Bóg nie zapobiegł tragedii wynikającej z działania natury. Nie ocalił ludzi, jednak jednocześnie dzięki temu już teraz nie martwią się niczym stojąc przed Jego obliczem. Tak samo jak każdy doznający śmierci.

Więc może lepiej żeby wszyscy doznali śmierci?

Wszyscy doznają śmierci. Każdego dnia myślimy że mamy coraz mniej czasu tutaj. Gdyby Bóg pozwolił umrzeć wszystkim równałoby się to końcu ludzkości przynajmniej - do czasu utworzenia nowej ziemi dla zbawionych. Bóg powiedział, iż taki czas nadejdzie nie mówiąc jednak kiedy to nastąpi.

Chodzi mi o to, że takie podejście do śmierci "nic się nie stało a właściwie to nawet dobrze się stało" może rodzić pewne wątpliwości co do sensowności życia, moralności zabójstwa itd. bo co jest złego w pozbawieniu kogoś życia jeśli w gruncie rzeczy tylko go w ten sposób uszczęśliwiam? Ogólnie życie z takiej perspektywy wydaje się przykrą koniecznością i chrześcijanie świadomi tego problemu mocno potępiali samobójstwo ale zakazy nie rozwiązują problemu. Co najwyżej zniechęcają do pewnych destruktywnych dla społeczeństwa sposobów interpretacji ich nauczania ale chyba jednak trochę a zasadzie "bo tak" bez podawania przekonujących wyjaśnień czemu właściwie ma służyć życie na ziemi.

Przepraszam. Wiele ofiar trzęsienia ziemi miało szczęście. Zostali zmiażdżeni, a to oznacza szybką śmierć. Może zdarzyła się jakieś mniej przyjemna, wydłużające się procedura odejścia na tamten lepszy świat, jednak nie należy się tym przejmować. Ważne aby zachować wiarę i chwalić Pana za to że tak łagodnie potraktował większość. Oby i nam tak udało się dokonać żywota. Już się nie mogę doczekać.

Mój kolega interpretuje "przyjdź królestwo Twoje" jako prośbę o śmierć i wcale nie żartuje. Robi na mnie wrażenie katolika który stara się poznawać swoją wiarę. Nie wiem natomiast czy tu ma racje, tzn. czy o to chodzi w modlitwie

Może nie warto od razu zakładać, że Bóg nie istnieje, a to pytanie samo w sobie jest trudne. W Piśmie Świętym jest wszystko napisane, tylko jeszcze jedno pytanie- Biblia to tekst o charakterze symbolicznym, każdy rozumie go inaczej. A co do cierpiących dzieci...niektóre cierpią przez własne błędy, inne przez błędy bliskich, a jeszcze inne przez coś, nad czym władzy nie mają. I jak się wierzy w Boga, to cierpienie jest próbą, której się nie dostrzega. Cierpienie jest mimo wszystko osobiste, bo to my decydujemy w jaki sposób sobie z tym cierpieniem radzimy. Od tego się nie ucieka. To ludzie wybrali sobie taki los. I racja- dzieci w tych sprawach są bezbronne, niedojrzałe, ale to nie znaczy że nie mają szans na pomoc, a skoro same z cierpieniem nie dają sobie rady, to my ludzie jesteśmy po to by im pomagać. To trudne i za długo by pisać, ale w Piśmie Świętym rzecz jasna- też o cierpieniu jest tylo trzeba chcieć zrozumieć....

Zdarza się jednak, że pomoc nie nadchodzi lub jest niewystarczająca czy wręcz pogarsza tylko sytuację. A co do próby to trudno mówić o jakiejś próbie w wypadku niemowląt czy ogólnie małych dzieci które niewiele jeszcze rozumieją nie mówiąc już o zwierzętach których cierpienia są bezsensowne bo i tak po śmierci donikąd nie idą.

Jak chcemy żeby było "fajnie" w naszym życiu i robimy po swojemu i niewygodne dla nas są Boże zasady to jest ok - odrzucamy jego wolę. A jak mowa o chorobach cierpieniach wypadkach itd. to już pretensje? nieszczęscia są rezultatem grzechu. Grzechu który panuje na Ziemii, grzechu człowieka. A głębiej nie potrafie wytłumaczyć, bo sam nie znam odpowiedzi na wszystko. Tylko pytanie czy musimy wszystko wiedzieć? dlaczego myslimy tak czesto ze powinnismy znac odpowiedz na kazde pytanie aporpo NIEPOJETEGO i NIEZMIERZONEGO Boga?

witam kontrowersyjny temat z cierpieniem dzieci..uważam ze tak samo jest z każdym cierpieniem które nas dotyka.Jest po prostu NIEWAŻNE wobec tajemnicy miłości .Myślę ze tak należy myśleć i o każdym złu i o śmierci. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć sobie tego świata. Czy cierpienie uszlachetnia? wątpię J.Tischner przed śmiercią (gdy b. cierpiał nie potrafił już mówić) napisał na kartce NIE USZLACHETNIA ...Bez komentarza

Zgadzam się z tym co napisał davebream.Rzeczywiście ,większość ludzi ma takie podejście-pozwól nam Boże robić co nam się podoba,ale uchroń nas przed konsekwencjami.Bo jak nie,to przestaniemy w Ciebie wierzyć.Wygląda na to,że to ludzie stawiają Bogu warunki,a powinno być odwrotnie.

Virdis odpowiedź na wiele twoich pytań.
" Wiecie o tym, że Jezus był kiedyś w łodzi, podczas wielkiej burzy?... Podobna sytuacja dzieje się również z duszą. On dopuszcza, by nadeszły burze, a sam zdaje się spać. W rzeczywistosci dopóki cały człowiek nie zostanie zdeptany i zdruzgotany, Bóg czasami nie pozwala burzy ustać. I postepuje tak szczególnie ze swymi prawowiernymi dziećmi." bł. Aniela z Foligno

skoro mowa o dzieciach, to nie wtrącajmy tu zwierząt... a czy pomoc dzieciom nadejdzie czy nie... na pewno znajdą spokój i szczęście...

Ja mam jeszcze pytanię do naszych "oponentów" nie do wszystkich, ale tych którzy najbardziej zajadle obrzucają błotem naszą wiarę, a my mamy jej bronić. Czy przyszliście tutaj by się czegoś dowiedzieć czy tylko najerzdżać na naszą wiarę i kościół?

Krzysiek, rozszyfrowałeś mnie. Ja jestem tu aby zniszczyć Boga. Oczywiście nie przeszkadza mi fakt, że tego nie da się zrobić.