testuje uczniów, który mu się najbardziej podliże, a zwycięskiego Tomasza nagradza nauką przeznaczoną wyłącznie dla jego uszu. : ))) Nie, to jest człowiek neutralny wobec problemu Boga. Żaden tam klerożerca. Ale dla klerożerców ten apokryf jest argumentem za likwidacją Kościoła, bo przecież wiara pośredników nie potrzebuje. Lurker napisał(a): Do włóczęgi po wertepach trzeba mieć serce. Chrześcijaństwo to też wąska ścieżka ostro pod górkę (ale za to widoki piękne i świeże powietrze a na górze nagroda  ) Lurker napisał(a): No to ze mną jest coś nie w porządku. Może nie grzeszysz? A może źle interpretujesz odczucia?
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Cz lip 11, 2013 17:22 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): Ale wpływ religii na kulturę jest wtórny. Nie po to są religie, żeby zmieniać kulturę. Powiedz to Aztekom. Qwerty2011 napisał(a): Celem chrześcijanina jest osiągnąć zbawienie. No i nie każdy człowiek taki cel sobie stawia. Bo do tego trzeba najpierw przyjąć, że człowiek bez Boga jest zgubiony. Żadnych szans na ratunek. Wtedy dopiero zbawienie nabiera sensu. A po co taka antropologia (?) hinduiście, konfucjaniście czy buddyście? Qwerty2011 napisał(a): Powtórzę więc - nie znam drugiej tak uniwersalnej religii. Jezus wysyła uczniów, żeby głosili Ewangelię wszystkim narodom (nie mylić z islamskim dżihadem), łamie żydowską niechęć (nawet obrzydzenie) wobec pogan, nie ocenia ich z góry, daje wszystkim szansę. Chrześcijaństwo jest ponadczasowe - doskonale czuje się w każdej epoce. Także i w każdym miejscu - jest atrakcyjne tak dla hinduistów jak i dla buddystów, dając wizję Boga osobowego. To oczywiście nie oznacza automatycznego nawrócenia wszystkich na świecie. No ale właśnie fakt, że w Indiach, Chinach czy Japonii jest chrześcijan jak na lekarstwo, świadczy o tym że ta religia jednak nie jest dla tych ludzi atrakcyjna. Wolą swoje. Chyba że uznamy jakąś teorię spiskową, że rządy czy kler po cichu zabraniają konwersji pod grozą użycia tajnej broni telepatycznej. W przypadku muzułmanów takiej broni nawet nie potrzeba. : ))) A w buddyzmie chyba jednak chodzi o coś innego, niż Boga. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Wszyscy ochrzczeni są Prawdami? Nie rozumiem... Wszyscy ochrzczeni są realnymi ludźmi i dziećmi Bożymi. Qwerty2011 napisał(a): Ale chrześcijaństwo nie jest zamknięte na ludzkie potrzeby. To fałszywy stereotyp - będziesz wierzący - zero przyjemności z życia. Tylko zakazy i nakazy. Przeformatujesz się do znajdowania przyjemności w przykrości. : P Nie, nie wierzę, żeby chrześcijanie tak hurtem. Nie wierzę też, żeby wiara (uogólniam tutaj na dowolną religię) wycinała przyjemności z życia. Chodzi po prostu o zdrową, rozsądnie odmierzoną, dawkę ascezy. Hedonizm bez ograniczeń jest głupi. Qwerty2011 napisał(a): Jezus w Świątyni był na swoim terenie. Był w swoim domu - domu Boga. Był i jest Królem Świata. Jakie jeszcze uprawnienia były Mu potrzebne? Pozbawił się tych uprawnień przyjmując ludzką naturę i powierzchowność. Na tym przecież (między innymi) polega Dobra Nowina? Qwerty2011 napisał(a): A jak się objawia w cudzie eucharystycznym, choćby i sto razy przebadanym to jakoś się ateiści hurtem nie nawracają. Bo to nie jest cud. Gdyby opłatek fizycznie przemieniał się w mięsień czy skórę, za każdym razem, wtedy tak, ateiści nie mieliby nic do gadania. Qwerty2011 napisał(a): Jakby się Chrystus wszystkim naraz objawił, to orzekliby, że to zbiorowa halucynacja, atak zbiorowej histerii, czy autosugestii a może i testowanie nowej broni telepatycznej. Albo Obcy z Tau Wieloryba. Myślę jednak, że robisz teraz z ateistów jakieś potwory - nieludzi. Gdyby Chrystus zaczął demonstrować swoje cuda, a gdyby to jeszcze była Paruzja (czyli trupy), sporo niewierzących (bądź wierzących w co innego) uznałoby Go za realnie istniejącego. Qwerty2011 napisał(a): A kto powiedział, że odchodzenie od chrześcijaństwa jest oznaką dojrzałości? Kto powiedział, że nie? Osobiście sądzę, że to zależy: jednemu chrześcijaństwo "jest pisane" i jeśli się buntuje, to faktycznie z niedojrzałości, a inny w chrześcijaństwie czuje się źle i z niego wyrasta. To samo tyczy się zresztą każdej religii. Qwerty2011 napisał(a): Wydaje mi się, że raczej wynika z chęcią życia w zgodzie ze swoim dobrym samopoczuciem. Czyli: grzeszę -> mam wyrzuty sumienia (ew. moje zachowanie jest nieakceptowane społecznie) -> chcę poczuć się lepiej -> odrzucam to, co wywołuje mój dyskomfort (kiedyś byłoby częściej: idę do spowiedzi). Właśnie w moim przypadku spowiedź działała średnio. Nie wiem, może nie umiałem wzbudzić w sobie SZCZEREGO żalu za grzechy, a może w ogóle nie czułem ich ciężaru i grałem tylko kiepskie przedstawienie w konfesjonale i potem w bocznej nawie. Bo takiego Chilona (odnosząc się do przykładu z literatury), który w końcu przebaczenia koniecznie potrzebuje, doskonale rozumiem. Ale jeszcze nie wdepnąłem... W ogóle, jeśli popełnię jakiś błąd, czuję się lepiej wtedy, kiedy mogę coś poświęcić (poświęcenie jest ważne) dla jego naprawienia. Qwerty2011 napisał(a): Dalej to idzie już różnymi drogami, np: - tworzę sobie swój świat - obrzucam błotem wszystko, co wiąże się z chrześcijaństwem - coś tam jeszcze innego (nie chce mi się myśleć co) Szukam Prawdy w innej religii. Tworzenie własnego świata, hm... nie przesadzasz nieco? Człowiek nie ma przecież prerogatyw Stwórcy, nie potrafi stworzyć czegoś z niczego. Musi czerpać wątki z istniejących już wytworów kultury, dodać coś od siebie, zamieszać i ewentualnie wychodzi mu z tego nowa jakość. Qwerty2011 napisał(a): Ale dla klerożerców ten apokryf jest argumentem za likwidacją Kościoła, bo przecież wiara pośredników nie potrzebuje. Ale wierzący potrzebują wspólnoty innych wierzących. Samotników religijnych jest raczej mało? Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Do włóczęgi po wertepach trzeba mieć serce. Chrześcijaństwo to też wąska ścieżka ostro pod górkę (ale za to widoki piękne i świeże powietrze a na górze nagroda  ) Problem w tym, że trzeba umrzeć przed szczytem. ; ) Qwerty2011 napisał(a): Może nie grzeszysz? Przecież to niemożliwe. : ))) Qwerty2011 napisał(a): A może źle interpretujesz odczucia? To już prędzej. Bo grzech jest przecież rzeczą obiektywną, prawda? Człowiek przekracza naukę Kościoła niezależnie od tego, co mu się wydaje.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pt lip 12, 2013 7:17 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|