Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N cze 16, 2024 12:02



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 6 ] 
 Różne opowieści 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 15:22
Posty: 600
Post Różne opowieści
Smutek i staruszka
Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
- Kim jesteś?
Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały:
- Ja? Nazywają mnie smutkiem.
- Ach! Smutek! - zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
- Znasz mnie? - zapytał smutek niedowierzająco.
- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
- Tak sądzisz? - zdziwił się smutek - to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?
- A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?
- Ja ... jestem smutny - odpowiedział smutek łamiącym się głosem. Staruszka usiadła obok niego.
- Smutny jesteś… powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. - A co Cię tak bardzo zasmuciło?
Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył.
- Ach…, wiesz ... - zaczął powoli i z namysłem, najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy - I znowu westchnął - Wiesz, ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.
- Masz rację - potwierdziła staruszka - ja też często widuję takich ludzi.
Smutek jeszcze bardziej się skurczył.
- Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.
Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.
Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
- Płacz, płacz smutku..- wyszeptała czule - Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.
Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę.
- Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?
-Ja? - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. –Ja jestem NADZIEJA!

tekst pochodzi ze strony http://www.wiktor.alleluja.pl


Pn gru 15, 2003 12:27
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 15:22
Posty: 600
Post 
Bajka o Miłości i Szaleństwie
Powiadają, ze pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot. Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało:
- Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryje sobie oczy i powolutku zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafie, zajmie moje miejsce w następnej kolejce. Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesolutko, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatie, której nigdy niczym nie dało się zainteresować. Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wołała się nie chować, w końcu i tak zawsze ja odkrywano. Duma stwierdziła, ze zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ja, iż pomysł wyszedł od kogo innego. Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień. Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa. Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca. Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniale miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego. Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.

Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.

Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo. Chwile potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i pożądania. Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os. Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwile nad stawkiem i w ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się
ukryć. W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: talent wśród świeżych ziół, Smutek w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.

Do znalezienia pozostała tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem zaczęło odgarniać gałązki... Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu. Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy. Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.

I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Milość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.


Pn gru 15, 2003 12:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 22, 2003 19:57
Posty: 94
Post Dzieweczka bez rąk
Żyła niegdyś w mieście Betlejem dzieweczka bez rąk. Była córką człeka ważnego, przełożonego synagogi, i nazywała się Anastazja. Jej ojciec nosił natomiast imię diabła, którego lepiej sobie nie przypominać. Ludzie zaś opowiadali, że bywał na sabatach i nauczył się tam piekielnych czarów.
Jednego wieczoru człek ten spożywał posiłek w towarzystwie innych przełożonych synagogi, kiedy usłyszał trzykrotne ciche pukanie do drzwi.
Przy pierwszym stuknięciu nastawił ucho. Przy drugim zaklął jak poganin. Przy trzecim, obracając się, by wyjrzeć przez okno, skinięciem głowy zapytał natręta, czego sobie życzy.
- Nazywam się Józef - odpowiedział tamten - i jestem cieślą. Moja żona i ja nie znaleźliśmy miejsca w zajeździe. Zobaczyłem, że u ciebie się świeci, więc przyszedłem prosić o pomoc, albowiem moja żona dopiero co wydała na świat dziecko.
- Nie pomagam włóczęgom. Zmykaj, i to prędko.
- Albo jeśli wolisz - zadrwił inny - zostań tu i policz gwoździe w drzwiach, a będziesz wiedział, ile ich jest.
- Lecz strzeż się bólu zębów - dorzucił trzeci - nie ma bowiem gorszego bólu zębów niż wtedy, gdy psy dobierają ci się do łydek!
- O tak, bacz na swoje łydki! - wykrzyknęli chórem, szydząc i śmiejąc się. I żaden nie ruszył się z domu. Wyszła za to Anastazja, strapiona i zbolała z powodu tego, co usłyszała, gdyż miała serce proste i miłosierne, jak nikt inny na całym świecie.
- Hola, biedny człeku! Czegóż chcesz, czegóż ci trzeba? - Szukam pomocy dla mojej żony, która dopiero co powiła.
Potrzebna nam niewiasta, która czuwałaby przy niej dzisiejszej nocy.
- Nie mam palców ni rąk. Ale chętnie zrobię wszystko, co będę mogła.
Były tam, jakby przygotowane przez samego Boga, dwa wiadra, jedno pełne mleka, drugie - świeżej wody. Dzieweczka zaczepiła je na dwóch końcach kija i podniosła na ramiona. Potem poszła za Józefem do stajenki, gdzie tylko wół i osiołek opiekowały się Maryją i grzały Dzieciątko. Ale pośród tej ubogiej słomy i spróchniałego drewna Dzieciątko zdawało się być jak słońce. Dzieweczka padła na kolana. Jakże piękna była ta naga istota; zdawało się, że ma ukryty gdzieś w sobie kaganek, tyle światła dobywało się z różowego ciałka. :-D
Anastazja nie mogła się powstrzymać. Swoimi ramionami bez dłoni podniosła dziecko i przytuliła do piersi. I w tym momencie zdarzył się cud. Ledwie Go dotknęła, wyrosły jej dłonie, białe i piękne jak dłonie dobrej wróżki, zwinne, jakby miała je zawsze! Na kolanach dziękowała Dziecięciu i Jego Mamie. Potem zabrała się zręcznie do pracy. Nowymi dłońmi usługiwała Matce Boskiej, kołysała Maleństwo, wszystko uporządkowała, gdyż do stajenki mieli przybyć pasterze i trzej królowie. Zewsząd dokoła, a nie wiadomo było skąd, dochodził zgiełk jakby wiejskiego święta i rozbrzmiewała muzyka dud i kobzy. I tam w stajence, u boku Świętej Rodziny dzieweczka czuła się jakby pośród aniołów śpiewających w niebie.
Kiedy przybyli pasterze ze swoimi darami, śmietanką, serem, jabłkami i orzechami, Anastazja odeszła i wróciła do domu swojego ojca w Betlejem.
- Tatusiu, tatusiu, zobacz, jakie mam białe dłonie! :lol:
- Skąd się wzięły? Jak to się stało, że wyrosły ci tak szybko? :o - spytał osłupiały mężczyzna.
- Dał mi je Ten, który może wszystko. Ten sam, którego oczekiwałeś ty i wszyscy dobrzy Żydzi. Urodził się tej nocy w naszym sąsiedztwie, w stajence.
- Jakaś ty głupia! - wykrzyknął ojciec. - Uważasz więc, że wiesz o tym więcej niż uczeni w Prawie! Twoje wargi są czarne od kłamstwa i bluźnierstwa! :mad:
- Nie ma w tym żadnego kłamstwa, tatusiu! Przyszłam po ciebie, żebyś i ty mógł złożyć Mu hołd.
- Ja miałbym złożyć hołd temu twojemu smarkaczowi ze stajni? Padłaś ofiarą jakiegoś wędrownego czarownika, utnę ci te ręce ostrzem miecza. Wyjąc jak opętany i krztusząc się z gniewu sięgnął po miecz. Lecz nagle poczuł, że jest spętany, wzrok mu się zmącił i znalazł się wśród wielkich ciemności.
- Anastazjo, gdzie jesteś? :shock: - zdołał wybełkotać. - Wyciągnij swoje cudowne dłonie! Dotknij moich oczu, gdyż straciłem wzrok.
- Tatusiu, czy przyznajesz, że Dzieciątko, które sprawiło, że wyrosły mi dłonie, jest Mesjaszem. Powiedz, że wierzysz, a dotknę cię. :D
- Wierzę, wierzę - wyjąkał starzec.
Wtedy Anastazja położyła mu dłonie na oczach i jak przez czary powrócił mu wzrok. I ledwie przejrzał, chciał biec do stajenki, by zobaczyć, jak wygląda Mesjasz.


Pn gru 15, 2003 15:43
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn sie 21, 2006 14:36
Posty: 69
Post Opowieści
Był jedynakiem, od małego utwierdzanym w poczuciu przewagi nad innymi. O nią nieustannie walczyli rodzice i on sam. Teraz, jako nastolatek, był rosły, sprawny, silny, obrotny i asertywny, jak zwykł mu wmawiać ojciec. Liczył się więc tylko z silniejszymi i tymi, od których coś zależało. Resztę traktował, jak mniejsze czy większe przeszkody na drodze. Do starszych i niedołężnych czuł tylko odrazę. Kiedyś w szkole, śpiesząc się na trening, strącił ze schodów niezbyt rosłą koleżankę z klasy. Rzucił tylko okiem, jak się niezdarnie podnosi i pobiegł dalej. Potem znalazł na ławce napisane przez nią na kartce: „Czołgista patrzy tylko przez okienko w pancerzu zrobione i nie widzi, nie słyszy miażdżonych stworzonek…”. Nie drgnęło w nim nic, a nawet poczuł zadowolenie i szepnął: Tak trzymać! Któregoś dnia przeskoczył przez taśmę przegradzającą skrót przez skwer i usiłował się przemknąć między jakimiś stalowymi elementami. Nagle poraził go przeraźliwy błysk spawania – tuż przed twarzą. Nawet nie zasłonił twarzy – tak był przerażony. Ktoś go odciągnął, ale już nic nie widział. Słyszał tylko usprawiedliwianie, że przecież była taśma i tablice ostrzegawcze. Po kilku dniach w szpitalu powiedziano mu, że przez jakiś czas nie będzie widział, a potem niewiadomo. Kiedy zaczął się uczyć chodzić z białą laską niewidomego, szybko i boleśnie odkrył tych, do których on przedtem należał – tych nieuważnych, aroganckich, bezpardonowych. Co i raz – niezauważony, popchnięty, potrącony, przewrócony, łykał łzy bezsilnej wściekłości. Uczył się wytężonej uwagi, wyczuwania i nadsłuchiwania. Odkrył, że dotąd prawie nie słuchał ludzi. Naprawdę był jak czołgista, co widzi tylko to, w co ma strzelić, co ominąć lub przez co przejechać, a słyuszy tylko ryk własnego pojazdu. Teraz inni go tak traktowali. Nie wszyscy jednak… Tamta koleżanka kilka razy odprowadziła go do domu, zawiozła na koncert, czytała mu listy, opowiadania. W jej głosie czuł coś, czego przedtem nie lubił, bo było to oznaką słabości, a teraz to go wzruszało, a chwilami roztkliwiało. Uczył się rozpoznawać ludzi po głosie – nie tyle osoby, co ich charaktery. Bał się takich, jakim przedtem był i unikał ich. Otwierał się na tych z głosem mniej pewnym, cichszym, melodyjnym, jak u tej dziewczyny. Kilka razy dał się przez nią zaprowadzić do pustego kościoła, by wsłuchał się w najpiękniejszą ciszę, która przemawia do najcichszych, jak mu szepnęła. Potem lubił słuchać organów. Kiedy odzyskał wzrok i z tą dziewczyną wracał idąc zatłoczonym chodnikiem, zobaczył jej uśmiech i stwierdzenie: „No, teraz, idziesz między ludźmi, jakbyś miał oczy dookoła głowy.” Ucieszył się i szepnął do siebie: Tak trzymaj!

_________________
bratt


Śr sie 23, 2006 11:05
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 11:27
Posty: 556
Post 
Było to daleko stąd na pewnej farmie. Któregoś dnia osioł farmera wpadł do
głębokiej studni. Zwierzę krzyczało żałośnie godzinami, podczas gdy farmer zastanawiał się, co zrobić. W końcu farmer zdecydował. Zwierzę było stare a
studnię i tak trzeba było zasypać.
Nie warto było wyciągać z niej osła. Zwołał wszystkich swoich sąsiadów do pomocy. Wzięli łopaty i zaczęli zasypywać studnię śmieciami i ziemią. Z początku osioł zorientował się, co się dzieje i zaczął krzyczeć przerażony.
Nagle, ku zdumieniu wszystkich, osioł uspokoił się. Kilka łopat później farmer zajrzał do studni. Zdumiał się tym, co zobaczył. Za każdym razem, gdy kolejna porcja śmieci spadała na ośli grzbiet, ten robił coś niesamowitego. Otrząsał się i wspinał o krok ku górze. W miarę, jak sąsiedzi farmera sypali śmieci i ziemię na zwierzę, ono otrzepywało się i wspinało o kolejny krok.
Niebawem wszyscy ze zdumieniem zobaczyli, jak osioł przeskakuje krawędź studni i szczęśliwy, oddala się truchtem!


Życie będzie zasypywać cię śmieciami, każdym rodzajem brudów. Sposób, aby wydostać się z dołka, to otrząsnąć się i zrobić krok w górę.

Każdy z naszych kłopotów to jeden stopień ku wolności...

_________________
Jeśli chcesz zrozumieć drugiego człowieka..
nie słuchaj tego co mówi..
wsłuchuj się raczej w to, co przemilcza..
Khalil Gibran


Pt wrz 15, 2006 11:43
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt lut 17, 2006 19:17
Posty: 149
Post 
Chcę Wam wierszem opowiedzieć historię powstania kościoła pod wezwaniem Bożego Ciala z którym wiąże się taka oto legenda

Opowieści z Jankowickiego lasu

Na małej leśnej polanie
w samo letnie południe
wiatr lekko ugina drzewa
a słonko grzeje przecudnie
Przy dziupli starego dębu
gdzie pszczoły nektar zbierają
ich leśne siostry dzielnie
na zmianę wartę trzymają
Czego pilnują lub kogo
w tej dziupli dębu starego
gotowe oddać życie
dla czegoś tajemnego
Obok kilku pastuszków
codziennie z samego rana
trzódkę i głodne bydełko
na wypas tu przygania
Najmłodszy z całej gromadki
bo o nim będzie mowa
pobożny rozsądny mądry
odzywa się w te słowa

„„-A może byśmy bracia
tak pacierz odmówili
i dzionek na chwałę Pana
modlitwą rozpoczęli
bo trzeba podziękować
za wszystkie łaski i dary
którymi nas Bóg obdarza
lecz patrzcie czy to czary
wokoło starego dębu
pszczoły się leśne zebrały
i w kształt hostii świętej
ku dziupli uleciały
Nie godzi się nam bracia
pobożnej modlitwy przerwać
lecz od takiego zjawiska
nie mogę oczu oderwać
a ty mój dębie zielony
jaka twa tajemnica
co nas tak biednych pastuszków
nadziemskim cudem zachwyca-”

I tak już było codziennie
gdy przyszedł modlitwy czas
pszczółki leciały ku dziupli
cichł szumem drzew zielony las
Minęły miesiące i lata
zarosła trawą polana
lecz dąb jak stał tak stoi
i szumi na chwałę Pana
Pewnego razu zawitał
w te strony pielgrzym zmęczony
na oko widać było
że życiem doświadczony

„-Czy znasz to miejsce wędrowcze
jakoś znajomo wyglądasz
dlaczego ciągle w górę
na dziuplę dębu spoglądasz
uciekaj dobrze Ci radzę
dopóki jesteś cały
aby złośliwe pszczoły
zbytnio Cię nie pokąsały-”

„-Strażniku leśnej głuszy
ja pszczół się wcale nie boję
przeszedłem w życiu tyle
że twardo na nogach stoję
A ty mój dębie kochany
minęło wszak czasu szmat
gdy mnie i mej rodzinie
zawalił się cały świat
zginęli moi rodzice
sąsiadów husyci wybili
a całą rodzinną wioskę
w ogniu i krwi utopili
to las dał mi schronienie
bym mógł zaświadczyć przed światem
kto był wrogiem kościoła
i Księdza Walentego katem
A ja sam biedny sierota
szukałem szczęścia po świecie
u Pani Jasnogórskiej
co mnie przyjęła jak dziecię
Gdzie braciszkowie kochani
godny byt zapewnili
światłem nauki i wiary
szare dni oświecili
I mnie którym ocalał
łaską obdarzył sam Pan
do wiernej służby powołał
i wskazał imię Floryan
Choć nie mam już rodziny
ni matki ojca brata
z Jego woli wróciłem
z hen dalekiego świata
Bo tu jest moje miejsce
tu tkwią moje korzenie
chociaż duszę kaleczy
okrutnej historii wspomnienie
Ja zostawiłem tu serce
z tęsknoty konające
i pszczoły przyjaciółki
dziuplę wiernie strzegące
wszak jakaś tajemnica
w dziupli od lat skrywana
że tak wiernie i pilnie
przez pszczoły pilnowana-”

„-Cóż to za jasność z dziupli
barwami tęczy się mieni
pulsuje jak słonko złote
pośród liściastej zieleni-”

Uklęknął z czcią i pokorą
wędrowiec na kolana
by uczcić cud nadziemski
pokłonem chwalić Pana
Z wielką radością w sercu
do dziupli ręką sięga
nie może biedny zrozumieć
jak wielką jest Boża potęga
Bo oto z dziupli wyciąga
złotym woskiem spowitą
bursę z ciałem Chrystusa
plastrem miodu okrytą

„-Tuż to ta sama hostyja
dla wiernych przeznaczona
męczeńską krwią Walentego
na ziemi tej uświęcona
o Boże dozwól uczcić
to Przenajświętsze Ciało
które przez lat sześćdziesiąt
w tej dziupli przeczekało-”

Biegnie więc ksiądz Floryan
syn Jankowickiej ziemi
który wyrokiem Boskim
ten los hostii odmieni
do pobliskiego Rybnika
gdzie wieść tę przekazuje
ze szczęścia aż się rozpłakał
tak wielką radość czuje

„-Kochany bracie Floryanie
jaką nowinę przynosisz
żeś taki poruszony
a może o pomoc prosisz
słyszałem już co nie co
lecz Ty mi powiedz szczerze
coś znalazł w dziupli dębu
a wtedy może uwierzę-”

„-Wielebny Ojcze znalazłem
bezcenny skarb od Boga
lecz śpieszmy się na polanę
bo długa przed nami droga-”

„-Wyroki Pana z Nieba
są rzeczą niepojętą
pomogę ci mój bracie
uczcić tę Hostię świętą
zwołam lud wierny i straże
z calutkiej rybnickiej ziemi
i pójdziemy w procesji
gdzie światło się tęczą mieni-”

I rusza naród wierny
z procesją do dębu starego
by przenieść Najświętszy Sakrament
do miejsca godniejszego
A pszczoły strażniczki hostii
wiernie mu towarzyszą
szykiem drogę wskazują
skrzydełkami kołyszą
i brzęczą cichutko modlitwę
którą kiedyś słyszały
przy dębie z pastuszkami
przed laty odmawiały
Minęły lata i wieki
minęły dawne czasy
na Jankowickiej ziemi
szumią zielone lasy
opowiadają historie
o hostii w dziupli schowanej
przez mądre pszczoły leśne
dzień i noc pilnowanej
o księdzu co życie złożył
w obronie hostii i wiary
i miejscu na którym rośnie
na polanie dąb stary
Na wieczną pamiątkę zdarzenia
kościół tu zbudowano
pod wezwaniem Bożego Ciała
potomnym ofiarowano


So sie 11, 2007 13:57
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 6 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL