Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So sie 23, 2025 12:59



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 852 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 35, 36, 37, 38, 39, 40, 41 ... 57  Następna strona
 Piękne teksty 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Jeśli mamy otwarte serca, jeśli jesteśmy otwarci i zawierzamy nadziei, wówczas w konkretnym przypadku możemy praktycznie żyć już tą nadzieją. Ale w jaki sposób daje się ona wprowadzić w życie? Powiedzmy najpierw, że coś tak wielkiego, tak tajemniczego nie może być jakimś tanim przepisem lekarskim, który można wypróbować w ciągu kilku dni i który wyrzuca się jako bezużyteczny, jeśli szybko nie pomaga. Moc nadziei rośnie w nas w miarę jej mocowania się z bezsensem, z bezużytecznością. Rzeczywistość, z którą styka się nadzieja, to cała nieogarniona niewiara, całe śmiertelne znużenie naszej kultury, kryjące się za wysuniętym na pierwszy plan hałasem i gwałtem, cała przekonywująca sztuka absurdu, który kusi nas ogromnymi reklamami, porywając w wir natychmiastowego sukcesu, bezpośredniego komfortu, przyjemności leżącej w zasięgu ręki i zaspokajania żądz. Nasza nadzieja musi ciągle od nowa wszystko to negować, zwalczać, odsuwać na bok, wyciszać, wszystkiemu mówić: nie, to nie to, nie w taki sposób, to nie tu leży istota rzeczy. Dalej mówi ona: coraz bardziej skrywacie, zasypujecie i grzebiecie delikatną tajemnicę… Wszystko wygląda całkiem inaczej, a wy patrzycie w fałszywym kierunku…

Czy tego rodzaju walka, prowadzona dzień w dzień, nie rozkruszy w końcu nadziei? Nie, bo w walce może się ona zahartować. Tylko ona jest przewidziana na to, by istnieć rzeczywiście jako nadzieja wbrew nadziei (Rz 4, 18]. A fakt, że patrzy ona we właściwym kierunku będzie jej ciągle, z dnia na dzień, potwierdzany. Po pierwsze, pojmuje ona zawsze więcej, bo wyłącznie ona trzyma klucz do sensu życia. Bezsens samego bytowania ku śmierci staje się tym bardziej oczywisty, im dojrzalsza staje się nadzieja. Po drugie, nadzieja wciąż na nowo otrzymuje swe małe, niepozorne, ale nie dające się odeprzeć potwierdzenia. W czym na przykład? W rozbłyskującej iskierce miłości, odpowiadającej na inną miłość. Ludzkie serca pociągnięte miłością odnajdują się tu i tam, wydobywają się z maskarady zatroskania, ktoś na chwilę podnosi zamknięty wizjer, przełamuje sztucznie oziębłą atmosferę spontanicznym ciepłem i wszyscy natychmiast wiedzą, ze to właśnie to. Dla czegoś takiego warto byłoby żyć. Jest to iskra wielkiego ognia, który płonie gdzieś w dalekim lub bliskim nieosiągalnym centrum. To, że istnieje taki przeskok iskry – a przecież i s t n i e j e ! – jest potwierdzeniem nadziei. Nie byłoby go w ogóle, gdyby nie pochodził on z centrum wielkiego ognia, gdyby sens istnienia, wbrew wszelkim pozorom, nie był wiekuistą miłością.

Chrześcijanin, a także każdy, kto szczerze wspólnie z nim ma nadzieję, stawia czoło bezsensowi świata. Tworzy zaprzysięgłe ogniwa, wysepki, tkanki nadziei w królestwie mrocznego władcy świata. Chrześcijaństwo od początku było pomyślane jako całkowita, w najwyższym stopniu niebezpieczna rewolucja, bo z jakiego powodu byłoby tak prześladowane? Było ono rewolucja sensu przeciw bezsensowi umierania, który na wszystko, co żyje, rzuca cień absurdalności. Było rewolucją zmartwychwstania przeciw ostateczności zepsucia, a także rewolucją bezgranicznej miłości przeciw wszelkiemu zwątpieniu serca. Wszystko zależy od siły wiary, miłości i nadziei, również wszelka kultura.

Hans Urs von Balthasar "Wieńczysz rok darami swojej dobroci", Wydawnictwo WAM, Kraków 1999

Obrazek

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Pt lis 23, 2007 14:01
Zobacz profil
Post 
Dobranoc, włosy święte, mocno potarganę,
Które były najświętszą Krwią zafarbowane.
Dobranoc.

Obrazek


So lis 24, 2007 23:44
Post 
Święty Ahmed, męczennik, urodził się w XVII w. w muzułmańskiej rodzinie w Konstantynopolu. Z zawodu był kopistą w Wielkich Archiwach. Zgodnie z osmańskim prawem, ponieważ nie miał żony, w zamian posiadał niewolnicę, Rosjankę. Mieszkała z nią inna Rosjanka, starsza kobieta, która również była niewolnicą. Obydwie kobiety były bardzo pobożne.

W dni świąteczne staruszka chodziła do kościoła. Po liturgii przynosiła błogosławiony chleb (antidoron) i dawała swojej towarzyszce do spożycia. Staruszka również przynosiła jej świętą wodę do picia. Za każdym razem, gdy to miało miejsce, a Ahmed był blisko niej, czuł piękny i nie do opisania zapach wychodzący z jej ust. Wówczas pytał się jej, co takiego jadła. Nie wiedząc, co się dzieje, niewolnica zwykła odpowiadać, że nic nie jadła. Jednakże Ahmed nie ustępował. W końcu powiedziała mu, że jadła chleb błogosławiony przez kapłanów, który przynosi jej staruszka za każdym razem, gdy wraca z kościoła.

Słysząc to, Ahmed zapragnął zobaczyć kościół i to, jak chrześcijanie przyjmują błogosławiony chleb. Wówczas posłał po kapłana, mówiąc mu, by przygotował mu miejsce, aby mógł uczestniczyć w liturgii sprawowanej przez patriarchę. W oznaczonym dniu, przebrany za chrześcijanina, przybył do patriarchatu uczestnicząc w świętej liturgii. Będąc w kościele ujrzał jaśniejącego patriarchę, jak unosi się nad ziemią, odchodząc od ołtarza, przechodząc przez carskie wrota, aby pobłogosławić wiernych. Kiedy błogosławił, z jego palców wyszły promienie światła, które spoczęły na głowach wszystkich uczestników liturgii z wyjątkiem Ahmeda. Wydarzyło się to dwa lub trzy razy, i za każdym razem Ahmed widział to samo. W skutek tego doświadczenia Ahmed uwierzył. Bez wahania posłał po kapłana, który ochrzcił go. Przez jakiś czas Ahmed pozostawał ukrytym chrześcijaninem (zob. 2 Krl 5,17-19 oraz J 3), skrywając swoje chrześcijańskie imię, które nie znamy do dziś.

Pewnego dnia Ahmed ucztował wraz z kilkoma arystokratami. Po uczcie zgodnie z muzułmańskim zwyczajem usiedli rozmawiając i paląc. W toku rozmowy zaczęli dyskutować na tym, co jest na świecie najwspanialsze. Każdy dzielił się swoją opinią. Pierwszy gość powiedział, że najwspanialszą rzeczą na świecie jest mądrość. Drugi utrzymywał, że kobiety. Trzeci powiedział, że najwspanialszą rzeczą na świecie, i nieporównanie bardziej rozkoszną, jest dobre jedzenie, które będzie nagrodę w raju dla sprawiedliwych.

Wówczas nadeszła kolej Ahmeda. Wszyscy zwrócili się do niego, pytając o jego opinię w tej sprawie. Napełniony świętą gorliwością, Ahmed krzyknął, że największą rzeczą ze wszystkich jest wiara chrześcijańska. Przyznając się do bycia chrześcijaninem, potępił śmiało fałsz i oszustwa muzułmanów. W pierwszej chwili goście osłupieli. Potem jednak, wypełnieni niewypowiedzianą złością, rzucili się na świętego męczennika i zawlekli go do sądu, gdzie został skazany na śmierć. Po torturach Ahmed został ścięty na rozkaz władcy, otrzymując koronę męczeństwa 3 maja 1682 r.


N lis 25, 2007 0:20
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 24, 2006 18:13
Posty: 2267
Lokalizacja: Poznań
Post 
Christus vincit, Christus regnat.
Christus, Christus imperat


Christus vincit, Christus regnat.
Christus, Christus imperat


Christus vincit, Christus regnat.
Christus, Christus imperat

_________________
[i]Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi, bo nie jesteś sam[/i] :)


N lis 25, 2007 14:07
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Krzyż Jezusa jest dla każdego wierzącego bezcenną tajemnicą, źródłem siły i szkołą postaw w codziennym życiu. Tajemnica cierpień Jezusa została nam podarowana nie tylko w celu czci. Bardziej jeszcze jako źródło poznania i naśladowania. Można o niej dużo mówić, rozważać i pisać na poziomie intelektualnym. Prawdziwe jej poznanie ma jednak miejsce wówczas, gdy na ukrzyżowanego Zbawiciela spogląda cierpiący człowiek. Samotność Bożego Syna spotyka się z samotnością jednego z dzieci Ojca. Wówczas można złożyć na krzyżu najczystszy pocałunek. Wszystkie pocałunki krzyża są piękne, ale ten, który czyni się z dna osamotnienia, posiada wartość największą. Bóg ją zachowuje na wieczność. Święci zachęcają nas często, by w wyobraźni swego serca często całować krzyż. Gdy cierpiącego Chrystusa całuje cierpiący człowiek, ma miejsce jedna z najcenniejszych z lekcji tematu: tajemnica cierpienia.

W szkole cierpienia. Trudne drogi do ważnych odkryć
http://www.karmel.pl/lektorium/rekolekcje/index.htm

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Pn lis 26, 2007 16:14
Zobacz profil
Post 
Dobranoc, szyjo święta, w łańcuch uzbrajana,
Bądź po wszystkie wieczności mile pochwalona.
Dobranoc...


Obrazek


Śr lis 28, 2007 2:04
Post 
Wasz brat z Arabii Saudyjskiej

Urodziłem się w Arabii Saudyjskiej, moja rodzina mieszkała niedaleko Mekki. Wychowano mnie w przestrzeganiu zasad i tradycji islamu i kultury arabskiej. Jako nastolatek chodziłem do meczetu modlić się pięć razy dziennie, gdyż tego wymagali moi rodzice.

Pewnej nocy widziałem sen o tym, jak trafiłem do piekła. Byłem przerażony, a ten sen powtarzał sie prawie każdej nocy. Szczerze zastanawiałem się, dlaczego mam takie wizje piekła. Pewnego razu ukazał mi się Jezus i powiedział: "Synu, Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Jeżeli poświęcisz mi swoje życie i będziesz mnie naśladował, wybawię cię z piekła, które widziałeś".

Byłem zdumiony, ponieważ nie wiedziałem, kim był ten Jezus. Oczywiście, Koran wspomina o Jezusie w surze "Marjam", ale nazywa go prorokiem, a nie Zbawcą zdolnym zachować człowieka od piekła. Zacząłem więc szukać jakiegoś chrześcijanina, który mógłby mi coś więcej powiedzieć o tym Jezusie, który mi się ukazał. Chciałem też zdobyć chrześcijańskie Pismo Święte, Biblię.
Jednak nie było mi łatwo znaleźć jakiegokolwiek chrześcijanina, który opowiedziałby mi o Jezusie. Jak wiadomo, chrześcijaństwo jest całkowicie zakazane w Arabii Saudyjskiej, a jeżeli chrześcijanin zostanie przyłapany na dawaniu świadectwa swojej wiary muzułmaninowi, może być prawie pewien, że zostanie ścięty.


Ale Pan przyprowadził mnie do egipskiego chrześcijanina, który był chory. Modliłem się o jego uzdrowienie, a on dał mi Biblię. W tym czasie Jezus stał się dla mnie bliskim przyjacielem. Wkrótce zacząłem mówić o moich przeżyciach wszystkim moim krewnym i przyjaciołom. Władze natychmiast się dowiedziały, że nawróciłem się na chrześcijaństwo. Sądzę, że doniósł ktoś z mojej rodziny. W Koranie jest powiedziane, że każdy, kto porzuca islam, jest zdrajcą i musi być ukarany śmiercią. Zostałem więc schwytany, wtrącono mnie do więzienia i torturowano. Powiedziano mi, że zostanę stracony przez ścięcie głowy, jeżeli nie powrócę do islamu. Jednak już podjąłem decyzję, że nigdy nie powrócę. Powiedziałem władzom, że jestem gotów umrzeć dla Jezusa, i nie mam zamiaru powracać do islamu.

Po długim czasie w więzieniu i po wielu torturach skazano mnie na ścięcie. Podano dzień i godzinę egzekucji, na co odpowiedziałem: "Tak, wy mnie zabijecie, ale ja pójdę do nieba na spotkanie z Jezusem. Modlę się jednak, by to, co ze mną uczynicie, zostało w waszym sercu i nie dawało wam spokoju do dnia, póki nie przyjdziecie do Jezusa".

Nadszedł dzień i godzina mojej egzekucji, na którą oczekiwałem z nieprzyjemnością, choć czułem się bardzo umocniony w mojej wierze w Jezusa. Zazwyczaj egzekucje odbywają się dokładnie w wyznaczonym czasie, lecz ku mojemu zdumieniu nikt po mnie nie przychodził. Minęła godzina, druga, trzecia - minął cały dzień, ale nic się nie działo. Po dwóch dniach po mnie przyszli. Otworzyli drzwi i powiedzieli: "Ty demonie! Wynoś się stąd!" Zauważyłem, że ich szef, który był najbardziej zdecydowany, że powinienem zostać ścięty, nie przyszedł tym razem. Zapytałem o niego. Nie chcieli mi nic mówić, ale w końcu zdradzili mi, że w tym samym dniu, kiedy zapadł wyrok na mnie, zmarł jego syn.

Zostałem uwolniony, ale na tym nie skończyły się moje problemy i prześladowania. Jednak wiem na pewno, że ręka Boga jest nade mną.


Śr lis 28, 2007 19:41
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Towarzysz życia

Chrystus był w centrum życia Teresy. Jezus znał Teresę, a Teresa znała Jezusa! Na tę głęboką łączność wskazuje wiele faktów z jej życia. Jezus był dla niej towarzyszem życia. Ona sama daje nam taką radę: „Zalecają one [książki traktujące o modlitwie w ciszy] mianowicie, byśmy starali się odwracać myśl od rzeczy zewnętrznych, dla łatwiejszego zbliżenia się do Boga; byśmy w samychże zatrudnieniach zewnętrznych usiłowali choć chwilami wejść w siebie i wspominali na obecność Tego, który przebywa we wnętrzu naszym, co samo już z wielkim jest dla duszy pożytkiem. [...] Niech się ćwiczy w tym skupieniu na każdy dzień po wiele razy, jeśli może. Jeśli nie, to choć kilka razy na dzień; prędzej lub później nawyknie do tego i wielką korzyść odniesie. Gdy raz dostąpi tej łaski, że Pan jemu się odda, nigdy już za żadne skarby świata nie zrzekłby się tego szczęścia. [...] Przy Bożej pomocy w rok jeden, może w pół dojdziecie, upewniam was, do celu. Patrzcie, jaki to krótki trud w porównaniu z tak ogromnym zyskiem. Będziecie miały w ten sposób założony w sobie mocny fundament. Jeśli Pan zechce wznieść w was wielką budowę, to znajdzie was przygotowane tuż przy boku swoim” (DD 29, 5-8]. Inaczej mówiąc, związek z Chrystusem obejmuje i naznacza całe życie. Czas modlitwy obecności wyraża więc zasadniczą postawę: postawę wiary, nadziei, miłości. Kocham Chrystusa, oddaję się Mu, tęsknię za spotkaniem się z Nim w pełni.

Postawa ta, nawet dla kogoś, kto nagle znalazł się pod działaniem łaski, jest możliwa do osiągnięcia tylko dzięki ćwiczeniu. Uczymy się poznawać Chrystusa, czyli kochać Go. A pierwszym krokiem do modlitwy obecności jest bez wątpienia „rozkochanie się” w Chrystusie, którego trzeba powoli się uczyć. Kiedy zaś się w Nim rozkochamy, trzeba nam pogłębiać nasz związek z Nim i go podtrzymywać, chronić tę miłość. Musimy „przyuczać się stopniowo do „coraz gorętszego rozmiłowania się w świętym Jego Człowieczeństwie” (Życie 12, 2). Tak, trzeba nam wejść w Chrystusa. Biskup Tarbes i Lourdes bardzo dobrze ilustruje tę myśl, gdy pisze: „Nie można podziwiać witraży katedry, nie wszedłszy do środka. Nie można podziwiać takiej symfonii form i kolorów, nie widząc ich w przechodzącym przez nie słońcu. W Kościele światło Słońca, którym jest Chrystus, jest stale obecne dla tego, kto wierzy. Musimy wejść w Kościół, trwać miłośnie, uczynnie i z pokorą w Jego sercu”. A każdy nosi Kościół w swoim sercu, każdy jest Kościołem. Serce, które się modli, rozszerza się do wymiarów Kościoła. To w tej eklezjalnej przestrzeni spotykamy Chrystusa. Modlić się modlitwą obecności to wpatrywać się w Chrystusa żyjącego w swoim Kościele.

Guido Stinissen OCD
MODLITWA OBECNOŚCI
ZE ŚWIĘTĄ TERESĄ Z AVILA (fragment)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... avila.html

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Pn gru 03, 2007 11:53
Zobacz profil
Post 
Dlaczego jesteś smutny?

Nie wiem. Taka dziś szklana pogoda.
Chyba wpadłem w depresję,
taki mam psychiczny dołek.

Wiesz co? Ty się nie modlisz!
Chcesz mi powiedzieć,
że ci, którzy się modlą, to są weseli?
Nie.
Tylko człowiek, który się modli,
to już te dołki ma za sobą.
Przeczytam Ci adwentową modlitwę:
Dlaczego jesteś zagniewany, Panie?
Dlaczego pamiętasz dawne nasze grzechy?
Zobacz, dom w którym Cię chwalili
ojcowie nasi
- jest pusty.
Zostaliśmy jak owce bez pasterza.
Nie mamy króla, ani wodza,
ani kapłana, ani proroka.
Niebiosa spuście nam rosę,
bo ziemia spękana pragnie Boga.
Niech się ziemia rozstąpi
i zrodzi Zbawiciela.
Bez Boga nie możemy żyć!

Wiem,
to prawie żywcem wzięte z naszego życia.
Ludzie od Boga odchodzą,
bezbożni rządzą światem,
w takim świecie nie da się żyć!
A czemu na to wszystko patrzy Bóg i milczy?

Nie milczy!
Posłuchaj ostatniej strofy
adwentowej modlitwy Proroka:

Dlaczego płaczesz?
Dlaczego jesteś smutny?
Czy może zapomnieć matka
o swoim niemowlęciu?
A gdy nawet ona
zapomniała o Tobie,
Ja nigdy nie zapomnę,
bo jestem Twoim Bogiem,
Twoim Odkupicielem,
przyjdę szybko, aby cię ocalić!

Nie bój się robaczku, mój Jakubie,
nieboraczku mój Izraelu.
Na krótką chwilę porzuciłem Ciebie,
ale z ogromną miłością Cię przygarnę.
Bo góry mogą ustąpić
i pagórki się zachwiać,
ale miłość Moja od Ciebie
nigdy nie odstąpi.

Może i tak.
Łatwo jest ładnie mówić,
ale serce skowyczy i co zrobisz?
Wiem, co Cię gryzie.
Idź do spowiedzi.
Wyrzuć to wszystko.
Wtedy naprawdę się rozpłaczesz,
ale już z radości.
ks. Tymoteusz

ze str. Naszego Dziennika


Wt gru 04, 2007 4:02
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Pierwsze kroki

Wielu czytelników tej książki ma już zapewne doświadczenie modlitewnego trwania wobec Boga w ciszy. Nie muszą więc zatrzymywać się na pierwszych etapach tej modlitwy, o których chciałbym teraz powiedzieć kilka słów. Ale czy nie jest czasem dobrze rzucić okiem na przeszłość, chociażby po to, by podziękować Panu, który prowadził nas całą tą duchową drogą? Poza tym zawsze można dostosować, a nawet poprawić sposób, w jaki modlimy się w ciszy. Nie żeby zaczynać od nowa przebytą już drogę, lecz by ewentualnie skorzystać z niektórych rad. Prawdziwa modlitwa czyni pokornym, a człowiek pokorny nie przestaje cieszyć się z możliwości nauczenia się dróg modlitwy obecności. Zawsze uważa się za początkującego.

Jak więc zacząć nasze miłosne trwanie z Panem? Współczesna filozofia bardzo podkreśla jedność ciała i duszy. Owocem tej myśli był szeroko rozwijany temat modlitwy ciała. Wnętrze człowieka znajduje swój wyraz w postawach ciała, a z drugiej strony zachowanie się ciała wywołuje odpowiadającą temu postawę wewnętrzną. A zatem na początku modlitwy w ciszy rzeczą niezmiernie ważną będzie zwrócenie uwagi na postawy naszego ciała. Moje ciało w modlitwie - nic wyjątkowego - postawa prosta, pokorna, pełna szacunku dla Tego, z kim się spotkamy, postawa, która przyjmuje, oczekuje, zdaje się na Pana. Duch zaś idzie za ruchem ciała.

Moje spotkanie z Chrystusem rozpoczyna się od długiego spojrzenia. Od spojrzenia mojego na Chrystusa i spojrzenia Chrystusa na mnie. Spojrzenie w spojrzeniu! Między nami nie ma miejsca na żadną niejasność. Nasza relacja musi być całkowicie otwarta. Bo jeśli nie, to jak mogę kochać i pozwolić się kochać? Teresa streszcza tę wstępną postawę: „modlitwę należy poprzedzić rachunkiem sumienia, odmówieniem aktu skruchy i znakiem krzyża świętego” (DD 26, 1). Tak, wiemy o tym, ale zbyt często zapominamy, choć jest to postawa ważna, jeśli chce się znaleźć właściwe sobie miejsce wobec Chrystusa.

Nie zapomnijmy też wezwać Ducha Świętego, aby prowadził nas w naszej modlitwie obecności. To On, Duch, szepcze w nas samą modlitwę Jezusa: „Abba, Ojcze!” (Ga 4, 6) Jest On najlepszym nauczycielem modlitwy w ciszy. Wezwijmy również Najświętszą Pannę, Tę, w której Duch był modlitwą w pełni: „Matko, naucz nas modlić się”. Teresa odsyła nas do kogoś jeszcze: „Szczególnie dusze oddane modlitwie wewnętrznej powinny otoczyć go [świętego Józefa] czcią szczególną. [...] Kto nie znalazł jeszcze mistrza, który by go nauczył modlitwy wewnętrznej, niech sobie tego chwalebnego świętego weźmie za mistrza i przewodnika, a pod wodzą jego nie zbłądzi” (Życie 6, 8].

Również książka pomoże nam postąpić na drodze modlitwy obecności. Nie gardźmy nią, a zwłaszcza nie wyobrażajmy sobie, że nie potrzebujemy żadnej książki, żadnego tekstu drukowanego czy pisanego naszą ręką. Nawet jeśli go nie używamy i leży obok nas, odgrywa niezwykle cenną rolę. Jest jak anioł stróż, bardzo wierny, bardzo dyskretny, zawsze gotowy nam pomóc. Między nami a książką wytwarza się więź psychologiczna. Prosta świadomość, że ona jest, daje poczucie ufności i bezpieczeństwa, gdy nie możemy się modlić. Książka służy jako broń przeciwko roztargnieniom, a któż ich nie ma? Teresa, wnikliwy psycholog, mówi: „Przez cały ten czas nigdy, z wyjątkiem dziękczynienia po komunii, nie śmiałam przystąpić do modlitwy bez książki. Sama myśl, bym zaczęła modlitwę nie mając książki przy sobie, tak mnie do głębi duszy przerażała, jak gdybym sama jedna miała wyjść na spotkanie całej gromady czyhających na mnie nieprzyjaciół. Mając pod ręką tę pomoc, która mi była jakby towarzystwem i puklerzem do odbijania pocisków nastających na mnie myśli obcych, uspokajałam się. Oschłości wtedy były rzadkim wyjątkiem, ale zawsze je miewałam, ile razy brakło mi książki, bo zaraz wtedy trwożyła się dusza moja i myśli moje się gubiły, dopiero za pomocą książki powoli je znowu skupiałam i duszę, jakby przynętą, do modlitwy pociągałam. Często dość mi było na to samego już otworzenia książki, w innych razach czytałam krócej lub dłużej, wedle miary łaski, jakiej mi Pan użyczał” (Życie 4, 9).

Czas modlitewnego trwania w ciszy różni się bez wątpienia od czasu czytania duchowego. Modlitwa obecności w ciszy, stopniowo się upraszczająca, musi być podtrzymywana przez osobistą lekturę, która odbywa się w nieco innym czasie. Wiara, którą ćwiczymy w trakcie modlitewnego trwania wobec Pana w ciszy, musi być karmiona przez wytrwałe i regularne czytanie. Skoro modlitwa w ciszy jest wyrazem miłości, trzeba nauczyć się coraz lepiej poznawać Ukochanego. Oblubienica z Pieśni nad pieśniami, szukając swego Umiłowanego, przemierza ulice i place, wypytuje strażników, tych, którzy powinni wiedzieć, gdzie znajduje się Ukochany. Podobnie pogłębiona lektura pomaga nam w odkrywaniu tajemnicy Chrystusa. To, co uderzyło nas w trakcie czytania, może posłużyć następnie do obudzenia w nas ducha modlitwy. Jesteśmy przekonani, że znajdziemy na tej czy innej stronie dobrze nam znany tekst, który już tyle razy czytaliśmy i nad którym tyle już rozmyślaliśmy; tekst, który jest tuż obok, dostępny i który może nam posłużyć. Prosta czynność ponownego przeczytania tego tekstu może ponownie obudzić w nas łaskę, której był on wcześniej pośrednikiem. Tekst ów sprzyja skupieniu w trakcie modlitwy obecności i może towarzyszyć nam w ciągu całego dnia. Teresa wyznaje: „Pragnę mieć czas na czytanie, bo zawsze bardzo je lubiłam. Czytam jednak bardzo mało, gdyż skoro tylko wezmę książkę do ręki, skupiam się w sobie z wewnętrznego zadowolenia i tak czytanie zamienia się w modlitwę” (Sprawozdania 1, 7). Oczywiście, książka może niekiedy ustąpić miejsca zbiorowi tekstów świętych, przepisanych własnoręcznie z Ewangelii lub z książek duchowych. Niektórzy stworzyli pewien rodzaj „poezji” duchowej, na kształt dojrzałego owocu ich lektur. Można również posłużyć się obrazkiem lub ikoną. Posłuchajmy raz jeszcze rad Teresy: „Jako środek wielce ku temu pomocny, radzę każdej, by postarała się dla siebie o jaki, według własnego upodobania, obrazek czy figurkę Pana naszego, nie po to, aby je nosić ukryte w zanadrzu i nigdy na nie nie spojrzeć, ale aby przed tym wyobrażeniem jak najczęściej z Nim rozmawiać. On sam poda wam do serca, co Mu macie powiedzieć” (DD 26, 9).

Guido Stinissen OCD
MODLITWA OBECNOŚCI
ZE ŚWIĘTĄ TERESĄ Z AVILA (fragment)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... avila.html

Obrazek

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Śr gru 05, 2007 8:38
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
W poszukiwaniu Ukochanego

Wróćmy do modlitewnego trwania wobec Pana w ciszy. Po tym okresie wstępnym, kiedy to otwieramy się na Chrystusa, przychodzi chwila osobistego z Nim kontaktu. „Towarzyszenie” jest zawsze dla Teresy słowem kluczowym. Jest tym jakby owładnięta. Tak jak nauczała nas dotrzymywać towarzystwa Panu w naszych codziennych zajęciach, tak tym bardziej uczy nas, jak z Nim przebywać w chwilach naszego spoczynku. Niektórym może się to wydać stratą czasu. Lecz dla świętych był to czas zyskany! Wystarczy poczytać czy zaśpiewać Pieśń nad pieśniami, by się o tym przekonać. Oblubienica pragnie z całego serca być blisko swego Ukochanego.

Tak jak róża oswoiła Małego Księcia, tak ja zbliżam się do Chrystusa, aby pozwolić Mu się oswoić. Poszukuję tego kontaktu „łagodnie, pokornie i z miłością” - jak mawiał Wawrzyniec od Zmartwychwstania, ten wielki, rozmodlony karmelita. Posłuchajmy też Teresy, naszej duchowej mistrzyni: „Zaraz po tym wstępie, ponieważ jesteś sama, postaraj się, córko, o towarzystwo. A jakież mogłabyś znaleźć lepsze nad towarzystwo samego Mistrza, który nauczył nas tej modlitwy, do której odmówienia się zabierasz? Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i z jaką pokorą raczy ciebie nauczać. Wierz mi, tak dobrego Przyjaciela nigdy nie powinnaś odstępować” (DD 26, 1). Modlić się modlitwą obecności to żyć w pobliżu Chrystusa. Zauważcie słowa, które podkreśliłem: towarzystwo, przy, przyjaciel. Obcować z przyjacielem, który jest bardzo blisko. Modlitewne trwanie z Bogiem jest spotkaniem serc, trwaniem serce przy sercu. Jest nas dwoje. Postawą pełną otwarcia zapraszam Chrystusa do siebie. „Gdy się przyzwyczaisz być zawsze w obecności Jego, a On będzie widział, że czynisz to z miłością i starasz się we wszystkim podobać się Jemu, już się od Niego, jak to mówią, nie odczepisz. Nigdy On ciebie ani na chwilę nie opuści, będzie cię wspierał we wszystkich strapieniach twoich, na każdym kroku będzie ci stróżem i pocieszycielem. Czy to mała rzecz, sądzicie, mieć zawsze i wszędzie przy boku takiego Przyjaciela?” (DD 26, 1) Jaką radością jest wiedzieć, że można przyspieszyć przyjście Chrystusa! Już święty Piotr nam to mówił: „W świętym postępowaniu i pobożności [...] oczekujecie i staracie się przyspieszyć przyjście dnia Bożego” (2 P 3, 11). Tę samą myśl znajdujemy u świętego Jana od Krzyża: „Dlatego prawdziwie kochający powinien się starać, by [...] ująć Boga, jeśli się tak można wyrazić, by więcej miłował i większe znajdował wytchnienie w jego duszy” (Pieśń B 13, 12)4. Czasami zapominamy, że pragnieniu musi towarzyszyć „święte postępowanie”, „prawdziwa” miłość; zapominamy, że Pan musi wiedzieć, „iż chcemy żyć jedynie po to, by Mu sprawić radość”. W poprzednim rozdziale rozwijałem temat „realizmu” terezjańskiego. Modlitwa obecności w ciszy wymaga zaangażowania się w miłość braterską, domaga się życia według Ewangelii.

Guido Stinissen OCD
MODLITWA OBECNOŚCI
ZE ŚWIĘTĄ TERESĄ Z AVILA (fragment)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... avila.html

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Pt gru 07, 2007 13:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Chronimy się w Maryi jak w Arce Noego, bo przez swego Syna jest Ona dla nas „zbawczym korabiem”, który unosi nas nad wodami współczesnych potopów. Jej opiece powierza się okręty i bezpieczeństwo żeglarzy. Zanosi się gorące modlitwy w dniach burz i nawałnic, błagania o ocalenie tych, którzy wyruszyli w morze. Maryja jak latarnia na brzegu morskim rozświetla żeglarzom drogę do lądu i ukazuje im wejście do portu – chroni ich przed rozbiciem i zatonięciem. Już za czasów św. Efrema Syryjczyka wierzono, że żeglujący w tym życiu w Matce Najświętszej odnajdą najbezpieczniejszy port, a rozbitkowie schronią się w Niej jak w przystani najspokojniejszej, bo będą blisko upragnionej wybawicielki z fal i burz wichrzycieli. Ta bowiem Gwiazda przewodnia – zapewnia św. Bernard – prowadzi nas przez ocean życia bezpośrednio do swego Syna.

źródło:
JADWIGA ZIĘBA
Gdy „Titanic” tonie…
http://www.mateusz.pl/wam/poslaniec/0706-1.htm

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Pt gru 07, 2007 17:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Wyobrazić sobie Chrystusa

Skoro Chrystus jest naszym przyjacielem, wszystko, co Go dotyczy, powinno nas interesować, począwszy od Jego życia i Jego własnych słów. Przekazały nam je Ewangelie. Więc na początku naszego modlitewnego trwania z Bogiem otwórzmy Ewangelię. Spotkamy tam żywego Jezusa, spojrzymy na Niego poprzez jakiś epizod z Jego życia. Wiemy, że Teresa bardzo lubiła kontemplować Chrystusa cierpiącego. Chrystus przywiązany do słupa oraz Ecce homo cały w ranach ożywiały jej pobożność w sposób szczególny. Ileż to obrazów Chrystusa przy słupie spotkałem w trakcie mej pielgrzymki do Hiszpanii i wszystkie one pełne były cierpienia. Z jakim realizmem szesnastowieczna sztuka hiszpańska potrafiła wyrazić człowieczeństwo Chrystusa! Nic dziwnego, że obraz cierpiącego Chrystusa odegrał tak wielką rolę w rozwoju duchowym Teresy. Otrzymała ona łaskę „nawrócenia”, czysty owoc Bożego miłosierdzia, spoglądając na niewielką figurę Ecce homo. Ten obraz Chrystusa, „który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20), towarzyszył Teresie w ciągu całego życia. W Medina del Campo pokazuje się zwiedzającym malutką figurę Chrystusa przy słupie, która umieszczona jest w szklanej kopule. Tę właśnie figurę Teresa miała zawieszoną przy różańcu. Miała ją ciągle przed oczami.

Teresę fascynowała też inna scena z Męki - Chrystus w Ogrodzie Oliwnym. Od dzieciństwa epizod ten głęboko ją naznaczył. Czy nie jest to przykład i wezwanie dla nas? „Przez wiele lat, każdej niemal nocy przed zaśnięciem, polecając Bogu duszę swoją na spoczynek, zastanawiałam się chwilę nad tą tajemnicą modlitwy w Ogrójcu, pierwej nawet jeszcze nim zostałam zakonnicą, bo mi powiedziano, że do tego rozmyślania przywiązane są liczne odpusty; i sądzę, że wielką z tego korzyść odniosła dusza moja, zaczynając tym sposobem praktykować modlitwę obecności w ciszy, nim jeszcze dowiedziała się, na czym ta modlitwa polega. Dzięki długoletniemu nawyknięciu, tak mi ta pobożna praktyka weszła w zwyczaj, że nigdy jej nie opuściłam, tak samo jak przeżegnanie się przed zaśnięciem” (Życie 9, 4). Łatwo więc teraz zrozumieć, dlaczego Teresa podkreśla tak bardzo szacunek wobec człowieczeństwa Chrystusa i jego rolę w naszej modlitwie w ciszy, postrzeganej jako „miłosne trwanie”. Oto zdrowa teologia. „Takiego się trzymałam sposobu modlitwy: starałam się przedstawiać sobie Chrystusa w duszy swojej. [...] Szczególnie też bardzo się lubowałam w rozważaniu modlitwy Jego w Ogrójcu i rada Mu w niej towarzyszyłam” (Życie 9, 4).

Guido Stinissen OCD
MODLITWA OBECNOŚCI
ZE ŚWIĘTĄ TERESĄ Z AVILA (fragment)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... avila.html

Obrazek

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Pn gru 10, 2007 8:53
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Miłosne rozmyślanie

Oto dlaczego Teresa chętnie poleca nam tę scenę jako temat do rozmyślań w czasie naszego obcowania z Panem. „Wracam teraz do tego, o czym wyżej mówiłam, to jest do rozmyślania o Chrystusie Panu przywiązanym do słupa. Dobrze jest bez wątpienia jakiś czas zastanowić się nad tym i roztrząsać mękę, jaką Pan tam ucierpiał, za co ją ucierpiał, kto jest Ten, który tak cierpiał, i z jaką miłością cierpiał” (Życie 13, 22). Oto piękny przykład medytacji w klasycznym tego słowa znaczeniu. Angażujemy wszystkie nasze zdolności. Przedstawiamy sobie scenę z Ewangelii, w której centralną postacią jest Chrystus, i zastanawiamy się: kto, jak, dlaczego, dla kogo?

To wpatrywanie się w Chrystusa cierpiącego bardzo nam pomoże przezwyciężyć nasze własne cierpienia w chwili, gdy nas samych ogarnia smutek czy ból. „Jeśli jesteście smutne i w strapieniu, patrzcie na Pana w Ogrójcu. [...] Patrzcie na Pana przy słupie, nasyconego boleścią. [...] Albo zobaczcie Go obarczonego Krzyżem. [...] Zobaczcie, jak spogląda na was tak pięknymi, tak współczującymi, łzami zalanymi oczyma. [...] Przypatrujcie się, z jakim trudem On - upadający od znużenia - postępuje i jak cierpienia Jego nad wszelki wyraz przewyższają cierpienia wasze. Jakkolwiek by te ostatnie przedstawiały się wam wielkie i srogo was raniły, z pociechą je znosić będziecie, czując to, że wobec tego, co ucierpiał Pan, nie są one warte i wspomnienia” (DD 26, 5.7).

Dla Teresy nie chodzi tu o pracę czysto intelektualną. Chodzi o miłosne spotkanie. Praca wyobraźni i rozumu jest tylko przygotowaniem do głębszego kontaktu. „Ja”, które spotyka się z „ty”. To sprawa miłości. Choć już cytowałem ten fragment, przypomnę, co Teresa mówi na ten temat: „Tego tylko pragnę, byście wiedziały i o tym pamiętały, że jeśli chcemy znaczny uczynić postęp na tej drodze i dojść do tych mieszkań, do których tęsknimy, nie o to nam chodzić powinno, byśmy dużo rozmyślały, jeno o to, byśmy dużo miłowały, a zatem to głównie czynić i do tego przykładać się powinnyśmy, co skuteczniej pobudza nas do miłości” (Twierdza IV 1, 7). Modlitwa w ciszy rozgrywa się więc na poziomie samego naszego istnienia i relacji. Chcemy stać się dla Niego obecnymi i szukać Jego obecności. „Odsłoń przede mną obecność Twoją” - wykrzykuje święty Jan od Krzyża w swej Pieśni duchowej (B 11). Temat „obecności” we współczesnej filozofii i jego zastosowania w duchowości modlitwy byłby bardzo ciekawy do rozwinięcia. Niestety, przekracza to możliwości tej książki.

Guido Stinissen OCD
MODLITWA OBECNOŚCI
ZE ŚWIĘTĄ TERESĄ Z AVILA (fragment)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... avila.html

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Śr gru 12, 2007 9:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Proste spojrzenie

Teresa przestrzega nas przed takim trwaniem na modlitwie, które gubiłoby się daremnie w wysiłku intelektualnym i polegałoby jedynie na znajdowaniu odpowiedzi na pytania, które sobie stawiamy. „Lecz nie należy ciągle i wyłącznie się wysilać na wynajdowanie tych punktów; lepiej spokojnie stanąć przy boku cierpiącego Pana, uspokoiwszy rozum, albo tak go zajmować, jeśli to możliwe, by spoglądał na Tego, który nań spogląda, towarzyszył Mu, prośby swoje w pokorze przed Nim wynurzał i cieszył się obecnością Jego, pomnąc przy tym na niskość swoją, iż nie jest godzien tak z Nim i przy Nim zostawać. Kto zdoła takimi przejąć się myślami i uczuciami już nawet z samego początku modlitwy, ten wielką korzyść odniesie, gdyż ów sposób modlitwy bardzo wiele przynosi, a w każdym razie tak było w przypadku moim” (Życie 13, 21). W rzeczy samej, wszystko wolno temu, kto kocha. Miłość jest pełna inwencji: wyraża się na tysiąc sposobów. Teresa wylicza tylko niektóre z nich. Gdyż w relację z Chrystusem angażuje się cały człowiek, zarówno w swym życiu intelektualnym, jak i uczuciowym. Rozpoczyna się dialog. Jest rzeczą bardzo dobroczynną to, by trwać przed Chrystusem i powierzać Mu zmartwienia naszego serca: „Jeśli na ten widok serce wam zmięknie, jeśli patrząc na Oblubieńca waszego, takie męki cierpiącego, uczujecie w sobie potrzebę przemówienia do Niego i wylania przed Nim serca swego, mówcie, i owszem, tylko nie sadźcie się na piękne i wytworne wyrazy, ale w słowach prostych, wprost z serca idących, bo On takie tylko ceni, mówcie do Niego” (DD 26, 6).

Rozmawiać, ale przede wszystkim patrzeć! Niech słów będzie coraz mniej! Zresztą po jakimś czasie wszystko już powiemy! Co wtedy pozostaje uczynić, jeśli nie żyć Jego obecnością poprzez proste spojrzenie? Wiemy, że On wpatruje się w nas, a my odpowiadamy na Jego spojrzenie. Jesteśmy razem. Jesteśmy szczęśliwi. Niekoniecznie radością, która przejawia się w emocjonalnych reakcjach, lecz pokojem, który wstępuje głęboko w nasze serce, szczęściem, które staje się udziałem ducha. Wiara nasza czerpie z tego światło, nadzieja się umacnia, miłość staje się gorętsza. Ale posłuchajmy raczej samej Teresy: „Nie żądam od was wielkich o Nim rozmyślań ani natężonej pracy rozumu, ani zdobywania się na piękne, wzniosłe myśli i uczucia - żądam tylko, byście na Niego patrzyły. A któż wam może tego zabronić? Co wam może przeszkodzić, byście, gdy nie zdołacie uczynić nic więcej, nie miały zwrócić na Niego, choćby chwilowo, oczu duszy waszej? [...] Czy więc wielką to wyda wam się rzeczą, byście choć czasami, zamknąwszy oczy duszy na rzeczy zewnętrzne, zapatrywały się na Niego? [...] Zważcie, że w każdej chwili, kiedy tylko zechcecie, znajdziecie Go. On tak pragnie, byśmy nań spoglądały, że nie opuszcza żadnego starania. [...] Czy więc wielka to rzecz, byście na Tego, który tyle wam darował, choć niekiedy wspomniały i oczy wzniosły na Niego?” (DD 26, 3-4)

Przez tę modlitwę prostego spojrzenia Teresa przygotowuje nas do modlitwy skupienia. Ten sposób modlitwy szczególnie leży jej na sercu, gdyż otwiera on drzwi do największych łask. „Co do mnie, wyznaję, że nigdy nie wiedziałam, co to jest dobrze się modlić, dopóki mnie Pan nie nauczył. Z tego zaś przyzwyczajenia skupiania się wewnętrznego tyle odniosłam pożytku, że nie mogę dosyć nadziękować się Panu” (DD 29, 7). Jest to temat następnego rozdziału. Tymczasem albo przez miłosne rozmyślanie, albo przez modlitwę prostego spojrzenia przygotujmy się do przeżycia nowego etapu na drodze modlitwy w ciszy.

źródło i ciąg dalszy:
Guido Stinissen OCD
MODLITWA OBECNOŚCI
ZE ŚWIĘTĄ TERESĄ Z AVILA
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... avila.html

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Pt gru 14, 2007 9:26
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 852 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 35, 36, 37, 38, 39, 40, 41 ... 57  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL