Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz maja 09, 2024 7:11



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 
 Tekst w Rzeczypospolitej - o Kościele i Soborze 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lut 23, 2005 19:50
Posty: 180
Post Tekst w Rzeczypospolitej - o Kościele i Soborze
J. Bartyzel, RZECZPOSPOLITA

Wraz z soborem rozpoczął się w historii Kościoła największy kryzys od czasów arianizmu

Czas zapaśników Boga


Jan Paweł II przeprowadził w trzecie tysiąclecie Kościół wciąż tętniący żywą wiarą, ale zagrożenia nie ustały. Przed nowym papieżem stoi zadanie odparcia tych ataków i przygotowania pełnego triumfu Chrystusa Pana w Jego Kościele




(c) MIROSŁAW OWACZAREK
Kiedy jest już po wszystkim, kiedy zamknięto wieko potrójnej trumny jak potrójnej korony żałobnej, pod przymkniętymi powiekami zostają obrazy. Naprzód te z godzin konania, które ostatnią katechezą, uczącą chrześcijańskiej ars moriendi, wieńczą wspaniale najbardziej powszechnie odczuwany rys charyzmatu tego papieża. Lecz dobrze się stało, że nie dozwolono, by oko telewizyjnej kamery pozwoliło tłumom wglądać w mysterium tremendum złożenia do grobu. Dzięki temu ostatni zapamiętany obraz - trumny znikającej w majestatycznym mroku za bramą Bazyliki św. Piotra - przypomniał nam nie mniejszej piękności, a trudniejszy, zagubiony w dzisiejszym splebeizowanym świecie, "patos dystansu", którego smak mgliście pamiętać możemy jedynie ze starych rycin ukazujących wikariuszy Chrystusa obnoszonych w sedia gestatoria.

A teraz na tę sekwencję obrazów wielkiego Przejścia nakłada się myśl potwierdzająca naukę św. Tomasza z Akwinu, iż "zachowywanie jest tworzeniem w ciągłości". Oto Duch Święty obdarował Kościół papieżem, który jako kardynał i prefekt Kongregacji Nauki Wiary był i najbliższym współpracownikiem Jana Pawła II, i nieugiętym obrońcą ortodoksji. Jak mało kto, z taką konsekwencją kardynał Joseph Ratzinger przypominał, że chrześcijaństwo nie zadowala się "tolerancją", ale domaga się spójności pomiędzy religią publiczną (theologia civilis) a religią prawdziwą (religio vera).

ROZMIARY POSOBOROWEJ AUTODESTRUKCJI
"Zapaśnik Boga" zszedł ze sceny Wielkiego Teatru Świata jako aktor doskonały, posłuszny bez reszty boskiemu autorowi tego widowiska. Jednakże pontyfikatu Jana Pawła II nie można w pełni zrozumieć bez ogarnięcia wspomnieniem poprzedniego aktu tego dramatu, jakim był czas wielkiego zamętu w Kościele katolickim po Soborze Watykańskim II. Jak dawno temu zauważył nieżyjący już kardynał Julius Döpfner, Kościół po soborze przypomina wielki plac budowy, lecz na tym placu zagubiono projekt i każdy teraz kontynuuje tę budowę wedle swego upodobania.

Zapoczątkowane lekkomyślnym hiperoptymizmem papieża Jana XXIII "otwarcie" na współczesność pod hasłem "udzisiejszenia" wystawiło Łódź Piotrową nie tylko na podmuchy nieprzyjaznych prądów, ale również na ekscesy "dostosowawcze" tych, którzy winni byli bronić depozytu wiary nawet za cenę męczeństwa. Po heroicznej "epoce Piusów", w której Kościół bronił nie tylko siebie, lecz również społeczeństwa, cywilizacji chrześcijańskiej, przed kolejnymi przypływami rewolucji, nastał czas gorączkowego a małodusznego deliberowania nad tym, jak dalece wejść w to "nowe, racjonalne społeczeństwo", jak zawrzeć niemożliwy pakt pomiędzy prawdą a fałszem, pomiędzy mówieniem "tak" a przeczeniem albo mówieniem "tak, ale", pomiędzy Chrystusem i Barabaszem.

Duch Święty ustrzegł wprawdzie Ojców Vaticanum II przed zatwierdzeniem jakichkolwiek tez, które byłyby wprost sprzeczne z dogmatami wiary katolickiej, niemniej nieprecyzyjność, niejasność oraz często mętne socjologizowanie i obfite czerpanie ze słownika "zaangażowanej" publicystyki uchyliły szeroko drzwi procederowi rozmywania doktryny aż po jawne herezje, głoszone bezkarnie z katedr teologicznych i nawet biskupich. W szczególności deklaracją o wolności religijnej sobór "ratyfikował" laickie państwo demoliberalne, wyrzekając się tym samym społecznego panowania Chrystusa Króla. Kilka lat po soborze i zresztą w zupełnej sprzeczności z jego konstytucją Sacrosanctum concilium, spreparowany naprędce i przy uczestnictwie niekatolików nowy ryt, banalizujący Tajemnicę, zastąpił doskonale katolicki i kanonizowany przez św. Piusa V klasyczny ryt rzymski.

Rozmiary autodestrukcji pozwalają stwierdzić, że wraz z soborem rozpoczął się w historii Kościoła największy kryzys od czasów arianizmu, gorszy od rozłamu wprowadzonego przez protestantyzm, bo wewnętrzny, podobny arianizmowi przede wszystkim w tym, że sprowokowany "odgórnie".

BEZDROŻA ALTERNATYWNYCH ŚCIEŻEK
Wybór dokonany przez konklawe w październiku 1978 roku przyjęty został z ogromną nadzieją przez wszystkich zatroskanych postępującym samozniszczeniem Kościoła. Przybysz "z dalekiego kraju" był postrzegany jako gałązka ze szczepu Regnum orthodoxum, polski semper fidelis Chrystusowi, Maryi i Rzymowi; jako dziedzic konserwatywnego Kościoła polskiego, w tym jego ostatnich wielkich przywódców: księcia-metropolity Adama Sapiehy Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego. Jednocześnie biskup Karol Wojtyła był także aktywnym promotorem Vaticanum II, przeświadczonym, iż właściwa, wierna "literze", a nie wyimaginowanemu "duchowi" soboru interpretacja i aplikacja jego uchwał może przynieść owoce dobre i zdrowe. Wypadkową tych dwóch okoliczności było przyjęcie strategii "pośredniej drogi" pomiędzy tradycją a reformą, odczytywania "znaków czasu" w świetle niezmiennego depozytu wiary.

Szło tu o "restaurację" pojętą, w myśl słów najbliższego współpracownika papieża, kardynała Josepha Ratzingera, jako "poszukiwanie sposobów odzyskania równowagi po okresie przesadnego otwarcia się na świat, po okresie zbyt pozytywnego interpretowania agnostycznego i ateistycznego świata".

Symboliczna dla tego podejścia jest jednoczesna beatyfikacja autora wiekopomnego, lecz dotąd spychanego w "dół niepamięci", Syllabusa błędów nowoczesności - Piusa IX i "nowatora" Jana XXIII.

Konsekwencją obranej linii pontyfikatu była atoli ujawniająca się na wielu polach połowiczność rozwiązań. Najbardziej zuchwali - by wymienić przykładowo ks. Hansa Künga czy bpa Jacques'a Gaillota - zaczęli być w końcu dyscyplinowani, ale nie zdołano położyć zupełnie kresu możności ich oddziaływania, tak samo jak rebelianckim ruchom stawiającym sobie za cel "demokratyzację Kościoła". Potępiona została (pseudo) teologia "wyzwolenia", ale podtrzymywanie "opcji preferencyjnej na rzecz ubogich" grozi ciągle redukcją do "horyzontalnych", socjoekonomicznych odniesień.

DEZORIENTACJA SUMIENIA
Z ust Jana Pawła II słychać było wielokrotnie ostrzeżenia przed totalitarnymi konsekwencjami demokracji oraz przed jej "kanonizowaniem", lecz pomijany milczeniem pozostawał "ateizm polityczny" samej ideologii demokratycznej z jej "dogmatem" o pochodzeniu władzy od ludu. Wiemy, że osobistej trosce Ojca Świętego katolicy wierni łacińskiej tradycji liturgicznej zawdzięczają zgodę na msze "indultowe", dawkowane jednak przez kurie "kroplomierzem" i w wielu miejscach świata otwarcie sabotowane. "Msza wszech czasów" nie odzyskała dotąd pełnego obywatelstwa w Kościele; nie została dana zgoda na "eksperyment tradycji", o który błagał arcybiskup Marcel Lefebvre. Natomiast wbrew nauczaniu Jana Pawła II i autoryzowanym przez niego oficjalnym dokumentom o konieczności największej czci dla eucharystii poszczególne episkopaty - ostatnio także w ojczyźnie papieża - zezwalają na świętokradczą komunię "na rękę".

Autentyczna miłość do Ojca oraz posłuszeństwo, które nie może być pasywne, fetyszystyczne i bezwarunkowe, nakazują otwarcie wyznać ból z powodu tego, co głęboko raniło i dezorientowało katolickie sumienia. Jest to zarazem to wszystko, co budziło i budzi nadal wyjątkowo hałaśliwie objawiany zachwyt "świata".

To ekumenizm, nie zawsze nazywany wyraźnie zaproszeniem chrześcijan do jedności z Kościołem i w Kościele katolickim, który jest jedynym prawdziwym Kościołem Chrystusowym; to ów "meaculpizm", który wskutek niedopowiedzeń bywał natrętnie przedstawiany jako obciążanie wyłączną winą za zło tego świata nie tylko grzesznych katolików, lecz także samego Kościoła; to wreszcie i nade wszystko ów "dialog międzyreligijny", którego najbardziej spektakularnymi momentami były papieskie wizyty w miejscach kultu religii niechrześcijańskich oraz spotkania w Asyżu. Nie dopuszczamy do siebie myśli, iżby za tymi krokami oraz za przekonaniem o istnieniu "ziaren prawdy" w innych religiach stała intencja synkretyczna.

Wyraźnie przeczy temu zresztą mocne potwierdzenie jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła w zatwierdzonej przez Jana Pawła II deklaracji Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus. Mimo to cel tych przedsięwzięć pozostaje trudną zagadką. Jeśliby nawet utopia powszechnego "pojednania" wszystkich ze wszystkimi mogła się ziścić, co jest niemożliwe, to i tak nie warto prowokować ryzyka utwierdzania się kogokolwiek w błędnym mniemaniu o prawomocności "alternatywnych ścieżek" zbawienia. Civitas terrena, choćby ciesząca się pełnią pokoju w sensie ziemskim, nie ma bowiem żadnego sensu i miejsca w historii zbawienia. Gdy spełni się eschaton dziejów, "państwo ziemskie" zostanie po prostu zdmuchnięte jak świeca, tak samo jak doczesne życie każdego człowieka.

W imię rzeczywiście integralnego, pozbawionego "selektywności", zachowywania nauk Jana Pawła II należy upominać się o nieprzemilczanie tego wszystkiego, co było dobitnym potwierdzeniemnieomylnej nauki Magisterium w kwestiach dogmatycznych, integralności wiary i absolutnego prawa moralnego, a także obroną fundamentalnych norm dyscyplinarnych.

Wspomnijmy tu, z rzeczy najwyższej wagi, unaocznienie "szokującej" nowoczesną mentalność tajemnicy odkupienia człowieka skaleczonego grzechem pierworodnym w Redemptor hominis i encyklice o Duchu Świętym; utwierdzenie w - słabnącej u wielu katolików i nawet kapłanów - wierze w realność przeistoczenia przez ostatnią encyklikę Ecclesia in Eucharistia; obronę w najbardziej filozoficznej z encyklik: Fides et Ratio, realistycznej metafizyki bytu, której odrzucenie (co papież przypomniał raz jeszcze w osobistej książce "Pamięć i tożsamość") pozbawia byty stworzone, więc przede wszystkim człowieka, nieodzownego oparcia w Bogu jako samoistnym Istnieniu; podkreślenie, w Veritatis Splendor, zależności wolności od prawdy i odrzucenie doktryn negujących obiektywne prawo naturalne.

ZADANIE BENEDYKTA XVI
Trudno wręcz ogarnąć wszystkie akty i wypowiedzi w obronie "cywilizacji miłości" i tożsamości narodów, wyrażającej się najpełniej w ich kulturze, a heroicznego sprzeciwu wobec "cywilizacji śmierci". Nie da się już schować pod korcem - jedynego bodaj w długiej historii tego pontyfikatu - aktu zawierającego wprost odwołanie się do bezwzględnie wiążącego sumienia dogmatu o nieomylności papieskiej, czyli listu apostolskiego Ordinatio sacerdotalis, przekreślającego raz na zawsze możliwość udzielania święceń kapłańskich kobietom.

Wreszcie, z długiego szeregu świętych i błogosławionych, którymi Jan Paweł II obdarował Ecclesia Militans, godzi się wspomnieć tu niespotykany od dawna nawet w czasach przedsoborowych fakt wyniesienia na ołtarze dwojga władców chrześcijańskich: królowej - św. Jadwigi Andegaweńskiej i cesarza - bł. Karola Habsburga. Był to jakże wymowny, acz subtelny, sposób uzmysłowienia "odczarowanemu" światu stechnicyzowanej i zekonomizowanej polityki, że archetypem doczesnej "społeczności doskonałej" jest monarchia chrześcijańska, w której źródło prawowitości stanowi "legitymizm wiary".

Jan Paweł II przeprowadził w trzecie tysiąclecie Kościół wciąż tętniący żywą wiarą, ale zagrożenia nie ustały. Przed Benedyktem XVI stoi zadanie odparcia tych ataków i przygotowania pełnego triumfu Chrystusa Pana w Jego Kościele. Sprawą pierwszą co do ważności jest przywrócenie pełnego obywatelstwa w Kościele tradycyjnej mszy rzymskiej, a każdemu kapłanowi katolickiemu - bezwarunkowego prawa jej odprawiania. Niejako przy okazji będzie to rozwiązaniem bolesnej kwestii położenia tych wspólnot tradycjonalistycznych, których status w Kościele pozostaje nieuregulowany. Papież Benedykt XVI może dokończyć dzieło, które w 1988 roku nie powiodło się kardynałowi Ratzingerowi. To jest możliwe.

JACEK BARTYZEL
Autor jest profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, prezesem Klubu Konserwatywnego w Łodzi oraz przewodniczącym Straży Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego

_________________
Logicznych powodów brak, gdy pod chełmem jeno wiatr :-)


Pt kwi 22, 2005 18:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49
Posty: 10063
Lokalizacja: Trójmiasto
Post 
Twój podpis, Fatalu, świadczy o tym, jakie masz nastawienie do Vaticanum II... czy może do wszystkiego, co nowe :?: Ja uważam, że sobór był potrzebny. Co innego - że jego realizacja często poszła nie w tym kierunku, w jakim powinna.

_________________
Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)

Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www


N kwi 24, 2005 12:59
Zobacz profil WWW
Post 
ToMu napisał(a):
Co innego - że jego realizacja często poszła nie w tym kierunku, w jakim powinna.


Socjalizm - TAK! Wypaczenia - NIE!

Czy o to Panu chodziło? ;-)


Pt kwi 29, 2005 12:37
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49
Posty: 10063
Lokalizacja: Trójmiasto
Post 
Na pewno nie popieram socjalizmu. Wypaczenia :?: Niekoniecznie. Opatrzne rozumienie i przez to późniejsze nieporozumienia - bardziej.

_________________
Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)

Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www


Pt kwi 29, 2005 14:19
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57
Posty: 2184
Post Re:
Super kolejny temat na ten sam temat, czy Wy nie macie co innego do roboty?

Czemu wszyscy nie zajmiemy sie zblizaniem do Boga, zamiast klotniami o jezyk Mszy. Lacine do liturgi wprowadzono w III w IV wieku, p;rzedtem byla greka, w ramach tradycji proponuje powrot do greki!!!!!!!

Sw Dominik, jak wiadomo swiety przesoborowy, mowil jesli ludziom nie da sie mowic o Bogu to Bogu trzeba mowic o ludziach. Wiec moze zanudzac forumowiczow tymi samymi tematami przewalkowanymi wiele razy, to zacznijsie sie powarznie modlic za nas glabow ktorzy nie rozumieja "piekna" martwej liturgii.[/quote]


Śr maja 04, 2005 0:46
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt mar 09, 2004 21:33
Posty: 732
Post Re:
wiking napisał(a):
Super kolejny temat na ten sam temat, czy Wy nie macie co innego do roboty?

Czemu wszyscy nie zajmiemy sie zblizaniem do Boga, zamiast klotniami o jezyk Mszy. Lacine do liturgi wprowadzono w III w IV wieku, p;rzedtem byla greka, w ramach tradycji proponuje powrot do greki!!!!!!!


PRZEDTEM był aramejski oraz ...języki narodowe. Np. greka, łacina, koptyjski, syryjski itd.

A tak poza wszystkim to pamiętajmy, że łacina to pogańki język oprawców Chrystusa Pana


So maja 14, 2005 6:01
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57
Posty: 2184
Post 
no tak kazdy kij ma dwa konca, ja nie krytykuje laciny jako takiej, jest bardzo potrzebna, kiedys byla tez "angielskim" Europy. To ze Luter napisal swoje tezy po lacinie ( a nie po niemecku,) tez cos znaczy.

Lacina w czasie Mszy moze byc potrzebna.

Bardzo ladne sa tez antyfony maryjne po lacinie i mysle ze trzeba dbac o zachowanie tradycji.

Co do oprawcow to wszystkie jezyki sa oprawcow, przeciez Chrystus zostal ukrzyzowany za grzechy nas wszystkich.
A co do konkertnych ludzi to prawdopobnie uzywali czesciej greki, gdyz w Palestynie sluzyly oddzialy bodaj libijskie, nie pamietam, ale raczej prawdziwych rzymian bylo tam malo, najpewniej dowodcy (tylko) byli rzymianami .

O greke chodzilo mi jako jeszyk liturgiczny w zachodniej czesci Kosciola, aramejski byl pewnie uzywany tylko w Jerozolomie, natomiast wszedzie tam gdzie zaczeli wchodzic poganie przechodzono na grecki. Chociazby by czytac teksty Pisma Swietego. Syryjski i koptyjski dotyczyly raczej waskich grup narodowych.


So maja 14, 2005 8:31
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 01, 2004 6:57
Posty: 2427
Post 
Cytuj:
Konsekwencją obranej linii pontyfikatu była atoli ujawniająca się na wielu polach połowiczność rozwiązań. Najbardziej zuchwali - by wymienić przykładowo ks. Hansa Künga czy bpa Jacques'a Gaillota - zaczęli być w końcu dyscyplinowani, ale nie zdołano położyć zupełnie kresu możności ich oddziaływania, tak samo jak rebelianckim ruchom stawiającym sobie za cel "demokratyzację Kościoła". Potępiona została (pseudo) teologia "wyzwolenia", ale podtrzymywanie "opcji preferencyjnej na rzecz ubogich" grozi ciągle redukcją do "horyzontalnych", socjoekonomicznych odniesień.

Mam wrażenie, że Bartyzel to taka odmiana Obirka, tylko w drugą stronę.
Nie wiem, jak on sobie wyobraża położenie "zupełnie kresu możności oddziaływania" ludzi, którzy głoszą błędy i przy tym wykazują zuchwałość, jak na przykład o. Rydzyk i jego otoczenie.
To oczywiste, że Kościół nie jest ze swej natury "demokratyczny", ale do jego natury należy udział wszystkich katolików w odpowiedzialności podejmowanej za Kościół, nie tylko hierarchii. Za taką "demokracją" opowiadam się całym sercem.
Teologii wyzwolenia nie potępiono, ma się ona całkiem dobrze, ale potępione zostały te jej elementy, które odwoływały się do ideologii marksistowskiej.
Mimo "horyzontalnych" zagrożeń, których obawia się Bartyzel, czytamy w "Instrukcji o chrześcijańskiej wolności i wyzwoleniu", podpisanej przez kard. Ratzingera (1986 r.): "Kościół okazuje się solidarny z tymi, którzy nie liczą się w społeczeństwie, przez które zostali odrzuceni duchowo, a czasem nawet fizycznie... Opcja preferencyjna na rzec zubogich... ukazuje uniwersalność istoty i misji Kościoła. Opcja ta nie zna wyjątków. Jest to powód, dla którego Kościół nie może jej wyrazić przy pomocy redukcyjnych kategorii socjologicznych i ideologicznych".


So maja 14, 2005 9:16
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 8 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL