Autor |
Wiadomość |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
 Pokusy w czasie modlitwy
Jest duzo tematow o modlitwie i przepraszam jesli bedzie to zle widziane ze tworze jeszcze jeden. W temacie [url=http://forum.wiara.pl/viewtopic.php?t=677&postdays=0&postorder=asc&highlight=segundo&start=30]" Co to jest modlitwa i jaki płynie z niej dar ?"[/url] przytoczylem kilka fragmentow ksiazki Segundo'a Galilea'usza "Pokusa i Rozeznanie" miedzy innymi wlasnie o pokusach w czasie modlitwy. I o dziwo calkiem niedawno jedna osoba poprosila mnie bym dokonczyc opisywac te rozne pokusy. Wiec by bylo latwiej je znalesc, nie rozpraszajac sie tez za bardzo innymi aspektami modlitwy postanowilem stworzyc oddzielny watek.
We wstepie jest napisane ze, z rzeczywisci duchowych, modlitwa jest najbardziej uprzywilejowanym miejscem i czasem na pokusy. Sa one bardzo rozne i naogol bardzo dlugo trzymace. Jest to w miare logiczne zreszta, gdyz modlitwa jest jednym jednym z podstawowych pokarmow duszy. Jesli sie podda tym "demonom modlitwy" to gorliwy chrzescianin stanie sie przecietny, misjonarz zostanie zwyklym aktywista, swiety przestanie nim byc, a przynajmniej juz nie bedzie mial udzialu w rozszeczerzaniu krolestwa Bozego. Dla naszego wroga odzielic czlowieka od modlitwy, to wprowadzic go na droge oddalenia sie od Boga. Odzielic apostola od modlitwy to uczynic go sterylnym, bezowocnym, oddzielic swietego od modlitwy to zamknac kanal laski dla innych ludzi. Dlatego pokusy na modlitwie i dla poczatkujacych i dla mistykow sa najbardziej dlugotrwale. Diabel tu uzywa objawy kazdej z form modlitwy by nas od niej oddalic.
|
N paź 30, 2005 0:29 |
|
|
|
 |
Gimlas
Dołączył(a): Wt mar 22, 2005 14:17 Posty: 476
|
Pokusy na modlitwie moga byc duze.Sam doswiadczam pokus.Kiedy odmawiam rozaniec to szatan chce zeby moje mysli zaprzatały slowa uznawane powszechnie za wulgarne.Staram sie zbywac te mysli i skoncentrowac sie tylko na modlitwie.
|
N paź 30, 2005 13:30 |
|
 |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
Ciesze sie ze ten temat wzbudzil jakis odzew.
Nasz wrog robi wszytko by nas odwiesc od modlitwy.
Sw Jan Kronsztadzki powiadal:
Mowia: nie masz checi - nie modl si. Coz to za przewrotne i cielesne medrkowania! Przestan sie tylko modlic, a calkiem odstapisz od modlitwy. Cialo tylko na to czeka.
Zapraszam wszytkich do dzielenia sie swoimi pokusami.
Doswiaczenie innych osob zawsze moze sie okazac pomocne, wroce wiec do doswiadczenia autora ksiazeki wspomnianej w pierwszym poscie.
Nie motywowac sie wystarczajaco
Czyli modlic sie tylko za rzeczy drugorzedne, natury psychologocznej. By ondowic sile modlitwy, lub ja zyskac po raz pierwszy musimy zaczac prosic o rzeczy wazne jak wiare. Wierzadzac tez ze tylko od Niego ja mozemy uzyskac. By dojsc do tego trzeba tez sie zastanowic nad waga wiary. Pokusa wiec stara sie raz przeszkodzic nam w mysleniu o tym, lub osmieszeniu tych najwazniejszych rzeczy, a nastepnie w trakcie samej modlitwy sprawia ze sie zatrzumujemy na prosbach natury fizycznej lub psychicznej.
Nie zeby gardzic takimi motywami do modlitwy, moga byc bardzo dobra okazja do modlitwy. Proszenie o gorliwosc, o milosc itd jest wspaniale ale konczy sie gdy tylko dany nam jest taki stan. Zostawia sie wiec wtedy modlitwe.
Pokusa ta czesto tez wykorzystuje to ze modlitwa nam daje jakies specjalne uczucie, czy to ze dobrze sie czuje, czy cos w tym rodzaju, jak tylko taki stan znika, dana osoba przestaje sie modlic.
Nie modlmy sie wiec o uspokojenie, dobre samopoczucie, tylko bysmy mogli przywdziac nature Chrystusa i uczestniczyc w Jego zyciu.
Szczegolnie ze dobre samopoczucie czy nawet jakies stany przezywane na modlitwie moga pochodzic od diabla, ktore nam bedzie podstawial wlasnie po to bysmy przestawali sie modlic.
Podstawa jednak poglebienia motywow modlitwy jest coraz glebsze przekonanie ze Bog nas kocha, ze w modlitwie daje siebie samego nam, ze chce dla nas tego co najlepsze. Im glebiej sie bedzie tego doswiadczac tym modlitwa bedzie stawala sie glebsza, bardziej zywa, i coraz piekniejsza. Bez zobaczenie tej MIlosci, modlitwa zawsze pozostanie czyms peryferyjnym, i niewystarczajacym by wytrac dluzej na modlitwie.
|
N paź 30, 2005 22:03 |
|
|
|
 |
winegre
Dołączył(a): N paź 30, 2005 21:50 Posty: 5
|
Gimlas napisał(a): Pokusy na modlitwie moga byc duze.Sam doswiadczam pokus.Kiedy odmawiam rozaniec to szatan chce zeby moje mysli zaprzatały slowa uznawane powszechnie za wulgarne.Staram sie zbywac te mysli i skoncentrowac sie tylko na modlitwie.
A czemu te slowa sa wulgarne? Bo tak uwaza spoleczenstwo, przestan sie nim przejmowac i miej wlasne zdanie a nie ebdziesz mial problemów. Ale nadejda inne. Chcesz byc kuszony to bedziesz
Om
w.
|
N paź 30, 2005 23:41 |
|
 |
Gimlas
Dołączył(a): Wt mar 22, 2005 14:17 Posty: 476
|
winegre
sorry ale nie rozumiem ciebie.Jesli slowa uznane za wugarne sa dla ciebie codziennoscia to przykro mi...
piszesz Cytuj: Chcesz byc kuszony to bedziesz Tego to ja w ogóle nie rozumiem.
|
Pn paź 31, 2005 3:43 |
|
|
|
 |
Moria
Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12 Posty: 2721
|
Chciałbym nawiązać do tego co napisał Gimlas - do pojawiania sie w czasie modlitwy wulgarnych słów lub wyobrażeń. Ja równiez doswiadczam czasem tych rzeczy. Myślę, ze jest to związane z naszą psychiką - nasz umysł potrzebuje zawsze jakiegos pokarmu - podczas modlitwy - gdy staramy się odsunąć myśli - one często właśnie wtedy mocno nas "atakują'. Dobrym sposobem walki z nimi jest po prostu ich lekceważenie. Św. o. Pio powiedział - " gdy dusza nie chce obrazić Boga, nie tylko nie obraza Go, ale jest daleka od tego".
Wtedy taktyka złego polega na nasilaniu poczucia winy z ich powodu. My czesto myslimy o sobie żle z powodu tych myśli.
Innymi słowy - myslę, że należy zaakceptować, że nasza psychika jest zraniona i takie mysli plącza sie w nas - ale jesli nie akceptujemy ich tresci i nie idziemy za nimi - odnosimy zwyciestwo.
Takie mysli moga tez byc konsekwencja praktyk okultystycznych. Myslę, ze wtedy taktyka wyjścia z tego jest nieco inna - potrzeba modlitwy, wyrzeczenia sie tych praktyk, sakramentu pokuty, czy modlitwy o uwolnienie. Ale wydaje mi sie, ze częściej mechanizm powstawania takich mysli jest zwiazany z funkcjonowaniem naszej psychiki.
Pozdrawiam
_________________ Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog: http://ojcowiewiary.blogspot.com/
|
Pn paź 31, 2005 8:26 |
|
 |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
Druga pokusa pojawiajaca sie na modlitwie to:
Depersonalizacja modlitwy
Ta pokusa polega na tym ze czyni sie z modlitwy doswiadczenie na pewno religijne, ale bezosobowe. Ta pokusa dopada wielu modlacych sie. To jest modlenie sie do "bostwa" "bytu nadprzyrodzonego" albo nawet modli sie "w powietrze" tak na wszelki przypadek. Ale modlitwa chrzescianska to spotkanie miedzy dwiema osobami. Miedzy Bogiem i nami, zjednej strony calkowite mizeria a z drugiej totalne milosierdzie, ktore tylko dzieki Jego lasce lacza sie w przyjazni. Modlitwa nie jest laczeniem sie z pierwiastkiem religijnym czy boskim, ale z Osoba.
Ten demon przedstawia bardzo konkretna pokuse, moze blizsza wielu z nas niz to sie nam wydaje. Gdyz owocem tej pokusy jest zaczynanie modlitwy bez uswiadomienia sobie ze staje sie przed Bogiem, przed druga osoba. Jesli nie widzimy Jego obecnosci w naszej duszy, w skutek czego nie zaglebia sie taka osoba w modlitwe, zostaje ona zawsze bardzo powierzchowna. Rada duchowa obecna od dawna w Kosciele zacheca by zanim sie zacznie modlitwe, staje sie w Jego obecnosci, nawet jesli to jest czasochlonne. Ten czas jednak poswiecony na stawanie przed obliczem Bozym, jest juz modlitwa.
Inny wariant tej pokusy to czynienie z modlitwy doswiadczenia skoncetrawonego na sobie samym. Bog jako osoba pozostaje prawie wogole zyignorowany. Nie rozmawiamy z nim, tylko z nami samymi, sluchamy nas samych, naszych planow, postanowien, potrzeb, naszych grzechow i slabosci, i nie sluchamy Boga.
Ta pokusa czyni modlitwe bardzo uboga. To co nam moze pomoc wyjsc z tej pokusy to nie wpatrywac sie we wlasne grzechy, nasza mizerna rzeczywistosc, ale zaczac patrzec na Boga, ktory chce nas napelnic swoim swiatlem i swoja pelnia, ktora moze pokonac kazda nasza mizerie i kazdy nasz grzech.
|
Pn paź 31, 2005 22:24 |
|
 |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
Kolejna pokusa w czasie modlitwy to:
Sekularyzacja modlitwy
Roznie sie objawiaja te pokusy, ale maja jedna ceche wspolna: utracic nadzieje w owocnosc modlitwy i w jej wplyw na konkretna historie i codzienne zycie.
Wydaje sie czowiek juz wszytko wie o prawach naturalnych, o naukach scislych, o historii (ekonomia, demografia, polityka, socjologia) nawet o duszy ludzkiej (psychologia). Tak wiec wszytko jest naukowo przewidywalne i nie ma miejsca na jakas interwencje boska. Czeste jest myslenie ze Bog tylko stworzyl swiat i go poscil w ruch, wtedy modlitwa, szczegolnie ta w ktorej sie o cos prosi (o zdrowie, o deszcz o pokoj) jest pozbawiona wymiaru praktycznego. Jesli sie o cos juz prosi to tylko w sytlacjach kryzysowych, gdy wszytkie ludzkie mozliwosci juz zawiodly. Dziwne ze taka modlitwa zsekularyzowana moze procis o cuda, gdy nie wierzy w owocnosc modlitwy na codzien.
A prawdziwe doswiadczenie modlitwy pokazuje ze Pan Bog jest we wszytkim, i kieruje wszytkim. Pismo Swiete mowi, ze nawet wlosy na glowie mamy policzone i zaden z nich nie spadnie bez wiedzy Ojca. Dziala przez prawa, ktore sam ustanowil, bez pogwalcenia ich. Tylko Pan Bog to moze zrobic, jako ten ktory stworzyl swiat i go podtrzymuje: Pan wszytkiego, ktory nie zabiera autonomii nikomu i niczemu. Modlitwa chrzescianska znajduje sie posrodku miedzy dwoma ekstremalnymi pokusami. Miedzy wizja Boga, ktory dziala bezposrednio, stawiajac sie ponad prawami naturalnymi lub manipulujac nimi i wlasnie pokusa zupelnej niewiary w mozliwosc Jego ingerecji.
Diabel podsuwajac te pokuse stara sie umiescic modlitwe w cieniu watpliwosci. Kusi mowiac ze zeby wplynac na historie musisz dzialac, walczyc. Przedstawia modlitwe jako cos co odrywa od rzeczywistosci, jako ucieczke od swiata, czasami nawet jako pokuse.
Pokusa ta stara sie przedstawic Boga jako jeszcze jeden czynnik ktory wspoldziala z innymi by prowadzic ten swiat, a czasami nawet dzialajacym przeciwko pozostalym. Bog nie jest jednym z czynikow tego swiata jest Stworca. Jest tym ktory z swej opatrznosci dba o swiat, ale na zupelnie innym poziom niz zwykle prawa naturalne. Swiat jest podlegly prawom naturalnym, ale dlatego ze Bog tak chcial i na to pozwolil.
Modlitwa jest zawsze owocna i wplywajaca na rzecywistosc, gdyz znajduje sie na planie Bozym. Ale zrozumienie jaka jest natura i jak konkretnie ona dziala bedzie zawsze niemozliwe, gdyz to tak jakby chiala sie zrozumiec Boga samego.
|
Wt lis 08, 2005 11:42 |
|
 |
Moria
Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12 Posty: 2721
|
Cytuj: Roznie sie objawiaja te pokusy, ale maja jedna ceche wspolna: utracic nadzieje w owocnosc modlitwy i w jej wplyw na konkretna historie i codzienne zycie.
Wydaje mi sie, że jest to pokusa dosyć powszechna. Narażony jest na nią każdy prowadzący pogłębione życie duchowe. Czasem nie widać owoców naszej modlitwy - i cała sztuka polega na tym aby wtedy nie zwatpić w moc Bożą, w Jego opiekę, aby zaufać Jego woli. Nie jest to łatwe. Trzeba czasem odpierać od siebie różne myśli - które próbują zawalić naszą nadzieję i ufność. Dlatego w życiu wiary, w modlitwie tak wazna jest wytrwałość - i nie poddawanie sie pewnym stanom emocjonalnym, które chca nas odwieść od zaufania, od modlitwy.
Myślę że wielu współczesnych ludzi ulega tej pokusie.
_________________ Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog: http://ojcowiewiary.blogspot.com/
|
Wt lis 08, 2005 17:20 |
|
 |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
Kolejna pokusa na modlitwie to:
Nie angazowac sie naprawde w modlitwe
Ten demon pragnie by modlitwa zostala letnia z przyzwyczajenia i nie zbyt czesta. Czyli spotkanie jakie modlacy ma z Bogiem nie jest glebokie. Spotkanie miedzy dwoma osobami nie staje sie glebokim, jesli obie osoby, albo jedna z nich nie angazuje sie naprawde w ta relacje. Bog zawsze angazuje sie calkowicie, ale czesto brakuje zaangazowanie ze strony modlacego sie.
W modlitwie letniej i rzadkiej demon przeszkadza by by nie zostalo poglebione spotkanie miedzy Bogiem a modlacym sie. To moze nastapic w roznych formach i stopniach. Nastepuje ona wtedy gdy nie "wchodzi sie" w modlitwe, czyli nie zostawia swoich zmartwien, wyobrazen i rozproszen, ktore nas "wyciagaja' z modlitwy. Czyli stac jedna noga w modlitwie druga poza nia. Po skonczonej modlitwie, modlilo sie ale tez nie modlilo sie, gdyz jakosc modlitwy byla prawie zerowa. Za kazdym razem gdy sie modli, trzeba jakby wybierac modlitwe. Czasami by sie modlic, trzeba zadawac sobie pewna przemoc, gdyz w swej naturze modlitwa jest na innym poziomie niz nasz zwykly sposob dzialania i relacjonawania sie z innymi. Te naogol skupiaja sie na aktywnosci zewnetrznej lub na uczuciach, w modlitwie sie "zrywa" z tym sposobem, by przejsc do wiary, nadzieji i milosci. Dlatego modlitwa wymaga pewnego "zerwania" z naszymi pokusami wedlug "ciala" { w znaczeniu szerszym}, i wybor zangazowanie sie w modlitwe.
To zaangazowanie slabnie tez przez pokuse urzeczywistniania modlitwy tylko na powierzchni naszego doswiadczenia religijnego, naszej relacji z Bogiem. Czasami ktos sie angazuje na poziomie uczuc, sentymentow i zmyslowosci, co jest dobre i konieczne, ale niewystarczajace jesli sie wylacza z tego najglebsze mozliwe zaangazowanie sie modlacego sie: zaangazowanie wolnosci.
Glebokie zaangazowanie sie w modlitwe polega na oddaniu Panu Bogu tego miejsca najglebszego, naszego jestestwa, tego miejsca gdzie decydujemy miedzy egoizmem i miloscia, miedzy grzechem i laska, miedzy przecietnoscia i swietoscia, czyli wolnosc naszej woli.
Zaangazowac sie w modlitwe jest rownoznaczne z oddaniem sie Panu Bogu, angazujac ta jedyna rzecz ktora tak naprawde mozemu Mu dac, nasza wolna wole.
|
Pn lis 14, 2005 11:58 |
|
 |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
Nie inresowac sie rozwojem
Ten demon chce przemienic modlitwe w obowiazek z przyzwyczajenie, a nie tak jak jest napradwe ze jest zycie ktore wzrasta.
Wysztkie chrzescianie zyjacy duchowo sa zgodni co do tego ze modlitwa ma w sobie dynamizm, ktory ma ja wznosi az do utozsamienia z wolnoscia i miloscia Boga. Mistrzowie duchowie przekazali nam, z wlasnego doswiadczenia i swej nauce, grube linie wedrowki modlitwy chrzescianskiej. Zaczyna sie na na reflekcji i medytacji, pozniej sie uproszcza i nie zaleznie od metody i od medytacji, az do wkraczania na kolejne poziomy kontemplacji.
Modlacy sie kuszony przez tego demona wypowiada modlitwy w jaki kolwiek sposob, nie myslac o tym by modlitwa zmieniala swa jakosc. Modlitwa pozostaje na pierwszych etapach rozwoju. Wszytko inne moze sie rozwijac normalnie a modlitwa pozostaje jakby w tyle. Czy lepiej w modlitwie taka osoba pozostaje poczatkujacycm. Najgorsze ze o tym nie wie i tym sie nie przejmuje. Modlitwa jest obowiazkiem, srodkiem do utrzymania sie, a wychodzi jak sie da. Ta pokusa moze byc smiertelna dla zycia duchowego, gdyz jesli cos sie robi bez milosci, w koncu przestaje sie to robic. Modlitwa chrzescianska ma taka nature ze jesli nie wzrasta to nie tylko staje w miejscu, ale tez powoli zanika.
Nie chodzi o to by o dzis postanowic sobie ze wzrost modlitwy bedzie przebiegal w ten i ten sposob, ale poznawac coraz bardziej swego Rozmowce. Bardzo wazne tez pozwolic sie kochac przez Niego. Relacja miedzyosobowa jest dwustronna, wiec by wzrastac na modlitwie ktora jest rozmowa trzeba mowic i sluchac. I powoli ta relacja sama sie wzmacnia, lub zanika jesli sie tego nie podtrzymuje, mysle ze wszyscy mamy znajomych ktorych pamietamy moze imiona i moze nawet mamy jakies wspolne wspomnienia, ale ktorzy z czasem staja bardzo odlegli. Moze jeszcze na ulicy sie czasami pozdrawiamy i na tym koniec. Ta pokusa na modlitwie chce wlasnie uczynic cos takiegow naszej relacji z Bogiem.
|
Śr lis 16, 2005 10:09 |
|
 |
wiking
Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57 Posty: 2184
|
Kolejna pokusa to:
Nie karmienie swojej wiary
Ta pokusa chce nam wmowic ze mozna odzielic modlitwe o zycia wiara, od stanu wiary modlacego sie.
Prawda jest natomiast taka ze juz zeby zaczac sie modlic potrzebna jest chocby odrobina wiary, gdyz motywacja do modlitwy pochodzi z wiary, Dlatego czlowiek wierzacy modli sie, niewierzacy nie. I choc wiara i modlitwa to nie to samo, sa ze soba gleboko zwiazane. Kazdemu "sponiowi" wiary jest przypisany szczegolny "stopien" modlitwy, i odwrotnie. Modlitwa to jedna z rzeczy ktore czlowiek czyni prawie tylko z wiary.
Z drugiej strony wiara jest darem Bozym i musi byc przez nas chodowana i karmiona, nie tylko by utrzymac jej ogien, ale chocby po to by nie zniknela zupelnie. Gdyz z otrzymaniem daru wiary nie mamy gwarancji ze bedziemy ja mieli do konca zycia: mozna utracic wiare przez nasze zaniedbanie. Na pytanie jak sie nasza wiara utwierdza, odpowiada nam sw Pawel (Rz 10,14) przez slowo Boze i przepowiadanie. Wiec, modlitwa chrzescianska jest nierozlaczna od Slowa Bozego, z niego pochodzi i nim sie karmi. Slowo Boze orzywia jednoczesnie wiare i modlitwe.
To przekonanie jest obecne w Kosciele od samego poczatku tradycji duchowej, osoby "duchowe" (to nie okreslenie stanu duchowego, tylko wziete z Pisma Swietego okreslenie osob ktore juz nie zyja wedlug ciala) zawsze opieraly sile modlitwy na czestym konkacie ze Slowem Bozym, przede wszytkim z Pismem Swietym. Wiadomo ze modlacy sie w okresach trudnosci na modlitwie, ciegaja do Pisma Swietego, by wzbudzic w sobie modlitwe.
Konkluzja: by utrzymac modlitwe zywa, i by mogla wzrastac jest absolutnie konieczne by miec czesty konkatk ze Slowym Bozym, czytanym i przede wszytkim sluchanym, i zawsze z odniesieniem do wlasnego zycia. Pokusa polega na, nie tyle trudnosciach na modlitwie co zaniechaniu ucieczki do Slowa Bozego i pozniej stawania sie jego uczniem. Rezultat tego moze byc jeden: wiara umierajaca i modlitwa anemiczna.
|
So lis 19, 2005 10:08 |
|
 |
Mieszek
Dołączył(a): Wt lut 22, 2005 23:45 Posty: 3638
|
wikingu północny znowu mnie zaskoczyłeś czymś i jestem w szoku
mam jedną prośbę skoro piszesz o modlitwie napisz jak walczyć konkretnymi środkami z tymi pokusami albo jak profilaktycznie działać chodzi mi o konkretne rady np: "nie interesować się rozwojem" przeciwdziałanie: czytanie książek katolickich częste chodzenie na kazania interesowanie się zyciem parafii poznawanie katolików prywatnie i ich problemów pomoc społeczna ubogim rozważania w kręgu przyjaciół pisma świętego, działalności Jezusa i uczniów jego (choćby i dziś ich działalności) zagłebianie sie w rozmyślania nad modlitwą jej uwznośleniem, czym można by ją urozmaicić, co by sie Bogu podobało-za kogo pomodlić się branie udziału w krucjatach np w walce o trzeźwośc przyjmowanie poprzez "duchową adopcję " dzieci pielgrzymki np na Jasną Górę rozmowy z ks na czacie wiara.pl sztuka katolicka w obrazach religijnych itp itd...
pozdro
_________________ Niech żyje cywilizacja łacińska !!!
więc śpiewaj duszo ma... BÓG JEST MIŁOŚCIĄ...
|
So lis 19, 2005 14:33 |
|
 |
Moria
Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12 Posty: 2721
|
Chciałbym przytoczyć słowa mojego ulubionego pisarza duchowego - św. Jana od Krzyża. Może te słowa komuś pomogą - dotycza właśnie modlitwy.
Ocena ducha i modlitwy pewnej karmelitanki bosej Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)
Segowia, 1588-1591
W afektywnym sposobie postępowania tej duszy zdaje mi się, że jest pięć braków, które nie pozwalają uznać jej ducha modlitwy za prawdziwego. Pierwszy: okazuje ona wiele przywiązania do własności, a ducha prawdziwego cechuje wielkie wyzbycie się pożądań. Drugi, że ma zbytnią pewność siebie i małą bojaźń, że może błądzić wewnętrznie, bez której to bojaźni nigdy nie działa Duch Boży, by zachować duszę od złego, jak mówi Mędrzec.
Trzeci, że odczuwa się u niej chęć przekonania wszystkich, by wierzyli, że to, co otrzymuje, jest wielkim dobrem. Prawdziwy zaś duch nie ma w sobie tego, owszem, przeciwnie, pragnie, by go uważano za coś małego, gardzono nim i sam to czyni.
Czwarty i główny brak jest ten, że w sposobie jej postępowania nie widać owoców pokory. Jeśli zaś łaski, o których ona mówi, są prawdziwe, nie udzielają się nigdy duszy bez poprzedniego uniżenia i wyniszczenia jej w wewnętrznym poczuciu pokory. Gdyby tych skutków doznała przez owe rzekome łaski, nie omieszkałaby o nich napisać coś, owszem wiele, bo pierwsze co się nasuwa duszy wówczas, aby powiedziała i uznała, jest uczucie pokory. I jest ono tak silne, że nie można go udawać. I chociaż nie w każdym zbliżeniu do Boga jest tak znamienne, to jednak to zbliżenie, które ona tu nazywa zjednoczeniem, nigdy nie może obyć się bez niego. "Albowiem przed sławą bywa uniżone serce człowieka" (Prz 18, 72) i "dobrze dla mnie, żeś mię uniżył" (Ps 118, 71).
Piąty brak jest ten, że styl i sposób wyrażania się, jakiego tu używa, nie zdają się być tego ducha, którego ona chce mieć. Duch prawdy bowiem uczy sposobu bardziej prostego, bez czułostkowości i pieszczotliwości, które tutaj dają się zauważyć. I wszystko, o czym ona tu opowiada, co mówiła do Boga i Bóg do niej, wydaje się być niedorzeczne.
Co do mnie więc, dałbym tę radę, by jej nie polecano ani nie pozwalano pisać o tym. Spowiednik też niech jej nie okazuje, że słucha tego chętnie, ale słucha tylko dlatego, że są to złudzenia i nie ma co przywiązywać wagi do tego. Trzeba ją też doświadczać w ćwiczeniu się w cnotach, zwłaszcza w pogardzie siebie, pokorze i posłuszeństwie. A jako echo uderzenia odezwie się czystość duszy, jeśli jej rzeczywiście tak wielkich łask udzielono. A próby winny być ciężkie, bo nawet szatan potrafi trochę wycierpieć dla wywyższenia się
źródło:
http://www.karmel.pl/czytelnia/mniejsze/ocena.html
_________________ Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog: http://ojcowiewiary.blogspot.com/
|
N lis 20, 2005 23:01 |
|
 |
Spidy
Dołączył(a): Wt lis 15, 2005 17:06 Posty: 968
|
Dziękuję, wikingu, za wątek
A Tobie, Moria, za cytat
Nie dla przechwalania się, nie dla duchowego ekshibicjonizmu, a dla łatwiejszego może dialogu - napiszę trochę o mojej drodze... Nie pochodzę z rodziny katolickiej. Byłem owszem ochrzczony, bierzmowany, ale to tyle - do studiów (wyjścia z domu). Na studiach poznałem ludzi z duszpasterstwa akademickiego, trafiłem na dobrego kaznodzieję, potem były rekolekcje, seminarium Odnowy w Duchu Św. i... takie sobie "letnie życie". 3 miesiące temu na rekolekcjach ignacjańskich (Fundament ĆD) pierwszy raz w życiu przez Słowo Boże doświadczyłem Miłości Bożej. Nie przeczytałem o niej, tylko doświadczyłem.
To miało miejsce, zdarzyło się naprawdę i jest jak taka kotwica, do której można się przyciągnąć, gdy się zadryfowało w niepewność Boga.
A że chcę rozwijać dalej relację z Tym, który mnie kocha, więc... cieszę się z tego tematu!
Ale to kryterium dobrej modlitwy...
Cytuj: Trzeci, że odczuwa się u niej chęć przekonania wszystkich, by wierzyli, że to, co otrzymuje, jest wielkim dobrem. Prawdziwy zaś duch nie ma w sobie tego, owszem, przeciwnie, pragnie, by go uważano za coś małego, gardzono nim i sam to czyni.
...ciężkie. Przynajmniej dla mnie. Bo naprawdę wierzę, że to, co otrzymuję od Boga na modlitwie jest wielkim dobrem. Jak mogę się tym faktem (zazwyczaj bez szczegółów) nie dzielić, gdy dobro się po prostu staje? Wiadomo, że nie cały czas jest różowo, ale pociecha czasem przychodzi.
Zdarza się owoc w postaci takiej radości, że proszę Boga, żeby się ulitował i dał mi raczej pokorę, bo ja za dużo gadam, za dużo mędrkuję i tym się raczej od Boga ludzi oddala... A z drugiej strony przecież nie wolno mi zatrzymywać tego dobra tylko dla mnie samego.
Nie umiem znaleźć tej granicy - czym się dzielić, czym nie.
Nie mam pokory, choć się o nią modlę.
Nie wiem, co to znaczy gardzić sobą.
Czy może być takie 3xNIE na początek?
I jeszcze jedno - nie mam pewności, czy dzielenie się pokusami na modlitwie jest rzeczą roztropną (czy od tego nie jest kierownictwo duchowe?). Ale będę wdzięczny za rady na to, co powyżej 
|
Pn lis 21, 2005 2:28 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|