Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So sie 09, 2025 16:50



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 25 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Wątpliwości spowodowane ciągłymi porażkami 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pn lis 16, 2009 18:34
Posty: 7
Post Wątpliwości spowodowane ciągłymi porażkami
Przeżywam ostatnio kryzys wiary. Czuje ogromne rozczarowanie i rozżalenie związane z tym jak beznadziejnie toczy sie moje życie, i jak (w pewnym sensie) nie sprawdza sie "światopogląd" wierzącego. W ramach wstępu powiem też, że jestem osobą o bardzo pozytywnym nastawieniu i zawsze gdy ktoś opisywał swoje problemy bądź wątpliwości myślałem, że należy być wiernym pewnym zasadą (wierze) a nie urzalac sie nad sobą, teraz dopiero rozumiem jak sie wtedy myliłem.
Mam wrażenie, że każda z dziedzin mojego rzycia powoli sie rozwala. Rodzina tragicznie legła w gruzach, plany na przyszłość są bardzo niepwene a nawet wątpliwe, do tego inni ludzie celowo działają na naszą niekorzyść. Nie wiem czy będziemy w stanie się utrzymać, i czy będziemy mieli gdzie mieszkać, jak wkrocze w dorosłe życie.Jednaknie chodzi mi tutaj o analize tych sytuacji tylko o coś innego. Mianowicie od pewnego czasu czuje ogromny żal do Boga zo to mnie spotyka w życiu. Jak pisałem jestem osobą (a raczej byłem - dawno temu) naprawde bardzo pogodną i zawsze trwającą w ufności, że wszytko sie ułoży i przyjdzie lepszy czas. Jednak teraz czuje, że miara już sie powoli przepełnia, a wciąz nowe problemy dobijają odbierając resztki optymizmu. Czuje ogromne przytłoczenie i niepewność. W tej sytucji moge spojrzec na przykład Hioba. I niby on wszytko wyjaśnia, ale rodzi sie we mnie zupełnie inne pytanie. Czy czasem nie jest tak, że Wira każe nam godzić sie z naszymi niepowodzeniami i cieszyć radości, działajac tylko w sposób psychologiczny? Czy nie jest to jakieś zagranie psychologiczne, jakaś mistyfikacja? Rady które daje mi Pismo Święte są bardzo dobre i sprawdzają się, ale czy napewno są to rady pochdzące od Boga? Czy może poprostu odpowiednia pomoc psychologiczna. (Odczuwamy ulgę ale nie zmienia to biegu naszego życia!) Pogodzić sie z problemami sam umiem wiec teoretycznie gdyby Bóg nie istniał (ja wierze, że istnieje) sama Wiara nie miała by szans zmiany życia, mogła by zmieniać tylko moje postrzeganie pewnych zdażeń. Gdy obseruje życie dobrze znanych mi ludzi (przyjaciól) widze jak rodzcie o nich dbają, jak mają zapewnioną przyszłość i są szcześliwi, można by powiedzieć żyją w obfotości. Nie mam tu na mysli tylko strony finansowej, choć nie ukrywam, że od zawsze oszczędzam, i wiele żeczy jest poza moim zasięgiem, dlatego uważam, że bez pewnej ilości pieniedzy nie da sie normalnie żyć. Pozatym wieczne oszczedzanie poprostu męczy, odbiera radość życia. Myślac w ten sposób odczuwam ogromny żal. Żal do Boga. Dlaczego inni mają w życiu łatwy start zdobywając lukratywne zawody, w których czuja sie w pełni zrealizowani, mogą wykorzystać swój potencjał, czuć spełnienie. Dlaczego moje życie jest tak do d***? Oczywiście moge spojrzeć na osoby, które mają gorzej ale to nie ma sensu!!! Nie chce pocieszania, ani przeceniania tego co mam(bo ja to doceniam!). Chce odpowiedzi(która pewnie nie istnieje) dlaczego do cholery taka niesprawiedliwość? Mam narzeczoną która mi sie nie podoba, nie moge sie z nią momentami dogadać, choć ona stara sie zrozumieć moje problemy, ale jak anrazie to niemożliwe. Nie pociąga mnie fizycznie choć przecież zmieżamy do ślubu, nie mam ochoty z nią współżyć,jest zaniedbana, choć czasami delikatnie sugeruje jej pewne zmiany, ona ma to gdzieś tłumacząc sie że taka już jest i że stara sie ale to nie jest proste. Musze sie zmuszać do przebywania z Nią. Moja rodzina rozleciała sie totalnie, teraz to ogromne pogożelisko. Wyrzucili mnie z uczelni (nie poradziłem sobie) w dużej mierze z mojej wini, choć naprawde miałem w 100% dobre intencje. Dlaczego moja dziewczyna/rodzina/sutuacja jest taka jaka jest? Mam ochote wykrzyczeć i robie to w modlitwie "BOŻE, NAPRAWDE NIE ZASŁUGUJE NA WIĘCEJ?!CZY NAPRAWDE TAK MNIE CENISZ?!" Czy nie moge mieć dziewczyny która będzie atrakcyjniesza, fajniesza, empatyczna?? nietoksycznej rodziny?? szansy wyjścia na wykształconego/realizującego marzenia i pracującego z pasją człowieka??Czy nie mogę żyć normalnie??
Może pomyślicie, że dużo oczekuje, Lub mam postawe roszczeniową, ale ja chce po prostu normalnie żyć, mam już dość niepewności i cięgle nowych rozczarować i zawodów, w sprawach kluczowych (rodzinnych, zawodowych, itp...)

Obawiam sie, że odpowiedzi na moje pytania nie istnieją, i to mnie najbardziej w tym boli. Jestem zawiedziony z mojego życia i nic nie moge z tym zrobić.

Nie szukam pocieszania ani pomocy w akceptacji sutuacji bo tego nie potrzebuje, potrafie to sam, ważniejsze jest dla mnie poznanie prwady i waszego zdania o tej "luce" w nauce Chrześcijańskiej, która jest dla mnie przyczyną wątpliwości od dlugiego czasu.

Dla wyjaśnienia jestem chrześcijaninem i nim pozostaje, dziele sie z wami jednak moimi bardzo silnymi ostatnio wątpliwościami.

Oczywiście są też tacy którzy akceptują swoje porażki mówiąc "Bóg tak chciał", ale uważam, że jest to bardzo nadużywane.


Pn lis 16, 2009 20:02
Zobacz profil

Dołączył(a): N lis 08, 2009 3:09
Posty: 48
Post 
Nie wiem czy użalanie się nad sobą na takich portalach coś pomoże...
Wiesz ja osobiście podchodzę do życia olewawczo, ale również optymistycznie i w każdym przypadku wychodzi mi to na plus. Nie ma co się przejmować przyszłością, czy teraźniejszość do takiego stopnia. Masz brzydką narzeczoną to ją rzuć, kto ci karze z nią być, tego kwiata jest półświata. Nie udało Ci się zdać na studiach to oznacza, że kierunek do ciebie nie pasował, pamietaj, trzeba robić w życiu to co się kocha, niż to co daje dużo pieniędzy itp., bo życie w zakłamaniu do niczego nie prowadzi, a często słowo "osoba wykształcona" to puste słowa, bo co z tego, że ktoś jest po prawie, zarabia 6 tysiecy jako prokurator, skoro nie cierpi swojej pracy i ma przez nią ciągłą depresje.
Twoja rodzina się rozdzieliła? Cóż, oni są chyba dorośli i są świadomi swojego postępowania, czemu masz cierpieć, najlepiej utrzymuj kontakt z każdą z dwóch stron, a konflikt pozostaw osobom zainteresowanym, bo wtrącanie się nie ma sensu.
Ja bym przynajmniej tak postąpił.


Pn lis 16, 2009 20:16
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lis 16, 2009 18:34
Posty: 7
Post 
Dzięki za odpowiedź. Nie chodzi mi tutaj o użalanie sie nad sobą(tak jak pisałem), chciałem tylko opisać powody mojego aktualnego sposobu patrzenia na życie. Poprostu wszytkie argumenty które moge sam sobie przedstawić już mnie nie przekonują, dlatego mam wątpliwości czy to patrzenie przez pryzmat wiary napewno jest prawdziwie?

Nie da sie odciąć od problemów jesli dotykają najbliższych, musisz zabrać jakieś stanowisko, musisz przy nich być i tym żyć razem znimi.

Argument, że dobre dochodowe zajęcie może być niedobre dla człowieka mnie nie przekonuje. Znam wiele osób które pracując sumiennie zarabiają ponad przecientnie i są bardzo dobrymi, spełnionymi ludźmi.


Pn lis 16, 2009 20:28
Zobacz profil

Dołączył(a): N lis 08, 2009 3:09
Posty: 48
Post 
Wiesz, ja ci tutaj nie pokazałem nic "przez pryzmat wiary", gdyż sam jestem niewierzący i w klęczenie i modlenie się w kościele i błaganie nie wiadomo kogo, żeby życie miało sens moim zdaniem jest bezsensowne, ponieważ po pierwsze nikt nie polepszy twojego życia jak ty sam, po drugie jeśli wierzysz w Boga i on faktycznie istnieje tak, jak to rozumie kościół to wątpię, że podchodzi do każdego z 6 miliardów ludzi inwidualnie(hipotetycznie).


Pn lis 16, 2009 21:01
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22
Posty: 1324
Post 
Narzeczoną - możesz zmienić. Nie wyobrażam sobie, żeby mój niegdyś narzeczony patrzył na mnie z odrazą i niechęcią. W życiu bym za niego nie wyszła, więc tu rozstanie byłoby chyba lepszym rozwiązaniem zarówno dla niej jak i dla ciebie. Nic na siłę.
Uczelnię czy kierunek też można zmienić.

A trudne sytuacje, które nas spotykają? I one mają sens, choć ten sens czasem dla nas nieznany - zna Bóg. I chyba skoro jesteś wierzący - z Nim powinieneś rozmawiać.
Nikt nam nie obiecywał, że będzie łatwo. :cry:
Ciągle musimy pamiętać, że to życie ziemskie nie jest naszym celem ostatecznym, a tylko drogą. Na tej drodze Bóg będzie doświadczał twoją wiarę może właśnie poprzez trudne wydarzenia?
Każdy ma nieść krzyż na swoją miarę. Nawet ci, którzy w twoich oczach wszystko mają - są doświadczani w którymś momencie życia.
Czy którykolwiek ze świętych miał łatwy, lekki i przyjemny żywot?


Pn lis 16, 2009 21:45
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 02, 2007 9:41
Posty: 1728
Post 
Twoje życie jest w Twoich rękach - nie bądź bezwolny. Dlaczego męczysz się z narzeczoną, której nie chcesz? Jak możesz zmierzac do ślubu, gdy to nie jest odpowiednia osoba? Czemu jestes nieuczciwy wobec niej. Zauważ, że tym sposobem wplątujesz się w kolejne nieszczęscia. MOżesz unieszczesliwić siebie, ją, a moze kiedys w przyszłosci Wasze dzieci. Może prawda, którą usłyszy zrani Twoją narzeczoną, ale jeszcze bardziej będzie się czuła zraniona i oszukana, gdy powiesz jej to 10 lat pozniej, bo nie wytrzymasz w końcu. Bądź facetem! I nie myśl, że jakoś to będzie. Jakoś będzie zawsze, ale nie chodzi o to, że ma być JAKOŚ, tylko o to, żeby było DOBRZE. A to zalezy w dużej mierze od Ciebie i Twoich decyzji.

_________________
Za snem tęskniąc pisarz przytula butelkę,
Tak, jakby spirytus mógł mu dodać ducha.
Słowa - kiedyś wielkie - stały się niewielkie;
Choćby wykrzyczanych - mało kto dziś słucha.
/Jacek Kaczmarski/


Pn lis 16, 2009 23:57
Zobacz profil

Dołączył(a): N wrz 06, 2009 18:43
Posty: 67
Post 
Z tego co piszesz wyłania się obraz człowieka który natychmiast musi posprzątać swoje życie...

Jesteś młodym człowiekiem i im szybciej zaczniesz tym lepiej na tym wyjdziesz... trzeba pozamykać niektóre furtki, wywalić od nich kluczyki i się nie oglądać za siebie... będzie słychać pukanie ale ty musisz iść swoją drogą...

Kto wplątał cię w taki związek, zaniedbana laska... :o , zdarzają sie takie ale jeśli jej tata nie ma 20 hurtowni cytrusów i z 10 mercedesów to nie zaprzątaj sobie nią głowy... znajdziesz na swojej drodze kogoś dla kogo będziesz kimś, będziesz chciał robić wiele rzeczy, będziesz zmotywowany do działania... a obecnie jak widzę... ( czytam ) wisisz w próżni...

Sądzę że podejście twoje do życia zmieniło się diametralnie z chwilą poznania swojej kobiety... nie czujesz się przy niej jak facet i z tąd ten szereg niepowodzeń... często na nasze4j drodze stają nam ludzie którzy wysysają z nas energię... toksyczne związki... życie wali się z każdym dniem.

Pasuje teraz abyś podszedł z dystansem do wszystkich tych zdarzeń ale połączył je z jednym... co takiego i od kiedy się wydarzyło że zaczęło się tak darzyć.....

Nie trać wiary !

_________________
jestem doskonały w łóżku... potrafię spać 12 godzin bez przerwy... :)


Wt lis 17, 2009 0:12
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lis 16, 2009 18:34
Posty: 7
Post 
Kwestia z Narzeczoną jest o tyle dziwna, że wcześniej bardzo ją Kochałem. I nie wydawało mi się, poprostu od pewnego czasu gdy większość problemów zwaliła mi się na głowe zaczynam zwracać uwage na Jej wady, czego wcześniej nie robiłem. Może dlatego, że ona nie jest wstanie wczuć sie w moją sytuacje i jej zrozumieć. Może to mnie do niej zniechęca. Zawsze miałem pewien niedosyt w kwestji jej urody, ale uznawałem, że przecież nie chodzi o to by była modelką, lecz o to jaki ma charakter. Przez to problemy jakoś nie moge sie z nią dogadać, pewnie też przez to że sam mam trudne chwile. Ten aspekt który był jej atutem teraz już nim nie jest. Może stąd moje zniechęceni e.

Jesli chodzi o to, że moje zycie jest w moich rękach to nie zgodze sie z tym dokońca. Ostatnimi czasy ja i wiele innych bliskich mi osób mieliśmy bardzo duża naprawde ogromnie bolesnych wydarzeń zupełnie niezawinionych i w żaden sposób niesprowokowanych. Wiec sa jednak kwestie na które sie nie ma wpływu.

Ja moge to zaakceptować i przejśc do porządku dziennego jednak nie chce tego robić kolejny raz. Chce raz na zawsze wysnuć jakiś wniosek, morał i rozwiązać moje wątpliwości które zawsze w trudnych chwilach rądzą sie we mnie.

-Czy macie wątpliwości dotyczące sensu i logiki naszej Wiary? i akceptacji "Krzyża"?

-Czy nasza wiara nie jest to poprostu zasada: "jak nie możesz czegoś mieć, uznaj że Bog tak chce lub to nie jest dla Ciebie(lub było by złe); Jak coś masz to ciesz sie tym by rekompensować to z czego rezygnujesz"


Do tych zasad można podpożądkować życie i będzie ono szczęśliwe, ale czy o to w zyciu chodzi?


Wt lis 17, 2009 0:13
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lis 16, 2009 18:34
Posty: 7
Post 
Kemot - nie widziałem twojego posta w momencie odpowiedzi, ale musze przyznać, że nie patrzyłem na to od tej strony. Naprawde dzięki za odpowiedź. Przemyśle to jeszcze dzisiaj.

Starałem sie żyć według zasady którś tak czesto powtarzają Księża nawet Pawlukiewicz którego bardzo cenie. Aby wiebierać sobie kobiete z odpowiednim charakterem, cielesność nie jest tak istotna jak charakter. Ona przecież po kilku, kulkunastu latach przeminie. Nie można patrzeć na kobiete jak na przedmiot do zaspokajania swoich potrzeb i szukac ideału. I zastanawiałem sie jak to rozumieć. Teraz z perspektywy czasu widze, że wasza kobieta musi być idealna fizycznie (dla Was, niekoniecznie obiektywnie) i nie można sie wiązać z kimś gdy ma sie jakiekolwiek wątpliwości. Więc przestrzegam was przed tym, szkoda, że mi nikt tagiego spojrzenia nie przedstawił.

p.s. Nie trace Wiary, ale musze pewne kwestie ułożyć sam w sobie


Wt lis 17, 2009 0:25
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr mar 04, 2009 15:55
Posty: 728
Post 
wierzyc napisał(a):
-Czy macie wątpliwości dotyczące sensu i logiki naszej Wiary? i akceptacji "Krzyża"?

-Czy nasza wiara nie jest to poprostu zasada: "jak nie możesz czegoś mieć, uznaj że Bog tak chce lub to nie jest dla Ciebie(lub było by złe); Jak coś masz to ciesz sie tym by rekompensować to z czego rezygnujesz"


Do tych zasad można podpożądkować życie i będzie ono szczęśliwe, ale czy o to w zyciu chodzi?
Każdy wierzący ma co pewien czas doła. Jednak tę wytrwałość w wierze, pozostawanie, choćby się wydawało, że Go już nie ma, ceni sobie Bóg znacznie bardziej od wszelkich uduchowionych wzlotów... i związanych z tym obietnic, że oto już na zawsze...

To normalne, że szatan Cię atakuje. Czego się właściwie spodziewałeś? Że wszystko będzie szło jak po maśle? Nigdy tak nie jest. Życie składa się z tego i tamtego.

Wytrwaj.

P.S. Temat wielokrotnie był wałkowany na forum. Zerknij choćby tutaj.

_________________
Obrazek
Ten post jest opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 3.0 Polska.


Wt lis 17, 2009 0:28
Zobacz profil

Dołączył(a): So wrz 05, 2009 23:17
Posty: 18
Post 
każdy ma jakieś porażki, weź się w garść chłopie i nie jęcz; doprowadź się do porządku fizycznego i duchowego i idź dalej z wiarą w siebie i w ludzi


Wt lis 17, 2009 0:29
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lis 16, 2009 18:34
Posty: 7
Post 
Widze, że też nie znacie odpowiedzi na stawiane przezemnie pytania. Nie jest moim celem "jęczenie" - prosze przeczytać temat zanim sie w nim wypowiadasz. Pisałem o tym powyżej.

Nie trace wiary, ani nie mam chwil zwątpienia w Wiare czy przesłanie Pisma Świętego. Jestem człowiekiem który aktywnie żyje i działa wkościele dlatego podany tu link to zupełnie inna "bajka", ale dzięki bo chetnie przeczytam.

Zasadniczy problem to: jak rozumieć i przyjmować naukę Kościoła o cierpieniu, skoro wydaje się ona nieco "naiwna" lub jak by to nazwać inaczej nieprzekonywaująca (dla mnie). Dlatego pytam o wasze refleksje w tym temacie.



Wt lis 17, 2009 18:15
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 02, 2007 9:41
Posty: 1728
Post 
Wierzyc, zrozumieliśmy, tylko trudno się tak wypowiedziec, nie poruszając tych kwestii dotyczących konkretów.

Co do wiary, to sławetne "dzwiganie krzyża" rozumiem nie jako bierność, bezrefleksyjność i pogodzenie z losem, a własnie wytrwanie w danej sytuacji mimo przeszkód, szukając rozwiązania, podejmując walkę, upadając może i wstając, ale jednak idąc dalej. Nie uważam, by Bóg chciał byśmy pokornie przyjmowali to, co na nas spadnie nie robiąc nic poza pokornym znoszeniem własnego losu i czekaniem na śmierć. ROzpatrując to ze strony wiary można powiedzieć, że pokusa poddania się może być wielka. Wcale nie uważam, że powinno się usiąść, pogodzić ze wszystkim i powiedzieć, że pewnie Bóg tak chciał, ze wybrał dla mnie taką drogę.

Filipian 4:4 - Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!
Te słowa wskazują na to, że nie mamy być wiecznie smutnymi cierpiętnikami, których los doświadcza.

A mowiąc poza kontekstem wiary - jak to mowią starzy weterani - twardym trza być nie miętkim!
I w tym przynajmniej, co od nas zalezy, próbować walczyć i zmieniać rzeczywistość na lepszą. Bez samotłumaczenia i samooszukiwania, że jakoś to będzie.

_________________
Za snem tęskniąc pisarz przytula butelkę,
Tak, jakby spirytus mógł mu dodać ducha.
Słowa - kiedyś wielkie - stały się niewielkie;
Choćby wykrzyczanych - mało kto dziś słucha.
/Jacek Kaczmarski/


Wt lis 17, 2009 20:18
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr lis 18, 2009 9:48
Posty: 98
Post 
Odpowiem Ci ogolnie a moze szczegolowo bo zauwazylem kilka prawidlowosci w zyciu.

1. Nie to co sluszne sie nam zdaje jest sluszne a wrecz przeciwnie. Podam Ci to na przykladzie. Czesto kobiety skarza sie ze ich malzonek zdradzil a one tyle robily dla rodziny, gotowaly, praly, zajmowaly sie dziecmii za to im sie nalezala wdzecznosc malznonka. Tutaj sa dwa falszywe poglady. Po pierwsze to byly pewne obowiazki za ktore automatyczne nie otrzymuje sie milosci a po drugie relacje w malzentwie buduja malzonkowie poprzez wzajemne zrozumienie, wyjscie ku sobie, spelnianie swoich potrzeb, spedzanie razem czasu. Mozna wiec byc przykladna zona/mezem czy tez chrzescijaninem ale nie rozumiec senda i isc ku zagladzie zwiazku.

2. Falszywym pogladem jest postawa roszczeniowa ze to mi sie nalezy. To co nas spotyka zalezy przede wszystkim od naszego myslenia praktycznie w 100% a nie danej sytuacji. Mamy wolno wole i dotyczy to rowniez mozgu. Zobacz bogaty w pieniadze nie musi byc szczesliwy a biedny materialnie nieszczesliwy.

3. Czasami znaczenie ma pewne przeznaczenie i robiac cos naprzekor spotykaja nas wieksze przeciwnosci niz gdybysmy robili cos innego.

Ale powiem Ci tak. Ogolne samopoczucie, zniechecenie wynika z tego ze rzeczy, sytuacja ktore Cie otaczaja nie sa Tobie dane zeby tak zyc. Potrzebujesz czegos innego i nie ma to nic wspolnego z wiara w tym sensie ze tospelnienie w zyciu zalezy raz od myslenia, postrzegania siebie a dwa znalezienia swojego miejsc w zyciu.

Jesli chodzi o sama wiare to jej sensem jest 1. Milosc do Boga 2. Milosc do ludzi i nie powierz mi ze ktos kto czuje te milosci czuje sie nieszczesliwy bo to jest po prostu niemozliwe

Gdybys chcial do tego dojsc sa ku temu wskazowki. Ale tez jest wazne powiedzenie w zdrowym ciele zdrowy duch. Trzeba ruchu, sportu, wyjechac gdzies, porozmawiac z ludzmi, nie zamykac sie w domu.


Śr lis 18, 2009 14:35
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr lis 18, 2009 9:48
Posty: 98
Post 
"Myślac w ten sposób odczuwam ogromny żal. Żal do Boga. Dlaczego inni mają w życiu łatwy start zdobywając lukratywne zawody, w których czuja sie w pełni zrealizowani, mogą wykorzystać swój potencjał, czuć spełnienie. Dlaczego moje życie jest tak do d***? Oczywiście moge spojrzeć na osoby, które mają gorzej ale to nie ma sensu! Nie chce pocieszania, ani przeceniania tego co mam(bo ja to doceniam!). Chce odpowiedzi(która pewnie nie istnieje) dlaczego do cholery taka niesprawiedliwość? Mam narzeczoną która mi sie nie podoba, nie moge sie z nią momentami dogadać, choć ona stara sie zrozumieć moje problemy, ale jak anrazie to niemożliwe"

Przeanalizuj fragment ktory sam napisales powyzej to moze zrozumiesz w czym tkwi Twoj problem! Zauwaz ze to ty sam wybierasz. Bog nie ma z tym nic wspolnego. Bog nie ma nic wspolnego ze jestes z kims kogo nie kochasz, oszukujesz siebie i druga osobe a dalej bedzie jeszcze gorzej. Szukasz winy w Bogu kiedy za 5 minut mozesz to odwrocic mowiac prawde, postepujac zgodnie z prawda. Oszukiwanie, postepowanie falszywie rodzi u osoby poczciwej odraze, zle samopoczucie. Ale to Ty sam sobie robisz i nie tylko sobie. To jak mozesz czuc sie dobrze jesli jestes przesiakniety klamstwem. Przeciez opowiadasz sie za zlem a nie Bogiem do do kogo masz pretensje? Jako facet nie musisz przeciez sie zenic i byc z kims kto Ci sie nie podoba, z kim sie czujesz zle. Moim zdaniem jestes czlowiekiem pelnym falszu.

Ale to jest przyklad Twojego myslenia. Nie chce Cie urazic ale dosadnie pokazac. Jak najbardziej sluszne jest porozmawianie z kims, np. z psychologiem. Wiary to Ty nie masz zadnej w tej chwili bo oparte to jest na jakiejs CIEMNOCIE i PRZYMUSIE a nie na prawdzie i milosci do siebie, drugiego czlowieka. Prawdziwe cierpienie polega na tym ze np. musisz akcpetowac bledy osoby ktora kochasz, jakies przeciwnosci losu ale nie wpedzanie sie w jakies chore sytuacje i myslenie z wlasnego wyboru bo to sie nazywa zwykla glupota.


Śr lis 18, 2009 14:46
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 25 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL