Co raz częściej odczuwam na sobie jak bardzo wole żyć z Jezusem ,jak bardzo to jak żyłem wcześniej było dalekie od szczęścia.Zaczynam widzieć co przeszkadza mi w zbliżeniu się do Jezusa,uczyć się powoli prawie jak w szkole żyć "prawidłowo".Droga przede mną daleka ,ale wreszcie ta droga ma cel.Szczęście jest bardzo blisko i łatwo je osiągnąć , wystarczy oddać swoją wolę Bogu , bo to On wie co dla nas jest najlepsze . W praktyce to okazuje się ciężkie do zrealizowania ,ale nie niemożliwe, bo tak naprawdę ofiarując się Bogu i szukając Go szukamy siebie w Nim , a nie Jego(z czego zdałem sobie sprawę niedawno) .Przeczytałem coś co określiło historie mojego życia : napięcie pojawia się pomiędzy naszą wolą , a wolą Boga...Niby zrobilibyśmy wszystko dla Boga ,ale kiedy On przychodzi i daje nam proste zadanie ,które przeszkadza nam w czymś co my chcemy to ciężko nam to zrobić,nie każe nam iść umierać na krzyżu ,ale chociażby pomóc komuś w jakiejś pracy ,poświęcić na to 5 minut,ale że to 5 min mieliśmy zarezerwowane na coś innego to tego nie zrobimy i jakoś się wytlumaczymy przed sobą.
Niby to takie proste , a tak ciężko się zaprzeć samego siebie i oddać tą naszą wolę Bogu,dać tak mało, a dostać wszystko.To codzienna walka z szatanem i samym sobą ,w każdym dniu boje się że odejdę od Boga i wszystko runie , że przestane się modlić ,spowiadać się i chodzić na msze ,że różaniec okaże się za długi , że nie oprę się pokusom...ale gdzieś czytałem ,że kiedy tych obaw nie ma i szatan nie atakuje to wtedy trzeba się martwić

Tak o się chciałem podzielić czymś z głowy i serca.