Na twoje bolączki nic ci nie poradzę, to zalezy od każdego człowieka jak ma silna psychikę.
Jeden będzie płakał, że zabił pająka drugi będzie się smiał i wyrywał mu nóżki i nie pójdzie do spowiedzi z tym.
Znane są osoby które mimo wyraźnego ekskomunikowania ludzi którzy poddają sie aborcji czy tam innych złamań przykazań itp chodzą do Komunii Św..
Niektórzy mają na to co ty mówisz rade taką: znaleźć swojego duchowego spowiednika. Wybrać księdza na tego do którego się będzie chodzić tylko. Porozmawiać z nim i uprzedzić o wyborze. Może sie zgodzi.
Jak będziesz dziennie przed snem w modlitwie wieczornej podsumowywał przed Bogiem swój dzień i wyciągał grzechy to będziesz mieć prawie gotowy rachunek sumienia przed sama spowiedzią. Wystarczy przelecieć szybko myślą te dni.
Człowiek normalny to świadomy swojej ułomności. Dlatego choć to ciężkie i ciężko sie z tym żyje lepiej pamiętać o tym co się robiło. Przynajmniej od spowiedzi do spowiedzi.
Warto też zastanowić sie nad tym co sie zrobiło dobrego i przygotować bardziej do nietypowych sytuacji by je umyślnie czymś dobrym wesprzeć. Oddać Bogu.
Katolik ma ciężki chleb powszedni. Nie dość, że ciąży mu sumienie i myśl o tym, ze sie jest grzesznikiem to jeszcze trzeba ciągle rozważać czy sie czego złego nie zrobiło [ciężkiego grzechu] i mieć dobrą intencje. Starać o mądrość i przenikać to co ma nadejść...
Nie jest to łatwe...
Warunki spowiedzi dla kogoś kto zyje z dnia na dzień Bogiem sa w sumie ciągle spełniane. I w każdej chwili jest gotowy do spowiedzi teoretycznie.
1) rachunek sumienia
2) żal za grzechy
3) mocne postanowienie poprawy
4) spowiedź
5) zadośćuczynienie.
Rachunek sumienia wieczorem z każdego dnia i pamięc o dawnych uczynkach.
Żal za grzechy trzeba wzbudzac ciągle i niesustannie z grzechem walczyć.
Postanowienie poprawy jest w zasadzie cigle obecne, gdy go brak jak można myślec o tym, ze się idzie w dobrym kierunku w stronę Boga?
Zadośćuczynienie lepiej wykombinowac wczesniej. Nie tylko jako poprawę życia ale ofiary postu, jałmużny itd..
Jak się zyje jako katolik to sumienie nie drażni tak bardzo. Drażni tych co dopiero wybierają droge do Boga i się nawracają.
Po jakims czasie jednak każdy dochodzi takna marginesie do wniosku, że nieustannie się nawracamy.
Poprzeczka idzie wyżej, wymogi od siebie wyżej no i mamy potem świętych.
Czego ci zycze.
