Nawróceni na katolicyzm...
Autor |
Wiadomość |
Anonim (konto usunięte)
|
Pozdrawiam fanów tego wątku
Zwłaszcza dobrego dziekana, Bic Maca i Necromancera...
Wiem, ze czytacie...
NAWRÓCONY AGNOSTYK
Gilbert Keith Chesterton
Oto przykład takiego spokojnego, intelektualnego nawrócenia...
Urodził się w 1874 roku.Życie prywatne Chestertona nie było zbyt ciekawe. Nie miał pasjonującego dzieciństwa i przygód młodzieńczych, a również później nie prowadził ekstrawaganckiego życia.
Pochodził z zamożnej rodziny agnostyków, krótko kształcił się w kierunku artystycznym i szybko poświęcił się pisarstwu oraz pracy dziennikarskiej. Był człowiekiem dobrotliwym - to słowo w połączeniu z tuszą najlepiej oddaje jego usposobienie. A jednak posiadał przy tym bardzo jasno określone poglądy, których się nie wstydził, i odważnie o nich świadczył.
Był człowiekiem bardzo znanym w Anglii - gazety, w których publikował swoje eseje, podwajały nakład, fragmenty jego poematów cytowano z pamięci.
Chesterton prawie zawsze mówił o sobie, że jest dziennikarzem, ale należy wspomnieć również o innych przejawach jego twórczości. Przez długi czas Anglia widziała w nim tylko poetę. Pisał wierszyki lekkie i zabawne oraz długie poematy epickie na wzór średniowiecznych.
Był również autorem serii detektywistycznej o księdzu Brownie. Napisał siedem powieści. Nie rozbudowywał psychologicznie postaci, były mu potrzebne tylko po to, by ustami bohatera wypowiedzieć swoje poglądy. W istocie, opowiadania i powieści były narzędziem, alegorią, zamaskowanym esejem polemicznym. Dlatego pewnie najlepiej czuł się w roli dziennikarza: mógł polemizować otwarcie. Jego twórczość eseistyczna jest przeogromna.
Chesterton zadziwia nas wieloma trafnymi spostrzeżeniami na wiele aktualnych dziś spraw: miał ciekawe zdanie na temat islamu, mógłby być uznany za prekursora antyglobalizmu, opowiadał się za demokracją, miał uczulenie na feminizm.
W okresie międzywojennym w Europie niewiele myślano o islamie, jednak Chesterton w niewielkiej powieści „Latająca Gospoda" opisał, jak to muzułmanie podbili starą dobrą Anglię za pośrednictwem angielskich polityków. Nie krytykował ludzi, obawiał się jednak cywilizacji. Zauważał trafnie, że islam ma wyrazisty aspekt niszczycielski i może stanowić zagrożenie dla chrześcijańskiej cywilizacji.
Teraz jego uwagi nie brzmią tak bezsensownie. Nie unikał także wypowiedzi na temat buddyzmu, szczególnie irytował go pseudobuddyzm wyznawany przez Europejczyków. Ironicznie notował: „Żyjemy w czasach, kiedy od chrześcijan oczekuje się, by wychwalali każdą religię z wyjątkiem swojej własnej, a już zwłaszcza, by lamentowali, że chrześcijaństwo nie jest chrześcijańskie, gdyż nie jest buddyjskie". Brzmi to niezwykle aktualnie. Nie koniec na tym. Chestertona można by z łatwością nazwać antyglobalistą: nienawidził z całego serca centralizacji własności.
Jego zdaniem współczesny mu kapitalizm nie różnił się zbytnio od socjalizmu: w obu przypadkach ludzie stają się najemnymi pracownikami. Twierdził wręcz, że praca w fabryce jest niechrześcijańska: człowiek staje się trybem w maszynie, przedmiotem. „Ci ludzie są używani jak narzędzia. Są kupowani i sprzedawani dokładnie tak samo jak produkty, które wytwarzają". W 1891 roku papież Leon XIII ogłosił encyklikę „De Rerum Novarum", w której określił, że jedyny system ekonomiczny sprzyjający człowiekowi to drobna własność. Ta koncepcja była bardzo rozpowszechniona wśród angielskich katolików, wyznawał ją również Chesterton.
Pogląd ten zamiast wielkich fabryk proponuje system cechowy, zamiast wielkich międzynarodowych spółek - małe firmy handlowe, zamiast supermarketów - konkurujące ze sobą nieduże sklepiki. Chestertona nie interesowało anonimowe społeczeństwo, interesował go zwykły człowiek, czego konsekwencją była wiara w demokrację, która jego zdaniem ma korzenie chrześcijańskie. Gorąco bronił instytucji małżeństwa i rodziny, postrzegając je wręcz w kategoriach ruchu oporu.
Zdarzali się tacy, którzy wytykali Chestertonowi bojowość typową dla średniowiecznego krzyżowca, a nie nowoczesnego wyznawcy chrześcijaństwa. W gruncie rzeczy on sam pewnie się z tym zgadzał: lubił średniowiecze i rycerskość, nie przepadał za nowoczesnością i postępem. W postępie widział przyczynę zmian w ludzkich obyczajach i sposobie myślenia. Owszem, można nawet powiedzieć, że był wrogiem tzw. ruchów postępowych: „świecki humanizm okazał się znakiem nieludzkich czasów. A przez nieludzkość rozumiem nie tylko okrucieństwo, lecz taki stan, w którym nawet okrucieństwo zatraca cechy ludzkie", pisał w 1933 roku.
W 1905 roku wydal dzieło w całości poświęcone krytyce postępowych wierzeń pt. „Heretycy". „Słowo herezja nie oznacza już błędu. Gorzej - w potocznym rozumieniu oznacza odwagę i jasność myśli. Słowo ortodoksja nie oznacza już racji. Gorzej - w potocznym rozumieniu oznacza błąd", pisał we wstępie do książki sto lat temu. Polemizował z nowoczesnymi prądami umysłowymi, obyczajami, modami, krytykował wyznawców scjentyzmu, mimo że były wśród nich znane i szanowane osobistości. Nie był przy tym przeciwnikiem nauki - uważał ją za wielkie osiągnięcie chrześcijaństwa. Jednocześnie przez całą książkę ciągnie się wątek logicznie argumentujący wyższość cnót i wartości chrześcijańskich.
Trzy lata później napisał „Ortodoksję", uznaną za kamień milowy w rozwoju myśli chrześcijańskiej. We wstępie do książki czytamy: „Próbowałem stworzyć własną herezję, a kiedy robota była skończona, okazało się, że wynalazłem ortodoksję". Nazywał ją duchową autobiografią, opisującą jego drogę do przekonania, że wszystkie trendy myśli współczesnej nie tylko nie zaspokajają duchowych potrzeb człowieka, ale są wręcz szkodliwe. Dowcipnie i logicznie zanalizował panujące frazesy na temat wiary chrześcijańskiej, po kolei je kompromitując.
Co ciekawe, mimo iż Chesterton był wciąż protestantem, to angielscy katolicy uznali „Ortodoksję" za własny manifest wiary. On sam przyjął katolicyzm 30 czerwca 1922 roku, ale powtarzał, że co najmniej od dwudziestu lat wierzył w katolickie dogmaty. W książce „Kościół katolicki i nawrócenie" opisywał powody, które doprowadziły go do katolicyzmu: pociągała go zwłaszcza tradycja.
W jednym z esejów pisał wprost: „Nie chcemy Kościoła, który, jak to piszą gazety, zmienia się wraz ze światem. Chcemy Kościoła, który zmieni świat. Chcemy Kościoła, który pchnie świat na nowe tory, dalej od tego, ku czemu świat dziś zmierza, na przykład od państwa niewolniczego. I w oparciu o ten właśnie sprawdzian historia oceni wszystkie kościoły i osądzi, który z nich był Kościołem prawdziwym". Chesterton nie miał żadnych wątpliwości, wierzył, że to właśnie Kościół katolicki jest jedyną drogą do Prawdy. Nikt go nie musiał do tego przekonywać, wystarczyły lata własnych przemyśleń. Chesterton, agnostyk i panteista, powoli odkrywał, że współczesne światopoglądy nie zaspokajają jego duchowych potrzeb, a wręcz wiodą na intelektualne manowce.
W 1925 roku wydał kolejne wielkie dzieło apologetyczne „Wiekuisty Człowiek", które nigdy nie zdobyło tylu czytelników co „Heretycy" i „Ortodoksja", ponieważ jest książką znacznie trudniejszą. Do swoich ulubionych pozycji zaliczali ją Graham Greene i C.S. Lewis, dla którego lektura jej była jednym z najważniejszych momentów prowadzących do nawrócenia. „Wiekuisty Człowiek" to chrześcijańska historia dziejów od czasów jaskiniowych po współczesność. Tytułowy Wiekuisty Człowiek to Jezus Chrystus, którego pojawienie się nadało sens całej historii...
Umarł w 1936 roku.Po jego śmierci papież Pius XI nazwał go obrońcą wiary katolickiej - defensor fidei.
|
Wt lis 14, 2006 18:58 |
|
|
|
 |
Necromancer
Dołączył(a): Cz paź 19, 2006 7:51 Posty: 744
|
Teresse napisał(a): Zwłaszcza dobrego dziekana, Bic Maca i Necromancera... Wiem, ze czytacie...
No ja, przyznam się, tak średnio. Te wsześniejsze były dla mnie za bardzo bajkowe i fantastyczne. To ostatnie natomiast trochę niezrozumiałe. Koleś chyba nie bardzo był agnostykiem albo co innego to wtedy oznaczało. Miał normalne chrześcijańskie poglądy, które z wiekiem coraz bardziej radykalizował aż w końcu doszedł do tego, że może je spełnić tylko KK, z powodu ich radykalności. Banalne trochę.
_________________ ateista
|
Wt lis 14, 2006 19:28 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
No nie, ciezko was zadowolić...
Jak normalne swiadectwo to "banalne'...Jak oryginalne to za "bajkowe"...
Z Afryki-za daleko, z Polski-niewiarygodne...
Ale nie zniechecam się...Wkrótce nowe świadectwo
Cdn.
|
Wt lis 14, 2006 19:32 |
|
|
|
 |
Necromancer
Dołączył(a): Cz paź 19, 2006 7:51 Posty: 744
|
Teresse napisał(a): No nie, ciezko was zadowolić... Jak normalne swiadectwo to "banalne'...Jak oryginalne to za "bajkowe"... Z Afryki-za daleko, z Polski-niewiarygodne... Ale nie zniechecam się...Wkrótce nowe świadectwo Cdn.
Hej to może wygrzebiesz gdzieś świadectwo tych muzyków z 2tm2.3 i arki noego? Tylko takie w miarę szczere, bez koloryzowania. To mnie nawet ciekawiło, a ściemę powinno być widać z daleka.
_________________ ateista
|
Wt lis 14, 2006 19:35 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Ok, postaram się...
|
Wt lis 14, 2006 19:54 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Przyznam, ze jestem wielka milosniczka tworczosci G. K. Chestertona i wracam do jego ksiazek co jakis czas.
Papiez Pius XI nadał mu pośmiertnie tytuł „Defensor Fidei”.
Takie osoby jak: S. Lewis, G. Green, M. McLuhan przyznają się do wpływu Chestertona na ich nawrócenie.
*
"Bez wiary życie nie nadaje się do życia".
G.K. Chesterton
|
Wt lis 14, 2006 19:55 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Tomasz Budzyński. Znany też jako Tom Bombadill i Budzy. 33 lata. Zespoły: Siekiera 1982-84 r., Armia od 1985 r. Teksty, śpiew.
- Uważam, że koncert zespołu Armia jest modlitwą - mówi Tomek Budzyński.
Spokojny, uśmiechnięty, postawny. Na szyi srebrny krzyż. Umawia się na rozmowę w swoim poznańskim mieszkaniu, bo cztery dni wcześniej został ojcem (rozmawiamy 30 marca). Chce być blisko żony i dziecka. Siedzimy w kuchni, mała śpi.
- Nie nawróciłem się w jednej chwili, tak jak święty Paweł, który jechał mordować chrześcijan, a Bóg zrzucił go z konia i ciach.
Mówi szybko, wyraźnie, często dodaje "wiesz", "rozumiesz", "nie?"
- Rozumiesz, u mnie to się działo stopniowo. Teraz wiem, że to łaska boża, łaska Ducha Świętego, że prowadził mnie w ten sposób, pokazywał mi fragmenciki małe, a ja się temu podporządkowywałem.
Budzyński zaczynał granie w puławskiej Siekierze. W ostrym, punkowym zespole śpiewał pełne agresji teksty pisane przez Tomka Adamskiego. Nie utożsamiał się z nimi i po pięciu koncertach odszedł.
- Dla mnie punk rock miał sens jako pewna działalność artystyczna, a nie ideologiczna, jako prowokacja estetyczna, a nie jako działalność polityczno-społeczno-anarchistyczną. Nigdy nie byłem anarchistą. No, rysowałem sobie "A" w kółku, ale taki był image.
- Czy byłem wtedy wierzący? Trudno powiedzieć. Wychowany zostałem w rodzinie chrześcijańskiej, ale to żadna wiara - chodzenie do kościoła na Boże
Narodzenie i Wielkanoc.
- W 1985 roku trafiłem do warszawskiej Armii, zespołu, który założył z byłym liderem Kryzysu i Brygady Kryzys- Robertem Brylewskim.
- Byłem w nieciekawym stanie psychicznym, chorowałem na nerwicę, miałem za sobą zawód miłosny. W Armii od razu poczułem dobry klimat. Spotkałem wspaniałych ludzi, których pokochałem, między innymi Sławka Gołaszewskiego. Dzięki nim zetknąłem się z filozofią New Age. To mi się spodobało! New Age jest atrakcyjna dla młodego człowieka, który chce sam szukać drogi. Dziś Hare Kriszna, jutro pójdziemy na jakąś jogę, potem ćwiczenia oddechowe i super się czujesz! to jest wyrafinowane oszustwo.
- Przez wiele lat moje teksty powstawały pod wpływem fascynacji New Age. Płyta "Legenda" jest typowo gnostycka. Wydawało mi się, że mówimy o Bogu, śpiewamy o Bogu. A to była typowa gnoza. Nawet Jerzy Prokopiuk napisał, że "Legenda" jest perłą poezji gnostyckiej.
- Nadszedł jednak taki moment, kiedy poczułem, że coś tu nie gra. W czasie koncertów czułem, że moje piosenki mają jakąś głębszą myśl. Często mi się zdarzało zwłaszcza w czasie wykonywania piosenki "Przebłysk". Tam są takie słowa: "Światło, świeć, światło, prowadź mnie, niech cię strzeże, niech cię wspiera światło!".
I powiem ci, że jak ja to śpiewałem, to jakiś głos w środku mówił mi "Jezus Chrystus". Pamiętam, że to były jedne z najpiękniejszych chwil mojego życia. Wtedy płakałem w czasie koncertu, łzy mi leciały z oczu, normalnie.
- To odkrycie sprawiło mi wielką przyjemność. No i do tekstu "światło, świeć" dodałem "Jezus Chrystus".
- Postanowiłem, że zaśpiewam tak na koncercie. To było w 1992 roku w Łodzi. Myślałem, że jak to wypowiem, to wszyscy będą zadowoleni, tak jak ja. A tu widzę, że to się nie bardzo podoba. Ludzie zaczynają mi pokazywać jakieś rzeczy, krzyczą "Ty (censored), (censored)". Czuję, że mnie ktoś opluł. Słyszę: "Jesteś (censored), papież też, Jezus tez". To był szok!
- Tam stał na przeciwko mnie jakiś człowiek, straszne wygrażał. Dziki, nasz techniczny, w ryj od niego dostał. On do mnie: "Ty (censored), yee". A ja mówię do niego: "Człowieku, Jezus Chrystus jest Panem". Powiedziałem to po raz pierwszy do siebie i po raz pierwszy wszem i wobec. I pomyślałem: niech mnie tu zabiją.
- Dziś Bogu dziękuję, że tak się stało. Bo do tej pory ja brnąłem w samouwielbienie i byłem na najlepszej drodze, żeby stać się idolem młodzieżowym, gwiazdą rocka. Od tego momentu zacząłem chodzić do kościoła na msze, przystępować do spowiedzi.
Na duchową przemianą Budzyńskiego, a w zasadzie katolicyzm tekstów, zareagowali koledzy z zespołu. Najpierw szeregi Armii opuścił Robert Brylewski, później następny gitarzysta Michał Grymuza i Banan - waltornista.
- Moim nauczycielem, przewodnikiem duchowym stał się niespodziewanie kolega z ławy szkolnej, dziś zakonnik - ojciec Augustyn. W Warszawie na Starówce wpadłem do niego. Pytam się: "Człowieku, co ty tutaj robisz?". A on: "Mieszkam tu" i pokazuje klasztor paulinów. Ja mówię: "A ja dwie ulice dalej". On zaczął odwiedzać mnie i Natalię, z którą mieszkałem. Od razu powiedział: "Żyjecie w grzechu". Nie cackał się. Mnie nie na rękę była takie słowa, no bo my niby tu chrześcijanie, wierzymy w Boga, ale ślub nie potrzebny, bo się kochamy. No i efekt był taki, że po paru miesiącach ten człowiek dał nam ślubu.
- Klasztor paulinów to cudowne miejsce. Tam zacząłem chodzić na nocne modlitwy organizowane prze Ruch Odnowy w Duchu Świętym. Zobaczyłem rzeczy tak niesamowite, że wcześniej bym w to nie uwierzył. Na przykład nawrócenie Darka Malejonka, Dzikiego, Stopy (perkusisty Armii i VooVoo). Tam widziałem na własne oczy uzdrowienia fizyczne. Poznałem też człowieka, który ma dary Ducha Św. - języków, proroctwa, poznania duchowego, egzorcyzmów. A przede wszystkim doznałem wielkiej miłości.
- Rok temu w lutym byliśmy na rekolekcjach w Częstochowie i tam to - fiuuu! Total! Tam nastąpiło świadome nawrócenie. Zobaczyłem swoje życie jak nigdy dotąd. Oddałem swoje życie Chrystusowi, powiedziałem: "Niech się dzieje Twoja wola". Od tego czasu datuje się moje nawrócenie.
- Momentów załamania czy zwątpienia nie miałem. Mieliśmy ciosy: dziecko nam umarło, ale załamań nie przeżywałem. Ja jestem grzesznikiem, ale im więcej czasu mija od nawrócenia, tym więcej widzę. Uczę się żyć w prawdzie, bo tu nie ma się co oszukiwać, całe moje życie dotąd, szczególnie życie artystyczne, było ciemnością.
- Dziś wiem, że zagrałbym koncert z każdym. Jeszcze pięć lat temu powiedziałbym, że z jakimiś faszystami, skinheadami czy satanistami nie występuję. I tak zapisywaliśmy w kontraktach. Teraz wiem, że to była pogarda dla człowieka. JA mogę się nie zgadzać z poglądami skinów i się nie zgadzam, ale to odrzucenie to była też pogarda dla człowieka. Bo Jezus mówi: "Idźcie i głoście Ewangelię.". Jezus wchodził wszędzie, rozmawiał z najgorszymi grzesznikami. Faryzeusze mówili: "O, z grzesznikami pije, z (censored) siedzi". A Jezus powiedział, że nie przyszedł zbawić sprawiedliwych, tylko grzeszników.
- Ja żyję na co dzień? Modlę się, czytam Biblię. W sobotę wieczorem chodzę na mszę świętą. Uczestniczę we wspólnocie neokatechumenatu. To jest taka wspólnota w obrębie Kościoła katolickiego, która stara się żyć według rytu pierwszych chrześcijan. Neokatechumenat to znaczy przygotowanie człowieka do chrztu. Spotkania są dwa razy w tygodniu. Modlimy się, dzielimy Słowem Bożym. Obowiązuje mnie tajemnica, więcej powiedzieć nie mogę.
- Kiedyś w sztuce wpuszczono się w kanał, że artysta stoi ponad moralnością. Ja nie widzę konfliktu między moją twórczością a wiarą. Ale gdyby mój przewodnik duchowy powiedział mi, żebym przestał śpiewać, to był przestał.
Robert Friedrich. Znany też jako Lica albo Litza. 28 lat. Zespoły: Turbo 1988-91, Creation of Death 1991r., Acid Drinkers od 1989 r., Kazik Na Żywo od 1994 r., Flapjack od 1994 r. Gitara, kompozycje, śpiew, teksty.
- Bóg mnie wyciągnął z gorszego bagna niż ta muzyka - mówi Robert Friedrich - Litza.
Dobrze zbudowany blondyn. Uważne, niebieskie oczy, długie oczy włosy spięte w kucyk. Niewielka kozia bródka. Okulary w srebnych oprawkach, na ramionach tatuaże. Na gitarze znaczek Ducha Świętego. Mówi zdecydowanym, twardym, pewnym, ostrym głosem.
- Mimo, że zawsze deklarowałem się jako katolik, zespół Acid Drinkers śpiewał wiele tekstów niegodnych Pana. Treści, które na początku niósł Acid, były mi obojętne. Cieszyliśmy się, że możemy trochę poprzeklinać - akurat w Polsce zniesiona została cenzura. Acid Drinkers miał być przede wszystkim zespołem zabawowym, przynoszącym radość, szczególnie na koncertach. Z drugiej strony z rock'n'rollem miałem niewiele wspólnego. Imprez typu Rolling Stones nigdy nie lubiłem.
- W tym samym czasie miałem solowe projekty. Creation of Death było bardzo zaangażowane. Były to teksty chrześcijańskie od początku do końca, choćby Psalm 69, w którym wołam o pomoc od Boga, żeby mnie wciągnął z tego bagna i błota. Teksty, które pisałem jeszcze w Turbo, też miały odniesienie do Pisma Św., chociaż sam jeszcze nie umiałem wprowadzać je w życie.
- Czy wierzyłem w Boga. Tak! Nie pamiętam, w jakich spodenkach albo jakich sandałkach chodziłem jako Robuś, który ma 3 lata. Nie pamiętam, co jadłem i co piłem, gdy miałem 12 lat, czy co robiłem tego dnia w zeszłym tygodniu o 18.30. Ale zawsze miałem to poczucie, że jest przy mnie ktoś, do kogo mogę się zwrócić, niekoniecznie o pomoc, ale o wzajemną relację. Teraz wiem, że to był Jezus Chrystus, Bóg.
- Wychowałem się w rodzinie niepraktykującej. Mój ojciec był oficerem, żeby wyprawić moją komunię, musieliśmy jechać do znajomych na inne osiedle. Wtedy zresztą religia nie interesowała mnie, wolałem grać w piłkę z chłopakami.
- Kiedy miałem może 18 lat, na moich oczach zginął mój kolega. Szedł ulicą, zobaczył mnie i moją dziewczynę, teraz żonę. Biegł do nas, przez ulicę, minął autobus i wpadł prosto pod samochód. Wtedy zadałem sobie pytanie: "Kim jestem, dokąd zmierzam, co się dzieje z tym chłopakiem?". Modliłem się i okazało się, że Bóg mnie nie wysłuchał. Po trepanacji czaszki i tygodniu pobytu na intensywnej terapii ten chłopak zmarł. Stwierdziłem, że nie ma Boga. Byłem strasznie załamany i sfrustrowany.
- Ale zrozumiałem jednak, że modliłem się do konkretnego Boga, do Jezusa Chrystusa, żeby uzdrowił mojego kolegę. Wtedy się buntowałem, a teraz wiem, że on miał inne plany dotyczące tego chłopaka i mnie.
- Już jako dorosły człowiek przystąpiłem świadomie do sakramenty bierzmowania. Wiedziałem, że jest to bardzo ważny etap i takie dojrzałe powiedzenie Bogu "tak". Potem był sakrament małżeństwa. Po ślubie nasza wiara wzrastała, modliliśmy się, chodziliśmy w niedzielę do kościoła. Ja starałem się być dobrym katolikiem.Teraz z perspektywy czasu wiem, że ja zostawiłem Chrystusa zamkniętego w tabernakulum w niedzielę w kościele i przez cały tydzień boży chodziłem sobie, jak chciałem.
- Przełomowym etapem była moja choroba dwa lata temu. Wiesz, byłem kiedyś facetem, który ważył ponad 100 kg. Byłem duży, silny i jeśli ktoś mnie uderzył, to oddawałem. Piłem dużo alkoholu, zaliczyłem izbę wytrzeźwień już w wieku 15 lat.Byłem tradycyjnym metalowcem, który lubił sobie wypić. Potem żona, dzieci i Bóg - to mnie zmieniło.
- No i nagle grypa, paciorkowiec dostał się do organizmu i w ciągu pół roku zniszczyło mi to organizm doszczętnie. Straciłem 30 procent wagi, zepsuł mi się wzrok. Wszyscy dookoła wiedzieli, że umieram powoli, nie wiedzieli, co się dzieje. Miałem już trójkę dzieci, najmłodsza córeczka miała cztery miesiące, było mi bardzo ciężko. Kiedy wydawało mi się, że ta choroba zaczyna ustępować, okazało się, że aby uratować moje życie, konieczna jest operacja. Takie było niedotlenienie organizmu, że padłem na ulicy, prosto z niej zostałem zabrany do szpitala.
- Operacja dała mi doświadczenie bliskości śmierci. Leżysz na intensywnej terapii, masz to serce otwarte, to są poważne przeżycia. Człowiek to taka istota, która do końca nie rozumie wartości, dopóki sama się nie przekona. Nie wie, co to cierpienie, dopóki nie będzie przez jakiś czas cierpiała. Bóg doświadczył mnie tym cierpieniem, żebym mógł się cały czas nawracać.
- Po powrocie znów miałem okres buntu, nie chciałem zaakceptować siebie - takiego katolika, jakim byłem kiedyś.
- Ten pooperacyjny okres buntu skończył się, gdy wstąpiłem do wspólnoty neokatechumenalnej, w której jestem od ponad roku. Dzięki niej uczę się słuchać Słowa Bożego - szczególnie pokory, przebaczania - i wprowadzać je w życie. Wiem, że moje życie jest służbą - to, co robię w muzyce, w domu, wszędzie. Nawet ten wywiad jest dla mnie obowiązkiem, ja akurat nie lubię udzielać tego typu wywiadów. Takie rzeczy mówi się w cztery oczy. Rozmawiam często o tym po koncertach z ludźmi, którzy chcą porozmawiać. Nic na siłę, beż przemocy, tylko miłością.
Darek Malejonek. Znany też jako Maleo. 35 lata. Zespoły Kultura 1983 r., Izrael - Kultura 1984-86 r., Izrael 1986-95 r., Moskwa 1986-88 r., Armia 1988-93, Houk od 1990 r. Kompozycje, teksty, gitara, bas, śpiew.
- Dziś radykalizmem jest powiedzenie "Jezus jest moim Panem" - mówi Darek Malejonek - Maleo.
Jasne długie dredy (obecnie ich już nie ma). Trzy srebrne kółka w lewym uchu. Na serdecznym palcu lewej ręki złota obrączka. Mówi ochrypłym, twardym głosem. Gdy mocno się zastanawia, kręci ręką dreda. Często dodaje "po prostu", "tak", "wiesz"...
- Moje życie dzieli się na przed Chrystusem i po Chrystusie, czyli z Chrystusem, po prostu tak, jak całe dzieje ludzkości.
- Pochodzę z rodziny zupełnie ateistycznej. Nie chodziłem na religię. Ale pamiętam, że gdy zacząłem świadomie patrzeć na życie, gdzieś w liceum, zacząłem szukać, bo miałem taką pustkę w sercu.
Wtedy zainteresowałem się filozofią, czytałem mnóstwo książek o filozofii greckiej, trochę o nowożytnej. Kiedy grałem już zespole Izrael, interesowałem się rastafanizmem. Nigdy nie byłem rastfarianem, ale ciekawiło mnie, jak się ma kult Hajle Sellasje do Biblii. Wtedy zacząłem czytać Stary Testament. No i pewnego dnia zapukali do moich drzwi Świadkowie Jehowy i zaproponowali mi studiowanie Pisma. Jeden z nich, z nich brat Stefan, znał grekę, hebrajski, po prostu mi imponował swoją wiedzą. Przez pół roku rozmawiałem z nimi, aż zorientowałem się, że coś tu nie gra.
- Zaprosili mnie swoją Paschę, oni to inaczej nazywają - pamiątka śmierci Jezusa. No i kiedy zaczął krążyć puchar z - jak powiedziano mi -krwią Jezusa (winem - D.R.), ktoś powiedział - ci, którzy są godni, niech piją. Było sporo ludzi, każdy brał puchar do ręki, ale nie pił, tylko patrzył i podawał dalej. Mnie to zdziwiło, czemu nikt nie jest godny? No i co się okazało - że w Polsce nikt nie jest godny, tylko sami Amerykanie są godni, bo są ci lepsi, równiejsi. Zupełnie jak u Orwella.
- Grałem wtedy także w Moskwie, to był chyba najostrzej grający zespół w Polsce. W tedy szerzej wchodziły do Polski różne dragi. Paliłem marihuanę i hasz. Sporo w tym czasie skonsumowałem grzybów, do tego kwas, amfetamina. Myślałem, że branie dragów jest jak rozszerzanie świadomości i poszukiwanie własnej tożsamości, że to są podróże w nieznane rejony jaźni, otwieranie umysłu.To było takie próbowanie sacrum bez życia z sacrum. Narkotyki nie wymagają żadnej moralności, tak samo jak New Age nie wymaga żadnej moralności.
- W 1987 roku, kiedy jeszcze grałem z Moskwą, przyjechał ze Stanów Zespół No Longer Music. Mieli zagrać na dużej scenie w Jarocinie, ale okazało się, że mają zakaz, bo była komuna. Proboszcz kościoła w Jarocinie zgodził się, żeby wystąpili na terenie przykościelnym. To był ostry, czadowy zespół hard core. Przyszły straszne tłumy, no bo to na dodatek owoc zakazany. Ostrzy faceci - skóry, długie pióra kolorowe. I nagle okazało się, że oni śpiewają teksty ewangelizacyjne. No Longer Music jeździ i ewangelizuje na całym świecie. Po koncercie lider tej kapeli David Pierce zaproponował, że jeżeli ktoś czuje w sercu, iż chce przyjąć Jezusa, to żeby to zrobił teraz z nim.
Ja wtedy przyjąłem do serca Jezusa i oddałem Mu swoje życie.
- Byłem w tym czasie bardzo daleko od Kościoła. Uważałem się z punko-anarchistę, dlatego byłem nastawiony antyklerykalnie. Mówiłem, że Rzym to nowy Babilon i tak dalej. A ci kolesie pokazali mi Boga od innej strony. Mnie zawsze Jezus kojarzył się z księżmi w sutannach, z jakimiś babciami, dewotkami. To była dla mnie martwa religia. A tu tacy ludzie i wierzą w Jezusa.
- Potem było tak, że niby oddałem Jezusowi życie, ale bardzo szybko zapomniałem o tej przysiędze. Nie wiedziałem, że Jezus bierze wszystko poważnie.
- Z upadkiem komuny, w dużych miastach przyszedł czas dragów. Otworzyły się granice. Nowe dragi były strasznie mocne i można było dostać bardzo tanio. A właściwie dla ludzi z branży to było za darmo. Zaczęła się niezła degeneracja.
- Ja właśnie wtedy zakochałem się i poza Ewą nie widziałem świata. Dziękuję za to Bogu! Pobraliśmy się i w 1990 r. urodziło się moje pierwsze dziecko, Kasia. To wydarzenie postawiło mnie w nowej sytuacji. Jest takie niemodne słowo - odpowiedzialność. Wcześniej nikt tego ode mnie nie wymagał. To mnie włączyło z całonocnych balang, z tego chorego odlotu. Teraz wiem, że był to palec Boży, ale wtedy tego nie wiedziałem.
- W swoim czasie sporo eksperymentowałem z halucynogenami - psylocybiną i LSD. Któregoś razu mocno przegiąłem z kwasami i o mało nie skończyłem w psychiatryków z ostrą schizofrenią. Kiedy wydawało mi się, że jestem w samym środku piekła i fizycznie doświadczam wszechobecności i potęgi złą, uświadomiłem sobie, że nikt nie jest w stanie mnie uratować.
- Wiem, że to było konsekwencją tego, że kilka lat przedtem oddałem Jezusowi życie. Ja o tym nie pamiętałem, ale Jezus pamiętał i mi pomógł. Fizycznie poczułem, że on mnie wyciąga z tego. I wtedy uwierzyłem w Jezusa! Zobaczyłem, że nie jest to żadna martwa religia, doświadczyłem, że Bóg żyje, że Bóg jest, że jest mocniejsze niż i że ma moc wyzwolenia mnie z każdej sytuacji.
- Od tego momentu postanowiłem zmienić swoje życie. Wszedłem na drogę nawrócenia. Pomogli mi w tym moi przyjaciele protestanci. Pewnego dnia zadzwoniła dziewczyna, powiedziała, że jest znajomą Davida Pierce'a, i spytała, czy zagramy z nimi wspólną trasę po Polsce. Powiedziałem, że jasne. Na tej trasie zobaczyłem niesamowitą rzecz - że po koncercie ludzie oddają serce Jezusowi. Zobaczyłem, jaką Jezus ma moc. Wtedy czułem się jeszcze z słaby, żeby publicznie mówić o Jezusie.
- Niedługo potem Tomek Budzyński zaprosił mnie na spotkanie Ruchu Odnowy w Duchu Świętym u paulinów. Mówił mi, że tam są uzdrowienia, że ludzie modlą się w językach, których nie znają. Dla mnie to było niewiarygodne. Myślałem, że katolicyzm jest czymś martwym.
- Poszedłem tam i dostałem Słowo.
To było tak mocne, intymne spotkanie z Bogiem, że Darek jeszcze nie chce o tym opowiadać.
- Wtedy pękła skorupa mojego serca, zostałem ochrzczony w Duchu Świętym i zrozumiałem, że tu jest moje miejsce. Wiesz, dużo łączy protestantyzm i katolicyzm niż dzieli, przecież Chrystus jest jeden, a my jesteśmy wszyscy braćmi. Ale w katolicyzmie odkryłem to, czego nie ma w protestantyzmie - sakramenty święte.
- Jak przyjęli moje nawrócenie znajomi. Ja nie przekreślam tego, co przeżyłem, taka była moja droga i moje doświadczenie. Teraz bycie punkowcem, anarchistą czy rastamanem nie jest niczym dziwnym. Takie subkultury są promowane przez pisma typu "Popcorn", "Bravo" itd. A teraz dużo większym radykalizmem jest powiedzenie "Jezus jest moim Panem". Bo w tym świecie, w którym rządzi pieniądz, sukces i kariera, jak powiesz, że tylko ufasz Jezusowi, którego nikt nie widzi to patrzą na ciebie jak na jakiego świra albo maniaka.
- Jednak wielu ludzi z tzw. "generacji X" szuka kogoś, kto by uzdrowił ich życie, chore relacje ze światem, bliskimi i samymi sobą. Tylko Bóg
|
Wt lis 14, 2006 20:14 |
|
 |
Necromancer
Dołączył(a): Cz paź 19, 2006 7:51 Posty: 744
|
No to było nawet spox, choć i tak ich nie rozumiem. Oni wychowali się prlu i pewnie im trudno było się znaleźć w nowej rzeczywistości. Nagła wolność i nie wiadomo co ze sobą zrobić. Wiesz z którego to roku?
_________________ ateista
|
Wt lis 14, 2006 21:11 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
|
Wt lis 14, 2006 21:20 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
A ja proponuje przeczytac o nawroceniu Marka Jackowskiego, gitarzysty zespolu Maanam.
fragment wywiadu
Przejdźmy do tego, co się działo się u ciebie w ostatnich latach. Na początku rozmowy wspomniałem, że "powróciłeś do Pana Boga". Był w twoim życiu taki moment, że jakoś bardziej świadomie w Niego uwierzyłeś? Jak to się dokonało, w jakim kontekście, dlaczego akurat wtedy, a nie kiedy indziej?
To nie było tak, że w jakimś momencie uwierzyłem i już było wszystko dobrze. To była wiara bardzo krucha, chwiejna. Iluż świętych modliło się przez całe życie: "Przymnóż mi wiary, Panie Boże, przymnóż mi wiary". W każdej chwili jesteśmy wystawiani na próbę przez swoją pychę, przez swoje chcenie pokazania siebie światu w lepszym świetle, jesteśmy narażeni na odejście. Każda taka chęć, że ja... powoduje jakby ześlizgiwanie się w dół. Więc to wszystko nie było takie proste.
Zatem nie nastąpiło to tak - w jednej chwili?
Wydaje mi się, że w moim przypadku sprawdziło się to, co mówił Jezus. Tych, których Pan Bóg kocha, czasami tak wypróbowuje - muszą przejść przez ogień; tych których kocha, musi poddawać próbie. I tutaj była ona próbą złamania samego siebie, czyli próbą złamania samego siebie w mojej przejażdżce, czy też przygodzie z alkoholem. Wyrzeczenie się alkoholu w tym momencie, w którym miałem się go wyrzec, było wyrzeczeniem się samego siebie. Czyli tego, co było napędem naszego życia przy tych olbrzymich zmęczeniach przy koncertach, później w wolnych chwilach. Była to rezygnacja z czegoś, co powoduje, że się dobrze czujemy. Oczywiście, następnego dnia (po koncertach) czuliśmy się zawsze fatalnie, gdy się łapało wiatr w plecy. I jak się tego wyrzec? Takiej przyjemności? Było to złamanie samego siebie, i to już nie na zasadzie, że się czegoś tam wyrzekam, tylko musiałem się wyrzec nałogu. Bo to był nałóg. Czyli coś, czego właściwie nie można się pozbyć. Trzeba samego siebie złamać, żeby od tego odejść. Bardzo trudna rzecz, zwłaszcza z alkoholem. Z narkotykami jest jeszcze gorzej...
calosc na str
http://www.opoka.org.pl/zycie_kosciola/ ... owski.html
|
Wt lis 14, 2006 21:45 |
|
 |
ToMu
Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49 Posty: 10063 Lokalizacja: Trójmiasto
|
Nie wiem, czy ktoś już pisał o Janie Budziaszku...
Bardzo ciekawa postać. Polecam poczytać "Dzienniczek perkusisty".
_________________ Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)
Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www
|
Cz lis 16, 2006 8:10 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Kolejne świadectwo, nawrócony Świadek Jehowy
Mam 22 lata. Od małego dziecka wychowałem się w rodzinie Świadków Jehowy. Przez 11 lat bytem "ochrzczonym głosicielem zborowym". Jednak w moim życiu dokonał się cud nawrócenia. To sam Bóg w Trójcy Jedyny - Jahwe, a nie Jehowa udzielił mi siły, by porzucić, po 18 latach, szeregi Świadków Jehowy.
W sierpniu 1996 r. miałem zaszczyt uczestniczyć w pielgrzymce do Matki Bożej na Jasną Górę. W Sanktuarium długo dziękowałem Kochanej Matce Maryi za cudowny dar nawrócenia i tam przysiągłem Jej, że resztę mojego życia poświęcę na aktywną działalność w obronie wiary Chrystusowej przed sektą Świadków Jehowy. Mam pod tym względem możliwości bardzo duże, ponieważ w ciągu 18 lat zdążyłem ich bardzo dokładnie poznać.
Byłem bowiem zawsze bardzo dociekliwy, i jako Świadek Jehowy "przodowałem" w gorliwości. Czasami byłem nawet pionierem pomocniczym.
Moje życie było bardzo burzliwe i mimo młodego wieku wiele już przeżyłem, a jeszcze więcej widziałem. Bez względu jednak na to, jak bolesne były te przeżycia, uważam się obecnie za jednego z najszczęśliwszych ludzi, ponieważ doznałem na sobie cudu, którym było moje nawrócenie. Dlaczego uważam je za cud? I co spowodowało, że ja, człowiek od małego wychowany w sekcie Świadków Jehowy, nagle w wieku 21 lat decyduję się ha opuszczenie szeregów "głosicieli".
Przez lata obserwacji zauważyłem, że Świadkowie są całkowicie uzależnieni od "Organizacji", której wszelkie wytyczne podawane są za pośrednictwem "Strażnicy" - ich głównego czasopisma. Co więcej, przekonałem się, że choć teoretycznie mówi się, że najważniejsze jest Pismo Święte, to w rzeczywistości ... zamiast Biblii "Strażnica" została... i same okładki Biblii (fragment wiersza pani Marii Kosowskiej, która przez 13 lat była Świadkiem Jehowy).
Towarzystwo "Strażnica" jest uważane za jedyny "kanał łączności" z Chrystusem. Hegemonia "Strażnicy" bardzo mnie raziła, tym bardziej, że w ciągu zaledwie 120 lat historii zboru, "Towarzystwo" wielokrotnie zmieniało swoje nauki, a nierzadko nawet sobie zaprzeczało. Tajemnicą poliszynela jest fakt kilkakrotnego wyznaczania przez nich daty końca świata. Najczęściej przypomina się lata 1914 i 1975, chociaż było ich znacznie więcej. Kiedy jednak w 1914 roku nie nastąpił koniec świata, przemianowano go na rok, w którym rozpoczęta się paruzja, czyli powtórna obecność Pana Jezusa. A przecież nie ma na to żadnych biblijnych dowodów. Jeśli natomiast wspomnieć rok 1975, to i tu srodze się zawiedli, bowiem Pismo wyraźnie oświadcza, że nikt nie może znać dnia ani godziny (Mt 24, 36).
Wszystko to budziło moje wątpliwości, więc zacząłem dokładniej przyglądać się działalności, a szczególnie historii "Organizacji". Zacząłem patrzeć krytyczniej na nauki "Strażnicy" i dokładnie "badać pisma, czy tak się rzeczy mają". Oczywiście wnioski pozostawiałem dla siebie, ponieważ za krytykowanie "Niewolnika" grozi wykluczenie, czego wówczas się obawiałem.
"Strażnica" wychowuje swoich czytelników na bezwolne, zawsze posłuszne narzędzia do spełniania określonych zadań. Przekonałem się o tym osobiście. Ponadto każdy głosiciel musi być zajęty, by nie przyszło mu do głowy zastanawiać się nad niejasnościami, więc wyznacza się każdemu coraz to inne zadania.
Jeśli mimo wszystko ktoś zacznie zadawać pytania, nieodmiennie pada odpowiedź: "bracie, poczekaj aż "Niewolnik Wierny i Rozumny" w słusznym czasie da wtaściwe wyjaśnienie". Kiedy już przyjdzie czas i dany problem zostaje omówiony w "Strażnicy", nierzadko okazuje się, że dotychczasowe wyjaśnienia byty błędne. Wtedy mówi się, że jest to "Nowe Światło" od Boga. Dziwne jest jednak to, że "Nowe Światło" zaprzecza informacjom, które pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat wcześniej były także "Nowym Światłem".
Mimo swojego młodego wieku, sam pamiętam co najmniej dwie poważne zmiany. Na przykład do roku 1989/90, Świadkowie Jehowy oficjalnie twierdzili, że przynajmniej niektórzy mieszkańcy Sodomy i Gomory otrzymają zmartwychwstanie do życia na ziemi (wiecznego - oczywiście; patrz książka p.t. "Będziesz mógt żyć wiecznie w raju na ziemi", str.179 § 9, 1984 [Wachtower Biblie and Tract Society]). Natomiast w roku 1990 wyszło "Nowe Światło", bowiem okazało się, że "tak okropnie niegodziwi ludzie" nie będą z martwych wzbudzeni, bo "Pismo Święte wyraźnie wskazuje, że tak nie będzie" (patrz j. w., wyd. 1990).
No cóż, widocznie zaledwie 6 lat wcześniej Pismo mówiło coś innego, a Duch Święty, którym podobno są namaszczeni wydawcy i autorzy spośród "Niewolnika Wiernego i Rozumnego", najwyraźniej się pomylił. Ale to jest niemożliwe! Bóg się nigdy nie myli!
To Świadkowie są zmuszeni od czasu do czasu dokonywać rewolucji w swych wierzeniach, bo niestety okazuje się, że często są one nielogiczne. I czy ja mogłem dalej w to wierzyć? Dziękuję Panu Bogu, że mnie uwolnił z tej niewoli kłamstwa! Przekonałem się o prawdziwości słów Pańskich: "i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (J 8, 32).
Ale nie jest to jedyny powód dla którego już nie jestem Świadkiem Jehowy. Od dawna raziła mnie w ich doktrynie niesamowita pewność siebie. Należą do tego typu ludzi, którzy mówią: "Tak jest, i na tym koniec". Ludzie tacy nie chcą znać prawdy, która nie mieści się w systemie ich przeświadczeń, i wszystko, co się z nimi nie zgadza odczuwają jako groźbę.
Płyną przez życie rzucając na lewo i na prawo swe slogany: "wszystko co nowe, nieznane, poszerzające horyzonty, to coś złego (...); a wszystko co stare, tradycyjne i krępujące, to coś dobrego" (dr Robert Anthony, "Pełna wiara w siebie" , wyd. studio EMKA Warszawa 1996, str. 26). W związku z tym nieraz zadawałem sobie pytanie: jak to możliwe, żeby jedynym miarodajnym źródłem właściwej interpretacji Biblii był "Niewolnik", skoro tak często zmienia swe stanowisko, nierzadko w zasadniczych sprawach.
Bardzo nie podobało mi się też osądzanie ludzi - bardzo tam powszechne - i określanie już teraz, kto z nich należy do "owiec", które będą zbawione, a kto do potępionych kozłów", zupełnie tak, jakby to nie Bóg, a Świadkowie mieli przeprowadzać Sąd Ostateczny. W całym ich nauczaniu nie trudno jest zauważyć dziwne dostosowywanie interpretacji do wygodnych wierzeń. I tak na przykład: doktrynę o Trójcy Świętej odrzucają, stosując takie oto "logiczne" wytłumaczenie: 1 Bóg + 1 Bóg + 1 Bóg to nie może być 1 Bóg, bo 1 + 1 + 1 = 3, a nie 1.
W ten sposób fundamentalną prawdę o istocie Boga sprowadzają do poziomu równania
matematycznego na poziomie przedszkola, pomijając wyraźne dowody na prawdziwość Boga Trójjedynego. Natomiast proste sprawy komplikują do tego stopnia, że nawet wprawiony Świadek Jehowy ma kłopoty ze zrozumieniem tego. Na przykład biblijną gwarancję zbawienia "całej pełni" czyli wszystkich, wyobrażoną w Apokalipsie św. Jana przez 144 000 (12 x 12 x 1000; 12 pełnia), tłumaczą jako OGRANICZENIE liczby zbawionych (!!!). Twierdzą bowiem, że 144 000 to literalna liczba ograniczająca ilość osób, które pójdą do nieba.
Pozostali "wierni Świadkowie" otrzymają warunkowe zbawienie - warunkowe i czasowe - na 1000 lat, aby dojść do stanu bezgrzesznego. "Potem ci, którzy nie przejdą próby z pozytywnym wynikiem, "zginą razem z szatanem" w czymś, co ja nazywam Armagedonem - bis, czyli drugim końcem świata (pierwszy nastąpi za naszego życia, i zginą w nim wszyscy poza Świadkami). Czyż takiej nauki - nawet na zdrowy rozsądek - nie można nazwać niedorzecznością? Nie tylko można, ale trzeba!
Historia organizacji zrzeszającej obecnych Świadków Jehowy także obfituje w wiele ciemnych spraw. Do tego stopnia, że można mieć poważne wątpliwości co do "Ciała Kierowniczego". Na przykład bardzo niejasne są kulisy objęcia rządu przez drugiego prezesa Towarzystwa Strażnica, po nagłej i dość tajemniczej śmierci w pociągu założyciela Ch. T. Russela. O fotel prezesa walczyło wówczas kilku członków zarządu, ale promowany byt jeden z najbliższych współpracowników Russela.
Tymczasem "wojnę" - bo tak to można nazwać - wygrywa nikomu nie znany prawnik Towarzystwa J. F. Rutherford. Ci, którzy nie uznali nowego prezesa zostali wykluczeni, a następnie wydaleni z ośrodka głównego. Co ciekawe, na zdjęciu zrobionym na 4 lata przed śmiercią Russela, a przedstawiającym najbliższych jego współpracowników nie ma Rutherforda (zob. książkę p. t. "Świadkowie Jehowy - głosiciele Królestwa Bożego"; wyd. Wathtower - Strażnica).
Ale przełomowym momentem w moim życiu było wydanie przez Świadków Nowego Testamentu w języku polskim, który szumnie nazwali "Chrześcijańskie Pisma Greckie w przekładzie Nowego Świata". Już pobieżne przewertowanie tej publikacji sprawiło, że przeszył mnie dreszcz przerażenia.
Zrozumiałem, że mam w ręku książkę, która ma być Słowem Bożym, a jest w rzeczywistości publikacją, dostosowaną do wierzeń i odpowiednio ukierunkowaną. Wiele tekstów jest po prostu zmienionych i to w tak subtelny sposób, że dopiero dokładne porównanie Biblii z tą publikacją daje pełny obraz zafałszowań w niej poczynionych. Podam tu na przykład werset, który ma ZUPEŁNIE inne znaczenie w Biblii i w "Chrześcijańskich Pismach..." Świadków.
Biblia Tysiąclecia: Jezus mu odpowiedział "Zaprawdę powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju" (słowa Pana do złoczyńcy wiszącego obok Niego na krzyżu - Łk 23, 43).
Chrześcijańskie Pisma Greckie w przekładzie Nowego Świata: A on rzekł do niego: "Zaprawdę mówię ci dzisiaj: będziesz ze mną w raju".
Czy zwróciliście uwagę jak niewinna zmiana tu nastąpiła? Dwukropek przesunięto z przed, za słowo "dziś". Musieli w tym wypadku dokonać takiej zmiany, bo przecież nie wierzą w życie pozagrobowe, a tymi słowy Chrystus zaprzeczał nauce Świadków Jehowy. Nie jest to jedyne miejsce, gdzie Świadkowie zmienili treść Słowa Bożego. Takie przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Fakt pozostanie faktem: Świadkowie Jehowy sfałszowali Biblię!
Kiedy byłem Świadkiem Jehowy, wielokrotnie powtarzano mi, że są oni wzorem miłości, jedności i wyrozumiałości. Obowiązywało mnie przekonanie, że tylko oni postępują zgodnie z wolą Bożą. Kiedy nauczałem, musiałem podkreślać, że inne kościoły nie okazują takiej miłości. Na "dowód" przytaczałem fakt, że Świadkowie odmawiają udziału w służbie wojskowej, by nie mieć jakiegokolwiek udziału w sztuce zabijania - jak nazywają obronę. Ponadto stawiałem na wzór wspólnotę Świadków, która rzeczywiście przy pobieżnej obserwacji sprawia bardzo dobre wrażenie.
Jednocześnie jednak miałem wątpliwości co do tej "bezinteresownej miłości". Bytem w środku i widziałem wiele różnych rzeczy. Rzeczy, pod którymi Chrystus na pewno by się nie podpisał. To prawda, że w pewnych okolicznościach potrafią się pokazać. Świadkowie okazują miłość tylko w bardzo ograniczonym zakresie - za to bardzo spektakularną. Natomiast jeśli chodzi o miłość bliźniego - to z czystym sumieniem mogę powiedzieć: Wśród Świadków Jehowy nie ma miłości bliźniego. Czy można nazwać miłością potępianie błądzących, poprzez wyrzekanie się znajomości z nimi tak, że nawet zwykłego "dzień dobry" nie wolno powiedzieć?
To nie miłość kieruje ich postępowaniem, tylko nienawiść. Nienawidzą wszystkich i wszystkiego, co nie jest związane z tą wiarą. Każdy Świadek oczywiście temu zaprzeczy, ale czyny mówią głośniej niż słowa. Znane są przecież wszystkie słynne nagonki Świadków na Kościół z epitetami typu: świnie wracające do błota, ("Strażnica", 13.04.1989, nr  , nierządnica, Babilon, słudzy diabła, sataniści w chrześcijańskich skórach itp.
Twierdzą, że okazują miłość wszystkim ludziom, chodząc po domach i namawiając ich do porzucenia religii, a nierzadko do wyrzeczenia się rodziny. Niedawno rozmawiałem z pewną panią, której mąż przeszedł do Świadków Jehowy. Powiedziała mi, że odkąd porzucił Kościół, przestał interesować się rodziną, przestał nawet łożyć na utrzymanie dzieci, a cały czas i wszystkie fundusze, jakimi dysponuje, poświęca na chodzenie po domach. Dzieci mają co jeść i w co się ubrać tylko dlatego, że mama pracuje na pełnym etacie. Czy to jest miłość?
Biorąc to wszystko pod uwagę, zrozumiałem, że nie mogę dłużej utożsamiać się z sektą Świadków Jehowy. W związku z tym wystosowałem do starszych zboru list, w którym poinformowałem ich; że odtąd już nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Uzasadniłem to w odpowiedni sposób.
Jednak w moim rodzinnym mieście byt to dla nich straszny cios, więc chcąc to jakoś usprawiedliwić w opinii publicznej, zaczęli rozpowiadać, że ja nie odszedłem sam, tylko zostałem wykluczony za niemoralność. Ale to jest kłamstwo i przyznam, że bytem zaskoczony tym, że posunęli się nawet do tak jawnego złamania własnych zasad.
Do przyjęcia I Komunii Świętej przygotowywał mnie ks. Krzysztof Gadowski - wikariusz parafii Włoszczowa, a udzielili mi Jej w postaci Ciała i Krwi Chrystusa w dniu 30 października 1996 r. ks. proboszcz Edward Terlecki i ks. Krzysztof Gadowski. Jeszcze przed I Komunią - za ustną zgodą ks. bpa Mieczysfawa Jaworskiego - miałem zaszczyt dawać świadectwo mojego nawrócenia w niektórych parafiach diecezji kieleckiej, w formie 20-25 minutowego odczytu, w miejsce kazania podczas Mszy ,Świętej Oprócz tego miałem już kilka spotkań z młodzieżą i jest to dla mnie źródłem wielkiej radości - większej niż kiedykolwiek zaznałem w szeregach Świadków Jehowy.
Mimo tego jednak ciągle czuję, że jeszcze robię zbyt mało, że powinienem jeszcze więcej dążyć do walki z tą sektą. Sam przecież widziałem, jak zabijają wiarę setek chrześcijan, uzależniając ich od "Strażnicy" oraz "Niewolnika Wiernego i Rozumnego" - jak nazywają "namaszczonych" czyli wybranych.
Z wdzięczności do Pana Boga i Jego Matki postanowiłem moje dalsze życie poświęcić na służbę Bogu, więc odtąd staram się robić to, co najlepiej umiem: demaskować obłudę i kłamstwo w naukach Świadków Jehowy. I tak na przykład w niektórych parafiach podczas niedzielnych Mszy Świętych mam możliwość - zamiast kazania - dawać świadectwo mojego nawrócenia.
Adam Bielan
|
So lis 18, 2006 20:44 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
To swiadectwo nawrocenia jest niesamowite, autorem jest Kanadyjczyk z Ottawy, David Macdonald.
Gra na gitarze i flecie, spiewa, pracuje dla niepelnosprawnych, ewangelizuje jezdzac ze swoimi koncertami po calym swiecie.
Jego zycie nadaje sie na scenariusz filmowy - wystepowal na Broadway, prowadzil szalone, hulaszcze zycie. Dwukrotnie zezwolil na aborcje swoich dzieci. Naduzywal alkoholu, zazywal narkotyki.
Nie bylo w tym zyciu miejsca dla Boga.
Pozniej na 3 lata stracil glos, do tego stopnia, ze nie mogl wcale mowic.
Wraca z USA do Kanady.
Zaczyna zastanawiac sie nad sensem zycia. Jest to etap szukania. Jest czloniem roznych sekt, styka sie tez z New age.
Kiedy przyjezdza do Montrealu aby spotkac sie ze swoim guru ze sekty, zachwycony wspaniala budowla Oratorium sw. Jozefa wchodzi do swiatyni. Tu nastepuje cud jego nawrocenia, ktory tak opisuje na swojej stronie internetowej.
" I walked into the Church and saw elderly women putting their hands on the feet of the statue of Jesus. They were whispering prayers and humbly walking away with their heads bowed. I was very moved and said to myself, "These women have faith! Maybe the Church isn't a cold stone building full of hypocrites" - which was my attitude before that moment. I walked around the tomb of brother Andre. (I bet he was interceding for me). I felt very moved and went upstairs to the large Church upstairs. The lights were off, and the Church was empty. There was just a light on the Cross. Unlike my experience at Madison Square Garden, this time I was alone with the Lord. It was just me and Him. I lay face down on the marble floor and said:
"Lord Jesus, I don't know you at all, but here I am, thinking of changing my name, of leaving my home, and joining a cult. Could you please come into my life? Take my heart, take my health, take my circumstances, take everything about me. I'm yours."
Cale swiadectwo w jezyku angielskim mozna przeczytac na tej sronie.
http://www.davidmacd.com/web_pages/testimony.htm
A pozniej zachcecam do obejrzenia zdjec z galerii Davida, jest tam wiele niespodzanek.
Lord Jesus, I thank you for all you have given me. I thank you for all I have lost. And I thank you for all the hearts that you've touched through me and the hearts that have loved me to health and happiness in your most Precious and Holy Name. Amen
|
N lis 19, 2006 22:03 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
FIDEL CASTRO :-)
Mieszkająca w Stanach Zjednoczonych córka Fidela Castro - Alina powiedziała włoskiemu dziennikowi "Corriere della Sera", że jej ojciec tak bardzo zbliżył się ostatnio do Boga, że nie myśli już o Kubie.
W opublikowanym w piątek wywiadzie wyraziła opinię, że kubański przywódca z powodu stanu zdrowia nie będzie uczestniczył w hucznych obchodach swoich 80. urodzin, które odbędą się na wyspie od 28 listopada do 2 grudnia.
- Ostatnio Fidel Castro zbliżył się na nowo do religii: u progu śmierci odkrył Jezusa. To mnie nie dziwi, bo tata został wychowany u jezuitów - podkreśliła Alina Castro. Na pytanie o to, czy według niej boi się on śmierci, odparła: "Nie wiem, czy to można nazwać strachem. Ale jestem przekonana, że dzisiaj jest bardziej zainteresowany losem swojej własnej duszy, a nie przyszłością Kuby".
|
Wt lis 21, 2006 12:42 |
|
 |
Necromancer
Dołączył(a): Cz paź 19, 2006 7:51 Posty: 744
|
Z tym Fidelem to bym się tak nie śpieszył. Dopóki sam nie powie tego publicznie lepiej być sceptycznym. Ludzie nie nawracają się na łożu śmierci. Choć są tacy którzy twierdzą, że Fidel pozostał katolikiem całe życie.
_________________ ateista
|
Wt lis 21, 2006 12:45 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|