DOBROWOLNY ŚWIADOMY GRZECH W CELU OSIĄGNIĘCIA JAKIEGOŚ DOBRA...?
Przykład przedstawiony przez Saxona daje do myślenia jednak, według mnie, nie całkiem pasuje do tematu - taki wybór między mniejszym a większym złem nie spełnia warunku dobrowolności. Wszak chodzi tu o walkę o życie. Osoby w takiej sytuacji są
zmuszone do podjęcia wyboru.
O szybkiej jeżdzie samochodem z kobietą w ciąży na tylnym siedzeniu też nie warto dyskutować - raz, że to kwestia raczej rozsądku niż moralności, a dwa że, podobnie jak u saxona, dotyczy stanu wyższej konieczności...
Ja raczej skupiłbym się na stronie moralnej:
Człowiek sobie spokojnie żyje: nie umiera i nie rodzi. Ma jakieś pragnienie, szczytny cel, błyskotliwy plan... Chce uczynić ten świat lepszym, choćby w tym najmniejszym, lokalnym czy indywidualnym wymiarze... Chce uczynić DOBRO - ale żeby było lepiej, trzeba po drodze popełnić grzech. Jakiś. Jaki - nieważne.
Co o tym sądzić? Trochę sobie "pofilozuję", ale nie jestem w tym zbyt dobry, więc postaram się załatwić to szybko, w krótkich
żołnierskich słowach:
Kiedyś, wśród buntowniczych "ynteligjętnych" nastolatków, panowała moda na "zaginanie" księdza za pomocą takiego pytanka:
"Jeśli Bóg jest wszechmogący, to czy może stworzyć kamień, którego.. nie będzie mógł podnieść?"...
Dinx polega na tym, że pytako takie jest nielogiczne. Zawiera w sobie sprzeczność.
Wg mnie,
"Popełnić grzech w celu osiągnęcia dobra"... też jest taką sprzecznością. Taka możliwość nie istnieje... Czemu?
DOBRO
Bóg jest dobrocią. Wszystko, co dobre, od Boga pochodzi. Dobro jest jakby uobecnieniem Boga w tym świecie, "ucieleśnieniem" Jego Natury...
W Nim żyjemy, poruszamy się... Nim "oddychamy". Czyniąc dobro wchodzimy niejako w kontakt z Bogiem... (wiem, że to ma dziury jak ser - więc nie wczytujcie się za bardzo - chodzi raczej o ogólny sens tej wypowiedzi)
GRZECH
natomiast jest zaprzeczeniem dobra. Zaprzeczeniem Boskości, tzn. czymś z Boską Naturą sprzecznym w najgłębszym tego słowa znaczeniu tak dalece, tak nieskończenie sprzecznym jak nieskończona i nieogarniona jest Boża dobroć. I nie ma tu naczenia "rozmiar" grzechu.
Czyniąc grzech (jakikolwiek) przeciwstawiamy się dobru. Nie - dobremu uczynkowi, ale istocie dobra. Stajemy w opozycji do Boga, Który jest dobrem. Czynąc grzech zrywamy bądź osłabiamy więź z Bogiem -
oddalamy się od Niego.
W rezultacie, grzech, który miał nas przybliżyć (technicznie) do celu jakim jest dobro - oddala nas od dobra...
Tak więc - sprzeczność.
A jednak... świat jest pełen okazji do zrobienia wielkiego "dobra" kosztem małego grzeszku... Co z nimi?
Jo_tka dobrze napisała: sprawy grzechu traktujemy jak przepisy: podchodzimy do nich biurokratycznie: cóż to tylko przepis, ale sytuacja "wymaga", więc troszeczkę możemy nagiąć... Tymczasem mówimy o grzechu.
Myślę sobie, że wchodzi tu taka kwestia: jeśli to Bóg jest źródłem dobra i chce byśmy je osiągnęli, to czy może prowadzić nas do niego (dobra) przez grzech?
Czy Bóg może mówić nam: "zgrzesz, a osiągniesz to dobro" ? Może?...
A kto może "puszczać takie teksty"? Hm? Kto?
Sami sobie odpowiedzcie.