Wybaczcie, jeśli powielam temat, ale szukałam i nic takiego nie znalazłam

Otóż, od pewnego czasu zmagam się z różnymi myślami, które chyba mogę nazwać "przeczulonym sumieniem". Ostatnio nie poszłam na pierwszą lekcję do szkoły i pomyślałam sobie, że może pojadę wcześniej i zajdę do kościoła. Jednak lenistwo zwyciężyło i postanowiłam poleżeć w łóżku kilka minut dłużej, zamiast iść na autobus. Zaraz potem miałam straszne wyrzuty, czy aby nie popełniłam grzechu? Przecież gdy mam na później do szkoły, to rano powinnam zajść do świątyni?
Ostatnio takie "natręctwa" nachodzą mnie w najprzeróżniejszych sytuacjach, dochodzi do tego, że zastanawiam się, czy bałagan w szafce nie jest grzechem, albo czy jeśli nie powiem księdzu na ulicy "szczęść Boże", to też będzie to jakiś błąd... Choć wtedy sobie tłumaczę, że przecież osoby konsekrowane też nie witają się z każdym przechodniem, gdy idą przez miasto

Bardzo chciałabym pozbyć się tej nadmiernej wrażliwości, bo wcale nie pomnaża ona mojej wiary, raczej przeciwnie, skoro boję się, że jak nie odmówię której części z mojego 'zestawu modlitewnego', to skrzywdzę tym Pana.

Takie duchowe dysputy nad najmniejszymi, naprawdę błahymi sprawami zajmują też bardzo dużo czasu i często nie mogę się przez to skupić np. na lekcjach.
Czy ktoś miał podobne doświadczenia i mógłby coś poradzić?
