Wiara to pójście na łatwiznę
Autor |
Wiadomość |
mr.void
Dołączył(a): Pn kwi 28, 2008 20:17 Posty: 23
|
 Wiara to pójście na łatwiznę
Czy nie uważacie, że wiara w Boga, tak wychwalana przez wierzących, jako branie krzyża i cierpienie z Chrystusem, jest tak naprawdę pójściem na łatwiznę? Jestem ateistą ale często naprawdę chciałbym wierzyć, że gdzieś tam czeka na mnie lepsze życie z Bogiem. Ale wiem, a może raczej zakładam, że to nieprawda. Tak jak nie mogę swojego życia oddać przekonaniu, że władcą świata jest staruszek ciskający gromy o imieniu Zeus, a całe zło tego świata to wina jakiejś głupiej baby, która z ciekawości otworzyła jakąś puszkę.
Wiara w Boga ułatwia życie, wszystkie cierpienia nabierają sensu (którego według mnie nie mają), a myśl o tym, że potem i tak pójdę do raju pozwala przetrwać wszystko. A co pozostaje nam, ateistom? Wiara w siebie i w swoje możliwości i codzienne dążenie do przeżycia swojego życia jak najlepiej, bo innego nie będzie. W kłopotach nie uciekamy do jakiegoś stwórcy, tylko wiemy, że jesteśmy zdani tylko na siebie. Czy w sensie chrześcijańskim TO nie jest prawdziwym braniem krzyża?
|
Pn maja 04, 2009 23:09 |
|
|
|
 |
kanap
Dołączył(a): Śr sie 27, 2008 16:47 Posty: 291
|
skomentuję to cytatem z ateistki :
"jestem Ateistką od zawsze i mimo iz przechodziłam przez "nawrócenie" to i tak chyba wolę w nic nie wierzyc tak mi wygodniej " - ogarnij_sie
_________________ http://www.youtube.com/user/kanaplook
In hoc signo vinces
|
Wt maja 05, 2009 9:39 |
|
 |
{o}
Dołączył(a): N lis 02, 2003 21:21 Posty: 228
|
Dlaczego zakładasz, że łatwiej = gorzej?
_________________ Brewiarz na WP Brewiarz na Androida Duszpasterstwo Akademickie Xaverianum Opole
|
Wt maja 05, 2009 10:06 |
|
|
|
 |
Witold
Dołączył(a): Śr gru 24, 2008 11:14 Posty: 4800
|
kanap napisał(a): skomentuję to cytatem z ateistki : "jestem Ateistką od zawsze i mimo iz przechodziłam przez "nawrócenie" to i tak chyba wolę w nic nie wierzyc tak mi wygodniej " - ogarnij_sie
A ja to skomentuję tak:
Ateista może zazdrościć katolikowi tego, że w każdej chwili może się zwrócić o pomoc do wszechmogącego, niewidzialnego ojca, który jest z nim zawsze i wszędzie. I mieć nadzieję na to że to coś mu pomoże.
Katolik powinien zazdrościć ateiście tego, że ateista zdaje sobie sprawę że wszystko to jest całkowicie życzeniowe i że ta nadzieja w rzeczywistości jest ślepa i pusta niczym konto w banku Jarosława Kaczyńskiego. I wszystko to jest taką samą fikcją jak owo konto... 
|
Wt maja 05, 2009 10:18 |
|
 |
jogurt
Dołączył(a): Śr lut 04, 2009 14:35 Posty: 174
|
kanap napisał(a): skomentuję to cytatem z ateistki : "jestem Ateistką od zawsze i mimo iz przechodziłam przez "nawrócenie" to i tak chyba wolę w nic nie wierzyc tak mi wygodniej " - ogarnij_sie
Należy sprostować:
"wygodniej" jest nam w sytuacjach moralnie trudnych (pozwolić umrzeć człowiekowi, który dostał krwiaka mózgu, nie chodzi, często nie kontaktuje, nie może jeść, odczuwa różne straszne bóle czy kazać mu cierpieć "na chwałę Pana"?), gdyż nie musimy stosować się do religijnych nakazów, sprzecznych z naszym (wy to tak nazywacie) sumieniem.
Nie muszę być hipokrytą jeśli chodzi o seks i mogę sobie kupić prezerwatywy, nie muszę stosować szeregu dziwnych metod, jednocześnie potępiając kupujących "gumki" za to, że popełniają grzech, ponieważ "dziecko rodzi się w umysłach rodziców i celowe współżycie bez ochoty do poczęcia dziecka to grzech". Nie mam moralnego kaca, gdy robię coś zgodnego z moją naturą i moim "sumieniem" a sprzecznego z zasadami religii.
Natomiast trudniej, bo ponoszę pełną odpowiedzialność za moje czyny. Jeśli zachowam się po prostu jak świnia, to żaden rytuał mnie nie usprawiedliwi, nie mogę zrzucić winy na "Złego", który mnie namawiał.
Poza tym, jeśli nie wierzysz w Boga, często chcesz znać teorie naukowe o pochodzeniu życia/człowieka, o mechanizmach rządzących mózgiem itd. nie wystarczy upchnąć bogów tam, gdzie jeszcze czegoś nie wiemy...
Czyt. trudniej wytłumaczyć sobie świat, nie wystarczy powiedzieć "dzieło boże".
|
Wt maja 05, 2009 10:20 |
|
|
|
 |
R6
Dołączył(a): So mar 26, 2005 23:58 Posty: 3079
|
Ale za katolikami stoi sam Bóg. Czy ateusze w końcu to zrozumieją i przestaną pisać takie bzdury? Zresztą bez wsparcia Wszechmogącego i tak nic nie zdziałają. Tylko miłujący Boga katolik może na nie liczyć a nie zaprzysięgły wróg Boga i Kościoła. Ateusze razem z szatanem skazani są na przegraną. I co, łyso Wam, zaprzańcy? 
_________________ Wadą wiary jest to, że jest wiarą.
http://wiadomosci.onet.pl/2084260,12,zl ... ,item.html
|
Wt maja 05, 2009 11:02 |
|
 |
ten.taki.tam
Dołączył(a): Pt kwi 10, 2009 10:05 Posty: 102
|
"Ateusze" sądzą, że nie ma żadnego boga czy bogów, sił wyższych: aniołów, dżinów, szatanów, demonów itp.
I szczerze mówiąc, nikt nie wie, kto ma rację.
_________________ "Neopoganin", Rodzimowierca, człowiek.
|
Wt maja 05, 2009 11:08 |
|
 |
jumik
Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16 Posty: 3755
|
Jeżeli wmówię sobie kłamstwo, że będzie źle, to to nie jest większy krzyż, tylko sztuczne pogarszanie swojego życia. Wmówienie sobie, że Boga nie ma, więc mam gorzej, nie jest noszeniem większego krzyża, tylko nieprawdą. Samo utrudnianie sobie życia jeszcze nie jest większym krzyżem.
Krzyżem jest wyparcie się samego siebie dla Boga i innych. Krzyżem jest walka ze swoją pychą. - te dwie rzeczy są tak trudne, że wiele osób je po prostu wypiera z myśli i neguje lub po prostu robi wszystko, żeby nie zrozumieć. Krzyżem jest noszenie cierpienia innych i oddania swojego życia dla nich. Krzyżem jest dążenie do prawdy i dobra nawet wbrew sobie, kosztem siebie.
Wiara nie jest pójściem na łatwizne - może ta "letnia", "z tradycji" tak. Ale prawdziwa wiara nie, bo za wszystko ponosi się konsekwencje - nie tylko bezpośrednie, wszystko ma wpływ na Twoje życie.
Czy jest ktoś kto nie rani swojej żony tylko dlatego, bo by była na niego zła - jako konsekwencja zranienia? Nie sądze - raczej dlatego, że kocha się żonę i zranienie żony odczuwa się samemu, ból żony jest Twoim bólem i Twoim cierpieniem. Każdy grzech ma nie tylko konsekwencie naturalne - jak w przypadku wyobrażeń niewierzącego. Ma o wiele więcej. Ma konsekwencje w życiu wiecznym i karę doczesną - choć to, tak jak i dobra żona, Bóg może wybaczyć i darować. Grzech jest jak zranienie Boga, wykroczenie przeciw miłości Boga, oddalający od Miłości - on rani grzeszącego, jest jak bolesna strzała, bolesna rana, którą sami sobie zadajemy grzesząc. I jest to rana rzeczywista.
Wiara nie jest dlatego, żeby było łatwiej/trudniej. Wiara jest wyborem prawdy, pójściem za pragnieniem Boga, które On sam w nas włożył, stanięciem w całkowitej szczerości, które całkowicie wyklucza pychę, zgodę na każde, choćby najmniejsze, zło, które wymaga walki z ciążeniami tego świata, z wadami, które nie godzi się bezczynnie na takiego siebie jakim siebie widzimy, ale potrafi szukać i usilnie dążyć do znalezienia w sobie wszelkiego zakłamania, ludzkiego "sprytu" i udawania, ukrytego fałszu, które wymaga autentycznej świętości. To dla wielu za dużo.
Oby dobry Bóg dał nam łaskę poznania Go i obyśmy ją przyjęli.
"Otwórz mi oczy na wszelkie moje zakłamanie, przeniknij mój ludzki spryt, zdemaskuj ukryty fałsz i uczyń mnie Twoim uczniem. Do końca Twoim"
(modlitwa z książki "Po co bierzmowanie?" - ks. Piotr Pawlukiewicz - polecam)
_________________ Piotr Milewski
|
Wt maja 05, 2009 11:09 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
Cytuj: Wiara w Boga ułatwia życie, wszystkie cierpienia nabierają sensu Warto może zauważyć, że jedno z drugim wcale nie musi się tak łatwo łączyć. Z jednej strony cierpienia " nabierają sensu ", z drugiej strony ateiści typu " sfrustrowanego " ciągle zadają pytanie " jak miłosierny Bóg mógł coś takiego dopuścić " ? To jest odwieczny problem, który ateistów w ogóle nie dotyczy - według nich cierpienie nie ma sensu, nikt go więc nie " dopuszcza ", nie istnieje żaden " problem cierpienia " ( poza tym w sensie fizycznym ), żadna teodycea itd.itp. I ja sobie czasem zadaję pytanie, komu tu tak naprawdę jest łatwiej - konsekwentnemu ateiście, który na widok cierpienia wzruszy ramionami: " no i co z tego ? nie ma tu żadnego problemu do rozwiązania. To i tak nie ma sensu, jak wszystko inne " ( oczywiście, większość ateistów niczego takiego nigdy by nie powiedziała, a to z tego względu, że miażdżąca większość ateistów nie jest konsekwentna w swoim światopoglądzie ), czy wierzącemu, który za każdym razem gdy widzi cierpienie musi zmagać się ze swoją wiarą w miłosiernego i wszechmocnego Boga, który przecież wyprowadzi z tego w swoim czasie jakieś dobro.. ale czy na pewno ? itd. Cytuj: myśl o tym, że potem i tak pójdę do raju pozwala przetrwać wszystko. Na identycznej zasadzie pomocna może być myśl, że potem i tak wszyscy umrą. A przecież kiedy jest śmierć, nas już nie ma, więc nie ma się czym przejmować. Cytuj: Wiara w siebie i w swoje możliwości i codzienne dążenie do przeżycia swojego życia jak najlepiej, bo innego nie będzie. A w czym to jest sprzeczne z chrześcijaństwem ? W gruncie rzeczy na poziomie podstawowym żadnej różnicy nie ma - chrześcijanin też musi codziennie dążyć do przeżycia swojego życia jak najlepiej, bo tylko tak może dojść do wiecznego szczęścia. Różnica natomiast jest w nadziei - chrześcijanin ma nadzieję na to, że to, czy swoje życie przeżyje dobrze czy źle, ostatecznie BĘDZIE MIAŁO ZNACZENIE. Ateista natomiast utrzymuje, że ***NIE MA ŻADNEGO ZNACZENIA*** czy swoje życie przeżyje dobrze czy źle, czy wierzy w siebie czy nie, czy ma jakieś możliwości, czy ich nie ma. NIE MA ZNACZENIA, ponieważ w końcu i tak wszyscy umrą, a reszta świata też kiedyś tam przestanie istnieć. Podkreślenia celowe. Cytuj: W kłopotach nie uciekamy do jakiegoś stwórcy, tylko wiemy, że jesteśmy zdani tylko na siebie. Ale znowu - w czym Ty konkretnie widzisz różnicę ? Po pierwsze, każdy ateista w kłopotach ucieka się do czyjejś pomocy, np. bliskich. Tylko jacyś totalni pustelnicy utrzymują, że " są zdani tylko na siebie ". Ateiści generalnie mają o sobie znacznie wyższe ( i bardziej martyrologicznie zaakcentowane ) mniemanie, niż to by wynikało z ich realnych zachowań. Po drugie, na czym właściwie polega ta pomoc Stwórcy ? Znowu - przede wszystkim na nadziei. Żadnego kłopotu nie można rozwiązać, jeżeli się nie ma nadziei na jego rozwiązanie. A w sytuacjach, gdy od świata niczego już nie można oczekiwać, zwrócenie się do tego, co ponad światem, jest czymś zupełnie oczywistym. Nawet gdyby nie było Boga, nadzieja i tak będzie czynić cuda. Niezależnie od tego, czy Bóg jest czy nie, w Lourdes czy Częstochowie i tak wiszą, i będą wisieć kule odrzucone przez uzdrowionych, którzy mieli nadzieję. Na tym właśnie polega bezsens ateizmu. Cytuj: Natomiast trudniej, bo ponoszę pełną odpowiedzialność za moje czyny.
Pisałem już o tym - tylko Ci się wydaje, że ponosić. W takim sensie, w jakim Ty ponosisz odpowiedzialność, ponoszą ją również wierzący. Jeżeli ukradniesz samochód, pójdziesz siedzieć - i to samo się tyczy katolika. Natomiast w takim sensie, w jakim odpowiedzialność przed Bogiem ponoszą katolicy, Ty jej nie ponosisz. Nie ponosisz np. żadnej odpowiedzialności za czyny, które nie są niezgodne z Twoim sumieniem ( jak to zresztą wyżej napisałeś ). " Jeśli zachowam się po prostu jak świnia, to żaden rytuał mnie nie usprawiedliwi " - a po co Ci jakiś rytuał ? Sam się możesz usprawiedliwić. Kto ma poza Tobą decydować o tym, jakie zachowanie jest " świńskie " ? Na jakiej podstawie ktoś chce przejmować kontrolę nad Twoim sumieniem, wmawiając Ci, że zachowałeś się jak świnia ? Nie ma Boga, więc nie ma nad Tobą żadnej takiej instancji. Żaden Twój czyn nie zostanie ostatecznie osądzony, bo nie ma Sądu Ostatecznego. Nie poniesiesz żadnej odpowiedzialności za to, co zrobiłeś za życia, ponieważ w chwili śmierci po prostu przestaniesz istnieć. W sensie zupełnie dosłownym możesz robić co chcesz, i nie ponosić za to żadnej istotnej odpowiedzialności. To bzdura, że ateizm uczy odpowiedzialności - jest dokładnie odwrotnie.
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Wt maja 05, 2009 11:42 |
|
 |
kanap
Dołączył(a): Śr sie 27, 2008 16:47 Posty: 291
|
Witold napisał(a): Katolik powinien zazdrościć ateiście tego, że  Katolik nie ma co zazdrościć ateiście bo jego droga życia zmierza ku zatraceniu , wiecznemu potępieniu a to wcale nie jest przyczynek do zazdrości. Ateista jest niczym ścięte kwiaty intensywniej pachną (tak jak ich życie może z boku wydawać się pełnią szczęścia) tylko to trwa krótko później więdną , gniją i kończą na wysypisku (tej części nie wyjaśnię bo jest zbyt drastyczna). Witold napisał(a): ateista zdaje sobie sprawę że wszystko to jest całkowicie życzeniowe i że ta nadzieja w rzeczywistości jest ślepa i pusta niczym konto w banku Jarosława Kaczyńskiego. I wszystko to jest taką samą fikcją jak owo konto...
Dowodem na to są liczne uzdrowienia np. zapraszam do Częstochowy  wszystkie te kule itp. Jedynym życzeniem ateisty jest "żeby Boga nie było" niestety (dla nich) nie wykonalnym  .
_________________ http://www.youtube.com/user/kanaplook
In hoc signo vinces
|
Wt maja 05, 2009 11:57 |
|
 |
r4dz10
Dołączył(a): Śr lut 25, 2009 17:05 Posty: 1061
|
ateista nie życzy sobie, by Boga nie było... co to za bzdury? ateista po prostu w Boga/boga/bogów nie wierzy.
_________________ "Jedynym dowodem na to, że istnieje jakaś pozaziemska inteligencja, jest to, że się z nami nie kontaktują." - Albert Einstein
|
Wt maja 05, 2009 12:08 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
To jest kolejny zamęt w świadomości ateistycznej - większość ateistów chciałaby, żeby Bóg był ( patrz: klasyczne formułki " gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby do tego ), ale nie chce w Niego uwierzyć. Nie: nie potrafi - nie chce. W kwestii wiary nie istnieje żadne " potrafienie ". Nie można nie potrafić wierzyć. Można tylko nie chcieć. Kto chce wierzyć, ten już wierzy.
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Wt maja 05, 2009 12:14 |
|
 |
R6
Dołączył(a): So mar 26, 2005 23:58 Posty: 3079
|
w Allaha.
_________________ Wadą wiary jest to, że jest wiarą.
http://wiadomosci.onet.pl/2084260,12,zl ... ,item.html
|
Wt maja 05, 2009 12:24 |
|
 |
jogurt
Dołączył(a): Śr lut 04, 2009 14:35 Posty: 174
|
OK, zacznijmy od tego, że aby większość wypowiedzi była przekonywająca, trzeba założyć istnienie Boga i to chrześcijańskiego. Więc raczej nie widzę sensu rozwodzić się nad tym.
Cytuj: Cytuj: Natomiast trudniej, bo ponoszę pełną odpowiedzialność za moje czyny. Pisałem już o tym - tylko Ci się wydaje, że ponosić. W takim sensie, w jakim Ty ponosisz odpowiedzialność, ponoszą ją również wierzący. Jeżeli ukradniesz samochód, pójdziesz siedzieć - i to samo się tyczy katolika. Natomiast w takim sensie, w jakim odpowiedzialność przed Bogiem ponoszą katolicy, Ty jej nie ponosisz. Nie ponosisz np. żadnej odpowiedzialności za czyny, które nie są niezgodne z Twoim sumieniem ( jak to zresztą wyżej napisałeś ). " Jeśli zachowam się po prostu jak świnia, to żaden rytuał mnie nie usprawiedliwi " - a po co Ci jakiś rytuał ? Sam się możesz usprawiedliwić. Kto ma poza Tobą decydować o tym, jakie zachowanie jest " świńskie " ? Na jakiej podstawie ktoś chce przejmować kontrolę nad Twoim sumieniem, wmawiając Ci, że zachowałeś się jak świnia ? Nie ma Boga, więc nie ma nad Tobą żadnej takiej instancji. Żaden Twój czyn nie zostanie ostatecznie osądzony, bo nie ma Sądu Ostatecznego. Nie poniesiesz żadnej odpowiedzialności za to, co zrobiłeś za życia, ponieważ w chwili śmierci po prostu przestaniesz istnieć. W sensie zupełnie dosłownym możesz robić co chcesz, i nie ponosić za to żadnej istotnej odpowiedzialności. To bzdura, że ateizm uczy odpowiedzialności - jest dokładnie odwrotnie. Fakt, nie poniosę odpowiedzialności za to, że nie poszedłem do kościoła, że nie modliłem się itp. Rzeczywiście- tutaj nie mam nic do gadania. ALE Jeśli np. upiję się piwem na spotkaniu z przyjaciółmi i zrobię z siebie kretyna, mogę co najwyżej ich przeprosić. Wierzący natomiast idzie do spowiedzi, dostaje rozgrzeszenie i ma poczucie, że to w pewnej części wina "tego Złego". Albo gdy kogoś się zawiedzie czy okłamie, wierzący ma nadzieję, że po śmierci miłosierny Bóg mu przebaczy. Ja takiego komfortu nie mam i muszę żyć dalej ze świadomością, że wobec kogoś zawiniłem i już tego nie cofnę, że zawsze jakiś uraz zostanie... Sam się mogę usprawiedliwić? Czym? Sądzisz, że nie mam wyrobionego systemu norm moralnych i, np. gdy kogoś potrącę samochodem, stwierdzę po prostu: "to nie moja wina, sam wyszedł przed koła, a ja nie byłem w końcu wcale taki pijany..."? Nawet nie mogę się usprawiedliwiać tym, że "ma już lepiej, bo jest w domu Ojca". Masz mnie za głupca? Nie ma nade mną żadnej instancji (może poza prawem obowiązującym w naszym kraju), fakt. I niby nikt mnie nie rozliczy z moich czynów? A społeczeństwo? Rzeczywiście mogę robić, co chcę? Popatrz: jeżeli żyjesz jak cham, własnym tylko interesem, to nie należysz do społeczności, nie masz przyjaciół i poczucia bezpieczeństwa- nie jesteś szczęśliwy. Jaki miałbym cel w komplikowaniu sobie życia, które mam jedno i żadne inne nie będzie mi dane? Cytuj: To bzdura, że ateizm uczy odpowiedzialności - jest dokładnie odwrotnie. Ile razy już to słyszałem...? Widzisz, ja nie mogę powiedzieć po fakcie, że religia kazała mi to czy owo zrobić. Nie mogę przerzucić odpowiedzialności na instytucję, nie mogę "zmyć winy" ani usprawiedliwić się działaniem demonów. Po prostu nie mogę. Ale to ja jestem nieodpowiedzialny... Bo przecież w teorii mogę "broić" ile wlezie, a żadna kara mnie nie spotka. Jasne... Gdyby to Bóg wymierzał wszelkie kary, to rzeczywiście by tak było, ale nie jest. Cytuj: Kto ma poza Tobą decydować o tym, jakie zachowanie jest " świńskie " ?
Otoczenie.
Mała dygresja:
Nie wiem czy uznajesz ewolucję, ale już dawno zauważono, że niektóre zwierzęta, jeśli zachowają się źle wobec bliskich, mają poczucie winy, wiedzą, że zrobiły źle. Dlaczego więc nie miałbym mieć takiej wrodzonej skłonności do rozpoznawania tych "świńskich" zachowań?
|
Wt maja 05, 2009 12:26 |
|
 |
Witold
Dołączył(a): Śr gru 24, 2008 11:14 Posty: 4800
|
kanap napisał(a): Katolik nie ma co zazdrościć ateiście bo jego droga życia zmierza ku zatraceniu , wiecznemu potępieniu a to wcale nie jest przyczynek do zazdrości. Katolik powinien zazdrościć ateiście że ateista nie ma takich urojeń jak te powyższe które wypisałeś. Witold napisał(a): Dowodem na to są liczne uzdrowienia np. zapraszam do Częstochowy  wszystkie te kule itp. Jedynym życzeniem ateisty jest "żeby Boga nie było" niestety (dla nich) nie wykonalnym  .
Jaaaaaaasne. Uzdrowienia
Naiwności....
A w Częstochowie byłem i jakoś żadnych cudów tam nie widziałem
Ale okolica ładna.
|
Wt maja 05, 2009 12:50 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|