Autor |
Wiadomość |
Geonides
Dołączył(a): Pt mar 26, 2010 11:38 Posty: 473 Lokalizacja: Rio de Świebodzineiro
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Z ogromnym zainteresowaniem zapoznałem się z Twoim wątkiem. Gavia napisał(a): Czy wy macie jakieś doświadczenie miłości Boga w swoim życiu? Jak wygląda wasza wiara? Zacznę od odpowiedzi na pytanie trzecie: Jestem osobą niewierzącą, aczkolwiek w archwiach Kościoła katolickiego figuruję jako wzorowy członek: chrzest, bierzmowanie, inicjacja najświętrzego sakramentu - na wszystko mam odpowiednie papiery. Nie wierzę w jakikolwiek byt nadprzyrodzony, istnienie duszy, opętanie przez demony itp itd. A jeśli chodzi o miłość Boga to nie doświadczyłem takowej z przyczyn oczywistych. Wyraźnie dostrzegam Twoją roszczeniową postawę wobec Boga. Zainwestowałaś sporo własnego czasu: modlitwy, uczestnictwa w spotkaniach, grupach, obozach. W zamian chciałabyś uzyskać jakiś realny znak przychylności, którego dotąd nie było. Po uzyskaniu takiego znaku, jesteś gotowa Boga pokochać prawdziwą miłością. Natomiast jeśli znaku nie będzie, to... no przestaniesz się zupenie modlić, no i jeszcze inne sankcje będą miały miejsce. Tak to odbieram ja, osoba z zewnątrz. Nie wiem czy mój odbiór jest poprawny, w razie konieczności proszę o sprostowanie. Gavia napisał(a): Co o tym wszystkim myślicie? Co o tym wszystkim myślę? Myślę, że jesteś bardzo bystrą osobą, która nie przyjmuje spraw religijnych w sposób prosty, podany na tacy. Natomiast drążysz, doszukujesz się, rozmyślasz, szukasz. Z puntku widzenia "sprzedawcy wiary" jest to działanie nieporządane, bowiem doktrynę katolicką należy przyjąć do wiadomości i zaakceptować jako prawdziwą tak jak ją podano. Druga sprawa. Na podstawie Twoich wypowiedzi, stwierdzam, że cechuje Cię ogromna doza wewnętrznej szczerości wobec siebie samej. Dlatego też nie machniesz ręką, nie powiesz: "OK Bóg mnie kocha i jest dobrze". Nie będziesz sama siebie oszukiwała (a i przy okazji nas), że wszystko jest dobrze i tak jak oczekujesz. Szczerze przyznajesz, że rekolekcje franciszkańskie nie pomogły. A powinny bo przecież wiara (I miłość do Boga) 99% pozostałych uczestników uległy znaczącemu wzmocnieniu. A teraz ja mam do autorki wątku pytanie. - Wyraźnie podkreślasz, przynajmniej ja to tak odebrałem, istnienie kryzysu "miłości do Boga". Czy w związku z tym kryzysem nie zdażyło Ci się powątpiewać w istnienie Boga w ogóle?
W zależności od Twojej twierdzącej, (bądź przeczącej) odpowiedzi zadam (bądź nie) dalsze pytania. Ja również jestem wobec siebie bardzo szczery. Nie widzę sensu wierzyć na siłę, gdyż zawsze gdzieś tam na dnie mojego racjonalnego JA tkwiłaby zadra w postaci świadomości o tym, że Bóg jest zbiorowym wytworem ludzi. Usystematyzowanym, sformalizowanym, opisanym ale wymyślonym. Podobnie jak niewidzialny przyjaciel dziecka. Dlatego nie wierzę. Wolę być sam wobec siebie szczery.
_________________
|
Wt wrz 28, 2010 11:43 |
|
|
|
 |
ktoja
Dołączył(a): N wrz 26, 2010 19:45 Posty: 7
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia napisał(a): Nie czytałam, ale czytałam wiele innych książek i jakoś żadna mnie nie ruszyła. To przeczytaj, szczerze polecam, trochę się oderwiesz i pośmiejesz, i przystaniesz, i zadumasz... Ja kiedy czytam co piszesz to jestem przekonany że nie poniosłaś klapy :O) Wręcz widzę sukcesy (jakkolwiek to słowo rozumieć) i jestem pewien że osoby które dzięki Tobie się nawróciły lub choćby na chwilę w ich sercu był Jezus są Ci wdzięczne bo dobro do nich "wpuściłaś". To jak piszesz, Twoja wiedza i nie tylko, wrażliwość są imponujące (przynajmniej dla mnie) i nie mierz siebie miarą samej miłości. Miłość to stan który każdy chciałby znać, czuć, pielęgnować, rozwijać... bo to duuużo więcej niż uczucie. Ja też chciałbym z pełną świadomością i odpowiedzialnością móc powiedzieć, że kocham... czuć to, rozumieć... ale to nie jest tak hop siup ;O) Dla mnie miłość jest procesem nierozerwalnie związanym z dojrzałością... Umiejętność kochania myślę że w dużej mierze pochodzi od rodziców którzy budują wizerunek miłości w swoich dzieciach... To jacy są dla siebie, dla innych, jak potrafią okazywać uczucia, mówić o nich, rozpoznawać je, jak sobie z nimi radzą. Niewielu jest to dane, nieliczni mięli dobre wzorce. Można tego szukać wśród innych, bo to pokarm dla duszy... ale trudno o niego. Ja też szukałem wśród innych, inni mi pokazali normalność, nauczyli, uświadomili, pokierowali. Świat jest zakręcony i trudno się w nim odnaleźć... Nie mogę świadomie powiedzieć że kocham Jezusa, dopiero go poznaję, choć miałem przekonanie że od chrztu goszczę go w sercu ale praktykować nie muszę, wystarczy że wierzę że był Synem Bożym i odkupił moje grzechy... Teraz kiedy chcę się zbliżyć do Niego to widzę jak byłem daaaaaleko. Ale powoli idę i co ważne nie ścigam się i nie oczekuję a staram się (choć to trudne) przyjmować z pokorą jego wolę wobec mnie. Gavia napisał(a): Ale wydaje mi się że jeśli przez 3 lata człowiek stara się angażować w coś, w co naprawdę nie wierzy to chyba nic dziwnego że jest na skraju nerwicy. Nie wierzę że tak jest. Wierzę że wierzysz i dlatego robiłaś to co robiłaś... Teraz to jakby spadek ufności w Panu. Tak to odbieram ale mogę się mylić... Gavia napisał(a): Szczerze mówiąc siebie też nie kocham i w ogóle mam poczucie że moje życie to jedna wielka pomyłka. Kiedy zaczęłam angażować się w wiarę to miałam nadzieję że to będzie przynajmniej jedna rzecz, w której się przekonam że jestem coś warta Po tym kusi mnie żeby dać radę :O)) chyba galaktyka coś w tym temacie pisała. 3maj się...
|
Wt wrz 28, 2010 16:32 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Geonides - nie, twój odbiór nie jest poprawny, już próbowałam to wyjaśniać, ale to jest ciężko opisać o co mi chodzi. Sprostowanie... Może ujmę to tak: czy wykazuje postawę roszczeniową człowiek głodny, który chce jeść, kiedy ktoś najedzony opowiada mu o jedzeniu? Chyba nie bardzo, wiadomo że jak człowiek jest głodny to chce jeść, zwłaszcza kiedy ktoś mu o jedzeniu opowiada i kiedy widzi, jak ktoś je? A jeśli do tego inni ludzie (nie mam tu na myśli osób z tego forum, wam wszystkim dziękuję za zrozumienie) mówią mu, że nie powinien się czuć głodny to po jakimś czasie ten człowiek ma tej sytuacji wybitnie dosyć. Jak bardzo nie chciałby uwierzyć, że jest najedzony to na dłuższą metę to nic nie da. I w pewnym momencie albo dostanie jedzenie i naprawdę się naje albo umrze z głodu. Rozumiesz analogię? Cytuj: Wyraźnie podkreślasz, przynajmniej ja to tak odebrałem, istnienie kryzysu "miłości do Boga". Czy w związku z tym kryzysem nie zdażyło Ci się powątpiewać w istnienie Boga w ogóle? Nie, nigdy. Istnienie Boga jest dla mnie faktem stwierdzonym, potwierdzonym przez wiele mocnych dowodów i jest czymś zupełnie niezależnym od moich uczuć. Nawet jakbym chciała zwątpić w istnienie Boga to najpierw musiałabym chyba przeżyć jakąś amnezję i zapomnieć o wszystkim co widziałam i czego się dowiedziałam w ciągu ostatnich lat. Jeśli mam być szczera wobec siebie to nie mogę nawet w najmniejszym stopniu wątpić w istnienie Boga. Byłoby to dla mnie równie głupie jak wątpienie w istnienie Słońca. ktoja, dzięki za to co napisałeś. Już sama nic nie wiem... W tej chwili jest źle, ale mam nadzieję że Bóg kiedyś coś z tym zrobi jeśli faktycznie jest wierny i sprawiedliwy... Ale do tego czasu... Ja też w pewnym momencie stwierdziłam, że muszę lepiej poznać Boga, też starałam się przyjmować Jego wolę i nie ścigać się, ale po tych 3 latach mój początkowy zapał się wyczerpał, teraz czuję że przez te 3 lata nie zbliżyłam się do Niego ani trochę mimo całej gorliwości i zaangażowania, przeciwnie - teraz jest jeszcze gorzej niż było przedtem. Na początku, kiedy chciałam się zbliżyć do Boga miałam poczucie że otwiera się przede mną jakiś nowy etap, że w końcu znalazłam swoje miejsce w świecie, a teraz zostało tylko rozgoryczenie. Ale może faktycznie przez ten czas zrobiłam coś dobrego i może jeszcze kiedyś coś dobrego zrobię...
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Wt wrz 28, 2010 20:55 |
|
|
|
 |
Elbrus
Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07 Posty: 8229
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia napisał(a): jeśli faktycznie jest wierny i sprawiedliwy... Czy wątpisz w to? Gavia napisał(a): Ja też w pewnym momencie stwierdziłam, że muszę lepiej poznać Boga, też starałam się przyjmować Jego wolę Czy uważasz, że Bóg jest dobry i chce tylko poddać cię próbie?
_________________ The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him. (Proverbs 18:17)
Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna. (Weatherby Swann)
Ciemny lut to skupi. (Bardzo Wielki Elektronik)
|
Śr wrz 29, 2010 10:04 |
|
 |
Geonides
Dołączył(a): Pt mar 26, 2010 11:38 Posty: 473 Lokalizacja: Rio de Świebodzineiro
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia napisał(a): Rozumiesz analogię? Rozumiem. Prawdopodobnie użyłem zbyt mocnego słowa dla opisania Twojej postawy: "roszczeniowa". Postawa roszczeniowa może kojarzyć się z nieuzasadnionym wymaganiem czegoś tak naprawdę nienależnego. A w Twym porównaniu strawy materialnej, do strawy duchowej, dopatrywałbym się czegoś, co każdemu nalezy się niejako "z natury". Czegoś, czego porządanie nie jest roszczeniem. Strawa duchowa jest na wyciągnięcie ręki. Wszyscy twierdzą: sięgnij po strawę, nakarm się nią. To tak jakby ktoś zagłodzony miał umrzeć na wystawnym przyjęciu przy suto zastawionym stole. W czym zatem problem? Nie wiem, nie znam się. Może zbyt dosłownie przyjmujesz rekolekcyjne obietnice dotyczące "aktu spłynięcia łaski miłości bożej". Angażujesz się przez trzy lata, oczekujesz efektu i nic... jak sama piszesz jesteś na skraju nerwicy. Jak Elbrus stwierdził, nic dziwnego. Pomyśl kogo obwiniasz: siebie, za niemożność zrealizowania osobistej więzi z Bogiem i traktowanie religii na zasadzie wiedza + obowiązki? Innych? Za to, że oni mają a Ty nie? Pomimo że Ty angażujesz się bardzo a oni mniej? Jak pisałaś, na samego osobowego Boga, się nie giewasz tylko czujesz się przez niego opuszczona z przyczyn bliżej Ci nieznanych. Gavia napisał(a): Szczerze mówiąc siebie też nie kocham i w ogóle mam poczucie że moje życie to jedna wielka pomyłka. Kiedy zaczęłam angażować się w wiarę to miałam nadzieję że to będzie przynajmniej jedna rzecz, w której się przekonam że jestem coś warta A może to jest zdanie - klucz, autodiagnoza, rozwiązanie problemu? Próba mechanicznego użycia wiary jako środka prowadzącego do podbudowy swojej niskiej, jak twierdzisz, samooceny? Próba jak widać nieudana? Egzystencja w dzisiejszym świecie polega na odpowiednim reagowaniu na zdarzenia, jakie w sposób losowy generuje otoczenie. Dlatego tez, całym swoim ładunkiem życzliwości życzę Ci, by w Twoim otoczeniu zaistniało właśnie takie zdarzenie, które po podjęciu przez Ciebie odpowiedniego działania pozwoli na: - skokowe podniesienie poczucia własnej wartości, - satysfakcji z efektów podejmowanych działań. (Tzw. poczucie sensu życia)
_________________
|
Śr wrz 29, 2010 11:21 |
|
|
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Może tak: traktuję to jako stwierdzenie a priori, ale to wcale nie znaczy że jestem co do tego w pełni przekonana. Czasem a posteriori dowodzi co innego (i nie mówię tu o moim przypadku)... Cytuj: Czy uważasz, że Bóg jest dobry i chce tylko poddać cię próbie? Jeśli to próba to już jej nie zaliczyłam. Ale mam nadzieję że mimo tego Bóg mnie nie skreśli i kiedyś faktycznie da mi doświadczyć swojej miłości. W końcu chyba ta przypowieść o zagubionej owcy coś znaczyła. Jakoś nie mogę uwierzyć w to że Bóg zupełnie zignorował wszystkie moje modlitwy, więc kiedyś coś musi z tego wyniknąć (to też tak trochę w związku z twoim pierwszym pytaniem). Geonides, dzięki za dobre chęci, ale proszę, nie rób mi psychoanalizy bo ci to nie wychodzi (bez urazy, po prostu to co piszesz ma małe odniesienie do mojej sytuacji). Ja sama interesuję się psychologią i sama się od dobrych 2 lat zastanawiam "w czym problem" ale do tej pory nic z tego nie wynikło, chociaż już kilka razy wydawało mi się że znalazłam przyczynę. I sama i z innymi ludźmi (wliczając specjalistów) przewałkowałam ten problem wzdłuż, wszerz i po przekątnej po 100 razy: relacje z rodzicami, z rówieśnikami, dzieciństwo, trudne doświadczenia, co chcę osiągnąć, po co i dlaczego, jaki mam obraz Boga itd. Mogę ci tu w skrócie przedstawić efekty: Żadnej sensownej przyczyny nie ustaliliśmy. Mogę stwierdzić tylko istnienie pewnego faktu: Bóg jest dla mnie tylko odległym pojęciem teologicznym i choćbym nie wiem jak się starała nie mogę zacząć traktować Go jako osoby. Biorąc pod uwagę że wyznaję religię której pierwszym punktem jest miłość Boga jest to stan bardzo frustrujący, zwłaszcza kiedy widzę, że inni mają prawdziwą relację z Bogiem. Nikogo nie obwiniam: ani siebie, ani ludzi (przeciwnie, cieszę się kiedy inni coś otrzymują) a co do Boga... to nie wiem dlaczego robi to co robi i pozwala na to co się dzieje, ale jak mówiłam Jego miłość i sprawiedliwość są dla mnie pewnym stwierdzeniem a priori, więc wolę powstrzymać się od oceny. Po prostu nie wiem co jest przyczyną, mam dość zastanawiania się nad tym. I jeszcze jedna rzecz którą stwierdzam: po prostu nie mam już siły (nie "nie chcę" czy "obraziłam się") wierzyć w coś, czego nie doświadczam na żadnym poziomie mojego życia. Rozumiesz?
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Śr wrz 29, 2010 12:08 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Może to trochę wyjaśni o co mi chodzi: Cytuj: Dlaczego wierzę? – Vittorio MessoriZ «papierowych kart» Słowo naprawdę stało się dla mnie «ciałem», ofiarowując mi radość i niepokój, wielki entuzjazm i bojaźń, zadowolenie z wypełnionej powinności i wyrzuty sumienia z powodu niewierności” – opisuje swoje doświadczenie Messori. – „Sam się przekonałem, że wiara dla chrześcijanina to spotkanie Osoby, która jednocześnie jest miłosierna i surowa, ludzka i boska. Spotkaniu temu towarzyszy nieodparta potrzeba podążania za Nią i bycia Jej posłusznym; http://ekai.pl/kultura/ksiazki/x21940/d ... o-messori/ Cytuj: "Jezus więcej niż cieśla" Josh McDowell Mogę wam jedno powiedzieć: w okresie trwającym od sześciu miesięcy do półtora roku przekonałem się, że nie straciłem zmysłów. Moje życie zmieniło się. Gdy dyskutowałem z szefem wydziału historii na jednym z uniwersytetów na Środkowym Zachodzie, powiedziałem, że moje życie się zmieniło. Na co on przerwał mi mówiąc: "Panie McDowell, czy chce Pan przez to powiedzieć, że w dwudziestym wieku Bóg odmienił Pańskie życie? W jakich sferach?". Po czterdziestu pięciu minutach powiedział: "Dobrze, dosyć już". http://rnz.org.pl/index/?id=b495ce63ede ... 2cb947c162 To są przykładowe słowa jakie często słyszę. Te akurat to słowa znanych pisarzy, apologetów i ewangelizatorów, ale słyszę podobne rzeczy od setek zwykłych, szarych ludzi. Ów Vittorio Messori ma rację że "wiara dla chrześcijanina to spotkanie Osoby" a nie wyznawanie dogmatów, bo samo wyznawanie dogmatów kiedy samo centrum wiary jest Osobą do niczego nie prowadzi i tylko może szybko się skończyć, nawet mimo wielkiego zaangażowania. Czuję się właśnie takim przypadkiem.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Śr wrz 29, 2010 12:28 |
|
 |
Elbrus
Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07 Posty: 8229
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia napisał(a): Ów Vittorio Messori ma rację że "wiara dla chrześcijanina to spotkanie Osoby" Czy wiesz, jaką osobą jest Bóg? Czy wierzysz Mu? Czy uważasz, że do spotkania może dojść przez zaangażowanie tylko jednej osoby? Czy uważasz, że "nie poczułaś bliskości Boga" przez Jego wolę czy przez swoje postępowanie?
_________________ The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him. (Proverbs 18:17)
Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna. (Weatherby Swann)
Ciemny lut to skupi. (Bardzo Wielki Elektronik)
Ostatnio edytowano Śr wrz 29, 2010 12:45 przez Elbrus, łącznie edytowano 1 raz
|
Śr wrz 29, 2010 12:44 |
|
 |
Geonides
Dołączył(a): Pt mar 26, 2010 11:38 Posty: 473 Lokalizacja: Rio de Świebodzineiro
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Również dla mnie Bóg jest odległym pojęciem teologicznym. Wszechmogący, osobowy byt nadprzyrodzony, charakteryzujący się dodatkowo następującymi cechami: - wpisujemy dogmaty zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego, - wpisujemy osobiste interpretacje wyznawców, którzy doświadczyli jego obecności i na tej podstawie twierdzą jaki jest oraz jakimi motywami się kieruje w swoim postępowaniu. (Sporo takowych również w tym wątku) Z tym, że ja nie wyznaję. Nie odczuwam takiej potrzeby. Nie mam oczekiwań. Nie mam problemów. Gavia napisał(a): Rozumiesz? Rozumiem. Bardzo chcesz ale nie jesteś w stanie.
_________________
|
Śr wrz 29, 2010 12:45 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia napisał(a): I jeszcze jedna rzecz którą stwierdzam: po prostu nie mam już siły (nie "nie chcę" czy "obraziłam się") wierzyć w coś, czego nie doświadczam na żadnym poziomie mojego życia. Rozumiesz? Gavia, wybacz że wtrącę się do Twojej rozmowy z kim innym, ale teraz to ja czegoś nie rozumiem. To znaczy jak najbardziej rozumiem Twoje powyższe stwierdzenie. Jest napisane jasno i po polsku. Nie rozumiem natomiast po co o tym piszesz? To znaczy jaki cel ma ten wątek na forum Wiara? Piszesz że interesujesz się psychologią - to z psychologicznego punktu widzenia: jaki cel chcesz osiągnąć przez swoje pisanie tutaj? Bo ja widzę kilka możliwości: 1. Chcesz żeby ktoś Cię przekonał że robisz źle. 2. Chcesz poznać podobne doświadczenia innych ludzi. 3. Chcesz żebyśmy Ci dali receptę, jakiej nie potrafili Ci dać specjaliści. 4. Chcesz żebyśmy Ci przyklasnęli chóralnie i stwierdzili że dobrze robisz i masz absolutną rację. Pominąłem coś? Być może. Zatem popraw mnie i wyartykułuj to jasno. Nam, ale przede wszystkim sobie. Czego oczekujesz na tym forum? Te cztery ewentualne powody narzucają się najbardziej. Jednak w zasadzie każdą dotychczasową odpowiedź negujesz. Ja już pisałem, że byłem w podobnej sytuacji, ale teraz skłonny jestem wycofać się z tego stwierdzenia. Ponieważ kiedy naprawdę się zbuntowałem to ostatnią rzeczą jakiej szukałem była rozmowa z wierzącymi. Pomijając fakt, że w tamtych czasach internet nie był jeszcze dostępny i tzw. trolling nie istniał jako pojęcie. W realnym życiu powiedziałem Bogu "nie", zatem szerokim łukiem omijałem kościoły, kapłanów i rozmowy na tle religijnym. A Ty?
|
Śr wrz 29, 2010 12:57 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
1. Chcesz żeby ktoś Cię przekonał że robisz źle.O tym to ja wiem, przynajmniej częściowo. 2. Chcesz poznać podobne doświadczenia innych ludzi.Tak, chyba najbardziej o to mi chodziło - żeby dowiedzieć się czy ktoś jeszcze coś podobnego przechodził i jak sobie z tym poradził, czyli, mówiąc inaczej, że nie jestem jakimś dziwnym, pokręconym wyjątkiem z którymś coś jest nie tak. 3. Chcesz żebyśmy Ci dali receptę, jakiej nie potrafili Ci dać specjaliści.Raczej nie, skoro właśnie specjaliści nie mogli mi nic konkretnego doradzić to nie spodziewam się tym bardziej od nikogo innego rady. Zwłaszcza, że chyba żadne rady mi nic nie pomogą - albo Bóg coś zrobi albo nie. 4. Chcesz żebyśmy Ci przyklasnęli chóralnie i stwierdzili że dobrze robisz i masz absolutną rację.Nie no, wiem, że nie robię dobrze, więc i nie chcę żeby mi ktoś przyklaskiwał. W sumie sama się zastanawiam po co jeszcze - poza tym że chciałam poznać doświadczenia innych - tutaj piszę. Chyba między innymi też po to, żeby właśnie ktoś mi powiedział że chociaż w pewnym stopniu mnie rozumie i że jestem (no, przyjmijmy że w miarę) normalną osobą a nie paranoiczką. Jak do tej pory też nikt mnie nie odsądził od czci i wiary, co też mnie trochę podnosi na duchu. Może też dlatego że samo podzielenie się moimi uczuciami z innymi ludźmi pomaga, a tutaj mogę zrobić to anonimowo. No i, mimo wszystko, miałam chyba jakąś cichą nadzieję że może ktoś da mi jakiś "złoty środek", ale, jak już pisałam, tego się tak na poważnie nie spodziewam. Krótko mówiąc chyba chodzi mi przede wszystkim o to, żeby inni spojrzeli na tą moją sytuację z dystansu (czego ja oczywiście zrobić nie mogę) i powiedzieli mi co o tym myślą. Cytuj: Ja już pisałem, że byłem w podobnej sytuacji, ale teraz skłonny jestem wycofać się z tego stwierdzenia. Ponieważ kiedy naprawdę się zbuntowałem to ostatnią rzeczą jakiej szukałem była rozmowa z wierzącymi. [...] A Ty? A ja chyba raczej nie jestem zbuntowana, jeśli unikam modlitwy, spotkań modlitewnych itd to nie z powodu buntu tylko dlatego że za ciężko to wszystko odbieram pod względem emocjonalnym. Jednak poza tym... studiuję teologię, przecież nagle nie rzucę studiów, czytam też książki religijne (ostatnio "Jezus z Nazaretu" Benedykta XVI) i nawet Pismo Święte od czasu do czasu, staram się pogłębiać moją wiedzę, zdarza mi się jeszcze ciągle stawać w obronie Kościoła i wiary, nawet teraz. Tylko że to wszystko kompletnie nie ma przekładu na moje życie. Trochę jakby mój intelekt i wiedza swoją drogą a życie swoją. Wiedza to tylko wiedza, pewne informacje, powiązania logiczne, systemy teologiczne i filozoficzne - w tym, mówiąc szczerze jestem dobra i lubię się tym zajmować (tak jak inni lubią np. rozwiązywać krzyżówki). Ale życie swoją drogą - obecnie nie jestem w stanie się modlić, już nawet nie próbuję, jakoś mnie nie obchodzi że Jezus umarł za moje grzechy (chociaż wiem że powinno), że Bóg mnie kocha, nie wierzę Mu i w ogóle założenia chrześcijaństwa nie mają przełożenia na moją postawę życiową. W etyce to chyba ma nawet jakąś nazwę - "gilotyna Hume'a" - postawa gdy ktoś uznaje coś za wartość a i tak postępuje odwrotnie. Czyli ogólnie nie unikam wierzących, nie neguję działania Boga w ich życiu, nie przestałam się zajmować teologią, często prowadzę dyskusje o wierze i nawet jestem moderatorką katolickiego forum (nie tego, żeby nie było wątpliwości). Ale jeśli chodzi o moje życie to trzymam się od tego wszystkiego na dystans, przynajmniej na razie, mam nadzieję że nie na zawsze. Mam ciągle cichą nadzieję że kiedyś Bóg pokaże mi swoją miłość i da mi siłę do służenia Mu naprawdę (bo ciągle tego chcę) i dlatego nie chcę za sobą palić mostów.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Śr wrz 29, 2010 13:51 |
|
 |
lukaszo
Dołączył(a): N sie 22, 2010 16:09 Posty: 121 Lokalizacja: Polska
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia, bardzo rzadko piszę w ten sposób ale chcę napisać coś w związku z Twoim pytaniem. >To nie ty wybrałaś Boga ale On wybrał ciebie.<
|
Śr wrz 29, 2010 14:09 |
|
 |
eskimeaux
Dołączył(a): Wt maja 25, 2010 10:57 Posty: 464
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Cytuj: W sumie sama się zastanawiam po co jeszcze - poza tym że chciałam poznać doświadczenia innych - tutaj piszę. Chyba między innymi też po to, żeby właśnie ktoś mi powiedział że chociaż w pewnym stopniu mnie rozumie i że jestem (no, przyjmijmy że w miarę) normalną osobą a nie paranoiczką. Przeczytałem Twój wątek, Gavia i muszę powiedzieć, że przeżywam to samo, co Ty. Oczywiście wyznaję to, bo to że Bóg kocha jest właściwie podstawową prawdą wiary, ale nie widzę w swoim życiu tego, że mnie kocha.Ja to ujmuję słowami: wierzę w istnienie Boga, ale nie wierzę, że jest dobry. Cytuj: dowiedzieć się czy ktoś jeszcze coś podobnego przechodził i jak sobie z tym poradził Ja to przechodzę, ale sobie nie poradziłem. Nie przystępuję do sakramentów mniej więcej od trzech lat, wcześniej też miałem trzyletnią przerwę. Przechodziłem seminarium Odnowy, miałem modlitwę o uzdrowienie i wszystkie inne rzeczy. Powiem nawet, że w początkowo wydawało mi się, że to naprawdę pomogło, ale ten efekt nie był trwały. Cytuj: Ponieważ kiedy naprawdę się zbuntowałem to ostatnią rzeczą jakiej szukałem była rozmowa z wierzącymi. Pomijając fakt, że w tamtych czasach internet nie był jeszcze dostępny i tzw. trolling nie istniał jako pojęcie. W realnym życiu powiedziałem Bogu "nie", zatem szerokim łukiem omijałem kościoły, kapłanów i rozmowy na tle religijnym. A Ty? No właśnie. Piszę teraz za siebie, chociaż może Gavia myśli podobnie. Liam się po prostu zbuntował. Natomiast ja się nie zbuntowałem. Parafrazując maksymę przytoczoną przez lukaszo: to nie ja odrzuciłem Boga, tylko Bóg odrzucił mnie. Ja wcale nie chciałem tracić wiary, próbowałem temu przeciwdziałać, czytałem Biblię, chadzałem na pielgrzymki, do Odnowy, próbowałem radzić się różnych osób i stosować te rady w życiu. Ale to nie pomogło. I teraz ważna kwestia: Cytuj: 1. Chcesz żeby ktoś Cię przekonał że robisz źle. O tym to ja wiem, przynajmniej częściowo. Ja też chciałbym, żeby się okazało, że robię coś źle. Że następnie wystarczy zmienić to złe postępowanie i wszystko będzie dobrze. Żeby to było tak proste, jak naprawa samochodu. Ale prawda jest chyba smutniejsza, bo prawdopodobnie ja robiłem wszystko dobrze. To jednak nie jest tak, że wystarczy podjąć określone działania a Bóg odpowie na zasadzie bodziec-reakcja. Niestety, Bóg też musi chcieć ze swojej strony coś zrobić, a w moim wypadku tego nie chce. Nic nie jest ze mną nie tak. Nic nie robię źle. Moja sytuacja nie jest aberracją, tylko właśnie normalnością. Nie ma takiego działania, które mógłbym podjąć, żeby Bóg się do mnie odezwał. Po długich analizach sądzę, że problem mój i Gavii wynika z tego, że potrzebujemy potwierdzenia miłości. Kiedy chodziłem z dziewczyną, to często prosiłem ją, żeby mówiła, że mnie kocha, bo kiedy tego nie robiła, to zaczynałem w to wątpić. Nie dostałem wystarczającej dawki miłości od rodziców, więc ciągle odczuwam jej głód. I z Bogiem jest tak samo - również potrzebuję potwierdzenia, że Bóg mnie kocha. A tego niestety nie dostaję. I w zasadzie o to mi właśnie chodzi - żeby poczuć bożą miłość a nie tylko być o niej intelektualnie przekonanym. Nie wystarczy mi wiara, że Bóg gdzieś tam sobie siedzi w niebie i mnie kocha. Cóż, większość ludzi na świecie jest w tej samej sytuacji, tzn. Bóg nie okazuje im jakichś nadnaturalnych łask. Znaki miłości otrzymują po prostu od innych ludzi i wierzą w miłość Boga bez dowodu. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli. Mierzi mnie tylko, że na świecie jednak są mistycy, którzy bezpośrednio czują tą miłość  . Ja też bym tak chciał i do tego sprowadzają się moje modlitwy. Ale Bóg tego dla mnie widocznie nie chce i chyba właśnie to chciał mi całe życie powiedzieć. Mój plan na chwilę obecną jest taki, że zmienię swoją rolę w relacji z Bogiem. Całe życie chciałem być "świętym Janem", który leżał na piersi Chrystusa, ale Bóg nie chce dla mnie tej drogi. Zamiast tego będę więc anonimowym słuchaczem kazania na górze, gdzieś w ostatnim rzędzie. W taki sposób również można być wierzącym. Nie każdy musi być apostołem, nie każdy musi odgrywać jakąś arcyważną rolę w Kościele i nie do każdego Bóg przemawia osobiście. Skoro Bóg nie odpowiada na moje modlitwy, to znaczy, że chce, żebym sobie radził sam. Radzę sobie obecnie całkiem dobrze, więc pierwszy etap przeszedłem. Dalej postaram się powalczyć z grzechem. Będę sobie musiał znaleźć żonę, bo bez tego nie uda mi się zaprzestać masturbacji i pornografii. Najtrudniej będzie mi pozbyć się tego żalu do Boga, gniewu i rozczarowania, że nie dał mi tego, o co prosiłem. Ale chyba na tym polega pokora. Jeżeli to przejdę, to będę w stanie prowadzić chrześcijańskie życie, zwyczajne i bez fajerwerków. Jest tylko jedno ryzyko. Jeżeli moje życie mi się zawali, żona mnie zostawi, stracę pracę, zdrowie albo znów popadnę w depresję, to raczej nie uda mi się zachować wiary. Moje życie będzie się opierać na materialnych fundamentach i jeżeli Bóg postanowi wypróbować moją wiarę, to już z góry zapowiadam, że żadnej takiej próby nie przejdę. Na koniec powiem, że Kościół obecnie nie ma zbyt dobrej nauki dla osób w naszej sytuacji. Kiedy człowiekowi zdarzają się nieszczęścia, to Kościół zaleca modlitwę, która - jak się przekonałem - nie działa. To nasze przeżywanie trudności w wierze nazywa się czasem "pustynią". Zdaniem Kościoła pustynia może być albo wynikiem grzechu albo być czasowa. Nie ma w obecnej nauce Kościoła ewentualności, że pustynia wcale nie wynika z błędów ani decyzji człowieka oraz że ma trwać właściwie do końca życia. Już tu kiedyś mówiłem Liamowi (który mi potem studził głowę), że my tu piszemy historię. Kościół za bardzo skupił się na mistykach i ludziach o bardzo bliskiej relacji z Bogiem ("świętych Janach") i do nich dzisiaj kieruje całą naukę a zapomniał o nas, trędowatych. A tacy ludzie też istnieją - cierpiący nie z własnej winy, którym Bóg nie pomaga. Może dołożymy swoją cegiełkę do doktryny katolicyzmu.
_________________ Come and see the truth through lies you've been fed. Weigh the worlds at hand, now which direction will you take?
|
Pt paź 01, 2010 2:13 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Nie wiem, bo to by negowało dobroć Boga a bez dobroci Boga nie ma chrześcijaństwa...
Ale ogólnie, eskimeaux, widzę że jedziemy na jednym wózku. Mi też zdecydowanie brakuje miłości i ten brak bardzo dotkliwie odczuwam. Ale w paru rzeczach się z tobą nie zgodzę, przynajmniej w odniesieniu do mojego doświadczenia: 1. Zapewne powodem mojego "doła" jest poczucie braku miłości Boga, ale to nie jest poczucie tylko emocjonalne, ale wynikające z doświadczenia - widzę co przeżywają i otrzymują inni ludzie, nawet ci którzy też nie doświadczyli w życiu innej miłości, a może nawet szczególnie oni, więc nie jest to uwarunkowanie czysto psychologiczne. 2. Nie wydaje mi się żeby Kościół skupił się na "mistykach", a jeśli tak to wszyscy wierzący (mówię o wierzących, a nie o "letnich") jakich znam są mistykami. Zresztą, może i tak właśnie jest. Chodzi mi o to, że zarówno z moich obserwacji jak i wiedzy teologicznej wynika, że doświadczenie miłości Boga, prawdziwe spotkanie z Jezusem, jest podstawą całego chrześcijaństwa a nie przywilejem wąskiej grupy "mistyków". Wynika z tego że wszyscy wierzący są w jakimś stopniu mistykami, oprócz nas, którzy ani specjalnie wierzący ani mistykami nie jesteśmy.
Nie wiem jak to jest. Znam dziesiątki jeśli nie setki ludzi, którzy w wierze znaleźli szczęście, doświadczyli miłości Boga, których Bóg uzdrowił czy to fizycznie czy duchowo i którzy pragną żyć dla Niego. I znam 3 osoby, które niezasłużenie doświadczyły w życiu wiele zła (nie wiem jak to było u ciebie, ale mam powody przypuszczać że właśnie tak), a mimo że bardzo starały się wierzyć to w końcu się poddały. Dwie właśnie tu rozmawiają a trzecia popełniła samobójstwo (a i tak, znając tę osobę przez rok byłam zdumiona że jeszcze się jakoś trzyma, przy tych wszystkich nieszczęściach które na nią spadały). Wszystkie te 3 przypadki mocno podważają moją wiarę że Bóg nie daje człowiekowi ciężarów nie do udźwignięcia.
Różne rzeczy już podejrzewałam, od tego że coś osobiście źle robię aż po przekleństwo i nawet byłam u egzorcysty, który zresztą stwierdził że nie widzi powodów żeby się nade mną modlić. Byłam u sióstr w Rybnie, na rekolekcjach z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe i jeszcze na wielu innych tego typu wydarzeniach. Nic nie pomogło. Ok, pasuję. Teraz albo Bóg wysłucha ludzi którzy się za mnie modlą... albo nie, ale to już nie będzie moja wina.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Pt paź 01, 2010 15:08 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia i eskimeaux, powtorze wam jeszcze raz: jestescie jak najbardziej normalni. Gorzej, wg kryteriow "koscielnych" moglibyscie zaliczac sie teraz do tych "wybranych", ktorzy maja szanse spotkac Boga blizej i intensywniej, wlasnie dlatego, ze nie zadowalaja sie (dla was pusytmi) obietnicami i zapewnieniami osob, ktore "wiedza lepiej". Jak mowi psalmista Cytuj: Jak łania pragnie wody ze strumienia, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże. Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże? Ps 42 Spotkanie z Bogiem zalezy od Boga. My mozemy tylklo zrobic Mu miejsce i ... czekac. Nasze dobre uczynki, modlitwy itp niewiele tu pomoga. Moze takze dlatego, ze sa "nieszczere" i "interesowne". Kiedys przychodzi taki czas, ze nasze rece sa naprawde puste i mozemy tylko czekac na Jego przyjscie. Szukalam tego cytatu: Cytuj: Chrześcijanin XXI wieku albo będzie mistykiem, albo go w ogóle nie będzie” (K. Rahner). I znalazlam go na kilku stronach http://www.kapucyni.pl/index.php/duchow ... ka-mistykahttp://www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=1579Wydaje mi sie to dla was troche za abstrakcyjne, ale moze cos wam to pomoze. Gavia, masz dobre doswiadczenie: to jest mozliwe, ze Pan Bog daje doswiadczenie Siebie. I moim zdaniem uczciwiej jest powiedziec, ze nie ma sie do czegos przekonania i szukac Prawdy, niz udawac, ze wszystko jest w porzadku i postepowac w zgodzie z pewnymi zwyczajami, ale nie z wlasnym przekonaniem. Bo Pan Bog przeciez wie, ze nie robimy tego szczerze i z przekonaniem. Lepiej szczerze powtarzac psalmy, ktore opisuja wlasnie takie stany duchowe, niz udawac, ze wierze, ze jeszcze jeden rozaniec przyblizy mnie do Boga. Problem jest w tym, ze kiedy sie szuka i idzie na slepo, to jest to mocno deprymujace. Patrzac wstecz widac, jaka droga nas Bog prowadzil. W miedzyczasie trzeba czasem po prostu trwac.
|
Pt paź 01, 2010 15:49 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|