Autor |
Wiadomość |
Anonim (konto usunięte)
|
Mógłbym jeszcze polecić poczytanie na przykład Matki Teresy. Wielu świętych doświadczało czegoś, co nazywa się czasem "ciemną nocą" wiary. Kiedy nie czuje się żadnych łask, nie dostrzega obecności Boga we własnym życiu. On wtedy często robi właśnie najwięcej.  Moja trwała ponad piętnaście lat, a nie jestem rekordzistą...
|
Śr wrz 15, 2010 10:58 |
|
|
|
 |
Silva
Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28 Posty: 1680
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Tak, tylko Matka Teresa poszła najpierw do zakonu... to o czymś świadczy.
_________________ "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)
|
Śr wrz 15, 2010 11:24 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
A o czym? Bo mnie to akurat imponuje, że przez lata (chyba z pięćdziesiąt, o ile pamiętam) tyrała jak wół, nawet nie mając tego wewnętrznego poczucia, że Jemu w ogóle na niej zależy... To się nazywa wiara!
|
Śr wrz 15, 2010 11:26 |
|
|
|
 |
Silva
Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28 Posty: 1680
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Oczywiście, i podziwiam ją. Ale chyba nie poszła do zakonu z nudów czy z braku innego zajęcia - zapewne na prawdę czuła powołanie i miłość do Boga. Poza tym jeszcze przed tymi pięćdziesięcioma latami doznała objawienia dotyczącego tego, że ma wyjechać do Indii i zajmować się biednymi. Nie jestem więc pewna czy to dobry przykład w tej sytuacji.
_________________ "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)
|
Śr wrz 15, 2010 11:35 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Tak, te decyzje podjęła wcześniej. Ale nie bardzo rozumiem, co to ma do rzeczy? Gavia jest we wspólnocie. Ja byłem w Oazie przez wiele lat. Raczej nie z nudów. Też powołanie, jak zakon. Tyle, że ja nie wytrwałem: te moje piętnaście lat przeżyłem w postawie obrażonej. Może Gavii się uda?
|
Śr wrz 15, 2010 11:41 |
|
|
|
 |
Silva
Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28 Posty: 1680
|
 Re: trochę dziwne pytanie
No nie wiem, ale po tym co napisała... też wygląda na postawę obrażoną, a w każdym razie nie na taką która zamierza wytrwać. Jak ktoś pisze że się przestał modlić i że przestał nawet udawać że kocha Boga no to nie wygląda to na zbytnią chęć do tego żeby się udało.
_________________ "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)
|
Śr wrz 15, 2010 11:48 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Moim zdaniem to pierwszy krok do staniecia w prawdzie. Co jej i Panu Bogu po udawaniu? Dopiero kiedy przyzna sie ze to nie to, Bog ma szanse do niej trafic.
Matka Teresa miala przed okresem ciemnosci zywe poczucie Bozej Obecnosci, Milosci, Jego oczekiwan wzgledem niej. Uwazam, ze kazdy wierzacy ma "prawo" i na pewno dostaje szanse osobistego spotkania z Bogiem. Bo chrzescijanstwo to osobista relacja z Jezusem, a nie "wiara na slowo" nawet najswietszego kaplana. A heroizmu to mozna oczekiwac od siebie, a nie od innych...
|
Śr wrz 15, 2010 13:02 |
|
 |
evoleth
Dołączył(a): Śr sty 13, 2010 21:23 Posty: 569
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Silva napisał(a): Jak ktoś pisze że się przestał modlić i że przestał nawet udawać że kocha Boga no to nie wygląda to na zbytnią chęć do tego żeby się udało. Nie, Silva. Zaprzestanie udawania czegokolwiek to już krok w dobrym kierunku. To może zaowocować miejscem na prawdziwą relację z Bogiem i przełomem w przeżywaniu wiary. Jeśli nie teraz, to za jakiś czas. Jestem pewna, że Gavia nie odpuściła dlatego, że nie ma chęci, tylko już nie ma siły tkwić w takim stanie ducha. Jeśli choć w pewnym stopniu nie rozumiesz - nie komentuj.
_________________ ...spotykam ludzi którzy myślą że jestem kim nie jestem widzę ich jak nie tych którymi są słyszymy się pogrążeni we własnych światach...
|
Śr wrz 15, 2010 17:09 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Dziękuję za wasze wypowiedzi, bałam się że znowu usłyszę "wszystko będzie dobrze, tylko się nie poddawaj i dużo módl" jak już od paru osób usłyszałam. Bardzo się cieszę że ktoś w końcu stwierdził że "kazdy wierzacy ma "prawo" i na pewno dostaje szanse osobistego spotkania z Bogiem. Bo chrzescijanstwo to osobista relacja z Jezusem, a nie "wiara na slowo" nawet najswietszego kaplana. A heroizmu to mozna oczekiwac od siebie, a nie od innych..." bo do tej pory większość osób która usłyszała o moich problemach kwitowała je krótko: "Pan Bóg to nie perfumy (albo czosnek) żeby Go czuć". To było strasznie irytujące.
Nie, nie jestem obrażona na Boga, tylko po prostu daję sobie na jakiś czas spokój z wiarą i czekam co Bóg zrobi. Ja już zrobiłam wszystko co mogłam i jakoś nic to nie dało, więc czekam teraz na Jego ruch. A z drugiej strony niczego nigdy nie udawałam, zawsze byłam przekonana że kocham Boga bo chcę Mu jak najlepiej służyć, dużo się modliłam, "rozmawiałam" z Nim, wspierałam innych ludzi w sprawach dotyczących wiary (niektórzy już chyba mają mnie niemalże za świętą) i na prawdę bardzo się angażowałam w wiarę, byłam "radykalna". Ale właśnie niedawno stwierdziłam że to nie miłość tylko moja decyzja o wierności Bogu a tak na prawdę nigdy Go osobiście nie spotkałam, chociaż bardzo Go prosiłam przez cały ten czas żeby dał mi doświadczyć swojej bliskości. A teraz czuję ulgę że się już nie muszę do niczego zmuszać... Chociaż właściwie co do tego też mam problem - mimo wszystko ciągle jestem katoliczką, ciągle wyznaję to wszystko czego Kościół naucza (i gdyby była potrzeba to będę tego bronić) i nie wiem... modlić się nie mam siły, ale jeszcze pozostaje kwestia mszy niedzielnej. Wiem, że jak pójdę to po prostu przestoję godzinę i wyjdę bo nie jestem w stanie się jakoś zaangażować w modlitwę, Komunii też nie przyjmę, ale chyba powinnam jednak być na mszy? Co o tym myślicie?
Poza tym jeszcze pozostaje mi problem praktyczno-towarzyski... Wszyscy moi znajomi są wierzący (a nielicznych niewierzących próbowałam nawrócić), często rozmawialiśmy o wierze, modliliśmy się wspólnie... Nie wiem, jak miałabym teraz im to wszystko powiedzieć, chyba jednak pod tym względem będę udawać...
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Cz wrz 16, 2010 8:52 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia napisał(a): Chociaż właściwie co do tego też mam problem - mimo wszystko ciągle jestem katoliczką, ciągle wyznaję to wszystko czego Kościół naucza (i gdyby była potrzeba to będę tego bronić) i nie wiem... modlić się nie mam siły, ale jeszcze pozostaje kwestia mszy niedzielnej. Wiem, że jak pójdę to po prostu przestoję godzinę i wyjdę bo nie jestem w stanie się jakoś zaangażować w modlitwę, Komunii też nie przyjmę, ale chyba powinnam jednak być na mszy? Co o tym myślicie?
Gavia, uczucia to jedna sprawa a przekonanie, to druga. Mozesz mi uwierzyc na slowo, ale nie musisz. Moim zdaniem powinnas wrecz, uczestniczyc dalej we Mszy sw i unikac wszystkiego, co jest grzechem. Modlitwa moze byc tez skarga, wyrzutem i czym tam chcesz - Psalmy sa tego najlepszym dowodem. Ja rozumiem, ze wierzysz w Boga, ale Go "nie widzisz". Wiec zyj tak, jak czlowiek wierzacy i po prostu szczerze z Nim rozmawiaj. Bez udawania uczuc, ktorych nie masz, zaufania, ktorego nie posiadasz - mimo wszystko jak z Osoba tobie zyczliwa (bo tak jest).
|
Cz wrz 16, 2010 12:40 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
"Mozesz mi uwierzyc na slowo, ale nie musisz. Moim zdaniem powinnas wrecz, uczestniczyc dalej we Mszy sw i unikac wszystkiego, co jest grzechem. "
Dzięki, też tak właśnie sądzę.
"Ja rozumiem, ze wierzysz w Boga, ale Go "nie widzisz". Wiec zyj tak, jak czlowiek wierzacy i po prostu szczerze z Nim rozmawiaj. Bez udawania uczuc, ktorych nie masz, zaufania, ktorego nie posiadasz - mimo wszystko jak z Osoba tobie zyczliwa (bo tak jest)."
I to jest właśnie to, do czego nie mam siły. Każda próba "szczerej rozmowy" z Bogiem kończy się u mnie płaczem i poczuciem osamotnienia. Nie, zdecydowanie nie chcę już próbować rozmawiać z Bogiem i nie potrafię traktować Boga jako osoby w ogóle, a co dopiero jako osoby życzliwej.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Cz wrz 16, 2010 18:54 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Liam, mógłbyś napisać, jak to u ciebie wyglądało? Dlaczego obraziłeś się na Boga i po 15 latach przestałeś się obrażać?
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Cz wrz 16, 2010 19:18 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Myślę, że z podobnego powodu jak Ty, Gavio. Przynajmniej z tego, co piszesz. Po prostu w pewnym momencie poczułem się przez Niego opuszczony, niekochany, miałem wrażenie, że nic nie robi w moim życiu, że to wszystko w co wcześniej wierzyłem to tylko puste słowa, z których - przynajmniej dla mnie osobiście - nic nie wynika. A wróciłem... hm... to bardziej skomplikowane. Bo wróciłem jakiś czas po tym, jak mi się w życiu posypało, ale nie od razu. Trochę jeszcze czasu upłynęło, zanim uświadomiłem sobie, że przed Nim tak naprawdę nie ma ucieczki i - czy tego chcę czy nie - i tak wyląduję w tej mojej Niniwie, a tylko nerwy sobie psuję buntowaniem się. 
|
Cz wrz 16, 2010 19:47 |
|
 |
kawa
Dołączył(a): So cze 14, 2003 20:13 Posty: 377
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia napisał(a): I to jest właśnie to, do czego nie mam siły. Każda próba "szczerej rozmowy" z Bogiem kończy się u mnie płaczem i poczuciem osamotnienia. Nie, zdecydowanie nie chcę już próbować rozmawiać z Bogiem i nie potrafię traktować Boga jako osoby w ogóle, a co dopiero jako osoby życzliwej. To płacz, to wygaranij Bogu, że czujesz się osamotniona. Wykrzycz Mu, że jest "nieżyczliwy". Nawet gdyby każda Twoja modlitwa miała tak wyglądać, nie rezygnuj. I jeśli tylko masz odrobinę siły nie rezygnuj z niedzielnej Eucharystii. Jeśli nie masz... Bóg poczeka, On wie, co przeżywasz.
|
Cz wrz 16, 2010 20:37 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Z Eucharystii nie zrezygnuję. Ale jeśli chodzi o modlitwę to na prawdę nie mam już siły - już tyle razy wykrzykiwałam Bogu że jest "nieżyczliwy" i nic się nie zmieniło. Jakie to ma znaczenie, czy sobie pokrzyczę jeszcze trochę czy już nie? To już jest po prostu poza granicami mojej wytrzymałości. Wielokrotnie prosiłam Boga żeby pokazał mi chociaż trochę swoją miłość bo jak nie to albo się załamię psychicznie (a byłam już niedaleko) albo zrobię jeszcze coś gorszego albo przestanę się modlić i wierzyć w Jego miłość żeby jako tako trzymać się psychicznie. Niestety, nie mam zamiaru znowu wpędzać się w skrajne poczucie opuszczenia i skopania psychicznego. Mimo wielu moich gorących próśb Bóg do tej pory mnie nie wysłuchał a żyć jakoś trzeba i dobrze byłoby nie popaść przy tym w depresję przez poczucie samotności.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Cz wrz 16, 2010 21:24 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|