arko
Dołączył(a): Pt sty 31, 2020 21:29 Posty: 2
|
Niebo
Napisałem szorta. Mogę poprosić o opinię ?
Niebo
„Boże, który jesteś Stwórcą człowieka oraz Panem życia i śmierci, bądź uwielbiony! Jeśli jest Twoją wolą, Panie, abym wyzdrowiał, to uwolnij mnie od tej choroby. Niech Duch Święty, którego otrzymałem w …” – Panie Waldku, Panie Waldku… – Cichy głos wyrywał mężczyznę z objęć modlitwy i powoli przekierowywał jego świadomość na najbliższe otoczenie. Z trudem otworzył oczy i nieprzytomnym wzrokiem spojrzał przed siebie. Obok stała pielęgniarka, zakładała butelkę na stojak do kroplówki. – Panie Waldku! – Proszę się obudzić. Muszę Panu dać zastrzyk. Jest już późno, musimy wyłączyć też telewizor – powiedziała stanowczo, po czym nacisnęła guzik pilota. Mężczyzna kątem oka dostrzegł ekran telewizora. Zdążył jeszcze zobaczyć łąkę, zwierzęta…Nagle ekran ściemniał a pośrodku, przez jakiś czas, jaśniała jeszcze mała plamka. Ponownie zamknął oczy. Tym razem ze zmęczenia. Obrócił się z trudem i odkrył pośladek do zastrzyku. Nawet jego nie poczuł. Chemia bezlitośnie wyniszczała jego organizm. Całą, poprzednią noc nie mógł zmrużyć oka, ponieważ co chwile męczyły jego torsje. „Nie, Nie dam się Boże. Wiem, że jesteś i mnie nie opuścisz. A nawet jeśli to zrobisz, z pokorą przyjmę swój los. Dziękuję Ci Boże za to, że choroba spotkała mnie a nie moją żonę czy dzieci. Moje cierpienie im ofiarowuję. Ja wiem, że dam sobie radę”. – Zamknął oczy i poczuł jakąś niesamowita ulgę. Czasami jeździł na Wawelską i widział wielu małych pacjentów poddawanych tak samo jak on, bolesnemu naświetlaniu… ”Parszywe życie. Dzieci nie powinny chorować” – pomyślał sobie. Lek przeciwbólowy zaczął działać. Poczuł ulgę. Mężczyzna nie bał się śmierci, może odrobinę cierpienia, gdy się ono pojawi, gdy zabraknie tego ostatniego tchu. Wiele czytał o „umieraniu” i tej chwili, gdy jesteśmy na granicy…. „Jestem pewien, że gdy nadejdzie mój czas, doświadczę spokoju i światła” – zdążył jeszcze pomyśleć i zasnął. Szedł ulicą i nagle nie mógł wciągnąć powietrza do płuc, dusił się. Obudził się charcząc, usiłując za wszelką cenę złapać oddech ale nie mógł tego zrobić. „Boże…Dziękuję Ci, za dar życia jakim mnie obdarzyłeś” – zdążył jeszcze pomyśleć i poczuł jak się zapada w otchłań. Był i tunel i światło na jego końcu. Stał pośród łąki obsypanej kwiatami. Obok latały wielkie kolorowe motyle. Słońce jasno świeciło i szczodrze obsypywało okolice swoim ciepłym blaskiem. W pobliżu zauważył dwie osoby. Zaczął iść w ich kierunku… „Tata, mama” ? – z niedowierzaniem i wzruszeniem wyszeptał, po czym ze łzami w oczach uklęknął. “Boże. Bardzo, bardzo dziękuję. Wszystkich, których kochałem odnalazłem i odnajdę. Bardzo, bardzo dziękuję” – pomyślał, nie wierząc własnemu szczęściu. Był już blisko rodziców, widział ich rozpromienione twarze. Radośnie wyciągnął do nich ręce i …. nagle wszystko co widział ściemniało a pośrodku – przez jakiś czas – jaśniała mała plamka. Wkrótce i ona zgasła ale tego już Pan Waldek nie zobaczył. ***** Dziesięć miliardów lat później. Gdyby miał pamięć z ostatniego wcielenie to by pomyślał, że było to minutę temu. Na razie był zbyt mały, właśnie się rodził… Tylko jeden element łączył nowe życie z Panem Waldkiem i nie była to dusza. Koniec
|