Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Wt maja 14, 2024 4:24



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 35 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3
 Grzech w dobrej sprawie 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
DDV - masz straszne wymagania...
Na przewidzenie wszystkich możliwych konsekwencji zwykle w życiu 1/ nie ma czasu 2/ podlegasz emocjom 3/ i tak zawsze czegoś zapomnisz ;)
W końcu nie jesteś wszechwiedzący, wszech-pamiętający, wszech... itd :)
I na całe szczęście Bóg o tym wie..........
Więc może po prostu trzeba zrobić to co możliwe najlepiej jak potrafisz?

A przykład z teściową jest baaardzo dla mnie enigmatyczny ;)

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Cz cze 03, 2004 23:30
Zobacz profil
Post 
Jot_ko :)

"Pół biedy" jak zapomnisz zabrać ze sobą ... dokumentów ( to raczej bardzo mało prawdopodobne u często jeżdżących kierowców) :):):)
Najwyżej - zapłacisz mandat ;)
O tym, by "nie zapiąć pasów" również mało realne ... ;)
O tym, by 'nie zatrzymać się na "STOP'ie" - również mało prawdopodobne
Przejazd na czerwonym świetle - jak wyżej
Wyciąganie kuczyka ze stacyjki - również.
Włączenie alarmu - bywa różnie ...Najczęsciej robi się to nieświadomie ...

Jot_ko :)

Jeżeli chodzi o "teściowe" - to "na codzień" nieźle ( przynajmniej co niektóre) potrafią "umilać życie" ;)
Choćby w drobiazgach ...
A czasem trzeba dośc dużej siły woli, by głośno nie powiedzieć, co się o ich postępowaniu myśli ;)

Oczywiście, że są wspaniałe teściowe, które potrafią być doskonałymi przewodnikami w życiu, służyć dobrą radą, zapopiekować się dziećmi i nie wtacać się, gdy nie potrzeba ...
Jednak - bywa różnie ;) ...... :(
Temat rzeka ...


Cz cze 03, 2004 23:52
Post 
Naprawde wiele robi codzienny trening...
"Nabycie" pewnych "odruchów warunkowych" ...
Zarówno "za kierownicą" jak i w codziennym życiu ...
A w trudnej "stresującej" sytuacji po prostu się o tym nie myśli ...
Zmieniając nieco temat:
Zostałem kiedyś zaproszony na zabawę. Dość daleko od swojego miejsca zamieszkania.
I nigdy nie zapomnę tego zdziwienia, gdy odmówiłem spożycia "jednego kieliszka" tłumacząc tym, ze muszę wpierw odprowadzić samochód na bezpieczny parking ...
Dopiero słowa "wiesz, prawo jazdy tak trudno uzyskać a tak łatwo stracić" - czy wart zatem mi "ten jeden" jeżeli choćby pijany wyszedł mi na drogę" ? usprawiedliwiły mnie pred resztą biesiadników ...
Po prostu - nie spożywanie alkoholu, zapinanie pasów itd. powinny być trenowane jak "codzienny odruch" kierowcy ...

Podobnie z grzechem - jeżeli "na codzień" ćwiczymy rozróżnianie tego, co dobrze czynimy, a co źle, robimy ten swój własny "rachunek sumienia" - to rozróznianie tego przychodzi nam dość łatwo ...
I sądzę, ze każdy z nas - ta na swój własny użytek - powinien sam dla siebie codziennie zrobić rachunek sumienia ...
Choćby po to, by być w każdej chwili świadomym tego, że zaczynamy schodzić z właściwej drogi ...

Sądzę, że wiekszośc z "Forumowiczów" tak własnie postępuje.
Nie na darmo przecież wchodzi się na katolickie forum dyskusyjne ...
W moim przekonaniu - pisze i czyta się po to, by pogłębić swą wiarę lub też wyjaśnić swe pewne wątpliwości ...
Lub też wyjaśniać wątpliwości innym.


Pt cze 04, 2004 0:18

Dołączył(a): Śr maja 26, 2004 14:14
Posty: 124
Post 
DOBROWOLNY ŚWIADOMY GRZECH W CELU OSIĄGNIĘCIA JAKIEGOŚ DOBRA...?

Przykład przedstawiony przez Saxona daje do myślenia jednak, według mnie, nie całkiem pasuje do tematu - taki wybór między mniejszym a większym złem nie spełnia warunku dobrowolności. Wszak chodzi tu o walkę o życie. Osoby w takiej sytuacji są zmuszone do podjęcia wyboru.

O szybkiej jeżdzie samochodem z kobietą w ciąży na tylnym siedzeniu też nie warto dyskutować - raz, że to kwestia raczej rozsądku niż moralności, a dwa że, podobnie jak u saxona, dotyczy stanu wyższej konieczności...

Ja raczej skupiłbym się na stronie moralnej:
Człowiek sobie spokojnie żyje: nie umiera i nie rodzi. Ma jakieś pragnienie, szczytny cel, błyskotliwy plan... Chce uczynić ten świat lepszym, choćby w tym najmniejszym, lokalnym czy indywidualnym wymiarze... Chce uczynić DOBRO - ale żeby było lepiej, trzeba po drodze popełnić grzech. Jakiś. Jaki - nieważne.

Co o tym sądzić? Trochę sobie "pofilozuję", ale nie jestem w tym zbyt dobry, więc postaram się załatwić to szybko, w krótkich :shock: żołnierskich słowach:

Kiedyś, wśród buntowniczych "ynteligjętnych" nastolatków, panowała moda na "zaginanie" księdza za pomocą takiego pytanka:
"Jeśli Bóg jest wszechmogący, to czy może stworzyć kamień, którego.. nie będzie mógł podnieść?"... :?
Dinx polega na tym, że pytako takie jest nielogiczne. Zawiera w sobie sprzeczność.

Wg mnie,
"Popełnić grzech w celu osiągnęcia dobra"... też jest taką sprzecznością. Taka możliwość nie istnieje... Czemu?

DOBRO
Bóg jest dobrocią. Wszystko, co dobre, od Boga pochodzi. Dobro jest jakby uobecnieniem Boga w tym świecie, "ucieleśnieniem" Jego Natury...
W Nim żyjemy, poruszamy się... Nim "oddychamy". Czyniąc dobro wchodzimy niejako w kontakt z Bogiem... (wiem, że to ma dziury jak ser - więc nie wczytujcie się za bardzo - chodzi raczej o ogólny sens tej wypowiedzi)

GRZECH
natomiast jest zaprzeczeniem dobra. Zaprzeczeniem Boskości, tzn. czymś z Boską Naturą sprzecznym w najgłębszym tego słowa znaczeniu tak dalece, tak nieskończenie sprzecznym jak nieskończona i nieogarniona jest Boża dobroć. I nie ma tu naczenia "rozmiar" grzechu.

Czyniąc grzech (jakikolwiek) przeciwstawiamy się dobru. Nie - dobremu uczynkowi, ale istocie dobra. Stajemy w opozycji do Boga, Który jest dobrem. Czynąc grzech zrywamy bądź osłabiamy więź z Bogiem - oddalamy się od Niego.

W rezultacie, grzech, który miał nas przybliżyć (technicznie) do celu jakim jest dobro - oddala nas od dobra...

Tak więc - sprzeczność.

A jednak... świat jest pełen okazji do zrobienia wielkiego "dobra" kosztem małego grzeszku... Co z nimi?

Jo_tka dobrze napisała: sprawy grzechu traktujemy jak przepisy: podchodzimy do nich biurokratycznie: cóż to tylko przepis, ale sytuacja "wymaga", więc troszeczkę możemy nagiąć... Tymczasem mówimy o grzechu.
Myślę sobie, że wchodzi tu taka kwestia: jeśli to Bóg jest źródłem dobra i chce byśmy je osiągnęli, to czy może prowadzić nas do niego (dobra) przez grzech?
Czy Bóg może mówić nam: "zgrzesz, a osiągniesz to dobro" ? Może?...

A kto może "puszczać takie teksty"? Hm? Kto?
Sami sobie odpowiedzcie.

_________________
Głosząc Boga,
zamknij usta
i otwórz serce


Pt cze 04, 2004 14:03
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr cze 09, 2004 13:48
Posty: 97
Post 
Zgodzę się z przedmówcą. Moim zdaniem nie można popełnic grzechu aby osiągnąć dobro.

Jeżeli czynimu dobro to nie popełniamy grzechu, jeżeli grzeszymy to nie robimy rzeczy dobrych.
Np. w czasie wojny żołnierz zabijający wroga na froncie nie grzeszy, ale jeżeli zabije wroga w więzieniu grzeszy. Ten sam żołnierz, ten sam wróg, ten sam czyn (zabójstwo), ale okoliczności raz czynią to grzechem a innym nie.

Niemniej grzech nie jest pojęciem względnym. Wprost przeciwnie, po prostu czasami czyn "pasujący wg definicji" do grzechu, grzechem nie jest.


Śr cze 09, 2004 16:41
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 35 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL