Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N paź 12, 2025 0:11



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 72 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
 neokatechumenat a związki 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13
Posty: 800
Post Re: neokatechumenat a związki
"Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą."

Po pierwsze, nie rozumiem dlaczego dwoje młodych, kochających się ludzi musi koniecznie należeć do jakiejś wspólnoty! Każdy z nas, nawet bez cotygodniowego biegania na neo - tworzy jakąś wspólnotę, której jest potrzebny: rodzinę, współpracowników, znajomych.

Uważam, że wiele z praktyk podejmowanych przez różne "wspólnoty" jest co najmniej dziwnych - i nie są one potrzebne katolikowi koniecznie do zbawienia.

W końcu "Nic nie dodacie do tego, co ja wam nakazuję, i nic z tego nie odejmiecie, zachowując nakazy Pana, Boga waszego, które na was nakładam". Przynależność do jakiejkolwiek wspólnoty NIE JEST obowiązkowa. NIE JEST potrzebna do zbawienia.

Ktoś, kto nie należy do żadnej wspólnoty nie jest wcale gorszym katolikiem, od kogoś kto należy.

Żyć Bogiem można codziennie, na własną rękę, bez poddawaniu się wspólnotowemu "praniu mózgu". Wiara to coś pięknego, to coś danego przez Boga, a promieniujące z człowieka na wszystko dookoła.

Powiem przewrotnie, uważam że każdy chrześcijanin powinien być jak najbardziej "zanurzony" w świecie, doświadczać go, a co za tym idzie (nie celowo!) babrać się w grzechu. Tylko w ten sposób można zrozumieć głębię Boskiego miłosierdzia, zobaczyć w czym tkwi cały sens Jego nauki!

Nie chodzi o to, żeby grzeszyć, ale żeby obracać się w świecie, który jest przecież pełnym grzechu i pozostać wierny Jezusowi.

To nie sztuka śpiewać na oazie z tamburynkiem w ręce o Bożej miłości, sztuka natomiast przyznać się przed znajomymi, siedząc w pubie że w niedzielę idę do kościoła, albo że Jezus to był naprawdę fajny Facet! Wielu neonów i innych "wspólnotowiczów" chowa głowę w piasek i alienują się od reszty świata - apostolstwo świeckich polega na wychodzeniu do tych, których Bozia dała nam za znajomych, przyjaciół, sąsiadów, członków rodziny, itp.

Kiedy dwoje ludzi naprawdę się kocha, są w stanie dla siebie zrobić wszystko - porzucenie bądź wstąpienie do jednej wspólnoty to naprawdę nic dla osób, które rzeczywiście się kochają.

Jeśli mąż widzi, że jego żona czuje się źle we wspólnocie - sam z niej wystąpi.

Warto pamiętać, że małżeństwom błogosławi sam Bóg, a to nie byle co! Na pewno większy autorytet, niż katechiści z neo!!!


Śr lut 02, 2011 21:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post Re: neokatechumenat a związki
A tak w ogóle, może ja mam szczególne podejście do neo, bo u mnie nie powstały szczególne więzi między ludźmi. Pewnie, do wielu osób przywykłam, część polubiłam, z niektórymi utrzymuję kontakt do dzisiaj. Ale gdybym się o to nie postarała po wyjściu z neo, z osób poznanych w tym miejscu zostałaby do dziś zapewne jedna, z którą połączyło nas znacznie więcej elementów, nie tylko wspólnota.

I szczerze mówiąc, mam wrażenie, że z pozostałymi kontakt (już przecież blisko 7 lat po moim odejściu ze wspólnoty) zaczyna się rozłazić, choć z innych powodów. Tym razem działa - niestety - odległość. Ale w końcu: okaże się, jak będzie.

Dla mnie wspólnota nie była wspólnotą w znaczeniu ludzkim - była miejscem spotkania z Bogiem. Zmiana byłaby po ludzku trudna, jak każda zmiana środowiska, choćby pracy, ale zapewne możliwa. Być może też dlatego było mi łatwiej odejść...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Śr lut 02, 2011 21:33
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 22, 2003 6:36
Posty: 474
Post Re: neokatechumenat a związki
Neon25, mam podobne czasem odczucia.
Ufam jednak, że Kościół, poprzez swoje działania, jednak pewne rzeczy widzi w DN i odpowiednie kroki czyni.
Ciekaw jestem tego, w jakim kształcie zostało zatwierdzone Dyrektorium Katechetyczne, wraz z (podobno) Liniami Orientacyjnymi dla Ekip Katechistów. Wszak na tym oparte jest przeprowadzanie etapów.

_________________
Mikael - Któż jak Bóg!


Śr lut 02, 2011 21:38
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13
Posty: 800
Post Re: neokatechumenat a związki
Śmieszno i straszno... Pełno tutaj nowomowy: "dyrektorium katechetyczne", "linie orientacyjne", "katechiści", itp. :) Aż się boję wstępować do neonów!


Śr lut 02, 2011 21:42
Zobacz profil
Post 
zephyr7 napisał(a):
(...)Uważam, że wiele z praktyk podejmowanych przez różne "wspólnoty" jest co najmniej dziwnych - i nie są one potrzebne katolikowi koniecznie do zbawienia. (...)



Nie czepiam się autorytetu Boga, ale nie zgadzam się z Twoim radykalnym stanowiskiem. Ludzie są różni, mają różne zdolności, różne talenty i różne potrzeby. Jeden zostaje aktorem a inny ekonomistą. Jeden ma dużą rodzinę a inny zostaje samotny z wyboru. Tobie akurat wspólnota modlitewna może nie być do życia potrzebna, a innemu właśnie bardzo. Czy jest niezbędna do zbawienia? A skąd możesz to wiedzieć? Znowu, Tobie nie musi, a komuś innemu właśnie tak, bo taką drogę mu Bóg przeznaczył. Choćby z tamburynkiem na oazie. :)

A bycie we wspólnocie wcale niekoniecznie musi alienować. Za dobrych czasów sam wciągałem znajomych do oazy i świetnie się tam razem bawiliśmy i modlili. W tej kolejności akurat, bo byliśmy jeszcze dzieciakami. Ale powiem Ci, że przeżyłem w oazie wspaniałe lata i teraz mi tego brakuje. Nie oazy konkretnie, bom wyrósł troszeczkę, ale właśnie wspólnoty modlitewnej. Do neo nie mam przekonania, ale w mojej parafii działa tylko to i wspólnota studencka. Z niej też niestety już wyrosłem, więc pewnie w końcu trafię na Drogę. Samemu, czy tylko w rodzinie, jest jednak inaczej. I, jak powiedziałem, jednemu to pasuje, innemu nie.


Śr lut 02, 2011 21:42

Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13
Posty: 800
Post Re: neokatechumenat a związki
Dobrze Cię rozumiem, nie mam nic przeciwko ludziom modlącym się razem, nie mam nic przeciwko grupom modlitewnym.

Wszędzie jednak, gdzie pojawia się pewna bardziej zorganizowania "hierarchia" takiej wspólnoty, dochodzi do nadużyć. Najczęściej niegroźnych, jak zwyczajne plecenie głupot, czasami przybiera to jednak formę oceny lub krytyki poszczególnych wspólnotowiczów, rozgrywania ich na gruncie ich psychiki, zabawa ich emocjami, itp.

Sam byłem w kilku grupach i uważam, że małe grupki o dużej autonomii są dużo fajniejsze.

A co do spotkania z Bogiem, chrześcijanin chyba nigdy nie traci z Nim kontaktu, no nie?


Śr lut 02, 2011 21:52
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 22, 2003 6:36
Posty: 474
Post Re: neokatechumenat a związki
Zephyr, strasznieś pewny siebie. Ale zauważ, ten wątek to wątek "Neokatechumenat a związki", a nie "A po co komu wspólnota?"

Widzisz, powiedzenie przy piwie, że się idzie na Mszę, nie jest znowu takim c h o j r a c t w e m.
Ale przyjęcie czwartego, piątego ... dziecka. Powiedzenie o tym najbliższym - rodzicom, mamie, kolegom w pracy...
Niewiele wiesz o "chowaniu głowy w piasek"...

Co do różnorodności wspólnot w Kościele. Nikt tutaj nie neguje że do Boga można iść bez wspólnoty. Chcesz iść sam - idziesz, choć i tak we wspólnocie jesteś - sam sobie Mszy Świętej nie odprawisz, a i Chrystus jakoś tak chwalił modlitwę w kilka osób (Gdzie dwóch lu trzech....).
Zatem z czym walczysz? Z tym, że niektórzy taką potrzebę mają?
A co Ci to przeszkadza?

_________________
Mikael - Któż jak Bóg!


Śr lut 02, 2011 22:03
Zobacz profil
Post 
Jeśli jesteś ciekawy mojej odpowiedzi to... jak wyżej.

Kontaktu nie traci, ale czym innym jest kontakt sam na sam, a czym innym w grupie przyjaciół. Tak samo dotyczy to spotykania Boga jak i człowieka.

I wierz mi, że nie wszędzie dochodzi do nadużyć. Ludzie są tylko ludźmi, niezależnie od takiej czy innej struktury - zawsze zdarzyć się mogą przykre nieporozumienia czy nawet zabawa emocjami. Od naszej własnej dojrzałości zależy, jak taką wspólnotę kreujemy. Bo przecież to nie jest jakiś obcy, zadany nam twór tylko nasze dzieło. Jak sobie pościelemy, tak będziemy sobie spać. :)


Śr lut 02, 2011 22:07

Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13
Posty: 800
Post Re: neokatechumenat a związki
oj, przesadzacie :)

Codziennie, rano, wieczór i w południe, w każdym kościele można uczestniczyć we mszy.

Nie wiem bardzo, o co chodzi z przyjmowaniem dzieci (czy cudzych, czy po kolędzie),
ale świeckie rodziny też to świetnie potrafią.

A w moich poprzednich wypowiedziach chodziło mi o to, że małżonkowie kierując się swoim własnym dobrem mogą ze wspólnoty zrezygnować, albo do niej wstąpić.

Tak to już jest, że jak się kogoś kocha, to zapomina się o własnym komforcie, dyskomforcie, a przejmuje drugą osobą. Z wypowiedzi niektórych osób można odnieść wrażenie, że neoni stosują szantaż w rodzaju "co ważniejsze: Bóg, czy żona?".

szczerze mówiąc, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale zacytuję posła Schetynę, który powiedział ponoć: "Boję się Boga i żony" :)


Śr lut 02, 2011 23:14
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr lut 02, 2011 13:02
Posty: 7
Post Re: neokatechumenat a związki
Ja jestem już utwierdzony w swoim przekonaniu, rzuciłem tylko temat, ku przestrodze, pisząc tak jakbym zadawał pytania, aby inny też mógł sobie je zadać. Walczyłem z nim wraz z żoną około dwóch lat.
To nie sa tylko moje odczucia, ale wielu braci, także z innych regionów.
Niestety brak informacji co się dzieje na drodze dalej doprowadza do takich sytuacji, że ludzie traca to w czym pokładali nadzieję, w nowym życiu. Stawia sie przed nimi zadania jak przed osobami przygotowywanymi do misji samobójczej, albo się zgodzisz, albo idziesz w "odstawkę".
Są to ciężkie tematy kiedy inwestujesz siebie, już od pierwszego skrutinium, gdy masz wszystko sprzedać, cały swój majątek, jak nie wejdziesz w to konkretnie to ciągają cię do końca drugiego skrytinium, jak nie sprzedałeś jeszcze, to na ryt drugiego skrutinium przynosisz swoje rzeczy i inni sprzedają je za ciebie.
Potem i tak mówią że coś zrobiłeś źle, skoro masz trudności na drodze.

Dalej po drugim skrutinium, oddajesz 10 procent swoich zarobków do worka wspólnotowego, jak nie posolisz to nie masz powodzenia. Jeśli ci sie nie wiedzie to mówią , - widocznie nie posoliłeś.

Po wtajemniczeniu w modlitwę, jest etap traditio, chodzisz od domu do domu jak świadkowie jehowy
aby doświadczyć kompromitacji dla Chrystusa i faktycznie jej doświadczasz, gdy np, w drzwiach okazuje się że stoi twój kolega z pracy, a ty z biblią i socjuszem zaczynasz mówić o Bogu.

Dalej kiedy na wyznaniu wiary publicznie w kościele wyznajesz wiarę, czyli mówisz o zwycięstwach Boga w twoim życiu, co wiąże się z mówieniem swoich grzechów i słabości z których zostałeś uwolniony.

Nie możesz pominąć żadnego etapu, bo nie pójdziesz dalej, albo, albo.

Jak ktoś odchodzi bo nie daje rady, co czuje?

Nie podołałem , jestem do niczego, co zrobiłem źle, jestem gorszy i wiele innych rzeczy dołujących.

Każdy kto chce wyruszyć w tę drogę musi sie z tym liczyć, że dopadnie go ten stan moze za 25 lat, 15, 10, 8? Nie ma statystyk ale moja wspólnota miała na początku prawie 100 osób, teraz jest około 12.

To mówi samo za siebie, co robimy z tymi braćmi którzy odchodzą, co znimi dalej, czy mają nadzieję, czy została im zabrana.


Śr lut 02, 2011 23:23
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13
Posty: 800
Post Re: neokatechumenat a związki
Jestem przerażony tym, co opisujesz, czy naprawdę było aż tak źle?

Ludzie, wspólna kasa, pokrętna nowomowa, chodzenie od drzwi-do-drzwi...

Nie kupuję tego.

Prawie jak hippisi, tylko bardziej.


Ostatnio edytowano Śr lut 02, 2011 23:43 przez zephyr7, łącznie edytowano 1 raz



Śr lut 02, 2011 23:42
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 22, 2003 6:36
Posty: 474
Post Re: neokatechumenat a związki
zephyr7 napisał(a):
oj, przesadzacie :)

Codziennie, rano, wieczór i w południe, w każdym kościele można uczestniczyć we mszy.

Nie wiem bardzo, o co chodzi z przyjmowaniem dzieci (czy cudzych, czy po kolędzie),
ale świeckie rodziny też to świetnie potrafią.
A w moich poprzednich wypowiedziach chodziło mi o to, że małżonkowie kierując się swoim własnym dobrem mogą ze wspólnoty zrezygnować, albo do niej wstąpić.

Tak to już jest, że jak się kogoś kocha, to zapomina się o własnym komforcie, dyskomforcie, a przejmuje drugą osobą. Z wypowiedzi niektórych osób można odnieść wrażenie, że neoni stosują szantaż w rodzaju "co ważniejsze: Bóg, czy żona?".

szczerze mówiąc, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale zacytuję posła Schetynę, który powiedział ponoć: "Boję się Boga i żony" :)



Zapewne tez świeccy (chyba ateiści, czy niewierzący raczej) potrafią, a jakże.
Rzeczywiście, niewierzący nie potrafią powiedzieć przy piwie że idą jutro na Mszę Świętą i dać tym świadectwo, masz rację.

_________________
Mikael - Któż jak Bóg!


Śr lut 02, 2011 23:42
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13
Posty: 800
Post Re: neokatechumenat a związki
Nie sztuka chwalić Boga w scholce przy herbatce i placuszku,

sztuka w tramwaju, o 22, kiedy kilku dresów chce ci spalić habit.

Wolę przynieść zakupy starszej kobiecie z bloku, dać na remont dachu w swoim kościele, kupić książki do miejscowej biblioteki, włożyć słoik przecieru do koszyka na dary dla biednych, niż dzielić się 1/10 swoich pieniędzy z jakąś szemraną wspólnotą.

Z przyjaciółmi wolę spędzać czas, w kościele wolę się modlić - nigdy nie jest się tam samemu. W kościele spotykamy inne osoby, które przyszły tam dobrowolnie, a nie jakby grały w jakieś pokręcone RPG i zarabiały kolejne XPki...

Jeśli chodzi o doznawanie upokorzeń dla Chrystusa i obowiązek misyjny - opisane wyżej podejście neokatechumenatu jest chore, nienormalne, bardziej alienujące ludzi. W końcu powiedziano "po czynach ich poznacie". Prawdziwy uczeń Chrystusa to nie ten, kto zadryndala z Biblią od drzwi do drzwi, ale ten, kto pomoże koledze z pracy podkładając się i biorąc część winy na siebie; ten kto przygarnie bezdomne, albo chore zwierzę; ten kto pomoże pijakowi leżącemu na ulicy; ten kto pomoże biednej rodzinie - na tym polega chrześcijaństwo, opisane wyżej praktyki to zwykły ekshibicjonizm moralny i skrajny fanatyzm.

Ciśnie się na usta cytat "groby pobielane"....


Śr lut 02, 2011 23:52
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 22, 2003 6:36
Posty: 474
Post Re: neokatechumenat a związki
A... to kolega w habicie.
No to sorry, całuje stópki, przed tak wielkim świadkiem.
Co tak wszystko o innych wie, co i jak robią dla innych, w imię Jezusa.
Po kilku wpisach na forum.

Szacun.

_________________
Mikael - Któż jak Bóg!


Cz lut 03, 2011 0:01
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13
Posty: 800
Post Re: neokatechumenat a związki
Nie w habicie, ale się dowiaduj, kto wie.

Historia autentyczna, znaleziona tutaj:
http://dominikanie.pl/blogi/krzysztof_p ... olach.html


Cz lut 03, 2011 0:06
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 72 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL