Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn lis 10, 2025 4:51



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 12 ] 
 Celowa śmierć a wiara 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Wt sie 11, 2009 17:49
Posty: 2
Post Celowa śmierć a wiara
Witam.
Przychodzę na forum z pewnym trapiącym mnie od dłuższego czasu problemem, a mianowicie: czy grzechem jest zaakceptowanie nadchodzącej śmierci i porzucenie prób powstrzymania jej ? Już wyjaśniam w szerszym kontekście.
Otóż cierpię na nowotwór, nieoperacyjny rak płuc bez przerzutów (mimo młodego wieku i tego że nie palę). Niestety próby wyleczenia tego okropieństwa nie powiodły się. Po przejściu chemioterapii rak jak był, tak nadal jest a tylko niepotrzebnie się wycierpiałem (kto przeszedł chemioterapię, lub zna kogoś kto przechodził ten wiem jak to wyniszcza organizm). Radioterapia poszła jeszcze gorzej, rak nie został usunięty, a naświetlania tylko zniszczyły mi już do końca płuco. Cierpię przez to na ogromny ból przy każdym oddechy który powstrzymują tylko ciągle zażywane, silne leki przeciwbólowe. Także ciągłe krwioplucie jest czymś strasznym, konieczność brania dość bolesnych zastrzyków przeciwzakrzepowych oraz problemy z oddychaniem przy jakimkolwiek cięższym wysiłku. Leki które przyjmuję zniszczyły mi także żołądek, na co muszę brać (o ironio) jeszcze więcej lekarstw. Bez dalszego leczenia (chemio i radioterapii) umrę, niestety poddając się dalszej terapii istnieje dużo większe ryzyko że dosięgnie mnie śmierć. I teraz pytanie: czy jeżeli odmówię dalszych prób pozbycia się nowotworu i będę w miarę normalnie próbowałem przeżyć dni które mi zostały, popełnię jakiś grzech ? Wiem że eutanazja jest świadomym odebraniem życia istocie ludzkiej i postrzegana jest jako grzech, ale czy leczenie mogące mnie zabić które ma na celu podtrzymanie życia może być nazwane grzechem ?


Wt sie 11, 2009 20:15
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
To nic nie zmieni, ale bardzo mi przykro i będę się modlić za Ciebie.
Mogę wyrazić jedynie swoją opinię, a jest ona taka że to jak reagujesz na to wszystko trudno nazwać grzechem. Ja poleciłbym Ci walczyć, bo to jest szansa, bez tego jak rozumiem spada ona do 0. Rozumiem jednak że masz dość, oraz że wolisz pożyć dłużej bez leczenia, niż przy leczeniu które nie poskutkuje. Nie widzę tu grzechu, niezależnie od decyzji. Myślę, jedynie że warto abyś miał z kim o tym pogadać, aby ktoś Ci doradził co dalej, czy jednak może kontynuować, choć wiem że możesz z całych sił uciekać od tego.

_________________
Pozdrawiam
WIST


Wt sie 11, 2009 20:32
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sie 11, 2009 17:49
Posty: 2
Post 
Stokrotne dzięki za modlitwę.
Tak, szansa bez leczenia spada do 0, jednak podejmując się leczenia zostanę przykuty do szpitalnego łóżka gdzie będę cierpieć, a i tak jeżeli pierwsze próby pozbycia się nowotworu nic nie dały, kolejne mają jeszcze mniejsze szanse na skuteczność i fakt że mogę tego leczenia nie przeżyć. Zaś nie podejmując się leczenie będę mógł w miarę normalnie funkcjonować nie znając daty śmierci, wiedząc jedynie że nastąpi "już wkrótce". I jest tak jak mówisz, uciekałem cały czas od problemu - unikałem tematu, każda rozmowa o tym wprowadzała mnie w agresję, bo mając już ustalone że nie chcę się leczyć każdy z kim rozmawiałem nie słuchał moich argumentów, widział chorobę "którą musisz leczyć" a nie człowieka pod nią. Straciłem przez to kontakt z kilkoma znajomymi bo wolałem palić za sobą mosty żeby nie musieć przeżywać kolejnych takich rozmów i zamartwiać swoim problemem innych. A teraz kiedy się odwróciłem od ludzi zacząłem wątpić czy decyzja o przerwaniu leczenia jest słuszna ale niemam za bardzo z kim o tym porozmawiać bo z rodziną jestem skłócony już od lat, lekarz prowadzący moją terapię widzi tylko kolejnego pacjenta do zabiegu a w oczach przyjaciół stałem się ignorantem i wariatem. Jest tylko jedna osoba z która naprawdę chciałbym o tym porozmawiać jednak boję się jej reakcji i jestem rozdarty między błogą nieświadomością i udawaniem że nic się nie dzieje a rozmową i jej ewentualnymi konsekwencjami. Jednak najpierw chciałbym się dowiedzieć jak w takim wypadku powinienem się zachować jako chrześcijanin, bo o ile wcześniej nie byłem entuzjastą wiary, o tyle teraz kiedy to wszystko ma się skończyć zacząłem doszukiwać jakiegoś sensu "w tym wszystkim" i nie robię tego jako ignorant który przed śmiercią chcę płaszczyć się przed Bogiem i składać modły by mnie cudownie ozdrowił czy pozwolił mi dostąpić zbawienia, po prostu czuję że odnalazłem Go w cierpieniu.


Wt sie 11, 2009 20:54
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Warto się przemóc i pogadać z tą osobą. Jak napisałem, według mnie Twoja sytuacja sprawia że każdy wybór jest obarczony ryzykiem. Bardziej ważne jest abyś odnalazł pokój w tym co zadecydujesz. Dobrze że odnalazłeś Boga w tym wszystkim, może warto, nie zależnie od tego co będzie dalej, spisać to wszystko jako świadectwo wiary dla innych cierpiących.

Wiem że to trywialne, ale nie możesz się poddawać, tzn. cokolwiek zrobisz, będziesz się dalej leczył, czy raczej zechcesz w spokoju przeżyć swoje życie, nie poddawaj się ale żyj, działaj, rozmawiaj...

_________________
Pozdrawiam
WIST


Wt sie 11, 2009 21:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Katechizm Kościoła Katolickiego wypowiada się na temat następująco (rozróżniając kilka sytuacji) :

Eutanazja

2276 Osoby, których sprawność życiowa jest ograniczona lub osłabiona, domagają się szczególnego szacunku. Chorzy lub upośledzeni powinni być wspierani, by mogli prowadzić, w takiej mierze, w jakiej to możliwe, normalne życie.

2277 Eutanazja bezpośrednia, niezależnie od motywów i środków, polega na położeniu kresu życiu osób upośledzonych, chorych lub umierających. Jest ona moralnie niedopuszczalna.

W ten sposób działanie lub zaniechanie działania, które samo w sobie lub w zamierzeniu zadaje śmierć, by zlikwidować ból, stanowi zabójstwo głęboko sprzeczne z godnością osoby ludzkiej i z poszanowaniem Boga żywego, jej Stwórcy. Błąd w ocenie, w który można popaść w dobrej wierze, nie zmienia natury tego zbrodniczego czynu, który zawsze należy potępić i wykluczyć.

2278 Zaprzestanie zabiegów medycznych kosztownych, ryzykownych, nadzwyczajnych lub niewspółmiernych do spodziewanych rezultatów może być uprawnione. Jest to odmowa "uporczywej terapii". Nie zamierza się w ten sposób zadawać śmierci; przyjmuje się, że w tym przypadku nie można jej przeszkodzić. Decyzje powinny być podjęte przez pacjenta, jeśli ma do tego kompetencje i jest do tego zdolny; w przeciwnym razie - przez osoby uprawnione, zawsze z poszanowaniem rozumnej woli i słusznych interesów pacjenta.

2279 Nawet jeśli śmierć jest uważana za nieuchronną, zwykłe zabiegi przysługujące osobie chorej nie mogą być w sposób uprawniony przerywane. Stosowanie środków przeciwbólowych, by ulżyć cierpieniom umierającego, nawet za cenę skrócenia jego życia, może być moralnie zgodne z ludzką godnością, jeżeli śmierć nie jest zamierzona ani jako cel, ani jako środek, lecz jedynie przewidywana i tolerowana jako nieunikniona. Opieka paliatywna stanowi pierwszorzędną postać bezinteresownej miłości. Z tego tytułu powinna być popierana.


Zdaję sobie sprawę, że w sytuacji, w której samemu jest się osobą, którą to dotyczy, może się to jawić niejasne. Może porozmawiaj z jakimiś mądrymi kapłanami?

Oczywiście także obiecuję, że się za Ciebie pomodlę...

_________________
Piotr Milewski


Wt sie 11, 2009 21:02
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
jumik wskazał myśle słusznie kanon 2278 i to jest chyba Twoja sytuacja.

_________________
Pozdrawiam
WIST


Wt sie 11, 2009 21:07
Zobacz profil

Dołączył(a): N cze 10, 2007 18:20
Posty: 5517
Post 
Kiedyś oglądałem taki film, może coś pomoże

http://www.youtube.com/watch?v=tY-HsoJ0gr0

Będę się również modlił
Pozdrawiam

_________________
Jestem po ślubie. Fotograf i kamerzysta z Koszalina których polecam http://www.akcjafilm.pl Videofilmowanie również super. Opinia moja i żony.


Wt sie 11, 2009 21:07
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 31, 2008 22:30
Posty: 1191
Post 
Będąc w Twojej sytuacji chyba chciałbym się jakoś pojednać z tymi, z którymi jestem skłócony. Jeśli powodem twojego odsunięcia od ludzi jest Twoja choroba to spróbuj im powiedzieć to co nam napisałeś - myślę, że zrozumieją.
Jasne, że jak człowiek w pewnym momencie zacznie mówić tak z serca o rzeczach ważniejszych niż to co jest jutro na obiad to mogą spojrzeć na niego w dziwny sposób - tyle, że chyba nie masz nic do stracenia.

Ogólnie jestem pod wrażeniem tego co napisałeś; sposobu w jaki traktujesz nadchodzącą śmierć i w ogóle...
Wielki szacunek dla Ciebie i pozdrawiam ;)
z modlitwą

_________________
O Tobie mówi serce moje;
szukaj Jego oblicza...


Wt sie 11, 2009 23:17
Zobacz profil
zbanowana na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 15, 2007 21:52
Posty: 2219
Lokalizacja: GG 304230
Post 
W tamtym roku czytałem tę książeczkę;

`Ciało i ducha ratować żywieniem`

http://www.wysylkowo.pl/product_info.ph ... s_id=92280

która polega na diecie warzywno-owocowej. Zaleca się w niej taki post jak PANA JEZUSA , czyli ok 6 tygodni.
Ja wytrzymałem co prawda tylko 3 i to z małymi uchybieniami, ale skutkowało to tym, że przeszedł mi dokuczliwy ból w górnej części jamy brzusznej. Tak, że jak zgłosiłem się do specjalisty czekając w standardowej kolejce, to już przyczyna wizyty ustąpiła.

Z tego co pamiętam to podczas niej należy się wystrzegać;
1.Nabiału.
2.Mięsa
3.kasz i ziemniaków
4.wyrobów pszennych
5.i jeszcze czegoś – nie pamiętam – niewykluczone, że kawy, oleju, cukru, soli itp

naturalnie alkoholu i papierosów też



Udowodnione też jest naukowo, że pewne rośliny zwalczają raka, nawet jedna polska, ale jest niebezpieczna, gdyż bodajże 5 mg to dawka śmiertelna dla człowieka.

Natomiast bardzo skuteczna jest Vilcacora rozpropagowana w Polsce przez Salezjanina o. Szeligę, zwana też `kocim pazurem`, czy `uncaria tomentosa`
Podnosi ona system immunologiczny organizmu.


Ale myślę , że najskuteczniejsze będzie w Twoim przypadku, to o co Cię prosiłem na PW.


Śr sie 12, 2009 5:51
Zobacz profil
Post Re: Celowa śmierć a wiara
TyszeK napisał(a):
Witam.
Przychodzę na forum z pewnym trapiącym mnie od dłuższego czasu problemem, a mianowicie: czy grzechem jest zaakceptowanie nadchodzącej śmierci i porzucenie prób powstrzymania jej ? Już wyjaśniam w szerszym kontekście.
Otóż cierpię na nowotwór, nieoperacyjny rak płuc bez przerzutów (mimo młodego wieku i tego że nie palę). Niestety próby wyleczenia tego okropieństwa nie powiodły się. Po przejściu chemioterapii rak jak był, tak nadal jest a tylko niepotrzebnie się wycierpiałem (kto przeszedł chemioterapię, lub zna kogoś kto przechodził ten wiem jak to wyniszcza organizm). Radioterapia poszła jeszcze gorzej, rak nie został usunięty, a naświetlania tylko zniszczyły mi już do końca płuco. Cierpię przez to na ogromny ból przy każdym oddechy który powstrzymują tylko ciągle zażywane, silne leki przeciwbólowe. Także ciągłe krwioplucie jest czymś strasznym, konieczność brania dość bolesnych zastrzyków przeciwzakrzepowych oraz problemy z oddychaniem przy jakimkolwiek cięższym wysiłku. Leki które przyjmuję zniszczyły mi także żołądek, na co muszę brać (o ironio) jeszcze więcej lekarstw. Bez dalszego leczenia (chemio i radioterapii) umrę, niestety poddając się dalszej terapii istnieje dużo większe ryzyko że dosięgnie mnie śmierć. I teraz pytanie: czy jeżeli odmówię dalszych prób pozbycia się nowotworu i będę w miarę normalnie próbowałem przeżyć dni które mi zostały, popełnię jakiś grzech ? Wiem że eutanazja jest świadomym odebraniem życia istocie ludzkiej i postrzegana jest jako grzech, ale czy leczenie mogące mnie zabić które ma na celu podtrzymanie życia może być nazwane grzechem ?


Dla mnie osobiście jesteś "wybrańcem"-tym któremu Bóg zaufał ...
Dał Ci swój Krzyż ponieść trochę ..
Co można powiedzieć -słowa są mało znaczące ale proponuję Ci przeczytanie pewnej książki jako "przepustki"do tego co przed Tobą..
Poniższy cytat jest o Tobie i tych co cierpią -widziany "oczami "-tych co już są po tamtej stronie ....

..."Dojrzewanie do dobrej śmierci





23 III 1973 r. Mówi Matka.



— Nie chodzi o to, by śmierć od każdego odsuwać, bo tego zrobić nie można i nie ma potrzeby. Chodzi o coś o wiele poważniejszego: o to, aby ludzie byli o wiele bardziej dojrzali w momencie śmierci. To nie powinien być przypadek, zaskoczenie, a spokojne przejście do nowego życia.



— Czy można się nie lękać? Przecież jest strach przed śmiercią.



— Wiem, że każde rozdarcie więzów miłości napawa nas (ludzi) przerażeniem, dlatego — pomyśl sama — gdybyśmy zawczasu naszą największą miłością uczynili Chrystusa, szlibyśmy ku Niemu z radością.



— A gdy umiera ktoś młody?



— Tak, masz rację, ludzie młodzi, którzy tu, na ziemi pozostawiają całe swoje otoczenie, przyjmują to jako krzywdę, bo po pierwsze sami zostali wyłączeni ze swojego środowiska, a po drugie mają poczucie, że jeszcze nic nie zrobili, nic z siebie nie dali, albo za mało wzięli, jeśli są na poziomie „Kali brać".



— To dlaczego Pan zabiera ich tak wcześnie?



— Jeśli Bóg jest dawcą życia, On je też zabiera wtedy, kiedy zechce. Jego decyzja jest z Jemu wiadomych powodów najlepsza dla danej osoby. Możesz mi wierzyć, że On oszczędza nam cierpień i tragedii, a przede wszystkim upadków. Pamiętaj, że zabierając kogoś z ziemi nie strąca go „gdzieś w nieszczęście", a zabiera sobie, najczęściej wprost do siebie. Pomyśl inaczej: masz obiecane wspaniałe możliwości pracy po szkole powszechnej, gimnazjum i studiach wyższych, a jeszcze do tego czeka cię praca magisterska i doktorska. Oczywiście, że wiele się w tych długich latach nauczysz, a oprócz tego wiele przeżyjesz przyjemności, ale tak bardzo zmieszanych z kłopotami, niepowodzeniami, zawodami i przeżywaniem cudzych utrapień, chorób i śmierci, że w gruncie rzeczy ta cała radość na co dzień jest trudna do uzyskania; nie czuje się jej tak, jak by należało. Jeżeli przy tym mało jeszcze możesz z siebie dać, bo mało umiesz albo nie masz warunków, żeby móc tak służyć sobą, jak byś chciała, to te lata pozostają nauką, nauką, nauką... — mozolną i żmudną w codziennym życiu, złożonym z tysięcy kłopotów, zwłaszcza u nas teraz, gdzie życie jest tak jednostajne i tak przyziemne, że pozostawia za sobą tylko niespełnione marzenia i tęsknotę do prawdziwej twórczości. Mówię o życiu wszystkich nas, tzw. szarych ludzi. Bo dla Niego nikt nie jest „szary"; to my się sobie tacy wydajemy i tak widzimy innych. Ale o ile ktoś nie dąży do kariery „po trupach", bezwzględnie i przy pomocy wszystkich środków (niszcząc przy tym swój charakter), to jego życie zawsze zawiera mniej osiągnięć (efektów zewnętrznych), niżby pragnął.



A teraz wyobraź sobie, że mówią ci nagle, że będziesz się uczyła zupełnie inną metodą: szybko, radośnie i bez codziennych kłopotów w warunkach pozwalających na całkowite skoncentrowanie się na tym, do czego dążysz — ale nie tu. Musisz wyjechać daleko i zacząć życie w nowym środowisku sama (czyli wyłączona ze znajomego ci i często bardzo bliskiego środowiska). Jeżeli zaufasz Osobie, która cię przenosi, pozbywasz się całego balastu niepokoju, a jeśli zaufasz, że tak będzie dla ciebie najlepiej, możesz zaczynać nowe życie z radością lub chociażby ze spokojem.



Widzisz, właściwie umieramy z każdą operacją. Każda narkoza jest poddaniem się opinii specjalistów z zaufaniem, że to będzie dla naszego dobra, a przecież w momencie tym przestajemy „istnieć w czasie". Nasza zgoda na leczenie się operacyjne jest potwierdzeniem naszej świadomości, że przez cierpienie zyskujemy życie. Za dzieci, wbrew ich chęciom, decydują rodzice. W rodzinie Chrystusowej decyduje za nas zawsze On. Gdybyśmy chcieli zrozumieć, że w zamian za to, co jest względne, przemijające i nie spełni naszych nadziei, otrzymujemy: pewność istnienia, jasność widzenia, obietnicę szczęścia, którego już nikt nigdy nam nie odbierze; lub że zaufawszy Mu całkowicie zyskujemy życie z Nim, a więc szczęście nie objęte czasem ani ubytkiem, a przeciwnie, rosnące nieustannie — pragnęlibyśmy przejść tu jak najprędzej.



— Tak było w okresie wojny, zwłaszcza w obozach i w śledztwie — bo mi o tym mówiono.



— Masz rację. Ci, którzy przychodzili tu wprost z więzień i obozów lub z walki — ci byli przygotowani najlepiej; toteż są z nami uczestnicząc w pełni szczęścia. Mówię o tych, którzy swój los złożyli Mu w ręce, pozostając wiernymi sobie (czyli temu, co kochali, czemu służyli). Ale czy dzisiaj nie można zaufać i czy może nie tego właśnie On oczekuje? Pomyśl, że człowiek tyle planuje sobie, a tymczasem Chrystus oczekuje od niego może jedynie takiej odpowiedzi: „Ufam ci, cokolwiek ze mną uczynisz. Pójdę, gdziekolwiek Ty zechcesz."



— Mamo. Taka odpowiedź to już heroizm. To absolutna dojrzałość!



— Tak, ale przecież żyjemy, aby stać się dojrzałymi. To jest cel naszego uczenia się. Widzisz, nie każdy jest świętym — bo heroizm prawdziwy to świętość — ale Chrystus Pan swoimi metodami dąży do nauczenia nas „latania", jak mówi ojciec Ludwik; przysposabia nas do życia z Nim.



Cierpienie jest przysposobieniem „biernym" tych, którzy sami nie umieją znaleźć „podręczników" Jego nauki.



— Jakich podręczników?



— Nie poświęcają się pracy dla Niego pod żadną z Jego „osłon", jak ci to już nazywałam; po prostu żyją. I z tych ludzi, którzy dobrowolnie nie zdobędą się przez całe życie na akt oddania całkowitego na służbę Jemu, On potrafi wydobyć hart, samozaparcie, odwagę, cierpliwość, współczucie i zrozumienie dla innych, a nawet pogodną gotowość. A tam, gdzie jest wielkie przywiązanie do bliskich lub do używania życia, Chrystus postępuje powoli i delikatnie, nie odcinając od razu takiej osoby od świata. Ale nitka po nitce znikają kolejno różne przywiązania lub obnażają swoją nicość. Tak było i ze mną.



Umieszczając człowieka w otoczeniu wielu innych, równie lub bardziej cierpiących, daje mu Pan możliwość spojrzenia na siebie z dystansu, pozbycia się egocentryzmu, miłości własnej, przeceniania swojego znaczenia wobec innych. Długotrwała choroba uspokaja, bo uczy cierpliwości i ustawia hierarchię wartości prawidłowo u tych ludzi, którzy ją wypaczyli. Sprawy tak bardzo zdawałoby się ważne widzimy jako nieistotne lub jako spełnienie zachcianek, pragnienie imponowania innym, coś, bez czego można obyć się bez specjalnego żalu. W innych okazujemy się do zastąpienia; rodzina zaczyna sobie radzić bez nas, a dla wielu ludzi jest to pożyteczne lub nawet konieczne dla ich dobra. My sami oderwani zostajemy od tego, cośmy nagromadzili, bez czego wydawałoby się nie możemy żyć. I wtedy zostajemy sami ze sobą bez konieczności zarabiania, jest więc czas na myślenie. Dla tych, którzy są chorzy chronicznie, a nawet z perspektywą nawrotu choroby (serce, nerki, nowotwór...) lub śmierci, jest zadanie do rozwiązania: pogodzenie się z wolą Boga i przyjęcie jej ze spokojem, jeśli nie z powagą i gotowością, co jest bardzo rzadkie. A poza tym dalsze życie ze świadomością śmiertelnego zagrożenia wymaga odwagi....."

Cytat z książki ;"Świadkowie Bożego Miłosierdzia"-do poczytania na ;
www.annaboza.republika.pl
Pozdrawiam i wcale się nie żegnam ...dziś Ty"szykujesz" się do drogi , jutra może ja ...nikt nie zna dnia ani godziny -ale ufaj Bogu -wszystko inne nie ma znaczenia !


Śr sie 12, 2009 5:51
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 21, 2009 17:06
Posty: 96
Post 
Tyszek,

Twoja postawa pokazuje, jak dojrzałą osobą jesteś.

Obiecuję pamięć.


Śr sie 12, 2009 20:36
Zobacz profil

Dołączył(a): So kwi 11, 2009 13:52
Posty: 28
Post 
Wspieram Cię TyszeK modlitwą-trzymaj się bracie jak najmocniej. Jeżeli to możliwe spróbuj pojednać sie z bliskimi, zobaczysz jaką poczujesz ulgę. Serdecznie pozdrawiam.

_________________
O Panie, przebacz mej myśli, że nie dość jeszcze miłuje...


Śr sie 12, 2009 21:05
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 12 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL