Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Autor |
Wiadomość |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Powiedz to Aztekom. To nadal nie zmienia faktu, że nie zmiana kultury nie stanowi głównego celu. Lurker napisał(a): No i nie każdy człowiek taki cel sobie stawia. Wcale nie twierdzę, że tak jest Lurker napisał(a): Bo do tego trzeba najpierw przyjąć, że człowiek bez Boga jest zgubiony. Żadnych szans na ratunek. Wtedy dopiero zbawienie nabiera sensu.
. Człowiek sam siebie nie uratuje (potrzebna jest łaska boża), tak jak i sam z siebie się nie urodzi ani nie umrze (chodzi o uśmiercenie duszy). Kiedy wreszcie ludzie będą w stanie przyjąć, że nie są bogami? A dokładniej jeszcze nie są a mogą się nimi stać dopiero jako dzieci boże, tylko w stanie zbawienia, w rajskiej symbiozie z Bogiem. Człowiek nie występuje jako samodzielna, samo-stwarzająca się jednostka w oderwaniu od swego Stwórcy. Owszem może się od Niego oddzielić, ale jest to stan na tyle nienaturalny, ze nazywa się go piekłem. Lurker napisał(a): No ale właśnie fakt, że w Indiach, Chinach czy Japonii jest chrześcijan jak na lekarstwo, świadczy o tym że ta religia jednak nie jest dla tych ludzi atrakcyjna. Nie doceniasz siły tradycji i więzi społecznych. Czasami nic się przez nie nie przebije. Zresztą widziałem w jakimś programie jak wyznawcy buddyzmu modlili się przed obrazkiem Jezusa (!) Potrzebowali kontaktu z Bogiem osobowym, uznawali wyjątkowość postaci, nie wiem, co jeszcze. Nie wiem na ile jest to powszechne zjawisko. Tendencja jest jednak wyraźna - wielkie religie zmierzają w kierunku monoteizmu (tutaj na pewno hinduizm) a co do przemian w kierunku wiary w Boga osobowego - nie mam danych. Oczywiście te religie zawsze będą tylko niedoskonałym odbiciem Prawdy o Bogu, jednak i w nich widać zmierzanie do tej Prawdy. Swoją drogą dużo mówi się o walczących z chrześcijaństwem ekstremistach islamskich a mało o ekstremistach hinduskich i buddyjskich a i tacy są. Na ile skutecznie odstraszają od chrześcijaństwa? Lurker napisał(a): Przeformatujesz się do znajdowania przyjemności w przykrości. : P Nie przeformatowujesz się z myślenia o przykazaniach, jako o przykrych zakazach, na wypełnianie ich w duchu miłości do Boga i ludzi. Gdy działa się z miłości, wtedy to jest naturalne i stosunkowo łatwe. Do tego logiczne i sensowne. Staje się źródłem przyjemności. A z czasem okazuje się, że potrzeby, których zaspokojenie wiązało się kiedyś z grzechem, teraz zaspokaja się w zgodzie z Bogiem, sumieniem i nakazem miłości. I to się nazywa szczęście przez duże S!! Lurker napisał(a): Nie wierzę też, żeby wiara (uogólniam tutaj na dowolną religię) wycinała przyjemności z życia. Chodzi po prostu o zdrową, rozsądnie odmierzoną, dawkę ascezy. Hedonizm bez ograniczeń jest głupi. Bo tak jest, ale większość woli stereotypy. Lurker napisał(a): Pozbawił się tych uprawnień przyjmując ludzką naturę i powierzchowność. Na tym przecież (między innymi) polega Dobra Nowina? Chrystus nigdy nie stracił boskiej natury, nawet na sekundę... Połączył tylko naturę boską i ludzką, co w niczym nie umniejszyło tej boskiej, wraz z wszystkimi uprawnieniami, jakie z niej wynikały. Lurker napisał(a): Bo to nie jest cud. Gdyby opłatek fizycznie przemieniał się w mięsień czy skórę, za każdym razem, wtedy tak, ateiści nie mieliby nic do gadania. Cuda eucharystyczne to nie cuda? Co więc nimi jest? Musi być za każdym razem? Skąd akurat taki warunek? A może właśnie gdyby był powszechny, to byłby już naturalny a nie cudowny...itd itd. Sam widzisz, bez wiary wszystko przecieka między palcami. Lurker napisał(a): Gdyby Chrystus zaczął demonstrować swoje cuda, a gdyby to jeszcze była Paruzja (czyli trupy), sporo niewierzących (bądź wierzących w co innego) uznałoby Go za realnie istniejącego. To się okaże. Jednak w takiej chwili tak jak i w życiu, każdy wybiera mistrza, za którym zawsze podążał. I choć to może trudne do wyobrażenia, niektórzy i w chwili śmierci bluźnią Bogu, bo robili tak zawsze. Lurker napisał(a): Osobiście sądzę, że to zależy: jednemu chrześcijaństwo "jest pisane" i jeśli się buntuje, to faktycznie z niedojrzałości, a inny w chrześcijaństwie czuje się źle i z niego wyrasta. To samo tyczy się zresztą każdej religii. Oczywiście nie zgadzam się z tym. Chrześcijaństwo a konkretnie katolicyzm jest jedyną od początku do końca prawdziwą religią, więc sam rozumiesz... Lurker napisał(a): Właśnie w moim przypadku spowiedź działała średnio. A jak może działać spowiedź bez żywej wiary? Lurker napisał(a): W ogóle, jeśli popełnię jakiś błąd, czuję się lepiej wtedy, kiedy mogę coś poświęcić (poświęcenie jest ważne) dla jego naprawienia. To zwykły odruch naturalnego sumienia. Teraz trzeba mu tylko nadać mistyczny wymiar zadośćuczynienia. Lurker napisał(a): Szukam Prawdy w innej religii. Jako człowiek wolny, masz oczywiście prawo do tego. Jednak według mnie, po prostu nie poznałeś, nie zrozumiałeś duchowo chrześcijaństwa. Tak naprawę jest ono dla każdego, kto chce w nim być. Różne przeszkody natury duchowej mogą przeszkadzać, odciągać, wypaczać obraz, ale nie zmienia to faktu, że chrześcijaństwo jest po prostu Prawdą o Bogu i człowieku kiedyś, teraz i na wieczność. Lurker napisał(a): Bo grzech jest przecież rzeczą obiektywną, prawda? Człowiek przekracza naukę Kościoła niezależnie od tego, co mu się wydaje. I dlatego w wierze nie opieramy się wyłącznie na samym sumieniu. Jego uśpienie nie rozgrzesza nas, jedynie może świadczyć o niedojrzałości naszego ducha, o tym, że jest on daleko od prawdziwej miłości.
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Pn lip 15, 2013 15:08 |
|
|
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Powiedz to Aztekom. To nadal nie zmienia faktu, że nie zmiana kultury nie stanowi głównego celu. Żeby zrozumieć, trzeba przyswoić sobie sporo pojęć kultury Zachodu, a żeby zrozumieć w pełni - kultury antycznego śródziemnomorza. Kiedy człowiek zacznie myśleć tymi pojęciami, zacznie też inaczej postępować. Kiedy tak zaczną postępować masy, kultura się zmieni. To efekt może uboczny, ale nieunikniony. Qwerty2011 napisał(a): Kiedy wreszcie ludzie będą w stanie przyjąć, że nie są bogami? A dokładniej jeszcze nie są a mogą się nimi stać dopiero jako dzieci boże, tylko w stanie zbawienia, w rajskiej symbiozie z Bogiem. Ależ ludzie nigdy nie myśleli o sobie jako o bogach. Dorabiasz ludzkości gębę Kserksesa z 300. Qwerty2011 napisał(a): Człowiek nie występuje jako samodzielna, samo-stwarzająca się jednostka w oderwaniu od swego Stwórcy. Owszem może się od Niego oddzielić, ale jest to stan na tyle nienaturalny, ze nazywa się go piekłem. Całkiem sporo ludzi zatem cierpi, i to straszliwie. A jak musieli cierpieć nasi praojcowie! Coś mi tutaj nie bangla za bardzo. Człowiek nie istnieje w oderwaniu od kultury, czy to w wymiarze obcowania z wytworami sztuki, czy to w wymiarze najbardziej podstawowym, obserwowania ról społecznych odgrywanych przez członków jego najbliższej rodziny. Właśnie kultura czyni człowieka człowiekiem. Człowiek wyrastający w odcięciu od kultury, choćby pozostawał w intuicyjnej zgodzie ze Stwórcą, będzie mniejszym lub większym kaleką. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): No ale właśnie fakt, że w Indiach, Chinach czy Japonii jest chrześcijan jak na lekarstwo, świadczy o tym że ta religia jednak nie jest dla tych ludzi atrakcyjna. Nie doceniasz siły tradycji i więzi społecznych. Czasami nic się przez nie nie przebije. Zresztą widziałem w jakimś programie jak wyznawcy buddyzmu modlili się przed obrazkiem Jezusa (!) Potrzebowali kontaktu z Bogiem osobowym, uznawali wyjątkowość postaci, nie wiem, co jeszcze. Nie wiem na ile jest to powszechne zjawisko. Tendencja jest jednak wyraźna - wielkie religie zmierzają w kierunku monoteizmu (tutaj na pewno hinduizm) a co do przemian w kierunku wiary w Boga osobowego - nie mam danych. Tu by się przydał ARHIZ, ale znowu gdzieś go wcięło. Co do buddystów, oczywiście, Jezus jest uznawany za buddę - człowieka oświeconego. Mogli więc go - co się robi z buddą? - medytować (?), co nie zmienia faktu, że w buddyzmie Bogów traktuje się "narzędziowo", jako szczebelki w drabinie wiodącej do oświecenia. Qwerty2011 napisał(a): Oczywiście te religie zawsze będą tylko niedoskonałym odbiciem Prawdy o Bogu, jednak i w nich widać zmierzanie do tej Prawdy. Swoją drogą dużo mówi się o walczących z chrześcijaństwem ekstremistach islamskich a mało o ekstremistach hinduskich i buddyjskich a i tacy są. Na ile skutecznie odstraszają od chrześcijaństwa? Dyskordiaństwo w Polsce, sądząc po forach, składa się z samych ekstremistów, no i wygląda to dosyć przerażająco. : ) Biorąc jednak pod uwagę ekspansję islamu i jej "jakość" (a właściwie jej brak), przydaliby się nam jacyś ekstremiści rodzimego chowu. Którzy zaczęliby od wywłaszczenia muzułmanów z wielkiej własności (mam podejrzenia, że cip...tość władz Zachodniej Europy wynika nie z lewactwa, a właśnie ze struktury własności w ich państwach). Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Przeformatujesz się do znajdowania przyjemności w przykrości. : P Nie przeformatowujesz się z myślenia o przykazaniach, jako o przykrych zakazach, na wypełnianie ich w duchu miłości do Boga i ludzi. Gdy działa się z miłości, wtedy to jest naturalne i stosunkowo łatwe. Do tego logiczne i sensowne. Staje się źródłem przyjemności. A... więc jednak. : P Qwerty2011 napisał(a): A z czasem okazuje się, że potrzeby, których zaspokojenie wiązało się kiedyś z grzechem, teraz zaspokaja się w zgodzie z Bogiem, sumieniem i nakazem miłości. I to się nazywa szczęście przez duże S!! Ach, więc skoro te potrzeby i tak są zaspokajane, na cóż tu jeszcze Pan Bóg? Starczy umowa. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Pozbawił się tych uprawnień przyjmując ludzką naturę i powierzchowność. Na tym przecież (między innymi) polega Dobra Nowina? Chrystus nigdy nie stracił boskiej natury, nawet na sekundę... Połączył tylko naturę boską i ludzką, co w niczym nie umniejszyło tej boskiej, wraz z wszystkimi uprawnieniami, jakie z niej wynikały. Gdyby nie ten wyskok, dożyłby sędziwego wieku. Bo zabili Go właśnie za to: za wtrącanie się w ich biznesy. Reszta to tylko wata. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Bo to nie jest cud. Gdyby opłatek fizycznie przemieniał się w mięsień czy skórę, za każdym razem, wtedy tak, ateiści nie mieliby nic do gadania. Cuda eucharystyczne to nie cuda? Co więc nimi jest? Musi być za każdym razem? Skąd akurat taki warunek? A może właśnie gdyby był powszechny, to byłby już naturalny a nie cudowny...itd itd. Sam widzisz, bez wiary wszystko przecieka między palcami. Nie byłby naturalny, jeśli udawałby się tylko wyświęconemu kapłanowi i tylko podczas Mszy świętej, zgodnie z nauką Kościoła. Co więcej, załatwiłoby to za jednym zamachem problem wszystkich schizm protestanckich. Co jest cudem? Piokk raportował o pewnym ciekawym cudzie: pewnemu Hiszpanowi w XVII (?) wieku odrosła (jednej nocy!) amputowana noga. Qwerty2011 napisał(a): I choć to może trudne do wyobrażenia, niektórzy i w chwili śmierci bluźnią Bogu, bo robili tak zawsze. Myślę, że głównie bluźnią namolnym kapelanom. : ) Bo żeby bluźnić bez przerwy, to trzeba mieć niezłe bagno w głowie. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Osobiście sądzę, że to zależy: jednemu chrześcijaństwo "jest pisane" i jeśli się buntuje, to faktycznie z niedojrzałości, a inny w chrześcijaństwie czuje się źle i z niego wyrasta. To samo tyczy się zresztą każdej religii. Oczywiście nie zgadzam się z tym. Chrześcijaństwo a konkretnie katolicyzm jest jedyną od początku do końca prawdziwą religią, więc sam rozumiesz... I see. Cóż, muszę niestety stanąć po stronie ARHIZa: Ty masz swoją Dharmę, ja swoją, a on(a) jeszcze inną... Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Właśnie w moim przypadku spowiedź działała średnio. A jak może działać spowiedź bez żywej wiary? A na czym polega ŻYWA wiara? Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Szukam Prawdy w innej religii. Jako człowiek wolny, masz oczywiście prawo do tego. Jednak według mnie, po prostu nie poznałeś, nie zrozumiałeś duchowo chrześcijaństwa. Tak naprawę jest ono dla każdego, kto chce w nim być. Różne przeszkody natury duchowej mogą przeszkadzać, odciągać, wypaczać obraz, ale nie zmienia to faktu, że chrześcijaństwo jest po prostu Prawdą o Bogu i człowieku kiedyś, teraz i na wieczność. Stara mowa, chyba jeszcze przedchrześcijańska. Również stary konflikt, między Europą a Azją, przy czym ośrodkiem niewoli był Żyzny Półksiężyc, a ośrodkiem wolności - Barbaricum, kultura śródziemnomorska stała zaś okrakiem nad sztachetą, no i w końcu się wykopyrtnęła. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Bo grzech jest przecież rzeczą obiektywną, prawda? Człowiek przekracza naukę Kościoła niezależnie od tego, co mu się wydaje. I dlatego w wierze nie opieramy się wyłącznie na samym sumieniu. Jego uśpienie nie rozgrzesza nas, jedynie może świadczyć o niedojrzałości naszego ducha, o tym, że jest on daleko od prawdziwej miłości. Miłość nakłada więzy. Z miłością trzeba ostrożnie, a z wiarą jeszcze ostrożniej: wiara zmienia sposób myślenia. Dlatego nadzieja.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pn lip 15, 2013 16:07 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Byłem wychowany po katolicku, tak, jak się to rozumie w Polsce, z tym, że miałem do tego luźny stosunek - nigdy nie miałem, podobno, typowych, dziecięcych dylematów, typu "skoro Bóg jest wszędzie, to kiedy jestem w toalecie to też tam jest? ojej!", "czy kolega, który ukradł lizaka, pójdzie do piekła?" itp. Tak, dość lajtowo, było do czasu studiów, kiedy wyjechałem z domu i po raz pierwszy w życiu musiałem sam zdecydować, czy iść w niedzielę do kościoła czy nie (nie miałem nigdy problemów z chodzeniem do kościoła, ale w domu było to zbyt oczywiste - wszyscy się ubierali i szli itp. ewentualny sprzeciw byłby niewyobrażalny). No więc przez jakiś czas miałem tzw. "wątpliwości", przestałem chodzić do Kościoła, zastanawiałem się, czy Bóg istnieje itp. i w końcu nadszedł moment, w którym poczułem, że w temacie wiary czas na jakieś poważniejsze decyzje. Wtedy jednak przyszła kolejna refleksja - przecież, tak naprawdę, nigdy mnie te kwestie specjalnie nie interesowały. Pamiętałem formułki katechetyczne ze szkoły, ale już np. na kazaniach zasypiałem, sens Mszy Św. rozumiałem raczej niejasno itd. No to myślę: byłoby trochę lame odchodzić, nie wiedząc nawet do końca, z czego właściwie odchodzę. Trzeba się zainteresować. Poszedłem do biblioteki i wypożyczyłem książkę (jeszcze wtedy) księdza Tomasza (jeszcze wtedy) Węcławskiego pt. "Gdzie jest Bóg?". No i to był szok. Natychmiastowa inicjacja w wiarę "dorosłą". W życiu nie przypuszczałem, że o kwestiach typu Bóg, Jezus, Kościół, można mówić, ba - można myśleć w taki sposób. Pierwszy raz chyba doznałem prawdziwego odczucia, że to jest coś poważnego - że to nie jest ani jakiś zabobon, ani jakieś "pierwsze komunie", z jezuskami wklejanymi do zeszytu od religii pod czujnym okiem siostry zakonnej - tylko coś, co jest naprawdę istotne, co trzeba zgłębiać, co dotyka samej istoty rzeczywistości. Od tamtego momentu nadal wiele się zmieniało - a to fascynował mnie protestantyzm, a to znowu prawosławie itp. - ale nigdy już nie wróciłem do poważnego rozważania "odrzucenia wiary", bo oznaczałoby to, w moim pojęciu, jednoczesne odrzucenie rozumu, myślenia, wolności i dojrzałości, a dialog z ateizmem, który podjąłem kilka lat potem, jedynie utwierdza mnie w tym przekonaniu.
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Pn lip 15, 2013 17:46 |
|
|
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Johnny99 napisał(a): W życiu nie przypuszczałem, że o kwestiach typu Bóg, Jezus, Kościół, można mówić, ba - można myśleć w taki sposób. Pierwszy raz chyba doznałem prawdziwego odczucia, że to jest coś poważnego - że to nie jest ani jakiś zabobon, ani jakieś "pierwsze komunie", z jezuskami wklejanymi do zeszytu od religii pod czujnym okiem siostry zakonnej - tylko coś, co jest naprawdę istotne, co trzeba zgłębiać, co dotyka samej istoty rzeczywistości. Tak, jezuski wklejane do zeszytu są bardzo ludowe (nie ujmując niczego folklorowi - no ale folklor to relikty rodzimej wiary). Na czym jednak polegała powaga i nowa jakość sposobu myślenia, z którym się zetknąłeś? Rozwiń, proszę. Johnny99 napisał(a): nigdy już nie wróciłem do poważnego rozważania "odrzucenia wiary", bo oznaczałoby to, w moim pojęciu, jednoczesne odrzucenie rozumu, myślenia, wolności i dojrzałości... O ile z dojrzałością mógłbym się zgodzić, o ile wolność wiąże się z odpowiedzialnością, więc coś tu również jest na rzeczy, o tyle odbieranie ateistom przywileju myślenia i rozumności wydaje mi się dość... groteskowe.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pn lip 15, 2013 18:40 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Na czym jednak polegała powaga i nowa jakość sposobu myślenia, z którym się zetknąłeś? Rozwiń, proszę. Nie bardzo rozumiem pytanie, tzn. jak jeszcze mam to rozwinąć. Zrozumiałem, że to, co do tej pory wiedziałem o wierze, było jedynie "wersją dla dzieci i młodzieży". Cytuj: o tyle odbieranie ateistom przywileju myślenia i rozumności wydaje mi się dość... groteskowe. Dramatyzujesz 
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Pn lip 15, 2013 19:16 |
|
|
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Johnny99 napisał(a): Nie bardzo rozumiem pytanie, tzn. jak jeszcze mam to rozwinąć. Streść książkę. ^_^ Nie, po prostu zagadałem na wypadek, gdybyś miał ochotę na taką rozmowę, jaką prowadzi tutaj Qwerty. Johnny99 napisał(a): Zrozumiałem, że to, co do tej pory wiedziałem o wierze, było jedynie "wersją dla dzieci i młodzieży". No właśnie, i na czym-ż polegała główna różnica...?
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pn lip 15, 2013 19:42 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Nie, po prostu zagadałem na wypadek, gdybyś miał ochotę na taką rozmowę, jaką prowadzi tutaj Qwerty. Nie śledziłem, sorry. Cytuj: No właśnie, i na czym-ż polegała główna różnica...? Ech, no coś jakby przejść z "Biblii Dla Dzieci w Obrazkach" w Biblię prawdziwą. Dotychczas myślałeś, że religia to "jezuski" i "bozie", "kiedyś o Jeeeeezu chodził po świeeeecie, brałeś dziateeeeczki..", więc nie kojarzyła ci się z poważnymi rzeczami, np. z polityką. A tu czytasz prawdziwą Biblię i jest tam zupełnie poważna polityka, w którą Jahwe też się czynnie angażuje. Zonk! Przykład prymitywny, ale nie wiem, jak to inaczej w skrócie ująć. Może gdybyś zadał konkretniejsze pytanie?
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Pn lip 15, 2013 19:49 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Wiesz, ja zaczynałem od takiego kieszonkowego dwutomowego kompendium pt. "Historia Zbawienia" (acz najbardziej podobały mi się osie czasu z odłożonymi okresami panowania poszczególnych królów), więc mniej więcej wiedziałem, w czym rzecz. Biblia, jaką dostałem na I Komunię (grubaśne tomiszcze w czerwonych okładkach) nieco mnie w związku z tym rozczarowała. Jednakowoż, do Nowego Testamentu ewidentnie musiałem dorosnąć (ale co ciekawe, z wyjątkiem Apokalipsy). Johnny99 napisał(a): Może gdybyś zadał konkretniejsze pytanie? Ba, kiedy nie wiem nawet, o co pytać. A mniej więcej wyczuwam już, o co chodzi.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pn lip 15, 2013 20:07 |
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Żeby zrozumieć, trzeba przyswoić sobie sporo pojęć kultury Zachodu, a żeby zrozumieć w pełni - kultury antycznego śródziemnomorza. Kiedy człowiek zacznie myśleć tymi pojęciami, zacznie też inaczej postępować. Kiedy tak zaczną postępować masy, kultura się zmieni. To efekt może uboczny, ale nieunikniony. To chyba raczej Bóg próbuje jakoś wpisać się ze swoim przekazem w naszą kulturę (przynajmniej do jakiegoś stopnia), żebyśmy cokolwiek zrozumieli. Dlaczego Jezus to mężczyzną, dlaczego żyjąc na ziemi nie odbiegał zasadniczo od kręgu kulturowego, w którym działał (np. nie głosił haseł feministycznych, albo wegetarianizmu itd). Bóg nie stawia przed nami zadań niewykonalnych i prawd niemożliwych do zrozumienia (stąd Ewangelia, to tak naprawdę minimum potrzebne do zbawienia) Lurker napisał(a): Ależ ludzie nigdy nie myśleli o sobie jako o bogach. Dorabiasz ludzkości gębę Kserksesa z 300. Ależ wciąż tak myślą. Czczą głównie samych siebie, hołubią swoje żądze, bałwochwalczo oddają się swoim namiętnością i chętnie żyją tak, jakby Boga nie było. Często idą jeszcze dalej bluźniąc Bogu, naśmiewając się i szydząc z Niego. Pycha rozsadza człowieka z byle śmiesznego powodu (nowe auto, kino domowe, dobra praca, piękny dom), oczywiście całą zasługę zdobycia dobra przypisują sobie (zapominając, że nie mieliby nic, gdyby nie dano im tego z góry). Krótko mówiąc ludzie puszą się jak koguty, zapominając o tym, że do niedzieli już niedaleko. Lurker napisał(a): Człowiek wyrastający w odcięciu od kultury, choćby pozostawał w intuicyjnej zgodzie ze Stwórcą, będzie mniejszym lub większym kaleką. Ale ja pisałem o relacjach z Bogiem a nie z kulturą. Sugerowałeś, że człowiek sam może siebie zbawić a to bzdura. Żadne medytacje wschodu nie dadzą mocy wstępu do raju. Oczywiście po ludzku możemy sobie mówić, że człowiek w oderwaniu od kultury jest jakby kaleką, że jest dzieckiem kultury w której się wychował itd. Ale nie o to mi chodziło, sięgnąłem głebiej. To nie kultura stwarza człowieka tylko Bóg a to, co naprawdę odróżnia człowieka od zwierzęcia, ten pierwszy i zasadniczy pierwiastek, to nieśmiertelna dusza. Tej duszy sami sobie nie daliśmy, jak i nie zadecydowaliśmy o naszych narodzinach, tak więc i ostateczna decyzja o zbawieniu lub nie, będzie należała do Boga. Kultury wschodu zawierają właśnie ten błąd - wiarę w to, że człowiek poprzez swoje doskonalenie może zbawić się sam (w drodze reinkarnacji). Lurker napisał(a): Którzy zaczęliby od wywłaszczenia muzułmanów z wielkiej własności (mam podejrzenia, że cip...tość władz Zachodniej Europy wynika nie z lewactwa, a właśnie ze struktury własności w ich państwach).
O tym nie pomyślałem. Masz jakieś dane na ten temat? Lurker napisał(a): A... więc jednak. : P Niech Ci będzie. Jak widać prawdziwa miłość wiąże się z cierpieniem. Z resztą cierpienia w życiu i tak nie da się uniknąć. Nie lepiej więc nadać mu zbawienny sens? Lurker napisał(a): Ach, więc skoro te potrzeby i tak są zaspokajane, na cóż tu jeszcze Pan Bóg? Starczy umowa. Bo warto, żeby wszystko było uświęcone przez Boga. Płynie z tego Jego błogosławieństwo i wynika szczęście doczesne i/lub wieczne. Lurker napisał(a): Gdyby nie ten wyskok, dożyłby sędziwego wieku. Bo zabili Go właśnie za to: za wtrącanie się w ich biznesy. Reszta to tylko wata.
Nie było takiej możliwości, żeby nie zginął na krzyżu - proroctwa musiały się spełnić, zbawienie musiało się dokonać. Chyba, że Chrystus zbuntowałby się przeciwko swojej misji (czy to możliwe?) Co do faryzejskich biznesów - nie tylko to. Jezus demaskował ich dwulicowość, zakłamanie i spełnianie nakazów bożych tylko na papierze. Wytykał im brak miłości a to podważało ich rolę społeczną. Gdyby się nawrócili, gdyby posłuchali Jezusa - poszliby za Nim, zachowaliby pewnie swoją rolę już w nowym Kościele. Problem w tym, że byli zbytnio przywiązani do starego ładu (no i swoich dochodzików). Lurker napisał(a): Ty masz swoją Dharmę, ja swoją, a on(a) jeszcze inną...
A nie lepiej powiedzieć to po naszemu? To pojęcie obce nam kulturowo i mentalnie. Lurker napisał(a): Nie byłby naturalny, jeśli udawałby się tylko wyświęconemu kapłanowi i tylko podczas Mszy świętej, zgodnie z nauką Kościoła. Co więcej, załatwiłoby to za jednym zamachem problem wszystkich schizm protestanckich.
No a w czym byłaby wtedy Twoja zasługa? Czy to byłaby wiara, czy stwierdzenie faktów? Czy nasze człowieczeństwo nie zostałoby zgniecione przez siłę tak oczywistych faktów? Tego nie wiem, ale wydaje się, że Bóg daje nam pożyć, nie narzucając się w tak ewidentny sposób. Chce, żebyśmy dostroili się do Niego a nie uginali pod siłą Jego chwały. Lurker napisał(a): A na czym polega ŻYWA wiara? Jest gorąca Lurker napisał(a): Stara mowa, chyba jeszcze przedchrześcijańska. Również stary konflikt, między Europą a Azją, przy czym ośrodkiem niewoli był Żyzny Półksiężyc, a ośrodkiem wolności - Barbaricum, kultura śródziemnomorska stała zaś okrakiem nad sztachetą, no i w końcu się wykopyrtnęła. A jaki to ma związek z tym o czym pisałem?
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Wt lip 16, 2013 17:12 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): To chyba raczej Bóg próbuje jakoś wpisać się ze swoim przekazem w naszą kulturę (przynajmniej do jakiegoś stopnia), żebyśmy cokolwiek zrozumieli. Dlaczego Jezus to mężczyzną, dlaczego żyjąc na ziemi nie odbiegał zasadniczo od kręgu kulturowego, w którym działał (np. nie głosił haseł feministycznych, albo wegetarianizmu itd). Bóg nie stawia przed nami zadań niewykonalnych i prawd niemożliwych do zrozumienia (stąd Ewangelia, to tak naprawdę minimum potrzebne do zbawienia). Ostrożnie. Jeśli glosisz uniwersalizm chrześcijaństwa, powinieneś raczej bronić Jezusa z Jego przekazem jako równie zdatnego do asymilacji przez każdą istniejącą kulturę. Inaczej wylądujesz w peyotyzmie, którego wyznawcy (Indianie) twierdzą, że Bóg przygotował im, jako niepiśmiennym, osobny przekaz w postaci świętego kaktusa (halucynogenu sprowadzającego wizje). Nawracać? Nie nawracać? Qwerty2011 napisał(a): Ależ wciąż tak myślą. Czczą głównie samych siebie, hołubią swoje żądze, bałwochwalczo oddają się swoim namiętnościom i chętnie żyją tak, jakby Boga nie było. Często idą jeszcze dalej bluźniąc Bogu, naśmiewając się i szydząc z Niego. Pycha rozsadza człowieka z byle śmiesznego powodu (nowe auto, kino domowe, dobra praca, piękny dom), oczywiście całą zasługę zdobycia dobra przypisują sobie (zapominając, że nie mieliby nic, gdyby nie dano im tego z góry). Krótko mówiąc ludzie puszą się jak koguty, zapominając o tym, że do niedzieli już niedaleko. Pogrzeb w niedzielę? Od tego lekkiego zezwierzęcenia, o którym piszesz (czy zresztą i papieże byli od niego wolni ze swoimi lektykami...), do domagania się dla siebie czci boskiej jest jeszcze daleko. Twoja myśl w naszej epoce broni się tylko jako mocna metafora. Qwerty2011 napisał(a): Sugerowałeś, że człowiek sam może siebie zbawić a to bzdura. Żadne medytacje wschodu nie dadzą mocy wstępu do raju. ... Kultury wschodu zawierają właśnie ten błąd - wiarę w to, że człowiek poprzez swoje doskonalenie może zbawić się sam (w drodze reinkarnacji). Medytacje Wschodu nie służą zbawieniu. Wyrwanie z kręgu wcieleń nie jest tożsame ze zbawieniem. Religie wschodnie nie operują pojęciem zbawienia, a już na pewno nie w sensie chrześcijańskim. Qwerty2011 napisał(a): To nie kultura stwarza człowieka tylko Bóg a to, co naprawdę odróżnia człowieka od zwierzęcia, ten pierwszy i zasadniczy pierwiastek, to nieśmiertelna dusza. Tej duszy sami sobie nie daliśmy, jak i nie zadecydowaliśmy o naszych narodzinach, tak więc i ostateczna decyzja o zbawieniu lub nie, będzie należała do Boga. Doprawdy, zbyt mało wiem o duszy w ujęciu nowotestamentowym (a więc chyba greckim?), żeby podjąć dyskusję tematu. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Którzy zaczęliby od wywłaszczenia muzułmanów z wielkiej własności (mam podejrzenia, że cip...tość władz Zachodniej Europy wynika nie z lewactwa, a właśnie ze struktury własności w ich państwach).
O tym nie pomyślałem. Masz jakieś dane na ten temat? Właśnie nie bardzo. Mam tylko jeden rozdział z książki Sulitzera "Bogacze", w którym opisane jest, w jaki sposób sułtan Brunei wszedł w posiadanie 70% akcji Harrodsa, ubiegając rodowitego Europejczyka (w latach, bodajże, osiemdziesiątych). Jest on określony jako "człowiek, któremu Anglicy lubią sprawiać przyjemność" (w tym wypadku chodzi o samą Margaret Thatcher). Mam też wzmiankę z ateisty, że arabscy inwestorzy aktualnie kupują w Europie na potęgę - (westchnienie) - bo, po prostu, mają petrodolary. Wątłe przesłanki. Jednak koniec końców, gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Świeckie ideologie są narzędziami w ręku ludzi dzierżących władzę nad skarbcami. Tylko religie żyją własnym życiem. Qwerty2011 napisał(a): Niech Ci będzie. Jak widać prawdziwa miłość wiąże się z cierpieniem. Z resztą cierpienia w życiu i tak nie da się uniknąć. Nie lepiej więc nadać mu zbawienny sens? Masz rację. Ale dla mnie cierpienie to po prostu cierpienie. Cierpienie w końcu ustępuje, przemija. I jest go w naszym życiu coraz mniej. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Ach, więc skoro te potrzeby i tak są zaspokajane, na cóż tu jeszcze Pan Bóg? Starczy umowa. Bo warto, żeby wszystko było uświęcone przez Boga. Płynie z tego Jego błogosławieństwo i wynika szczęście doczesne i/lub wieczne. Myślę, że należy tu zostawić pewną przestrzeń swobody w postaci karnawału. Qwerty2011 napisał(a): Nie było takiej możliwości, żeby nie zginął na krzyżu - proroctwa musiały się spełnić, zbawienie musiało się dokonać. Chyba, że Chrystus zbuntowałby się przeciwko swojej misji (czy to możliwe?) Chyba tylko w jednym wypadku: gdyby Szatan na pustyni przestał Go kusić i poddał się Jego władzy, wracając w szeregi aniołów. Ale czy to z kolei było możliwe? Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Ty masz swoją Dharmę, ja swoją, a on(a) jeszcze inną...
A nie lepiej powiedzieć to po naszemu? To pojęcie obce nam kulturowo i mentalnie. Każdy ma swoją Drogę, którą wybiera stosownie do tego, jaki się urodził. Bardzo niewiele Dróg winno być zagrodzonych. Qwerty2011 napisał(a): No a w czym byłaby wtedy Twoja zasługa? Czy to byłaby wiara, czy stwierdzenie faktów? Czy nasze człowieczeństwo nie zostałoby zgniecione przez siłę tak oczywistych faktów? Tego nie wiem, ale wydaje się, że Bóg daje nam pożyć, nie narzucając się w tak ewidentny sposób. Chce, żebyśmy dostroili się do Niego a nie uginali pod siłą Jego chwały. No ale w takim wypadku do Boga pasuje raczej krąg wcieleń, niż jedno życie, a potem Sąd. Sensowniejsze jest chyba jednak uznanie wagi grzechu pierworodnego. Bóg od początku chciał, aby człowiek cieszył się Jego obecnością, był jednak Sędzią Sprawiedliwym. Qwerty2011 napisał(a): Jednak według mnie, po prostu nie poznałeś, nie zrozumiałeś duchowo chrześcijaństwa. Tak naprawę jest ono dla każdego, kto chce w nim być. Różne przeszkody natury duchowej mogą przeszkadzać, odciągać, wypaczać obraz, ale nie zmienia to faktu, że chrześcijaństwo jest po prostu Prawdą o Bogu i człowieku kiedyś, teraz i na wieczność. Mam tutaj poważną trudność ze zrozumieniem, na czym polega życie duchowe. Ponad wszelką wątpliwość nie utożsamiam go z regularnym odbębnianiem rytuałów w kościele, choć są ludzie, którym tego właśnie potrzeba i to im wystarcza (do zbawienia duszy). Mnie się jednak wydaje, że powinienem szukać czegoś innego, głębszego. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Stara mowa, chyba jeszcze przedchrześcijańska. Również stary konflikt, między Europą a Azją, przy czym ośrodkiem niewoli był Żyzny Półksiężyc, a ośrodkiem wolności - Barbaricum, kultura śródziemnomorska stała zaś okrakiem nad sztachetą, no i w końcu się wykopyrtnęła. A jaki to ma związek z tym o czym pisałem? Luźny. ^_^ Po prostu chciałem zwrócić uwagę, że w naszej kulturze obecne są wątki starsze od chrześcijaństwa, tworzące glebę, na którą padło ziarno Siewcy - i wydało owoce jak należy. Porównaj z pustynną glebą muzułmanów. Ktoś o tę glębę musi dbać, aby nie wyjałowiała.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Wt lip 16, 2013 19:07 |
|
 |
Nevbe
Dołączył(a): Wt lip 09, 2013 13:10 Posty: 4
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Zdarzyło mi się zadawać samej sobie pytania rozmyślać na tematy wiary ale nawet jeśli dochodziłam do dziwnych wniosków zawsze byłam i jestem pewna swojej wiary wręcz potrzebuje jej w swoim życiu
|
Wt lip 16, 2013 20:19 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Przepraszam za zwłokę, musiałem dojrzeć do odpowiedzi (serio, serio). Magdalena_i napisał(a): Lurker - zwróciłam uwagę na "papierówkę" i muszę przyznać, że jak mało kto na tym forum, Jesteś bliżej Prawdy niż pozostali. Czytając ten post mam wrażenie - że ważniejszą rzeczą jest dla ludzi "wiara książkowa". Dorośli zapominają. Dorośli już nie potrafią. A kiedy dochowują się własnych dzieci, patrzą na nie i widzą otchłań nieposłuszeństwa i niekumacji. Ja też kiedyś taki byłem? Brrr. Potem wychodzą im maksymy w rodzaju: "młodość to tylko smrodliwa niedojrzałość". Tylko. Magdalena_i napisał(a): A przecież o prawdziwe ziarno ma chodzić - o prawdę rzeczywistości istnienia. Nieświadome dziecko jak to tutaj ktoś określił więcej swoim małym umysłem i świadomością może pokazać niż nie jeden dorosły człowiek. Prawda Jest PROSTA - by zrozumieć prostotę Prawdy trzeba ją odbierać właśnie jak dziecko. Dziecko ufa, jest szczere, naturalne i bardzo "rzeczywiste". Dziecko też potrafi używać swoich (skromnych) środków do kręcenia i motania, co się potem w życiu dorosłym bardzo przydaje. Kocięta bawią się w bijatyki, żeby sprawnie myszy łowić, a dzieci w cwaniaków, żeby... też łowić. Ale faktycznie: dzieci odbierają rzeczywistość na innych, lepszych falach. Magdalena_i napisał(a): Prawda jest dla dziecka "oczywista" - dla dorosłego człowieka prawda oczywistą już nie jest - dorosły człowieka rozbiera prawdę na "części drobne" i dzieli na "zdania złożone". A kto nie pojmuje, tego nie szanuję... jak to ujął Qwerty: ludzie puszą się jak koguty. Nawet religia może posłużyć do tańca godowego, tudzież trzepania kasiory. O Święta Chao! Poliojciec czuje się w obowiązku przypomnieć Episkoposom, że dyskordiaństwo NIE zostało ufundowane jako przedsięwzięcie komercyjne. Dla dorosłego człowieka Prawda leży... gdzieś tam. Człowiek dorosły najbardziej się chyba boi tego, że się wygłupi, dlatego szuka rozmaitych mądrości i przyswaja je jako swoje. Boi się, żeby nie wyjść na - dziecko właśnie. Magdalena_i napisał(a): Bóg Jest Wielki - ponieważ droga którą idziemy w ciągu całego naszego życia jest szlakiem który nas prowadzi do prawdziwego poznania Prawdy. Ja tylko mosty buduję. Uczę się. Kto chce, skorzysta z jednego z nich. Kto chce, zawróci w pół drogi. Bacz jednak pilnie! Jest jeden most, po którym można przejść tylko nie oglądając się za siebie. Magdalena_i napisał(a): Czy przechodzimy przez Satanizm , Dyskordianizm, Okultyzm, Ateizm itp - często słyszymy, że czegoś jednak brakuje - Katolicyzm też jest formą religii w której bardzo często "czegoś" ludziom brakuje. Braterstwa? Parafrazując: nie każdy, kto mówi Ci: bracie, bracie (siostro, siostro : ), wejdzie do Królestwa Niebieskiego. Magdalena_i napisał(a): Każdy człowiek jednak który "poznaje" świadomie czy też nieświadomie - dochodzi w pewnym momencie do punktu w którym może stwierdzić - sam szczerze przed sobą - kiedy na prawdę w życiu czuł się "dobrze". Pisząc "dobrze" nie mam na myśli zewnętrznego życia lecz życie wewnętrzne - wewnętrzne zgodne z swoim własnym szczerym wyznaniem przed samym sobą - nie przed ludźmi. Wtedy można poważnie odpowiedzieć sobie - jaka jest moja wiara. Tak. Swoją drogą, ktoś zaznaczył w sondzie ostatnią odpowiedź. Kto to był, niech się przyzna, uobuz jeden? : )
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Wt lip 16, 2013 20:39 |
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Ostrożnie. Jeśli glosisz uniwersalizm chrześcijaństwa, powinieneś raczej bronić Jezusa z Jego przekazem jako równie zdatnego do asymilacji przez każdą istniejącą kulturę. Owszem, ale Jezus działał na ziemi w konkretnej kulturze, w świecie Żydów, Rzymian, starożytności. Jako Bóg musiał tak się ograniczyć, żeby jakoś się w głowach współczesnych pomieścić. A nauka jako taka jest uniwersalna i nawet jeśli w Ewangelii w wersji dla Eskimosów zamiast chleba jest chyba foka (czy coś w tym stylu), to oczywiście naprawdę niczego to nie zmienia. Lurker napisał(a): Medytacje Wschodu nie służą zbawieniu. Wyrwanie z kręgu wcieleń nie jest tożsame ze zbawieniem. A czemu służą nieomalże niekończące się cykle reinkarnacje? Lurker napisał(a): Cierpienie w końcu ustępuje, przemija. I jest go w naszym życiu coraz mniej. Jak to zbadałeś? Dla mnie ważniejsze jest pytanie: Czy we współczesnym życiu zbawia się mniej, czy więcej ludzi niż kiedyś? Lurker napisał(a): Sensowniejsze jest chyba jednak uznanie wagi grzechu pierworodnego. Bóg od początku chciał, aby człowiek cieszył się Jego obecnością, był jednak Sędzią Sprawiedliwym. Jedno z drugiego wynika. Dlaczego ludzie po pierwszym grzechu chowali się przed Bogiem? Bo nic grzesznego, do Boga nie może się zbliżyć. I tak zostało do dziś. Wygnani z raju chowamy się przed Bogiem a jego nagłe ukazanie się przed nami w swoim pełnym majestacie mogłoby nas grzesznych zmiażdżyć. Dlatego istnieje "bufor" w postaci czyśćca. Lurker napisał(a): Mam tutaj poważną trudność ze zrozumieniem, na czym polega życie duchowe. Ponad wszelką wątpliwość nie utożsamiam go z regularnym odbębnianiem rytuałów w kościele, choć są ludzie, którym tego właśnie potrzeba i to im wystarcza (do zbawienia duszy). Mnie się jednak wydaje, że powinienem szukać czegoś innego, głębszego. Rytuał, jeśli jest tylko zewnętrzną formą, niczemu nie służy a nawet może być bałwochwalczy (dlatego nieco razi mnie "przedsiębiorstwo Licheń", czy zbiórka kasy na monstrancję z gigantycznych bursztynów <Gdańsk>, choć nie chcę oceniać, bo może i stoi za tym szczery poryw miłości do Jezusa). Na pewno "odbębnianie" rytuałów nie doprowadza automatycznie do zbawienia i zapewne skazuje, w najlepszym przypadku, na długotrwały czyściec. Można wyznawać chrześcijaństwo w najgłębszy duchowo sposób o czym świadczą liczni mistycy. A na doskonalenie jest całe życie. Można indywidualnie lub zbiorowo znaleźć coś dla siebie. Kościół to żywa zbiorowość. Lurker napisał(a): Po prostu chciałem zwrócić uwagę, że w naszej kulturze obecne są wątki starsze od chrześcijaństwa, tworzące glebę, na którą padło ziarno Siewcy - i wydało owoce jak należy. Porównaj z pustynną glebą muzułmanów. Gdyby ziarno muzułmańskie było dobre też by się pięknie rozwinęło. Świat arabski między VIII a XIII wiekiem był awangardą kultury i nauki.
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
N lip 21, 2013 23:57 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Ostrożnie. Jeśli glosisz uniwersalizm chrześcijaństwa, powinieneś raczej bronić Jezusa z Jego przekazem jako równie zdatnego do asymilacji przez każdą istniejącą kulturę. Owszem, ale Jezus działał na ziemi w konkretnej kulturze, w świecie Żydów, Rzymian, starożytności. Jako Bóg musiał tak się ograniczyć, żeby jakoś się w głowach współczesnych pomieścić. Trudno się nie zgodzić. Pytanie, ile z tej nauki rzeczywiście jest uniwersalne, a ile stanowi kulturowe "brudy techniczne" konieczne do wyrażenia jej w sposób zrozumiały dla mieszkańców Palestyny i okolic. Jaki jest właściwie ekstrakt Dobrej Nowiny? Przykazanie Miłości? Qwerty2011 napisał(a): A nauka jako taka jest uniwersalna i nawet jeśli w Ewangelii w wersji dla Eskimosów zamiast chleba jest chyba foka (czy coś w tym stylu), to oczywiście naprawdę niczego to nie zmienia. Nie, nie jest. Jak to już klarowałem, żeby zbawienie miało sens, trzeba przyjąć, że człowiek jest zgubiony, czy wręcz, jak to poetycko ujęła Faustyna, jest samą nędzą. Sporo ludzi tak nie myśli. Ba, przyjęcie takiego wniosku na serio i dogłębnie jest po prostu zabójcze dla psychiki, stąd też nikt w to naprawdę nie wierzy, a podejrzewam, że sama Faustyna nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co pisze. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Medytacje Wschodu nie służą zbawieniu. Wyrwanie z kręgu wcieleń nie jest tożsame ze zbawieniem. A czemu służą nieomalże niekończące się cykle reinkarnacje? Samadhi. A żeby w pełni zrozumieć, czym jest samadhi, musisz przyswoić sobie spoooro pojęć z kultury Orientu, po prostu zacząć myśleć tamtejszą filozofią. Dlatego wybacz, że nie rozwinę tematu, ale taki sport wyczynowy przekracza moje skromne możliwości poznawcze. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Cierpienie w końcu ustępuje, przemija. I jest go w naszym życiu coraz mniej. Jak to zbadałeś? Organoleptycznie. ; P Qwerty2011 napisał(a): Dla mnie ważniejsze jest pytanie: Czy we współczesnym życiu zbawia się mniej, czy więcej ludzi niż kiedyś? Ja zaś wychodzę z założenia, że jeśli mam dwa problemy, z których jeden muszę rozwiązać natychmiast, a drugi w perspektywie, to nie biorę się za oba naraz, tylko za ten pilniejszy najpierw. Dlatego jeśli cierpię np. z powodu bólu zęba, idę do apteki i kupuję Nurofen, a następnego dnia żegluję do dentysty. Jest to tak niemistyczne, że wręcz powoduje ból duszy, no ale na tym właśnie polega postęp naukowo-techniczny. Oczywiście zawsze mogę wyjechać na misję do Czarnej Afryki, gdzie dentyści borują, zapewne, bez znieczulenia. Qwerty2011 napisał(a): Lurker napisał(a): Sensowniejsze jest chyba jednak uznanie wagi grzechu pierworodnego. Bóg od początku chciał, aby człowiek cieszył się Jego obecnością, był jednak Sędzią Sprawiedliwym. Jedno z drugiego wynika. Dlaczego ludzie po pierwszym grzechu chowali się przed Bogiem? Bo nic grzesznego, do Boga nie może się zbliżyć. I tak zostało do dziś. Wygnani z raju chowamy się przed Bogiem a jego nagłe ukazanie się przed nami w swoim pełnym majestacie mogłoby nas grzesznych zmiażdżyć. Dlatego istnieje "bufor" w postaci czyśćca. Nigdy nie myślałem w ten sposób. Ponieważ uważałem Boga za wszechmocnego, a zatem potrafiącego zbliżyć się do dowolnego człowieka. To co napisałeś sugerowałoby, że Bóg podlega jakimś ograniczającym go prawom "natury". Ba, dźwięczy w tym jakieś echo pogańskiego mitu o Zeusie i Semele. Qwerty2011 napisał(a): Rytuał, jeśli jest tylko zewnętrzną formą, niczemu nie służy a nawet może być bałwochwalczy (dlatego nieco razi mnie "przedsiębiorstwo Licheń", czy zbiórka kasy na monstrancję z gigantycznych bursztynów <Gdańsk>, choć nie chcę oceniać, bo może i stoi za tym szczery poryw miłości do Jezusa). Na pewno "odbębnianie" rytuałów nie doprowadza automatycznie do zbawienia i zapewne skazuje, w najlepszym przypadku, na długotrwały czyściec. Można wyznawać chrześcijaństwo w najgłębszy duchowo sposób o czym świadczą liczni mistycy. A na doskonalenie jest całe życie. Można indywidualnie lub zbiorowo znaleźć coś dla siebie. Kościół to żywa zbiorowość. No i nadal nie wiem, na czym to życie duchowe polega. Wiem natomiast, na czym poelga żywa wyobraźnia. Często z niej korzystam i niekiedy doświadczam swoistych uniesień. Pojęcia nie mam, jak się to ma do stanów mistycznych. Qwerty2011 napisał(a): Gdyby ziarno muzułmańskie było dobre też by się pięknie rozwinęło. Świat arabski między VIII a XIII wiekiem był awangardą kultury i nauki. Ziarno było to samo. Niestety, padło w umysł Proroka.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pn lip 22, 2013 18:19 |
|
 |
Qwerty2011
Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52 Posty: 1365
|
 Re: Jak to jest z tą Twoją wiarą?
Lurker napisał(a): Jaki jest właściwie ekstrakt Dobrej Nowiny? Przykazanie Miłości? Tak. Z tym, że Miłość ma swoje konsekwencje i wszystkie przykazania z niego wynikają. Znane powiedzenie „Kochaj i rób co chcesz” (św. Augustyn), to tak naprawdę wyzbycie egoizmu w stosunku do Boga i ludzi a nie np. hedonizm w alkowie. Lurker napisał(a): żeby zbawienie miało sens, trzeba przyjąć, że człowiek jest zgubiony, czy wręcz, jak to poetycko ujęła Faustyna, jest samą nędzą A jak rozumiesz bycie "samą nędzą"? Lurker napisał(a): Samadhi. A żeby w pełni zrozumieć, czym jest samadhi, musisz przyswoić sobie spoooro pojęć z kultury Orientu, po prostu zacząć myśleć tamtejszą filozofią. Zawsze jak rozmawiam z miłośnikami religii wschodu trafiam na tego typu sformułowania. Czy jest choćby jedna osoba, która rozumie o co chodzi w tych religiach? Jak dla mnie oczywisty jest wniosek, że wierzy się w to, że człowiek dąży do rodzaju nirwany. Więc za szczęście (rodzaj zbawienia, wybawienia z tortury reinkarnacji) uważa się nicość, nieczucie i niebycie. Lurker napisał(a): Jest to tak niemistyczne, że wręcz powoduje ból duszy, no ale na tym właśnie polega postęp naukowo-techniczny. Oczywiście zawsze mogę wyjechać na misję do Czarnej Afryki, gdzie dentyści borują, zapewne, bez znieczulenia. Jestem przeciwny utożsamianiu cierpienia tylko ze sferą fizyczną. Może i dzisiaj łatwo wziąć coś na ból zęba, ale co wziąć na ból psychiczny, duchowy? (tylko nie pisz, że Prozac?  ) Co wziąć na poczucie bezsensu, samotność, ciągły stres, niepewność jutra, bezlitosne prawa rynku itd. Może okazać się, że i ból zęba przyczyniał się kiedyś do zbawienia człowieka, bo cierpienie może zbliżać do Boga. A dzisiaj tabletka na wszystko a my już nie prosimy Boga o pomoc, bo przecież ze wszystkim "radzimy sobie świetnie sami". Lurker napisał(a): Ponieważ uważałem Boga za wszechmocnego, a zatem potrafiącego zbliżyć się do dowolnego człowieka. Ale ja piszę o objawieniu "w chwale", czyli w pełni. Nikt grzeszny takiego widoku nie zniesie. Dlatego Bóg objawia się nam zawsze częściowo, delikatnie, jak muśnięcie wiatru. Lurker napisał(a): To co napisałeś sugerowałoby, że Bóg podlega jakimś ograniczającym go prawom "natury" O to wielka dyskusja, która wielokrotnie toczyła się na tym i innych forach. Czy Bóg ogranicza się prawami, które am stworzył? Lurker napisał(a): Wiem natomiast, na czym poelga żywa wyobraźnia. Często z niej korzystam i niekiedy doświadczam swoistych uniesień. Pojęcia nie mam, jak się to ma do stanów mistycznych Nie wiem co tam sobie wyobrażasz... Lurker napisał(a): Ziarno było to samo. Niestety, padło w umysł Proroka. Kto wie, skąd pochodziło to ziarno.
_________________ "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4)
|
Wt lip 23, 2013 8:42 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|